Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Aldona
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego |
Podtytuł | Zarys literacki |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Co przyrodzenia związał łańcuch złoty,
Wszystko rozerwie nienawiść narodów:
Wszystko rozerwie... lecz serca kochanków
Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty...
Kto czytał życiorys naszego poety, nie może nie wiedzieć o cudnéj dolinie kowieńskiéj, przezwanéj już teraz doliną Mickiewicza... Ona była najmilszém miejscem jego samotnych wieczornych przechadzek, na niéj usiłował wdziękami cichéj i spokojnéj przyrody ukołysać to burzliwe serce, co mu gwałtownie pierś rozrywało, pragnąc bić zgodnie z sercem ukochanéj Maryli, która była daleko... Trzy lata, całe trzy okropne, rozpaczliwe lata, przepędził Mickiewicz w Kownie, wołając głosem złamanym, który miał być stanowczym; „precz z moich oczu!... precz z mego serca!... precz z méj pamięci!...“ — a zawsze bolejąc i marząc, bo „tego rozkazu moja i twoja pamięć nie posłucha,“ gdyż wszędzie poeta „cząstkę swéj duszy zostawił.“ To téż choć „klął swą
duszę, że w niéj są jeszcze ostatki uczucia“ — pamięć przecież „jak lampa z kryształu“
Ubrana pędzlem w malowne obrazy,
Chociaż ją zaćmi pył i liczne skazy; —
Jeżeli świecznik postawią w jéj serce,
Jeszcze świeżością barwy znęci oczy,
Jeszcze na ścianach pałacu roztoczy
Kraśne, acz nieco przyćmione kobierce...
W pięć lat potém postawił świecznik w serce owéj lampy i oddalony od miejsca, w którém przebywał, odmalował świetnemi barwami dzieje swych wspomnień, uwieczniając w potomne pokolenia swą ukochaną dolinę.
Tam dni całe przesiadywała „młoda i piękna jak bóstwo“ córa Kiejstuta — Aldona. „Gdzie poszła? — w dolinę. Skąd powraca? — z doliny. Cóż w téj dolinie? — Młodzieniec ogród dla niéj zasadził.“ Tam nawet w zimie oczy swe zwraca, by ukochanego zobaczyć: „Szyby obrócone ku Niemnu w zimie lodu nie znają, bo tamtędy Walter przechodzi...“ Było tam siedzenie z darni, „gdzie po letnim znoju lubiła spocząć między jaworami;“ źródło, skąd Walter czerpał dla niéj napój ożywczy; chłodnik suchemi ogrodzony wierzbami, które wyrosły potém na piękne drzewa, puchami młodych kwiatków obsypane, i kamień wyniosły, „który przechadzek był celem.“
Czar wspomnień owionął tę dolinę; nikt już nie wydrze jéj z naszéj pamięci... a dusze kochanków, pieśnią wajdeloty złączone, unosić się nad nią będą — jak duchy smętne...
„Serce i potok ostrzegać daremnie!“ — „Pukiel włosa bursztynowy i połysk drobnéj, śnieżnéj ręki“ niezatarte zostawiły ślady w umyśle Waltera, a opowiadania o krajach niemieckich, o przypadkach nieszczęśliwéj młodości, o cudach wiary chrześcijańskiéj zabiły w Aldonie dawną wesołość i upodobanie w dziecinnych rozrywkach. Gdy towarzyszki, jéj rówieśnice, czas na zabawie spędzają, ona siedzi samotna albo z Walterem rozmawia; z rąk igła wypada, nici plątają się w krośnach; kwiatek róży wyszywa zielono a listki — czerwonym jedwabiem. Inaczéj téż być nie mogło: jéj oczy i myśli tylko oczu Waltera, rozmów Waltera szukają. Od dzieciństwa już zresztą za czémś nieoznaczoném tęskniła i wzdychała skrycie. Uciekała z „pozioméj łąki“ i, stanąwszy na najwyższym pagórku, prosiła skowronków, by ze swych skrzydeł dały jéj po piórku a ona poleciałaby z niemi daleko i wysoko gdzieś za chmury; pragnęłaby tylko wziąć z owego wzgórza kwiatki niezabudki, by jéj ciągle strony rodzinne przypominał — i zniknąć. Walter zastąpił jéj skowronków i skrzydłami orlemi wzniósł do siebie... Były-to już zadatki późniejszéj sentymentalności, która bujnie się rozrosła na gruncie nieszczęść i smutku. Bo dopóki miłość nadzieją się cieszy, małe chmurki niepokojących marzeń znikają szybko — w duszy robi się jasno i przezroczo... Aldona była szczęśliwą w miłości — mogła z Walterem wszystkie podzielać chwile; została jego żoną.
