Ludwik Lambert/Od tłómacza/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłómacza: Honorjusz Balzac
Podtytuł I. Życie Balzaka
Pochodzenie Komedya ludzka
z tomu Ludwik Lambert
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1924
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

I. ŻYCIE BALZAKA.

Honorjusz Balzac urodził się w Tours w r. 1799. Dziadek jego był rolnikiem tureńskim i nazywał się Balssa, ojciec zmienił wcześnie to miano na Balzac; sam pisarz uzupełnił ojcowskie nazwisko szlacheckiem de i starał się wynieść je ze starożytnego domu Balzaków d’Entragues. Ojciec Balzaka, oryginalna i sympatyczna postać, był przed Rewolucją podrzędnym funkcjonarjuszem sądowym; w czasie Rewolucji piastował godności obywatelskie, był dostawcą armji, później administratorem szpitali. Balzac miał dwie siostry, z których jedna, Laura, była zawsze jego najtkliwszą przyjaciółką (list Laury de Rastignac w Ojcu Goriot oddaje ton tego serdecznego stosunku, który znamy z obfitej korespondencji), i brata, który po niezaszczytnej młodości wyemigrował do Ameryki.
Bardzo młodo umieszczono Honorjusza w kolegjum w Vendôme. Wierny obraz lat tam spędzonych znajdziemy w tej powieści Ludwik Lambert. Chłopiec licho się uczył, robił wrażenie jakby nieobecnego duchem, natomiast czytał masę i bez wyboru, plondrując bibljotekę Ojców. Niebawem zaczął pisać, to niefortunne poematy wierszem, to rozprawy filozoficzne na tematy o wiele przerastające wiek chłopca. W rezultacie zapadł na zdrowiu, na rodzaj przekrwienia mózgu, tak iż zaniepokojona matka pospieszyła go odebrać. Miał wówczas piętnaście lat.
Kiedy ukończył szkoły w Paryżu, umieszczono go u adwokata[1]); równocześnie miał studjować prawo, sam zaś z własnej ochoty często zaglądał na wykłady wydziału filozoficznego Sorbony. Ta praktyka kancelaryjna trwała trzy lata; ile z niej przyszły powieściopisarz wyniósł życiowo, tego ślady spotykamy na każdym kroku w Komedji ludzkiej. Dodajmy, że w owym okresie studjów ojciec Balzaka trzymał go bardzo kuso pod względem pieniężnym (młodość Rafaela de Valentin w Jaszczurze!).
Dzięki wyjątkowemu zbiegowi okoliczności, rodzice mieli dla Honorjusza świetne plany: w ciągu kilku lat, na bardzo dogodnych warunkach, mógł stać się posiadaczem kancelarji notarjalnej, zostać rejentem w Paryżu! Ale Balzac odmówił wręcz; już literatura chwyciła go w swoje szpony. Po gwałtownej opozycji rodziców i burzach domowych, postanowiono go poddać dwuletniej próbie. Ponieważ rodzice Balzaka przenieśli się w tym czasie z Paryża na wieś, młodzieniec został w mieście sam, w zimnej izdebce na poddaszu, mając wyznaczoną pensyjkę, wystarczającą dosłownie na to, aby nie umrzeć z głodu. Takie były ówczesne metody wychowawcze.
Przez te dwa lata Honorjusz pracuje zaciekle; wierzy w swój genjusz. Życie, jakie pędził, opisał później w Jaszczurze, lub, lepiej jeszcze, w pierwszym okresie paryskim Lucjana w Straconych złudzeniach. Po dwóch latach, jako owoc swych prac, odczytał w kole rodziny i przyjaciół domu tragedję p. t. Kromwel. Skutek był opłakany; najpoważniejszy ze znawców orzekł, że młodzieniec powinien się chwycić wszelkiego zawodu, byle nie literatury.
