Juliusz Cezar (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Juliusz Cezar
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom VII
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. The Tragedy of Julius Cæsar
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT TRZECI.
SCENA I.
Senat zebrany w Kapitolu.
(Ulica prowadząca do Kapitolu zapełniona tłumem, wśród którego Artemidorus i Wróżbiarz. — Odgłos trąb. — Wchodzą: Cezar, Brutus, Kassyusz, Kaska, Decyusz, Metellus, Treboniusz, Cynna, Antoniusz, Lepidus, Popiliusz, Publiusz i inni).

Cezar.  Marcowe Idy przyszły.
Wróżb.  Lecz nie przeszły.
Artemid.  Niech żyje Cezar! — Przeczytaj to pismo.
Decyusz.  Treboniusz błaga, żebyś w wolnej chwili
Raczył pokorną prośbę tę odczytać.
Artemid.  Czytaj wprzód moją, bo treść jej ważniejsza,
Bliżej samego obchodzi Cezara.
Czytaj, Cezarze!
Cezar.  To, co mnie obchodzi,
Zawsze ostatnie trzymać będzie miejsce.
Artemid.  O, nie trać czasu, odczytaj natychmiast!
Cezar.  Człek ten oszalał.
Publiusz.  Nie zastępuj drogi!
Kaska.  Czemu składacie prośby na ulicach?
Lepszą znajdziecie porę w Kapitolu.

(Cezar wchodzi do Kapitolu, za nim Sprzysiężeni. Wszyscy Senatorowie powstają).

Popiliusz.  Bodaj się waszym szczęściło zamiarom!
Kassyusz.  Jakim zamiarom, Popiliuszu?
Popiliusz.  Żegnam.

(Zbliża się do Cezara).

Brutus.  Co ci Popiliusz Lena w ucho szepnął?
Kassyusz.  Chce, by się naszym szczęściło zamiarom.
Myślę, że cały spisek nasz odkryty.
Brutus.  Patrz tylko, jak się do Cezara zbliża.
Kassyusz.  Kasko, czas nagli, lub wszystko przepadło. —
Jeśli nie wszystko, co robić, Brutusie?
Cezar lub Kassyusz żywy stąd nie wyjdzie;
Sam się zabiję.
Brutus.  Wytrwałość, Kassyuszu!
Nie o nas mówi z nim Popiliusz Lena;
On się uśmiecha, Cezar się nie zmienił.
Kassyusz.  Dobrze Treboniusz odgrywa swą rolę,
Patrz, Antoniusza usuwa nam z drogi.

(Wychodzą: Antoniusz i Treboniusz, Cezar i Senatorowie siadają).

Decyusz.  Gdzie jest Metellus Cymber? Niech się zbliży
I do Cezara zaniesie swą prośbę!
Brutus.  Cymber gotowy, idźmy go popierać.
Cynna.  Ty pierwszy. Kasko, podnieść masz prawicę.
Kaska.  A czy już wszyscy jesteśmy gotowi?
Cezar.  Jakie są krzywdy, jakie nadużycia,
Które z senatem Cezar ma naprawić?
Metellus.  Wielki, szlachetny, potężny Cezarze,
Metellus Cymber pod nogi twe rzuca
Serce pokorne — (klęka).
Cezar.  Wiedz o tem, Metellu,
Że to czołganie i nizkie pokłony
Krew mogą zagrzać ludzi pospolitych,
I ich zamiary i postanowienia
Nagle, jak dziecka zachcianki przemienić;
Ale daremną nie łudź się nadzieją,
Że krew podobna w żyłach jest Cezara,
Że serca jego hart da się tem zmiękczyć,
Co stopi serca głupców pospolitych,
Cukrowem słówkiem, albo psią pokorą.

Twój brat wyrokiem wygnany jest z Rzymu,
A gdy się za nim kłaniasz, błagasz, łasisz,
Jak psa z mej drogi nogą cię odpycham.
Bez dobrych przyczyn nic Cezar nie robi,
Bez dobrych przyczyn wyroków nie zmienia.
Metellus.  Nie znajdęż ludzi godniejszych ode mnie,
Których głos dźwięczniej w Cezara brzmi uchu,
W sprawie mojego wygnanego brata?
Brutus.  Nie jak pochlebca rękę twą całuję,
I błagam spoinie, aby Publiusz Cymber
Wolność powrotu do miasta otrzymał.
Cezar.  Jakto, Brutusie?
Kassyusz.  O, przebacz, Cezarze!
I Kassyusz pada do nóg twych i prosi
O przebaczenie dla Publiusza Cymbra.
Cezar.  Dałbym się wzruszyć, gdybym wam był równy;
Gdybym był zdolny do próśb się uniżyć,
Na wasze prośby nie byłbym nieczuły,
Lecz biegunową jest dusza ma gwiazdą,
Co jedna z wszystkich gwiazd na firmamencie
Niezmienna stoi, stać będzie niezmienna.
Tysiącem iskier niebo malowane,
Każda z nich świeci, każda z nich się pali,
Lecz jedna tylko stoi niewzruszona;
Tak i na ziemi są tysiące ludzi,
Każdy ma ciało, ma krew, ma uczucie,
Ale w tej liczbie jednego znam tylko,
Co niedostępny, niczem niezachwiany,
Sam miejsce trzyma; że ja tym jedynym,
Dzisiaj wam nowy, choć mały dam dowód:
Raz powiedziałem, że Cymber wygnany;
Dotrzymam słowa raz powiedzianego.
Cynna.  Cezarze!
Cezar.  Precz stąd! Czy wstrząśniesz Olimpem?
Decyusz.  Wielki Cezarze!
Cezar.  Darmo klęka Brutus.
Kaska.  Więc, ręko moja, przemów teraz za mnie!

