Król Ryszard III (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Przedmowa

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Król Ryszard III
Podtytuł Przedmowa
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom III
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KRÓL RYSZARD III.


Ja brata nie mam, nie wiem, co braterstwo,
Niech miłość, którą starcy zowią boską,
Zamieszka w ludziach podobnych do ludzi,
Nie we mnie, jam jest sam w sobie jedyny[1].

T

Temi słowy w przedostatniej scenie Henryka VI Szekspir przygotowuje nas do pojęcia charakteru Ryszarda III, który z całem swem okrucieństwem zimnem, z egoizmem bezbrzeżnym i wszystko sobie święcić gotowym na ofiarę, ma wystąpić w najkrwawszym z dramatów Lancastrów i Yorków.

Chociaż mały przeciąg czasu oddziela napisanie Ryszarda III od Henryka VI, w układzie tej tragedyi, w jej budowie, w powadze poematu, w kunsztowności wykończenia, z dawniejszemi dziełami Szekspira porównać jej nie można.
Tu już poeta, rosnący szybko, jest w posiadaniu całych, rozwiniętych sił swoich. W niektórych tylko scenach bujna fantazya młodości igra jeszcze ze słowy; dają się jeszcze dostrzedz niektóre odcienia, zdradzające niezupełną dojrzałość, lecz wogóle Ryszard III przechodzi poprzedzające historye, poeta śmielszym w nim jest i nieskończenie samoistniejszym, poprawki nieforemności nauczyły go formy, krzesanie brył chropawych dało miarę wykończania; chaotyczne scen szeregi wskazały, jak czynność skupioną być powinna, poeta uczuł, że się ważyć może i iść o swej mocy.
Ryszarda III Szekspira, poprzedziły, jak inne historye-dramata dawniejsze tejże treści, a mianowicie:
„Ricardus tertius“, dramat łaciński d-ra Legge, grywany w Cambridge przez studentów już w roku 1593.
Z r. 1594: „The true Tragedie of Richard the third“ Williama Barley, która była drukowaną. Dodany do tytułu wyraz true (wierna, prawdziwa) mógłby pozwolić się domyślać, iż odznaczyć ją chciano od innej mniej wiernej.
Jakiegoś innego jeszcze Ryszarda, współcześnie z szekspirowskim, grywała współzawodnicząca z nim trupa Henslowa, ale ten źle musiał iść na scenie, bo Henslowe w roku 1602 zamówił sobie u Ben Johnsona, nowego „Ryszarda Garbusa“.
Ryszard III Szekspira ukazał się drukowany w r. 1597, w dniu 20 października tegoż roku wniesiony był na repertuar teatru Globus, prawdopodobnie jednak napisany być musiał wcześniej. Domyślają się tego ze wzmianki w epigramacie Johna Weuver, 1595 roku, wychwalającym „miodopłynnego Szekspira“, ulubieńca Apolina, do którego dzieł liczy Adonisa, Lukrecyę, a z dramatów Romea i Ryszarda; krytycy usiłują przekonać, iż mowa być nie może o Ryszardzie II, chociaż zbyt subtelne ich wywody nie dają nam pewności wielkiej.
Pierwsze wydanie w ćwiartce nosi tytuł:
„Tragedya o królu Ryszardzie III, zawierająca: zdradzieckie jego podstępy przeciwko bratu Clarensowi, litość budzące morderstwo niewinnych jego synowców; jego tyrańskie przywłaszczenie, z całkowitym przebiegiem jego ohydnego żywota i wielce zasłużonej śmierci“[2]. Następne wydania z imieniem Szekspira na tytule, wychodziły w latach: 1598, 1602, 1605, 1613 i t. d. a tekst poprawny ukazał się dopiero w zbiorze 1623 roku.
