Kilka wspomnień z Tatr/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bronisław Gustawicz
Tytuł Kilka wspomnień z Tatr
Pochodzenie Wędrowiec, 1879, nr 140-147, 149-150
Redaktor Filip Sulimierski
Wydawca Filip Sulimierski
Data wyd. 1879
Druk Drukarnia „Wieku“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KILKA WSPOMNIEŃ Z TATR.
SKREŚLIŁ
BRONISŁAW GUSTAWICZ.

I.
Wyjazd z Krakowa. — Przybycie do Zakopanego. — Oczekiwanie pogody. — Kościół zakopiański. — Powstanie Zakopanego. — Topo- i hydrografia jego. — Zaklęte wojsko. — Arcyksiążę Franciszek Karol. — Kuźnice zakopiańskie. — Polana Kalatówek. — Bystre, potok, mylnie Bystrą lub Białym Dunajcem zwany. — Zakład wodoleczniczy.


Héj za mną w Tatry, w ziemię czarów,
Na strome szczyty gór;
Okiem rozbijem dal obszarów,
Czołami sięgniem chmur.
Anczyc.


Było to w roku 1867. Dnia 9 lipca (we wtorek) rano, o godzinie 6, wyjechaliśmy wózkiem góralskim: mianowicie dr. Eugeniusz Janota, który wówczas był profesorem przy gimnazyum Nowodworskiém w Krakowie, ja jako uczeń wyższych klas tegoż gimnazyum i dwóch jeszcze gimnazyastów Mieczysław i Stanisław Feintuchowie z Krakowa, i podążyliśmy w „Tatry“. „W Tatry“ było naszém hasłem, bo

Nowe czucie, śmielsze życie
Tam na górach, niż w dolinie,
Kiedy stojąc na skał szczycie
Chmura po pod nogi płynie.
Tam, gdzie skały mkną olbrzymie,
Tam, gdzie śmielsze serca bicie,
Tam i myśl, co w duszy płynie,
Czuje nową młodość, życie.

Wskutek ulewnych dészczów i wezbranych potoków górskich stanęliśmy dopiéro we czwartek wieczorem 11 lipca w Zakopanem, wsi rozłożonéj u samych stóp wspaniałych, a wtedy właśnie prawie całkiem śniegiem pokrytych Tatr, i zamieszkaliśmy w nowowybudowanym domu Staszeczka, tuż ponad połączeniem się drogi zakopiańskiéj od kościoła wiodącéj z drogą prowadzącą do Kuźnic zakopiańskich, naprzeciwko mostku na potoku Bystrém[1] zwanego.
Po uporządkowaniu rzeczy i zagospodarowaniu się oczekiwaliśmy stałéj pogody, bez któréj między turnie puszczać się nie można. Pogoda atoli w naszych górach jest bardzo zmienną; trudno nawet przewidziéć ją na dwa lub trzy dni, a już to do rzadkich zjawisk w Tatrach należy pogoda 8 — 10-dniowa. Najlepiéj w czasie wycieczek opiérać się na zdaniu starszych przewodników, którzy nie źle wróżą pogodę; tak np. słyszałem nieraz od Macieja Sieczki, jednego z najlepszych i najrzetelniejszych przewodników tatrzańskich, że trawnik ślizki jest oznaką dészczu, a rosa siwa oznaką pogody. Najczęściéj atoli dzieje się tak, iż w czasie wycieczek spuszczamy się „na los szczęścia“.
Z dnia 11 na 12 lipca (z czwartku na piątek) w nocy padał dość ulewny dészcz. W sam piątek było atoli pochmurno i wietrzno; dął bowiem dość silny wiatr zachodni i dopiéro nazajutrz w sobotę wieczór 13 lipca zupełnie się wypogodziło. W naturze panowała zupełna cisza, a śniegi, od których na dwa dni przedtém całe pasmo Tatr bielało, a zwłaszcza: Kopa Magury, Giewont, Mały Giewont, północny bok Małéj Koszystéj, północne stoki Goryczkowéj i Świnnica, już prawie całkiem ustąpiły, prawdopodobnie z powodu ulewnego dészczu nocnego. Przy zachodzie słońca ukazały się Tatry w majestatycznéj postaci. Piérwszy raz to wtedy ujrzałem Tatry, a uczucie, jakiém mnie one przejęły i wrażenie, jakie na mnie wywarły, tak głęboko wryło się w mój umysł młodociany, iż dzisiaj samo wspomnienie tego alpejskiego kraju przypomina mi żywo jednę z najmilszych chwil młodzieńczego życia i odrywa od życia twardego, monotonnego, od życia ustawicznie w książkach i papiérach zagrzebanego.
Pogodny wieczór i nadzieja pogody kilkudniowéj skłoniły nas do ułożenia planu wycieczek w Tatry. O mało nie skakałem z radości; cieszyłem się niewymownie, iż nazajutrz znajdować się będę śród tatrzańskich turni[2], pomiędzy skałami, potokami i jeziorami, gdzie to:

„Każda skała z tobą gada;
Wiatr, co w równiach ledwo wieje,
Z nóg tam garnie — dészcz co pada,
To już w turniach śniegiem sieje“.

