Ludwik Lambert/Od tłómacza/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłómacza: Honorjusz Balzac
Podtytuł III. Balzac jako pisarz
Pochodzenie Komedya ludzka
z tomu Ludwik Lambert
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1924
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III. BALZAC JAKO PISARZ.


Oczywistem jest, iż, przy tak zupełnie innem od swoich poprzedników pojmowaniu powieści, Balzac musiał dla tej nowej treści stworzyć nowe formy. Uważając swą powieść za „dokument ludzki”, musi mu nadać ścisłość dokumentu, autentyczność historji. Życie, charakter, dola jednostki nie jest dla Balzaka czemś przypadkowem, wyodrębnionem z łańcucha zjawisk, ale przeciwnie, czemś najściślej zespolonem z jego pochodzeniem, tradycją, wychowaniem, środowiskiem. Tem samem występują opisowość i analiza jako dominujący charakter powieści Balzaka. Gdy wprowadza figurę — nieraz uboczną — zapoznaje nas z jej przeszłością, warunkami życia; maluje obszernie miasto lub miasteczko w którem rozgrywa się akcja, gdzie mieszkają jej bohaterowie; opisuje drobiazgowo ich strój; co więcej, wchodzi do domu, daje obraz wnętrza, kolor tapet, kształt mebli codziennego użytku. Bo otoczenie w którem dany osobnik żyje ma podwójne znaczenie: raz wyraża go, powtóre kształtuje go, oddziaływa nań. Jeżeli mieszka w Paryżu, wiemy dokładnie na której ulicy, na którym piętrze. Toż samo znamy cyfrę i rodzaj dochodów każdej z figur; jeżeli, jak Cezar Birotteau, zbankrutuje, znamy najdokładniej bilans jego upadłości etc.
Wszystko to są rzeczy dziś bardzo pospolite; rzeczy które po‑balzakowska powieść przyswoiła sobie, pozbywając się zarazem ich nadmiaru, którym grzeszył czasami pierwszy ich wynalazca; ale w momencie zjawienia się Balzaka było to odkrycie nowych światów. Cóż za różnica z dawną powieścią, w której kochanek tylko kochał; w której bohaterowie wyzwoleni byli od tego co stanowi 90% zainteresowań na tej ziemi, od owych spraw „materjalnych”, wciskających się w każdy szczegół życia, zabarwiających każdą myśl, każde uczucie!
Wielu znajduje, iż Balzac posuwa się w tej namiętności opisu za daleko. Obojętnem jest — powiadają — dla historji Eugenji Grandet, czy rozgrywa się ona w Saumur czy gdzieindziej. Dla Eugenji Grandet, może; ale nie dla intencji Balzaka, który w Komedji ludzkiej chciał dać obraz całej współczesnej Francji, Paryża i prowincji, i to we wszystkich przekrojach. Czy koniecznym jest, mówią dalej, ów drobiazgowy opis pensjonatu pani Vanquer, gdy chodzi o historję Ojca Goriot i jego córek? Te opisy fizjognomji, ciągnące się po kilka stronic, nużą i w końcu nie dają żadnego obrazu etc.
Faktem jest, iż czytanie powieści Balzaka, zwłaszcza wejście w nie, nie zawsze jest lekkie, bywa nużące. Ale zważmy tu dwie rzeczy. Popierwsze, Balzac pisał dla współczesnych o współczesnych, nie kazał im tedy wyobrażać sobie, ale ożywiał poprostu myślą, wypełniał treścią rzeczywistość, codzienność na którą patrzyli; oni znali te meble, te stroje, on im je tylko tłómaczył. Dalej Balzac miał zdolność widzenia, którą mało kto rozrządza z nas, czytelników. Ale kiedy np. rozmawiałem o Balzaku z malarzem Karolem Fryczem, mówił z entuzjazmem o tych opisach, twierdząc że nikt nie daje tak plastycznej wizji rzeczy jak Balzac. Zauważmy wreszcie, że opis u Balzaka zawsze jest w służbie myśli, zawsze jest celowy, nigdy nie wyradza się w opis dla opisu, w czystą wirtuozję, której tak nadużyła późniejsza literatura. Jednego tylko wyrzeklibyśmy się może, t. j. analitycznych opisów fizjognomji, ciągnących się po kilka stron. Późniejsi pisarze nauczyli się wywoływać to wrażenie lepiej kilkoma kreskami. Ale, powtarzam, w epoce gdy pisał Balzac, czyż i ten „realizm” nie był prawdziwą zdobyczą wobec konwencjonalizmu dawniejszej powieści?
