>>> Dane tekstu >>>
Autor Angelo de Gubernatis
Tytuł Maja
Podtytuł misteryum dramatyczne z szeregu dramatów indyjskich wyjęte
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1876
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Władysław Tarnowski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


MAJA,
MISTERYUM DRAMATYCZNE,
z szeregu dramatów indyjskich wyjęte
przez
ANGELA DE GUBERNATIS.

PRZEKŁAD
Władysława hr. Tarnowskiego.
separator poziomy
LWÓW.
Nakładem księgarni
GUBRYNOWICZA I SCHMIDTA.
1876.
Z drukarni K. Pillera.

Słowo autora.

Raczej pomysł, niż przedmiot niniejszy, ma źródło swoje w legendzie „Sunaseppa”, zawartej w całości Aitareya Brâhamana, której (to dla ciekawszych czytelników) jest dwie wersye w angielskim przekładzie; jedna Maksa Müllera, druga Hauga, w niemieckim zaś Rotha.
Harricandra (t. j. Jasnowłosy, od hari, dla złagodzenia brzmień zestrojone na ari) ślubował syna swego, Rohita (rudowłosego, tj. Rudira, którego nazwiemy Rudir), dać na ofiarę królewskiemu bożyszczu Waruna. Nie mogąc jednak przemódz na sobie zabójstwa własnego dziecka, Hari kupuje od nędzarza Agigarta syna jego, imieniem Sunaseppa (w dosłownem znaczeniu: rózga ognista). Sunaseppa zaś, mając być zgładzonym ojcowską ręką, błaga pomocy wszystkich bóstw przewodnich kolejno, ale daremnie. Wreszcie ku Zorzy zwraca głos błagalny. Ta pod imieniem Maji (czyli złudzenia) wprowadzona, staje się jego niespodziewaną wybawczynią.
Myt walki światła i nocy jest tu oczywistym. Rózga ognista czyli Sunaseppa jest słońcem, w ciągu nocy skrępowanem. Zespoliłem następnie myt ten z legendą o bracie bogatym i ubogim, w Agigarty zaś postaci zdało mi się odczuć prastary kształt, wiele wcześniejszy od typu uklasycznionego kupca weneckiego Szekspira. Scena tegoczesna, inna zupełnie od tej, na której pojawiały się w średnich wiekach najzawilsze tajemnice chrześcijańskie, wątpimy, aby przyjęła ten prastary myt aryjski. – „Bogów nieba zwykliśmy dziś zastępować bałwanami ziemi”. Niech więc nie będzie dziwnem, że wolimy olbrzymie i dramatyczności pełne typy starożytne. Te w pierwowzorze swoim bliższe myśli naszej, bo bliższe natury.



SŁYNNEMU
ANDRZEJOWI MAFFEI,
który do mowy Danta i Petrarki przydał śpiewy Miltona, Moora, Byrona, Gessnera, Schillera i Goethego, poświęcam tę ostatnią, a zamierzchłą powieść z najprzedniejszych harmonii narzecza aryjskiego.
Autor.
Od tłumacza
do Cordelii i Ercolina.

Widziałem dwa pączki róży rozkwitłe nad Arnem, rozmodlone ku słońcu, które z liców ich zcałowało perły zorzy porannej. Piękniejszymi wydawały mi się dziecinne, jasnowłose główki wasze otoczone miłością rodzicielską. Dziś dzieciom — na kiedyś, gdy dojrzejecie, by opromienić sędziwość ojca i z innymi uwieńczyć skroń jego pochyloną od pracy wieńcem zasługi, poświęcam ten przekład niegodny pierwowzoru. Wtedy — wspomnijcie i wędrownego artystę, którego słuchaliście czasem, który nieraz zasiadał przy gościnnem ognisku waszem, gdy utwory jego grywała wasza matka, co samotny i w chwilach ciemniejszych życia, często doznawał pociechy i zachęty... wśród obcych, przy sercu szlachetnem waszego ojca. Oby te odbiły się tęczą tysiącznych błogosławieństw na życiu waszem. Ty Cordelio skłaniaj głowę przed ideałem, jak róża, którą kołysze wiew poranku, a ty mały Ercolino noszący imię Manzoniego (Alessandro), bądź Ercolem w twej pięknej i szczęśliwej Ojczyźnie. Ty zaś przyjazny mój Angelo wspomnij na słowa prastare a wiecznie młode:

„Victrix causa placuit Diis.
Res victa: Catoni!”[1]

Wróblewice w Lipcu 1875



Osoby:

Ari (Hari), namiestnik Waruny.
Rudir (Rudira), syn jego.[2]
Agigarta, brat Arego.
Sunaseppa, syn Agigarty.
Maja (Maya)[3], córka króla Waruny.[4]
Dwaj bracia bliźni.[5]
Taksaka, król wężów piekielnych.[6]
Yama, bóstwo śmierci.[7]


(W głębi sceny olbrzymie szczyty pasma Himalaja, ponad niem stopniami w półcieniu i półświetle dzierżganemi, wiedzie droga ku szczytowi Meru, na którym w cieniach i światłach naprzemian upowite, wznosi się zamczysko króla Waruny. Na szczytach i stopniach gór osiada zmrok nocy – cisza. Nad szczytem zamku królewskiego kruk usiada. – Z jaskini górskiej, podziemnej, wychodzi Rudir, odziany ciemno-czerwono, włosy i broda rude, ogniste; cała jego postać ma coś złowrogiego. Rozgląda się podejrzliwie i mówi:)
RUDIR.

Stary król kona – już po raz trzeci
Kruk żałobnemi wróżby zakrakał.

(Dwóch braci bliźniąt, w szarych czapkach, przesuwa się szybko i cicho. Wchodzą do zamku.)

Oto bliźniaki![8]
Zda się, nie mylę, z dalekich siedzib
Wschodu ich wezwał zwiastun śmiertelny.
Kruk, na te skały. Spiesz, o królu nocy!
Taksaka! straszną masz mą obietnicę!
Tobiem ślubował, twemu piekielnemu
Duchowi siebie i potomstwo moje
I państwo całe poświęcić – na zawsze! –
Jeżeli życie mi i tron Waruny,
Nienawistnego zwierzchnika mojego,
Dziś jedynego oddasz prześladowcy.
I tak zbyt długo – a jak go nie cierpię! –

Czołga się w łożu komnat złotogłowych
Mój współzawodnik stary! A więc żygnij
Z płomienistego ozora truciznę,
I tchem morowym twej potwornej piersi
Tchnij!... zniszcz tyrana spróchniałego ciało!

