Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki/Xięga II/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki
Część Xięga II
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii


XIĘGA II.

I. Mdłość naprzód, a potem sen, który narzekania moje przerwał, trwał długo. Nie pierwej otworzyłem oczy, aż słońce blaskiem swoim przerażać je zaczęło. Obudziwszy się, żałowałem, iżem ostatni raz oczu nie zamknął. Wracały się nieznacznie osłabione siły; a gdy rozmyślać począłem nad moim teraźniejszym stanem, rozpacz jedyną folgę znajdowała w dobrowolnej śmierci. Byłbym zapewne wykonał samobójstwo, gdyby natychmiast ukorzenione z młodu sentymenta religji nie wstrzymały rąk, już do wykonania dzieła tego gotowych. Przerażony zbytkiem niegodziwej rozpaczy, wzniosłem oczy do nieba. Wtem promyk słodkiej nadziei wkradł się w serce moje: wzniosłem ręce i począłem wołać ratunku tej Opatrzności, która i powszechnością stworzonych rzeczy rozrządza, i w szczególności najnikczemniejszego stworzenia nie opuszcza.
Wstałem z miejsca, i gdy od morza żadnego już wsparciu, ani nadziei mieć nie było można, puściłem się w głąb tej ziemi, na którą mnie niespodziewane wyroki zaniosły. Bałem się napaści drapieżnych zwierząt, widok coraz nowych osobliwości bawił mnie i dziwił. Drzewa albowiem, owoce i zioła wszystkie prawie innego były rodzaju, niż Europejskie. Jużem był uszedł bardzo gęstym lasem, bez znaku najmniejszej drogi, lub ścieżki, prawie pół mili, gdym postrzegł z radością, iż się drzewa zaczynały przerzadzać. Wyszedłem nakoniec w pole, a zobaczywszy pilnie uprawne, i zbożem już prawie, dojrzałem okryte, bardziej jeszcze uradowałem się, wnosząc sobie stąd, iż ten kraj, nie tylko miał mieszkańców, ale nawet mieszkańców nie dzikich, bo znających rolnictwo, i w towarzystwie żyjących. Utwierdził to moje zdanie wkrótce widok pożądany wsi, czyli miasteczka; domy albowiem nie zdawały mi się być wspaniałe i wyniosłe, ale obszerne i dobrą symetryą rozłożone.
Gdym się ku temu miejscu z jak największą skwapliwością zbliżał, postrzegłem dość wielka ludzi zgraję zapatrujących się na jakoweś widowisko. Ci skoro postrzegli zdaleka strój mój, podobno w tamtych stronach niewidziany, ruszyli się wszyscy ku mnie, i w okamgnieniu otoczony zostałem ludźmi przypatrującymi się ciekawie osobie mojej. Wzajemne zadziwienie trwało czas niejaki: wtem przystąpił ku mnie poważny starzec, i gdy mi na znak dobrego przyjęcia rękę podał, ja padłem mu do nóg rzewno płacząc: podniosł mnie z skwapliwością, i mówić począł łagodnie, jakem mógł z miny i giestów miarkować, ale językiem mi wcale niewiadomym.
Na hazard, że może co zrozumie, zacząłem do niego mówić po polsku, po łacinie, po francuzku, a gdy i on mnie nie rozumiał, giestami opisywałem mu sytuacyą teraźniejszą, reprezentując, ile możności, jakem płynął morzem z krajów bardzo dalekich, jak się mój okręt rozbił, jak współtowarzysze moi potonęli, ja na desce uszedłem śmierci. Zrozumieli, jakem z nich poznał, iż przypłynąłem od morza: ale tego pojąć nie mogli, gdym im nasz okręt opisywał, i krainę daleką, z której przyszedłem. Że zaś mi głód zaczynał bardzo dokuczać, prosiłem przez giesta o posiłek; postrzegłszy to ów starzec, wziął mnie za rękę, i zaprowadził do domu swojego.
Nie był tak, jak i inne wyniosły, ani wspaniały; czystość, porządek i piękna symetrya, największą była jego ozdobą. Domy wszystkie były drewniane, ale się ściany zewnątrz i wewnątrz połyskiwały, jakby napuszczane było drzewo osobliwym pokostem, nie można albowiem było rozumieć, iżby miały być takowe z przyrodzenia. W pierwszej izbie ławy były naokoło; nie wiele od podłogi wzniesione; tam mnie gospodarz posadził: przyszła za zawołaniem sędziwa niewiasta, jakem miarkował, żona jego. Ta zadziwiwszy się z początku, gdy jej mąż o mojem przyjściu powiedział, pozdrowiła mnie położeniem ręki na sercu; postawiono przedemną stolik; nie bawiąc przyniesiono potrawy z samych jarzyn, nabiału i owoców, a w naczyniu podobnem do naszych farfurowych, wodę.
Choćby mi był zbyteczny głód nie dokuczał, nie mógłbym się był jednak odjeść jarzyn, i smaku i zaprawy przedziwnej. Owoce były nierównie lepsze od naszych, chleb podobny do żytnego, ale smaczniejszy. Łyżkę tylko miałem do jedzenia; chcąc chleba ukroić, dobyłem noża z kieszeni, zdziwiło bardzo gospodarza to zapewne w tamtym kraju niewidziane narzędzie. Poglądał nań z ciekawością, i zdało mi się, iż się go nie śmiał dotknąć; gdy mu więc do rąk ofiarowałem, wziął za ostrze, i obraził sobie palec. Postrzegłszy krew, rzucił nóż na ziemię, wołać zaczął; a gdy się domownicy zbiegli, opowiedział im, co się siało. Chciałem zdjąć nóż z ziemi, ale mi nie dopuścili tego, i ledwom się mógł od śmiechu wstrzymać, gdy po małej chwili przyniósłszy jakiś instrument nakształt grabi, zdaleka mój nóż popychali ku drzwiom; wyrzuciwszy go za drzwi, przypatrywali mu się zdaleka, podobno chcąc widzieć, czy się nie rusza; wykopali zatem dołek dość głęboki, i tam go pochowawszy, przysypali ziemią.
Przyszedł zatem do mnie gospodarz, i poznałem z giestów, iż mi wymawiał, żem go wdał w tak wielkie niebezpieczeństwo: pytał, jeżeli drugiego takiego nie mam przy sobie; odpowiedziałem, że nie: dopiero prosił, żebym zakopanego noża nie ruszał. Obiecałem chętnie, a on mnie ścisnąwszy za rękę na znak przyjaźni, wyprowadził za dom do swego ogrodu, albo raczej sadu. Drzewa zasadzone były w linije, uginały się gałęzie pod rozmaitego rodzaju owocami. Zamiast parkanu lub płotu, rowek niewielki dla ścieku bardziej wody, niżeli warunku, odgradzał od sąsiedzkiego. We środku sadu była sadzawka, przez którą przechodził strumyk, ten w sąsiedzkim sadzie napełniał także sadzawkę; i jakem się potem dowiedział, szły wciąż ogrody z podobną dla wszystkich mieszkańców tej osady wygodą.
Gdy się już zabierało ku zmroku, zapalono lampę wiszącą na środku izby: siedliśmy do wieczerzy, mniej już obfitej, niż obiad. Oprócz gospodarza i żony, było synów dorosłych trzech, i wnucząt podobno dwoje. Gdy wstali od stołu, obrócili się wszyscy ku wschodowi, a gospodarz, wzniósłszy oczy ku niebu, wyraźnym głosem mówił modlitwę dziękczynienia; dopiero porządkiem ucałowawszy dziatki, wziął mnie za rękę i zaprowadził do izby osobnej; znalazłem tam siennik, nakształt materaca, poduszkę i kołdrę obszerną, z nieznajomej mi wszystko materyi.
II. Gdym się obudził, postanowiłem zaraz u siebie, uczyć się języka tego kraju; bez tej albowiem wiadomości trudnoby mi było, a prawie niepodobna poznać tamtejsze prawa i zwyczaje, wyrozumieć sposób myślenia obywatelów, snać się im użytecznym przez wdzięczność za tak łaskawe przyjęcie. Uważałem tymczasem pilnie to, co mi tylko pod oczy podpadało.