Cieszyłem się i radość moja niemałą była, gdy nazajutrz 14 lipca w niedzielę ocuciwszy się wczas rano, ujrzałem najśliczniejszą pogodę na dworze. Tylko tu i owdzie na wyższych turniach tatrzańskich, jak na szérokiéj Koszystéj, stromym Granacie i wspaniale w górę wzbijającéj się Świnnicy, jako téż na trawiastym Czerwonym Wiérzchu, czepiała się mgła, która zasłoniwszy na chwilę powyższe szczyty i jakby coś z niemi pogadawszy, posuwała się zwolna od zachodu ku wschodowi, rozdzielając się na niniejsze części, aż te wreszcie całkiem niknęły w oddali.
Ponieważ to była niedziela, poszliśmy na nabożeństwo do kościołka zakopiańskiego. Kościół tutejszy, niemal w środku wsi stojący, na prawym brzegu potoku Cichéj, drewniany, maleńki, zbudowany bez ozdób, bardzo skromny, założony został r. 1847. Ołtarze są roboty prostego górala z Gliczarowa przy Poroninie, nazwiskiem Wawrzyniec Kułak; organy zaś roboty Sapalskiego z Krakowa, 1855 r. po największéj części kosztem parafian sprawione. Po lewéj stronie kościołka stoi plebania, równocześnie z kościołem ufundowana, z drzewa stawiana, z małym ogrodem od frontu. Po prawéj zaś stronie cmentarz, niedawno temu murem obwiedziony, a w pobliżu szkółka miejscowa i mieszkanie organisty. Przed rokiem 1847 należało Zakopane częścią do parafii w Chochołowie, częścią do parafii w Poroninie.
Wieś Zakopane, blizko trzy ćwierci mili széroka, a przeszło milę długa, liczy niespełna 3,000 dusz, a do jéj parafii należy wieś Kościeliska, licząca 600 dusz, o milę odległa na zachód od Zakopanego. Domostwa zakopiańskie są grupami pobudowane, już to po różnych wzgórzach, już téż po brzegach potoków. Od piérwszych osadników czyli gospodarzy noszą pojedyńcze części wsi przeróżne nazwy jak Krzeptówka, Tatary, Gaberówka, Krupówki, Buńdówka i t. p. Najgęściéj jest zabudowany sam środek wsi, około kościoła. Tu bowiem po obu stronach drogi prowadzącéj do Kościelisk rozpostarły się szeregi domków, a między niemi tu i owdzie widać sklepiki i kramiki żydowskie. Tu téż jest główmy punkt życia; bo tutaj zwykli przemieszkiwać goście przybywający w lecie z różnych okolic Polski.
Wieś Zakopane (mylnie Zakopana) istniała już za czasów Stefana Batorego (1575—1586) i to r. 1578, jak każe nam się domyślać dokument Michała króla, poniżéj przytoczony. Kiedy atoli powstała, tego na pewne powiedziéć nie możemy. Założycielami byli prawdopodobnie osadnicy z okolicznych wsi z pod Nowego Targu. W miarę bowiem wzrastania ludności na Podhalu, posuwano się ku Tatrom, wycinano i karczowano lasy i osadzano się na prawach królewskich.
U górali ma krążyć następujące podanie o początkach téj wsi. Przed bardzo dawnemi czasy kiedy jeszcze całe Podhale u podnóża Tatr pokrywały nieprzebyte lasy, przybył w tę stronę człowiek w zamiarze założenia osady. Na próbę czy ziemia będzie zdatną pod uprawę, zakopał kilka ziarnek zboża na polanie Zakopiskiem teraz zwanéj, na pochyłości Gubałówki, powyżéj kościoła. Ziarna zeszły i bujny wydały kłos, co było dobrą wróżbą dla nowéj osady. Ów człowiek osiedlił się tutaj, począł rąbać i karczować lasy, przygotowując tym sposobem ziemię pod uprawę. Od „zakopania“ owych ziarn ma pochodzić nazwa wsi Zakopane.
O ile do dziś dnia wiadomo, piérwszą wzmiankę o Zakopaném napotykamy w roku 1630, mianowicie w dokumencie określającym ograniczenie polany Żywczańskie zwanéj. Przytaczam dla ciekawości czytelników powyższy dokument, w całości odpisany z odpisu urzędowego, dokonanego z oryginału znajdującego się we Lwowie.
„Pracowity Jędrzéj Jarząbek ze wsi Bańska, przyszedłszy do Warszawy do nas Zygmunta trzeciego, króla polskiego, w sobotę przed św. Wojciechem w roku tysiąc sześćsetnym trzydziestym, który upraszał, aby mu na polanę Żywczańskie zwaną ograniczenie czyli cyrkiel wydaliśmy. Na którą prośbę zezwalając, takowy następnie opisać kazaliśmy. A ta polana Żywczańskie zwana leży we wsi Zakopane, w starostwie nowotarskiém, i ma takie ograniczenie. Najprzód na step od Wiérzchu Opalonego; powtóre na step Spadowy przez puste pole; potrzecie na step z pod Sarniéj Skały; po czwarte na step od Dziadów przez puste pole aż na Suchy step; po piąte na jaworze na dół Suchym potoczkiem przez las starościański na troisty potok; poszóste na jedle, na buka i na błocisko na dół potoczkiem aż na lipę przez puste pole, z pustego pola na Biały potok, ta polana ograniczona jest. Który to cyrkiel dla wiadomości i pewności pracowitemu Jędrzejowi ze wsi Bańska wydajemy i podpisem naszym aprobujemy. Dano w Warszawie w sobotę przed św. Wojciechem[3] w roku 1630. Zygmunt mp.[4]“.
O téj saméj polanie jest mowa w dokumencie wydanym w zamku nowotarskim 14 lipca 1682, gdzie mianowicie powiedziano „Maryanna de la Glanse (?) et Aquium (?) Wielopolska, kanclerzyna wielkokoronna, nowotarska, dolińska etc. starościna, zatwierdza Janowi i Jędrzejowi Jarząbkom posiadanie polany Żywczańskie[5]
Ta sama Maryanna Wielopolska, „nadaje prawo pracowitym Michałowi i Walentemu Jarząbkom na polanę całą Bundówka zwaną we wsi Zakopanem. Dano w zamku nowotarskim 23 sierpnia 1697“[5]
Tę polanę, położoną za gruntami Gąsieniców w Zakopaném Tomasz Jarząbek, alias Bunda zwany z Bańskiéj, z synem swoim Wojciechem, własną pracą rąk swoich wyrobioną, dnia 8 kwietnia 1687 przedał Samuelowi Gąsienicy z Zakopanego za sumę złp. 118[6].
Niemniéj ciekawe jest pismo wydane w Warszawie dnia 30 listopada w dzień św. Jędrzeja 1632 r., na prośbę pracowitych Jana i Sebastyana Toporów z Zakopanego, wniesioną do Zygmunta III w wigilią św. Katarzyny (24 list.), a okréślającą ograniczenie polany Cyrchli, recte Milanówki zwanéj we wsi Zakopane. Ograniczenie téj polany podaje owo pismo w następujący sposób: „1-o Cel polany Kiełbasówka na Mościska; 2-o na Suchą Wodę; 3-o na Zieloną młakę koło kopca; 4-o na Kotlinowy wierzch do drugiego kopca; 5-o na Kopieniec przy Skupniowéj polanie; 6-o miedzą Hławówki polany do Suchego Potoku; 7-o na starą polanę koło rzéczki aż ku wierchu od Zajączyńca“[7].
W końcu podajemy pismo Michała króla zapewniające dawne prawa Zakopian treści następującéj:
„Michał, z Bożéj łaski król polski i t. d. Oznajmujemy tym listem naszym, wszem w obec i każdemu z osobna, komu to wiedziéć będzie należało, lubo dawnymi przywilejami od Najjaśniéjszych Przodków naszych, poddanym naszym, starostwa nowotarskiego wsi Zakopane nadanymi zamienione (? wymienione) i opisane były grunta, lasy, góry, pastwiska, rzeczki do téjże wsi nadane i przyległe, które poddani nasi pomienionéj wsi trzymają i zdawna onychże aż dotąd zażywają, gdy nam jednak suplikowali, abyśmy onym na miejsce zgubionych praw dawnych nowym przywilejem prawa do tychże gruntów, gór, lasów, pastwisk, których własność używania inkwizycya przez poddanych tegoż starostwa w roku 1665 wywiedziona nietylko nieprzerwaną ustawiczną posesyą weryfikuje, utwierdzili; My do supliki słuszności i przełożenia od pp. konsyliarzów naszych, tudzież i świadectw extraktem z ksiąg grodzkich sandeckich, namienionego roku wyjętych, skłaniający się, poddanych zakopiańskich przy wszystkich gruntach, lasach, wyrobiskach, pastwiskach i halach zdawna do nich należących i w posesyi onychże dotąd zostających, które się aż do granic wsi przyległych: Poronina, Zubsuchego, Dzianisza, Witowa i Bukowiny, z drugiéj zaś strony granicą przez Tatry aż do państwa spiskiego ciągną, tak wierzchami jako téż dolinami, mianowicie wedle oznaczonych wyrobisk i granic, a to ciągnących się końcem wsi Zubsuchego, aż do końca na ścianie południowéj wsi Zakopanego aż pod wierzchy Tatry, powszechnie nazwane Reglami i innych przynależytościach, tak jako się ich ściany i węgły wszérz i wzdłuż a termino, a quo, ad terminum, ad quem, rozciągają się lub wierzchami gór wynoszą, tudzież i przy wolnych pastwiskach w halach Tatrach zwanych aż do granic ciągnących się wedle przywileju za króla Stefana w r. 1578, danego przynależących, zachowujemy prawo i posesyą pomienionych poddanych zakopiańskich, umacniamy z wszelką wolnością palenia gorzałki, piwa i miodu i szynkowania onymi trunkami, z obowiązkiem płacenia do starostwa nowotarskiego wyznaczonéj przez lustracyą suchéj kwarty, także szynkowania winem bez żadnéj opłaty i stawiania młynów, łowienia ryb, i to tych poddanych zakopiańskich utwierdzamy, aby w używaniu owych gruntów, gór, lasów, wyrobisk, pastwisk, rzeczek żadnych przeszkód od starostwa i sąsiad nie odnosili; toż miéć chcemy po urodzonym starostwie naszym nowotarskim teraz niniejszym (?) jako i na potém będących, aby pomienionych poddanych przy wszystkich gruntach, górach, lasach, pastwiskach i rzekach opisanych, z dawna do wsi Zakopane należących, oraz przy wolnościach podług lustracyi w roku 1665 agitowanéj zachowali, aby w używaniu pożytków od nikogo przeszkody nie mieli, do tego się przykładamy. Na co dla lepszéj wiary przy podpisie ręki naszéj pieczęć koronna przyciśniona MDCLXX panowania.... Dano w Warszawie dnia 11 miesiąca grudnia[8].
Wzmiankę o Zakopanem, a zwłaszcza o Giewoncie i dolinie Strążysk, znajdujemy w piśmie wydaném przez króla Jana III, na mocy którego król w Krakowie dnia 12 marca 1675 r. Walentego i Dorotę Kalatów małżonków, Wawrzyńca, brata rodzonego, i Wojciecha, brata stryjecznego, Szaflarskich alias Kalatów, będących sołtysami we wsi Szaflarach, stosując się do konserwacyi antecesorom ich od króla Michała danéj w Krakowie, dnia 20 listopada 1669 zatwierdza w posiadaniu tego sołtysa z polanami w Leśnicy, Gliczarowie i na Poroninie, także Czystę (? Czyrlę), Giewont, Strażyska (Strążyska), nazwane, z zagrodnikami cztérema i ich robociznami, żadnych dworskich nie pełniąc powinności, do których pociągani być nie mają, czynsz tylko goły z tego sołtystwa do dworu nowotarskiego na każdy rok po zł. 30 górskich płacić na dzień św. Marcina biskupa i oddawać powinien[9].
Według przypuszczenia Goszczyńskiego[10] Zakopane miała osadzić starościna Wielopolska, zapewne ta sama, o któréj powyżéj wspominaliśmy, rozbitkami Tatarów łotrujących na Podhalu. Dowodem tego ma być rodzina Tatarów, żyjąca dziś istotnie w Zakopanem, jako téż polana Tatary.
Przypatrzmy się teraz bliżéj topografii téj wsi podhalskiéj. Wieś ta obejmuje 23 role, 48 polan a 5 hal. Cały ten obszar obejmujący przeszło 4,616 hekt. (8,020 morgów), jest obficie zroszony licznemi potokami i potoczkami. Najwalniejszy potok zakopiański zwie się Cichą wodą, który nastaje na gruntach wsi Kościelisk. Płynie on przez Zakopane popod Gubałówką w kierunku od południowego zachodowi ku północnemu wschodowi czyli od Kościelisk ku Poroninowi i dzieli obszar Zakopanego na dwie części, mniejszą północną, zajmującą stoki Gubałówki, i większą południową, rozpościerającą się ku Reglom.
Obszar północny przecina pięć potoków, wpadających do Cichéj-Wody na północnym brzegu, mianowicie potok Sobiczkowy, drugi Szymaszkowy, trzeci bezimienny naprzeciw kościoła, nieco na wschód, czwarty także bezimienny naprzeciw ujścia Młynicznéj, a piąty Kotelnica, płynący wzdłuż drogi prowadzącéj z Zakopanego do Zubsuchego przez Gubałówkę.
Obszar ten obejmuje 15 polan a 4 role. A mianowicie: między potokiem Sobiczkowym a Szymaszkowym leży tuż nad ujściem potoku Sobiczkowego, nad Cichą Wodą, polana Pólkami zwana; powyżéj niéj w lesie polana Limirzysko[11], a nad potokiem Szymaszkowym polana Szymaszkowa (Symoskowa). Daléj w górę u źródeł rzeczonego potoku, aż ku granicy Zubsuchego, rozlega się polana Wielkie Hoczkowskie (Hoćkowskie).
Między potokiem Szymaszkowym a innym bezimiennym, wpadającym powyżéj plebanii do Cichéj-Wody, jest polana Ubocz, po wschodniéj stronie Szymaszkowego potoku, a obok niéj polana Brzegi. Nad Brzegami po wschodniéj stronie wspomnionego potoku bezimiennego, kędy najwygodniejsze wyjście na Gubałówkę, jest polana Gładka, a powyżéj niéj u saméj granicy Zubsuchego polana Zakopisko. Tuż nad Cichą-Wodą, naprzeciwko ujścia doń połączonéj z Czarnym potokiem Młynicznéj, płynącéj od Strążysk, jest rola Kurtkówka; las powyżéj niéj i polany Gładkiéj zwie się Walową górą.
Naprzeciwko ujścia potoku płynącego od Kuźnic zakopiańskich, zwanego Bystre, nad Cichą Wodą, leży polana Bilinówka[12]; powyżéj niéj aż do granicy zubsuskiéj, ciągnie się las Surowy, w nim dwie polanki Cérchla (Cyrla) i Rozsadzisko, a powyżéj nich polana Oberwisko.
Poniżéj polany Bilinówki, wzdłuż Cichéj-Wody, aż ku drodze wiodącéj przez Gubałówkę do Zubsuchego, leży polana Tatary, a powyżéj niéj aż ku rzeczonéj drodze i w górę aż ku granicy Zubsuchego polana i las Kotelnica. Wzdłuż drogi nadmienionéj płynie do Cichéj-Wody potok Kotelnica. Na wschód od granicy zubsuskiéj aż ponad Cichą-Wodą leży rola Ciągłówka; obok niéj na wschód rola Strachatówka i Ustup; wreszcie polana Łosówka.