(Król węży, Taksaka, pełzając wychodzi z nory pod zamkiem i czołga się do jaskini, z której wyszedł Rudir, przesłonięty i otoczony mrokiem nocnym.)

Co ci jest? jakąż przynaglony zgrozą
Spełnisz raz moje odwieczne zaklęcie?

(Maja, córka Waruny, schodzi z zamku w śnieżnej szacie, niosąc srebrny dzbanek.)

Co widzę?... oto stopami sarneczki
Zwinna, wśród mroku, królewska dziewica...

(Maja zbliża się stopniami na plac pod zamkiem.)

Gdzie drobną nóżką bieży Maja?

MAJA.

Ktoś ty, co po imieniu wołasz?

RUDIR.

Rudir jestem.
Czemu zadrżałaś?

MAJA.

Widziałam mego królewskiego ojca,
Jak zbladł śmiertelnie, gdy wyrzekł to imię.

(Krótkie milczenie. Rudir siada, słuchając ciekawie.)

Ari, namiestnik, stał przy jego łożu
Złotem przed chwilą, ja zaś u nóg ojca
Siedząc, z mej cytry harmonie wesołe
Brzękałam pełna dziewczęcej swobody...
W tem król się zrywa, jak od jadu węża.
Zawrócił oczy i zawołał: „Ari!

Ty mię podszedłeś w życiu po raz wtóry!
Teraz to widzę. Gdzie syn twój? gdzie Rudir?”

RUDIR.

Cóż Ari na to?

MAJA.

Waruna grzmiał silniej:
„Ari, tyś przysiągł mi krew twego syna,
O którym znaną ci jest przepowiednia,
Że mojej śmierci stanie się powodem!
Pamiętasz dzień ten?” – „O! nie byłem jeszcze
Ojcem!” – wyjęknął Ari. – „Ha! przemądry! –
Ryczał król w złości – masz wymówki bogów!
Przecz jako głupiec kląłeś się na rzeczy,
Których nie było jeszcze? Gdy się zrodził
On nienawistny Rudir, to ze łzami
Lamentem wyjąc, w serceś mi kołatał,
Bym się zlitował nad dziecinnym wiekiem,
Nad niewinnością, co szkodzić niezdolna...
Później z tem większąś prawił przebiegłością
Kłamstwa rozliczne, ażeś nie wymodlił
Ujrzenia pierwszych dziecięcia uśmiechów;
Potem słów pierwszych łaknąłeś napieścić
Słodką melodyą twe ojcowskie uszy,
Następnie nauk sławiłeś postępy...
Jam czekał ciągle, lecz twa rodzicielska
Miłość się w coraz nowe stroi złudy,
Ty zaś nietylkoś chytrze ostrzegł chłopca,
Aby odemnie stronił, ale nawet
W władaniu bronią Yamy go śmiertelną
Wyćwiczyć śmiałeś, wiem to, pokryjomu...
Wreszcie, niechybny dzień był oznaczony,
Dzień tej ofiary... właśnie dzień dzisiejszy!”

RUDIR.

A dalej?

MAJA.

„Śmierci by ujść – król zawołał –
Ponieważ nowe pokolenie zwykło
Czyhać na starsze, więc je wykorzenić!
W jeden się akord nigdy nie ożenią:
Miłość, nienawiść! Światło mrze od cienia,
Gdzie Rudir wstanie, musi paść Waruna!”

RUDIR.

I oto wstaję...

MAJA.

Jako dąb wśród burzy
Trząsł się król stary, pienił i bełkotał
W gniewie gorączki ledwie zrozumiale:
„Zapal ofiarny płomień! oto Yamy
Czuję już dreszcze, jego państw zwiastuny;
Już... w koło zda się czuję śmierci władzę...
Niech mię Rudir zastąpi!...” Tu król zamilkł,
A w tejże chwili trzykroć się odezwał
Złowrogi zwiastun śmierci, czarnopióry...
Tu się odważył znów przemówić Ari:
„Bądź miłościwy! upewniam, że wina
Nie moja, panie! Nie patrz z taką grozą.
Nie złorzecz... ważna blizką jest godzina;
Raz mię pacholę prosiło serdecznie,
Bym mu na łowy nie bronił, jelenia
Dzikiego tropić. Jakże słodkiej prośbie
Odmówić miałem? tyle miał w tem szczęścia!
Jam go sam zbroił, jam go błogosławił
I do powrotu szybkiego znaglałem
Raczej mą skargą, niźli mym rozkazem.

I tak widziałem, jak Rudir do lasów
Przywykał, błądził i przepadał w kniejach;
Już przywdzianego widziałem skórami
Najdzikszych zwierząt, jak gdyby pochodził
Z dzikich lasów i pustyń królestwa,
Zkąd niemal na świat nie ma już powrotu!“
„Kłamiesz i srodze wyjdziesz na tem! – wołał
Wściekłością zdjęty król już ostateczną –
Do mego zamku przywlec mi Rudira,
A ty pamiętaj, niebaczny dozorco!
Młodzieniec, który ujdzie mojej ręki,
Ciebie też zgładzi... złe się samo pleni,
Jeźli zwycięży, wraz ze mną upada,
Kto nie odwróci tego ciosu – biada!“
O, biada! Ari twarz swą ukrył w dłonie,
A król już zamilkł... oczy obłąkane
Ku drzwiom wciąż zwracał. Z trzaskiem się otwarły,
Na progu wzniósł się potwór rozpętany,
W pierścieniach węża skołtuniony cały,
Z paszcz mu ogniste pary wybuchały
I świstem dzikim przerażał. Skurczył się
I jednym rzutem spiętrzony, z szybkością
Gromu przy łożu już stopy królewskie
Pierścieniem zimnym obmotał dokoła,
Czego się dotknie, to wnet powleczone
Zgniłych ślin białkiem. Ja choć niema, drżąca,
Objęłam ojca i zasłaniam silnie
Doń przytulona, weń przelana cała,
By go przenigdy, chyba ze mną zabił!
Ustami w zimne usta tchnęłam życie,
Ale napróżno... już on gość piekielny
Ramiona ściska ojca – o boleści!

