Król Drozdobrody
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Król Drozdobrody |
Pochodzenie | Baśnie |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni F. Korna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | „LECH“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. Rościszewski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Pewien król miał córkę nadzwyczajnej urody, ale tak dumną i zarozumiałą, że żaden konkurent nie trafiał jej do gustu. Odpalała jednego po drugim i jeszcze kpiła sobie z każdego.
Pewnego razu, kazał król urządzić wielki festyn i zaprosił na tę uroczystość zblizka i zdaleka mężczyzn, pragnących się ożenić. Zostali oni uporządkowani według godności i stanu; naprzód stali królowie, potem książęta, hrabiowie i rycerze, a w końcu szlachta.
Teraz wzdłuż tych szeregów poprowadzono córę królewską, ale każdemu miała coś do zarzucenia.
O jednym rycerzu ozwała się w ten sposób: „Ten za gruby troszeczkę, przypomina mi beczkę;“ Drugi wydał jej się za długi: „Długi chwiejnym bywa, za często się kiwa;“ Trzeci był za krótki: „Krótki, a gruby nie doda chluby.“ Czwarty za blady: „Temu do śmierci brak tylko ćwierci.“ Piąty za czerwony: Ten czerwoniutki, jak krasnoludki.“ Szósty był nie dość prosty: „Ach jakże krzywy, kosztur prawdziwy.“ I tak każdemu miała coś do zarzucenia. Nadewszystko jednak żartowała sobie z pewnego króla, który stał na samym przodzie i miał podbródek nieco zbyt wydatny.
— Ach zawołała, u tego broda ma czub, jak drozda dziób.
Ucieszne to porównanie obiegło wszystkich dokoła i odtąd z owym królem zrósł się przydomek „Drozdobrody.“
Ale stary król, spostrzegłszy, że córka wszystkich sobie lekceważy i ze wszystkich zebranych tam konkurentów jawnie szydzi, wpadł w złość i poprzysiągł, że wyda ją za pierwszego lepszego żebraka, który stanie przed jego drzwiami.
W kilka dni potem, zaczął pewien muzykant śpiewać pod oknami, ażeby sobie zarobić na kawałek chleba. Gdy król go usłyszał rzecze:
— Wprowadźcie go tutaj! —
Grajek wszedł w swojem brudnem ubraniu, zaśpiewał przed królem i jego córką i poprosił o skromny datek.
A na to król:
— Twój śpiew bardzo mi się podobał i to tak dalece, że chcę ci dać swoją córkę za żonę.
Królewna przestraszyła się, ale król oświadczył:
— Przysięgłem wydać cię za pierwszego żebraka, który zwróci się do mnie o jałmużnę i słowa mego dotrzymam.
Nie pomogły żadne wykręty, sprowadzono księdza, i królewna musiała niezwłocznie wziąć ślub z grajkiem.
Gdy się to stało, król rzekł:
— Teraz nie wypada, ażebyś ty jako żona żebraka, pozostawała nadal w moim pałacu; możesz więc sobie odejść ze swym mężem.
Grajek wyprowadził ją z pałacu pod rękę i musiała z nim odejść piechotą.
Gdy przybyli do wielkiego lasu, pani grajkowa pyta:
— Czyjaż to puszcza tak pełna kras?
— Drozdobrodego króla to las.
— Nie było gardzić byłby twój...
— Ach Boże mój!
— O jak wspaniale miałabym gody,
— Gdyby był moim król Drozdobrody.
— Czyjeż te łąki, zielony łan?
— Król Drozdobrody tej łąki pan.
— Nie było gardzić byłby twój,
— Ach Boże mój!
— O jak wspaniałe miałabym gody,
— Gdyby był moim król Drozdobrody.
W końcu przyszli do dużego miasta pyta królewna.
— Czyj że ten piękny wielki gród?
— Drozdobrodego króla to lud.
— Nie było gardzić byłby twój.
— Ach Boże mój!
— O jak wspaniałe miałabym gody,
— Gdyby był moim król Drozdobrody.
— Tak ale mi się to wcale nie podoba, — rzekł grajek, — że ciągle wzdychasz do innego męża. Czy nie jestem dość dobrym dla ciebie?
Przyszli nareszcie do maleńkiej chatki, a ona pyta,
— Czyja to chatka uboga tak,
Czy w niej prócz nędzy wszystkiego brak?
A grajek na to:
— To mój i twój dom, w którym mieszkać mamy razem.
Musiała się schylić, ażeby wejść przez drzwi nizkie.
— Gdzie służba? spytała córa królewska.
— Co? służba? — odparł żebrak; — musisz sama wykonywać to, cobyś pragnęła, ażeby ci robili inni. Roznieć że ogień i nastaw wodę, bo musisz mi jeść gotować. Jestem bardzo zmęczony.
A córka królewska nie miała pojęcia o rozpaleniu ognia ani o gotowaniu, i grajek musiał sam dobrze się narobić. Gdy młodzi małżonkowie spożyli skromną wieczerzę, poszli spać, ale już raniutko mąż kazał żonie wstać i zabrać się do roboty przy gospodarstwie.
Przez kilka dni żyli w ten sposób, biedując, aż w końcu przejedli wszystko.