Te dwa lata próby tak dalece podkopały zdrowie Honorjusza, że rodzice, zaniepokojeni jego stanem i przebłagani wytrwałością, odwołali go do domu, do Villeparisis, nie czyniąc już przeszkód w wyborze drogi. Tutaj poznał Balzac panią de Berny, która miała wywrzeć duży wpływ na jego życie. Pani de Berny była córką nadwornego muzyka Marji Antoniny; matka jej była pokojówką królowej; oboje królestwo byli jej chrzestnemi rodzicami; tradycje, wspomnienia dzieciństwa wiązały ją do dawnej monarchji. Wspomnienia te musiały być nieoszacowaną skarbnicą dla przyszłego powieściopisarza. Pani de Berny, pełna uroku mimo że o 21 lat starsza od Honorjusza, stała się jego przyjaciółką, kochanką, wreszcie znów wierną i oddaną przyjaciółką aż do ostatniego tchnienia. Zdaje się, że wpływ pani de Berny jako wychowawczyni Balzaca był bardzo znaczny i zbawienny.
Po niefortunnej próbie w zakresie tragedji, Balzac postanowił szukać szczęścia w powieści. Plan, jaki obrał, był dość niezwykły. Czując, że jeszcze nie dojrzał do tego aby wydać prawdziwe swoje dzieło, postanowił pisać ramoty w modnym naówczas rodzaju romantycznych awantur, i w ten sposób zdobyć tymczasem upragnioną niezależność pieniężną. Powieści te, co do których wartości nie miał złudzeń, podpisywał nie swojem nazwiskiem, ale pseudonimami: Horace de Saint-Aubin, albo Lord R’hoone. W jaki sposób traktował tę próbę literacką, może objaśnić następujący fakt: sprzedawszy „na pniu” księgarzowi dwie powieści jeszcze nie napisane, jedną z nich, Wikarego z Ardennów, zaczyna pisać od drugiego tomu, zwracając się z błagalnym listem do siostry, aby mu napisała pierwszy tom na podstawie planu który jej przesyła!
Ale ta droga do upragnionego majątku okazała się o wiele za wolna. Niecierpliwy pisarz — wciąż w intencji zdobycia niezależności — puszcza się na przedsiębiorstwa, najpierw tanich wydawnictw klasyków, później zaś, po niepowodzeniu tej imprezy, prowadzi do spółki drukarnię i odlewarnię czcionek. Katastrofa tych przedsiębiorstw pochłonęła cały prawie majątek rodziny, przyspieszyła śmierć ojca Balzaka i znacznie nadwerężyła fundusz pani de Berny. Rzecz charakterystyczna: ta rodzina, która odmawiała pisarzowi najskromniejszych potrzeb aby się mógł oddać swemu powołaniu, utopiła cały majątek w tych jego quasi-realnych a w istocie daleko bardziej chimerycznych planach. Jakże często zdarzają się podobne omyłki ludziom t. zw. praktycznym, trzeźwym! Sam Balzac wyszedł z tych kilkuletnich mocowań się z widmem bankructwa z ciężkim długiem, który przez całe życie miał wlec jak kulę u nogi. Korzyść tego bolesnego doświadczenia była podwójna: raz, zdobyte przekonanie, że tylko literatura jest jego właściwą drogą, a powtóre kapitał doświadczeń i obserwacji wyniesiony z tych lat „życia praktycznego”, który-to kapitał oprocentuje pisarz stokrotnie w swoich utworach. Najbardziej bezpośrednią reminiscencją tych lat jest drukarnia Dawida Séchard w Dwóch poetach i Cierpieniach wynalazcy; ale weksle, protesty, pozwy, komornicy, aferzyści, adwokaci, zajmą aż nazbyt wiele miejsca w całem dziele Balzaka.