Ha! już spiczasty, poplamiony ozór
Do dnia rozkoszy mej, dnia wesołości
Przymieszał czarną truciznę żałoby!...
W tem, błyskawicą dwóch młodzieńców bieży
Nieznanych; obaj akordem krzyknęli,
Jako dwa miecze na lutni: „Taksaka!
Nie rusz!...“ Gdy jeden wołał, chwycił wtóry
Zwoje potworu grube, złotołuskie,
I tak potężnie w biały miąsz podgardla
Grzązł mu prawicą i strząsnął kłębami,
Że wąż zaryczał głucho, strząsnął łuski
I czarnym stworem stacza się ze schodów.
A wrzeszcząc, z głuchym grzechotem przepada.

RUDIR (zimno).

Zawsze bliźnięta niweczyli dzieła
Yamy, gdzie mogli; a ty, o urocza
Pielgrzymko mroku i cudnej jutrzenki,
Gdzie zamyślona idziesz?

MAJA.

By Warunie
Ulżyć... nie może po węża uścisku
Wolno odetchnąć – szukam źródła życia.

RUDIR.

A śmierć napotkasz, gdy pójdziesz bezemnie,
Bo tego źródła ja nawspół z Taksaką
Strzegę. Ni kroplę wody nieśmiertelnej
Tu nie dobędzie człowiek ni bóg żaden,
Dokąd ja stróżem! Na co, o dziewczyno!
Niepodobieństwo trudy daremnymi
Ścigać? Zważ tylko: na co stare drzewo
Z rdzenią spróchniałą otaczać kwiatami?
Ożywczych dreszczów sprzyjające zdroje

Pruchnu, w istocie na nic się nie zdadzą.
Ni akwilonu wiosenne podmuchy
Tam nie rozbudzą zamarłego życia;
Pokoju daj dostąpić podeszłemu.
Że niedołęgą bywa człowiek czasem,
Nie nasze dzieło. Chodź, dzieweczko moja.
Chodź, pokochajmy się.

MAJA.

O, źle ty kochasz.
Kiedy snać śmierci wzywasz na tę lubą
Głowę mojego rodzica. Idź sobie!

RUDIR.

Dlaczego oczy odwracasz spuszczone?
Człowiek swą drogą idzie, kędy sam chce,
A odwróconem z niechęcią obliczem
Nie zdoła muszce przeszkodzić, w eterach
Płynącej, aby nie wpadła do oka
Jego druhowi, gdy jej tak znaczono.

MAJA.

Takiego? nigdy kochać bym nie mogła!

RUDIR.

Wyznaj dziecinna Majo, że miłości
Nie znasz. Wszak miłość w dwojgu podzielona.
W jedność się stapia i tak boską całość
Tworzy na świecie.

MAJA.

Dziwne to uczucie.
Gdy tak rozległe przestwory jednoczy
W tak małem kole. Więc jeżeli taką
Miłością tylko płoniesz, jak mi mówisz,
To kochaj mię, a będę ci wzajemna.

RUDIR.

Owszem.

MAJA.

Niech źródło tajemnicy życia
Mię tu pouczy.

RUDIR.

W tem źródle – śmierć moja!

MAJA.

A moja miłość!

RUDIR.

Nocna ma samotność
Tęskna, namiętna, czy cię nie zasili?

MAJA.

Nie kuś mię... kocham światło!
Ale ze mną

RUDIR.

W cienie zejść musisz.

MAJA.

Nigdy!

RUDIR. (woła.)

Powstawajcie!
Cienie!

MAJA.

Kogo ty nawołujesz? biada!
Niech mię ze wszystkich stron tak nie nachodzą.
Niech mi nie brudzą szaty swoim zmrokiem!
Ach! czuję ucisk zimny, a tak wstrętny..
Piekielny węży uścisk... o, pomocy!

(Wpada młodzian Sunaseppa w szacie krwawej żebraka.)
SUNASEPPA.

Ja cię wyzwolę!

(W chwili wystąpienia Sunaseppy, pierzchają cienie, których kołem zdradnie otoczył Rudir Maję. Ta uchodzi do zamku króla Waruny. Sunaseppa i Rudir pozostają sami. Chwila milczenia.)
RUDIR.

Więc bój?

SUNASEPPA.

Pokój, jeśli wola.

RUDIR.

Nie! bój i przebój!

SUNASEPPA.

Dobrze, jam gotowy.

RUDIR.

Nie o tej chwili; czekam danej pory.
Jesteśmy obaj wyzwani – więc baczność!

(Sunaseppa odchodzi.)
RUDIR (sam).

Zacnego stryja mego Agigarty
Plemię, kamienie tak mi w drogę miota.
Ma szaty dziada, a królewska duma
Z jego ubóstwem wieczyście się kuma;
Tron jego wzrość ma z ciemnego przybytku,
Do poszukiwań drogą niebezpieczną
Ukrytych skarbów, dzielny przedsiębiorca...
Prócz Agigarty, któż mię może podejść?
Z jednego ojca, Ari, Agigarta,
Bliźnięta różnych losów przeznaczeniem,
Jeden wziął nędzę potworną w udziale,
Drugi dostatki. A ja, syn Arego,
W ten dzień urodzon, co i Sunaseppa,
Syn Agigarty – horoskop był taki:

„Mnie skarby świata, jemu panowanie”.
Ależ ten żebrak miałby państwem władać?
Dosięgniem tronu stopni! Oto schodzi
Ari mój, starzec blady, drżący cały...

(Ari, żółto odziany, schodzi zwolna z góry i zbliża się do syna.)

Podobny ogniu spalonego drzewa,
Albo światełku lampy, co się nagle
Opiwszy zbytnio oliwy, jaśnieje
I gaśnie – cóż ztąd?

(Ari bliżej.)

Ojcze mój! o Ari!
Dlaczego taki wracasz skłopotany,
Taki pochmurny i cały wzruszony?

ARI.

Rudir! wiesz, z jaką pieczołowitością
Dni twoich strzegłem, jak strasznej przysięgi
Spełnieniu, którąm dać musiał Warunie,
Chytrzem zabiegał...

RUDIR.

Nie ja to przysiągłem!
Jakaż ma wina, dziecięcia być mogła,
Byś okrutniku na zgubę synowi
Przysiągł?

ARI.

