Joanna Grey/Odsłona II
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Joanna Grey | |
Podtytuł | Odsłona II | |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta | |
Data wyd. | 1874 | |
Miejsce wyd. | Lwów | |
Źródło | Skan na commons | |
| ||
Indeks stron |
(przy krosnach, rozmawia haftując, to przestając.)
Ostatnie wieści od dworu takie smutne — mój biedny kuzyn Edward co dzień słabszy — takie wiotkie i wątłe ciało, a duch w niem potężny rozrasta się i rozsadza swoją lepiankę!... a! gdyby on żyć mógł!... cała w nim nadzieja nasza — cała wolność myśli w Anglii na nim spoczywa — gdyby go brakło... boję się w przyszłość poglądać! Jakże patrzeć w obraz przyszłości po tamtej stronie grobu tego, kogo się jak brata miłuje!... (zalewa się łzami i milczy długą chwilę.) Dziś Marya Tudor na tronie — jutro zadymią stosy i krwi strugi popłyną, całe rusztowanie lat dwudziestu runie na głowy biednego narodu! a Elżbieta? ta istota z żelazną wolą jest sfinksem dla mnie — wiem tylko że sfinksem bronzowym, pełnym swego ja, bez czucia! obie nieszczęśliwe! a dziwne! cały urok nieszczęścia, całą aureolę sieroctwa swego same zniweczyły, i są odpychające! cała złość Henryka ósmego tętni w ich żyłach! w obu siostrach królewskich, nieszczęście zamiast je podnieść, złość tylko wyrobiło — jedna rdzy, druga naciągnęła grynszpanu!... ale za co one mnie nienawidzą!? czułam ostatni raz u dworu nienawiść Maryi ku mnie, aż płonęła od niej jak gorące żelazo. — Elżbieta wciąż kąsała mnie swymi przycinkami, i byłoby mi się na płacz zebrało, gdyby nie poeta Ferrers, na którego król mrugał i odcinać mu się za mnie kazał — aż wreszcie sam król odciął się za mnie, aż była cisza. — Za głupia jestem by módz się odciąć za siebie, a ludziom trzeba pokazać czasem, że się ma zęby, inaczej kąsają bezkarnie — niestety! przekonałam się o tem... a ja im się tak składam we wszystkiem — czegoż chcą odemnie?...
(wchodzi) MISTRESS TYLNEY (całując w rękę Joannę.)
Cóż słychać moja Anno?
Fatalne wieści! książe Somerset popadł w niełaskę, uwięziony w Tower — mówią że Tomasz Sejmour admirał, brat jego wyjednał to u króla — księżna Somerset, płacze i mdleje — i poprzysięga zemstę bratu męża — ta wyniosła kobieta zgubiła go dumą swoją!...
Czy podobna!... więc przyszło do tego, czegom się zawsze obawiała! lew rzucił się na tygrysa! brat na brata! bój to będzie straszny i drugich za sobą pociągnie!... społeczność cała — Anglia — Europa! z zgorszeniem patrzeć będzie na to! oby nie zakwitła róża biała i czerwona!...
Mówią, że hrabia Warwick, stryj wasz Pani, pragnie pojednać braci, wstawiał się publicznie u króla, mówił z członkami parlamentu, był u barona Tomasza Sejmour, admirała... ale ten pała piekielną nienawiścią ku swemu bratu protektorowi, księciu Somerset! Hrabia Warwick może wiele dokazać!
A! byle tak było! (do siebie) Niezupełnie mu ufam!
Mylę się — nie hrabia Warwick, książe Northumberland!
Jakto? przecież Percy nie żyje?
Hrabia Warwick, mianowany księciem Northumberland!... winszuję ci Pani! domowi Twemu wszyscy zazdroszczą!...
Czy być może! tak szybko? i to zaraz po uwięzieniu księcia Somerset protektora? Niedawno wice-hrabia Lisle, syn ściętego sromotnie ojca, po kątach dworu cicho przyczajony, raptem faworyt króla, hrabia Warwick, i dziś — księciem Northumberland!... zamki jego rozliczne, pycha szatańska! ziemie jego równe tym, co dzierzyli wassale! on zaczyna trząść biednym królem, jak słabą trzciną... a! biedny Somerset! ten mąż szlachetny! najlepszem dlań świadectwem, że go lud biedny uwielbia — on dzwignią naszą w Anglii! Cranmer bez niego straci równowagę, raz będzie za słodki, raz za groźny!... Gdybym mogła łaskę wyjednać u króla! ale to daremnie! Somerset ma tylu zawistnych — a potem, Lady Tomas Sejmour, żona jego brata, admirała, a wdowa królewska, była moją drugą matką!... Somerset uwolniony, zemści się na bracie — wiem o tem — a więc i na niej — jego żonie!... (z rozpaczą) o mój Boże, co ja pocznę!...