(Kaska uderza Cezara sztyletem w szyję, Cezar chwyta jego rękę, a tej chwili kilku innych Sprzysiężonych, a nakoniec Markus Brutus przeszywają go sztyletami).

Cezar.  O, et tu Brute! Więc konaj, Cezarze!

(Umiera. — Senat i Lud rozpraszają się w nieładzie).

Cynna.  Niech żyje wolność! skonała tyrania!
Lećmy rozgłosić szczęśliwą wiadomość!
Kassyusz.  Niech kto z mównicy do ludu zawoła:
Wolność! swoboda! usamowolnienie!
Brutus.  Ludzie, senacie, nie trwóżcie się tylko!
Nie uciekajcie! To ambicyi kara.
Kaska.  Spiesz na mównicę co prędzej, Brutusie!
Decyusz.  I ty, Kassyuszu!
Brutus.  Ale gdzie jest Publiusz?
Cynna.  Tu, odurzony nagłością wypadków.
Metellus.  Zjednoczmy siły, lub może przyjaciel
Jaki Cezara —
Brutus.  Nie, nie myślmy o tem;
A ty, Publiuszu, dobrej bądź otuchy,
Nikt tu zamiaru pokrzywdzić cię nie ma,
Jak i nikogo; powiedz to ludowi!
Kassyusz.  A odejdź spiesznie, ażeby lud wściekły,
W nas godząc, siwej głowy twej nie skrzywdził.
Brutus.  Usłuchaj rady; tylko sprawcy czynu
Niech odpowiedzą za czyn. (Wchodzi Treboniusz).
Kassyusz.  Gdzie Antoniusz?
Trebon.  Do swego domu uciekł przestraszony.
Mężowie, dzieci i kobiety płaczą,
I z obłąkanym uciekają wzrokiem,
Jak na dniu sądnym.
Brutus.  Wkrótce się dowiemy,
Jaka jest wola twoja, przeznaczenie!
Wiem, musim umrzeć, i tylko dni liczba
Myśli człowieka trzyma w zawieszeniu.
Kaska.  Kto nam dwadzieścia lat odcina życia,
Odcina tyle lat bojaźni śmierci.
Brutus.  A skoro tak jest, śmierć jest dobrodziejstwem,
I przyjaciołmi byliśmy Cezara,
Skracając liczbę lat bojaźni śmierci. —

Po same łokcie myjmy nasze ręce
We krwi Cezara, krwią miecze zbryzgajmy,
A potem wspólnie wystąpmy na rynek,
Krwawem żelazem machając nad głową,
Wołajmy: Pokój! wolność! i swoboda!
Kassyusz.  Tak, myjmy ręce! Po iluż to wiekach
Na ilu scenach nasz czyn się powtórzy,
W nieznanych mowach, u ludów dziś jeszcze
Nieurodzonych!
Brutus.  Jak często, dla żartu,
Popłynie struga czystej krwi Cezara,
Który dziś leży u stóp Pompejusza
Jak pył bezsilny, w którym się powalił!
Kassyusz.  A ile razy odnowi się scena,
Z ust do ust nasze polecą imiona,
Jak swej ojczyzny oswobodzicieli!
Decyusz.  Czy wyjść na rynek?
Kassyusz.  Idźmy wszyscy razem,
Brutus na czele, my za nim, jak wianek
Serc najdzielniejszych i najlepszych Rzymian!

(Wchodzi Sługa).

Brutus.  Cicho! Kto idzie? Klient Antoniusza.
Sługa.  Pan mój, Brutusie, tak klęknąć mi kazał,
Tak mi zalecił do stóp twych się rzucić,
I słowa jego na klęczkach powtórzyć:
Brutus jest mądry, dzielny i uczciwy;
Cezar był śmiały, królewski, potężny,
I kochający; powiedz, że Brutusa
Kochałem zawsze, że go dziś poważam;
Mów, żem Cezara poważał i kochał.
Jeśli pozwoli Brutus Antoniemu
Przyjść bez obawy, jeśli go przekona,
Że Cezar słusznie był śmierci tej godny,
Mniej umarłego Cezara Antoniusz
Niż żyjącego kochać będzie Bruta,
I wiernie wszystkie trudy z nim podzieli
Na ciemnej drodze nieznanych przeznaczeń.
Mój pan, Antoniusz, mówić mi tak kazał.