Nawet najmniej wprawne oko, porównywając naprzykład tę wątpliwą część pierwszą Henryka VI z Ryszardem III, dostrzeże, iż je od siebie dzieli cała epoka w życiu autora, epoka pracy i zdobywania sił, które tu są zastosowane. Ryszard III zbliża się już do tych arcydzieł osnutych na starych podaniach, jakiemi są: Macbeth, Hamlet i Król Lear (Lir). Samo wprowadzenie na scenę Małgorzaty Andegaweńskiej, tragicznej tej postaci, jakby ze starożytnego teatru greckiego zapożyczonej, znamionuje wielkiego poetę. Prorokini pomsty bożej, królowa wdowa i sierota ukazuje się jako widmo, tylko ażeby zwiastować konieczny wymiar sprawiedliwości nad „grzesznymi“. Stoi ona poza ramami akcyi dramatu, a daje mu niezmierną potęgę.
Charakter też Gloucestera-Ryszarda III nie jest trywialną maską pospolitego zbrodniarza, ale kreacyą, której rysy wzięte są z rzeczywistości i indywidualne. To szyderstwo jego z samego siebie, demoniczny jakiś poryw do krwawych zbrodni, przebiegłość, z jaką sobie umie pozyskać naprzód Annę, potem Elżbietę, aby z nich wnet szydził bez miłosierdzia; zimne, beznamiętne obrachowywanie występku, lekceważenie życia cudzego, węzłów rodziny; scena ta tak kunsztownie przeprowadzona, gdy udając pobożnego, otoczony duchownymi, wychodzi do ludu odmawiając przyjęcia korony, którą wnet ma pochwycić, jako onus pro peccatis, cały przebieg ohydnego tego żywota genialnie jest obmyślany i włożony w ramy tragedyi. Możeż być co doskonalszego nad układ sceny z Buckinghamem, gdy Ryszard udaje głuchotę? Jak w tem postępowaniu cudownie maluje się charakter człowieka?
Ryszard III, tytuł nosi właściwy, król bowiem gra w nim pierwszą rolę, około niego się skupia wszystko, w krwawym cieniu, jaki rzuca sobą, giną inne charaktery i postacie. Wszystko co go otacza, znika, maleje, oprócz Małgorzaty, która jest jakby posłanniczką pomsty Bożej.
Można sobie wystawić, co genialny artysta z takiego charakteru mógł uczynić na scenie i jakie wrażenie dramat na widzach wywierał.
Poeta, jakeśmy kilkakrotnie powtarzali, we wszystkich dramatach swych, szczególniej historycznych, uwydatniał moralne ich znaczenie, owoce cnoty i następstwa nieuniknione zbrodni. Tu wychodzi to jeszcze wyraziściej, szybciej na scenę, niż w innych, jak gdyby cała owa przeszłość krwawa runęła na ramiona ostatniego spadkobiercy. Nemezis dziejowa w postaci Małgorzaty, zwiastuje rachunek Boży, krew za krew, ząb za ząb, życie za życie. Z przeczuciem ziszczenia straszliwego proroctwa, czekamy końca.
Materyał do Ryszarda III wziął Szekspir cały z Halla i Holinsheda, ci zaś zaczerpnęli go z notat Tomasza Morus, później kanclerza i męczennika za panowania Henryka VIII. Morus dowiedział się tych wszystkich szczegółów od biskupa Ely, którego poeta w dramacie tym wyprowadza na scenę.
Morus tak pisze o Ryszardzie III:
„Ryszard, książe Gloucester, rozumem i odwagą równał braci swej Edwardowi i Jerzemu, ale pięknością i postacią zewnętrzną o wiele im nie sprostał, bo był wzrostu małego, członki miał nieproporcyonalne, garb na plecach, ramię lewe daleko wyższe od prawego i rodzaj twarzy niewdzięcznej, jaka po dworach uchodzi za marsową, a u pospolitych ludzi zowie się odstręczającą. Złośliwy był, przewrotny i zazdrosny. Opowiadano, że księżna matka jego z wielką trudnością na świat go wydała, i że nań przyszedł nogami naprzód i nie bez zębów“.
„Czy to było przesadną plotką jego nieprzyjaciół, lub też natura w istocie zmienia tryb swój zwykły od samego początku życia, które ma się odznaczyć tylą od natury zboczeniami? to Bóg wie jeden tylko. Na wojnie nie był złym wodzem, mając w niej więcej upodobania niż w pokoju. Odniósł zwycięstw kilka i kilka razy był pokonanym, ale nigdy z własnej winy, ani dla braku odwagi i politycznego ładu. Wspaniałomyślnym był, gdy obdarzał i szczodrym może nad miarę; darami znacznymi nabył sobie przyjaciół niepewnych, dla których ciągle musiał pożyczać, łupić i wydzierać drugim, co mu nieprzyjaciół najpewniejszych robiło“.