Osada, w której zostawałem, miała stu dwudziestu gospodarzów; każdy z nich miał dom, pole i ogród, wszystko pod równym wymiarem. Najwięcej dzieci rodzicom służyły, lubo mieli innych obojej płci domowników, ale w odzieży i wygodzie, żadnej nie było między niemi różnicy. Nie znać było najmniejszej podłości w czeladzi: panowie nie patrzyli się na nich surowem okiem, dopieroż kar bolesnych, albo obelżywych podobieństwa nawet nie postrzegłem. Wzrost obywatelów był mierny, twarze wesołe, cera zdrowa; kalek, lub zbytecznie otyłych, albo chudych nie widziałem. Siwizna, nie zgrzybiałość oznaczała starych.
Niewiasty możeby potrzebowały bielidła, gdyby tysiączne wdzięki nie nagradzały płci nieco smagławej: żadna zaś czerwona farba nie wyrównałaby piękności i żywości ich rumieńca, który wstyd zapalał. W porównaniu twarzy malowanych, którychem się niegdyś aż nadto napatrzył, zdawało mi się, iż porzuciwszy kopie bardzo mierne, przypatrywałem się wybornym oryginałom.
Strój mężczyzn bardzo był prosty, co do gatunku materyi, ale wygodny, nie krępował po naszemu bez potrzeby członków. Kolor wszystkich sukien był szarawy, biały, według wełny, której nie farbowano. Czarnych owiec bardzo mało widziałem; takiego zaś koloru wełnę obracają na kołdry i materace. Krój odzieży podobny do tego, który widzimy pospolicie w statuach greckich i rzymskich. Spodnia suknia niżej spadała od kolan, zwierzchnia daleko dłuższa i obszerna, nakształt płaszcza, zażywana najwięcej bywała od starych, albo też i od młodszych w czasiech zimnych, lub słotnych. Mężczyzn i włosy zapuszczali równo z szyją, z przodu je do góry zaczesywali, żeby nie spadały na oczy. U dzieci obojej płci, włosy nizko były strzyżone, dla zachowania ochędóztwa.
Suknie niewiast odmiennego nieco były kroju, niż mężczyzn: materya delikatniejsza. Pudru białego, szarego i szarawego jeszcze była moda w ten kraj nie wniosła: maszczenie włosów pomadą miały tamtejsze damy za nieochędóztwo. Nie idzie zatem, izby ich strój nie miał być w tamtych stronach przystojny i nawet wytworny. Chęć podobania się powszechnym jest wszędzie tej płci przymiotem.
Odmian mody w tamtym kraju nie znano: krój sukien od wieków był jednaki: kolor, jakem wyżej namienił, nigdy się nie odmienił; nie mieli albowiem sekretu farbowania wełny. Jakoż dowiedziałem się potem, iż gdy moje suknie examinowano, była zaś zwierzchnia zielona, kamizelka ponsowa, wnieśli sobie stąd zaraz tamtejsi obywatele, iż owce mojego kraju były zielone i ponsowe.
Kraj ten ze wsząd był morzem oblany, i całej wyspy powszednie nazwisko Nipu. Język narodu dość łatwy, ale obfity: żeby im wytłumaczyć skutki i produkcye kunsztów naszych, musiałem czynić opisy dokładne, i dobierać podobieństw. Nie masz u Nipuanów słów wyrażających kłamstwo, kradzież, zdradę, pochlebstwo. Terminów prawnych nie znają. Choroby nie mają szczególnych nazwisk; ale też ani dworaków, ani jurystów, ani doktorów nie masz.
Pod dyrekcyą mojego gospodarza trawiłem czas nad nauką tamtejszego języka; jakoż w kilka miesięcy mogłem się już rozmówić. Przez cały ten czas postrzegałem, iż stronili odemnie, tamtejsi mieszkańcy; obchodzili się, gdy tego konieczna potrzeba wymagała, względem mnie. z wszelką ludzkością; odpowiadali na moje pytania w krótkich słowach, ale znać było w tych powierzchownych oświadczeniach jakowyś przymus i odrazę. Martwiła mnie ta ich niewiara i zbyteczna ostrożność; ale sądziłem, iż musiała pochodzić z przyczyn mi niewiadomych, a według ich sposobu myślenia uczciwych i należytych. Sam mój gospodarz, gdym się go wypytywał o zwyczajach, prawach i historyi krajowej, zbywał rozmaitemi sposoby ciekawość moje: bojąc się niedyskrecyi, milczałem. Że zaś pokazywał wielką ciekawość wiedzieć, najmniejsze krajów naszych okoliczności, ile możności, starałem się, żeby tę jego ciekawość nasycić i uspokoić.
Jednego dnia gdy się przechadzałem zamyślony nad moim teraźniejszym stanem, przystąpił do mnie z wesołą solą twarzą gospodarz, oznajmując, iż dnia jutrzejszego będę przyjęty do powszechnego towarzystwa.
III. Powróciwszy do siebie, ciekawie czekałem, jakie będą obrządki przyjęcia mnie do obywatelstwa i społeczności Nipuanów; a wiedząc, że ten naród jest uprzejmy i obyczajny, ale z drugiej strony, co do nauk, kunsztów i sposobu życia, dziki i niewiadomy, wziąłem sobie za punkt największej wdzięczności, oświecić ich niewiadomość i prostotę. Na tym więc fundamencie skomponowałem sobie mowę, którą do nich mieć miałem nazajutrz, podając im sposoby, przez które mogliby wyjść ze stanu swojej dzikości, i wkroczyć w ślady narodów europejskich, wszystkie inne doskonałością i wiadomością rzeczy celujących.
Już się zabierało nazajutrz ku południowi, gdy przyszedł do mnie mój gospodarz, i zaprowadził do domu jednego. Zastałem tam zgromadzonych wszystkich osady gospodarzów; przyjęty od nich byłem mile; a gdyśmy z darnia zrobione stoły w chłodzie drzew sadu zasiedli, stawiano przed każdem zwykłe potrawy. Gdy już się miał obiad kończyć, najstarszy z stołowników zawoławszy mnie do siebie, rzekł: «Bracie! bądź z nami, używaj darów przyrodzenia, a pamiętaj, że istotne obowiązki towarzystwa, miłość i zgoda.» Ułamawszy więc kawałek chleba, rozdzielił go na dwie części, sam jednę włożywszy w usta, mnie drugą oddał: wziąłem z uszanowaniem, a zjadłszy udzielony kawałek, gdym chciał oświecać ten dobry, a dziki naród, mój gospodarz tak zaczął mówić.
«Człowiek ten, którego mi zleciliście, zachował się dobrze u mnie, i już pierwsze kroki są uczynione. Sposoby jego myślenia, mówienia, działania, są zdrożne, ale trzeba mieć litość nad niewiadomością, prostotą i zaślepieniem człowieka, który zapewne temu nie winien, że się w pośrodku grubych i dzikich narodów urodził. Xaoo właśnie teraz nie ma czeladnika, może go wziąć i na naukę i do pomocy...»
Zapomniałem zgruntu o racyi mojej, słysząc tak niespodziewane słowa. Ja, który prostaków i dzikich uczyć rozumu chciałem, od nich samych osądzony za dzikiego, i oddany na naukę, spuściwszy oczy siedziałem w zamyśleniu, gdy ten Xaoo mój, nie wiem, czy pan, czy nauczyciel, wziąwszy mnie za rękę, do domu swojego przywiódł, a oprowadziwszy po gumnie, oborze, stodole i polu, rozdzielił zabawy dnia na dwie części: rano w pole miałem wychodzić pracy, reszta czasu miała być obrócona na dozieranie domowego gospodarstwa.
Czylim się ja mógł tego spodziewać, żebym kiedy przystał za parobka? Trzeba jednak było uczynić z potrzeby cnotę, i ten nowy sposób nie tak szkoły, jak nowicyatu odważnie zacząć. Gdyby mi nie dawał przykładu z siebie mój pan i nauczyciel, byłby mi się wydawał mój stan nieznośny; ale widząc podłość prac moich uszlachcioną pana mojego społeczeństwem, nieznacznie pozbyłem odrazy, a zczasem poznałem niesprawiedliwość uprzedzenia hańbiącego rolnictwo, i inne gospodarskiego rzemiosła części i obowiązki.
Czekałem z niecierpliwością jakiegokolwiek przynajmniej podobieństwa nauki, na którą mnie oddano; ale nic takowego z ust nauczyciela nie wychodziło, coby mogło zmierzać do tego celu. Gdyśmy szli razem na robotę, zadawał mi tak, jak i pierwszy, nieustanne pytania, z których znać było, iż chciał być jak najdokładniej informowanym, nie tylko o obyczajach, prawach, dziełach i kunsztach europejskich, ale i o moim sposobie myślenia.