Brutus.  Twój pan jest mądrym, dzielnym Rzymianinem,
To było zawsze moje o nim zdanie,
Idź więc i powiedz, niech do nas tu przyjdzie.
Rozwiążę wszystkie jego wątpliwości,
A daję słowo, że wróci nietknięty.
Sługa.  Idę mu twoje ponieść zaręczenie. (Wychodzi).
Brutus.  Wiem, że zostanie moim przyjacielem.
Kassyusz.  Chciałbym; jednakże lękam się go bardzo,
A zawsze me się sprawdzały przeczucia.

(Wchodzi Antoniusz).

Brutus.  Lecz się przybliża. — Witaj nam, Antoni!
Antoniusz.  Wielki Cezarze, upadłeś tak nizko!
Wszystkie podboje, chwała i tryumfy
Do takiej małej skurczyły się miary!
Żegnaj Cezarze! — Szlachetni panowie,
Nie wiem, wyznaję, jakie wasze myśli,
Kto sądem waszym śmierci jeszcze godny;
Jeśli do liczby tej i ja należę,
Nie znajdę nigdy lepszej na to chwili,
Jak chwila śmierci wielkiego Cezara,
I nigdy lepszych nie znajdę narzędzi,
Jak wasze miecze jeszcze krwią bogate
Najszlachetniejszą, jak ten świat szeroki.
Błagam więc, jeśli stoję wam na drodze,
W pierś tę uderzcie, póki wasze dłonie
Dymią się jeszcze krwią jego czerwoną,
Bo gdybym nawet żył lat tysiąc dłużej,
Nigdy do śmierci gotowszy nie będę,
Lepszego miejsca i lepszych narzędzi
Nigdy nie znajdę, jak tu, przy Cezarze
Ginąc z rąk ludzi, w których zawszem widział
Dusz najdzielniejszych wieku tego wybór.
Brutus.  O śmierć z rąk naszych nie błagaj, Antoni.
Nasz czyn obecny i te nasze dłonie,
Prawda, pozory okrucieństwa noszą;
Ale, Antoni, widzisz tylko ręce,
I tylko widzisz tych rąk krwawe dzieło,
Ale nie widzisz serc naszych litosnych,

Bo tylko litość nad krzywdami Rzymu
Ten czyn natchnęła, (jak albowiem ogień
Wygania ogień, litość płoszy litość).
Ale dla ciebie, Marku Antoniuszu,
Z ołowiu tylko mieczów naszych ostrze,
A dłonie nasze i serca braterskie
Zawsze gotowe przyjąć cię z miłością,
Z dobrem uczuciem i poszanowaniem.
Kassyusz.  A gdy godności rozdawać dzień przyjdzie,
I twój głos chętne znajdzie posłuchanie.
Brutus.  Lecz bądź cierpliwy; pozwól, niechaj wprzódy
Lud uspokoim bojaźnią szalony;
Wszystkie ci potem wyłożę powody,
Dla których Brutus, choć kochał Cezara,
Gdy go uderzył, nie wahał się przecie.
Antoniusz.  Nie wątpię wcale o waszej mądrości.
Niech mi z was każdy krwawą poda rękę;
Twoją, Brutusie, niech najpierwszą ścisnę;
A teraz twoją, Kajuszu Kassyuszu,
Twoją, Decyuszu, i twoją. Metellu,
I twoją, Cynno; twoją, dzielny Kasko,
I choć ostatnią, nie mniej przecie drogą,
Twoją prawicę, dobry Treboniuszu.
Obywatele — lecz ach! co mam mówić?
Na ślizkim gruncie mój wpływ dzisiaj stoi;
Z dwóch mnie surowych sądów jeden czeka:
Ujrzycie we mnie tchórza lub pochlebcę. —
Że cię kochałem, Cezarze, to prawda,
I jeśli duch twój patrzy na nas z nieba,
Czy ci nie większą niż śmierć jest goryczą
Widzieć, o drogi, jak przy twoim trupie
Z twymi wrogami Antoniusz się godzi,
Krwawe ich ręce swoją dłonią ściska?
Ach, gdybym tyle, co ty ran, miał oczu,
Gdyby łzy moje, jak krew twoja, ciekły,
Toby mi lepiej, o lepiej przystało
Niż się z twoimi wrogami przyjaźnić!
Przebacz, Juliuszu! Tu, lwie nieulękły