Wtedy mąż rzecze:
— Kobieto, tak dłużej być może, ażebyśmy żyli w próżniactwie i nic nie zarabiali. Ty zajmiesz się wyplataniem koszów.
Zgodziła się, ale twarde patyki pokrwawiły jej delikatne ręce.
— Widzę, że ci to nie idzie, — rzekł mąż. Weź się do kądzieli, może to potrafisz lepiej.
Usiadła i zaczęła prząść, ale cienkie nici poprzecinały jej delikatne palce, aż krew z nich wystąpiła.
— Sama widzisz, rzekł mąż — iż nie nadajesz się do żadnej pracy. Zły interes zrobiłem na tobie. Spróbuję teraz handlu garnkami i naczyniami z gliny. Siądziesz na targu i będziemy towaru pilnować.
— Ach, — pomyślała sobie, — jeżeli na targ przyjdą ludzie, z państwa mojego ojca i spostrzegą że ja tam siedzę i handluję garnkami, jakże sobie kpić ze mnie będą.
Ale nic nie pomogło, musiała się poddać, o ile nie chciała z głodu umrzeć.
Za pierwszym razem poszło dobrze, mężczyzni kupowali u niej, bo była ładna i płacili, ile zażądała; byli nawet tacy, co dawali jej pieniądze i towaru wcale nie brali.
Teraz więc żyli z zarobku, ile go starczyło, a potem znów mąż zgromadził masę nowych naczyń. Żona rozstawiła w jednym z rogów rynku swój towar i rozpoczęła handel. Aż oto zjawił się nagle pijany huzar i wpadł prosto na garnki, że tylko skorupy zostały. Ona zaczęła płakać i nie wiedziała, co począć z przestrachu.
— Ach na co mi to przyszło, zawołała. Ach co też mój mąż powie!
Pobiegła do domu i opowiedziała o nieszczęściu, jakie ją spotkało.
— A któż siada na rogu placu z kuchennemi naczyniami? — rzekł mąż. Przestań płakać. Widzę, że nie jesteś zdatną do żadnej roboty. To też byłem w zamku naszego króla, pytając go, czy nie potrzebuje dziewki do kuchni i przyrzekł, że cię przyjmie. Za to dostaniesz całkowity posiłek dzienny.
I oto córka królewska zeszła na pomywaczkę, musiała wysługiwać się kucharzowi i spełniać najordynarniejsze roboty. W każdej z bocznych kieszeni miała garnuszek i przynosiła do domu resztki jedzenia i żywili się tem oboje.
Pewnego razu miało się odbyć wesele królewskiego syna. Biedna kobieta weszła na górę i stanęła przy drzwiach, ażeby się przyjrzeć uroczystości. Gdy zapalono światło i goście zaczęli wchodzić, a wszystko tchnęło zbytkiem i okazałością, wtedy ze ściśniętem sercem pomyślała o swym własnym losie i przeklinała swoją dumę i zarozumiałość, dzięki którym została tak poniżoną i tak wielkiej zaznała nędzy. Z wykwintnych potraw, które tam wnoszono, służba rzucała jej kiedy niekiedy jakiś odpadek a ona wkładała go do swoich garnuszków dla odniesienia do domu.
Aż oto wystąpił syn króla ubrany w jedwabie i aksamity, na szyi miał złoty łańcuch, a gdy ujrzał w drzwiach piękną kobietę, porwał ją szybko za rękę i chciał z nią tańczyć, ale ona opierała się przestraszona, spostrzegła bowiem, że to był król Drozdobrody, który starał się o nią, i którego ona odrzuciła z szyderstwem. Opór jej nie przydał się na nic, Drozdobrody, wciągnął ją do sali, garnki wypadały jej z kieszeni, zupa się wylała, a reszta jedzenia znalazła się na ziemi.
Gdy goście to zobaczyli, powstał śmiech ogólny i żarty, ona zaś była tak zawstydzona, że wolałaby być o tysiąc mil pod ziemią.
Wpadła we drzwi wejściowe i chciała uciec, ale na schodach dogonił ją jakiś mężczyzna i przyprowadził z powrotem. Spostrzegła, że był to król Drozdobrody.
On zaś rzekł do niej:
— Nie lękaj się, jam grajek, który żył z tobą w nędznej chatce. Jesteśmy jedną i tą samą osobą.
Przez miłość dla ciebie, grałem tę komedję, a huzar, który ci potłukł garnki na targu, to także ja. To wszystko było zrobione dla przełamania twej pychy i ukarania cię za twą zarozumiałość, dzięki którym, zadrwiłaś sobie ze mnie.
Wtedy ona zapłakała rzewnie i rzekła:
— Byłam wielce nierozumną i nie jestem godna być twoją małżonką.
Ale on odparł:
— Pociesz się, złe czasy minęły, teraz wyprawiamy sobie wesele nasze.
Po chwili podeszły garderobiane i ubrały ją w najwspanialsze suknie, a ojciec jej i cały dwór składali jej życzenia szczęścia z powodu zaślubin z królem Drozdobrodym, i dopiero teraz nastąpiła prawdziwa radość.
I ja i ty czytelniku, chcielibyśmy tam być, czy nie prawda?