Obszar południowy, jako daleko obszerniejszy i rozleglejszy, posiada téż daleko obfitszą siatkę wód, wlewających się do Cichéj-Wody na południowym brzegu. Najdaléj na wschodzie mamy nasamprzód potok Małołącki czyli Małołączniak, mający swój początek na polanie Małéj Łące. Tworzy on granicę Zakopanego od Kościelisk. Zwie się także Gąsienicowym potokiem. Drugim jest potok Krzeptowski; powstaje z połączenia się na polanie Krzeptówką zwanéj dwóch potoczków; zachodni przybywa z polany Potokiem zwanéj, drugi zaś Mały Źleb zwany, płynie z Regli z Małego Żlebku. Odgranicza polany: Krzeptówkę i Skibówkę na północy od Kościelisk. Trzeci potok Suchy Żleb nastaje w Reglach, zabiéra na zachodnim brzegu na Groniku inny potoczek z hali Krzeptówki na zachód od Wielkiéj Bramy, zwany potokiem od Wielkiéj Bramy. Następującym czwartym potokiem jest bezimienny potoczek, nastający na granicy Gronika i roli zwanéj Średnie Osiedle. Potém idzie potok Osiedle, nastający na rolach téj saméj nazwy. Szósty potok, dość znaczny, zwie się Młyniczną. Wytryska pod Giewontem w hali Strążyskach. Zabiéra na wschodnim brzegu, tuż pod Reglami, między polanami Grześkówką a Żywczańskiém, potoczek płynący od Dziury w Sarniéj-Skale czyli Małéj Świnnicy; poniżéj drugi potoczek zwany Spadowe, płynący z Regli z pod Spadowca; daléj Białą-Wodę, nastającą z dwóch ramion pod Giewontem; wreszcie przy saméj drodze z Zakopanego do Kuźnic Czarny potok, płynący z Regli od Krokwi. Większą część tego potoku (Czarnego), puszczoną na młyn (spalony), przeprowadzono na tartak. Z Czarnym potokiem łączy się na wschodnim brzegu ramię Bystrego, oddzielone poniżéj walcowni, a płynące przez zwierzyniec zakopiański, a potém pastwiskami równolegle i na zachód od drogi z Zakopanego do Kuźnic.
Poniżéj Młynicznéj uchodzi do Cichéj-Wody potok zwany Bystre (mylnie Bystrą lub Białym Dunajcem zwany); nastaje on z połączenia się kilku ramion wodnych pod polaną Kalatówkami. Połączenie się Cichéj Wody z Bystrém nazywają często Zakopianką. Doń uchodzi poniżéj Hyczów potok, na mappie katastralnéj powyżéj ujścia do Zakopianki Szperkowskim zwany, nastaje na polanie Szperkówce. Na roli Bachledówce, powstaje potok Bachledzki, poniżéj którego uchodzi do Zakopianki silny potok Olcza. Płynie przez polanę Bystre i Suchy Bór, zabiéra na zachodnim brzegu potoczek Mrówcowy, płynący z polany Pardałówki przez rolę Mrówcową; na wschodnim brzegu potok nastający na polanie Hławówce, a poniżéj trzy potoczki bezimienne.
Ten obszar południowy według potoków rozpada się na cztéry części:
a) od potoku Małołąckiego po Młyniczną;
b) od Młynicznéj do Bystrego;
c) od Bystrego do Olczy;
d) od Olczy do granic Poronina i Muru-Zasichłego.
Obejmuje on 33 polany, 19 ról a 5 hal, których położenie poniżéj skréślam.
a) Dział małołącko-młyniczny. Przy granicy Kościeliskiéj, po obu stronach drogi wiodącéj do Kościelisk między potokiem Małołąckim i potoczkiem Małym Żlebkiem, aż po drożynę pod Reglami, mamy polanę zwaną Potok; daléj na południe w Reglach między rzeczonemi potokami od namienionéj drożyny pod Reglami, halę zwaną Podpieronkę, do któréj przypiera polana i hala zwana Małą-Łąką. Polana Mała Łąka należy do trzynastu gospodarzy z Zakopanego, Muru Zasichłego i Gronika. Na wschód od polany Małéj-Łąki jest mała polanka bezimienna, należąca do Zakopian.
Między potokami Krzeptowskim, Cichą-Wodą, Suchym Żlebem i wpadającym do niego od zachodu potokiem, idącym od Bramy, po obu stronach drogi z Zakopanego do Kościelisk jest polana Skibówka; powyżéj niéj ku Reglom od potoku Krzeptowskiego po drogę pod Reglami od Suchego Żlebu na wschód po za potok płynący od Wielkiéj Bramy leży polana Krzeptówka, a po wschodniéj stronie potoku od Wielkiéj Bramy w Reglach, hala Krzeptówka, ciągnąca się aż ku Strążyskom.
Od drogi pod Reglami, nadół między potoczkami od Wielkiéj Bramy i Suchym Żlebem leży polana Mraźnica. Obok pomykając ku wschodowi od Cichéj Wody w górę ku Reglom między potoczkami Suchym Żlebem i innym bezimiennym jest polana Gronik, a powyżéj niéj aż po drogę pod Reglami polana zwana Mitaczowe wykroty.
Wreszcie od tych dwóch polan, Gronika i Mitaczowych wykrotów, na wschód aż po Młyniczną, potok płynący ze Strążysk, leżą od Cichéj-Wody ku Reglom trzy role: Wyżnie, Średnie i Niżnie Osiedle, a pod Reglami nad Młyniczną polana Bundówka aż po drogę pod Reglami, a poniżéj rola Gąsienicowa; na wstępie do doliny Strążysk nad Młyniczną polanka Młyniska, a aż pod Giewont około Sarniéj Skały i Suchego Wierchu hala Strążyska, należąca po większéj części do Szaflarzan.
b) Dział młyniczno-bystrzański. Między potokami Młyniczną i Bystrém mamy, idąc od Regli ku dołowi, nasamprzód między Młyniczną, wpadającym do niéj na wschodnim brzegu potokiem od Dziury i drogą po pod Regle, polanę Grześkówkę; dalej między potokami od Dziury i Młyniczną od zachodu a Spodowém od połączenia się Spadowego z Młyniczną w górę, rolę Żywczańskie; a powyżéj niéj aż ku drodze pod Reglami i aż po Białą-Wodę polanę Żywczańskie, poniżéj któréj między potokiem Spadowém, Młyniczną i Białą aż do połączenia się Białéj Wody z Młyniczną leży rola Cerchlica.
Między potokami Białą Wodą i Czarnym potokiem aż do Cichéj Wody leży rola Cerchla (Cérla, Cyrla); obok niéj biegnie wązkim pasem rola Łukaszówka, a powyż obu aż po drogę pod Reglami polana Reglówka, także Stopkówka zwana; wreszcie obok roli Łukaszówki aż po potok Bystre idzie ku Reglom rola i hala (las pod Reglami) Krupówki; powyżéj rzeczonéj hali zasię styka się od wschodu z polaną Reglówką polana Rogówka; wreszcie na wschód w rogu między drogą prowadzącą z Zakopanego obok zwierzyńca do Kuźnic i drożyną wiodącą ku walcowni, po pod Reglami aż do potoku Małołąckiego mała polanka Wilkówka. Już w obrębie Tatr na zachodnim brzegu Bystrego rozłożyły się Kuźnice Zakopiańskie, a powyżéj nich leży pod Giewontem piękna polana Kalatówki[13] tak zwana od swych dawnych posiadaczy Kalatów z Szaflar.
c) Dział bystrzańsko-olczański. Między potokami Bystrem, płynącym od Kuźnic zakopiańskich po którego połączeniu się z Cichą-Wodą oba te potoki przybierają nazwę Zakopianki, i potoczkiem Hyczowym, leży między Bystrém, Zakopianką i drogą prowadzącą z Poronina do Kościelisk polana Krowiarczyska; powyżéj nad Bystrém polanka Pólko; wzdłuż drogi prowadzącéj do Kuźnic zakopiańskich jest rola Strachatów, a naprzeciw mostku na Bystrém polana Wykrocisko. Obok Strachówki od drogi z Poronina do Kościelisk wzdłuż potoku Hyczowego leży rola Hyczówka, do któréj za rzeczonym potokiem przypiera od wschodu polana Szperkówka, a do téj po obu stronach potoku Bachledzkiego rola Bachledowa. Poniżej téj zaś ku Dunajcowi a na wschód aż po potok Olczę, odgraniczający w tym rogu Zakopane od Poronina, jest rola Gutowa a od niéj ku południowi idą po sobie role Rzepkówka, Kluszówka i Mrówcówka, potém polany Pardołówka i Kokoszówka. Na wschód od roli Mrówcówki i polany Pardołówki, między potokiem Mrówcowym, wpadającym na zachodnim brzegu do Olczy jest polana Oberconówka i daléj ku południowi Suchy Bór i polana Bystre, przypierające ścianą południową do Nosala.
d) Dział olczańsko-poroniński. Między potokami Olczą i Cyrlą idąc po wschodnim brzegu Olczy, od granicy Poronina ku południowi leżą role Milanowa, Walkoszowa i Stara Toporowa; wreszcie polany Huciska[14], Zajączyniec (Zajęczyniec) i Hławówka; ta ostatnia między Olczą i wpadającym do niéj na wschodnim brzegu potokiem Hławówką.
Między potokami Cyrlą i Świdrówką[15] jest przy połączeniu się obu tych potoków nad granicą Poronina polana Czernikówka; daléj ku południowi polany Zoniówka, Hrube niźnie i Hrube wyźnie, a powyżéj Hrubego wyźniego polana Cérchla.
Wreszcie na wschód potoku Świdrówki aż po granicę Muru Zasichłego leżą polany Weszkówka i Kiełbasówka.
W téj wielkiéj i rozległéj dolinie zakopiańskiéj, w jakiéjś podziemnéj jaskini przy Zakopaném, według podania ludowego, ma znajdować się wojsko zaklęte od niepamiętnych czasów, składające się z konnicy i piechoty, stojące w szeregach z bronią w ręku; w środku siedzi za kamiennym stołem stary siwy rycerz, wspierając głowę na dłoni, a siwa jak len broda jego sięga do ziemi. To wojsko wtenczas powstanie, gdy przypadnie Wielkanoc na dzień św. Wojciecha. Jaskinię tę odwiédzić miał niedawnemi czasy ślusarz hamernik z Kuźnic zakopiańskich i bawił tam przez trzy lata, mniemając, że tam tylko chwilkę zabawił. Kuł konie rycerzom. W nagrodę dał mu siwy rycerz barłogu z pod koni do czapki i wskazawszy mu drogę, natychmiast jaskinię opuścić kazał. Ślusarz, oddaliwszy się nieco, napotkał wielkie stosy dukatów. Wyrzucił więc śmieci z czapki a nabrawszy złota, pośpieszył na wiérzch. Wesół, iż ujrzał znowu świat boży, spojrzał do czapki i zamiast piéniędzy ujrzał tylko koński gnój; jéno za łatą w czapce pozostałe śmieci były dukatami.
Podobnych podań o zaklętych skarbach, podziemnych zamkach możnaby dosyć zebrać, co atoli zostawiani sobie na późniéjszy czas, a teraz wracam do dalszego opisu tutejszych okolic.
Nadmienić mi wypada, że w r. 1823 odwiédził Tatry arcyksiążę Franciszek Karol, który przybył tutaj 25 sierpnia, a przenocowawszy u leśniczego we wsi Bukowinie, udał się nazajutrz do Morskiego oka. Po drodze witała go deputacya starostwa spiskiego z hrabią Almassym na czele. Po przejażdżce na Morskiém Oku na tratwie nastąpiło śniadanie dane przez Węgrów. Na wieczór powrócił do Nowegotargu. Nazajutrz (27 sierpnia) zwiédził arcyksiążę Kościeliska, jadąc na Czarny Dunajec. W dolinie kościeliskiéj przyjmowali arcyksięcia Homolacze z Zakopanego, i dali na cześć jego sute śniadanie. Tego samego dnia powrócił przez Zakopane do Nowegotargu na noc, a dnia 28 sierpnia odjechał do Wiednia. Na pamiątkę pobytu jego w tutejszych okolicach Homolacze, dziedzice Zakopanego, kazali postawić w ogrodzie dworskim pomnik, który odsłoniono 13 września 1840 r.
Dobre pół mili od kościoła zakopiańskiego, w dolinie potoku Bystrego, już w krainie Regli a zwłaszcza między lesistą Krokwią (od zachodu) a skałami najeżonym Nosalem (od wschodu) leżą kilkakrotnie już wspominane Kuźnice zakopiańskie, już za czasów Augusta II w r. 1701 istniejące. Tymczasem starosta nowotarski Franciszek Richter utrzymywał, że huty on sam przed r. 1773 założył kosztem do 50,000 florenów. Podał on prośbę do cesarza 4 stycznia 1773 r., aby synowi jego zatwierdzono posiadanie hut, oraz aby mu wolno było do hut używać lasów tatrzańskich. Cesarz atoli nie przychylił się do jego prośby; lasów wyrębywać nie zezwolił, a drzewa tylko tyle używać mu wolno było, ile do opalenia pomieszkania potrzebował na czas piastowania godności starosty.
W r. 1800 huty tutejsze wraz z kopalniami wydzierżawił Reichsdorfer, c. k. wielicki rządca magazynowy, i miał je do r. 1804. W tym czasie powstały dwie fryszerki w Kościeliskach i znaleziono rudę w Miętusiej. Dotąd bowiem brano wodę z Magury i Małéj Łąki, a za czasów polskich także z Huciska. Następnie przeszedł zakład w posiadanie Ernesta Blutowskiego i Gottlieba Langa, którzy w r. 1807 sprzedali zakład Janowi Homolaczowi. Po nim odziedziczył syn jego Emanuel Homolacz, który nabył r. 1824 część starostwa nowotarskiego z lasami. Umarł 1830 r. Syn jego Edward z końcem r. 1868 sprzedał Zakopane z przyległościami pruskiemu obywatelowi, p. Ludwikowi Eichbornowi, który do dnia dzisiejszego ma je w posiadaniu.
Tyle o Kuźnicach. Potok Bystre, mylnie Białym Dunajcem zwany, powstaje z połączenia strumyków wytryskujących w dolinie Kondratowéj i Goryczkowej, a mających te same nazwy co doliny: oba te potoki łączą się powyżéj źródła pod polaną Kalatówek, i tworzą potok zwany Bystrém z powodu bystrego spadu wód jego. Polana co dopiéro wzmiankowana znajduje się ćwierć mili powyżéj dworu po zachodniéj stronie potoku Bystrego. Nazwa jéj pochodzi od właścicieli Kalatów, sołtysów szaflarskich, żyjących w piérwszéj połowie wieku 13-go.
Otóż powyżéj Kalatówek, z pośród licznych ogromnych głazów wapienia liasowego, tuż pod drożyną leśną, wytryska przeszło 4 m. széroki potok i spada zaraz po kamieniach na dół przynajmniéj na 10 m. Powszechnie uważają go za źródło Dunajca Białego, co tak atoli nie jest. Nosi on nazwę „wywierzyska potoku Bystrego.“ Liczne potoki spływające z południowego boku Giewontu do doliny Kondratowéj, zwłaszcza w czasie posuch, częścią wysychają, częścią też giną w drobnym zwirze, zapełniającym dno doliny Kondratowéj; a płynąc potém pod pokładem ziemi, wydobywają się razem ze stromego wschodniego brzegu polany Kalatówek. Źródło to jest nadzwyczaj wspaniałe i godne widzenia; przedewszystkiém cudnie się nam ono przedstawia z dołu z poza potoku. Woda tego źródła miała na dniu 19 lipca 1867 o godz. 10½ rano 3°75C, przy ciepłocie powietrza 18°4C, a dnia 13 sierpnia o godz. 10 rano 4°C przy ciepłocie powietrza 11°C. Ciepłota tego źródła nie jest zupełnie stateczną, jak tego dowodzi już powyższy pomiar prof. Janoty. Na dowód tego zdania podaję jeszcze pomiary Zejsznera, a zwłaszcza