Tutaj upadłeś, a tam stoją strzelcy,
Krwią twą czerwoni, twym bogaci łupem.
O świecie! byłeś lwa tego pustynią,
A on lwem twoim i prawdziwym królem.
Jakże podobny do lwa leżysz teraz,
Powalonego książąt mnogich dłonią!
Kassyusz.  Marku Antoni —
Antoniusz.  Przebacz mi, Kassyuszu,
Tak nawet wrogi jego mówić będą;
Z ust przyjaciela zimna to pochwała.
Kassyusz.  Nie chcę cię ganić, że Cezara chwalisz;
Lecz jakie z nami zawierasz układy?
Czy chcesz się liczyć do naszych przyjaciół,
Czy sami dalej mamy iść bez ciebie?
Antoniusz.  Dlatego wasze dłonie pochwyciłem,
I tylko smutny trupa tego widok
Myśli me zbłąkał; lecz, wierzcie mi, proszę,
Kocham was wszystkich, a mam tę nadzieję,
Że mi dowodnie, jasno wyłożycie,
W czem był dla Rzymu Cezar niebezpieczny.
Brutus.  Inaczej dzikiem byłoby to dzieło.
Nasze powody tak będą niezbite,
Że gdybyś nawet Cezara był synem,
Naszego czynu uznasz sprawiedliwość.
Antoniusz.  Niczego od was nie wymagam więcej.
Jeszcze jedynie o to was upraszam,
Bym mógł na rynek ciało jego ponieść,
A tam z mównicy przemówić do ludu,
Jak przyjaciela jest to powinnością.
Brutus.  Chętnie na twoją zezwalamy prośbę.
Kassyusz.  Brutusie, słowo. (Na str.) Sam nie wiesz, co robisz;
Zabroń mu wszelkiej mowy na pogrzebie;
Alboż ty nie wiesz, jak mu łatwo będzie
Namiętnem słowem lud podburzyć cały?
Brutus  (na str.). Nie troszcz się, pierwszy wstąpię na mównicę,
Cezara śmierci powody wyłożę,
Dodam, że wszystko, co powie Antoniusz,
Z naszem jedynie powie przyzwoleniem,

Bośmy pragnęli, by Cezara pogrzeb
Odbył się wedle zwyczajów ojczystych.
Zamiast nam szkodzić, to nam dopomoże.
Kassyusz.  Trudno przewidzieć, co może stąd wypaść;
Lecz pozwolenie nie jest po mej myśli.
Brutus.  Marku Antoni, weź Cezara ciało;
W mowie naszego czynu nie potępiaj,
Lecz o Cezarze mów, co natchnie serce;
Dodaj, że taka nasza była wola,
Inaczej bowiem przy żadnym obrzędzie
Jego pogrzebu nie weźmiesz udziału.
Przemówisz po mnie z tej samej mównicy.
Antoniusz.  Niech i tak będzie; o więcej nie proszę.
Brutus.  Przygotuj ciało i pośpiesz za nami.

(Wychodzą wszyscy prócz Antoniusza).

Antoniusz.  O przebacz, przebacz glino zakrwawiona,
Żem tak łagodnie do zbójców tych mówił!
Jesteś ruiną największego męża,
Co w ciągu wieków zjawił się na ziemi!
O biada dłoniom, co tę krew wylały!
Ja przepowiadam nad twemi ranami,
Które jak nieme zdają mi się usta
Otwierać wargi swoje rubinowe
I słów od mego wymagać języka,
Ja przepowiadam, że straszne przekleństwo
Na mnogie ludzkie spadnie pokolenia,
Wewnętrzne furye i wojna domowa
Ogarną wszystkie ziemi tej dzielnice;
Krew i zniszczenie tak będą powszednie,
Tak pospolite wszelkie okrucieństwo,
Że matki będą z uśmiechem patrzały
Na poszarpane niemowląt swych członki.
Śród krwawych czynów wszelka skona litość,
I duch Cezara, na zemstę łakomy,
Wróci gorący z samego dna piekła,
Monarszym głosem zagrzmi po tej ziemi,
Wszystkie psy wojny puszczając ze smyczy:
„Wojna bez końca i bez miłosierdzia!“

Aż zapach śmierci ogarnie powietrze
Z trupów, o pogrzeb daremno żebrzących!

(Wchodzi Sługa).

Wszak panem twoim jest Oktawiusz Cezar?
Sługa.  Tak jest, Antoni.
Antoniusz.  Jeśli się nie mylę,
Do Rzymu listem Cezar go przywołał.
Sługa.  List ten odebrał i w drodze jest teraz,
A mnie wyprawił, abym ci powiedział —

(spostrzegając ciało)

Cezarze!
Antoniusz.  Boleść twe przepełnia serce;
Idź i płacz! Widzę, płacz jest zaraźliwy;
Na widok pereł boleści w twem oku
I w moich oczach łzy się także kręcą.
Pan twój przybywa?
Sługa.  Ma tę noc przepędzić
O siedm mil drogi.
Antoniusz.  Wracaj bez spóźnienia,
Powiedz, co zaszło; mów, że smutek w Rzymie,
Że pobyt w Rzymie jeszcze niebezpieczny
Dla Oktawiusza. Wracaj to powiedzieć.
Lecz nie, zaczekaj. Nie opuścisz miasta,
Póki na rynek trupa nie poniosę.
Tam głos zabiorę; wkrótce zobaczymy,
Jak lud przyjmuje krwawy czyn zbrodniarzy;
Naoczny świadek stan rzeczy opowiesz
Oktawiuszowi. Bądź mym pomocnikiem.

(Wychodzą z ciałem Cezara).
SCENA II.
Rzym. — Forum.
(Wchodzą: Brutus, Kassyusz i tłum Obywateli).