IV. Już trzy miesiące mijały mieszkania mojego, gdy wziąwszy mnie z sobą w pole Xaoo, a odmieniwszy sposób mówienia, na samych przedtem pytaniach zasadzony, zaczął w krótkości słów zwięzle przekładać, jak wiele każdemu człowiekowi na tem zależy, aby umiał złe swoje skłonności poskramiać, i uprzedzenia wykorzeniać. Proste, ale właściwe rzeczom były jego słowa, ułożenie zaś takie, iż jedna rzecz z drugiej wypadała, a dyskurs cały zdawał się być łańcuchem z koniecznie potrzebnych ogniw złożonym i spojonym. Przyrównał edukacyą do rolnictwa.
«Trzeba, rzekł, wprzód poznać, żeby wiedzieć, jak się wziąć do uprawy, a osobliwie wtenczas, gdy się nowy grunt wydobywa. Jeżeli, gdzie ma być pole, były przedtem krzaki i drzewa; nie dość na tem, żeby drzewo ściąć i krzaki zrzynać; trzeba, ile możności, o to się starać, żeby i drzew i krzaków korzenie wydobyć z ziemi: inaczej i miejsca wiele zabiorą, i pług będzie się na nich zastanawiał i psował. A do tego, gdy w ziemi korzenie trwać będą, zostanie w nich wigor, który coraz szkodliwe, a na nic nie zdatne latorośle będzie wydawał. Jeżeli nie będą na nowym gruncie drzewa i krzaki, będą zielska, choć nie tak mocno, gęściej jednak wkorzenione. Uprawnik więc dobry nie będzie żałował pracy, żeby te pasma korzonków pomału wybierał: co większa, korzystać z nich potrafi, gdy popiołem spalonych czczą ziemię utłuści. Obiecywać sobie wykorzenienie namiętności, rzecz płocha i nierozumna; jak ciało żywiołami, umysł namiętnościami trwa; złe ich użycie, czyni nieprawość.
«Z rozmaitych twoich odpowiedzi na moje pytania, poznałem, jak mi się przynajmniej zdaje: iż w waszych stronach, czyli umysłu przeświadczenie, czyli instynkt jakowyś zbawienny i szczęśliwy, przywiódł was, a bardziej przynaglił do edukacyi młodzieży waszej; ztemwszystkiem śmiem twierdzić, i żeście się grubo pomylili, i w sposobie i w szczególnych stopniach wychowania. Cobyś mówił o takim budowniku, któryby dom od dachu chciał zacząć, albo nie postawiwszy ścian, robił podłogę? Śmiejesz się z głupstwa cieśli, zdaje ci się niepodobna, żeby taki dom stanął; wiedzże o tem, że ty jesteś tym domem, a ten, co cię uczy, cieślą.
«Zepsuty wasz rozum, powymyślał wam jakoweś dziwaczne nauki, których my tu, z łaski najwyższej istności, nie mamy i mieć nie chcemy.
«Powiadałeś mi, iż skoro w niemowlęcym wieku zaczynacie gadać, każą wam znowu wszystko inaczej nazywać, niżeliście dotychczas nazywali, a gdy nauczycie się tego inakszego nazywania, znowu inaczej rzeczy nazywać uczycie się. Powiedz mi, proszę, możeż być większe szaleństwo nad to? Gdyby jeszcze te, coraz inaksze nazywania, wiodły was do lepszego poznania rzeczy, sądziłbym ten sposób, za nie dobrze wymyślony, bo trudny; ale zapatrzywszy się na skutek jego dobry, przepuszczałbym wam tę zdrożność: lecz gdy, jak sam powiadasz, tę tylko przynosi korzyść, iż możecie tak z jednemi mówić, że was drudzy nie rozumieją; nie widzę ja w tem żadnego zysku, żadnego dobra; owszem i złość i głupstwo. Złość, bo gadać tak, żeby drugi nie rozumiał, jest to mu czynić przykrość, wznawiać podejrzenie, i niewiarę, dać uczuć jakowąś zwierzchność i dystynkcyą upodlającą nie rozumiejącego. Głupstwo, samochcąc się tam zatrudniać, gdzie praca żadnego zysku nie przynosi. »Namieniałeś mi coś o xięgach, pismach, charakterach, które rozmaite, tym sposobem czytać i rozumieć można; a przeto nabierać coraz większej doskonałości. Dajmyto, że tego wszystkiego inaczej nauczyć się nie można, tylko przez charaktery wyrażające brzmienia słów; czemużeście tych charakterów nie stosowali do jednego sposobu nazywania rzeczy?
»Nauczony tym sposobem od pierwiastków niemowlęctwa swojego uczeń, zamiast prawego rzeczy poznania, zaprzątnioną ma pamięć nazwiskami. Trudnością takowej nauki na pierwszym wstępie przerażony, jeżeli jest z przyrodzenia, słabego pojęcia, z ciężkością wiadomości takowej nabędzie; jeźli ma umysł po temu, nauczy się, prawda, tych nazwisk, ale w tej samej nauce dwojaką szkodę poniesie; czas straci, któryby na potrzebniejsze rzeczy mógł łożyć, nabierze wstrętu od innych stanowi swojemu przyzwoitszych wiadomości.
»Do objawienia myśli waszych, dwa macie sposoby, albo zwyczajnym trybem dyskursu, albo takowem słów ułożeniem, które dźwięk osobliwy czyniąc, zarywają coś harmonji muzycznej. Obadwa te sposoby są nam wiadome; i nierozumiej, żebyśmy mieli gardzić tem, co wy nazywacie elokwencyą i poezyą. Dar mówienia nadto jest wybornym, żeby się nad nim nie miała zastanowić edukacya młodzieży: znamy my to, iż dobre słów ułożenie, lepiej myśl obwieszcza, i częstokroć słodkim gwałtem zniewala ludzkie umysły. Słyszałeś skład i wdzięk rymotwórstwa w pieśniach tutejszych; ale te zawierają w sobie naszę wdzięczność ku najwyższej Istności; opiewają przodków cnoty; żeby następców zachęcić do naśladowania. Bylibyśmy zapewne mniej dbali o poezyą, gdybyśmy nie uznali; iż składność rytmów lepiej wpaja w umysł i pamięć rzeczy, które chcemy, żeby młodzież nasza umiała i mogła pamiętać.
»Znajdują się, jakoś mi mówił, takowi ludzie u was, którzy gardzą wymową, i nie chcą, żeby się w niej młodzież ćwiczyła. Zle czynią. Ja nie widzę, coby było źródłem takowego błędu; i lubo doskonale nie znam waszego sposobu myślenia, śmiem się jednak domyślać, że to czynią, albo dla tego, iż mają osobliwość za przymiot umysłów wielkich: albo zazdroszczą drugim, czego sami nie mają; albo zbyt trwożni; boją się złego użycia wymowy. Gdyby ta ostatnia przyczyna była ważna, trzebaby porzucić cnotę dla bojaźni hypokryzyi. Jeżeli to im wstręt czyni, żeby młodzież zamiast wymowy do wielomówstwa nie przywykła, niech z siebie dają przykład młodszym, a nie przesadzając w dobieraniu słów nadto wybornych, wyrażeń osobliwych, sposobu nadzwyczajnego, niech, jeżeli chcą, ganią wymowę, ale prostym i zwyczajnym mówienia sposobem.
»Chcąc dać próbę waszego krasomowstwa, powtarzałeś przedemną dyskurs, któryś był do nas nagotował podczas spólnej uczty. Pamiętam niektóre wyrazy twoje, zdają się być dość gładko brzmiące; ale łożyłeś kilkaset słów na to, cobyś mógł był w kilkunastu, albo nakoniec w kilkudziesiąt zamknąć. Dobrze się stało, żeś twojej mowy nie powiedział; obwijając albowiem treść rzeczy w tyle słów niepotrzebnych, tylebyś wskórał, iż byłbyś osądzony za człowieka płochego, który się tylko ułożeniem słów bawi; za nierozsądnego, który rzeczy wyrazić nie umie; za chytrego, który chce prawdę zatłumić; za dumnego, który jedynie pochwały szuka. Nie zastanawiam się nad celem dyskursu twego; uczułeś sam, iż kto siebie i drugich nie zna, temu ani należy, ani przystoi, czynić innych dzikimi, a siebie nauczycielem.»