„Tajemniczym był i skrytym, jak najchytrzej podstępnym, w obejściu się nikczemnym, w sercu hardym a powierzchownie poufałość okazywał tym, których w sercu nienawidził, nie wstrzymując się od pocałunków z tymi, których na śmierć miał wydać. Mściwy i okrutny nie zawsze ze złej woli, ale często przez ambicyę, dla dojścia do celu; przyjaciół i nieprzyjaciół równie lekceważył, gdy szło o interes własny; nie oszczędził nikomu życia, ktokolwiek osobą swą planom jego zawadzał. Zabił w Tower króla Henryka VI mówiąc: „Teraz już nie ma król Edward innych męskich potomków, prócz naszego Yorków domu“. Zabójstwo to popełnionem było bez zezwolenia króla, któryby był pewnie ten rzeźniczy obowiązek powierzył komu innemu nie własnemu bratu. Mądrzy ludzie domyślają się także, iż własnym posługując zamysom, przyłożył się do śmierci rodzonego brata swego Clarensa, i choć niby się jej na pozór opierał, w duszy sobie życzył tego. Ci, co na sprawy i postępowanie jego zważali, dają za przyczynę postępowania, iż daleko wprzód, nim się panowanie Edwarda skończyło, Ryszard już myślał o koronie, na wypadek, gdyby brat jego, któremu życie skrócić mogły obyczaje rozpasane, zostawił dzieci małoletnie, co się też stało. Naówczas, gdyby żył książe Clarence, plan Ryszarda wielceby był utrudnionym, bo czyby Clarence wiernym został synowcowi młodemu królowi, czy samby sobie królestwo przywłaszczył, książe Gloucester miałby zawsze wszystkie rachuby przeciw sobie. Po śmierci Clarensa, wiedział, że mógł już działać na pewno. Nie są to jednak rzeczy dowiedzione, a ktokolwiek odgaduje lub wnioskuje, pójść może za daleko albo nie dojść do prawdy. Jednakże później sprawdziły się te domysły“.
Ks. Clarence zabity został w roku 1478, król Edward umarł wyniszczony rozpustą w roku 1483, księcia Gloucestera dzieci Edwarda tylko dzieliły już od tronu.
Następca, ks. Walii, miał lat dwanaście, gdy go obwołano królem. Wychowywał się on na zamku Ludlow, skąd na koronacyę, oznaczoną na dzień 4 maja, przybyć miał do Londynu. Dodaną straż uszczuplono umyślnie. Towarzyszyli mu Rivers, wuj jego, Grey, brat przyrodni i Tomasz Vaughan. Gloucester wyjechał, spodziewając się go spotkać na drodze w Northampton; tu nie znalazłszy, pogonił w czwał za nim do Stony Stratford i nazad do Northamptonu zawrócił. Uwięziono Grey’a i Vaughana. Królowa przerażona schroniła się do Westminsteru z młodszym synem ks. Yorku.
Gloucester jeszcze się był otwarcie nie odkrył ze swymi zamiarami. Uwięzienie krewnych królowej osłonił pozorem tym, że nastawali na życie jego; królowi zapewnił swą wierność; przy wjeździe do Londynu okazywał mu jak największe poszanowanie i troskliwość. Oburzał się niezmiernie przeciw okazanej mu nieufności królowej i zabraniu ks. Yorku. Hastings i kardynał Bourchier poszli uspokajać matkę i odebrać go od niej.