Kiedy przysiągłem Warunie
(Co mię ocalił raz z przemocy smoka)
Dać mu, co pierwsze spotka pod mym dachem,
Nie spodziewałem się być twoim ojcem.
Przyrzekłem... lata upływały długie,
Zanim powtórnie zapragnął spełnienia...
Płynęły lata, a ty oczom moim

I sercu memu coraz droższym byłeś.
Lecz jeśli dalej pogwałcę me śluby,
Jeśli je spóźnię, umrze król Waruna.

RUDIR.

Tak mu znaczono.

ARI.

Synu, umrę z królem!

RUDIR.

A, to mi przykro.

ARI.

Przykro... i nic więcej?

RUDIR.

Iście, niemiło...

ARI.

O, tyś mię nie kochał!

RUDIR.

Jako syn dobry, winienem żałować.
Jak człowiek, wyznam, że mi nie żal wcale.

ARI.

Nieludzki! synu okrutny!

RUDIR.

Na świecie
Naszym tu, nie ma nic wiekuistego,
Tą samą drogą dwa razy nie toczy
Fortuna koła swego dla nas; po dniu
Noc tu zapada, po nocy dzień wschodzi.
Jam nie z tych, co nocy wieczystej panami.
Kto zmartwiał, ginie, a kto snu brzemieniu
Uległ, śpi. Jam nie martwy, ani jeszcze
Snu mi brzemiona nie zwisły u powiek;

Wesół jam sobie, młodzian pełen życia,
I życia użyć chcę, dopóki moje...
Nie bierz go, skoro raz mi one dałeś.

ARI.

Niewdzięczny!

RUDIR.

Czemu?

ARI.

Bom cię kochał.

RUDIR

Iście!
Piękna mi korzyść z tego ukochania!
Jeśli mię kochasz więcej niż Warunę,
Niech cię nie razi, żem dlań umrzeć nierad.

ARI.

Tylko młodzieńca krew świeżo przelana
Może żółć starca w śmiertelnej chorobie
Tej ułagodzić. Ja i król Waruna
Jednakim losu złączeni wyrokiem,
Ta krew nam tylko może wrócić życie.

RUDIR.

Czy dobrześ wyrzekł? tylko krew młodzieńca?
Więc nie o moją wyłącznie tu chodzi?

ARI.

Cóż to za żarty?

RUDIR.

Wszak młodzieńców nie brak!

ARI.

Lecz krew szlachetna, dzielna, nie pokątnych.
W niewoli zgniłych, lub zrodzonych w biedzie;
A któryż z możnych władców tego państwa
Oddałby syna?

RUDIR.

A ty mię oddałeś!
Więc słuchaj: znam ja człeka, co nas godzien,
Co w nędzy jęczy, w nędzy ciężkiej, strasznej,
A ma jednego syna...

ARI.

Milcz Rudirze!
Zaż nie wiesz, że mi Agigarta bratem?
Że mi bratankiem Sunaseppa?

RUDIR.

A ja?
Ja tylko synem.

ARI.

Dość!... Jakże go skłonię?
Jak ten haniebny układ mam rozpocząć?
Jak go pozyskam?... Ach! wszak on pamięta
Przekory nasze, wszystkie nasze złości
I krzywdy straszne, któremi bogaty!...
A nienawiścią ku nam, jego nędza
Swą chudość pasie... Ha! dzień zapisany,
Dzień ten obmierzły, w którym jego zemsta
Zejdzie i plonem krwawym nam odpłaci!

RUDIR.

Ba! tak subtelnie głód nie rozumuje,
Gdy go nakarmisz, głuchy jego lament
Przejdzie i miejsca ustąpi milczeniu.
Skałami temi schodzi co wieczora
Do stóp barłogów zacny stryj dobrodziej,
Coś pomrukując sobie, na spoczynek.
Więc go zatrzymaj, zagadnij przyjaźniej,
Niż zwykłeś czynić – a handelek składny
Wszczynaj pomału i wahaj się długo,

Tak długo prawie, jak była ta nędza,
Co chude żebra mu powygryzała.

ARI.

Czuję tu jakieś jak zapowietrzone
Tchnienie; krok krótki to i przyspieszony.
Jako głodnego zwierza...

RUDIR.

On! nadchodzi!

(Stary żebrak Agigarta, w czerwonym, złachmanionym płaszczu, zbliża się szybko, widocznie wynędzniały latami wielkiego cierpienia, mruczy pod nosem niezrozumiałe wyrazy.)
ARI (woła).

Hola, braciszku! bracie ukochany!

AGIGARTA (staje, nie oglądając się, kto woła, i mruczy sam do siebie).

Ja nie mam braci!... raz miałem jednego,
Ten był zły... Umarł dla mnie... niech go Yama
W piekielnym państwie nadto nie udręcza!

ARI. (do Rudira).

Oto masz przykład, że i głód ma pamięć.

(Do Agigarty.)

Ari zbolały, chce wejść w układ z tobą,
Stój, stój, wysłuchaj mię, o Agigarto!
Zacny mój bracie!

AGIGARTA.

Czyj głos tak łagodny?
Głos to Arego, zaiste, lecz dawno
Od łagodności takiej już odwykłem.

(Nie oglądając się nawet.)

Czego chcesz? spiesz się, syn mój Sunaseppa
Mię oczekuje.

ARI (do Rudira).

Synu, nie mam serca
Rzecz tę rozpocząć...Zbliż się Agigarto.
By krótko orzec: chcę wejść w układ z tobą;
Zabądź win moich – oto żal mi szczerze,
Żem ci był przykry... przebacz, proszę, przebacz!

AGIGARTA (do siebie).

Po tych goryczach, zda się ten miód słodki
Zbyt podejrzany. Zacny brat mój Ari
Zapewne złości swoje tylko w zręczność,
Która się łasi, chce przyodziać chytrze.

ARI.

Co pomrukujesz? co myślisz? mów jasno.

AGIGARTA.

Bracie mój, przecz mi nowe stawisz sidła?
Jakież mi jeszcze gotujesz zgryzoty?
Wziąłeś mi wszystko, a jam niezawisły,
Więc handlu nie trza, ani podejrzewać
Już nie ma o co, skoro już nic nie mam.

ARI.

Myślę ci oddać, co twoje.

AGIGARTA (złośliwie).

To zacnie!

ARI.

Ale o jedną łaskę chcę cię błagać...

AGIGARTA.