Nie troszcz się Pani! królowa wdowa zbyt zimnego charakteru, ona cała tonie w ojcach kościoła i sporach teologii — taki zimny charakter nic nie uczuje!
O moja Anno! Nie te charaktery są zimne, co nieokazują zawsze pozorów przywiązania — miłość osób gorących bywa ogniem słomianym, osoby spokojne, a trwale kochające, czasami są na pozór zimne, ale gdy kochają, to na zawsze, nie słowem, ale czynem lat kilkunastu, jak mnie królowa wdowa!... takie istoty na pozór zimne, moja Anno, są jak śniegi drzemiące na szczytach gór olbrzymich — dopiero, kiedy skwar słońca wysuszy strumienie dolin i ich ziemię, śniegi te topniejąc na szczytach, nowymi zdrojami w miejsce wyschniętych zalewają więdnące z skwaru doliny — taką — była dla mnie Katarzyna Parr, ta męczennica! królowa wdowa.
Ależ ona ci przebaczy — ona to zrozumie!
W tem moja nadzieja! czy król zechce? on mnie tak kochał dotąd!
To nie łatwo — mówią że wczorajszej nocy król gorzej zachorował, gorączka go trawi — mówią nawet, że lekarze zwątpili już o życiu...
O mój Boże!
Niestety!... (Wchodzi służący z listem.)
Od mego stryja! pieczęć książąt Northumberland!... (czyta) „Cześć i pozdrowienie Joannie, wzywam cię w ważnej chwili mylady, książe Somerset uwięziony — w wielkiej niełasce u króla, jeśli nieboisz się brata jego księcia Tomasza Sejmour, to tylko głos twój może za nim skutecznie przemówić — król cię więcej kocha, niż obie siostry swoje — ty możesz także ułagodzić Tomasza Sejmour, nienawiścią pałającego przeciw bratu swemu — król ma się gorzej — pytał się dwa razy o ciebie — pragnie cię widzieć — niema chwili do stracenia — przybywaj jak najprędzej —
Twój wierny stryj
Northumberland.
(po namyśle) A! dzięki wam nieba! więc stryj mój szlachetnym człowiekiem! o! przebacz mi! ja cię śmiałam posądzać, nigdy sobie tego nie przebaczę — Mistres Tylney! niechaj barka moja będzie gotowa — Tamizą popłynę — ty że mną — ważna chwila — drzę cała!... (odchodzą.)
NORTHUMBERLAND.
(zwija papier, który czytał i chowa.)
Fale dziejów są jak fale morza — trzeba po nich żeglować, lub w nich tonąć — mnie strącono raz z mej łodzi — w falach widziałem krwawą odciętą głowę ojca, jak zębami czepiała się wiosła; podłość i zawiść spotkałem tylko, po nich pójdę do mego celu! i z rydwanu strącę ich — by oni mnie nie strącili!... (robi kilka gwałtownych kroków.) Religia! honor! miłość! przyjaźń! cha! cha! cha! farsy głupie! łatwowiernych maskarady co im mędrsi wyprawiają!... przesądów waszych użyję, jak taranów przeciw wam! i siła moja — będzie przed prawem!! a kiedy stanę się silnym, wszyscy — bałwochwalić mnie będziecie! na stosie trupów urosnę tak wysoko, jak głęboko zepchnięty byłem! a! jak ja ich wszystkich nienawidzę!... od tego co nosi dyadem, do tego co czyści mój but! gdyby wszyscy mieli jeden tułów i jedną głowę... precz z nią!... (przechadza się,) Bogiem moim jestem ja! może i szatanem moim! cha! cha! mniejsza oto! I nie odłączę trzciny od bioder twoich, mówi pismo!... a! jakże ta trzcina królewska gnie się u bioder moich!... lgnie do mnie jak mucha do kameleona! w tem mój rozum, bym miał te wszystkie kolory, jakie lubi jego dziecięca mość! i tęcza nie tak dogodzi mu barwami, jak kameleon — ja!!! Ten poroniony syn Henryka!... ha! ojciec umiał trząść ludźmi!... trząść!!! tak!!! on mistrzem moim będzie! od wrogów jednych uczyć się trzeba, jak zgnieść drugich!... (siada na ławie kamiennej.) Na drodze mojej dwie kolumny — jedna żelazna — druga złota! Książę Somerset protektor — i admirał brat jego. Żelazną zwalę tak, by padając obaliła złotą — a gdy nią się zbogacę, zepnę się po żelaznej!... Gdzie dziś opieka nad królem? co znaczy głos ich w parlamencie? o drzewo Sejmour, zielenisz się, ale podciąłem korzenie twoje! (trze czoło.) Brata na brata poszczuję, jeden padnie przez drugiego, a drugiemu samemu, dam rady — jeden chce królowi dać za żonę młodą Maryę Stuart, drugi pragnie go ożenić z Joanną Grey — bajki dziecinne! król umrze! umrzeć musi!... tak — musi! skoro spełni wolę moją!... Lekarz upewnił mnie, że miesiąc tylko życia... gdyby dłużej to — skrócimy! Joanna musi być królową!!! tak — ale żoną mego syna a przez nich królem będę — ja! i dynastya Northumberland na tronie Albionu!... po zbrodniach tam się wedrę, czy inni tam chadzali lepiej? drwię z przesądów sumienia! uszy mu zatkam zbrodniami!... złe będzie mi dobrem, a dobre złem! a! jak was nienawidzę ludzie! ile podłości waszych połknąłem! ile trucizn zawiści! a cała nienawiść moja nierówna żądzy panowania nad wami!... żelazna wola mnie tam powiedzie! strącę wszystkich, obalę wszystko! i będzie nad niemi — moje Ja!... (po pauzie) Czem oni są? król? to przesąd szlachty — szlachta to przesąd ludu — lud — to działo, które tam pali, kędy go mądrze obrócisz — niecierpię króla, szlachty, ludu!... jedną polewkę szatańską zwarzyłbym z nich na kotle piekielnym (po pauzie.) Co widzę! tam płynie barka Joanny z herbami jej domu! tak to jej flaga!... O tyś nam potrzebna gołąbko!... jak baranek wielkanocny tak cenne masz runo!... spieszmy uprzedzić króla!... łasić się trzeba łagodnie, jak kocię małe, co spi na nogach jego, by Panu ciepło było... a samo się odeń grzeje!... a kiedy go muśnie król niech myśli, że kot, niech się pieści i woła kici! kici! kici!... i niech myśli że jest z kotów głupich, co w nocy miauczą na dachu — aż kiedy północ uderzy — z kota niech stanie pantera! a jednym skokiem ugrzązłszy w macierzyński żywot ludzkości, trzewiem jej ciepłem niech ciśnie jednem ramieniem w gwiazdy — drugiem w piekło!... a niechaj wtedy ryczy zemsty! zemsty! zemsty! (Odchodzi gwałtownie.)
ADMIRAŁ (wchodzi z gwałtownem poruszeniem.)
A! gdybyś czuł, jak ta księżna Somerset wścieka się i dąsa! zburzony la Manche nie wyrzuca tych pian, co księżna Protektorowa Sejmour! cha! cha! przyszedł mój dzień, dobrze jej będzie za wszystkie złości wyrządzone żonie mojej, królowej wdowej! Brat mój wydarł mi protektorat, kiedy byłem w krwawych bitwach! komu należał się jemu czy mnie? ona go pchnęła naprzód pychą Woodstoków[1], ona — z nim runie!...
O Panie! ułagodź gniew przeciw bratu! zbyt on słuszny, ale bolem nas wszystkich napełnia — nas, co was obu wielbić umiemy.
Obu? niema obu — Kain lub Abel!...
Ty byłeś Ablem — to prawda — i ja może nie byłbym lepszym — ale patrz! ten rozgłos gorszący całe społeczeństwo...
Ani słowa o tem! albo przysięgam... (porywa za szpadę.)
O! niech mnie bronią nieba, bym stracił serce twoje Panie!
Odejdźcie! (odchodzą.)
O zacny! szlachetny stryju! jakże rada przybywam! (rzuca się na szyję księciu Northumberland.) A... admirał tutaj — wybacz baronie, ale przychodzę błagać o łaskę króla!
O łaskę? jakiejże tobie niedostaje?
Dla siebie o nic nie proszę, król dla mnie nadto szczodry — (biorąc jego rękę) ale przychodzę błagać za bratem twoim... za uwięzionym księciem Somerset!...
Ja nie mam brata! mam tylko wroga, co tem śmielej zawsze stawał na drodze mojej, co zrobił się protektorem przeciw mnie i mimo mnie... co... ha! na piorun zemsty mojej! ty Joanno! ty przeciw nam! tego byłbym nigdy nie myślał!... to boli!...
O! raczże zważyć baronie...
Odejdź ztąd!... na wszystko, co masz drogiego! błagam cię odejdź ztąd — jeżeli cień jego wywleczesz z ciemnicy Tower, zgubisz mnie — on mi nigdy nie przebaczy — piekło i niebo poruszy przeciw mnie...
Kocham zarówno jego, jak ciebie, kuzynie.
Odkądże mnie kuzynem nazywa... dotąd Sejmourów uważają za nową szlachtę!...
Admirał i Somerset obaj godni, szlachetni — obaj kraju filarami — gdy jeden runie — drugi będzie sam!
O przeklęta! dobrze, że milczeć nie umiesz!...
On ci przebaczy — ja go przejednam — ja złączę wasze dłonie braterskie na nowo — na siłę i pociechę Anglii!...
Przenigdy! przestań płocha marzycielko!...
Jego dobroci dla mnie, pieszczot jeszcze w dzieciństwie doznanych nigdy niezapomnę! on — jedyną podporą biednego ludu!