„Gdy kardynał i lordowie odebrali ks. Yorku, pisze Morus, zaprowadzili go do gwiaździstej komnaty, a tu protektor wziąwszy na ręce, zawołał ściskając go: „Witam cię, milordzie, z całego serca“. Mówiąc to, miał pozór człowieka głęboko wzruszonego. Odprowadził go potem królowi bratu, do pałacu biskupa Londynu, do św. Pawła, a stąd towarzyszył im, honory oddając obu braciom, przez City do Tower, skąd już nigdy wyjść nie mieli. Jak skoro protektor miał ich w ręku i w bezpiecznem miejscu umieścił, wnet zapragnął zamiar swój doprowadzić do skutku. Dla uniknięcia wszelkiego podejrzenia, zaprosił wszystkich lordów, o których wiedział, iż królowi byli wiernymi, aby się zebrali w zamku Baynard dla narady o koronacyi, sam zaś ze swymi sprzymierzeńcami i wspólnikami udał się na radę go Crosby-Ples, w innym zupełnie celu, aby koronę pochwycić. Mała tylko liczba zaufanych dopuszczoną tu była“.
Przygotowywano już koronacyę na 24 czerwca. Gdy się ten dzień zbliżał, Gloucester postanowił przyśpieszyć krok stanowczy, — ale chciał wprzódy pozyskać sobie lorda kanclerza Hastingsa. Catesby miał z nim mówić o tem, Hastings choć był zabójcą ks. Walii syna Henryka VI, choć podpisał dekret skazujący na śmierć krewnych królowej — oparł się morderstwu dzieci niewinnych. Bez namysłu, postanowiono się go pozbyć; ale tajemnica zachowaną była jak najściślej.
Hastings nic nie przeczuwał, trwożliwszy Stanley miał sny i przewidywania straszne.
„Nieszczęsnego tego poranku, pisze Morus — nim jeszcze Hastings wstał z łóżka, nawiedził go sir Tomasz Howard, syn lorda Howarda, któremu protektor z najtajniejszych myśli swych się zwierzał. Sir Tomasz przybył na pozór przez grzeczność, aby towarzyszyć Hastingowi mającemu jechać na radę, ale w istocie, aby przyjazd jego przyśpieszyć i spełnić rozkaz przez protektora mu dany“.
„Hastings na drodze wstrzymał się chwilę dla przyjęcia komunii od księdza, którego spotkał na Tower-Street. Proszącego o nią Tomasz odciągnął śpiesznie, wołając nań: — Jedźmy milordzie, co tam tak długo z księdzem rozmawiasz? Przecież ci jeszcze księdza nie potrzeba? I rozśmiał mu się w oczy, jakby chciał powiedzieć: Będziesz go wkrótce potrzebował. Hastings wcale się nie domyślał, coby to znaczyć miało; ale ci, co te słowa słyszeli, przypomnieli je sobie następnej nocy“.
„Niewinny Hastings nie podejrzywał nic, nigdy weselszym nie był i nigdy — co często bywa znakiem zmiany — nie czuł się pewniejszym życia. Trudno uwierzyć, jak szalone zaufanie miał ten człowiek, będąc tak blizkim śmierci“.
Morus ze szczegółami opisuje całą przejażdżkę do Tower; posłuchajmy końca:
— „Lordowie zasiadali właśnie i naradzali się, gdy protektor wpośród nich się zjawił — była godzina dziewiąta. Pozdrowił ich grzecznie, tłómacząc się z opóźnienia tem, iż tego ranka zaspał nad miarę. Chwilkę pomówiwszy z nimi, odezwał się do biskupa Ely: „Milordzie, doskonałe masz poziomki w ogrodzie swoim w Holborn, pozęstujże nas niemi. Bardzo chętnie, milordzie, odparł biskup, radbym mieć coś lepszego, czembym wam równie łatwo mógł usłużyć“. — I natychmiast posłał jednego ze swych ludzi po misę poziomek. Żywe zawiązawszy rozprawy, protektor prosił lordów, aby się bez niego obeszli na chwilę — i wyszedł. Między godziną dziewiąta a jedenastą powrócił do radnej sali, ale całkiem zmieniony, z twarzą pełną zajadłości i gniewu, z brwiami namarszczonemi, czołem posępnem, zakąsując wargi, — zajął swoje miejsce. Wszyscy lordowie przelękli się, okrutnie ich zdziwiło obejście się i nagła zmiana, nie wiedzieli bowiem, co się mogło stać protektorowi. W chwilę potem, przerwał milczenie temi słowy:
— Na co zasługują ci, co rozmyślają nad tem i knują, jakby się mnie pozbyli, mnie, tak blizkiego krewnego króla i protektora jego królestwa? Słysząc to pytanie, osłupieli lordowie, siedzieli milczący, w duchu rozmyślając, do kogo mogło stosować się to pytanie, przeciw któremu każdy z nich zabezpieczonym się zdawał. Naostatek lord Hastings, któremu się zdawało, że go ku temu upoważniała poufałość, w jakiej żył z protektorem, ośmielił się odpowiedzieć, że ci, coby to zamyślali, ktobykolwiek byli, godnymi byli kary zdrajców. Inni to potwierdzili. — A no! odparł protektor — winowajce... to ta wiedźma oto tam... żona mojego brata i ta druga z nią...