Czy ci się jeszcze zdaję tak bogatym,
Że łaski mogę bogaczom wyświadczać?
Patrz na koleje życia i fortuny...

Jeszcze zgryzota, co po twardej drodze
Chadzać świadoma, przybrana w łachmany,
Może napotkać dzień swój... losu zmianę...
Jakiegoż cudu żebrak byłbym zdolny,
Bym nim od ciebie część moją wydartą
Miał znów odzyskać?

ARI.

Wszak jesteś ubogi,
Wszak nie masz innej troski, jak łagodzić
Głód twego syna Sunaseppy; a więc
Więcej zgryzoty, niż radości z syna.
Nieszczęsne chłopię co dnia twoje oczy
Bodzie swą nędzą, a ojcowska czułość
Wzrasta z dniem każdym, a ta troska długa,
Tak długa, że ją tylko śmierć zakończy,
Ta troska sercu twemu jest straszliwą!

AGIGARTA.

Cóż dalej? czuły nędzy mej malarzu!

ARI.

Ofiara z człeka – oto rzecz konieczna,
Której potrzeba, by króla przy życiu
Utrzymać – króla, dobrego Warunę.
Wszak gdy na wojnę idą nasze syny,
Za sprawę króla giną tysiącami.
I ta krew właśnie, przelana, tysięcy,
Daje królowi sen tem łagodniejszy,
I milej jego kołysze marzenia.
Owoż dla życia królewskiej osoby,
Krew pacholęcia, szlachetna, niezbędna!
Ja, jako bliższy królewskiej osoby,
Miałem poświęcić mojego Rudira,
Ale on nazbyt życie kocha... młody!

I taki piękny! a taki bogaty!...
Więc korniem czynił panu tę ofiarę,
Alem pomyślał, bracie, o twej nędzy,
I litość zdjęła mię nad tobą wielka.
Ulżyć ci pragnę zgryzoty ojcowskiej,
Wszak Sunaseppie nędza tu znaczona!
Na zawsze droga do zaszczytów, sławy,
Bogactw, zaparta przed nim. Jeśli padnie
Dla swego króla, chwała wiekuista
Z jego się wielkiem zespoli imieniem,
A bogactw złoty zdrój na ciebie spłynie.
A więc mi powiedz, za jakąbyś cenę
Pacholę twoje oddał na ofiarę?

AGIGARTA (łkając żałośnie).

Za jaką cenę syna?

ARI.

Za rozsądną
I za przystępną, tak ci się spodziewam.

AGIGARTA (po chwili milczenia, wzgardliwie).

Gdy ci się moja krew nikczemną zdaje,
Ari, mój bracie, zrobimy umowę:
Trzecią część skarbów dasz mi.

RUDIR.

Niepodobna!

ARI.

Zaiste, cena wysoka na dziada.

AGIGARTA.

Sądzisz, że los mój nie wart kafla z pieca?

RUDIR.

Podła to chciwość!

ARI.

Zkąd ta nagła chętka

Zostać bogaczem? Zaiste, bezprawiem
Jest w handlu przy tak niesumiennej cenie
Obstawać.

AGIGARTA.

Tybyś powinien być kupcem
Nieco oględnym; ja nieukiem jestem,
A więc mi wybacz, nie mam z tobą sprawy,
Boby mi naprzód trza ciebie zapytać,
Po jakich cenach ojcowie powinni
Przedawać synów? Żaden nie powiedział
Mi, czy jedyny syn opuszczonego,
Smutnego starca, wart szelążek więcej,
Niż zwykli dawać rzeźnicy? Zamało
Świadomy jestem prawa, a więc przystań.

ARI.

Wierz mi, że cena ta jest niepodobną.

AGIGARTA.

Wierzę, lecz dasz mi to, czego zażąda
Zachcianka serca ojcowskiego; dasz mi
Trzecią część skarbów?

RUDIR.

Szóstą!

ARI.

Piątą! Czwartą!
Miejmy nad nędzą litość, mój Rudirze!

AGIGARTA.

Ty Sunaseppę zgładzisz mi...

ARI.

Za czwartą!

AGIGARTA.

Za trzecią, mówię, tak, a nieinaczej.

ARI.

Ależ odchodzisz od zmysłów, mój bracie!

GŁOS SUNASEPPY.

Ojcze mój!

RUDIR.

To on biegnie!

AGIGARTA.

Sunaseppo!

ARI.

Wstrzymaj się chwilę, zapłacimy zaraz.

AGIGARTA.

Za trzecią!

ARI.

Z liczbą tą wraz bądź przeklęty!
Z tą ceną płacim haracz Daitijom [9][10]
Piekielnym – płacę przysięgę fatalną!

AGIGARTA.

A ty, o ojcze bogów, straszny Indro,
Tak mi dopomóż!

(Ari i Agigarta podają sobie dłonie.)
SUNASEPPA (wchodząc).

Tatulu!

AGIGARTA.

Ach, tem słodkiem mię już mianem
Nie mień!

SUNASEPPA.

O przebóg! co ci jest? czy trud
Zbyteczny siły potargał?

AGIGARTA.

To głód!

SUNASEPPA.

Cierpisz, a stronisz odemnie?

AGIGARTA.

Ciężaru
Życia już odtąd dźwigać niepotrafię!

SUNASEPPA.

Co ci jest?

AGIGARTA.

Ciebie – przedałem za złoto!

SUNASEPPA.

Niewolnik!... czyim mam być niewolnikiem?

AGIGARTA (wskazując Rudira).

Rudira.

SUNASEPPA.

Nędzny!

AGIGARTA.

Nie wyrokuj jeszcze. [11]
Niewiesz o losie, coć czeka w niewoli.

SUNASEPPA.

A cóż jest gorsze od niewoli samej?

RUDIR.

Nie z róż, nimfeów będzie upleciony
Bicz, co ma chłostać pyszne twoje biodra!
Będziesz szczęśliwym, bo mej nienawiści
I oczom moim ujdziesz w krótkim czasie
Przez wielki płomień; ja sam rusztowanie
Podpalę! dziką radością szalony!..

SUNASEPPA.

Nie! spłonę, myśląc, jeżeli zwyciężysz,
O losie boskiej Maji, którąś schwytał
Chytrze, do podłych chcąc pogwałcić związków.

(Do Agigarty, łkając.)

A więc mam umrzeć?

AGIGARTA (z cierpkim przekąsem).