Co za wysoko głowę podnosi!
Zważ Panie! że on jedyną wolnej myśli tarczą i obroną — nieprześladuje niczyjej religii a naszej broni... wreszcie! o Panie! rodzina to rzecz święta — na religii oparta!
Przesądy! i przesądy! namnożyliście ich tyle waszemi dysputami, że się niemi, jak pajęczyną w polu omotałem... a tak! brat mój, to twój teolog ale nie na protektora!... przesądy mówię! (tupie nogą) Dość o tem!...
Może przesąd niejeden rośnie wśród prawdy kłosów jak kąkol — ale pamiętaj Panie, że przesądy bywają jak rusztowania nad ludem, nim się skończy stawiane mozolnie prawdy sklepienie. Raz ukończone — same się usuną — a ktoby je gwałtem zabrał — może sam siebie i drugich zgnieść sklepieniem...
Wolę być Samsonem i z nimi razem zginąć, niż poglądać na jego potęgę lub strzedz się jego zemsty — patrz na jego bogactwa! zamki! dobra! bale! festyny! czy król ma część tego przepychu?...
Wiem — to jego największa słabość!
Patrz na budowę tego pałacu Somerset... zburzył trzy klasztory i zamek jeden, by go podźwignąć, same schody co wiodą do Tamizy, godne Tytanów pracy... a czy liczyłaś ty jego skarby? czy widziałaś jego galerye? czy wiesz ile on na strój swój dziennie wydaje? tysiąc gwineów!...
Czy być może! tegom niewiedział! a to wielka płochość wobec nędzy tylu rodzin, co zostały dotknięte dżumą!...
O! czemu jego nie napiętnowała!...
Biada ci!... admirale...
Powiadam tobie dziewczyno, że nas zgubisz niewdzięczna! czy zapomniałaś czyim jestem mężem? czyż nieznasz całej zawiści, jaką księżna Somerset pała do żony mojej, królowej Katarzyny Parr? a za co? za to, że jako wdowa po królu ma u dworu pierwsze miejsce przed nią — a tem samem ja przed protektorem! cha! cha! cha! wiedziałem, dla czegom się ożenił! pamiętaj że Katarzyna Parr była przybraną matką twoją — kiedy własna twa matka oddana światu...
Ani słowa przeciw mej matce — zawsze była dla mnie najlepszą — wiem com winna żonie twojej królowej wdowej — wdzięczność do grobu — i miłość. O! Kocham ją jak córka!... ale to nie przeszkadza mi bronić prawdy!...
Ha! przeklęta!... drzyj przedemną!...
Dobrze się bierzesz do dzieła! cały plan odsłoniłaś przeciwnikowi! niepospolita kobieto! ale biedna mucho i ty osmolisz złote skrzydła i wlecisz w sam środek sieci!...
Panowie — król!...
(podnosi zwolna głowę opartą na łokciu i ukrytą w poduszki.)
Ach! jak mi słabo... coraz gorzej... zda mi się, że już życie ulata ze mnie... jestem jak drzewo, któremu na wiosnę liście opadają... o mój wierny Courtenay, tyś tylko o rok starszy odemnie — ty dziewiętnastą liczysz wiosnę a jakżeś silny i piękny! o daj mi tę siłę i zdrowie, a polecę śladem Ryszarda lwie serce... (ogląda się) Kto tu jest? a! Northumberland — i admirał — byłbym wam rad inną razą... jażem samotny!...
O Panie — jest także ten anioł co cię strzeże, o którym wczoraj pozwoliłeś mi się zwierzyć skrycie przed majestatem twoim... że go kocham nad życie.
I ja tu jestem mój Panie!
Joanno moja!... o nie tak — nie tak — (podnosi ją i całuje w czoło.) odkądże to królem zostałem dla ciebie? a bratem być przestałem? Joanno! zapominasz o mnie — samego mnie zostawiasz wśród tej zgrai...
Nieśmiałam o Panie!
(zawsze wpół leżąc sadza ją przy sobie.)
Odkąd nieśmiałaś Joanno moja! czy nie wiesz że jak brat cię kocham!... o! ile oczy twoje nabrały wyrazu — ale zdajesz się niespokojna — blada — (wpatruje się w nią.)
O piekło!,.. za co jemu wolno tak na nią patrzeć!... on ją może ukochać... a jednak kochać nieszczęśliwie! i to roskosz niema.
Przyniosłam Ci ten bukiet — wiem że lubisz narcyzy — wysadziłam niemi cztery duże koła na gazonie w Bratgate, obiecałeś kiedyś odwiedzić ustronie, gdziem się rodziła.
