Litwa za Witolda/1393
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Litwa za Witolda |
Podtytuł | Opowiadanie historyczne |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1850 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po śmierci X. Juljanny Olgerdowéj, która w roku 1392 umrzéć miała, jedni piszą w Witebsku, inni w Kijowie; syn jéj Swidrygiełło opanował Witebsk, wysłanego przez Króla z ramienia jego Rządzcę Teodora Wiosnę kazawszy z murów zrzucić. Stolica podała mu w ręce Xięztwo. Witold na wieść tę, wezwawszy Skirgiełłę, pośpieszył przeciwko niemu. Poszli naprzód na Druck, gdzie przez Xiążąt przyjęci zostali z posłuszeństwem, zaopatrzeni w żywność i posiłki, posunęli się potém ku Orszy, która dwa dni tylko usiłując opiérać, poddała. Stąd skiérowali się wreszcie na Witebsk, broniony przez Swidrygiełłę, i ze wszech miar trudny do zdobycia. W pomoc Witoldowi nadciągnął wezwany X. Jerzy Swiatosławowicz Smoleński, jako lennik Litwy. Witebszczanie ustraszeni siłą oblegających, przyciśnieni szturmami, zagrożeni srogiemi kary, jeśliby się nie poddali, otworzyli bramy. Swidrygiełło wzięty w niewolę, poddawszy się i zakładnika lub zaręczenie uroczyste tylko ponowiwszy, uwolniony został wkrótce.
Kronika Ruska, odnosząc ten wypadek do 1395 roku, mieni go w niewolę wziętym. Zdaje się, że mu puszczono Krewo po Wigundzie, w którém na jakiś czas osiadł; lecz niedługo tu pobywszy, uszedł do Krzyżaków o pomoc prosząc. Nieszczęsne zaślepienie wszystkich pędziło w objęcia nieprzyjaciela kraju, dla osobistych widoków. Dany raz piérwszy przykład przez samego Jagiełłę, zawarte przeciwko Kiejstutowi przymierze z niemi, tak zgubne za sobą pociągnęło następstwa. Przedtém nikt nie pomyślał, żeby nieprzyjaciela wzywać do sporów domowych; teraz zdawał się to najlepszy i jedyny środek — wszyscy się do niego garnęli.
Swidrygiełło pełen dumy, chciwy panowania, lecz mało jeszcze w kraju znany i serc sobie pozyskać nie mający czasu, gdy Skirgiełło, brat jego, ucztą i groszem, zwłaszcza w Rusi, z którą się chętniéj jednoczył, zaskarbiał sobie ludzi; — musiał wyglądać pomocy Zakonu, coby go na należne mu jakoby prawem następstwa Wilno i W. Xięztwo wprowadził.
Wkrótce po przybyciu Swidrygiełły do Malborgu, przyjechał i Legat Papiezki Jan Biskup Messyński, któremu poleconém było od Stolicy Apostolskiéj zblizka wejrzéć w to, co się działo w Litwie, za gniazdo pogaństwa przez Krzyżaków wystawianéj. Miał on stan Kościoła, wiarę nawróconych i życzliwość dworu dla Stolicy Apostolskiéj ocenić. To naoczne przekonanie się o stanie Litwy, wpływało na zgodę, jaką między Zakonem a Polską uczynić starano się; zasady pokoju położyć miał Legat Papiezki. Że Biskup sam widział podczas swojéj bytności w Wilnie »wiele nowych wzniesionych Kościołów, a Biskupa Wileńskiego przez miasto swe idącego z processją, z Królem i mnóstwem ochrzczonych Litwinów,” o tém z jego własnego pisma do Zakonu danego, a zachęcającego do zgody i pokoju, przekonywamy się.
Kraj więc malowany jako pogański, szedł szybko ku zupełnemu nawróceniu, pracowano nad tém; a wielkie ogniska życia, miasta, już chrześciańskie, przodkowały w dziele wielkiém wiary. Mistrz na namowy pokojem tchnące odpowiedział, że prawdziwego pokoju żąda, ale udanego, w czasie któregoby jak dotąd Litwę wspomagano w oręż i do boju zagrzewano, nie chce. Przecież staraniem Legata naznaczony zjazd dla układów, długo probowano je czémś stanowczém zawrzéć, ale napróżno. Król wreszcie obrażony udawaniem, odjechał. Praca Legata spełzła na niczém prawie; to tylko ważném było, że Litwę — chrześciańską widział, i o niéj w Rzymie mógł zdać sprawę.