Stosowało się to do królowej.
Usłyszawszy to wielka liczba lordów, która jej trzymała stronę, zmieszała się mocno, ale lord Hastings wolał w głębi duszy, aby to spadało na królowę, niż na kogo innego z jego przyjaciół. Przykro mu tylko było, że się go o to nie poradzono jak wprzódy, gdy szło o porwanie i śmierć krewnych królowej.
— Patrzcie, mówił protektor, jak ta wiedźma wziąwszy w pomoc żonę Shore’a, ze swymi pomocnikami, ciało mi zniszczyła. I zakasawszy rękaw kaftana, obnażył po łokieć lewą rękę wyschłą i wychudłą.
Na ten widok wszystkich ogarnęło niedowierzanie, zrozumieli, że to był tylko pozór do swaru, boć wiedzieli, że królowa nadto miała rozumu, aby się podobnemi zajmować głupstwami, a gdyby się tego jęła, pewnieby żony Shore’a nigdy sobie na pomoc nie dobrała, bo nienawidziła tę nałożnicę, którą król jej mąż tak ukochał.
Zresztą wiedzieli wszyscy, że Gloucester od urodzenia taką miał rękę. Lord Hastings, który od śmierci króla Edwarda utrzymywał żonę Shore’a, bo się nią był nieco zajął za życia króla (a mówił, że się nią opiekował przez wzgląd na pamięć króla i wierność dla przyjaciela) — Hastings trochę był niezadowolony widząc, że ta, do której był przywiązany, tak ciężko została obwinioną i — jak to mu było wiadomem — tak niesprawiedliwie. — Odparł więc:
— Niezawodnie, milordzie, jeżeli one to uczyniły, zasługują na straszliwe ukaranie.
— Jakto, krzyknął protektor, ty mi myślisz służyć twojemi jeżeli i ale... Ja ci mówię, że one to uczyniły i dowiodę ci to na głowie twojej, zdrajco jakiś!
W tej chwili jakby wpadł w najstraszniejszy gniew, uderzył pięścią w stół gwałtownie. Na ten znak zewnątrz ktoś krzyknął: Zdrada! — Wtem drzwi wyłamują, zbrojni ludzie wpadają na salę w takiej liczbie, że ją wypełniają. Protektor odzywa się do Hastingsa:
— Zdrajco — jesteś uwięziony. — Jakto? ja, milordzie? odparł kanclerz. — Tak, ty — zawołał protektor. W tejże chwili jeden ze zbrojnych rzucił się na Stanleya, który padł pod stół, i gdyby nie to, czaszkęby miał napół rozpłataną, bo choć prędko umknął, dostał okołu uszu cięcie, z którego krew trysnęła. Nakoniec arcybiskupa Yorku, doktora Mortona, biskupa Eli, lorda Stanleya i wielu innych uwięziono i pozamykano w izbach osobnych. Został tylko lord Hastings, któremu protektor kazał się co prędzej spowiadać.
— Na Ś-go Pawła! zawołał, nie będę jadł obiadu, póki twej głowy spadającej nie ujrzę. — Na nic się nie zdało, że Hastings pytał o przyczynę. Przynękany, wziął księdza, krótką odbył spowiedź, boby na dłuższą nie pozwolono, tak protektorowi do obiadu było pilno, a wiedziano, że dla dotrzymania bezbożnej przysięgi, nie usiądzie do stołu, dopóki morderstwo spełnione nie zostanie. Tak tedy kanclerza zawiedziono na wzgórze obok kaplicy, wewnątrz Tower. Głowę mu przygięto na belkę, która tam leżała, bo około kaplicy budowano, i tyrańsko mu ją ucięto. Poczem zwłoki jego pochowano w Windsor obok pana, króla Edwarda III. Niech Jezus duszom ich będzie miłosierny“.