Szukając wytchnienia po tej katastrofie, Balzac chroni się na prowincję, do Bretanji; nosi się z planem aby w tej ojczyźnie szuanerji napisać powieść z niedawnej przeszłości Francji. Szuanie — mimo iż utwór ten jest jeszcze na pograniczu między jego twórczością młodzieńczą a dojrzałą — był to pierwszy i wielki jego sukces pisarski. Tuż po tej książce ukazuje się Fizjologja małżeństwa, która czyni go nietylko głośnym ale modnym, odsłaniając w nim wielkiego sprzymierzeńca kobiety. Balzac zaczyna wchodzić w świat literacki Paryża, a potrosze i w salony arystokracji napoleońskiej (księżna d’Abrantès) i legitymistycznej (księżna des Castries). Ciężki, rubaszny, nieobyty, nie umiejący się ubrać (mimo tylu kart poświęconych tej sztuce!), podbija mimo to każdego kto się doń zbliży bogactwem i żywością myśli, oszałamiającą wymową, kipieniem genjuszu. Salony oglądają go jak osobliwe zwierzę. Balzac kocha się potrosze w pani des Castries, która próbuje go wodzić za nos; przygoda ta, arcy-romantycznie upiększona, znajdzie wyraz w opowiastce o Pani de Langeais. W tej epoce Balzac usiłuje być dandysem, nosi olśniewające kamizelki, żyje za pan brat z najmodniejszemi „lwami” Paryża.
Ukazuje się Jaszczur i inne powieści; sława młodego pisarza, „znawcy serca kobiety”, rozchodzi się na Europę. Rzecz osobliwa, Balzac, który dziś jest pisarzem prawie wyłącznie męskim, wówczas był bożyszczem kobiet. Z najbardziej odległych stron płyną do niego listy, kreślone rączką czytelniczek. Jeden z takich listów, z zapadłej Ukrainy, zaważył na życiu Balzaka. Korespondentką była pani Hańska, z domu hrabianka Rzewuska (siostra Henryka, powieściopisarza). Zawiązała się żywa korespondencja, Balzac rozkochał się na niewidziane w egzotycznej nieznajomej; kiedy, dzięki spotkaniu w Szwajcarji (pod okiem męża), przekonał się że ta interesująca osoba jest młoda, piękna i do tego „hrabina” (przynajmniej zagranicą) entuzjazm jego doszedł do zenitu. Miłość ta, typowa miłość „głową”, w której każda strona znajdowała swój procencik snobizmu, toczy się przeważnie w listach (Lettres à l’étrangère), czasem z kilkoma latami przerwy między jednem widzeniem a drugiem. Mimo śmierci p. Hańskiego i mimo ciągłych planów małżeństwa, związek ten przychodzi do skutku aż w ośmnastym roku tej miłości i na parę miesięcy przed śmiercią samego Balzaka.
Pozatem, można rzec, życie Balzaka nie ma historji. To na prowincji gdzie często przebywał u przyjaciół, to w Paryżu, ciągła wytężona praca, nieprzerwana niemal produkcja literacka. Pobudką jej jest gorączka twórcza, jakiej w historji literatury mało znalazłoby się przykładów, ale także popędzająca go ciągle konieczność życiowa, nie zostawiająca mu ani chwili wytchnienia. Ogromny dług, z jakim zaczął życie literackie, ciążył mu aż do końca, bo wciąż odnawiał go bezład życiowy, kosztowne kaprysy i upodobania (Balzac był namiętnym kolekcjonerem starożytności), wreszcie chimeryczne „przedsiębiorstwa”. Całe życie Balzac szamoce się z terminami, zobowiązaniami; bywały okresy, że kryje się we dnie a przechadza się jedynie w nocy (wówczas istniało jeszcze więzienie za długi); aby się doń dostać, trzeba wymienić skomplikowane potrójne hasło etc. Ta dokładna i osobista znajomość wszelkiego rodzaju kłopotów pieniężnych nie jeden raz odbija się w utworach Balzaka.
Wspominam o tych szczegółach, gdyż nie są one obojętne dla dzieł Balzaka: ten pośpiech, z jakim „odwalał” je nieraz aby dopełnić podjętych zobowiązań i odpisać z góry pobrane honorarja, zaciążył niekiedy nad ich artystyczną stroną. Wiele nierówności, wiele skaz wynikło może z tego powodu. Stosunki wydawnicze były zresztą wówczas dość liche; bezprawne belgijskie przedruki współzawodniczyły z legalnie wydaną książką i uszczuplały dochody pisarza.
