Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Aldona

<<< Dane tekstu >>>
Autor Piotr Chmielowski
Tytuł Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego
Podtytuł Zarys literacki
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1886
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
Aldona.

Co przyrodzenia związał łańcuch złoty,
Wszystko rozerwie nienawiść narodów:
Wszystko rozerwie... lecz serca kochanków
Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty...

Kto czytał życiorys naszego poety, nie może nie wiedzieć o cudnéj dolinie kowieńskiéj, przezwanéj już teraz doliną Mickiewicza... Ona była najmilszém miejscem jego samotnych wieczornych przechadzek, na niéj usiłował wdziękami cichéj i spokojnéj przyrody ukołysać to burzliwe serce, co mu gwałtownie pierś rozrywało, pragnąc bić zgodnie z sercem ukochanéj Maryli, która była daleko... Trzy lata, całe trzy okropne, rozpaczliwe lata, przepędził Mickiewicz w Kownie, wołając głosem złamanym, który miał być stanowczym; „precz z moich oczu!... precz z mego serca!... precz z méj pamięci!...“ — a zawsze bolejąc i marząc, bo „tego rozkazu moja i twoja pamięć nie posłucha,“ gdyż wszędzie poeta „cząstkę swéj duszy zostawił.“ To téż choć „klął swą duszę, że w niéj są jeszcze ostatki uczucia“ — pamięć przecież „jak lampa z kryształu“

Ubrana pędzlem w malowne obrazy,
Chociaż ją zaćmi pył i liczne skazy; —
Jeżeli świecznik postawią w jéj serce,
Jeszcze świeżością barwy znęci oczy,
Jeszcze na ścianach pałacu roztoczy
Kraśne, acz nieco przyćmione kobierce...