Ty jedna masz domyślność serca, patrzcie moi panowie, obsypałem was godnościami, czy mi z was który przyniósł choć jeden kwiatek, jak ta anielska dziewczyna, dla której nigdy nic nie zrobiłem!.. (cisza) ona jedna kocha mnie prawdziwie! czuję to... o przyjedziemy do twego pięknego zamku w Bratgate — jak dzieckiem niegdyś zaprowadzisz mnie za rękę wszędzie — gdzie się rodziłaś, gdzie stała twoja kołyska — gdzie zaczęłaś myśleć — gdy będę zdrowszy (kiwa ręką i głową) zapraszam się tam na łowy — dobrze hrabio Devonchire?
Panie!..
A może nie zechcesz? weź no ten narcyz i obrywaj listki — ja sobie coś zamyśliłem, ty wiesz już co.
(milcząc obrywa nagle z krzykiem.)
Nie!... (odchodzi)
O dzięki tobie! ileż przypominają mi te kwiaty... gdzie te dni Joanno, kiedy za krzesłem mego królewskiego ojca chadzaliśmy dziećmi, także zbieraliśmy narcyzy — a pamiętasz, kiedy ja raz zerwałem różę i zraniłem się kolcem, ty mi cierń z ręki wyjęłaś... Wolno mi to wspominać bo nie długo będę umierał... tak moja siostro pójdę spać do Westminster, tam ciemno, zimno — a!.. ale przy boku drogiej matki mojej zostanę — tu niemniej mi ciemno i zimno — ty czasem tam przyjdź sama — i taki wieniec narcyzów połóż mi na grobie! o Joanno! kiedyż ja tobie taki cierń z ręki wyciągnę, ciebie w twoim ustroniu namiętności świata już nie dosięgną, piana ich nawet nieobryzga twej szaty — ty z twemi myślami i pracą... szczęśliwa! a! jakże ta korona cięży mej skroni! czemu nie taki wieniec narcyzów — i spokojność pasterska! Dziwnie ty mi zawsze dziecinne chwile przypominasz — czy pamiętasz jak dziećmi przed spoczynkiem przy sobie klęcząc na lwiej skórze mówiliśmy pacierz wieczorny — i ojciec mój z łoża widział i to widząc zaczął płakać... on — płakać! i mówił: módlcie się za mnie, kiedy nie ze mną!... to minęło... jak fale morza w dali huczą wspomnienia... czemu w twem sercu ciernia nie ma, o siostro, bym go mógł wyciągnąć... widzisz jakim samolub! to ta korona!...
Przeciwnie, mój królewski, szlachetny bracie! wówczas przysiągłeś mi dzieckiem, że jakikolwiek cierń miałabym w sercu, ty go dobędziesz! ojciec twój król, śmiał się z tego dziecinnego zapału... tak!... i ty się dziś śmiejesz z niego!
Przenigdy! nie da Bóg, bym się zaparł kiedykolwiek ideałów mej młodości, jak Judasz zbawiciela... o cokolwiek prosić chcesz, mów.
Ja — o nic nie prosiłam — dla siebie!
O chytra! królu! nie obiecuj!...
Cóż to za mowa? ucho Tudorów do takiej nie przywykło — a! milordowie! tak daleko dała wam pójść moja słabość, że mi już obietnic wzbraniacie? gdy tupnę nogą, podziemia Tower mogą się otworzyć!...
Królu! twe zdrowie!..
Nie wiele braknie a cień ojca mego powróci! wyście mnie nauczyli podpisywać wyroki, wy złego i kłamstwa mistrze! a łaski obiecać nawet nie wolno? królowi niewolno? ha! obaczemy! męczą mnie te głowy noszone za wysoko. — Dosyć cię mam zuchwały admirale! czasy dzieciństwa mego minęły! na prośbę twoją podpisałem wyrok na twego brata księcia Somerset, a jej prośbie bym odmówił? ona — tylko o rzeczy dobre prosić zdolna!
O wysłuchaj ją królu!
Piekło i szatany!
Co chcesz siostro nasza Joanno?
Czy mam królewskie słowo?
Ufam ci ślepo — masz!
Nieśmiem — bo drzę, czy przez to serce twoje nieodstręczy się odemnie — —
Aniele spokoju, co rozchmurzasz moje czoło — jabym cię przestał kochać?...
O wielki królu! bądź równie wspaniałym, jak sprawiedliwym być umiesz! Błagam cię za uwięzionym księciem Somerset!
A — to trudno — jakże mam odwołać?
O królu! na miłość twej matki błagam cię, nie czyń tego!
Na miłość mej matki? wszak matka moja więcej kochała tamtego brata, niż ciebie — bo dla niej był lepszym — dziś — jedna sprawa — uwięziony za słowa zuchwałe tak samo jak ty zasłużyłeś — ambo meliores!...[2]
O bracie! nie ulegaj namowie Joanny Grey! ona za nim błaga, bo to wróg katolików...
O bracie odrzuć prośbę Joanny Grey, ona za nim błaga, by się mścił na bracie!...