Niema rady zresztą, trzeba się poddać tej metodzie, trzeba, wraz z pisarzem, gromadzić cierpliwie materjały, być świadkiem stopniowego rozpalania się ognia w tym olbrzymim piecu jego twórczości. Za to później, kiedy przebrniemy ten mozolny nieraz początek, odbieramy stokrotną zapłatę za nasze trudy. Podobnie jak na scenie, kiedy ustawi się dekoracje, ubierze i ucharakteryzuje aktorów, zaczyna się dramat. A dramat ten przykuwa nas tem bardziej, im głębiej pisarz pozwolił nam zapuścić wzrok w środowisko, charaktery i dusze jego aktorów. Pierwsze karty powieści Balzaka czyta się z wysiłkiem, dalsze pochłania się z namiętnością, a opuszcza w końcu z uczuciem żalu i zadumy.
Więcej jeszcze zarzutów spotykało Balzaka jako pisarza w ścisłem znaczeniu słowa, jako władcę stylu, języka. Nie miał on istotnie łatwości pisania. Widzieliśmy, jak za młodu pisze całe tomy anonimowych powieścideł, aby sobie „wyrobić rękę”. I później wciąż pasuje się ze swoim materjałem, ze stylem, jak mało który z pisarzy. Poprawia bez końca w korektach [1], przerabia w następnych wydaniach [2]; nic nie pomaga; styl jego dalekim jest od „klasycznej doskonałości”; bywa ciężki, chropawy, nabrzmiały przesadą, męczący porównaniami. Ale w zamian, kiedy zważymy bogactwo treści, dla której Balzac, nie mając w tem poprzednika, musiał znaleźć nowy wyraz, musiał żłobić w języku nowe drogi, przestaniemy się z nim prawować o słowa. Jak stokrotnie okupuje język Balzaka swoje braki! Jeżeli jest ciężki, to od nadmiaru myśli; jeżeli jest spęczniały, to od natłoku obrazów. Co za olbrzymie rozszerzenie dziedzin, z których pisarz czerpie swoje obrazy, porównania, skróty: od metafizyki do medycyny, od chemji do muzyki, od świata artystów do świata galer. Wszędzie konkretny wyraz w miejsce dawnego klasycznego ogólnika. Prawda, te natłoczone porównania chromają niekiedy, te dziwaczne nieraz obrazy sprowadzają czasem uśmiech („motylek Cesarstwa runął całym ciężarem”, etc.), ale w zamian cóż za nasilenie, cóż za „gęstość” życia, szerokość horyzontów! Niema chyba pisarza, któryby jednem zdaniem umiał rozpiąć tak rozległe perspektywy, zestawić i powiązać rzeczy napozór tak odległe, zapłodnić myśl, ukazać nieoczekiwane związki. Kto nawykł do obcowania z Balzakiem, temu to balzakowskie spojrzenie na rzeczy wchodzi w krew, w nałóg, nie umie już patrzeć inaczej. Balzac oddziałał nietylko na późniejszą powieść, na teatr; oddziałał wręcz na metody historji (Taine).
Dodajmy, że to urzeczenie powieścią Balzaka, które nas zagarnia i każe zapominać o wszystkich skazach, towarzyszy czytaniu nie wszystkich jego utworów. Mało jest pisarzy, którzyby byli tak nierówni. Nietylko poszczególne utwory Balzaka różnią się od siebie charakterem i wartością, ale i w jednej i tej samej książce możemy nieraz wyróżnić elementy z bardzo różnego kruszcu.