W czasie téj bytności Króla i Królowéj Witold już ciężko zwaśniony ze Skirgiełłą, który żałował wydartéj sobie władzy, znowu pojednany został staraniem Jadwigi, na którą dalsze, jeśliby jakie wynikły spory, zdawano obiecując się jéj wyrokiem w téj mierze zaspokoić. Starając się o ile możności zapobiedz dalszym między bracią waśnióm, oznaczono znów wydziały braci, z warunkiem zwyczajnym poprzysiężenia wierności i sprawiania służby. Korybut wyzuty z Xięztwa Siewierskiego, potém z Lidy i Nowogródka, w którym przez Witolda w niewolę został wzięty, otrzymał znaczny udział w Siewierszczyznie z Nowogrodem Siewierskim, za poręczeniem tamecznych Bojarów: Dawida Russana, Bazylego Toroszaja i Grzegorza Nieświezkiego. Szymon Langwenejewicz posadzony w Nowogrodzie Wielkim, osobą swą należał do hołdowników Litwy, a z Rzeczpospolitą do sprzymierzeńców jéj. Skirgiełło, oprócz dawnego udziału, dostał włości pewne w Siewierszczyznie, którą tak podzielono, że i Andrzejowi Wingoltowi część się tam także dostać miała, w dodatku do uposażenia jego w Litwie.
Tymczasem Zakon postradał swego naczelnika Konrada Wallenrod’a, jednego z najmniéj i najfałszywiéj ocenionych ludzi, którego podania i baśnie w dziwaczną tkaninę wymysłów ubrały. Sami pisarze Zakonni zarzucali mu dumę, chciwość, rozrzutność, skłonność nawet do kacerstwa, prześladowanie duchownych i sromotne nazwania, któremi Kapłanów zwykle oznaczał (Hundsbuben psi-synowie). Z tych zarzutów już znać, że się duchownym naraził; a że ci naówczas sami pisali, zostawili o nim zdanie jednego stronnictwa uczucie i sąd wyrażające. Że wiele uczynił dla Zakonu, zaprzeczyć nie można; że lubił wystawność, przepych, że ugaszczał wspaniale, wiadoma; — lecz ów Leander Kacerz, którego miał przy sobie trzymać za lekarza, jak wiele innych powieści, jest zapewne czystą bajką. Śmierć jego przyłożyła się także do rzucenia tajemniczéj barwy na życie. Wróciwszy z Chełmna, gdzie list jakiś i poselstwo od Królowéj Duńskiéj odebrał, nagle w nocy uczuł boleści srogie wewnętrzne i taki pożar wnętrzności, że jęczał prosząc napoju dla ugaszenia go, którego dać mu nie śmiano. Tym ogniem trawiony, wśród gwałtownéj burzy, która wściekle szalała w podwórcu zamkowym, skonał w cierpieniach najstraszliwszych, d. 25 Lipca 1393 roku. Kroniści, którym kosztowne uczty Wallenroda stały w pamięci, napisali, że z jednéj z nich (z pod Kowna) powracając, zachorzał w ten sposób i umarł.
Po śmierci W. Mistrza, przyszło z Zakonem do zamiany jeńców (1393), o którą umawiali się ze strony litewskiéj Witold i Skirgiełło. Na samo Wniebowzięcie zjazd naznaczony z Marszałkiem Zakonu Wernerem Tettingen, na wyspie u Dubissy, gdzie zamiana miała miejsce. Niemcóm bardzo nie w smak było, że Litwa dawała tylko jeńca za jeńca, bez względu na stan i znaczenie, tak, że cztérech Xiążąt Litewskich, dano za cztérech Rycerzy Zakonu. Jęczący po lat dziesięć w niewoli więźniowie, teraz drogą swobodę odzyskali. Jakie było w owych czasach obejście z jeńcami, którym głów na placu dobytego grodu nie ścięto, trudno dziś wyobrazić. Głębokie lochy, ciężkie kajdany, praca zabójcza, pokarm lichy — i żadnéj prawie nadziei!
To chwilowe zetknienie się z Zakonem, nie zbliżyło pokoju, ani nawet zawieszenia broni; — przybyli goście: Eberhard V, Hrabia Wirtembergski, młódszym zwany, z rycerzami i pachołkami dworu swego; inni téż cudzoziemcy chcieli ciągnąć na pogan. Marszałek ledwie wróciwszy ze zjazdu, stanął na ich czele idąc pustoszyć i nowego brać jeńca. Chorągwie S. Jerzego i N. Panny poszły w puszcze Graudeńskie; Withingowie z Insterburga niespodzianie zebrali się wpaść na Pomedie i Rossienie. Wyprawa ta łotrzyków dała 600 ludzi, 800 koni i ogromne stada bydła w zdobyczy.
Żmudź podjęła się odwetu, wtargnęła aż pod zamek Memel, spaliła miasto, nowe warownie zniszczyła, a trzy razy tak dzielny szturm przypuszczała do grodu, że się jéj ledwie ostał. Jeńców niewielu, ale łup znaczny zapłacił za wyprawę Eberharda V.