Toteż, raz po raz, zniecierpliwiony zbyt powolną drogą do upragnionej fortuny, Balzac rzucał się w przedsiębiorstwa, w ktorych bystrość i trafność sądu mięszały się z chimerycznemi fantazjami pisarza. Pewnego dnia puścił się na Sardynię, doszedłszy z jakichś poszlak, że tam się muszą znajdować pokłady srebra niewyczerpane niegdyś przez Rzymian. Oczywiście wydał dużo pieniędzy, czasu i sił, i wrócił z niczem, ktoś inny zaś podjął tę myśl która była trafna. Toż samo na owym pomyśle wydawniczym, na którym Balzac zbankrutował, następca jego zrobił majątek. Próbował nowych sposobów wyrabiania papieru (Cierpienia wynalazcy). Za jedną z dróg do szybkiego zrobienia majątku uważał Balzac teatr; raz po raz, dobierając sobie przygodnych współpracowników, próbował zdobyć sukcesy sceniczne, ale wciąż doznawał zawodu; dopiero po jego śmmierci jedyna jego sztuka posiadająca większą wartość, Mercadet zyskała powodzenie. To znów roił o karjerze politycznej, o poselstwie; będąc w wojnie ze światem dziennikarskim (Stracone złudzenia, Córka Ewy) założył własny tygodnik, bardzo bojowy, ale musiał go poniechać wobec jednomyślnego bojkotu, jakim nań odpowiedziała oficjalna prasa. I zawsze po tych nieudanych próbach wracał do swego dzieła i w niem znajdował to, czego daremnie szukał gdzieindziej. Ale i tu — mimo olbrzymiej sławy i popularności — nie osiągnął w pełni uznania do jakiego miał prawo: kilkakrotnie stawiał swą kandydaturę do Akademji, i za każdym razem poniósł zupełną porażkę, otrzymując jeden lub dwa głosy!
Wiele podróżował. Oprócz Francji, którą znał prawie całą z dłuższych i krótszych pobytów na prowincji, zwiedził też i spory kawał Europy: Włochy, Szwajcarję, Niemcy, Polskę, Rosję.
Wśród tego dzieło rosło, tom po tomie; ramy olbrzymiego planu wypełniały się. Ale nawet tak potężne siły fizyczne, jakie natura dała Balzakowi, musiały się wyczerpać. Żelazna wola wydobywała zeń produkcję ponad ludzką miarę. Pracował, tygodniami nie wychodząc z domu, czasem po kilkanaście godzin na dobę. Stworzył sobie osobliwy tryb życia, najsposobniejszy, jak twierdził, do tej pracy; zarazem wkładał w te swoje obyczaje coś z romantycznej przesady, sam tworzył już za życia swoją legendę. Wstawał o pierwszej po północy, poczem, ubrany w rodzaj białego habitu dominikanina, opasany złotym łańcuchem u którego wisiały złote nożyczki, zasiadał do pisania przy blasku kandelabrów, absorbując ogromne ilości czarnej kawy, orzeźwiając się w połowie dnia roboczego kąpielą i nie jedząc prawie nic aż do obiadu, po którym następował kilkogodzinny sen.
Wreszcie, w pełni sił twórczych, przemęczony organizm wypowiedział służbę. Kiedy, w r. 1848, Balzak wybrał się po raz drugi do Wierzchowni, majątku pani Hańskiej na Ukrainie, zaniemógł ciężko. Chorował półtora roku. Gdy miał wyjeżdżać do Paryża, pani Hańska, uzyskawszy po wielkich trudnościach zgodę cesarza Mikołaja, zdecydowała się wreszcie oddać mu swą rękę; wzięli ślub i wyjechali do Paryża gdzie Balzac zmarł niebawem w r. 1850.




  1. Właściwie avoué, t. zn. raczej pełnomocnik prowadzący interesy klientów. W polskim języku (i obyczaju) niema tego ścisłego rozróżnienia pomiędzy avoué, a właściwym adwokatem, avocat.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.