r.  1839 277 4’10° C.
  1840 297 4’07° C.
  3’90° C.
  1841 4’35° C.
  1843 246 3’90° C.

ztąd przeciętna ciepłota czyni 4’06° C.
Wzniesienie tego źródła według dwukrotnego pomiaru dokonanego przez prof. Janotę czyni przeciętnie 1164,48 m. n. p. m. Koło źródła rośnie obficie tojad (Aconitus Napellus), a kamienie w potoku są porosłe grubym mchem. Tuśmy spostrzegli w znacznéj ilości małe czarne ślimaczki, jakotéż czarnego recka (Crossopus fodiens), którego nam wskazał przewodnik Sieczka. Źródło to oddziela od polany las. Żałować tu wypada, że skaliste zbocza otaczające polanę Kalatówek od północno-zachodniéj i zachodniéj strony są po większéj części pozbawione lasów; trawniki tu i owdzie i to bardzo wątłe. Wzniesienie saméj polany koło piérwszéj szopy przy ścieżce czyni 1154’37 m. (J.)[16]. Położenie tej polany jest nadzwyczaj rozkoszne. Rozpościera się stąd cudny widok na okoliczne wiérzchy. Dokoła piętrzą się wspaniałe turnie: to nagie, to ciemnym lasem świérkowym i kosodrzewiną pokryte. Ku północno-wschodniéj stronie na czele stoi skalisty Nosal (wapień dolomitowy), tuż za nim na południe Nieborak, szczyt lesisty, 1292’69 m. (J.), oddzielony od Nosala przełęczą, przez którą prowadzi droga z Kuźnic zakopiańskich do doliny Olczyska, wysoką na 1101’55 m. (J.); daléj na południe od poprzedniego wznosi się Czoło Jaworzyńskie nad Kuźnicami zakopiańskiemi i wnijściem do doliny Jaworzynki 1194’79 m. (J.) i Gładkie nad Rówienikami. Następnie jako ostry stożek występuje Kopa Magury. W kierunku południowo-wschodnim widać Kasprową polanę, rozłożoną nad potokiem téjże saméj nazwy, turnie Kasprowskie nad szałasem[17], potém Uhrocie Kasprowe[18] z trawiastym wiérchem, daléj na zachód Suchą dolinę Kasprową, poniżéj las i tak zwane turnie Myślenickie. W południowéj stronie rozłożył się széroki trawiasty grzbiet Goryczkowéj, wznoszący się ponad doliną Goryczkową, nazwaną tak od obficie tam rosnącéj goryczki (Gentiana punctata L.). Cały ten grzbiet Goryczkowéj składa się z trzech szczytów, połogiemi przełęczami rozdzielonych. Środkowy szczyt zwie się Pośrednim Wierchem Goryczkowéj, a grzbietem swym nieco na północ występującym dzieli dolinę Goryczkową na dwie odnogi, zachodnią Świńską dolinę, widoczną z polany Kalatówek, i wschodnią zwaną pod Zakosy. Skrajne zaś szczyty tego szérokiego grzbietu zowią się zachodni Czubą Goryczkową, wschodni Czubą nad Zakosy. Tędy jest przejście na stronę węgierską do Liptowa. Tędy téż według podania miał oddział konfederatów barskich przeprawiać się do Węgier i nawet armatki ze sobą przeprowadzać. W saméj wsi Zakopaném ukrywali się niektórzy z nich. Od jednego z nich poczęli Zakopianie uczyć się czytać.
Wreszcie od strony zachodniéj zamykają ten cudny widok skaliste, świérkami porosłe wyskoki Giewontu.
Poniżéj tego źródła czyli raczéj wywierzyska potoku Bystrego, wpadają doń od południowego wschodu potoki z dolin Kasprowéj i Jaworzynki płynące. Poniżéj Zakopanego na Krupówkach łączy się Bystre od południowego zachodu z potokiem Cichą-Wodą, płynącym wsią Zakopaném popod wzgórzem Gubałówką zwanem, i płynie pod nazwą Zakopianki aż do Poronina, gdzie przybiera od wschodu potok Poroniec; od tego połączenia potok ten nosi nazwę Dunajca Białego.
Wracam jeszcze do Kuźnic zakopiańskich. Są one uwagi godne z innego jeszcze względu, a mianowicie iż w nich znajduje się zakład wodoleczniczy, założony w r. 1875. Jestto podługotowate zabudowanie dla nierówności miejsca na podmurowaniu z żuzli, z nakrytym od wschodu gankiem wzdłuż całego zabudowania. Przed zabudowaniem trawnik z kląbikami kwiatów, między któremi szczególniéj uderzają mile pachnące róże czerwone, które w ciągu trzech lat tracą barwę i stają się białemi. W środku tego ganku po schodach wchód główny.
Na górnym (południowym) końcu zabudowania jest piec do ogrzéwania wody, która rurą ścieka do łazienek. Inną rurą ciecze woda zimna. Obok są dwie łazienki z wannami cynkowemi, po jednéj w każdéj łazience. Wanny są na zewnątrz lakierowane. Do tych łazienek wchodzi się z ganku; w ich ścianie zachodniéj nad wanną znajduje się okno. We wnętrzu łazienki znachodzi się sofka obita ceratą, stołeczek pod nogi, para trepek łykowych, kocyk pod nogi, w rogu pułeczka i małe zwierciadło. Łazienki te mają każda po 1’9 m. wszérz, a 2’84 m. wgłąb. Do mierzenia ciepła wody służy ciepłomierz. Obok pomienionych dwu łazienek jest trzecia z wnijściem już nie z ganku, lecz z obok (na prawo) położonego większego pokoju, z oknem również na zachód, bez sofki i z dwoma naczyniami metalowemi do brania kąpieli siedzieniowych i wanną cynkową do zwykłych kąpieli ciepłych. Z téjże łazienki przechodzi się do większéj izby, mającéj 3’8 m. wszérz, a 12 kroków w głąb, z wnijściem z ganku, jedném oknem w tylnéj (zachodniéj ścianie), a dwoma w wysuniętéj części ściany południowéj. Pod ścianą południową między drzwiami do trzeciéj łazienki, a oknem w téj ścianie znajduje się wielka wanna, drewniana, wewnątrz nie lakierowana i mała wanienka do brania kąpieli na nogi. W tylnéj części téj izby są dwie sofy. W południowéj ścianie stoi żelazny piecyk. Tu się odbywają nacierania zimną wodą i owijania w mokre prześcieradła i koce. W przedniéj części téj izby po stronie prawéj odgrodzona jest mała izdebka, z oknem na ganek, z wejściem z środkowéj izby a przejściem do obok (na prawo) znajdującéj się łazienki. Izdebka ta służy do brania kąpieli parowych. Na ten cel znajdują się w niéj dwie skrzynie, w których naparzający się siedzi, mając tylko głowę wolną. Para wywiązuje się z naczynia z wody, do któréj kładzie się kawał rozpalonego żelaza; naczynie to wstawia się z tyłu pod siedzenie, w którém są dziurki, i temi para dostaje się do skrzyni.
Z téj izdebki wchodzi się do innéj z oknem na ganek, a służącéj do brania zimnych natrysków. Obok (na prawo) izdebka bez powały z wnijściem z ganku i przejściem z poprzednio wymienionéj izdebki do brania natrysków zimnych. W niéj sofka i wieszadła do rozbiérania się biorących tylko zimne natryski. Obok obszerniejsza izba niekryta, także do brania zimnych natrysków. Wreszcie na północnym końcu budynku obok pomienionéj izby otwartéj natryskowéj są dwa oddzielne od siebie zbiorniki z zimną wodą, do których schodzi się po schódkach. Z wiérzchu spada struga zimnéj wody. Woda z potoku Bystrego miewa 5 do 9° C. Cały budynek jest drewniany, z cienkich desek budowany. Tu i owdzie znajdują się szpary, nawet nad wannami.
Zakład ten wprawdzie bardzo mógłby być użyteczny, lecz ceny są za wysokie; nadto jest on odległy od wsi, w któréj największa część gości bawi, dobre pół mili, co nowy za sobą pociąga wydatek (40 do 50 c.), jeżeli kto nie chce odbywać téj drogi pieszo, która, podnosząc się do końca lasu dosyć znacznie, męczy. Łazienki nie są ogrzéwane, chociażby to zapomocą ogrzanego i rurami puszczonego powietrza łatwo stać się mogło. Brak tego ogrzania czyni w dni słotne, których w lipcu, nawet w sierpniu w Zakopaném jest zazwyczaj daleko więcéj niż pogodnych, a które są zarazem najczęściej dotkliwie chłodne (9 do 12° C), branie kąpieli ciepłych niepodobném. Brakuje także izby do suszenia bielizny kąpielowéj i ogrzéwania bielizny i sukni kąpiących się. Są to wielkie niedogodności, któreby usunąć należało, jeżeli zakład ma się podnieść i rozwinąć. Usługę pełni dawny, stary robotnik od pieca żelaznego, chętnie i zręcznie.