Chwilkę to trwało — rok jeden. Napady krzyżaków ponawiały się ciągle: w duszy Waltera powstał groźnie niepokój i zatrwożył Aldonę. Ona go nie odczuwała; nie znała swego męża, nie zmierzyła się z siłą jego ducha. Myśl wściekła, szalona, choć potężna, opanowała umysł Waltera: „wielkie serca są jak ule zbyt wielkie: — powiada on do lubéj — miód ich zapełnić nie może — stają się gniazdem jaszczurek.“ Gdzież biednéj uczuciowéj Aldonie zrozumieć te wulkaniczne wybuchy!... Gruchać umie miłośnie; lecz krzyk orła dreszczem ją przejmuje. Grobu chciałaby uniknąć, wieniec z róż kładąc na głowie: łzami zagasić pożar miast i wiosek... Konieczności zrozumieć nie może; sądzi, że Walter mocen świat cały zwyciężyć, że wrogów zresztą niéma, bo „ojczyzna jak świat jest długa, szeroka bez końca.“ Stąd obawy męża stara się uspokoić słowy łatwemi: „straże pilnują okopów“ — więc Waltera nikt zabić nie zdoła. „A jeśli nędznéj starości dożyję?“ — pyta Walter — „Bóg nam zdarzy pociechę z dziatek.“ — A jeśli Niemcy napadną, żonę zabiją, dzieci uwiozą daleko i nauczą wypuszczać strzały na ojca własnego? — I na to Aldona miała prędką odpowiedź: pojedziemy daléj w Litwę, skryjemy się w lasy i góry... A jeśli nas Niemiec w górach wyśledzi? „Znowu daléj ujedziem” — mówi niezmieszana małżonka. Dopiero gdy jéj Walter objaśnił, że daléj w moc dziczy się dostaną; ręce załamuje, płacze i pyta: co począć?... W odpowiedzi słyszy słowa Waltera dzikie, okropne, które serce jéj w kawałki, krwią ociekłe, szarpały:
Biada niewiastom, jeśli kochają szaleńców,
Których oko wybiegać lubi za wioski granice;
Których myśl, jak dymy wiecznie nad dach ulatują;
Których sercu nie może szczęście domowe wystarczyć...
Walter patrzył dziko: w tém wejrzeniu Aldona nie znajdowała już dawnéj pociechy. Pamiątki, przeszłość, wszystko splątało się tłumnie w jéj duszy: o niczém już nie myślała; ale „sercem odgadła, że niepodobna zapomnieć...“
Jedno tylko słowo: jedziesz — brzmiało w jéj uchu; wymawiała je, drżąc cała, nieprzytomna. Jak na twarzy nagle zabitego człowieka pozostaje odcisk ostatnich wrażeń, tak w sercu i na ustach Aldony, jeden, jedyny dźwięk się odzywał.
Zobaczyła klasztor za Niemnem... W białe szaty, jak do ślubu ubrana, tam „znalazła grobowiec za życia.“
Ledwie stanęła za święconym progiem,
Na próg zwalono cegły i kamienie —
Została sama z myślami i Bogiem.
Przez okratowane okienko lud dawał jéj pożywienie. Sama nigdy nie wyglądała, by się przypatrzyć pogodnemu niebu i poić się świeżym oddechem wiatru. Czasami tylko, gdy z pruskich wiosek dzieci igrały „u blizkiéj dąbrowy,“ stawała u kraty, by się wspomnieniami dzieciństwa i rodzinnego kraju ukołysać. Dziesięć lat takiego grobowego życia zabiły w niéj ciało; rozdmuchały lampę wspomnień; rozżarzyły idealne uczucia...
Kiedy Walter (Konrad) powraca i, chcąc zaniechać swego zamiaru, namawia ją do ucieczki, ona nie pragnie go już nawet zobaczyć; dla niéj dosyć szczęścia, gdy go znajduje żywym; gdy miły głos jego co wieczora słyszy; a kiedy księżyc żywszém światłem w okno wieży zajrzy, ona kryje się za ściany, by Konrada nie zobaczyć zblizka. Drży o ułudę wspomnień: „Ty może dzisiaj już nie jesteś taki, jakim bywałeś przed laty“ — mówi do kochanka; a i sama lęka się o siebie: „Gdy — powiada — z uniesieniem padnę w twe ramiona“ — może ty odwrócisz oczy, nie poznasz i zapytasz z trwogą: ten straszny upiór jest że to Aldona?
Z załamanemi rękoma, wyrzeka się rzeczywistości, byle tylko złudzeń nie stracić. Dla niéj są one droższe od skarbów najwyższego szczęścia, jeżeli to jest niepewne. Nie pragnie być na stypie miłości; pragnie tylko odświeżać wspomnienia... Chce, żeby Konrad urządził chłodnik koło wieży jak niegdyś w Kownie, żeby wierzby kochane sprowadził — i kwiaty — nawet ów kamień, który obmył łzami...