Może król Waruna
Cały ujść śmierci, gdy taka jak tego
Chłopięcia krew mu ofiarna popłynie! [12]
Oto mój krewny, Rudir, kocha Maję,
Królewską córę, lecz dla swego króla,
Którego córkę kocha, żal mu umrzeć!
Pragnie on użyć miłości w spokoju,
Głód mój umorzyć, a nabyć za złoto
Krew twoją, którą tej samej dziewicy
Chce ofiarować... Lecz ty będziesz kochał,
Jak wielcy tylko zdolni są miłować;
Ty nie masz skarbów, któremibyś olśnił,
Ty, zimnem mięsem rzeźni!... O, mój biedny!
Ty nie masz serca możnych; nie z tej ziemi
Ty jesteś!... ziemia, cokolwiek dla ludzi
Tutaj zrodziła, odmówiła tobie!
Takiemu zaczem żeby żal umierać?
Chyba za łzami żałosnego ojca,
Co tu niedługo po tobie zostanie...
Ale łez oczom biednych mieć niewolno!
Czuć wielkomyślnie, wzniośle, delikatnie,

Nie nam przystało. Nawet boleść sama,
Kiedy nas targa, im jest niepojętą!
Tyś nie nędzarzem zrodzon, nie — nędznikiem
Szlachetnym jesteś, bo sam wróg cię, Ari,
Godnym być uznał królewskiej ofiary,
Tej, co sam Rudir! Lecz nie masz dostatków,
Byś rzekł do niego: Czcigodny stryjaszku,
Dzięki ci! życie wcale mi nie cięży...
A więc mój miły synu Sunaseppo,
Godzieneś umrzeć; umrzeć ci przystało,
Bo nędzę ojca twego ułagodzisz,
Bo Rudir w słodkich snach już się kołysze,
Bo król Waruna, dziś zniedołężniały,
Nowy rdzeń życia, nowych sił nabędzie!
Lecz bohaterstwem się twojem, mój synu,
Raduj i świadom zawsze bądź, że kędy
Wszelaka litość zamiera, gdzie wszelkie
Współczucie staje śmiejącym kamieniem,
A człowiek biedny, aby wznieść się nieco,
Siać musi własnym trupem swoją drogę, —
Dziewicy cudnej obudza się miłość,
Jak źródło, które wśród pustyń przestworza
Spotyka pielgrzym samotny; jak światło,
Co zbłąkanego wywodzi wśród borów;
Jako melodya, serc najdzikszych pani,
Która bezsenność dumną przeaniela
We wniebowzięcia sny pełne zachwytu,
I łzy pociechy z oczu wywołuje...
Więc odsłoń pierś mu młodzieńczą, a czołem
Dziewiczem błyśnij w te ślepia oprawcy!

(Do Ari i Rudira)

Kędyż jest kapłan?

ARI.

Jaki kapłan? Azaż
Nie wiesz, że w nowym obrządku święconych
Nie masz kapłanów?

AGIGARTA.

Kto mi zwiąże syna?
Gdzie stos? kto ogień zechce mu podpalić?

(Rudir wchodzi do jaskini, po chwili wraca, za nim Yama, czarny bóg śmierci, powrozem, którego końca nie widać, pęta nogi Sunaseppy, poczem cofa się do progu jaskini.)
RUDIR (do Agigarty).

Wiąż!

AGIGARTA.

Ja? nie.

ARI (błagalnie).

A więc kto go ma przywiązać?

AGIGARTA.

Ja nie.

ARI.

Czego się lękasz? [13]

AGIGARTA.

Ja? niczego.
Tylko, że spełnić tego nie mam serca.
Tyś nie jest ojcem Sunaseppy, wiąż więc!
Niewinne członki bezbronne do woli
Krępujcie Yamy przeklętym powrozem!

(Ari usiłuje się zbliżyć i cofa, jak siłą niewidzialną odepchnięty.)
ARI.

Nie, nie, nie mogę, za jakąże cenę
Chcesz go przywiązać?

AGIGARTA.

O, o dniu przesławny!
Dniem cię układów zwać trzeba. Ty pomyśl,
Co się w ojcowskiem sercu dzieje, potem
Wymagań zadziw się umiarkowaniem:
Oddasz mi drugą trzecią część twych skarbów.

RUDIR.

Ohydny układ!

AGIGARTA.

Tyś go wszczął, tyś cenił.
Oto sznur leży gotów i bezbronny
Syn mój — wiąż że go.

(Rudir próbuje wiązać sznur, który sam rozwiązuje się w tej chwili. Woła zrozpaczony.)
RUDIR.

Więc Agigarto, przybądź mię zastąpić!
Zrabuj me skarby!

AGIGARTA.

Zrąbcie pień Palassy [14],
Z gałęzi suchych złóżcie stos, tymczasem
Ja muszę moje chłopię sam krępować.

ARI. (do Rudira).

Co począć, Ari? godzina tak blizka!
Biada, jeżeli świt białej jutrzenki
Ofiarę naszą uprzedzi!

(Rudir i Ari widzialni w oddali, rąbią drzewo Palalassa.)
RUDIR (do Arego).

Wielkie są i tajemne Palalassy drzewa
Własności; czemu chce go Agigarta?

ARI.

Bo tem ofiara podpalona drzewem
Odmładnia tego, na czyją zostaje
Cześć dopełnioną.

RUDIR (przelękły)

Król by odmłodniał?

ARI.

Oczywiście.

RUDIR.

Biada!
Więc niedołęgo, po cóż dopomagasz
W tem Agigarcie? raczej wróć mu syna,
A moje skarby dziedziczne mnie oddaj!

ARI.

Nie ma znów takiej, jak sądzisz, potęgi
Drzewo przez siebie; są w niem pewne soki
Mądrości, także piękności symbolem,
I płomień, który odmłodzić ma członki
Starca, być musi oblany posoką
Królewskiej rasy, by zniedołężniałe
Żyły staremu królowi zasilić.

AGIGARTA.

Do mnie, mój synu! mów za mną modlitwy
I błagaj bogów; naprzód wszechwładnego
Yamę, by ulżył ci godzinę śmierci.

(Kiedy Rudir i Ari stos układają, Agigarta krępuje syna powrozem Yamy.)
SUNASEPPA (cicho).