II.[19]
Pomieszkania w Zakopaném, dziś a dawniéj. — Niedogodne urządzenie izb. — Usługa. — Podatek. — Restauracye. — Ujemne strony górali. — Przewodnictwo w Tatrach. — Psucie górali przez gości. — Biały cent. — Jeszcze kilka szczegółów ujemnego usposobienia górali. — Źródło dobréj wody. — Chory urzędnik kolejowy. — Żętyca. — Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!


Od roku 1867, 1869 i 1871, kiedy to po raz ostatni byłem w tych stronach, do dnia dzisiejszego Zakopane znacznie się zmieniło; ale czy na dobre? Nie powiem, owszem, zdaje się mi przeważnie na złe. Domów przybyło niemało i przeważnie wcale dobrze i pięknie zbudowanych, rozumié się jak na Zakopane. Mieszkania atoli są nadzwyczaj drogie. Przed dziesięciu laty płacono za mieszkanie wraz z usługą miesięcznie od 6 do 10 i 15 guldenów, stosownie do obszerności i wymagań wprowadzającego się gościa. Przed dwoma atoli laty (1877) płacono za dwie izby z kuchnią na sześć tygodni po 80 złr. i więcéj, za pojedyńczą izbę 20 do 28 złr. miesięcznie. Zakopianie, jak w ogóle górale, są przeważnie obrzydliwie chytrzy i przebiegli; więc co do mieszkań lubią cenę ich podawać tygodniową. Przybywający na dłuższy pobyt jedno lub dwumiesięczny, na cztéry lub ośm tygodni, jak zwykle, weźmie równe miesiącowi lub dwom. Ale na Zakopianinie omyli się, bo gdy przed odjezdném położy góralowi, według swego mniemania, jedno lub dwumiesięczny najem, góral zacznie się krzywić, nawet gniéwać się i żądać będzie dopłaty, nietylko za zwyższające się nad cztéry tygodnie trzy dni (w lipcu i sierpniu), ale nawet jednego dnia nie zapomni. Urządzenie tych izb jest zresztą bardzo proste, nie różniące się prawie niczém od urządzenia zwykłéj izby góralskiéj, a co najgorsza, wielka część tych izb nie ma ani pieca, ani cyganka, któryby może był tańszym i przytém wygodniejszym i mniéj zajmował miejsca od pieca, i mniéj potrzebował opału; a bywają śród lipca i sierpnia dni, szczególnie wieczory i noce, tak chłodne, że mierne ogrzanie izby nie byłoby wcale zbyteczném. Inną jeszcze wadą wielu izb jest złe zaopatrzenie ścian; nie mniéj to, że podłóg nie podsypują, skutkiem czego szparami w ścianach i w podłodze porządnie wieje. Co do usługi żalić się nie można; pochodzi to jedynie z dobrze zrozumianego własnego interesu, i czyni się w nadziei otrzymania przy odejściu osobnego poczesnego, bądź w piéniądzach, bądź w czém inném, niemniéj aby od gościa miéć na przyszłość dobre polecenie, lub jego samego dostać znowu na mieszkanie, gdyby miał roku następującego znowu przybyć, o co się zawsze wypytują. Nadmienić wypada, że w karczmie dworskiéj przy halach były w roku 1877 cztéry pokoje do wynajęcia, z których piérwszy i drugi piękne, zaś Nr. 4 i 5 wcale nieładne. Ceny jednak były bezwstydne; za piérwsze dwa żądał Żyd na dobę złr. 1,20, za łóżko 35 kr., co na miesiąc czyni 45 złr., za usługę osobno miesięcznie 5 złr. Za numer 4 i 5 żądano na dobę po 80 kr., za łóżko i usługę tyleż, jak przy dwu piérwszych pokojach. Nadto mogę zrobić uwagę, iż ktoby chciał miéć spokój, tutaj go z pewnością nie znajdzie.
Co się zaś dotyczy niesłychanéj drogości mieszkań, to główną jéj przyczyną jest wysokie opodatkowanie tego dochodu niestałego i niepewnego nie z dołu, lecz z góry, to jest według najmu bieżącego roku każą opłacać podatek za rok następujący, jakkolwiek dochód w tym roku może być daleko mniejszym, a nawet izba próżna stać może. Jakoż były takie wypadki, iż izba stała próżna, ale właściciel musiał zapłacić podatek z dochodu, którego nie miał i nawet egzekucyą mu posłano.
Daléj istnieją w Zakopaném dwie niby restauracye, jedna z nich przy kasynie krakowskiego Towarzystwa tatrzańskiego, obie utrzymywane przez górali tamecznych i jak dwie krople rosy do siebie podobne, bo jadło w obu jednakowo jednostajne i drogie. Jarzyn nie mają żadnych, jakkolwiek z łatwością miéćby je można. Lecz góral jest za leniwy, aby sobie urządzić małą lodownię, i za przebiegły, aby miéć ochotę dogodzić gościowi w czémbądź, skoro wié, że to zjé lub zjeść i zapłacić musi, co mu dadzą.
Co do napojów najrozważniéj postępuje ten, co się ogranicza do wybornéj wody tamecznéj, która z pewnością żołądka nie popsuje i pewnych przypadłości nie nabawi. Wino, które w tych restauracyach mają, jest najpośledniejsze paskudztwo, jakie w Nowymtargu u Żyda dostać można, a przytém droższe od wina znajdującego się w miejscowym sklepie żydowskim (u Ringelhaupta). Okoliczność świadcząca znowu o lenistwie górali, bo i pocóżby mieli z Węgier i rozumié się nie od karczmarza lub od handlarza jakiego, lecz z piérwszéj ręki nierównie taniéj dobre sprowadzać wino, skoro goście i złe im wypiją? Na rok 1878 zamierzał Żyd mający sklep założyć restauracyą. Wcale zajmującą byłoby rzeczą, gdyby restauracya żydowska okazała się lepszą i tańszą od góralskich.
Dawniejszemi laty przybywający do Zakopanego, szczególnie pojedyńcze osoby, niemały mieli kłopot z wyżywieniem się, bo z góralek tamecznych rzadko która umié coś ugotować prócz ziemniaków, a jakkolwiek na wiele rzeczy są nadzwyczaj ciekawe, przecież najmniejszéj nie zadają sobie pracy, ażeby nauczyć się przynajmniéj mięso uwarzyć lub upiec. Okoliczność dosyć ważna, bo świadcząca znowu, że co góralowi wprost nie przynosi korzyści, a to ile się da bez pracy i wielkich zabiegów, to nic go nie obchodzi, szczególnie gdyby mu ztąd jeszcze pracy i zachodu przybyło. Jednak traktyernictwo pomienione nie jest wcale niekorzystném zajęciem, bo jeżeli góral, sam z natury chciwy, podejrzliwy i skryty, przyznaje się do zysku 500 złr., to śmiało przypuścić można, że takowy czynił co najmniéj, dwa a może trzy razy tyle.
Trzecią ważną rzeczą w Tatrach jest przewodnictwo. Dawniejszemi laty, gdzie przybyłych rzeczywiście dla zwiédzania gór było mało, gdzie bardzo wiele szczytów wcale nie zwiédzano, bo je uważano za nieprzystępne, a nawet na przystępne, na które jednak wejście wymagało dłuższego czasu, większego, że tak powiem zachodu, więcéj odwagi i wytrwałości, jak np. na Lodowy, mało kto chodził, dwóch, lub trzech dobrych przewodników tak wystarczało, że i ci niewiele mieli zajęcia i rzadko kiedy wszyscy trzej równocześnie byli zajęci. Było także można zamówić sobie przewodnika na kilka dni wprzódy, a zadowolony był z zapewnionego na ten czas zarobku. Dzisiaj z lepszych przewodników (z wyjątkiem może jednego) żaden w ten sposób godzić się nie chce, chyba żeby go porządnie przepłacono; czeka on ostatniéj chwili i patrzy, gdzie się lepiéj obłowić może. Dziś liczba dobrych przewodników nie powiększyła się w równym do potrzeby stosunku.
Jeden z lepszych dawniejszych przewodników, dziś wprawdzie już podstarzały, czytamy w urywkowych notatkach ś. p. profesora Dra Janoty, a zatem téż nie bardzo ochoczy do trudniejszych wycieczek, jest sługą Towarzystwa tatrzańskiego, czyli raczéj kilku członków jego wydziału, przebywających przez lipiec i sierpień w Zakopaném. Jest on nadzwyczaj potrzebnym, jakkolwiek niewiadomo na co, gdy wspomnieni członkowie wydziału urządzają gromadną, wspólną wycieczkę na Krzyżne, lub do Rybiego (Morskiego Oka), na Czerwone Wierchy, lub nawet do Kościelisk, dokąd dziś każdy pastuch zaprowadzi i dokąd wreszcie żadnego nie potrzebaby przewodnika, gdyby co do Rybiego wydział towarzystwa tatrzańskiego za przykładem węgierskiego towarzystwa karpackiego w lesie po za Jaszczurówką, aż po polanę Waksmundzką, a potém w lesie pod Wołoszynem, białą farbą olejną, na drzewach po obu stronach ścieżki kazał pomalować płaty, do 20 centymetrów szérokie, i obejmujące ku ścieżce zwróconą połowę pnia, a gdzie się droga dzieli, np. do Pańszczycy, do Waxmundzkiéj, przybić kazał tablice z krótkim, lecz wyraźnym napisem. Pomijając zatém zupełną przy tych wspólnych wycieczkach zbyteczność przewodnika, miałby on krom tego jeszcze dosyć czasu usłużyć niekiedy jakiemu podróżnemu, który przy wycieczkach swoich jeszcze inny może miéć cel, aniżeli przybywszy do schroniska, zjeść kawał pieczeni, wypić butelkę wina, przespać się i wrócić do Zakopanego. Gdy przy zupełnym braku przewodników i bardzo niestałéj pogodzie, chcąc korzystać z nastających kilku dni pogodnych, po utracie jednego dnia, nakłoniłem go do wybrania się ze mną na Lodowy, szanowny wydział skarcił go za to z góry i powtórzenia podobnego występku surowo zabronił. Gdy więc raz znowu dla braku przewodnika na inną chciałem go wziąć wycieczkę, w okolicę dotąd nie zwiédzaną, jemu jednak znaną, wymówił się tém, że z polecenia wydziału musi iść robić kładkę pod Kozińcem, co się jednak okazało wierutném kłamstwem, bo jeden z członków wydziału urządzał właśnie gromadną wycieczkę na Krzyżne. Kto zaś nie jest przyjacielem tych wędrówek taborem, lecz przy przechadzkach swoich inne może rozsądniejsze i pożyteczniejsze ma cele, niż powiedziéć w końcu: „Przy Rybiém byłem, pieczeń jadłem, wino piłem, kobiétom w zęby się napatrzyłem“, ten od członków wydziału towarzystwa tatrzańskiego, co do nastręczenia przewodnika stosownego, nie dozna żadnéj pomocy; przewodnicy zaś przy rzeczonych wyprawach, jakby nie narażeni na wielkie trudy, nadto mogąc się spodziéwać większego obłowu dla gardła i żołądka swego, niż towarzysząc jednemu lub dwu podróżnym po rozmaitych dziurach, lgną téż do tych wędrówek gromadnych jak muchy do miodu.
Wszystko, co towarzystwo w sprawie przewodnictwa uczyniło, jest dotąd: wydanie trudniącym się przewodnictwem książeczek, na których czele wymienione są wycieczki i podane wynagrodzenie dzienne, mające się płacić przewodnikowi. Taki atoli wymiar wynagrodzenia jest niewłaściwy i dla podróżnego niekorzystny; rozumié się bowiem samo przez się, że np. przy wycieczce na Gierlach, na Lodowy, na Wysoką, dojście piérwszego dnia do stawu welickiego, do szałasu pod stawem Zielonym w Jaworowéj, lub do Czeskiego, i powrót trzeciego dnia ztamtąd nie są połączone z żadnemi trudnościami; owszem odbycie drogi z Zakopanego do szałasu pod Czeskim lub Zielonym w Jaworowéj i napowrót jest nieporównanie przyjemniejszą przechadzką aniżeli szlifowanie bruku krakowskiego, lub łykanie pyłu i niemiłych zapachów lwowskich. Inaczéj ma się rzecz z samém wejściem na pomienione szczyty. Góral ma téż tyle rozumu, skoro za piérwszy lub ostatni dzień wyznaczono mu wynagrodzenia piéniężnego (krom żywienia) 2 złr., że za samo wejście przynajmniéj raz tyle jeszcze żądać ma prawo. I powiedziałbym, że góral ma słuszność i rozumniéj rachuje, niż to uczyniło towarzystwo tatrzańskie. Zresztą nie wszyscy przewodnicy posiadają te książeczki a podróżni wcale się nie troszczą o to, aby sumiennie wpisać, jakim się znalazło przewodnika; wpisują się pochwały, na które wcale nie zasłużyli, a pomijają ujemne strony, o którychby nie należało zamilczéć, boć są i tacy, którzy się podejmują przewodnictwa w miejsca, w których sami nie byli, których nie znają, narażając podróżnego na nieprzyjemności i zawód mu czyniąc.
Najgłówniejszém źródłem wielu złego tyczącego się przewodnictwa, są jednak niektórzy piéniężni goście krakowscy i warszawscy. Ci nietylko przepłacają przewodników, lecz zamawiają ich wyłącznie na swoje usługi na cały czas swojéj w Zakopaném bytności, czy gdzie idą, czy nie idą, nie pozwalając im przez cały ten czas z nikim innym chodzić. Wycieczki tych panów trwają zazwyczaj dni pięć do tygodnia, a jednemu z nich nie wystarcza jeden przewodnik, lecz musi ich miéć od razu kilku, przytém ćmę chłopów niosących namioty, jadła i napitku niemały zasób dla tylu ludzi, i dopokąd można wloką się te zapasy na wozach, i z ludzi kto może, siada, trzeba téż muzyki, ażeby po rozbiciu obozu nikomu się nie przykrzyło; co zaś najsmutniejsza, to do tego taboru zaciąga się nawet wielu takich, których w myśl § 1 i 3 statutu towarzystwa tatrzańskiego w żaden sposób z sobą braćby nie należało, a przynajmniéj żaden członek Towarzystwa tatrzańskiego takby sobie postępować nie powinien. Przytém obejmuje się górala za szyję i chodzi się z nim tak publicznie po ulicy, jakby juhas z frajerką[20] jaką, szepcąc mu coś do ucha; nie dostawało tylko jeszcze, żeby się w twarz na ulicy całowano. Dodać należy do tego sprowadzanie górali do Warszawy, oprowadzanie ich tam po teatrach i salonach i t. d., a nie trudno będzie przyznać, że obok wielu zarzutów czynionych od dawna, szczególnie Warszawianom, dla ich szkodliwego wpływu na Zakopian, także powyższe postępowanie wcale nie zasługuje na pochwałę; nie jest ono bowiem skutkiem chwilowego szału, gdy za pokazanie drogi lub życzenie przy kichnięciu, rzucano papiérkami (złr.), gdy za talérzyk poziomek wartości 5 kr. dawano po papiérku, dla tego, że w Warszawie równa ilość kosztuje rubla, i jakby Zakopane co do cen koniecznie zamienić wypadało na Warszawę; lecz jest ono rozmyślną obliczoną butą, ubliżającą innym podróżnym, którym z przed nosa, na cały czas możliwego bawienia w Zakopaném, zabiéra się przewodników, zostawiając im przyjemność brania sobie ciurów, z którymi na Giewont puścić się byłoby niebezpiecznie. Bezwstydność górali, będąca bezpośrednim skutkiem takiego ich znarawiania, wszędzie w omierzły występuje sposób, w prawdziwie żydowską i cygańską zamieniając się bezczelność. Tak nieraz można słyszéć dobitne opowiadanie, jak ten lub ów do niemałéj zapłaty za przewodnictwo dodał jeszcze jeden lub dwa dukaty, z czego oczywiście ta wynikać ma nauka, aby słuchacz w pokorze ducha poszedł za tak świątobliwym przykładem, i tak samo dukatami rzucał. Zdarzało się nawet, że dzieci chodzący po żebraninie nie prosiły centa, lecz domagały się od razu białego centa (10 c.). Otóż wychowanie Zakopian przez Warszawian i im podobnych! Towarzystwo tatrzańskie zaś nie poczuwa się do obowiązku i nie ma tyle odwagi, aby pomienionym samodzierżcom Tatr z własnéj woli, aczkolwiek członkom towarzystwa, powiedziéć, że postępowanie ich jest conajmniéj niewłaściwém. Atoli nietylko towarzystwo ma usta zawiązane, i na inne strony umiano zastosowywać treść piosenki: „Kłapką, papką i czapką, wolą, solą i rolą, ludzie ludzi niewolą“, aby nieograniczoną zapewnić sobie samowładzę, i wjeżdżać do Zakopanego przez bramy tryumfalne. Tak sieje się rozmyślnie chwast w usposobieniu zakopian, który się już nigdy więcéj wykorzenić nie da, co oczywiście mało obchodzi siewców, byleby własnéj dogodzili próżności i wszem w obec i każdemu z osobna okazali, co można znaczyć w Zakopaném, mając poddostatkiem środków materyalnych do zdobycia sobie, czyli kupienia, tego znaczenia. Gdyby atoli pomienieni goście wzięli na uwagę, że ani Tatry ani Zakopane nie są ich własnością, i że im nie przysługuje prawo brania wszystkich lub tylu przewodników, ilu im się podoba, w wyłączną arendę dla swojéj osoby, lecz że innym gościom przybywającym do Zakopanego dla zwiedzenia Tatr równe służy prawo, że zatém przy dotychczasowym braku dobrych przewodników wyrozumialszym i więcéj uprzejmym w tym względzie dla innych byćby należało, niezawodnie więcéjby przyniosło to zaszczytu, niż dotychczasowe samodzierstwo.
Napomknąwszy o kilku ujemnych stronach w usposobieniu Zakopian, dodam jeszcze kilka szczegółów. Zdarza się dosyć często, że rzeczy znalezionéj, chociaż dobrze wiedzą kto ją zgubił, nie lubią oddać. Mało ich obchodzi szkoda, a czasem jeszcze większa niewygoda, tym sposobem rozmyślnie wyrządzona właścicielowi rzeczy zgubionéj.
Zachwycano się nieraz ciekawością, wesołością i rozumnością Zakopian. Jestto własność wspólna wszystkim góralom, mająca swoje źródło w usposobieniu fizyczném, na które wpływa czyste i zdrowe powietrze, którém poza domem oddychają, woda również wyborna, dostateczna wolność od trosk, wynikająca przeważnie z nadzwyczaj ograniczonych potrzeb, do których zaspokojenia niewiele im potrzeba, a przytém życie dosyć próżniacze. Góral nie lubi pracy długiéj i natężonéj, on się lubi zbyć czémprędzéj z tém co ma robić, a poniekąd zmuszają go do tego pośpiechu stosunki klimatyczne miejscowe. Na Podhalu niéma wiele czasu siać i sadzić na wiosnę, zbiérać czyli jak się w Zakopaném wyrażają robić siano, a w jesieni zbiérać, czego Bóg nagodził; niéma tam zwyczaju wlec się z temi robotami całemi miesiącami, jak indziéj to się dzieje: źleby na tém wyszli Podhalanie. Wszędy więc gonitwa i krzątanina na łeb na szyję, nawet przy miesiączku, lub przy latarniach, ale po uporaniu się z temi robotami, do próżnowania dosyć zbywa czasu. Zresztą, czém miałby Zakopianin zajmować się? Bydło nędzne i chów jego również nędzny; rękodzielnictwa niéma żadnego, prócz trochy tkactwa na własną potrzebę domową; sprzętów nawet najprostszych, stołków drewnianych, konewek, fasek na masło i bryndzę, cebrzyków sami sobie nie robią, lecz indziéj kupują, na jarmarkach w Nowymtargu, Czarnym Dunajcu lub na Orawie. Już oddawna było wskazaném, aby który z młodych Zakopian był się nauczył toczyć. Drobiazgów z kosodrzewiny gustownie toczonych nie mało pozbyćby można nietylko między gośćmi, ale indziéj także jeszcze. Gdyby pozwalający sobie na przybycie swoje stawiać bramy tryumfalne, zamiast tak dziecinnego i ckliwego dogadzania próżności swojéj, byli raczéj pomyśleli nad wprowadzeniem i utrwaleniem w Zakopaném jakiego zatrudnienia łatwego do wykonania a zapewniającego stały zarobek, rozsądniéj i lepiéj byliby postąpili, niż rozmyślném rozrzucaniem i wyrzucaniem piéniędzy, nieprzyczyniającém się do istotnego dobra Zakopian, innym gościom w sposób drażniący bez istotnéj potrzeby stawać w drodze. Zresztą niepodobna zaprzeczyć, że nie łatwą byłoby rzeczą Zakopianina lubiącego wygodę i próżniactwo, a przytém niewierzącego nikomu nic, przyzwyczaić do stałéj pracy, choćby najłatwiejszéj. Profesor Janota, słysząc, że patyczki do wykalania zębów sprowadzają z Wrocławia, nakłaniał raz dwóch Zakopian do zajęcia się podczas sześciomiesięcznéj zimy tą struganiną i brania do pomocy także dzieci, okazawszy im, ile mogą zarobić, i że to zarobek jak dla Zakopianina wcale niepośledni, lepszy niż żaden, przyczém zapewnił ich także, że o stały odbyt sam starać się będzie. Kupił kilka paczek pośledniejszych i lepszych wykałaczek, i dał je Zakopianom. Obiecał im także nazajutrz dać potrzebne do téj roboty narzędzia. Atoli górale poprzednio przez profesora Janotę i jeszcze inną osobę piéniędzmi i innemi rzeczami obdarzeni, już się więcéj nie pokazali. Niezawodnie rozmyślili sobie tę rzecz przez noc, iż im nie potrzeba przez zimę pracować, skoro w lecie z gości więcéj zedrą, lub ci sami obedrą się ku radości Zakopian. Co do przemysłowości, okolicznością dobrze objaśniającą lenistwo Zakopian, i brak wszelkiéj w nich przedsiębierczości jest to, że dotąd żadna Zakopianka nie zajmuje się pieczeniem chleba, bułek, rogalików i t. d., widząc przecież, jaki odbyt ma trzech żydów miejscowych, i że nawet nowotarskiemu piekarzowi opłaci się co niedziela przysłać cały wóz chleba do Zakopanego. Jedna tylko zakopianka roku 1877 podobno coś piekła, ale nie wiele, a żydzi ją pomawiali, że wszystko robi bardzo nieczysto, czy jednak prawdę mówili, to nie wiadomo[21].
Co się zaś tyczy ciekawości i rozmowności nie są oni tak niewinni, jak się zrazu zdaje. Góral z przyrodzenia jest ciekawy; więc wszystko wybadywa, wszystkiego się dowiaduje, o wszystkiém się wywiaduje, aby umiał sam do gościa swego zastosować się ze względu na własną korzyść, lub innym mógł dać wyjaśnienia potrzebne. Zresztą nicują oni gości bez względu i miłosierdzia, wyszydzają i wykpiwają między sobą, i opowiadają sobie, jakim sposobem co wyłudzili. Na piękne i na urząd rozpoczyna się to nicowanie dopiéro po odjeździe gości. Zdarza się, że nawet na wycieczkach, gdy przy kilku osobach więcéj jest górali, obmowami czas sobie skracają, lecz tak ostrożnie, że obrabianéj osoby nie wymieniają, a gdy spostrzegą, że który z gości uważa na ich rozmowę, natychmiast ją urywają.
Pod brzeżkiem przy drodze z Poronina, nieopodal jéj rozdziału na zachód przez wieś ku Kościeliskom, a na południe do Kuźnic, jest źródło dobréj wody[21]. Towarzystwo tatrzańskie dosyć znacznym nakładem kazało to źródełko ująć w oprawę z ciosowego kamienia. Góral, na którego gruncie znajduje się to źródełko, aczkolwiek wiedząc dobrze o zamierzoném oprawieniu jego, zrazu żadnych nie czynił przeszkód, lecz gdy się już wzięto do roboty, nagle zaczął jéj zabraniać, biegał to do miejscowego plebana, to do będących w Zakopaném członków wydziału Towarzystwa, to do innych osób, i wiele niepotrzebnego narobił hałasu, a to dlatego, iż mu inni górale nagadali, że Towarzystwo, sprawiwszy za swoje piéniądze oprawę źródła, może samo źródło uważać za swoją własność, a następnie i do całego gruntu rościć sobie prawo. Było trzeba na piśmie danego i przez świadków podpisanego oświadczenia i zapewnienia, że Towarzystwo oprawiwszy źródło dla wygody i przyjemności gości, ani do niego samego, ani do otaczającego je gruntu, żadnego prawa sobie nie rości, ani nie będzie rościło. Jeżeli w świecie starożytnym Ateńczycy sławnymi byli pieniaczami, to w Galicyi nie ma większych od Podhalan. Przytoczony przykład niby téj staranności o całość mienia swego, zabiegania możliwemu uszczupleniu jego, jest tylko wynikiem niegodziwości Podhalan, z którą sobie, gdzie i jak mogą, nawzajem wydzierają mienie, co znowu jest skutkiem dozwolonego dzielenia gruntów, pod każdym względem w najwyższym stopniu szkodliwego.
Co do źródła jedna jeszcze uwaga. Między drogą a brzeżkiem, z pod którego dobywa się woda, jest łąka podmokła; po stronie południowéj stoi nawet woda na niéj, nie mając odpływu. Przystęp do źródła nie jest wygodny, jest mokry a nawet błotnisty. Gdyby nie wrodzone góralom lenistwo, właściciel łączki byłby dawno rowkiem sprowadził wodę z niéj do rowu przydrożnego; obecnie bowiem siano nie jest dobre, ani go niéma wiele. Żalił się także, że jéj kosić nie może, bo znajdował powtórnie w sianie szpilki i igły potracone przez dziéwki przychodzące po wodę. Wszystkim tym niedogodnościom było można i należało zapobiedz, wybraniem kilkadziesiąt kroków długiego rowku od źródła ku drodze, dla osuszenia przystępu, wyłożeniem ścieżki, 50—60 centymetrów szérokiéj, kamieńmi, których nie trzeba zdaleka znosić, bo są pod ręką, i ogrodzeniem jéj po obu stronach żerdkami, aby dziéwki, dzieci i t. d. wstrzymać od chodzenia po łące i rozsiewania po niéj szpilek i igieł. Podobnoś zwracano na to uwagę rezydujących w Zakopaném członków wydziału towarzystwa tatrzańskiego, lecz nic nie wskórano. Mówiono także, że mieszkający w pobliżu żydzi zanieczyszczają wodę, i to puścił wydział Towarzystwa tatrzańskiego mimo uszu. Możeby coś zrobiono, gdyby damy wyprawiały gromadne wycieczki do tego źródła.
Lata przeszłego pewien urzędnik przy kolei Arcyksięcia Albrechta, udający się do Zakopanego w celach leczniczych, chciał się umieścić przy hutach, aby miéć lekarza blisko siebie[21]. Przybywszy do Zakopanego, słaby i sponiewierany niegodziwą drogą między Nowymtargiem a Zakopaném, zatrzymał się w Zakopaném dla wywiedzenia się, którędy jechać do hut, i jak daleko jeszcze do nich. Otóż ażeby go nie puścić daléj, powiedziano mu, że do hut jeszcze dwie mile. Chory, nie mogąc daléj jechać, a nie wiedząc, że do hut niéma jéno dobre pół mili, pozostał we wsi.
Że przyrządzanie żętycy w szałasach, skąd ją noszą do Zakopanego, dla leczących się nią pozostawia wiele do życzenia, łatwo odgadnie, kto się przypatrzył tym szałasom i pastwiskom okolicznym. Dawniéj noszono ją z kilku miejsc, z Upłazu, z Białego, z Kondratowéj, przeszłego lata (1877) tylko z Miętusiéj. Ażeby więc goście dobrze przyrządzonéj i czystéj dostawać mogli żętycy, lekarz przy hutach ułożył się o nią z bacą[22] kondratowskim; miała być donoszoną w umyślnie na ten cel zrobionych naczyniach zamykanych, a przez lekarza badaną; w Zakopaném najęto izbę, gdzie goście o pewnéj stałéj godzinie mieli dostawać zamówionéj ilości żętycy. Przyczém chciano urządzić skład wód leczniczych. Góralki atoli i górale, trudniący się donoszeniem żętycy, przytém wynagradzani także od bacy, u którego biorą żętycę, w obawie o swój zarobek najwierutniejszemi kłamstwami, umyślnie rozsiewanemi co do żętycy z Kondratowéj, licząc na łatwowierność i niedoświadczenie gości, zamiar lekarza w niwecz obrócili. Dodać tylko jeszcze należy, że w hali Kondratowéj owce daleko obfitszą i lepszą mają paszę niż w Miętusiéj, nadto droga do Kondratowéj jest lepszą niż na Miętusię i krótszą.
Pięknego religijnego pozdrowienia: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! witajcie“ dziś w Zakopaném także już rzadko usłyszysz, już je wyparły modne pogańskie wyrażenia: Dzień dobry! Dobre południe! Dobry wieczór! Synowie cywilizacyi, bez religii ale i bez moralności, nie znają już odpowiedzi na powyższe prawdziwie ludowe pozdrowienie: „Na wieki wieków. Amen“. A gdyby zgoła owo pozdrowienie wymówić mieli, podławiliby się a przynajmniéj językiby sobie powykrzywiali.
Takich szczegółów zebraćbym mógł daleko więcéj, nie chcę atoli trudzić niemi szanownego czytelnika; zresztą znane są one tym, co w Zakopaném bywają i zdrowém okiem na lud zakopiański się patrzą; nie przemawiają one bynajmniéj za Zakopianami i wątpię, aby dzisiaj upatrywał kto w nich owych świętych, uczciwych, pełnych czucia i zacności, religijności i moralności ludzi, za jakich udawali ich niektórzy z piszących o Tatrach. Wiele z ich własności ujemnych rozwinęło się dopiéro za zetknięciem się z tak zwaną inteligencyą, która im przyniosła zarazę moralną, i wyzuła z szanowania religii; zresztą coby niekorzystnego powiedziéć można o Zakopianach, o wszystkich Podhalanach da się powtórzyć, a o niektórych w daleko wyższym stopniu np. o Polanianach czyli Kościeliszczanach, Bukowinianach, Białczanach i Brzeżanach. A jak wszędzie są wyjątki, tak i tu znajdować się będą, i te wyjątki zaciérają znowu niekorzystne wrażenie, jakie ogół sprawia[23].