„Wieść o śmierci Hastingsa rozeszła się zaraz po City i okolicy, jakby ją wiatr niósł do uszu każdemu. Ale wnet po obiedzie, protektor, chcąc jakąś barwę nadać tej sprawie, rozkazał powołać do Tower znaczniejszych mieszczan kilku.
„Na przyjęcie ich, ks. Buckingham i on poprzybierali się, jak starzy rozbójnicy niepoczciwi, w takie zbroje, że chyba naglący przymus mógł ich skłonić do przywdziania czegoś podobnego.
Protektor wytłómaczył przybyłym, że Hastings i jego wspólnicy spisek uczynili na życie jego i Buckinghama, tegoż dnia w Radzie. Co mieli na celu sprzysiężęni, jeszcze o tem nie wiedziano. Protektor dowiedział się dopiero o zdradzie około godziny dziesiątej rano, i dlatego, przestraszeni, on i Buckingham zmuszeni byli poprzywdziewać zbroje, jakie się pod ręką znalazły. Lecz, dzięki Bogu, nieszczęście odwróciło się na tych, co je gotowali. Wszyscy odpowiedzieli na to ubolewając, choć nikt temu, co mówiono, nie wierzył“.
Śmierć Hastingsa przeraziła parlament, protektor począł się starać o to, ażeby naród dla zamiarów swych pozyskać i uczynić go swym wspólnikiem. Ujęto duchowieństwo, które w kazaniach dowodziło, że dzieci Edwarda nieprawemi były i zasługiwały, by je od tronu usunięto.
Kazanie takie, miane wobec całego dworu u Ś. Pawła, uczyniło ogromne wrażenie, ale zamiarom ks. Gloucestera przeciwne. Użył więc Buckinghama, najwymowniejszego ze wszystkich, aby przemawiał do mieszczan, Majora, gminy ludu. Przekupieni ludzie poczęli wołać: — Niech żyje król Ryszard. — Morus opisuje dzieje całe tej przewrotnej intrygi, którą Szekspir przedstawił w dramacie wiernie, podług powieści kronikarza. Gloucester w istocie kazał się prosić o przyjęcie korony, zmuszać, narzucać ją sobie — i wziął z rąk narodu, przynaglony. Z szatańską przewrotnością prowadzono tę sprawę, naprzód obmyślając krok każdy.
Dnia 6 lipca 1483, Ryszard koronuje się w Westminsterze z żoną Anną, wdową po synu Henryka VI, którego on był zabójcą!!
Dostąpił więc upragnionej korony, ale — dzieci Edwarda żyją! Możeż być spokojnym, dopóki one są na świecie. Opis tragicznej śmierci dwóch tych istot niewinnych, która natchnęła tylu poetów i artystów, u Morusa się też znajduje.
„Królowi Ryszardowi — pisze on, tkwiło w myśli, iż póty za prawego władcę poczytywany nie będzie, dopóki jego synowcowie żyją; knował więc, jakby się ich pozbyć co najrychlej — jak gdyby morderstwo krewnych miało uświęcić jego sprawę i zjednać mu uznanie za króla. Wysłał więc Johna Greena, dla którego miał szczególne zaufanie, do Roberta Brakenbury, konstabla w Tower, z listem powołującym go, aby dzieci jakimkolwiek pozbył się sposobem. John Green spełnił posłannictwo do Brakenburego, przyklęknąwszy wprzód przed N. Panną w Tower. Brakenbury odpowiedział, że nigdy nie zezwoli na zamordowanie ich wskutek takiego rozkazu. Green powrócił do Warwick, odnosząc tę odpowiedź królowi Ryszardowi, który był jeszcze w podróży. Król tak z niej był niezadowolony, iż tejże nocy odezwał się do pazia, przed którym chętnie się zwierzał: A! komuż tu zaufać? Ci, którym ja los dałem, których poczytywałem za sługi najwierniejsze, ci mnie nawet zawodzą i odmawiają spełnienia rozkazów — nie chcą nic uczynić dla mnie. Panie, odparł paź — jest tu człowiek który śpi w sieniach, a ten, ręczę, spełni wolę Miłości Waszej. Jużby chyba rzecz, nie wiem jak trudną była, ażeby odmówił. A mówiąc to, myślał o Jakóbie Tyrrel“.