V. Dyskurs nauczyciela mojego, odmienił we mnie sposób myślenia o dzikości. Uznać, żem ja sam był dzikim, byłobyto upakarzać się nadto, i czynić przeciw własnemu przeświadczeniu; ale też obywatelów kraju tego sądzić za dzikich nie można było żadnym sposobem, po tem wszystkiem, com widział i słyszał. Upokarzał we mnie rozum Xaoo: nie mogłem tego skombinować, jakto człowiek, który w Warszawie nie był, Paryża nie widział, mógł przecie rozsądnie myślić, mówić i konwinkować, nawet człowieka, który nierównie więcej od niego i widział i słyszał. W tych byłem myślach, gdy przyszedł do mnie Xaoo; szliśmy w pole na robotę, on zaś wczorajszy dyskurs takowym sposobem kontynuował:
»Dnia wczorajszego mówiliśmy o wymowie, naukach języków i poezyi; wszystko to zasadza się nad wiadomością i ułożeniem słów; przystąpmy do rzeczy. Kiedym się ciebie pytał, czyli więcej niczego u was nad to nie uczą, zagłuszyłeś mnie prawie wyliczaniem pompatycznych tytułów rozmaitych nauk; żeś zaś najpierwej wyraził historyą, mniemam, iż ta zwykła przodkować inszym.
»Wiadomość historyi kraju swojego arcy pożyteczna jest, opowiadając albowiem dzieła chwalebne przodków, wzbudza następców do naśladowania, powiększa uszanowanie i miłość ojczyzny, staje się szkołą obyczajności. Tym przynajmniej sposobem uważana jest i określona u nas historyą kraju naszego. My, jak wiesz, nie mamy xiążek, nie znamy charakterów: ale wierne powieści podają następującym pokoleniom, żywe i dokładne wyobrażenie tego wszystkiego, co się u nas stać mogło. Najstarszy z familji wie dostatecznie, jacy byli od najdalszych czasów przodkowie jego, i każdą naukę, którą daje dzieciom, podsyca przykładami pradziadów. Powaga mówiącego, krwi dzielność, sposób opowiadania, wiek młody słuchających, wszystko to wdraża w umysły niezgluzowaną impresyą.
»Powiadałeś mi, iż historya u was nierównie ma rozciąglejsze granice. Tyle jest rodzajów, mówiłeś, ile sposobów rozmaitego mówienia, ojczysta zaś, według twojej powieści, albo bardzo mała, albo raczej żadnej nie ma nad inne preferencyi. Dobra rzecz wiedzieć, co się u drugich działo, żeby z cudzych przykładów brać naukę swoim pożyteczną, ale wiadomość swojej historyi, najpierwszym powinna być celem nauki każdego obywatela.
»Co do historyi w powszechności, jeżeli ją zasadzasz na wiadomości, którego roku i dnia co się siać mogło; jeżeli ją zowiesz nauką przezwisk tych ludzi, którzy przed tobą żyli; jeżeli w powszechne tylko wchodząc czyny, opuszczasz roztrząsanie charakterów; historya natenczas jest tylko próżnem pamięci zaprzątnieniem, a jej nauka daremną pracą. Jeżeli starasz się wiedzieć, co się działo u sąsiadów, a nie wiesz i wiedzieć nie chcesz o tem, co u ciebie działano, nie jesteś natenczas godnym towarzystwa, w którem żyjesz.
»Miarkuję ja z wielu powodów, że towarzystwo w którem ty byłeś urodzony, nie lubi ani swojego kraju, ani swojego języka. W przyrównywaniu powszechnem rzeczy, te, które są w dzierżeniu naszem: mogą być, co do niektórych punktów i okoliczności, nie tak doskonałe, jak drugie, które inni dzierżą, ale natychmiast przybywać zwykła na pomoc miłość własna, którą zwykliśmy wtenczas zwać miłością ojczyzny. Ta wycieńcza przywary własności naszych, zasłania, jak może, niedostatek, a jeżeli roztropna, korzysta z dobroci sąsiedzkiej godziwemi sposoby, żeby swój stan polepszyć.
«Wzgarda kraju i języka własnego, znaczy lekkość umysłu i serce nieprawe; Tym niegodziwym i szkodliwym nader impresyom winniście sami. Porzucacie swój język, a każecie się dzieciom uczyć, jak najpilniej cudzych; zaniedbywacie wiadomości własnych dziejów, a przymuszacie młodzież, żeby koniecznie wiedziała, co się działo za granicą. Cóż stąd za konsekwencya? oto ta; dziecie widząc, iż własny język nie wyciąga nauki, a cudze potrzebują, mniema je być lepszemi. Zaprzątnione postronnemi przypadkami, opisywaniem, a może i bajecznem, innych krajów, zdziwione, gardzi tem co ustawicznie widzi, a pragnie widzieć to, co mu natężona imaginacya piękniej maluje, niż jest w istocie.
«To krajów opisanie wy nazywacie Geografią. Też same przyczyny, które usprawiedliwiają ciekawość naszę względem dziejów sąsiedzkich, służą geografji opisującej położenie krajów, osobliwości w nich znajdujące się, stan rządu i inne narodu każdego okoliczności. U nas ta nauka, gdy nie jesteśmy z inszemi towarzystwami w wzajemności, nie jest potrzebna, a choćbyśmy mogli być w tej mierze oświeconymi, wolałbym z wielu miar, żebyśmy zostali w dawnej naszej niewiadomości.»
VI. Z gustem niewypowiedzianym słuchałem dyskursów nauczyciela mojego. Te zwyczajnie poprzedzone bywały pytaniami. Nim zaczął mówić o naukach, kunsztach, lub innych okolicznościach, tyczących się krajów naszych, powtarzał naprzód definicye, albo opisy tychże, przedtem jemu odemnie czynione. Zadawał nowe pytania, w rzeczach, o których miał należytą informacyą, traktował o każdej materyi uważnie, zarzutów moich cierpliwie słuchał; a gdym się nie odzywał; pobudzał mnie sam do tego, abym mu odkrywał wątpliwości, i zdania nie zgadzające się z moim sposobem myślenia. Nie umiał on brać na siebie postaci wspaniało ponurej: nie umiał ustawicznie myślić, albo udawać myślącego; dystrakcye, które tak zdobią i dystyngwują mędrców naszych, nie były mu wiadome; ton głosu jego nie był wyniosły; nie definiował tego, na czem się nie znał; ale to był człowiek dziki.
Gdym mu Filozofią, według przemożenia mojego, opisywał, a przyszło do tej części, która o obyczajach traktuje, zawołał z radością: «Otoż to nasza nauka, w tej szkole jesteś, jej maxymy święte, jej reguły proste; ją nie w pamięć, ale w serce twoje wrazić pragnę. Może u was ta nauka na słowach zawisła, my mniej dbamy o definicye, bylebyśmy wypełniali obowiązki.
«Filozofia, która, jakoś mi powiedział, z nazwiska znaczy miłość mądrości, powinnaby brać za cel najpierwszy, wiadomość obowiązków człowieka i ich wypełnienie. Nauka ta podług waszego zdania jest bardzo trudna, i najwięcej rozum wysila. Nie dziwuję się temu, gdy poznaję, co wy pod tem powszechnem nazwiskiem mieścicie. W metafizyce zapędzacie się ku rzeczom zmysłom nie podległym; musi być niezmiernie ciężka ta nauka kiedy wygórowana nad naturalne pojęcie.
«Fizyka traktuje o przyrodzeniu rzeczy, ale i w niej nadto się zapuszczacie. Umysł wasz zbyt dumny chce odchylać zasłonę wyrokiem przedwiecznym zapuszczoną. Chcecie wmawiać w mniej wiadomych, żeście ją odsłonili, i zamiast istoty rzeczy odkrytych, opowiadacie wasze sny i przywidzenia. Latacie po niebach, nie kontenci z miłego widoku gwiazd i planet, chcecie je mierzyć; ciekawość wasza zuchwała zapędza się za metę wyznaczoną, opuszczając częstokroć to, co ma przed sobą, i coby za pracowitem staraniem mogła odkryć: jak zaś wszystkie rozrządzenia natury są przedziwne, tak to wiedzieć macie, iż cokolwiek wam najwyższa Istność pojąć dopuszcza, wszystko to wam nowy pożytek przynieść może.
«Widzisz ziemię okrytą ziołami, nie dla samej pieszczoty oka zeszłemi: kryje się wśród nich zbawienna dla twego dobra tajemnica. Jej dociekać, jej probować i doświadczać, to godziwa, to zabawna i razem pożyteczna ciekawość. Śklni się firmament gwiazdami; głupia hardość zrobiła go prorocką xięgą, i z jednostajnych obrotów chciała wyczytać ukrytą przyszłość.