Wiele na to składało się przyczyn. Raz, ogrom pracy, który sobie nałożył. Pisarz może, gdy go ożywia wielki cel, zmusić się do ciągłej pracy, ale siła twórcza nie zawsze wydoła tej produkcji. Mimo sztucznych jej podniecań przychodzą momenty osłabienia. Taine, w świetnem swojem studjum[3], porównuje umysł Balzaka do olbrzymiego kotła, w którym topią się na aliaż rozmaite rudy i kruszce; otóż, nie zawsze udaje się niezmordowanemu pracownikowi rozpalić dość silny ogień, wymagany dla tego procesu; niekiedy płomień słabnie, a wówczas surowe lub nawpół tylko przetworzone kawały kruszców szpecą jednolitość odlewu. Jak wspomnieliśmy, w Balzaku zmagał się realista i romantyk; z doskonałego amalgamu tych dwóch cech wypływały najwspanialsze dzieła; ale czasem — i sądzę, że to były momenty znużenia — brał w nim zbytnio górę „romantyk” i to nie najlepszej próby. Jak Molier, który czyścił Francję od rodzaju précieux, sam w niego czasem popada w swoich na prędce kleconych dworskich widowiskach, tak Balzac, który przedstawił swoje wspaniałe pojęcie powieści owym powieścidłom od których roiła się epoka, sam nieraz osuwa się w ich efekty.
I z innego względu zaciężył nad Balzakiem ogrom jego zamiaru. Postanowił dać pełny obraz ludzkości, w jej światłach i cieniach; otóż, o ile element „szatański” ma u niego niezrównaną siłę i plastykę, o tyle element „anielski” bywa nieraz sztucznie wydęty, ciężki i zimny. To wspólny los poetów, że obraz Piekła łacniej im jest kreślić, niż obraz Nieba. Zwłaszcza „szlachetne” kobiety Balzaka są zazwyczaj chybione. Miewa on ciężką rękę, popełnia niedelikatności. Ale, z drugiej strony, czy ich źródłem nie bywa często chęć odsłonięcia sekretów, związków, przedtem leżących w zakresie rzeczy „o których się nie mówi”? Wszak i Rousseau w swoich Wyznaniach drogo okupił pewne śmiałości!
Wreszcie trzeba tu wspomnieć warunki pracy, w którą mięszały się nieraz pobudki dość mięszanej natury. Oto, jak Balzac tłómaczy pani Hańskiej powstanie jednej ze swych nowel:
„Musisz przeklinać tego Gaudissarta. Drukarz wziął czcionki, od których skurczył się tekst, i trzeba było, dla dopełnienia tomu, zaimprowizować to w jedną noc, moje kochanie, a to jest ośmdziesiąt stronic, jeśli łaska!”
Ten pośpiech pod naporem terminów, zobowiązań, zaliczek, raz po raz wyraża się we własnych zwierzeniach Balzaka. Aby wykroić tom który ma dostarczyć, robi czasem dziwne operacje. Mocno podejrzewam, że tych kilka krwawych opowiadań, które ni z tego ni z owego spęczniły środek Muzy z zaścianka, znalazły się tam w ten sposób, że Balzac wsunął dość bezceremjonalnie jakiś materjał, który skądinąd miał w biurku, aby powiększyć ten mały, ale esencjonalny tomik do przyrzeczonych księgarzowi rozmiarów?
Zaznaczyłem parokrotnie, iż dzieło Balzaka trzeba uważać jako całość; wówczas dopiero nabiorą właściwej proporcji szczegóły. Otóż, w związku z tem nasuwa się pytanie, jak czytać Balzaka, aby się rozeznać w tym lesie Komedji ludzkiej. Faktem jest, że im więcej go ktoś czyta, tem więcej przywiązuje się do tej lektury; a kiedy dojdzie do końca, tem chętniej zaczyna go czytać na nowo z nowem już zrozumieniem każdego szczegółu. Ważnem jest tedy, od czego zacznie, „na co trafi”. Pod tym względem, jak już wspomniałem, najgorsze usługi oddaje owa słynna Kobieta trzydziestoletnia, za którą wiele osób, znęconych tytułem i rozgłosem książki, chwyta najpierw, doznając wielkiego zawodu.