Któremu ty odszkodowujesz, co traci na miłości braterskiej. (Elżbieta odchodzi) Godneście siebie! moje siostry — prawda, co kłamie — i kłamstwo, co prawdę mówi...
Bezkarnie słów tych król nawet nie wymawia...
Milcz! i pilnuj twego różańca! znam cię dobrze! dokuczyłaś mi dosyć — ale strzeż się niełaski Edwarda!...
Przed sąd monarchów pozwę Ciebie młokosie! opiekun mój Karol piąty z tronu cię strąci!...
Tak jak mego ojca! o ja nie papież!...
A — wybacz królu — w obecności naszej obraza majestatu! milordowie słyszeliście?
Więc hrabio de Lisle pamiętaj o losach twego ojca!
To książę Nortumberland! Jeszcze słowo — a utracisz prawo do korony!
Co?... testament ojca mego?
Będzie unieważniony! a ty możesz pójść tam, gdzie Katarzyna Howard!...
A!!! (omdlewa, ks. Northumberland wspiera ją na ramieniu).
O biada! jakże nieszczęśliwy dzień wybrałam...
O!.. pomocy w sprawie mojej!..
Za wcześnie!.. Ostrożnie!!
Błagam waszą Wysokość, niech się ukorzy przed obrażonym majestatem króla naszego — to może całą przyszłość zasępić!..
Zasępić?.. sępie?.. zam[3] twoje szpony! (po pauzie idzie wyprostowana i całuje rękę królewską — wychodząc mówi:) książę Northumberland!.. my się jeszcze spotkamy — tymczasem ten pierścień za twoje usługi...
(Kłania się szyderczo i drzwi uniżenie otwiera, Marya wychodzi.)
Northumberland — czy druga pieczęć parlamentarna pod wyrokiem już przyłożona?
Winnym kary — trzy tygodnie zwlekałem licząc na łaskę mego króla — bo wiem jak lord protektor państwa potrzebny...
O! podpisz!...
Oto jest!... musi mieć wartość ten człowiek — kiedy ma tylu nieprzyjaciół, a opiekunką — Ciebie!
O bracie! o królu! jak mam dziękować! narcyzami zarzucę łożę twoje.
Grób mój!... (przygarniając Joannę). Aniele wiosny mojej — lżej mi, żem przebaczył!...
Pragnąłem was połączyć — dziś was rozłączę — ty uwalniasz mego szatana — ja oddalę twego anioła! (chwyta za rękę Joannę.) Nienawidzieć cię będę do końca! i żona moja Katarzyna Parr!
O nie!... to ja przybywam w pomoc Joannie! żona księcia Somerset mnie drasnęła — dziś zemszczę się na niej, błagając cię królu o łaskę dla jej męża! (admirał odchodzi).
O! moja matko królowo! ty mnie zrozumiałaś!.. będę godną ciebie!.. biegnę sama go uwolnić...
Aniele pociechy! idź — i powróć do mnie! (Joanna wychodzi). O! czuję się źle — odnieście mnie do łoża! prędzej! gorąco mi! tu pali!...
Czy nie wezwać siostry królewskie Maryę i Elżbietę, by króla otoczyły staraniami?
Niechcę! niechcę żadnej! obie bez wnętrzności — czuję tu! jak obie śmierci mej czekają i rękę już wyciągają po koronę! a! gdybym mógł je od tronu oddalić! te dwa bastardy!... Królowo wdowo! chodź z nami, ty jedna prawdę miłujesz!... (wynoszą króla.)
Hm!... ktoby myślał, te jagniątko umie zgrzytać jak Tudor!... (chodzi zamyślony.)
Oddalić je od korony!... a w to mi graj! ptaszek królewski sam wleciał do mego samotrzasku! Naprzód testament sprawić trzeba na rzecz Joanny — matka jej zrzec się musi praw swoich — a z tą kokoszą nie tak łatwo pójdzie!... potem syna mego zaręczę z Joanną — już tyle tysięcy wypłaciłem jej ojcu — ale synowie moi... Robert? nie! tego nie zechce — ten do planów moich! Guilford? tak! znam ją! Guilforda ambitnego nastroję, jak arfę na jej ton... a jeźli nie zechce? to jej biada!!! strącę ze szczytu w otchłań! zmiażdżę!... (chodzi w gwałtownem poruszeniu.) Ale pierwej kolej na Sejmourów — teraz Somerset wyjdzie z wieży — on sam strąci tam swego brata — z jednym, dam sobie rady — pójdę dalej po jego trupie — tak! niemylę się! Somerset wolny zapali serce króla przeciw bratu — szatanie, z którego drwię! jeżliś jest — dopomóż mi!... (odchodzi do komnaty króla.)
ALASTOR.
Usnął przecie — ile on się namiotał i naciérpiał przez te dni kilka!... (wchodzi Joanna Grey.)
A! to ty anielska Pani! o witaj!...