«Natura nic nie czyniąca nadaremnie, gdy nadała umysłom chęć docieczenia, chciała, żeby nią roztropność tak kierowała, aby cel ciekawości naszej zmierzał jedynie do tych rzeczy, które docieczone być mogą, a docieczeniem pożytek przynieść. Inaksze zapędy są próbą hardości i niedoskonałości naszej.
«To, co nazywasz Logiką, jestto właściwy przymiot umysłu fraszkami a nie przeświadczeniem zaprzątnionego. Niech tylko imaginacya twoja zbytnie nie buja, niech umysł jednego się celu statecznie trzyma, choć bez formy argumentów, będą iść myśli twoje właściwem pasmem.
«Po tem wszystkiem cośmy o waszej edukacyi i naukach mówili, następują uwagi ze źródeł tych wypływające: naprzód, iż edukacya wasza, i co do celu, i co do sposobów jest zdrożna; zatrudniacie sobie fraszkami sposób nabycia doskonałości; zbyt dufacie rozumowi własnemu; ten rozum wielorakiem przeświadczeniem skażony jest; niestateczność i płochość kieruje wami i rządzi; ambicya, a wcale niesłuszna oślepiła was wszystkich nakoniec tak dalece, iż zbyt dobrze o sobie trzymając, z jednej strony rozumiecie, iż wam, co do wewnętrznej doskonałości na niczem nie schodzi, zaś co do zewnętrznej szczęśliwości wszystkiego brakuje.
«Osądziwszy się sami za najdoskonalszych chcielibyście to mieć, czegoście godni, godni zaś jesteście, wedle waszego przeświadczenia, najwyborniejszych darów natury. Stąd pochodzi, iż kraj wasz nie wart takich, jakiemi jesteście, obywatelów, język podły, żeby górne myśli wasze objął i wyraził; urodzenie, że nie najjaśniejsze, nieprzyzwoite. Zgoła, im się wyżej cenicie, tym jesteście nieszczęśliwsi. Jeżeli więc to, czem wy jesteście, doskonałością jest i polorem, to czem my, dzikością, prostotą i grubiaństwem; mnie się zdaje, że lepiej być dzikim po naszemu.»
VII. Namieniłem wyżej, iż osądzony za dzikiego, oddany byłem gospodarzowi mojemu na naukę. Nimem miał satysfakcją słyszyć jego maxymy, przez czas dość długi odbywałem wszystkie powinności parobka bardziej, niż ucznia. W tej szkole nauczyłem się pierwej, żąć i kosić, niż reguł, według których siać i kosić trzeba. Widząc lud gospodarny, pytałem się raz wśród roboty mistrza mojego: czyli też owi spekulizają nad agronomią i mają swoje ephemerydy? Spójrzał na mnie z zadziwieniem, i strząsnąwszy głową, żął jak w najlepszą.
Gdyśmy około południa w cieniu drzew jedli, pytał mnie się, co to ja rozumiałem przez agronomią? Odpowiedziałem, iż to jest nauka arcypotrzebna, przez którą kunszt się rolnictwa doskonali, bogactwa przymnażają; zgoła, cokolwiek do uszczęśliwienia w powszechności kraju, w szczególności obywatelów należy, wszystko to ta nauka w sobie zawiera. Szkoda, rzekłem dalej, iż ten skarb był dotąd zakopany, zapewne nie byłoby tyle na świecie nieszczęść i rewolucyj, ile nam historye nasze opowiadają.
Któż ten kunszt rolnictwa wydoskonalił, rzecze Xaoo? zapewne jaki pracowity rolnik, który długiem doświadczeniem poznał niektóre w tej mierze innym jeszcze współrolnikom niewiadome tajemnice. Mylisz się, rzekłem, te rzeczy są opisane w xięgach, a nasi rolnicy pisać nie umieją. Ci, którzy nam te tajemnice odkryli po większej części może i nie widzieli, jak się grunt uprawia, i z tej samej przyczyny, tym większego uwielbienia godni, że samem umysłu swojego natężeniem dociekli tego, czego ich przodków ustawiczna praca dokazać nie mogła.
Śmiech jego przerwał mój dyskurs; rozgniewałem się na takie wytwornych wieku naszego wynalazków nieuszanawanie; pomyśliwszy jednak sobie, że trzeba mieć kompasyą nad prostotą, nie chciałem go zawstydzać i upakarzać niezwyciężonemi argumentami: poszliśmy zatem do snopków, które on prosty starzec lubo niewiadomy agronomji, przecież lepiej i prędzej wiązał, niż ja.
Że do rolnictwa doskonałego wykwintnych spekulizacyj nie potrzeba, nauczył mnie przykład Nipuanów. Mieli oni proste swoje, ale doświadczone obserwacye. Były zaś wszystkie do pojęcia łatwe, w sposobach nie kosztowne, w wykowaniu nie trudne, skutek usprawiedliwiał dobry ich sposób gospodarowania: nie było tam słychać o głodzie. Jeżeli zaś rok który nie był urodzajny, nie dał się uczuć niedostatek zapaśnym w przeszłoroczne krescencye.
Zabawa rolnictwa jak pożądane za sobą prowadzi skutki, uczułem własnem doświadczeniem. Praca, która z początku zdawała mi się nieznośna, stała się zczasem zabawą przyjemną. Spazmy, wapory, reumatyzmy, z których mnie nie mogły wyprowadzić wody Salcerskie i Karlsbadzkie, ustąpiły dobrowolnie z rzęsistym potem. Apetyt, który, soczystemi bulionami musiał wzbudzać i krzepić z początku mój kucharz Chrystyan Niemiec, dalej Jmć Pan Sosancourt Francuz, sam się powrócił; a rzepa po pracy lepiej smakowała, niż przedtem podlaskie kuropatwy.
Praca, i myśl wolna wzmocniły słaby niegdyś mój temperament. W niedostatku zwierciadła, gdym się w wodzie przezierał, postrzegłem płeć moję, prawda, przyczernioną, ale twarz pełną, i rumieniec żywy. Sen smaczny, a nieprzerwany orzeźwiał strudzone dzienną robotą członki, a czerstwość sama się pracą pomnażała.
VIII. Przechodząc się raz po sadzie z nauczycielem, postrzegłem ów dołek, w którym mój nóż pochowano, i w tym punkcie nie mogłem się wstrzymać od uśmiechnienia. Postrzegł to czujny Xaoo, i natychmiast, rzekł: śmiech twój jest sprawiedliwy, i tym bardziej mnie nie obraża, ile że widzę, żeś go pokryć chciał. Urągać się z niewiadomości cudzej, rzecz jest nieludzka, ale przemódz zupełnie nagłe wzruszenia trudno. Gdy sąsiada twój nóż obraził, niewiadomość natury kruszców, postać niezwyczajna tego narzędzia, blask śklniącego się ostrza, skaleczenie palca, wszystko to w pierwszem wzruszeniu tak dalece nas przeraziło, iż osądziliśmy twój nóż za istność jakowąś żyjącą i szkodliwą.
Przyjście twoje morzem z innego świata, najtrudniejsze do pojęcia rzeczy, czyniły nam podobnemi; a wreszcie, choć niewiadomi, dobrąśmy rzecz uczynili. Gdym się od ciebie potem dowiedział, na co żelaza u siebie zażywacie, ò jakbym was wielbił, gdybyście ten szkodliwy kruszec ziemi oddali! Wy, których bluźnierska zuchwałość skarży się na opatrzność, iż wam zbyt krótki wieku termin wyznaczyła, szukacie w kunsztach utraty życia, i jakby nie dość na tem było, iż niewstrzemięźliwością skracacie dni wasze, domyśliliście się gwałtowniejszych jeszcze sposobów do zginienia.
Żebym cokolwiek oszczędził moich współziomków, zataiłem był przed nim kunszt wojenny. Dociekł tej zdrady Xaoo; naglił mnie więc, żebym mu dokładną w tej mierze dał informacyą. Chcąc więc, ile możności, umniejszyć w nim złą o nas opinią, zacząłem mu przekładać liczbę niezliczoną mieszkańców świata, różnicę narodów, nie tylko w odzieży i w mowie, ale w obyczajach i skłonnościach. Z tych różnic naturalne niezgody, a przeto potrzeba uzbrojenia, któraby ubezpieczała od napaści sąsiedzkiej, broniła słabych od przemocy potężniejszych, czyniła wstręt nieprawej zapalczywości.