Obywatele.  Wyłóż powody! żądamy powodów!
Brutus.  Więc mnie słuchajcie, moi przyjaciele!
Idź, Kassyuszu, na drugą ulicę
I jedną z sobą zabierz stąd połowę.
Kto mnie chce słuchać, niechaj tu zostanie,
Kto chce Kassyusza, niech z Kassyuszem idzie.
Naszym słuchaczom wyłożym powody
Cezara śmierci.
1 Obyw.  Ja słucham Brutusa.
2 Obyw.  A ja Kassyusza, by potem porównać,
Co od każdego usłyszym z osobna.

(Wychodzi Kassyusz z częścią Obywateli. — Brutus wstępuje na mównicę).

3 Obyw.  Szlachetny Brutus wszedł na mównicę; milczenie!
Brutus.  Słuchajcie mnie cierpliwie do końca. Rzymianie, spółobywatele, przyjaciele, słuchajcie mnie w mojej sprawie, a zachowajcie milczenie, żebyście mnie lepiej słyszeli. Wierzcie mi dla mojego honoru, a ufajcie w mój honor, abyście mogli uwierzyć. Sądźcie mnie wedle waszej mądrości, a rozbudźcie wszystkie wasze potęgi, abyście mnie tem lepiej sądzić byli w stanie. Jeśli jest w tem zgromadzeniu jaki serdeczny Cezara przyjaciel, to mu powiem, że Brutusa miłość dla Cezara nie ustępuje w niczem jego miłości; a jeśli przyjaciel ten zapyta, dlaczego Brutus podniósł rękę na Cezara, to mu odpowiem: nie dlatego podniosłem rękę, że mniej od ciebie Cezara kochałem, ale dlatego, że kochałem Rzym nad Cezara. Cobyście woleli: czy żeby żył Cezar, a wy wszyscy niewolnikami umarli; czy żeby Cezar umarł, a wy wszyscy żyli jak wolni obywatele? Cezar mnie kochał i dlatego płaczę po nim; był szczęśliwy, raduję się z tego; był waleczny, cześć jego pamięci; ale był chciwy władzy, i dlatego go zabiłem. Łzy dla jego miłości, dla jego szczęścia oklask, cześć dla jego odwagi, a dla jego ambicyi — śmierć! Jestże tu choć jeden tak nikczemny, coby chciał zostać niewolnikiem? Jeśli jest, niech się odezwie, bo jego tylko obraziłem. Jestże tu choć jeden tak nieokrzesany, coby nie chciał być Rzymianinem? Jeśli jest, niech przemówi, bo jego tylko obraziłem. Jestże tu choć jeden tak podły, coby swojej nie kochał ojczyzny? Jeśli jest, niech się odezwie, bo jego tylko obraziłem. Czekam na odpowiedź.
Kilka głosów.  Niema, Brutusie, niema!
Brutus.  Więc nie obraziłem nikogo. Nie zrobiłem nic więcej przeciw Cezarowi, jak co z was każdy zrobiłby przeciw Brutusowi w podobnym razie. Powody jego śmierci stoją zapisane w Kapitolu; chwała jego nie poniosła uszczerbku, o ile był jej godny, ani były powiększone jego winy, za które życiem zapłacił. (Wchodzi Antoniusz i kilku innych z ciałem Cezara). Oto jego ciało, a na czele żałobnego orszaku Marek Antoniusz, który, choć nie miał udziału w jego śmierci, odbierze swoją cząstkę jej korzyści, miejsce w Rzeczypospolitej; a kto z was cząstki tej nie otrzyma? A teraz, nim zejdę z tej mównicy, to moje ostatnie będą słowa: Jeśli zabiłem najlepszego przyjaciela dla dobra Rzymu, ten sam sztylet mam w pogotowiu dla siebie, jeśli śmierć moja wyda się wam korzystną dla mojej ojczyzny.
Obywatele.  Niech żyje Brutus! niech żyje! niech żyje!
1 Obyw.  Wiedźmy Brutusa w tryumfie do domu!
2 Obyw.  Posąg mu stawmy tam, gdzie przodków jego
Stoją posągi!
3 Obyw.  Zróbmy go Cezarem!
4 Obyw.  Cezara cnoty uwieńczmy w Brutusie!
1 Obyw.  Odprowadzimy go pośród okrzyków.
Brutus.  Obywatele —
2 Obyw.  Cicho! Brutus mówi.
1 Obyw.  Cicho! Słuchajmy!
Brutus.  Pozwólcie mi, proszę,
Niech sam odejdę, a dla mej miłości
Zostańcie chwilę z Markiem Antoniuszem,
Hołd ten oddajcie Cezara popiołom;
Przychylnem uchem wysłuchajcie mowy,
Którą Antoniusz, z naszem przyzwoleniem,
Na cześć zmarłego zamierza powiedzieć.
Raz jeszcze błagam, niech nikt nie odchodzi,
Prócz mnie jednego, nim skończy Antoniusz.

(Wychodzi).

1 Obyw.  Stójmy, słuchajmy co powie Antoniusz.
3 Obyw.  Ale niech przódy wstąpi na mównicę.
Wstąp na mównicę, szlachetny Antoni!
Antoniusz.  Dzięki wam składam w imieniu Brutusa.

(Wchodzi na mównicę).