W pięć lat potém postawił świecznik w serce owéj lampy i oddalony od miejsca, w którém przebywał, odmalował świetnemi barwami dzieje swych wspomnień, uwieczniając w potomne pokolenia swą ukochaną dolinę.
Tam dni całe przesiadywała „młoda i piękna jak bóstwo“ córa Kiejstuta — Aldona. „Gdzie poszła? — w dolinę. Skąd powraca? — z doliny. Cóż w téj dolinie? — Młodzieniec ogród dla niéj zasadził.“ Tam nawet w zimie oczy swe zwraca, by ukochanego zobaczyć: „Szyby obrócone ku Niemnu w zimie lodu nie znają, bo tamtędy Walter przechodzi...“ Było tam siedzenie z darni, „gdzie po letnim znoju lubiła spocząć między jaworami;“ źródło, skąd Walter czerpał dla niéj napój ożywczy; chłodnik suchemi ogrodzony wierzbami, które wyrosły potém na piękne drzewa, puchami młodych kwiatków obsypane, i kamień wyniosły, „który przechadzek był celem.“
Czar wspomnień owionął tę dolinę; nikt już nie wydrze jéj z naszéj pamięci... a dusze kochanków, pieśnią wajdeloty złączone, unosić się nad nią będą — jak duchy smętne...
„Serce i potok ostrzegać daremnie!“ — „Pukiel włosa bursztynowy i połysk drobnéj, śnieżnéj ręki“ niezatarte zostawiły ślady w umyśle Waltera, a opowiadania o krajach niemieckich, o przypadkach nieszczęśliwéj młodości, o cudach wiary chrześcijańskiéj zabiły w Aldonie dawną wesołość i upodobanie w dziecinnych rozrywkach. Gdy towarzyszki, jéj rówieśnice, czas na zabawie spędzają, ona siedzi samotna albo z Walterem rozmawia; z rąk igła wypada, nici plątają się w krośnach; kwiatek róży wyszywa zielono a listki — czerwonym jedwabiem. Inaczéj téż być nie mogło: jéj oczy i myśli tylko oczu Waltera, rozmów Waltera szukają. Od dzieciństwa już zresztą za czémś nieoznaczoném tęskniła i wzdychała skrycie. Uciekała z „pozioméj łąki“ i, stanąwszy na najwyższym pagórku, prosiła skowronków, by ze swych skrzydeł dały jéj po piórku a ona poleciałaby z niemi daleko i wysoko gdzieś za chmury; pragnęłaby tylko wziąć z owego wzgórza kwiatki niezabudki, by jéj ciągle strony rodzinne przypominał — i zniknąć. Walter zastąpił jéj skowronków i skrzydłami orlemi wzniósł do siebie... Były-to już zadatki późniejszéj sentymentalności, która bujnie się rozrosła na gruncie nieszczęść i smutku. Bo dopóki miłość nadzieją się cieszy, małe chmurki niepokojących marzeń znikają szybko — w duszy robi się jasno i przezroczo... Aldona była szczęśliwą w miłości — mogła z Walterem wszystkie podzielać chwile; została jego żoną.
Chwilkę to trwało — rok jeden. Napady krzyżaków ponawiały się ciągle: w duszy Waltera powstał groźnie niepokój i zatrwożył Aldonę. Ona go nie odczuwała; nie znała swego męża, nie zmierzyła się z siłą jego ducha. Myśl wściekła, szalona, choć potężna, opanowała umysł Waltera: „wielkie serca są jak ule zbyt wielkie: — powiada on do lubéj — miód ich zapełnić nie może — stają się gniazdem jaszczurek.“ Gdzież biednéj uczuciowéj Aldonie zrozumieć te wulkaniczne wybuchy!... Gruchać umie miłośnie; lecz krzyk orła dreszczem ją przejmuje. Grobu chciałaby uniknąć, wieniec z róż kładąc na głowie: łzami zagasić pożar miast i wiosek... Konieczności zrozumieć nie może; sądzi, że Walter mocen świat cały zwyciężyć, że wrogów zresztą niéma, bo „ojczyzna jak świat jest długa, szeroka bez końca.“ Stąd obawy męża stara się uspokoić słowy łatwemi: „straże pilnują okopów“ — więc Waltera nikt zabić nie zdoła. „A jeśli nędznéj starości dożyję?“ — pyta Walter — „Bóg nam zdarzy pociechę z dziatek.“ — A jeśli Niemcy napadną, żonę zabiją, dzieci uwiozą daleko i nauczą wypuszczać strzały na ojca własnego? — I na to Aldona miała prędką odpowiedź: pojedziemy daléj w Litwę, skryjemy się w lasy i góry... A jeśli nas Niemiec w górach wyśledzi? „Znowu daléj ujedziem” — mówi niezmieszana małżonka. Dopiero gdy jéj Walter objaśnił, że daléj w moc dziczy się dostaną; ręce załamuje, płacze i pyta: co począć?... W odpowiedzi słyszy słowa Waltera dzikie, okropne, które serce jéj w kawałki, krwią ociekłe, szarpały:

Biada niewiastom, jeśli kochają szaleńców,
Których oko wybiegać lubi za wioski granice;
Których myśl, jak dymy wiecznie nad dach ulatują;
Których sercu nie może szczęście domowe wystarczyć...

Walter patrzył dziko: w tém wejrzeniu Aldona nie znajdowała już dawnéj pociechy. Pamiątki, przeszłość, wszystko splątało się tłumnie w jéj duszy: o niczém już nie myślała; ale „sercem odgadła, że niepodobna zapomnieć...“
Jedno tylko słowo: jedziesz — brzmiało w jéj uchu; wymawiała je, drżąc cała, nieprzytomna. Jak na twarzy nagle zabitego człowieka pozostaje odcisk ostatnich wrażeń, tak w sercu i na ustach Aldony, jeden, jedyny dźwięk się odzywał.
Zobaczyła klasztor za Niemnem... W białe szaty, jak do ślubu ubrana, tam „znalazła grobowiec za życia.“

Ledwie stanęła za święconym progiem,
Na próg zwalono cegły i kamienie —
Została sama z myślami i Bogiem.