Przypadkiem z ziemi wydobyty kruszec, przez długi czasów przeciąg zażyty do rolnictwa i budowli, ułatwiał i skracał udziałanie tego, co przemysł potrzebą przynaglony wynalazł. Jako zaś złe zażycie najlepsze rzeczy skazić może, żelazo w ręku nieprawych stało się narzędziem, szkodliwym instrumentem zguby życia ludzkiego. Stąd poszły zbrojne utarczki człowieka z człowiekiem, towarzystwa z towarzystwem, narodu z narodem.
Trudno było w dalszych czasiech złemu, nadto już wkorzenionemu i powszechnemu zupełnie zabieżeć. Stąd ludzie dobrzy i oświeceni przez pisma i rady, prawodawcy przez ustawy urzędowne, określili granice sprawiedliwej wojny; nadali reguły temu nieprawemu kunsztowi, ile możności, zapobiegające fatalnym jego skutkom. Wódz na czele wojska broniący ojczyzny, stał się szacownym obywatelem, żołnierz umierający na pobojowisku, ofiarą dobra publicznego. Ustała nieznacznie odraza od okrutnego z natury swojej rzemiosła, a natychmiast to, co przyrodzenie kazało z początku nazywać gwałtem, dzikością, okrucieństwem, opinia zczasem ochrzciła odwagą, męztwem i heroizmem.
Nie dziwuję się już temu, rzekł Xaoo, coś mi powiadał przedtem o waszych jurystach, iż najlepiej się ich wymowa w bronieniu złych spraw wydaje. Zostałeś może niechcący dowodem tej prawdy. Usprawiedliwiaj, jak chcesz, kunszt wojenny, bardziej was z tej miary żałować, niż chwalić należy.
Z wielości ludzi można wnosić różnicę charakterów, z tej różnicy sprzeczki; ale żeby do takowego stopnia przyszły, iżby stąd strata życia nastąpić mogła, sposób takowych konsekwencyj u nas jest nieznajomy. Muszą być u was żywsze nierównie passye, kiedy do tego punktu przyjść mogą. Dość sztuczną i dowcipną czyniłeś gradacyą nieszczęśliwych kruszcowej broni wynalazków. Dobrzy ludzie, mówisz, pisali i mówili przeciw takowej zdrożności, prawodawcy chcieli ją wykorzenić, ale ich zabiegi, ich starania, były daremne. Musi to być u was rzecz bardzo rzadka, ci dobrzy ludzie, kiedy nie mogli dobrać tylu podobnych sobie, którzyby, jak oni pismem, słowem i przykładem mogli przezwyciężyć pierwiastki złego nałogu.
Że prawodawcy zapobieżeć temu nie mogli, dziwuję się niezmiernie. Na cóż, proszę, wystawiacie ludowi na widok te próżne posągi, jeżeli ich moc od was samych nadana, nie może przeprzeć waszego uporu? na cóż piszecie prawa, jeżeli ich nie słuchacie? Może się mylę, ale zdaje mi się przynajmniej, iż pisma tych waszych ludzi dobrych, ustawy prawodawców nie musiały być szczere i gruntowne kiedy zrażeni złym skutkiem w pierwszych zapędach, spuścili z pierwszego rygoru, i zamiast tego, żeby z gruntu zły nałóg wykorzenić, chcieli go mniej złym czynić, a przeto usprawiedliwiać w oczach ludu ich własne przestępstwo. Mężność prawego statku, nie zraża się nieskutecznością pierwszych kroków; niepodobna zaś, żeby trwałe i niewzruszone sprzeciwienie się, nie miało kiedyżkolwiek przeprzeć choćby najmocniej wkorzenionego błędu.
Nie jestem, i być nie mogę chwalcą takiego stanu, gdzie jeden, albo kilku drugimi rządzą; ale w zdarzającej się takowej rządu okoliczności, przeświadczony u siebie jestem, iż ktokolwiek towarzystwem rządzić chce, musi się uzbroić w nieustraszone męztwo: niech tylko najmniejszą słabość rządzony w rządzącym postrzeże, we dwójnasób sile swojej zaufa, zrzuci jarzmo zbawiennej dla siebie, jak ty powiadasz, subordynacyi, a może zbytecznie oświecony, przerwie zasłonę opinji, nie wiem, czy niepożyteczniejszej temu, co każe, niż temu, co słucha.
Co się tycze kunsztów, pojmuję ja to, iż wynalazek kruszców był nader pożyteczny, aleście zbyt drogo tę korzyść zapłacili. Zbytek rodzi potrzeby, te które przyrodzenie nadaje i wyznacza, mogą się obejść bez złota, srebra, żelaza i miedzi. Prawda, iż narzędzia z kruszcu sporządzone, oszczędzają w robotach i czas i pracę: ztem wszystkiem naszym przykładem oświecony, widzisz, iż przemysł z cierpliwością może zastąpić takowe niedostatki. Praca, przyznaję, musi być większa, ale taż sama praca tyle za sobą dobra prowadzi, iż jej oszczędzać, jestto krzywdę istotną samemu sobie czynić. Nauczyła nas natura, czego nam koniecznie potrzeba: taż sama dała instynkt, jak tym potrzebom dogadzać mamy.
IX. Mając iść w dość daleką podróż, wziął mnie Xaoo z sobą. Pierwszy raz natenczas zdarzyło mi się widzieć kraj ten dość rozległy, i gdym się pytał, jaka jego obszerność? odpowiedział, iż idąc prosto aż do drugiego brzegu od morza, jedenaście dni drogi, szerokość zaś kraju równa była prawie długości. Gdziekolwiek szliśmy, widać było wszędzie dobrze uprawną ziemię; osady były dość gęste, każda zaś miała tyle lasu, ile jej potrzeba było; i jakem mógł miarkować, po równych wydziałach znać, iż gdzie ich było nadto, tam zbywające części, na pola były obrócone, gdzie zaś ich brakło, umyślnie były zasiane.
Osmego dnia podróży, po lewej stronie, pokazał mi mój gospodarz pole dość obszerne, pięknemi drzewy naokoło obsadzone, w środku był dóm niewielki, nieco jednak ozdobniejszy od innych. Gdyśmy się ku niemu zbliżali, wyszedł z pobliższego domu poważny starzec, i pozdrowiwszy nas mile, zaprowadził ku drzwiom: tam gdy stanął Xaoo, rzekł: pozdrawiam cię słodka pamięci ojca naszego. Wszedłszy do izby, znaleźliśmy zupełną czystość i ochędóztwo, a pośrodku była szafa dość kunsztownie zrobiona. Otworzył ją ów starzec, i gdym się spodziewał obaczyć co osobliwego, z podziwieniem wielkiem, nic więcej nie postrzegłem, tylko starością już prawie zbótwiałe instrumenta rolnicze. Brali je w ręce z uszanowaniem obadwa starcy; Xaoo zaś chcąc uspokoić ciekawość moję, rzekł:
«Pole, które ten dóm otacza, rękami naszego powszechnego ojca uprawione i wydobyte było: tych instrumentów, które wdzięczność nasza z uszanowaniem od wieków strzeże, używał Kootes. Ten podobnym może, jako i ty, sposobem, z cudzej ziemi z żoną z dwojgiem dzieci, tu do pustej naówczas wyspy przybywszy, własnemi rękami tego gruntu dobył: poszczęściła najwyższa Istność pracy jego, przyszedł do ostatniej starości, i przed śmiercią widział czwarte pokolenie swoje. Tkwią nam w szczerej pamięci jego przykazy, żeby zaś było cokolwiek takiego, coby nam ustawicznie przypominało jego obcowania, instrumenta, których do rolnictwa używał, chowamy z pilnością, i każdy je raz przynajmniej w życiu oglądać powinien.
«Pole, które wydobył, należy do wszystkich w powszechności; kolejno je uprawiają obywatele; a zboże na tyle części, ile osad w wyspie rozdzielone jest. Gdy cząstka do osady przyniesiona bywa, robi się z niej chleb, i ten na tyle kawałków, ile jest obywatelów w osadzie, podzielony, przy końcu żniwa, każdy z wdzięcznością i uszanowaniem pożywa, na pamiątkę, iż jesteśmy wszyscy zarówno jednego ojca dzieci. Przy tej najuroczystszej uczcie, opowiada najstarszy każdej osady przyjście pierwszego ojca, jego prace, jego nauki, dzieje ojców naszych, ich przymioty chwalebne, rady i napominania, wynalazki zbawienne i pożyteczne. Kończyć się zwykły te uczty pieśniami młodzieży obojej płci, w których pamięć dobrodziejstw naszych przodków jest zawarta.»