Spi — o! cicho, nie pozbawiaj go spoczynku... (odchodzi w głąb sceny i mówi półgłosem z Alastorem.) A — jak tu straszno! czarno! ileż westchnień odbiło się o te ściany... (siada w głębi więzienia.)
Miejsce to straszne — uchodź z niego pani — w tym ciemnym przybocznym pokoju padła głowa Anny Boleyn, Katarzyny Howard, i szlachetny Percy tu dni swoje zakończył... od tamtej strony muru, padło ich bez liku; gdyby te głowy spadały razem, byłaby ich krwawa kaskada...
Jakaś trwoga dreszczem śmiertelnym przechodzi mnie w tym kącie — jakby przeczucie jakieś ztąd mnie żelazną ręką odpycha... jak tu zimno!...
To miejsce, gdzie kona zabłąkany promień słońca, a kto próg ten przekroczył, zwykle ztąd nie powraca — —
Mój chłopcze, nie mówiliśmy dotąd o tobie, nie podziękowałam ci za grę twoją — odkąd Holbein przywiódł cię do mnie, nie wróciłeś... kto ciebie uczył grać?
Pan Bóg!
Kto ty jesteś?
Kto jestem?... Nieszczęśliwy... (zakrywa twarz rękoma.)
Nieszczęśliwy?... mój bracie! to nazywaj mnie siostrą — a mniej ciężko ci będzie. —
O siostro!!! pierwszy raz w życiu! — ja dotąd nikogo nie miałem — nikt mi nie podał ludzkiej ręki (zachodzi się od płaczu.) Nie dziw się anielska Pani — tchnienie twoje jak wiosna zdrój zamarznięty, poruszyło serce moje...
Co to jest — powiedz mi kto ty jesteś? co tu robisz?...
Pan ten, nie wiem kto jest, słyszał przez ścianę moje sieroce skrzypce, jak na wieżyczce z wichrami Tamizy płakały wśród nocy — jam mu jeść nosił, kazał sobie grać — mówił mi, że spać nie mógł i to go uspiło, że się modlić nie może — i modlił się, że płakać nie może — i płakał — i odtąd był spokojny, a pierwej jak lew rzucał się po całych nocach i mówił słowa niezrozumiałe... jam go ukoił!...
Mój bracie a twoi rodzice? czy żyją?
Matki nie mam, próżno szukałem jej grobu wśród cmentarzy — była uboga, tam błyszczą tylko bronzy i marmury — a mogiła jej znikła i przepadła wśród tysiąca innych — klęczałem sam na cmentarzu i modliłem się do jej ducha na skrzypcach, i zeszedł księżyc i groby w dreszczach listków płakały ze mną — i nikt, nikt więcej — — ale i Pan Bóg płakał ze mną w tych skrzypcach! tam — przypadkiem spotkał mnie Holbein, kiedy rysował szkielety... (po chwili zadumy.) Ty płaczesz!? o Pani, może cię zasmuciłem — patrz ja się smieję... (ociera łzy ukradkiem.)
O! biedny bracie!... (do siebie.) Tam! na tronie jeden brat mój w rozdarciu i żałości, kona wśród blasku i pragnienia Midasowego, tu drugi w ciemności i żałobie sam nie wie, jak fiołek o boleściach i woni swojej — obaj równo nieszczęśni — i mówią, że nierówny podział losów na świecie! o obdzieleni równo! niech patrzy kto ma oczy! gdzie blask i świetność? gdzie nędza i rozpacz?... (do Alastora.) Któż cię wychował! kto się starał o młodość twoją?...
Czy widzisz Pani tę roślinkę małą, słabą, co nie widziała promienia słońca? łzami więźniów podlewana, pod rdzą kraty wyrosła — a jednak żyje — i rośnie ku niebu — widzisz ją?
Widzę.
To — ja!
O nadzwyczajna naturo! a ojciec twój?...
Ojciec mój — nie pytaj pani! bo stracisz do mnie serce jak wszyscy — a ja Cię — bałwochwalę!...
A ojciec twój?...
Ojciec mój — — (odwraca się)
Ojciec mój — katem!...
A!! (zrywa się i siada znowu.)
To nic — to nic mój bracie!...
On — ściął tych wszystkich, co tu zginęli! uciekaj odemnie!...
Daj mi rękę!
(pochyla głowę i milczy — Joanna całuje jego czoło.)
O! czy anioł westchnieniem skrzydła swego musnął mnie?... odtąd! jam najszczęśliwszy z ludzi!.., z tym pocałunkiem na czole jak z gwiazdą pójdę przez świat!...
Co ja mówiłam?... tak — mów mi dalej twe dzieje. —
Ojciec mój — ściął wszystkich co tu pomarli — ale rzecz straszniejsza męczyć żywych! on mi każe koniecznie po sobie być katem! jam syn pierworodny, tak było od wieków w Tower!...
Przebóg! co mówisz...