Cześć najwyższemu panu śmierci, Yamie!
I ciebie wzywam, Yamo sprawiedliwy!
Nie zsyłaj wielkich członkom mym boleści,
Dokąd nie zginę w ofierze płomienia;
Ty pierwszy w śmierci, pierwszy w tamtem życiu,
Między szczęśliwych, do ojców mnie wprowadź!
O to cię tylko błagam, bym sie długo,
Konając w strasznych boleściach, nie męczył.

GŁOS YAMY.

Wdzięcznie cię słucham.

AGIGARTA (kładzie na stosie związanego syna).

Oto ofiara, stos gotów, a teraz
Racz pójść użyczyć świętego płomienia.

(Ari odchodzi do zamku.)
SUNASEPPA (modli się dalej cicho).

Ciebie ja wołam o strasznej godzinie,
O boski, straszny ciemnych smoków władco!
Opóźnij na mnie idące potwory,
A członków moich nie męcz, pastwą dziecka.
Błogosławiony pośredniku między
Niebem a ziemią, przyjmij tego ducha
Biednego, który do siedzib niebieskich
Podąża.

(Ari z zamku wraca z łuczywem płonącem; z płomienia słychać głos bóstwa ognia.)
GŁOS.

Indra cię zbawi!

AGIGARTA.

Lecz zaostrz
Żelazo, Rudir.

(Rudir gładzi żelazo topora, którym rąbał gałęzie.)
SUNASEPPA (modli się dalej).

Wielki potęgą, o niebieski władco
Indro! o, ciebie, Indro litościwy,
Błagam; wszak broni złowieszczej tyś Witry
Zniweczył skutek; zmiłuj się nademną
I z ciała mego nie czyń urągania!

GŁOS INDRY Z GÓRY.

Bliźnięta wezwij!

AGIGARTA.

Ogień, stos, żelazo
Czekają; kędyż oprawca?

ARI.

O prędzej!
Bieleją nieba — tnij!

AGIGARTA.

Ja ciąć? ja? ojciec?!
Krew moją ciepłą, żywą i rumianą
Zimnem żelazem rąbać?

ARI.

Czuję zimno
Śmierci, co strasznym dreszczem mię przebiega.
Lubię to życie; żądaj co chcesz — tnij!

RUDIR.

Nie, stryju, dobry stryju, już nie żądaj,
Nie śmiej nic więcej żądać; oddaj topór.
Ja go zasiekę!... Cóż to? moje ramię
Słabnie... nie dźwignę toporu! O, pomóż,
Wesprzyj mię Agigarto! O, powstrzymaj
Me bratobójcze ramię... życie moje

Słabnieje i już uchodzi... nie żądaj
Nadto, mój stryju!

AGIGARTA.

Trzecia część — ostatnią!

ARI.

Masz! bierz!

RUDIR.

Krwi! krwi daj prędzej popłynąć, ty chciwcze!

(Agigarta gotuje się do ofiary.)
SUNASEPPA.

Ty więc, o ojcze?!... was błagam, o bracia!
Wspólnie zrodzeni, miłościwi k'sobie,
Rozwiejcie wszystkie kości i popioły
Moje, a spuśćcie mi szczyptę ambrozyi
Boskiej na zwłoki te nieopłakane,
By nie nadbiegła najeżona hyena,
O kości moje drapać się z szakalem!

(Nagle otwierają się drzwi zamku, w podwojach jego stają bracia bliźni.)
BRACIA BLIŹNI.

Śpiewaj na cześć zorzy!

(Agigarta zapala stos, Sunaseppa kończy modlitwę.)
SUNASEPPA.

Błogosławiona między dziewicami
Nandany, ty bądź, o boska Auroro!
Skłonna bądź, błagam, cudotworna dziewo,
Płomiennym modłom syna Agigarty!
Ty starożytna, a wiecznie młodzieńcza
Odnowicielko świata, uśmiechnięta,
Która twym pląsem precz rozpraszasz cienie,
O! jeden uśmiech boski ust różannych

Daj w tej godzinie umierającemu!
Pociesz... z obłoku zstąp niebieska gwiazdo!

(Płomień stosu wzrasta.)
BRACIA BLIŹNI.

Wezwaną pragnie zostać po imieniu.

SUNASEPPA.

Jakież jej imię? boskie, tak jak ona;
Nie wiem nieszczęsny, czy jasnej dziewicy,
Czy cudów modrych świetlanej arfiarki?
Któreż jej godne? ja znam jedno tylko,
Imię, co kocham nad wszelkie – to Maja!

(Maja schodzi z zamku w świetlanych szatach, z girlandą w ręku, po jej bokach bracia bliźni, wołając:)

Waruna zbawiony!

(Ari pędzi na zamek, który cały zapłonął światłami, Rudir czołga się do swej jaskini, Maja odwiązuje powróz, który Yama ściąga w swą pieczarę. Maja wieńczy Sunaseppę i w objęciu jego śpiewa hymn światła:)

Powstań, powstań słońce moje!
Świat się budzi – świta zorza,
Jasną głowę wznieś – podwoje
Światła pękły! Powstań z morza!...
Umilkł nocny świerszcz na błoni,
A skowroneczek wśród błękitów
Już najrańszą [15] piosnkę dzwoni.
Słońce wstań i wzleć do szczytów!
Mgły rozdarły kwefy białe,
Już jutrzenka tlić zaczyna,

Zbudź się! rozpłoń wszechwspaniałe,
Jako tarcza Bramy syna.
Ze zroszonych run spowicia
Mały dźwiga się baranek,
Woła: matko, czuję ranek!
Spiesz się słońce! iskro życia!
Wstań, o wstań, na rydwan złoty
Wstąp i rozpuść świateł gońce!
W dźwiękach strón, przez ramion sploty,
Ubóstwiamy cię, o słońce!