4 Obyw.  Czyś słyszał? Co on mówi o Brutusie?
2 Obyw.  W jego imieniu wszystkim nam dziękuje.
4 Obyw.  Jabym mu radził, żeby o Brutusie
Źle tu nie mówił.
1 Obyw.  Cezar był tyranem.
3 Obyw.  A ktoby wątpił? Ja bogom dziękuję,
Że się Cezara Rzym pozbył nakoniec.
2 Obyw.  Cicho! Słuchajmy, co powie Antoniusz.
Antoniusz.  Obywatele szlachetni —
Obywatele.  Słuchajmy!
Antoniusz.  Obywatele, rodacy, Rzymianie,
O jedną chwilę posłuchania proszę.
Grzebać Cezara przychodzę, nie chwalić.
Złe czyny ludzi po śmierci ich żyją,
Dobre najczęściej w grób z nimi zstępują;
Niech i Cezara podobny los będzie.
Brutus wam mówił, Cezar był ambitny:
Gdyby tak było, prawda, grzech to ciężki,
I ciężko Cezar za grzech ten zapłacił.
Tu, z przyzwoleniem Brutusa i reszty,
(A wiem, że Brutus zacnym jest człowiekiem,
Jak oni wszyscy zacnymi są ludźmi)
Pogrzebną mowę Cezara mam do was.
On był mym wiernym, szczerym przyjacielem;
Lecz Brutus mówi, że on był ambitny,
A wiem, że Brutus zacnym jest człowiekiem.
On jeńców tłumy do Rzymu wprowadził,
A ich okupem skarb publiczny wspomógł;
Czy to w Cezarze ambicyą się zdało?
Gdy biedny płakał, Cezar łzy miał w oczach;
Z twardszego kuta metalu ambicya:
Lecz Brutus mówi, że on był ambitny,
A wiem, że Brutus zacnym jest człowiekiem.

Pod waszem okiem, w święto Luperkaliów,
Trzykroć królewską dałem mu koronę,
Trzykroć odepchnął; czy to jest ambicya?
Lecz Brutus mówi, że on był ambitny,
A wiem, że Brutus zacnym jest człowiekiem.
Nie mam zamiaru zbijać słów Brutusa,
Pragnę jedynie, to co wiem, powiedzieć.
Wiem, że go kiedyś kochaliście wszyscy,
Nie bez powodu; dlaczegóż więc dzisiaj
Dla trupa jego jednej łzy nie macie?
Do nierozumnych bydląt sąd się schronił,
A ludzie rozum stracili. Przebaczcie!
Lecz serce moje w trumnie jest Cezara
I czekać muszę, dopóki nie wróci.
1 Obyw.  Mem zdaniem, wiele sensu w tem, co mówi.
2 Obyw.  A kto rozważy dobrze sprawę całą,
Przyzna, że Cezar ciężko był skrzywdzony.
3 Obyw.  Tak się wam zdaje? I ja się obawiam,
By jego miejsca gorszy jaki nie wziął.
4 Obyw.  Czyście słyszeli? Nie przyjął korony,
A toć rzecz jasna, że nie był ambitny.
1 Obyw.  Jak się to sprawdzi, zapłaci ktoś za to.
2 Obyw.  Nieborak! Patrzcie, jak mu się od płaczu
Czerwienią oczy jak węgle żarzyste.
3 Obyw.  Szlachetniejszego niema człeka w Rzymie,
Jak jest Antoniusz.
4 Obyw.  Słuchajcie! zaczyna.
Antoniusz.  Wczora, na słowo potężne Cezara
Drżały narody, dziś, niema nędzarza,
Coby te szczątki choć pozdrowić raczył.
Obywatele, gdybym wasze serca
Pragnął rozbudzić do gniewu i zemsty,
Krzywdziłbym Kassya, krzywdziłbym Brutusa,
Którzy, jak wiecie, zacnymi są ludźmi.
Lecz tego nie chcę, i raczej przenoszę
Krzywdzić was, siebie, krzywdzić umarłego,
Niż krzywdzić ludzi tak wielkiej zacności.
Lecz ten pergamin, z pieczęcią Cezara,

Który w Cezara komnacie znalazłem,
A który jego zawiera testament,
Gdyby go tylko rzymski lud posłyszał,
(Ale, przebaczcie, nie chcę wam go czytać)
Wszystkie Cezara ranyby całował,
W krwi jego świętej maczał swoje chustki,
O jeden włosek błagał na pamiątkę,
A testamentem, jak legat kosztowny,
Swoim dalekim wnukom przekazywał.
4 Obyw.  Marku Antoni, czytaj nam testament!
Kilku.  Czytaj testament, chcemy znać testament!
Antoniusz.  Nie, nie, nie mogę, nie byłoby dobrze,
Gdyby lud wiedział, jak go Cezar kochał,
Boć z was nie drewno, lub głaz, ale ludzie,
A jako ludzi, testament Cezara
Natchnąłby gniewem, przywiódł do szaleństwa.
Lepiej, żebyście nie wiedzieli nigdy,
Że was mianował swoim spadkobiercą;
Coby się stało, gdybyście wiedzieli?
4 Obyw.  Czytaj testament! czytaj nam testament!
Musisz nam czytać testament Cezara.
Antoniusz.  Bądźcie cierpliwi, moi przyjaciele!
Widzę, żem słowo za wiele powiedział,
Nie chcąc, tak zacnych pokrzywdziłem ludzi,
Pod sztyletami których Cezar skonał.
4 Obyw.  Tak zacnych ludzi? Nie, to byli zdrajcy!
Kilku.  Czytaj testament! Testament! Testament!
2 Obyw.  To rozbójniki! Czytaj nam testament!
Antoniusz.  Czy chcecie gwałtem do tego mnie zmusić?
Więc stańcie kołem przy trupie Cezara,
Pokażę tego, co pisał testament.
Czy pozwalacie, bym zeszedł z mownicy?
Kilku.  Zejdź!
2 Obyw.  Zejdź, Antoni!
3 Obyw.  Zejdź, zejdź, pozwalamy!