Dzień cały bawiliśmy się na tem miejscu w domu owego starca, od którego wziąwszy Xaoo cząstkę zboża osadzie swojej należącego, udał się ku domowi. W drodze wziął pochop roztrząsać sposoby rozmaite rządów naszych. My nie znamy, mówił, tego, co wy nazywacie, Monarchią, Arystokracyą, Demokracyą, Oligarchią, i. t. d. W zgromadzeniu naszem nie masz żadnej innej zwierzchności politycznej, prócz naturalnej rodziców nad dziećmi. Okoliczności wychodzące nad zamiar szczególnych familij, ugodnemi sposoby, radą nie przemocą przez starszych uspokojone i rozrządzone bywają. Człowiek jednakowo z drugim człowiekiem rodzący się, nie może, a przynajmniej nie powinienby sobie przywłaszczać zwierzchności nad nim: wszyscy są równi. Skoro zaś są złączeni w towarzystwo, natenczas toż samo towarzystwo, pozwala dla dobra swojego, w niektórych okalicznościach niejakiej nad szczególnemi, albo zgromadzeniu, albo niektórym ze zgromadzenia zwierzchności.
Podatków żadnych nie dajemy. Cel towarzystwa jest ubezpieczenie własności: gdyby tego było potrzeba, jej bronić i ocalać każdemu w szczególności społeczność cała poślubiła. Zacóż tedy ta utrata części własności naszej? zaco ten haracz samym sobie?.. Nasza ludność powinnaby nas trwożyć z tej miary, że nam w czasie braknie ziemi do wyżywienia należytego mieszkańców, ile trzymając tę wyspę zamkniętą do emigracyi, prawem, uwagą, nakoniec niesposobnością; ale my tę troskliwość zastawujemy następcom naszym, wraz z przykładami rządu i gospodarstwa, które im podajemy. Opatrzność najwyższa wymierzyła ziemię do liczby stworzenia, które z niej żyje.
X. Inszą drogą powracaliśmy, niżeliśmy przyszli. O pół dnia drogi od naszej osady, postrzegłem stos wielki kamieni, nakształt piramidy wpośród pola po lewej ręce. Pytałem się nauczyciela, co to znaczy? uspokoję ciekawość twoję, odpowiedział: stos ten niezmierny kamieni, okrywa od kilkuset żniw jednego z naszych obywatelów nazwiskiem Laongo; ten, czyli przypadkiem, czyli przemysłem, porzuciwszy swój kraj, puścił się na morze. Nie było go przez lat kilka, nakoniec niespodziewany i już zupełnie zapomniany, przypłynął.
Spytany, gdzie przez tak długi czas się bawił? powiadał, iż chcąc po wodzie na kilku drzewach razem związanych płynąć, wiatrem nagłym zapędzony był na brzeg nie bardzo od naszego odległy. Znalazł kraj pusty, a obieżawszy tę ziemię, gdy się chciał wrócić, drzew owych u brzegu nie zastał, i tym sposobem poniewolnie póty tam siedzieć musiał, póki z tamtejszego drzewa inakszej sobie łódki, czyli tratwy nie sporządził. Przestaliśmy na tem: on do domu swego powrócił, i jął się, jak przedtem, gospodarstwa. Korzystał tymczasem z nowo nabranych wiadomości, zarażając cudzoziemskiemi maxymami spółbraci swoich.
Przekupiony od cudzoziemców na zgubę naszę, zaczął w sekrecie młodzieży opowiadać wygody, bogactwa, szczęśliwość życia w zbytkach. Jad skryty zaczął się szerzyć, nowość uderzyła w oczy młodzież nieostrożną: naganione zwyczaje nasze zdały im się tak, jak i tobie z początku grubiaństwem i dzikością. Przekładając cudzych narodów wygody, nam nieznane przez wynalazki kunsztów, obrzydził im własną ojczyznę. Wynosił pod niebo ich talenta; ale ubolewał, iż były zakopane, bez żadnego względu, bez żadnej dystynkcyi, bez żadnej nagrody, jakie widział w cudzych krajach.
Tu im dopiero przekładać począł stopnie subordynacyi w monarchiach, pod jednym wodzem i rządcą całego narodu, a przeto i lepszy rząd, gdy jeden wszystkimi zawiaduje, i nagrodę przymiotów, gdy pod monarchą pomniejsze urzędy i jurysdykcye stawiają każdego w stanie proporcyonalnym zdatności jego właściwej. Wtenczas usługując jednemu człowiek utalentowany, tysiąc innych mieć może usługujących sobie; i jeżeli go martwi podległość jednemu, nagradza to umartwienie zwierzchność nad wielu.
Temi i podobnemi dyskursami tyle dokazał, iż mu kilku przyrzekło, dopomagać jego przedsięwzięciu. Że zaś był przekupiony darami od tych ludzi, u których przebywał, na to, ażeby ich do nas sprowadził i pod ich rządy poddał; zaczął w wielkim sekrecie udzielać adherentom swoim tego, co z sobą przyniósł. Byłyto jakieś osobliwe narzędzia; jedne miały podobieństwo do wody, gdyż się w nich można było przeglądać, a ztem wszystkiem taką miały stałość, jak kamienie, albo drzewo; były nawlekane kamyczki rozmaitych kolorów; były jakieś instrumenta błyszczące się i podobno tak obrażające, jak twój nóż: ale najwięcej było okrągłych, a płaskich sztuczek z kruszcu żółtego i białego. O tych on powiadał, iż są do wszystkiego przydatne i zgodne, i mają taki w sobie szacunek, iż ci nowi ludzie, których przyjście obiecywał, mieli je za rzecz najpotrzebniejszą do życia.
Umówił się już był z adherentami swoimi ów zdrajca, i sporządziwszy tajemnie na model przywiezionej od Laonga łódź wielką, już mieli się puszczać do owych ludzi cudzoziemskich, za przewodnictwem swojego herszta. Szczęściem, przechodząc się w nocy ponad brzeg morski jeden z obywatelów, wysłuchał ich między krzakami rozmawiających o przyszłej podróży. Zadumiony rzeczą nigdy przedtem niesłychaną, pobiegł do starszych; ci zebrawszy młodzież, znalezli Laonga z czterema innymi na temże miejscu, i gdy się bronić chcieli, gwałtem związanych przywiedli do osady.
Przyznali się społecznicy do wszystkiego, sam herszt upornie milczał: odłożono sąd do kilku dni; każdy z winowajców w osobnem zamknięciu trzymany był z surowym zakazem, żeby żadnej z obywatelami nie mieli komunikacyi. Zeszli się tymczasem najstarsi wszystkich osad gospodarze, i za ich wyrokiem, rzeczy przywoźne, zamknięte w wielkich naczyniach, wraz z winowajcami na pole pierwszego herszta wyprowadzono. Tam głęboko w ziemię zakopano obmierzłe naczynia, co gdy się skończyło, lud winowajców ukamienował, a na wieczną pamiątkę tyle kamieni na to miejsce zniesiono, iż się stał kopiec wielki, który widzisz.
Starzy, którzy słuchali inkwizycyi tych winowajców, skomponowali dla wiecznej pamięci pieśń, w której to wszystko, com ci powiedział, jest wyrażono, z przydatkiem strasznych przeklęstw na zdrajców ojczyzny.
XI. Po kilkudniowej podróży, wróciliśmy się do domu. Zaszli nam drogę mieszkańcy, i część owę zboża, z której miał być chleb powszechny uczyniony, przyjęli z radością i uszanowaniem. Trzeciego dnia przypadała wielka uczta; na tę wezwany byłem. Gdy przyszło ów chleb ojczysty na części dzielić, najstarszy ze zgromadzenia opuścił mnie; to gdy postrzegł mój gospodarz, prosił, żebym i ja, ile już spółobywatel, mógł być jego uczestnikiem. Trudnił rozdzielający, mieniąc, iż nie będąc synem powszechnego ojca, do cząstki strawy powszechnej nie mogłem należeć. Rzekł Xaoo: a gdyby pierwszy nasz ojciec ujrzał był przychodnia łaknącego, czy byłby mu kawałka chleba swojego żałował? To zagadnienie skonwinkowało wszystkich; rozdzielił się więc zemną cząstką swoją własną ów najstarszy gospodarz, a skosztowaniem tego szacownego ułomka, stałem się członkiem te szczęśliwej familji.