III.[19]
Świnnica, najwyższy szczyt w Tatrach polskich. — Pierwsza wycieczka na Świnnicę ogranicza się na zwiédzeniu Stawów Gąsienicowych. — Kuźnice. — Wyborne źródełko. — Przykry Bocoń. — Widok z wierchu Upłazu Skupniowego. — Kopa Królowéj. — Hala Królowéj. — Dolina stawów Gąsienicowych. — Śniegi na Pośredniéj i Skrajnéj Turni. — Odłożenie wyjścia na Świnnicę. — Stawy Gąsienicowe. — Wtóra wycieczka na Świnnicę. — Przełęcz Liliowa. — Skrajna Turnia. — Pośrednia Turnia. — Przełęcz pod Świnnicą. — Mgły i wiatr zmuszają do odwrotu. — Trzecia wycieczka na Świnnicę. — Wyjście na szczyt niższy. — Suczka odkrywa wyjście na szczyt wyższy. — Sprawdzenie tegoż odkrycia. — Pobyt na szczycie wyższym. — Powrót.


Najwyższy szczyt w Tatrach polskich zowie się Świnnicą. Do r. 1867 najwyższy jéj czubałek nie był zwiédzany, jako nieprzystępny i nie do wyjścia; jéno tylko wiérch niższy od strony północnéj, na którym znajdował się drążek mierniczy, postawiony tamże przez oficerów kwatermistrzowstwa podczas zdejmowania naziomu. Wyjście atoli na ten niższy czubałek nie wynagradzało trudów, jakie potrzeba ponosić śród drogi, gdyż szczyt wyższy zasłaniał najgłówniejszą i najpiękniejszą część Tatr.
Dzień 15 lipca 1867 przeznaczył nasz profesor na wycieczkę na Świnnicę; przedewszystkiém zamiarem jego było wydostanie się na szczyt najwyższy i pomierzenie jego wysokości. Przewodniczyć nam miał Maciéj Sieczka, który polecił nam być na piątą godzinę gotowymi do pochodu. Śliczna pogoda wróżyła dobrze o naszéj przedsięwziętéj wycieczce. Kilka minut po piątéj wyruszyliśmy z domu Staszeczka drogą wiodącą na południe do Kuźnic. Minąwszy szereg domostw zakopiańskich po jednéj i drugiéj stronie téj drogi, wkrótce weszliśmy w las świérkowy, przez który w prostym kierunku wyciętą jest széroka droga kamienista nad potokiem Bystrém, zwolna i nieznacznie się wznosząca. Dochodząc do mostku przy walcowni, która rozpoczyna cały szereg kuźnic, zostawiamy ze sobą zwierzyniec dworski. Jestto część lasu po zachodniéj stronie drogi naszéj, wysoko oparkanionego, przez który z szumem, hukiem i łoskotem toczy swe wody górskie Bystre. Potok ten, wzmocniony licznemi wodami z sąsiednich dolin podążającemi, porusza młoty kuźnic i odlewarni. Jakkolwiek droga z Zakopanego do Kuźnic nieznacznie się wznosi, tak, iż człowiek doszedłszy do karczmy murowanéj przy hutach nie uczuwa znużenia, to przecież wzniósł się blisko 170 m. ponad Zakopane. Koło wspomnionéj karczmy zwróciliśmy się na lewo ku wschodowi, pozostawiając dwór za sobą po prawéj; a przeszedłszy przez most na Bystrém, dostaliśmy się do podnóża góry Boconia (Boczań). Tutaj za tym mostem rozdziela się nasza droga na kilka drożyn. Jedna z nich więcéj na północ prowadzi przez Bocoń lasem popod Kopy Królowe na Halę Królową, dokądeśmy zmierzali, a druga nieco na południe i popod Bocoń prowadzi do doliny Jaworzynki. Oprócz drogi jednéj na Halę Królową jest i ścieżka, która jest o wiele krótsza od drogi, ale stroma i przykra. Drogą tą można było dawniéj dojechać aż na samę Halę Królową. Myśmy wybrali ścieżkę. Zanim atoli dalej ruszyliśmy, przewodnik nasz Maciej poprowadził nas do wybornego i obfitego źródełka tuż przy ścieżce tryszczącego, którego temperatura na dniu 16 lipca o godz. 7 m. 30 ppłd. wynosiła 5,5°C, przy ciepłocie powietrza 11,6°C.
Pokrzepiwszy się nieco wodą z tego nieocenionego źródełka, poczęliśmy się drapać w górę po bardzo ślizkim stoku lesistego Boconia i dobrześmy się zmęczyli i spocili, zanim na grzbiet jego wyszliśmy. Do wyjścia potrzebowaliśmy pół godziny czasu. Poczém zwirowa drożyna w kierunku południowo-wschodnim prowadziła nas wierchem Upłazu Skupniowego (1372’44) między Kopę Królowy i Kopę Magury. Z drożyny téj cudny rozpościera się widok ku północy. Tuż pod nami od strony północno-wschodniéj rozlega się urocza dolina Olczyska, z któréj dochodził ucha naszego szum potoku, tamże nagle z ziemi wytryskującego, a wpadającego powyżéj Poronina do Zakopianki, otoczona Nosalem, Małym Reglikiem nad Jaszczurówką i Kopieńcami; a daléj na północ widać prawie całe Podhale, zasiane licznemi siołami i wsiami. Dochodząc tą drożyną pod Kopę Królowy, zboczyliśmy dla ładnego widoku, jaki z tego wiérchu się roztacza, na kilka chwil z drogi naszéj i wyszliśmy na ten wiérch. Jestto trawiasty podłużny od wschodu na zachód podany grzbiecik, mający do 33 m. długości, a wznoszący się na 1544 m. n. p. m. Widać stąd na północ całe Podhale aż poza Nowytarg, widać w oddali Pieniny[24], a tuż u stóp Tatr rozległe Zakopane, huty i kuźnice zakopiańskie. Od zachodu wznosi się skalisty Giewont, u podnóża jego rozlega się urocza polana Kalatówek, daléj widać Kondratową i Czerwone Wiérchy aż do Bystréj[25] i Rohaczów. Na południe poza Kopą Magury zaś widzimy strome i dzikie turnie nad dolina Goryczkową i Kasprową; wreszcie obejmuje oko nasze dolinę Stawów Gąsienicowych i wznoszące się ponad niemi dzikie, przepaściste i olbrzymie turnie, między niemi Świnnicę, Kościelec, Czarny Staw pod Kościelcem, Czarne Ściany, turnie Granaty, Żółtą Turnię czyli Małą Koszystą, a za nią Wielką Koszystą. Widokiem tym cudnym nie mogliśmy się nacieszyć. Piérwszy raz wtedy w życiu byłem tak wysoko i tyle naraz ziemi jedném okiem ogarnąć byłem w możności. Prawdziwa to rozkosz nasycać swe oczy widokiem niezmierzonego obszaru ziemskiego śród głuchéj ciszy, przy sprzyjającéj pogodzie. Tutaj widzimy olbrzymiość natury, tutaj wszechmoc i mądrość jéj Stwórcy.
Po półgodzinnym odpoczynku na tym wiérchu i po dokonaniu pomiaru barometrycznego przez naszego profesora zeszliśmy na piérwotną naszą drużynę; a pozostawiwszy nasamprzód na lewo za sobą Kopę Królowy, a wkrótce potém na prawo Kopę Magury, przybyliśmy ścieżką (percią) ponad wschodnim końcem uroczéj doliny Jaworzynką zwanéj na zieloną trawiastą Halę Królowy. Tutaj roztoczył się przed nami naokoło cudny widok, obejmujący istny świat alpejski, świat obejmujący górską przyrodę w całém znaczeniu tego słowa. Ku północy widać Podhale nowotarskie, Beskidy i Pieniny, od zachodu Giewont, Kopę Kondracką, piękną Czubę Goryczkową, a jeszcze bliżéj straszne i dzikie turnie Kasprowskie. Na południe zaś wzbił się w niebiosa główny grzbiet Tatr, nagi, dziki i olbrzymi a przepaścisty, tu i owdzie płatami śniegu pokryty. I tak widać Kościelec, za nim Świnnicę, a ku wschodowi Czarne Ściany, Granaty, Małą i Wielką Koszystą.
W krótce z hali Królowy dostajemy się ścieżką na dół prowadzącą przez kosodrzewinę na dolinę stawów Gąsienicowych, tak zwanych od rodziny górali zakopiańskich Gąsieniców. W téj dolinie znajdują się szałasy, szopy; oprócz tego widać tutaj niemało owiec, krów i koni; a tém samém nie brak tutaj mléka kwaśnego, słodkiego, żętycy i séra. Z doliny téj stawiańskiéj udać się można na 1) Świnnicę, 2) Granat, 3) przez Zawrat do Morskiego Oka i 4) na Krzyżne i Koszystą. Doszedłszy do szałasu, będącego własnością Macieja Sieczki, naszego przewodnika, postanowiliśmy odpocząć i pokrzepić się żętycą lub mlékiem kwaśném. Juhasi opowiadali nam, że od przełęczy Liliowego przez t. z. Skrajną i Pośrednią Turnię do przełęczy pod Świnnicą nie przejdzie z powodu ogromnych płat śniegu, miejscami tylko stopniałego, jakeśmy jeszcze się o tym nazajutrz przekonali; odradził nam przeto Sieczka wychodzić na Świnnicę, tém bardziéj, że niższy szczyt Świnnicy był pokryty śniegiem, a za to, aby dość pogodnego czasu nie tracić, polecił zwiédzenie Stawów Gąsienicowych. Propozycyą tę przyjął chętnie profesor nasz, a my musieliśmy się nań zgodzić. Ruszyliśmy przeto doliną Suchéj Wody ku południu. Doszedłszy do rozwidlenia ścieżki naszéj, zwróciliśmy się na lewo ku Stawom Gąsienicowym rozpościerającym się u stóp tak zwanéj Skrajnéj i Pośredniéj Turni, Świnnicy i Kościelca. Jest ich ośm. Stawy te nie leżą na jednéj płaszczyznie i nie są jednakowéj wielkości. Ścieżka ta zaraz doprowadza nas do najniżéj położonego stawku, zwanego stawem Litworowym, także Sobkowym albo téż stawkiem Gąsienicowym. Wzniesienie jego n. p. m, czyni 1626’47 m. (J.), a powiérzchnia 1320° kw. austr. (0’47 hekt). Tworzy on małe léjkowate zagłębienie, jest płytkim i błotnistym. Woda na nim sięga ledwo kolan. Nad nim na południe w odległości 560 m. rozléwa się między pośrednią a skrajną Turnią drugi staw największy i najgłębszy z pomiędzy Gąsienicowych, zwany Zielonym od barwy wód swoich. Obejmuje on morgów 1597° kw. (3’45 hekt.) i leży na wysokości 1684’77 m. n. p. m. (J). Po zachodniéj stronie jego wznosi się wapienne wzgórze bezimienne do wysokości 1747 m. (J). U stóp tego wzgórza w pobliżu stawu wytryska mnóstwo źródełek. Z tych jedno najobfitsze najdaléj ku północy leżące miało na dniu 15 lipca o godz. 5 m. 15 ppłd. 2’9°R przy ciepłocie powietrza 11’5° R. Zowią go także suczym, a to z tego powodu, iż juhasi kiedyś utopili w nim złą sukę. W rogu zachodnim odpływa z niego woda do stawu Litworowego.
Następujących pięć stawów leży od dwu poprzednich na wschód, na wyższym progu, ciągnącym się od południa ku północy i tworzącym ścianę wschodnią doliny, w któréj znajdują się stawy poprzedzające.
Na wschód od stawu Litworowego tuż pod Kościelcem, leży staw Dwoisty śród napiętrzonych złomów granitu, rozdzielony wązkim lecz wysokim od południa ku północy ciągnącym się wałem na dwa mniejsze stawy, wschodni większy 2 morgi, 134° kw., zachodni niniejszy 1 mórg, 799° kw. obejmujący. Wzniesienie ich nad powiérzchnię morza czyni 1665’54 m. (J). Woda tego stawu odpływa do potoku zwanego Roztoką.
Wyżéj od tego stawu ku południowi a na wschód od Zielonego rozléwa się staw Kurtkowiec zwany, z dwiema wysepkami na wysokości 1707’37 m. n. p. m. (J), pod Pośrednią Turnią. Powiérzchnia jego czyni 3 morgi. 36° kw. (1’74 hekt.). Woda tego stawu w d. 15 lipca o godz. 3½ po poł., miała tylko 5’7° R. Zowią go także Stawem w Roztoce. Woda jego odpływa do Zielonego Stawu.
Nad nim, nieco wyżéj na południe od niego, są dwie małe młaki bez miana, jedna więcéj na wschód obejmuje 509° kw. (0’1834 hekt.), a druga na zachód 761° kw. (0’27 hekt.). Obie te młaki tworzyć musiały niegdyś większy staw.
Wreszcie na najwyższym stopniu, tuż między Kościelcem a Świnnicą, leży staw zwany Długim, niekiedy dla swojéj ciemno-zielonéj barwy także Zielonym. W czasie naszéj tam bytności 15 lipca, był on po największéj części zasłany śniegiem, w środku zaś lodem pokryty.
Naokoło było pełno śniegu starego; na nim leżał świéży, zwłaszcza od strony Świnnicy. Z niego ścieka po ścianie strumień do Kurtkowca, ztąd przez staw Zielony do Litworowego, a przyjąwszy wody potoku Roztoki tworzy potok zwany Suchą Wodą. Gdyśmy byli przy tym stawie, to mimo tego, że to już 15 lipca, gdzie to wielkie zazwyczaj w dolinie panują upały, tutaj temperatura powietrza czyniła tylko 8° R., tak iż od zimna drżeliśmy: woda tego stawu o godz. 1 po połud. miała tylko 3° R. Nie pozostawało nam nic innego, jak śpieszniéj powrócić ku szałasom i tam przy ogniu się zagrzać i pokrzepić. Wycieczkę tę do tych stawów tak urządził profesor nasz, iż nasamprzód wyszliśmy do stawu Długiego i stanęliśmy tutaj o godz. 1. Potém spuściliśmy się do domu Kurtkowca, gdzie zatrzymaliśmy dla pomiaru do 3½, poczém zwróciliśmy się do Dwoistego Stawu. Opuściliśmy go o godz. 4½ po poł., i podążyliśmy do Zielonego a stąd o 5½ do Litworowego. Szósta już godzina była, gdyśmy go pożegnali i pospieszyli ku szałasom, gdzie oczekiwał nas baca w szałasie Sieczki z wyborném mlékiem kwaśném. Ponieważ ślicznie się wypogodziło i wiatr ustał, który przy stawach nas niepokoił, uradziliśmy nazajutrz wyprawić się na Świnnicę. Z tego téż powodu, nie bawiąc tutaj długo, pożegnawszy bacę i juhasów, podążyliśmy, jak górale mówią, na dół t. j. do doliny, aby po należytym wypoczynku nocnym i po wzmocnieniu sił módz nazajutrz wyruszyć na Świnnicę.
Nadmienić mi tu wypada, że nad Długim stawem, któryśmy wtedy uważali za ostatni i najwyższy z pomiędzy wszystkich stawów Gąsienicowych, leży średniéj wielkości staw, Zadnim zwany, tuż w samém rozdrożu dwóch grzbietów górskich, z których jeden zajmuje Kościelec a drugi Świnnica ze Skrajną i Pośrednią Turnią. Zadnim stawem mylnie zowią staw Długi. Tenże bywa prawie zawsze zamarznięty.
Nazajutrz (wtorek) 16 lipca była o 4-éj godzinie rano przecudowna pogoda; jakkolwiek nieco wietrzno.
Spółkoledzy moi pozostali w domu, gdyż tak jeden, jak drugi obtarł sobie nogę dnia poprzedzającego koło stawów Gąsienicowych. Przeto profesor, ja i Maciéj Sieczka wyruszyliśmy o 5 rano, tą samą drogą co wczoraj, aż do stawów Gąsienicowych, gdzie przy szałasach stanęliśmy o 8 godz. Spoglądaliśmy stąd na Świnnicę, która całą naszą uwagę pochłaniała. Potrzebowaliśmy jeszcze przeszło cztérech godzin czasu, aby bez przerwy wspinając się do góry, dojść szczytu. Nie zatrzymywaliśmy się długo przy szałasie Sieczki, bo jakoś było parno w dolinie, a juhasi przebąkiwali coś o mgle i dészczu, mimo że piękna była pogoda. Pośpieszyliśmy zatém percią w dolinie Suchéj Wody aż do rozwidlenia tejże. Perć prowadzącą do stawów zostawiliśmy na lewo, a poszliśmy percią prosto na południowy zachód. Im wyżéj się wznosiliśmy, tym coraz nowszy staw Gąsienicowy nam się ukazywał. Śliczny stąd widok na same stawy. Wreszcie po jednogodzinnym spinaniu się do góry stajemy na przełęczy Liliowego. Co za widok! Nowy świat, świat górski, alpejski, dziki i olbrzymi, ukryty dotąd poza przełęczą, nagle się nam odsłonił. Szczyty na wschodzie Świnnicą i Kościelcem zasłonięte, teraz na zachodzie i południu ułożyły się w cudną panoramę. Tu téż chwilkę odpoczęliśmy i nasycaliśmy się majestatycznym widokiem. Pod nogami naszemi od strony zachodniéj rozlega się głęboka dolina, w któréj przewala się potok Cicha. Nosi ona nazwę Wierch-Cichéj z powodu, że u jéj górnego końca wznosi się turnia zwana Wierchem Cichą (Wierch Cichą albo Kopą wierchcichowiańską). Dolina ta rozwija się w kształcie podkowy i tém różni się ona od północnych dolin tatrzańskich, iż ciągnie się ze wschodu ku północnemu zachodowi, podczas gdy tamte wszystkie z północy na południe biegną. Dolinę tę otaczają od przełęczy Lilijowego począwszy tak zwany Beskid, Goryczkowa, Suchy Wierch, Czerwone Wierchy i Tomanowa polska; od południa Kopa wierchcichowiańska, kopa Koprowa Wielka i Kopa Jaworowska, zwana także Zawracikiem jaworowskim, a od wschodu Świnnica, Pośrednia i Skrajna Turnia, z którą łączy się nasza przełęcz. W oddali na południu dumnie nad wszystkiemi króluje Krywań, przed nim na północ Hruby Wierch a od niego na północny zachód, a na południe od Kopy Koprowéj Zelene Kryżne czyli Krzyżne liptowskie. Pomiędzy Krywaniem a szczytem Wierch Cichy, a między nimi i Bystrą rozwija się daleki widok na dolinę Liptowską. Dolina Wierch-Cichy powstaje z połączenia dwóch mniejszych dolin. Jedna tuż popod Skrajną Turnią, Pośrednią i Świnnicą od południa zwie się doliną Walentkową i ciągnie się po pod przełęcz „Pod Koło“. Drugie ramię daléj na południe ciągnie się do Zawor; tutaj są dwie przełęcze, jedna prowadząca do Pięciu Stawów, druga dobra do Ciemnych Smreczyn. W dolinie Walentkowéj znajduje się mały stawek wysychający w czasie suchéj jesieni. Doliny te od połączenia swego tworzą w dalszym biegu już nam znaną dolinę Wierch-Cichy aż po Białe Skały; daléj na dół zwie się ona Jaworową.
Przełęcz Liliowe tak nazwana od obficie tam rosnącego zawilca alpejskiego (Anemone alpina L.) jest na 33 m. széroką, trawą porosłą równinką. Wznosi się ona na 1948’77 m. nad poziom morza (J).