Jak tedy należy czytać Komedję ludzką i jaką drogę obrać przy jej wydawaniu? To ostatnie zwłaszcza pytanie nie jest zbyt łatwe do rozstrzygnięcia. Poszczególne utwory Komedji ludzkiej pozostają do siebie w rozmaitym stosunku. Niektóre są związane najściślej, nieomal jak tomy jednej powieści; inne znowuż wiążą się tylko jedną lub kilkoma z osób działających i ogólnym duchem wspólności. Przytoczony powyżej podział na grupy nie ma dla czytelnika praktycznego znaczenia: możnaby go zachować, ale wtedy gdyby się całość wydawało naraz. Porządek chronologiczny powstawania pojedynczych powieści również mijałby się z celem. Najwłaściwszem byłoby zachować porządek chronologiczny samej akcji Komedji ludzkiej; ale i to nie jest tak proste, gdyż nieraz akcja jednej powieści obejmuje przeciąg kilkunastu lat i styka się z kilkoma innemi tomami. Przytem pewną ilość tomów Balzaka wydałem już poprzednio[4], i te stopniowo wejdą w to zbiorowe wydanie. Po namyśle uznałem za najwłaściwsze wydawać pojedyńcze tomy w luźnym porządku, objaśniając przy każdym tomie ścisły lub luźny stosunek wiążący go z resztą.




  1. Korekty te miały ogromne znaczenie dla twórczości i dla właściwości stylowych Balzaka. To, co oddawał za pierwszym razem do druku, to był ledwie szkic; poprawiając korektę dopisywał wyrazy, zdania, ustępy, stronice i znów oddawał do drukarni; w następnej korekcie toż samo, i tak po kilka razy. Korektę każdej stronicy oddawano mu na wielkim arkuszu papieru, który wracał zarysowany dopiskami, strzałkami, odsyłaczami we wszystkich kierunkach.
  2. „...Pracuję ośmnaście godzin na dobę. Zauważyłem błędy stylu, które szpecą Jaszczura, poprawiam go aby był bez skazy, ale, po dwóch miesiącach pracy, po wydrukowaniu nowego wydania, spostrzegam jeszcze setki błędów...
    „Toż samo z Szuanami. Napisałem ich w całości na nowo, i to drugie wydanie, które ma się ukazać, ma jeszcze wiele skaz.”
    „...Po trzech miesiącach pracy, przerabiam Ludwika Lambert. Wczoraj, przyjaciel, jeden z tych którzy nie kłamią, którzy mówią nam prawdę, przyszedł do mnie i przestudjowaliśmy moje dzieło... Wykazał mi tysiąc błędów. Wieczorem, sam płakałem z rozpaczy i wściekłości, które ogarniają, kiedy, po takim ogromie pracy, spostrzega się swoje błędy. — Zabieram się do roboty i za miesiąc lub dwa wypuszczę w świat Ludwika Lambert poprawionego...” (List do pani Hańskiej).
  3. Nouveaux essais de critique et d’histoire.
  4. Powieści Balzaka, które wydałem dotąd, najlepiej czytać jest w następującym porządku:Cezar Birotteau, Ojciec Goriot, Dwaj poeci, Stracone złudzenia, Cierpienia wynalazcy, Blaski i nędze życia kurtyzany, Ostatnie wcielenie Vautrina. Ostatnich sześć powieści łączy się z sobą najściślej. Kawalerskie gospodarstwo, Córka Ewy, Muza z zaścianka stykają się z tamtym łańcuchem licznemi odnogami. Natomiast Fizjologja małżeństwa i Małe niedole pożycia małżeńskiego, włączone przez Balzaka do Komedji ludzkiej jako „Studja analityczne”, są napisane niejako na marginesie całości.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.