  1. Przypis własny Wikiźródeł Victrix causa diis placuit, sed victa Catoni (łac.) — bogowie byli po stronie zwycięzcy, ale Kato — po stronie zwyciężonego. Cytat pochodzi z Lukana „Pharsalia” 1, 128; i odnosi się do Katona, który został wierny Pompejuszowi po pokonaniu go przez Cezara.
  2. Przypis własny Wikiźródeł  Rudra, co w sanskrycie znaczy: wyjący lub ryczący – wedyjsko-bramiński bóg burzy i zniszczenia, siejący strach i przerażenie a (także choroby i śmierć) strzelec; ale niosący także powodzenie. Pan zwierząt i opiekun myśliwych. Ojciec Rudrów. W późniejszych czasach utożsamiano Rudrę z Śiwą.
  3. Przypis własny Wikiźródeł  Maja, co w sanskrycie oznacza; czarodziejską siłę, ale też złudzenie lub pozór, złudzenie – wedyjska pierwotna siła albo też czarodziejska moc bogów, stworzona przez Wisznu, a która następnie dała początek całemu światu; w hinduizmie przydomek boskiej matki (Mahadewi, a w siwaizmie Uma, Gauri, Parwati oraz Durga, Kali); w hinduizmie też złudny świat jako przeciwieństwo rzeczywistego świata – Brahmana.
  4. Przypis własny Wikiźródeł  Waruna, co znaczy w sanskrycie wszechogarniający – wedyjski wszechwiedzący bóg nieba i żywiciele świata; wszechwiedzący i wszechwidzący, w bramaiźmie patron prawdy, prawa i porządku, syn Kaśjapy i Aditi, mąż Waruni, Warunani, któremu składa się w ofierze ciemne barany jako bogowi nocnych ciemności; w hinduizmie bóg morza i oceanów, oraz wód lądowych i deszczu, patronujący zachodowi świata, przedstawiany z pętlą i naczyniem z wodą, jego kolorami są biały i niebieski.
  5. Przypis własny Wikiźródeł  Aświnowie, co w sanskrycie znaczy woźnice, lub inaczej Nasatjowie, tzn. z kolei: przybywający z pomocą – w wyznaniach wedyjskich i bramińskich dwaj bogowie-bliźniacy, synowie Wiwaswanta i Saranju, bracia Manu i Jamy. Pojawiają się na porannym niebie w zaprzęgniętym w rumaki złotym wozie. Patronować mieli uprawie roli i hodowli bydła, byli też bogami porannego i wieczornego zmierzchu lub gwiazdy porannej i wieczornej i boskimi lekarzami. Na podobiznach z głowami koni. Podkreśla się ich pewne podobieństwo do Dioskurów: Kastora i Polideukesa vel Castora i Polluksa. Patrz też artykuł w Wikipedii
  6. Przypis własny Wikiźródeł  Taksaka (lub Takszaka), król nagów, ojciec Aswasena, starszy brat Srutasena, (mieszkającego w Mahadjumnie). Takszaka jest wzmiankowany w Mahabharacie, która podaje, że: Ardżuna i Kriszna napadli na las Kandawa pod nieobecność Takszaki, mordując jego żonę, za co ten mścił się zatruwając w przebraniu jedzenie króla Parikszita, (wnuka Ardżuny) i przeszkadzając specjalistom od zatruć z klanu Kasjapa. Potem zamieszkał w mieście nagów, zwanym Takszasila, z którego został wypędzony przez króla Janamejaya, (syna Parikszita). Na wygnaniu miał rabować podróżnych na granicy, (w tym bramina Utanka z ofiarowanych mu przez królową Pauszję kolczyków) za co dalej był ścigany przez króla Janamejaya. Szukał schronienia w królestwie Dewów i ochrony jego władcy, a swego przyjaciela Indry, ale został przez króla Janamejaya schwytany wraz z innymi królami nagów, a uwolniony dzięki braminowi Astice, (synowi bramina i nagini Manasy). Po ich powrocie do Takszasila zapanował pokój. Taksaka (lub Takszaka) w mitologii buddyjskiej jest piątym z ośmiu królów Nagów, ten który miał dać Buddzie sutrę lotosu.
  7. Przypis własny Wikiźródeł  Jama, co znaczy w sanskrycie: opanowanie – wedyjski protoplasta ludzi i pierwszy śmiertelnik, który wszystkim następcom wskazuje drogę do krainy ojców; syn Surjego a brat Jami vel Jamuny; w braminizmie (i do niego też odnosi się też autor) bóg śmierci i czasu, władca krainy umarłych i ich sędzia, syn Wiwaswanta i Saranju, brat Manu i Aświnów, mąż Dhumorny (co znaczy: zasłony dymu, a tyczy tego dymu który unosi się ze stosów ofiarnych). Włada południową stroną świata.
  8. Dioskury indyjskie, też co rzymskie Castor i Pollux, a słowiańskie Lelum i Polelum.
  9. Daitii, piekielne bóstwo indyjskie.
  10. Przypis własny Wikiźródeł Dajtowie – demony, zaliczane do asurów, dzieci Diti i Kaśjapy. Wymieniani są ich królowie: Hiranjakaśipu, (syn Diti, zbuntowany i rozerwany przez Wisznu), i następne pokolenia Prahlada (wzór cnoty, pokonany przez Indrę jej wyłudzeniem), Wirocana, Bali (który dzięki ascezie i bogobojności miał dojść do takiej potęgi, że niebo, ziemia i świat podziemny dostały się pod jego panowanie; z których 2 pierwsze wydarł podstępem Wisznu), itd. Dajtowie odchodzą w razie śmierci do królestwa Waruny, (jak ludzie do królestwa Jamy). Nie mogąc zwyciężyć Rawany, króla Rakszasów, przyłączyli się do niego; Rawana zaś uderzył na królestwo Waruny i zwyciężył go, do czego odwołuje się w tym miejscu autor.
  11. Te spokojne słowa ojca, świadczą że jak każdy, co poświęca najdroższe, czuje niechybną pomoc Indry. Jako oddający rózgę ognistą, najdroższego syna, na ofiarę nocy, aby tęże noc zgładzić, łączy się tu Agigarta z innemi postaciami dawnych podań, z ojcem Ifigeni, Jeftą, ojcem Izaaka itd., najwyższy symbol tego mamy w Jehowy zesłaniu Messyasza dla odkupienia świata.(Przyp. tłómacza.)
  12. Wielka i dramatyczna jest w tej chwili wiara Agigarty w spełnieniu wieszczby, przy urodzeniu syna objawionej. Oddaje go pełen ufności.
  13. Agigarta umyślnie opóźnia ofiarę wiedząc, że lada chwila król skona.
  14. Drzewo, którem w najstarszym wieku Vedów, zwanym Yupâ, podpalano stosy ofiar piękności i mądrości.
  15. Myty starohelleńskie skowronka mieniły starożytniejszym od samego Jowisza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Angelo de Gubernatis i tłumacza: Władysław Tarnowski.