(Antoniusz schodzi z mownicy).

4 Obyw.  Obywatele, uformujmy koło!
1 Obyw.  Tylko od trumny usuńcie się trochę!

2 Obyw.  Odstąpcie, zróbcie miejsce Antoniemu!
Antoniusz.  Zbyt mnie tłoczycie! Przez Boga, odstąpcie!
Kilku.  Cofnijcie kroki! Miejsce Antoniemu!
Antoniusz.  Jeśli łzy macie, teraz płakać pora!
Ten płaszcz wam znany; pamiętam godzinę,
W której raz pierwszy odział się nim Cezar.
Było to w lecie, wieczór był gorący.
Po bitwie, w której rozbił Nerwian pułki.
Patrzcie! Tu sztylet rozdarł go Kassyusza,
A tutaj Kaska przeszył go zazdrosny,
Tu go uderzył Brutus ukochany,
A gdy przeklęte wyciągał żelazo,
Patrzcie, jak za niem trysła krew Cezara,
Jakby wybiegła, żeby się zapewnić,
Czy tak okrutnie Brutus go uderzył;
Wiecie, Cezara aniołem był Brutus,
Ty wiesz, Jowiszu, jak Cezar go kochał.
To był ostatni cios najokrutniejszy,
Bo gdy szlachetny Cezar go zobaczył,
Nad zdrajcy ramię niewdzięczność silniejsza
Przemogła męża i serce mu pękło;
W milczeniu płaszczem zasłonił oblicze,
I u podnóża posągu Pompeja
W krwi swej potoku wielki upadł Cezar.
Obywatele, jaki to upadek!
Z nim ja, wy wszyscy i Rzym upadł cały,
A zdrada okrzyk wydała tryumfu.
Płaczecie teraz, widzę, w sercach waszych
Litość się budzi; o, krople to święte!
Poczciwe dusze! jakto już płaczecie
Na widok jego skrwawionego płaszcza?
Zobaczcie teraz samego Cezara,
Zobaczcie teraz krwawe zdrajców dzieło!
1 Obyw.  O bolesne widowisko!
2 Obyw.  O szlachetny Cezarze!
3 Obyw.  O dniu opłakany!
4 Obyw.  O zdrajcy! o nikczemnicy!
1 Obyw.  O krwawy widoku!

2 Obyw.  Musimy się pomścić! Pomsta! Naprzód! Szukajmy — palmy — zabijajmy — mordujmy; niech ani jeden zdrajca nie zostanie!

Antoniusz.  Czekajcie chwilę, spółobywatele!
1 Obyw.  Cicho! Słuchajmy! Słuchajmy, co nam powie szlachetny Antoniusz.
2 Obyw.  Gotowi jesteśmy słuchać go, iść za jego przywodem, umrzeć z nim!

Antoniusz.  Moi kochani, dobrzy przyjaciele,
Uchowaj Boże, bym was mojem słowem
Do tak nagłego sprowadził wybuchu,
Boć zacnych ludzi dzieło to jest sprawą.
Nie wiem, dla jakich zrobili to uraz,
Ale wiem, że są i mądrzy i zacni,
I bez wątpienia zdadzą wam rachunek.
Nie po tom przyszedł, by wam serca wykraść;
Nie mówca ze mnie równy Brutusowi,
Lecz żołnierz szczery, prosty i otwarty,
Do przyjaciela swego przywiązany,
Jak o tem wiedzą ci, którzy publicznie
Dali mi prawo mówić o nim do was,
Bo na dowcipie zbywa mi i słowach,
I na płynności, na wdzięku i geście,
Bym mógł poruszyć krew w słuchacza żyłach.
Mówię po prostu to, co w sercu czuję,
I co z was każdy wie lepiej ode mnie,
Nieme Cezara pokazuję rany,
Niech za mnie mówią biedne, drogie rany!
Gdyby Antoniusz zostać mógł Brutusem,
Gdyby tu Brutus stał za Antoniusza,
Jakby wam słowem dusze rozpłomienił!
Jaką wymową każdą natchnął ranę!
Jakby na słowa jego w całym Rzymie
Kamienie nawet miecz zemsty chwyciły!
Kilku.  My go pomścimy!
1 Obyw.  Spalim dom Brutusa!
3 Obyw.  Więc naprzód, naprzód! Idźmy zdrajców szukać!
Antoniusz.  Obywatele, jedno jeszcze słowo!