Wyruszamy daléj, ale powoli poczynają się wysuwać mgły od zachodu. Przepowiednia juhasów w szałasie zaczyna się sprawdzać, a przytém wiatr poczyna się zrywać. Śpieszymy się zachodniém zboczem Skrajnéj Turni. Szczyt téj Turni tworzy wąska, bo tylko 2½ m. széroka skała, tylko od zachodu przystępna, stércząca gdyby przedgórze jakie ponad Zielonym Stawem.
Popękana rozwalająca się skała, łącząca ten szczyt, jest miejscami ledwie 1 m. széroka.
Szczyt jest sam porosły trawą. Wzniesienie jego czyni 2070 m. Zeszedłszy zeń i okrążywszy go ścieżką nad przepaścią ku Stawom Gąsienicowym, przechodzimy między łomami granitu na zbocze południowe następnego szczytu Pośredniéj Turni. Przełęcz łącząca Skrajną Turnię z Pośrednią leży 1948’77 m. n. p. m. (J.). Nié ma tu już perci, a tylko z głazu na głaz postępować trzeba ostrożnie i uważnie, aby nie wpaść między łomy granitowe i nie pokaléczyć się.
Ten niezmierzony przestwór głazów i łomów dowodzi, że Tatry ongi przed wiekami były daleko wyższemi. Pod działaniem bowiem słońca każda skała w dzień się rozszérza więcéj na swéj powiérzchni, niż we wnętrzu swojém, w nocy zaś bardziéj kruszy się na powiérzchni. Ulegając takim powolnym i niewidocznym oku ludzkiemu zmianom przez tysiące lat musi niszczéć i maléć. Do tego dzieła niszczenia przyłącza się zima; ta w niemiłosierny sposób rozsadza skały na ich bokach i szczytach. Na wiosnę i lato pioruny strącają je ze szczytów. Skały spadają na dół i zalegają doliny. Wiek po wieku upływa a harde turnie obniżają swe głowy zwolna ku dolinom.
Dochodzimy nakoniec na małą trawiastą równinkę, oddzielającą Pośrednią Turnię od Świnnicy. Była to już godzina 11. Zatrzymaliśmy się na téj przełęczy, powabnéj dzikością. Ztąd widok na stawy Gąsienicowe w przepaść, którą według zdania Sieczki można się spuścić ku nim. Ku południowi szumi potok Wiérch Cichy. Spoglądamy wreszcie na Świnnicę. Strach przejmuje człowieka i prawie odchodzi ochota drapania się na ten szczyt. Strasznie i dziko poszarpany, a do tego nadzwyczaj stromy. Często i gęsto zdarza się, iż niektórzy wybiérający się na Świnnicę od téj przełęczy wracają. Jeszcze przeszło godzinę trzeba piąć się po łomach i skałach, aby dojść na szczyt. Atoli mgły zaczęły otaczać Świnnicę. Wkrótce i nas otoczyły, i znajdowaliśmy się jakby w ciemnéj bani. Mgła była mokra i gęsta, żeśmy na krok jeden drugiego nie widzieli. Czekamy i niecierpliwimy się; gniéwamy się na juhasów, którzy nam mgłę przepowiedzieli. Czekaliśmy tutaj do drugiéj godziny. Temperatura powietrza czyniła tylko 13°C, przeto nie bardzo było nam ciepło. Mgła nie ustępowała, zwilżała nam tylko odzież, zimno nas przenikało a coraz większe i ciemniejsze tumany mgły toczyły się i wiły od zachodu, do czego pomagał jeszcze im silny wiatr. Wiatr ten staje się nieraz nadzwyczaj niebezpiecznym. Tego samego roku, gdyśmy z profesorem wybrali się na Czerwone Wiérchy (13 sierpnia), napadł nas na przełęczy między Giewontem a Czerwonym Wiérchem tak silny wiatr, iż nas obalał na ziemię. Niekiedy pojawia się w Tatrach tak zwany wiatr halny. Podaję opis tego wiatru według notat ś. p. profesora Janoty.
Jestto gwałtowny, tylko na północnéj stronie Tatr u ich stóp zjawiający się wiatr ciepły, dmący od hal i dlatego halnym zwany. Bywa w jesieni w zbiorki (podczas żniw) lub po nich (we wrześniu) i późniéj niekiedy, nim mrozy nastaną. Pojawia się niekiedy znowu na wiosnę, w poście, rzadziéj w mięsopusty. Słychać go zawsze naprzód jako jednostajne huczenie w halach; na dół przybywa już to wnet, już téż po kilku, niekiedy po 12 nawet godzinach, niekiedy cofnie się i znowu tężéj przychodzi. W zimie raz wiał na Boże Narodzenie. Wtedy połamał lasy pod Hoćkowskiém i przeniósł szopę z miejsca. Dmie zwykle 12 godzin, czasem przez noc i na drugi dzień do południa, zawsze dłużéj trzech godzin. Czasem przychodzi z siekawicą (gęstym dészczem); błyskawice, grzmoty, krupy, grad nigdy mu nie towarzyszą. Na wiosnę miecie on śniég przed sobą i robi zdymiska (zadmy), które potém topi. Wiatr ten jest oraz powichrem, bierze bowiem i unosi w górę owies, liście, proch, a potém znowu puszcza. Jest tak silny, że snopki z wozu powęzem i na krzyż drągiem przytrzymane wyrywa i roznosi. Człowiek w halach napadnięty nie zdoła się utrzymać na nogach, ale aby nie być powalonym, kładzie się na brzuch i raczkiem w zacisze zaczołgać się musi.
W halach miecie on drobnemi kamykami, drze smreczynę i łamie lasy. Na dole rozmiata ze szczętem skoszone zboże (owies), koniczynę lub siano i cobądź napadnie. Widziano wszakże gęsi dzikie lecące w tym wietrze, ale falisto w górę i na dół. Gdy się zbierze na dészcz, wtedy ustaje. Nim z hal zejdzie w dolinę, garnie cały wał chmur przez Czerwone Wiérchy, Giewont, aż po Świnnicę. Te, kłębiąc się, pędzą w doliny podhalskie na przewyrt, jak mówią górale, gdzie nikną, nie dochodząc do wsi. Niebo bywa zawsze czyste; tylko ponad halami widać wał chmur. Gdy wiatr halny dopadnie chmury wyżéj w powietrzu zawisłéj, to ją rozpędza. Wiatr ten dmie od Witowa po Jaworzynę spiską i Jurgów, lecz na tych kończynach słabnie. Gdy jest hruby (silny), dmie na całém tém paśmie. Na Orawie niéma go. Doliną chochołowską dmie, ale od Roztoki bierze się w polany (ku Kościeliskom), wsi atoli nie dotyka. We Witowie i Jurgowie już nie wymłaca i nie rozmiata zboża. Zwykle nie zajmuje tego całego pasu; dmąc w Kościeliskach, Zakopaném i na Bystrém, słabnie w Olczy. Niekiedy słabszy jest w Zakopaném, najsilniéj dmie na Bystrém po Pardołówkę. Pod Gubałówką niéma go; do Poronina także już nie dochodzi, ani na wiosnę zasp zmiękowych nie tworzy. Na Liptowie niéma go i zdarzyło się, że strzelcy napadnięci od niego na Goryczkowéj wyszli z jego obrębu, skoro się zniżyli w las ku Jaworowéj, w dolinie Wiérch-Cichéj. Wiatr ten halny pojawia się rzadko.
Wiatr, który nas chwycił na przełęczy pod Świnnicą, nie był wprawdzie silnym, ale byliśmy zmuszeni przycupnąć do skał i ich się trzymać, aż potęga jego działania nieco się zmniejszyła. Poczém we mgle mokréj, markotni, iż już po raz drugi wycieczka na Świnnicę się nie udała, powracaliśmy do doliny zupełnie tą samą drogą.
Na przełęczy Liliowego stanęliśmy o godz. 5, a o 7 wieczorem pokrzepialiśmy się wyborną wodą ze źródła pod Boconiem, które leży na wysokości 1017’59 m. n. p. m. (J.), a o 9 byliśmy już w domu.
Jakkolwiek nie byliśmy na samym szczycie Świnnicy, to przecież nie żałowaliśmy tych dwóch wycieczek, bośmy nie mało skorzystali, a profesor nasz pomierzył barometrycznie wysokości szczytów, przełęczy, dolin, źródeł i t. p., i przecież pocieszaliśmy się nadzieją, że niezadługo celu swojego dopniemy. Dzień następujący (środa) 17 lipca zrana wczas była przecudna pogoda, potém atoli od 8 godz. niebo było w części zamglone. Profesor układał rano zebrane rośliny a mnie wysłał na pastwisko do pasterzy w celu zbiérania piosnek góralskich, których blizko sto na południe przyniosłem do domu. Po południu dla dość sprzyjającéj pogody zwiédziliśmy pobliską dolinę Białą zwaną, dnia następnego dolinę Strążysk, 19 lipca polanę Kalatówek i wywierzysko potoku Bystrego. Tegoż dnia od wieczora do 10 godz. w nocy padał ulewny dészcz. Nazajutrz (20) było pochmurno i wietrzno. Wreszcie 21 lipca zrobiła się cudna pogoda, a przy zachodzie słońca góry jaśniały cudnie barwą różową, przechodzącą w ciemny fiolet. Ponieważ zdawało się, iż nazajutrz będzie pogoda i tak kazał nawet domyślać się barometr naszego profesora, postanowiliśmy nazajutrz w poniedziałek (22 lipca) wyjść na Świnnicę. Przygotowawszy czego było potrzeba do wycieczki, wyruszyliśmy rano o 6 godzinie z Zakopanego, drogą już nam znaną, nigdzie się nie zatrzymując. Spółkoledzy moi pozostali znowu w domu. O godzinie 9 stanęliśmy przy szałasie Sieczki, w dolinie stawów Gąsienicowych.
Pięknie rysowała się nam Świnnica na lazurowém tle nieba. Idąc ku przełęczy Liliowego, spostrzegliśmy dwie osoby, z których jedna była góralem, zdążające na tęż przełęcz. Poczęliśmy na nich wołać i dawać im znaki, aby na przełęczy się zatrzymali, co téż uczynili. Byłto p. Stanisław Librowski, słuchacz praw z Krakowa, były uczeń naszego profesora, a obecnie doktór praw i adjunkt sądowy w Krakowie, który z góralem z Zakopanego, którego nazwiska nie pomnę, wybrał się także na Świnnicę.
Chętnie przyłączyli się do nas i po króciuchnym odpoczynku ruszyliśmy ku przełęczy między Pośrednią Turnią a Świnnicą. Stanęliśmy tam o pół do 12-éj. Słońce paliło nas niemiłosiernie, a schroniska żadnego ani wiatru nie było, i pot kroplisty ściekał po twarzy. Nie odpoczywaliśmy tutaj; lecz zaraz za przewodnikiem Maciejem drapaliśmy się w górę po bystrém, nagłém zboczu Świnnicy, pośród ogromnych głazów granitu, i o godzinie pół do piérwszéj stanęliśmy na niższym szczycie, gdzie znaleźliśmy drążek postawiony tutaj przez oficerów kwatermistrzostwa w czasie zdejmowania naziomu. Profesor wbił swój drążek między skały, zawiesił nań barometr w celu zrobienia pomiaru i wysłał Sieczkę, aby rozglądał się w okolicy, czyby na szczyt wyższy wydostać się przypadkiem nie można, gdyż koniecznie chciał zmierzyć wysokość szczytu najwyższego w polskich Tatrach. Puścił się Sieczka jak koza granicą turni, przeskakując rozpadliny ponad przepaściami z narażeniem życia, tak iżeśmy wszyscy odwrócili oczy, nie mogąc patrzéć na takie zuchwalstwo jego, a na wołania nasze nie zdawał się zważać; wreszcie znikł nam z oczu. Pół godziny przeszło Sieczki nie było widać; poczęliśmy się niepokoić, gdy wtém nad naszemi głowami usłyszeliśmy głos ludzki: było to wołanie Sieczki, który, stojąc na najwyższem szczycie Świnnicy, wywijał kapeluszem i wołał „Wiwat“. Wkrótce atoli znikł jak kamfora. „Więc Sieczka wszedł“, mówił do nas kochany profesor, „ale my nie wejdziemy, bo tędy, którędy on szedł, żaden z nas nie odważyłby się drapać w górę“. Ale niezadługo obaczyliśmy Sieczkę dążącego z dołu na nasz szczyt i wołającego: „Jest już droga na Świnnicę.“
Z radością niewymowną zerwaliśmy się wszyscy na równe nogi i każdy zabrawszy swoje manatki, spuściliśmy się z wiérzchołka, aż przybyliśmy nad krawędź źlebu spadzistego, którego brzeg przeciwległy, stromy, urwisty wydawał się niepodobnym do przebycia. Ten téż żleb zawracał każdego, zmuszając go do zadowolenia się zwiédzeniem niższego szczytu Świnnicy. Krawędź ta jest ostra, wysoka na kilka metrów i w jedném tylko miejscu przez wązką szczelinę pozwala wyjść na wiérzch. Przeprawa przez tę szczelinę nie jest bardzo miłą. Przybywszy poza tę krawędź, ujrzeliśmy śliczne panorama, a mianowicie dolinę Pięciu Stawów. Otóż po nader stroméj pochyłości ponad tą doliną wspinaliśmy się na wiérzch, już to trzymając się głazów, już téż trawnika i pełzając na czworakach. Droga coraz stromiéj i przykrzéj pnie się; gorąco dopieka, pot leje się z oczu, profesor co chwila staje i wyciera spotniałe okulary, aż wreszcie idąc zwolna krok za krokiem przez małą szczelinę, stanęliśmy na szczycie, pierwszy Sieczka, drugi nasz profesor, ja trzeci, p. Librowski czwarty, a jego przewodnik, którego nazwiska nie pomnę, piąty.
Była to godzina 2. Piérwszą rzeczą było wbić i zawiesić barometr. Poczém usiadł sobie każdy w dogodném i bezpieczném miejscu i każdy zachwycał się cudnym widokiem na całe Tatry. Szczyt Świnnicy jest poszarpany, nagi, granitowy. Powiérzchnia jego czyni 4 m. długości, a 3 m. szérokości, tak iż mało osób nań zmieścić się może; na krawędziach zaś wiszą prawie ruchome głazy nad strasznemi przepaściami. Czas był cudowny, ciepło i cisza najzupełniejsza.
Widok był przepiękny; zaiste brak mi słów tak potężnych, aby zdołały wydać jak najdokładniéj to wrażenie i uczucie, jakiegośmy tu doznawali. Całe Tatry były przed nami jak na dłoni, na zachód od odległych Rohaczów począwszy aż ku Muraniowi i Hawraniowi na wschodzie. Widać tutaj jużto łagodne grzbiety i czuby, już téż straszne, kończyste turnie granitowe. Tu i owdzie niższe szczyty pochowały się za wyższe. Na południe i wschód najwspanialszy widok: to świat granitów, to świat nagich i skalistych olbrzymów, który człeka wprowadza w zadumę — wzbudza i wskrzesza w nim nawet uczucie poezyi. Tutaj poznaje człowiek swoją nicość, tutaj niknie człowiek z nowemi dziełami i sztukami; olbrzymiość i niezmierność przyrody przerażają go; korzy się i uwielbia wszechmoc i mądrość Stwórcy swego. Przypatrzmy się bliżéj szczytom stąd widzianym. Tuż na południowy zachód najbliżéj wznosi się wiérch Cichowiańska Kopa; za nią w kierunku południowo-zachodnim Krzyżne liptowskie, a na wschód Szpano; daléj na południe Krywań, ku wschodowi Krótka Ostra, a dalej na południu okolista Baszta, bliżéj nas Pośredni Wiérch, na nim dolina Hlińska, stanowiąca wygodne przejście do doliny Mięguszowieckiéj; wreszcie Hruby Wiérch wraz z Miedzianém, stojący na pograniczu dolin Pięciu Stawów, Rybiego (Morskiego Oka) i doliny stawów Ciemnych Smreczyn, których ramię północno-wschodnie zowie się doliną Piérzystą, zawiérające dwa stawy i siklawę; z téj doliny dobre przejście koło Mnicha ku Rybiemu. Między Pierzystą a Ciemnemi Smreczynami wznosi się już wspomniony Pośredni Wiérch, wyższy od Świnnicy. Daléj ku wschodowi zjawiają się szczyt Mięguszowiecki, Rysy, Wysoka, szczyt Batyżowiecki, Gierlach najwyższy w całych Tatrach i Polski Grzebień; następnie szczyty zimnowodzkie, Lodowy, za niemi Czerwona Turnia, Głupi Wiérch, przełęcz Koperszadzka pod Kopą; wreszcie Murań i Hawrań na samym wschodzie.
Tuż pod Świnnicą od wschodu Zawrat, daléj skaliste Granaty i Czarne Ściany; ku północy Kościelec, w dolinie pod nim dolina stawów Gąsienicowych a od zachodu Beskid. Goryczkowa, Suchy Wiérch, Czerwone Wiérchy z Krzesanicą, Tomanowa polska, Smreczyński szczyt, Kamienista i Bystra, wreszcie szczyt Starorobociański i Rohacze.
Ze szczytu za pomocą lunetki zobaczyliśmy i Kraków, a zwłaszcza zamek krakowski i mury klasztoru Norbertanek na Zwierzyńcu.
Wzniesienie szczytu wynosi 2332,56 m. Zanim opuściliśmy szczyt, każdy z nas podpisał się na karteczce, co profesor schował pod kamienie, na pamiątkę naszego pobytu i na dowód, żeśmy byli w rzeczywistości na tym szczycie. Od tego czasu otwartą została droga na Świnnicę, i rok rocznie pewna liczba śmiałych turystów bywa na niéj, podziwiając ztąd piękną i dziką, wspaniałą przyrodę tatrzańska.
Od piérwszego wyjścia naszego na ten szczyt do dnia 2 lipca 1877 r. było 25 wypraw nań, w których, nie licząc powtórnie tam będących osób, wzięło udział 61 osób; między niemi 11 pań.
Zupełnie tą samą drogą zdążaliśmy do Zakopanego, którą rano szliśmy na Świnnicę. W téj wycieczce po raz piérwszy zdarzyło mi się widziéć kozice. Schodząc ku przełęczy pod Świnnicą, naraz polecił nam Sieczka milczenie; zapytany o przyczynę, rzekł: „Zdawało mi się jakobym słyszał cupkanie kozic; radbym, żeby ich uźreli“. I tak zatrzymawszy się na chwilę, ujrzeliśmy dwie kozice w turniach doliny Walentkowéj. W powrocie widoki były wszędzie te same, jéno wydawały się nieco odmiennemi z powodu przeciwnego oświetlenia. Byliśmy już na Hali Królowy, gdy słońce dobrze już zaszło, a zmiérzchło się dobrze, gdyśmy wkroczyli w las bocoński, który nam teraz przy spuszczaniu się na dół niemało dał się we znaki. Przybywszy do Kuźnic na równą drogę, odetchnęliśmy przy karczmie na chwilę, napiwszy się piwa jak na Kuźnice zakopiańskie niezłego. Koło godziny 10 stanęliśmy w domu, syci cudnych widoków i dumni z udałéj wycieczki, a zwłaszcza z odkrycia drogi na Świnnicę.