Ja ojca mego tak kochałem! on od miłości do nienawiści prowadził mnie! i dziś — nienawidzę go! on taki straszny — czerwony i zimny — od dzieciństwa okłada mnie kijami, jam się na kata nie rodził, za cóż mi to rzemiosło narzuca! uciekałem już trzy razy, z skrzypcami po szynkowniach, stojąc na beczce wśród tłumu, zarabiałem na życie... jak psa złapał mnie na stryczek i odwiódł do domu — chce zatwardzić me serce mówiąc, że za czułe, każe mi męczyć zwierzęta, ścinać psy i koty, dziś, musiałem oskubać i udusić żywego wróbla — inaczej płazuje krwawym mieczem... patrz to żebro mam złamane — — to młodość zabija!... (po długiej chwili, w czasie której Joanna twarz zakryła woalem). Mniejsza o żebro — ale ducha mi łamią!... Mam brata, co chce być katem, on się na to rodził — każą mnie, bom pierworodny; a jam się rodził ptakiem!... a! całe szczęście moje na strychu domu naszego oknem patrzeć na cichą Tamizę i grać na tych skrzypcach, kiedy gwiazdy zejdą w błękicie!... wtedy wiatr chłodny miota memi włosami i w blasku nocy — tony i łzy moje płyną samotnie — płakać to rozkosz wielka! jedyna mi znana!... nie miałem innej!... teraz mam — kochać Ciebie! o! niedepcz mnie! jam szlachetny! ja cię ubóstwiam! jam — taki nieszczęśliwy!... (zalewa się łzami).
Biedny! biedny! biedny! o daj mi płakać z tobą!...
Nazywają mnie waryatem, za to, że tak lubię moje skrzypce i noc i gwiazdy...
Waryatem? bo nie wiedzą, żeś artysta!... ty masz dwie arfy w piersi — muzykiem i poetą jesteś — to znaczy, że dwa najcięższe brzemiona włożono na barki twoje — że boleści twoje i skargi — przekleństwa i wnętrzności lamenty, poniesiesz między tłumy głuche — że kląć będziesz z boleści — a męki twoje będą błogosławieństw spiewem — a gdy palić się będziesz własnemi pioruny, zgraja przeklęta mówić będzie: jak on mile przegrywa! wart nawet naszych oklasków... ale ty — pogardź — odwróć się od nich, i utoń w sobie!...
Słyszę słowa o Pani — doławiam się ich tonów... ale znaczenia nie rozumiem — nikt mnie nigdy nie uczył — powiedz mi co to muzyk? co poeta? jam prosty, jak ta roślina pod kratą.
Czy umiesz czytać?
Nie! Tylko litery składać umiem, sam mistrz Holbein trochę mnie uczył, kiedym mu farby rozcierał. —
Ani pisać? skądże to wszystko wiesz coś mówił?...
I pisać nie umiem — tylko modlić się umiem — więcej nic!
Więc zostań takim!... duszę twoją tylko zachowaj tak czystą jak jest — i módl się czasem — za mnie!...
Do ciebie! odkąd cię widziałem, nie modlę się inaczej — ja bluźnię! wiem o tem, niech mi grom czaszkę rozwali, zdepcz mnie i strąć w otchłanie piekielne, ale serce moje bije młotem — głos jakiś ryczy we mnie, że ja ciebie kocham!
Przestań!... co mówisz!...
Nie! nikt cię mnie nie wydrze! z wnętrznościami memi tylko!... Ja szaleję za tobą!... ty ogniem moim spłoniesz! o! kochaj mnie, umrzemy razem!...
Somerset! Somerset!...
Kto woła? sny moje straszne! czy topór kata?...
Kata! cha! cha! cha! cha! zostanę sam — z tą rośliną — (idzie ku oknu) roślino kocham cię!...
Zamilknij szalony! i odejdź na zawsze!
Lordzie protektorze! wolnyś!... ubłagałam gniew króla...
Joanno! zbawczy aniele!... rosa niebieska niech spadnie na ciebie.
Chodź! chodź! co tchu, tu tak straszno (bije północ), tylko krople spadające słychać pod tem sklepieniem... okropna godzina bije — — nie chciałam cię budzić, alem tu za długo była — — chodź ztąd, bo zemdleję... o! nie chciałabym tu powrócić... chodź!... (wychodzą, z drugiej strony wpada)
Już jej nie ma! szczęścia mego nie ma!... oto ślady jej kroków! a!... (rzuca się całując ślady na podłodze). O łzy moje padajcie na marmur, i całujcie jej ślady... (klęcząc na ziemi) ja niewdzięczny za tyle współczucia... zuchwały... o! przeklnij mnie aniele, zginę z radością przeklęty przez Ciebie... (zrywa się). Gdzie ona? Joanno! Joanno! będę katem w imię Twoje! tylko dla tego by cierpieć i każde cierpienie ofiarować za szczęście twoje!... o ty bóstwo moje!...