„Jakób Tyrrel postanowił dzieci zamordować w łóżku, nie przelewając krwi. Do wykonania dobrał sobie Miles’a Forrest, jednego ze czterech stróżów, co nad niemi dozór mieli, chłopa, który był zbójstwem żywem, i dodał mu niejakiego Johna Dighton, własnego swojego dżokeya, łotra pleczystego, ogromnego i silnego. Wszystkich innych oddaliwszy, Moles Forrest i John Dighton weszli o północy do izby, w której biedne dzieci spały, i nagle zawinąwszy je w prześcieradła, obmotali niemi, obwiązali, nacisnęli im pierzyny i poduszki na usta tak silnie, iż w jednej chwili zdusili je i zamęczyli. Oddechu im zabrakło, dzieci poleciły Bogu niewinne dusze do niebieskich przeznaczone rozkoszy i ciała ich martwe na łożu zostały — dla katów.
„Gdy, chwilę ze śmiercią przewalczywszy, przestały się poruszać, zbójcy, osądziwszy, że już nie żyły, poskładali ciała ich na łożu i poszli do Jakóba Tyrrel, aby je sam zobaczył. Ten je ujrzawszy już bez życia, rozkazał pochować przez morderców w głębokiej jamie u wnijścia na schody, pod kupę kamieni.
„Poczem Jakób Tyrrel siadł na koń i pośpieszył do króla Ryszarda, aby mu z zabójstwa zdać szczegółową sprawę. Król go obsypał podziękowaniami i, mówią, że go naówczas rycerzem pasował“.
Za króla Henryka VII Tyrrel ten zawikłany w jakiś proces o zdradę kraju, osądzony został i ścięty; Forrest zgnił żywcem w szpitalu, Dighton żył jeszcze za czasów Morusa.
To morderstwo dzieci niewinnych oburzyło nareszcie Buckinghama, który na tyle innych zezwolił i do tylu dopomagał. Król oprócz tego zraził go i zniechęcił odmową przyobiecanego hrabstwa Hereford. Buckingham usunął się do Walii i razem z Mortonem począł knuć powstanie, chcąc na tronie osadzić hrabiego Richmonda (potomka Jana z Gandawy). Ruch ten jednak się nie powiódł, powstańcy się rozbiegli, Buckingham zdradzony, wzięty został i ścięty w Salisbury.
Ryszard więc zdawał się zupełnie ubezpieczonym na tronie. Parlament uznał dynastyę, naród ją przyjmował, zgadzano się z przeznaczeniem. Siła dawała mu prawność.
Wtem, wśród ciszy, gdy się tego najmniej spodziewano, Richmond zjawił się znowu. Wściekłość Ryszarda nie znała granic, siadł na koń, aby zwalczyć tego przeciwnika i popędził z wojskiem na niego. W okolicach Leicester, pod Bosworth rozbito namioty. Tu król miał mieć sen jakiś straszliwy, o którym wspomina Hall w kronice. Widzenie to senne zmąciło mu myśli, odebrało przytomność.
Kronikarz tak opisuje tę bitwę, która była wymiarem sprawiedliwości Bożej.
— „Król zaledwie przygotowania skończył, gdy dwa wojska wzajem się ujrzały. O, Boże! jakże pośpiesznie poczęli żołnierze zapinać hełmy, jak żwawo łucznicy naciągali łuki i przypasywali kołczany, jak szybko kopijnicy dźwignęli topory swe i spróbowali dzid. Wszyscy gotowi byli rzucić się w utarczkę, jak skoro okrutna trąba zadzwoni na krwawą trwogę — zwycięstwa lub śmierci! Pomiędzy dwoma wojskami była trzęsawica, którą Richmond zostawił na prawo, aby nią osłonić swe skrzydło. Tym ruchem tyłem się zwrócił do słońca, a nieprzyjacielowi biło ono w same oczy. Gdy król Ryszard ujrzał, że oddziały hrabiego przeszły przez trzęsawisko, wnet rozkazał uderzyć na nie. Zagrzmiały natychmiast trąby, żołnierze krzyknęli a łucznicy hrabiego nie próżnując, odpowiedzieli silnie.