Na górach swoboda! Woń, co z grobów się snuje,
tu nie dochodzi, czystego tchu gór nie zatruje;
ład w świecie bożym doskonały jest wszędzie,
dokąd dręczyciel-człowiek nie przybędzie.

Schiller w Oblubienicy messeńskiéj.






  1. Mylnie zowią piszący o Tatrach ten potok „Bystrą“. U ludu zwie się Bystre.
  2. Tak nazywają górale najwyższe, strome i przepaściste szczyty tatrzańskie. Prawdopodobnie wyrażenie turnia jest niemieckiego pochodzenia (od turm, w XII wieku turn, wieża). W Tatrach spiskich napotykamy liczne nazwy niemieckie złożone z turm np. Karfunkelturm, Kahlbacher Mittelgratturm i t. d.
  3. 20 kwietnia.
  4. W oryginale czytamy bez zamiast przez, polie zam. pole, na jedlie zam. na jedle.
  5. 5,0 5,1 Z odpisu urzędowego. Oryginał we Lwowie.
  6. Actum in curia Neoforiensi anno Domini 1702 die 7 Aprilis.
  7. Według odpisu nieurzędowego.
  8. Odpis odpisu urzędowego dokonanego we Lwowie, 20 czerwca, 1845.
  9. Dokument papierowy polski, bez podpisu i pieczęci; na lewym brzegu podpis; „Hieronimus Piński (?), Regiae Majest. Secret“.
  10. Goszczyński. Dziennik z podróży do Tatrów, str. 102.
  11. Nazwa ta pochodzi od góralskiego wyrazu limierz, mielerz.
  12. Nazwa pochodzi od góralskiego wyrazu bil, oznaczającego łodygę; nazwa téj polany ma oznaczać, że tam dobra ziemia.
  13. Powszechnie, ale też mylnie zowią ją polaną Kalatówką, zowie się raczéj „Kalatówkami“, jak mówią górale zakopiańscy, zatém powiemy polana Kalatówki albo polana Kalatówek.
  14. Dawniéj tu miały być huty.
  15. Potok Cyrlą czyli Cyrlikowski nastaje na granicy rolą między Starą Toporową i polaną Hrube Niżnie; łączy się na granicy Poronina z potokiem Świdrówką, płynącym z lasu na granicy polany Cyrli i Kiełbasówki. Potok powstały z ich połączenia wpada do Porońca na południowym jego brzegu.
  16. Wzniesienia podane są podług pomiarów dokonanych przez prof. Janotę. (J) = Janota.
  17. Sałasz, wyraz węgierski szâllás, co się czyta sałasz. Tak téż należałoby pisać.
  18. Także Hurkocie Kasprowe zwane, może od hurkotu czyli od łoskotu spadających skał; Uhrocie zaś jest wyrazem czeskim lub słowackim, hrot, grot — ostrze skały.
  19. 19,0 19,1 Numer rozdziału dodany przez zespół Wikiźródeł.
  20. Juhas (nie juchas!) oznacza pasterza owiec, owczarczyka. Jestto wyrażenie węgierskie „juhásy“, pochodzące od słowa „juh“ t. j. owca.
    Frajerka, także fryjerka, oznacza kochankę, zalotnicę. Wyrażenie, pochodzące od niemieckiego „der fréier“, prawdopodobnie sprowadzili urlopnicy.
  21. 21,0 21,1 21,2 Z notat ś. p. prof. Dra Janoty.
  22. Baca jestto najstarszy z pasterzy na szałasie. Wyrażenie węgierskie „bács“’ (czytaj bacz) = owczarz. Należałoby mówić i pisać bacza.
  23. Obacz wyborne uwagi Wł. L. Anczyca w rozprawie: „Zakopane i lud podhalski“. „Tyg. Illustr.“ T. XIV. Warszawa, 1874. Nr. 341 i 342.
  24. Wielu tym co poprawiają rzeczy, których nie rozumieją, upodobało się pisać Pioniny zamiast Pieniny. Lud nie zna Pionin, ale mówi o Pieninach, nie chodzi do Szczawnicy i Maniowa i na Miodziuś, lecz do Szczawnic, Maniów i na Miedziuś. Nazwy Pieniny, Apeniny, alpy penińskie (Peninus) spólny mają źródłosłów. W języku kimro-brytańskim wyraz pen, penn głowę, szczyt oznacza. Lorenz Diefenbach Origines europeae, Frankfurt, n. M. 1861. 396.
  25. Pospolicie, ale mylnie Pyszną zwana; Pyszna bowiem jest halą a nie szczytem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bronisław Gustawicz.