Kilku.  Cicho! Szlachetny mówić chce Antoniusz.
Antoniusz.  Biegniecie robić co? nie wiecie sami.
Na taką miłość czem zarobił Cezar?
Jeszcze nie wiecie, a więc ja wam powiem.
Jego testament wybiegł wam z pamięci.
Kilku.  Prawda, testament! Czytaj nam testament!
Antoniusz.  Oto testament z pieczęcią Cezara,
A w nim każdemu obywatelowi
Drachm siedemdziesiąt i pięć przekazuje.
2 Obyw.  Szlachetny Cezar! Śmierć jego pomścimy!
3 Obyw.  Królewski Cezar!
Antoniusz.  Słuchajcie cierpliwie!
Kilku.  Cicho!
Antoniusz.  Prócz tego w darze wam zostawia
Swoje chłodniki, sady i ogrody
Z tej strony Tybru, wam i dzieciom waszym,
Gdziebyście mogli przejść się i wypocząć.
Taki był Cezar; kiedyż jemu równy
Znajdzie się znowu?
1 Obyw.  Nigdy! nigdy! Dalej!
Na świętem miejscu ciało jego spalim,
Potem, głowniami, zbójców jego domy.
Zabierzmy ciało!
2 Obyw.  Śpieszmy szukać ognia!
3 Obyw.  Wyrwijmy ławy!
4 Obyw.  Okna, dachy, wszystko!

(Wychodzą Obywatele z ciałem Cezara).

Antoniusz.  Reszta ich sprawą. Ty, zło rozbudzone,
Leć teraz drogą, jaką samo zechcesz!

(Wchodzi Sługa).

Co mi przynosisz?
Sługa.  Oktawiusz jest w Rzymie.
Antoniusz.  A gdzie?
Sługa.  Z Lepidem w Cezara jest domu.
Antoniusz.  Śpieszę natychmiast połączyć się z nimi.
Przybywa w porę; widzę, że fortuna
W dobrym humorze wszystko da nam chętnie.
Sługa.  Oktawiusz mówi, że Kassyusz i Brutus

Jak obłąkani z Rzymu się wymknęli.
Antoniusz.  Zapewne na czas dobiegły ich wieści,
Jaki był skutek mej pogrzebnej mowy.
Prowadź mnie teraz, gdzie pan twój, Oktawiusz.

(Wychodzą).
SCENA III.
Ulica w Rzymie.
(Wchodzi poeta Cynna).

Cynna.  Miałem sen, żem był na uczcie z Cezarem;
Czarne przeczucia duszę mą obsiadły;
Nie miałem chęci za drzwi się wychylić,
Lecz jakaś tajna wywiodła mnie siła.

(Wbiegają Obywatele).

1 Obyw.  Twoje nazwisko?
2 Obyw.  Gdzie idziesz?
3 Obyw.  Gdzie mieszkasz?
4 Obyw.  Czyś żonaty, czy kawaler?
2 Obyw.  Odpowiedz każdemu wręcz!
1 Obyw.  A krótko!
4 Obyw.  A mądrze!
3 Obyw.  A szczerze; słuchaj rady!
Cynna.  Moje nazwisko? gdzie idę? gdzie mieszkam? czy jestem żonaty czy kawaler? Na wszystko mam odpowiedzieć wręcz, a krótko, a mądrze, a szczerze; a więc odpowiem mądrze: jestem kawaler.
2 Obyw.  To jakbyś powiedział, że głupi, kto ma żonę. Boję się bardzo, żebyś za takie słowa nie dostał ode mnie cięgów. Odpowiadaj dalej, a wręcz!
Cynna.  Więc idę wręcz na pogrzeb Cezara.
1 Obyw.  Czy jak przyjaciel, czy jak nieprzyjaciel?
Cynna.  Jak przyjaciel.
2 Obyw.  Na to pytanie wręcz odpowiedziałeś.
4 Obyw.  Gdzie mieszkasz? tylko krótko.
Cynna.  Krótko, mieszkam przy Kapitolu.
3 Obyw.  Twoje nazwisko? a szczerze.
Cynna.  Szczerze, nazywam się Cynna.
1 Obyw.  Rozszarpmy go na kawałki, to sprzysiężeniec.
Cynna.  Ja jestem poeta Cynna, ja jestem Cynna, poeta.
4 Obyw.  Rozszarpmy go na kawałki za jego złe wiersze; rozszarpmy go na kawałki za jego złe wiersze!
Cynna.  Nie jestem bynajmniej Cynna sprzysiężonym.
2 Obyw.  Mniejsza o to; nazywasz się Cynna. Wyrwijmy mu tylko nazwisko z serca, a potem puśćmy go na wolność.
3 Obyw.  Rozszarpmy go na kawałki, na kawałki! Naprzód! Hola! głownie! hola, pochodnie! Do Brutusa! do Kassyusza! Palmy wszystko! Niech jedni lecą do domu Decyusza, inni do Kaski, inni do Ligaryusza! Tylko żwawo! Ndprzód! (Wychodzą).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.