Grobowéj podobna kolumnie, na któréj wieńce nieśmiertelników wieszają... ma życzenia czysto-idealnéj natury, łzami lat dziesięciu oblane, wykarmione oddechem chłodnéj, murowanéj wieży... Takie natężenie niezwykłe sił ducha z podeptaniem przyrodzonych praw ciała wpłynęło zgubnie na cały organizm. Pomyślcie sobie: przez długie lata, ciągle, o każdéj dnia i nocy porze rozmyślać o jedném tylko: o dolinie kowieńskiéj i o miłości Waltera!.. To była cała jéj rozrywka, cała przyjemność. A młodość złamana, wątek szczęścia urwany przy samym początku, niepokój o życie ukochanego, który po dalekich gdzieś krajach wywalczał sobie prawa rycerstwa; porzucona rodzina, któréj blade wspomnienie w bawiących się dzieciach widziała.. wreszcie samotność, okropna, zabójcza samotność — wszystko to jakby całunem żywą jeszcze istotę przykrywało. Widziadła jéj — pozaświatowe, pragnienia — pozazmysłowe. Dawniéj prosiła, by ją sny pocieszały obrazem Waltera, chociaż obraz był niemy; dziś szczęśliwą się czuje, gdy może płakać razem...
Jedna chwila bólu — a istnienie takie musiało się z konieczności przerwać. Chwila ta nadeszła. Sądy tajne skazały na śmierć Konrada — zginął. Wtedy o ściany wieży obił się krzyk nagły, przeciągły: — krzyk, z którym ustało życie Aldony. Dotrzymała przysięgi, którą złożyła przy wejściu na próg swego więzienia, że nie zstąpi z wieży, chyba do mogiły... Podanie mówi, że grób jéj słynął cudami...
Aldona nie jest postacią historyczną; co więcéj, zdaje się nawet, że wśród pogańskiéj i barbarzyńskiéj Litwy byłaby zjawiskiem nader dziwaczném; prostota obyczajów i prostota uczuć nie pozwalały zapewne kobietom rozsnuwać tkanki sentymentalności, jaka właściwie dopiero z pojawieniem się poezyi romantycznéj w społeczeństwach europejskich widzieć się daje. Bo średniowieczna nawet miłość, któréj obrazki wystawiają nam przedewszystkiém prowansalscy poeci, była raczéj połączeniem poetycznych draperyj z wyszukaną zmysłowością, aniżeli platonicznym idealizmem. O pasterkach zaś i pasterstwie we frakach i perukach XVIII wieku nie potrzebuję zbyt szeroko się rozpisywać, ażeby dowieść, że to była jedynie hipokryzya wyuzdania i rozpusty. Romantyzm dopiero wypowiedział z całą siłą słowa i z całą otwartością przekonania te drzemiące w duszy ludzkiéj pierwiastki, powołując do życia i do królowania w świecie takie poetyczne zachwyty, które obywają się bez spojrzenia i bez uścisku... Ale i u poetów romantycznych nie wszędzie oczywiście występuje taki pogląd na jaw; owszem w pewnych chwilach twórczości przemaga czysto-ludzkie uczucie, takie jak je w charakterystyce Mickiewicza skreśliliśmy; w innych zaś przewaga zmysłowości, rozkiełznania, rozpuszczenia wszystkich więzów krępujących moralność napotkać się daje i to nierzadko (np. dramata poety niemieckiego, romantyka, Ludwika Tieck‘a albo powieść Lucynda Fryderyka Schlegla).
Aldona powstała w jednéj z owych chwil wyidealizowanego uczucia, kiedy miłość dawna istniała już tylko we wspomnieniach oddalonych, a miłości nowéj poeta jeszcze nie zaznał. Poeta kochał same wspomnienia; i to, co w kreśleniu uczucia dla Maryli było jednym ustępem tylko — teraz przemienił w kształt skończony.
Aldona jest wierzchołkowym punktem romantyzmu Mickiewicza. Smutna, zadumana, marząca o napowietrznéj wędrówce wraz z skowronkami, woli jednę chwilę uniesienia, szału, niż ciche życie, przepędzone w nudzie; pogardza ludźmi, co jako „konchy, tające się w bagnie, raz na rok wypchnięte z mętnéj wody, otwierają usta i westchnąwszy ku niebu, wracają napowrót do brudnego mułu....“ nie zna i nie lubi półśrodków; na dwie rozdzielona połowy, życiem ascetyczném rozbudziwszy w sobie grę fantazyi, przeklina lub błaga, pod wpływem jednego namiętnego wzruszenia. Myśli jéj latają jak błyskawice, pędzone sprzecznych uczuć uraganem. W przeciągu może minuty mówi do Konrada:
Jeśli narzekasz, nie przychodź tu więcéj
............
I niech zaginie pamięć téj godziny,
W któréj nie miałeś litości nade mną.
I zaraz dodaje, nie czując prawdopodobnie żadnéj w znaczeniu słów różnicy:
...Ty jesteś aniołem!..