Przez okratowane okienko lud dawał jéj pożywienie. Sama nigdy nie wyglądała, by się przypatrzyć pogodnemu niebu i poić się świeżym oddechem wiatru. Czasami tylko, gdy z pruskich wiosek dzieci igrały „u blizkiéj dąbrowy,“ stawała u kraty, by się wspomnieniami dzieciństwa i rodzinnego kraju ukołysać. Dziesięć lat takiego grobowego życia zabiły w niéj ciało; rozdmuchały lampę wspomnień; rozżarzyły idealne uczucia...
Kiedy Walter (Konrad) powraca i, chcąc zaniechać swego zamiaru, namawia ją do ucieczki, ona nie pragnie go już nawet zobaczyć; dla niéj dosyć szczęścia, gdy go znajduje żywym; gdy miły głos jego co wieczora słyszy; a kiedy księżyc żywszém światłem w okno wieży zajrzy, ona kryje się za ściany, by Konrada nie zobaczyć zblizka. Drży o ułudę wspomnień: „Ty może dzisiaj już nie jesteś taki, jakim bywałeś przed laty“ — mówi do kochanka; a i sama lęka się o siebie: „Gdy — powiada — z uniesieniem padnę w twe ramiona“ — może ty odwrócisz oczy, nie poznasz i zapytasz z trwogą: ten straszny upiór jest że to Aldona?
Z załamanemi rękoma, wyrzeka się rzeczywistości, byle tylko złudzeń nie stracić. Dla niéj są one droższe od skarbów najwyższego szczęścia, jeżeli to jest niepewne. Nie pragnie być na stypie miłości; pragnie tylko odświeżać wspomnienia... Chce, żeby Konrad urządził chłodnik koło wieży jak niegdyś w Kownie, żeby wierzby kochane sprowadził — i kwiaty — nawet ów kamień, który obmył łzami...
Grobowéj podobna kolumnie, na któréj wieńce nieśmiertelników wieszają... ma życzenia czysto-idealnéj natury, łzami lat dziesięciu oblane, wykarmione oddechem chłodnéj, murowanéj wieży... Takie natężenie niezwykłe sił ducha z podeptaniem przyrodzonych praw ciała wpłynęło zgubnie na cały organizm. Pomyślcie sobie: przez długie lata, ciągle, o każdéj dnia i nocy porze rozmyślać o jedném tylko: o dolinie kowieńskiéj i o miłości Waltera!.. To była cała jéj rozrywka, cała przyjemność. A młodość złamana, wątek szczęścia urwany przy samym początku, niepokój o życie ukochanego, który po dalekich gdzieś krajach wywalczał sobie prawa rycerstwa; porzucona rodzina, któréj blade wspomnienie w bawiących się dzieciach widziała.. wreszcie samotność, okropna, zabójcza samotność — wszystko to jakby całunem żywą jeszcze istotę przykrywało. Widziadła jéj — pozaświatowe, pragnienia — pozazmysłowe. Dawniéj prosiła, by ją sny pocieszały obrazem Waltera, chociaż obraz był niemy; dziś szczęśliwą się czuje, gdy może płakać razem...
Jedna chwila bólu — a istnienie takie musiało się z konieczności przerwać. Chwila ta nadeszła. Sądy tajne skazały na śmierć Konrada — zginął. Wtedy o ściany wieży obił się krzyk nagły, przeciągły: — krzyk, z którym ustało życie Aldony. Dotrzymała przysięgi, którą złożyła przy wejściu na próg swego więzienia, że nie zstąpi z wieży, chyba do mogiły... Podanie mówi, że grób jéj słynął cudami...
Aldona nie jest postacią historyczną; co więcéj, zdaje się nawet, że wśród pogańskiéj i barbarzyńskiéj Litwy byłaby zjawiskiem nader dziwaczném; prostota obyczajów i prostota uczuć nie pozwalały zapewne kobietom rozsnuwać tkanki sentymentalności, jaka właściwie dopiero z pojawieniem się poezyi romantycznéj w społeczeństwach europejskich widzieć się daje. Bo średniowieczna nawet miłość, któréj obrazki wystawiają nam przedewszystkiém prowansalscy poeci, była raczéj połączeniem poetycznych draperyj z wyszukaną zmysłowością, aniżeli platonicznym idealizmem. O pasterkach zaś i pasterstwie we frakach i perukach XVIII wieku nie potrzebuję zbyt szeroko się rozpisywać, ażeby dowieść, że to była jedynie hipokryzya wyuzdania i rozpusty. Romantyzm dopiero wypowiedział z całą siłą słowa i z całą otwartością przekonania te drzemiące w duszy ludzkiéj pierwiastki, powołując do życia i do królowania w świecie takie poetyczne zachwyty, które obywają się bez spojrzenia i bez uścisku... Ale i u poetów romantycznych nie wszędzie oczywiście występuje taki pogląd na jaw; owszem w pewnych chwilach twórczości przemaga czysto-ludzkie uczucie, takie jak je w charakterystyce Mickiewicza skreśliliśmy; w innych zaś przewaga zmysłowości, rozkiełznania, rozpuszczenia wszystkich więzów krępujących moralność napotkać się daje i to nierzadko (np. dramata poety niemieckiego, romantyka, Ludwika Tieck‘a albo powieść Lucynda Fryderyka Schlegla).
Aldona powstała w jednéj z owych chwil wyidealizowanego uczucia, kiedy miłość dawna istniała już tylko we wspomnieniach oddalonych, a miłości nowéj poeta jeszcze nie zaznał. Poeta kochał same wspomnienia; i to, co w kreśleniu uczucia dla Maryli było jednym ustępem tylko — teraz przemienił w kształt skończony.
Aldona jest wierzchołkowym punktem romantyzmu Mickiewicza. Smutna, zadumana, marząca o napowietrznéj wędrówce wraz z skowronkami, woli jednę chwilę uniesienia, szału, niż ciche życie, przepędzone w nudzie; pogardza ludźmi, co jako „konchy, tające się w bagnie, raz na rok wypchnięte z mętnéj wody, otwierają usta i westchnąwszy ku niebu, wracają napowrót do brudnego mułu....“ nie zna i nie lubi półśrodków; na dwie rozdzielona połowy, życiem ascetyczném rozbudziwszy w sobie grę fantazyi, przeklina lub błaga, pod wpływem jednego namiętnego wzruszenia. Myśli jéj latają jak błyskawice, pędzone sprzecznych uczuć uraganem. W przeciągu może minuty mówi do Konrada:

Jeśli narzekasz, nie przychodź tu więcéj
............
I niech zaginie pamięć téj godziny,
W któréj nie miałeś litości nade mną.

I zaraz dodaje, nie czując prawdopodobnie żadnéj w znaczeniu słów różnicy:

...Ty jesteś aniołem!..

Aldona atoli nie była samém jedynie odbiciem indywidualnych uczuć poety; charakteryzowała ona obok tego pewien prąd ogólniejszy, który, jeżeli nie rozpowszechniał się na kraj cały, jeżeli nie przenikał do wszystkich warstw społecznych; to w każdym razie wstrząsał tą ich częścią, która się w poezyi spółczesnéj europejskiéj lubowała. Uczucie nieszczęśliwie się kończy z nader licznych powodów; — a zawsze lubi się osłaniać jakąś tajemniczą zasłoną wstydu czy dumy. Kto nie chce doznać zawodu, niech je tak wysoko umieści, ażeby żadna ludzka ręka dosięgnąć go i rzucić w błoto nie mogła. Najprostszym ku temu środkiem jest idealizowanie... Nikt takiego zidealizowanego uczucia wydrzeć nie zdoła. Taką wydaje mi się ogólna społeczna podstawa, na któréj się wznosi posąg Aldony osłonięty krepą... Może w ten sposób poeta choć na chwilę ją pojmował; chwila ta byłaby dostateczna do usprawiedliwienia mojego poglądu. Bądź co bądź, Aldona jest obrazem namiętnego serca, zatrutego zbyt wcześnie.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Piotr Chmielowski.