„Gdy przeszło to pierwsze starcie, wojska się zwarły i pojedyncza walka rozpoczęła, nie szczędzono toporów ni mieczów — gdy w tej chwili lord Stanley połączył się z hrabią.
„W czasie gdy dwie przednie straże śmiertelnie walczyły z sobą, bo każda zwyciężyć i zgnieść drugą pragnęła, królowi Ryszardowi oznajmili przodownicy jego i szpiegowie, że hr. Richmond, z niewielką liczbą zbrojnych stał niedaleko. Zbliżywszy się i podszedłszy ku niemu, poznał go doskonale po znamionach pewnych i szczegółach, o których mu doniesiono. Zapalony gniewom, wzruszony zemstą nasycenia chciwą, wbił koniowi ostrogi i czwałem z szeregów wyskoczył, zostawując za sobą przednie straże walczące — jako lew zgłodniały pobiegł na hrabiego, kopiję nań wymierzywszy. Hr. Richmond postrzegł króla bieżącego nań zapalczywie — bitwa ta stanowiła o wszystkich jego nadziejach i planach przyszłych losów — więc zręczność tę pochwycił chciwie, aby się zmierzyć z nieprzyjacielem, ramię w ramię, mąż na męża. Król Ryszard tak pędził gwałtownie, że pierwszem uderzeniem zbił chorągiew hrabiego i zabił mu chorążego, Williama Brandona obalił śmiało, po krótkiej walce zblizka natarłszy Johna Chinyego, który mu chciał stawić czoło i przerąbał się mieczem torując sobie drogę. Naówczas hr. Richmond oparł się temu szałowi i wstrzymał go ostrzem miecza. Towarzysze jego mieli już wszystko za stracone dla niego, zrozpaczyli o zwycięstwie, gdy sir William Stanley przybył w pomoc ze trzema tysiącami ludzi, żołnierzy dzielnych. Króla Ryszarda odparto, zmuszono do ucieczki, a sam on walcząc dzielnie wśród nieprzyjaciół, śmiertelnie został ugodzony, na co zasłużył“.
Sławny ten wykrzyk króla:
— Konia, konia! królestwo moje za konia! — znalazł Szekspir w dawnym dramacie Will. Barley’a.
Śledząc i w tym dramacie sposób tworzenia poety, przekonywamy się, jak mało treści nowej potrzebował, aby rzecz stworzyć nową. Dostarczały mu materyału wszelkiego kroniki, stare owe ułomne dramata, podania — lada słowo jakieś znalezione w starym szpargale, z którego ręka twórcza klejnot drogi dotknięciem urobić umiała. Nie u jednego Szekspira, ale u wszystkich wieki swe przedstawiających poetów, znajdujemy takie przyswajanie sobie, odradzanie w formie nowej, przygotowanej im treści. Twórcą właściwie są dzieje same, wątek przędzie podanie ludowe, vox dei, która z widm bladych postacie żywe wysnuwa — poeta przychodzi, bierze z ust ludu, lub z ksiąg, w których się tradycya wpisała, okruchy i połamane szczęty, łączy je w całość, wskrzesza myślą wielką światy i przekazuje potomnym. Takimi wieszczami są: Homer, Dante i Szekspir... najwięksi twórcy, choć nie stworzyli nic oprócz życia, które tchnęli w popioły.







  1. I have no brother, I am like no brother:
    And this word »love«, which greybeards call divine,
    Be resident in men like one another,
    And not in me: I am myself alone.
  2. The tragedy of King Rishard the third, containing: His treacherous Plots againts his brother Clarence; the pitiefull murther of his innocent nephewes; his tyrannical usurpation; with the whole Course of his detested life, and most deserves death. As it hath beven lately Acted by the Right honourable the Lord Cahmberlaine his Servants. At London. Printed by Valentine Sims, for Andrew Wise, dwelling in Paul’s Churchyard, at the signe of the Angell, 1597.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.