Gdy się już wszyscy nasycili, powstała z miejsc swoich młodzież, i otoczyła starszyznę. Najsędziwszy tak mówić począł: « Wiek wiekowi podaje pamięć, dzień dniowi daje naukę. Jedliśmy chleb naszego ojca, słuchajmy napomnienia jego. »
« Bóg jest źródłem wszystkiej istności: Bóg jest początkiem wszystkiego dobra: Bóg być powinien jedynym celem i końcem wszystkich spraw naszych. »
« Rodzicom należy się miłość, uszanowanie, posłuszeństwo. Chcecie mieć wdzięczne dzieci, bądźcie wdzięcznemi dziećmi. »
» Jesteśmy wszyscy jednego ojca potomkowie, pamiętajmy o tem nieustannie żeśmy bracia. »
» Wychowanie młodzieży, niech będzie szkołą cnoty. »
» Nagroda cnoty w tem życiu największa, wewnętrzne przeświadczenie; inszych nie szukajcie; gdy zaś karzecie występki, żałujcie występnych, pamiętajcie, że i wy możecie zgrzeszyć. »
» Zaczął potem opowiadać, jako pierwszy ojciec od morza z dalekiej ziemi przybył; a w głąb ziemi zaszedłszy, uprawiał rolą, dóm zbudował, rozkrzewionemu potomstwu dał należyte wychowanie i nauki, a te wspierając świętemi swojemi przykłady, założył pierwsze fundamenta szczęśliwości powszechnej całego kraju. Wyliczał cnoty i dzieła następców, któremi zasłużyli sobie na wieczną pamięć.
Wspominają z wielkiemi pochwałami kroniki nasze wojowników, że wypleniali naród ludzki; monarchów, że karząc małe kradzieże, wielkiemi się zaszczycali; mędrców, że sny swoje dowcipne dawali za wyroki; prawodawców, że subtelnemi wynalazki słodzili jarzmo nieznośnej podległości. Słynie Alexander, że pół świata nieszczęśliwym uczynił; Juliusz, że zgubił swoję ojczyznę. Nie na tej szali ważyli tamtejsi obywatele zasługi przodków swoich.
Wspominali z uszanowaniem jednego, który wydoskonalił instrumenta rolnicze. Drugiego, który odkrył dzielność niektórych ziółek zdatnych do uleczenia chorób. Tego, którego składania pieśni na uczczenie najwyższej Istności lud cały śpiewał. Długie byłoby wyliczanie każdego w szczególności, których tam mianowano; dość namienić, iż każdego z nich nieśmiertelna pamięć brała początek z usługi towarzystwu uczynionej, z osobliwego rodziców uszanowania, z dobrego wychowania, zachowania się przykładnego z innymi spółobywatelami.
Upewniony lud ten dobry, iż do szacunku prawych czynów, figur krasomowskich nie potrzeba, prostem dzieł wspomnieniem wielbił cnotę. Znać było po niespokojnych wzruszeniach słuchającej młodzieży, rozrzewnienie serc prawych; spadały po licach poważnych starców szacowne łzy, skutek świętej pociechy nieskażonego sumienia. Świadek tak przykładnego widowiska, odchodziłem prawie od siebie z radości i zadziwienia.
Nazajutrz z okazyi owej pierwszego ojca maxymy, że nauka młodzieży powinna być szkołą cnoty, prosiłem Xaoo, aby mi raczył wytłumaczyć, jakiemi sposobami ta szkoła do nauki cnot prowadzi. Nie masz w tem żadnego przemyślnego kunsztu, rzekł Xaoo: Nauki rozumu nie są nam znajome; serca sposobimy do cnoty. Żeby zaś dojść ile możności, tego pożądanego skutku, rozdzielamy naukę obyczajności na cztery części.
Pierwsza nie zatrudnia ucznia, ponieważ natenczas sam nauczyciel uczy się poznać gruntownie, jakie są jego skłonności, jaki grunt serca, jakie sposoby mydlenia, konstytucyą, co do humorów, krwi i innych przymiotowi skutków temperamentu. Przypomnij sobie owe odemnie dawniej wspomniane podobieństwo do roli; słyszałeś, iż rolnik naprzód powinien grunt poznać, żeby wiedział, jak go uprawić w czasie, i co na nim siać. Poznanie więc doskonałe dziecięcia jest u nas fundamentem edukacyi. Stąd nauczyciel brać miarę powinien, czyli słodkiem napomnieniem, czyli zabawnym dyskursem, czyli gruntowną umysłu konwikcyą, czyli częstem powtórzeniem, obietnicą nagrody, punktem honoru, lub nakoniec gdyby wszystkie inne sposoby były nieskuteczne, bojaźnią kary, umysł wzruszać i do dobrego kierować ma.
Drugi stopień edukacyi, zmierza do wykorzenienia złych skłonności, już poznanych przez nauczyciela. Lubo w pierwszych leciech niemowlęctwa zabiega się temu, ile możności, aby nie nabierało dziecie jakowych przywar i uprzedzeń, trudno jednakże odłączyć niejaką słabość od miłości rodziców. Ta, choć rozumem powściągniona, niekiedy z obrębów wypada. Pieszczoty nieznacznie wprawiają w upór i dobre o sobie rozumienie; stąd krnąbrność, stąd odraza od pracy, stąd hardość roście. Stara się więc nauczyciel przełamywać te pierwiastkowe przywary, zawsze w początkach łatwiejsze do pokonania.
Zasiewa przyzwoitem ziarnem wyczyszczoną już i uprawioną rolą nauczyciel w trzecim stopniu, wielbiąc cnotę w powszechności, w szczególności każdy jej rodzaj opisując. Obowiązki stanów opowiada; przykrość nawet w pełnieniu cnot nie tai się, ażeby przestrzeżona tym sposobem młodzież, nie odrażała się zczasem od pełnienia przykrych i trudnych częstokroć obowiązków.
Czwarty, a ostatni stopień gruntuje się na roztropności. Nie dość na tem, że uczeń wie definicyą cnot rozmaitych, trzeba, żeby je do skutku przywodził. Trzeba, żeby wiedział, jak i kiedy pełnić je ma. Trzeba, żeby każdej rzeczy przystojną miarę zachował; żeby, naprzykład, zbytek odwagi nie stał się zuchwałością, a nadto wielka rozmyślność bojaźnią i lenistwem, i t. d.
Te są proste, ale doświadczeniem stwierdzone w skuteczności swojej reguły edukacyi młodzieży naszej.
Są jeszcze inne: te, lubo wielce potrzebne, że się jednak tylko do zdrowia i mocy ciała ściągają, towarzyszą tylko wyżej wspomnianym. Z pierwszego niemowlęctwa przyzwyczajamy dzieci zostawać bez odzieży, żeby przyuczać ciała do wytrzymania zimna i ciepła. Do mocy przyuczamy dźwiganiem proporcyonalnych sile ciężarów; do szybkości ubieganiem się w zawody; do przebywania rzek pływaniem po sadzawkach.
Lubo pasowanie sie wzajemne do nabierania sił wielce służy, u nas ten rodzaj ćwiczenia jest zabroniony. Nie chcemy nawet podobieństwa bitwy; nie chcemy okazyi wynoszenia się zwycięzców, upokorzenia zwyciężonych. Takowe igraszki kończą się częstokroć prawdziwym bojem; zapalićby mogły nienawiść między temi, których szczęśliwość póty trwać będzie, póki się będą wzajemnie kochać, póki nie będą mieć, ani przyczyny, ani sposobu zazdrościć sobie.
XII. Z okazyi podróży naszej wziąłem wstęp do zachwalenia wniesionego u nas zwyczaju odwiedzania cudzych krajów. Zwyczaj ten, rzekłem, oświeca i uczy młodzież naszę; poznają prawa, zwyczaje narodów, charaktery rozmaite ludzi, a powracając z nabytą korzyścią, stają się zdatnemi do usłużenia własnemu krajowi. Słuchał z cierpliwością, poczuwał i usprawiedliwianie tego u nas zwyczaju, który jest ostatnim stopniem wychowania młodzieży.
Gdym ja skończył, on tak mówić zaczął. Nie rozumiej, żebyśmy tego nie pojmowali, iż podróż do cudzych krajów, wielkie za sobą pożytki prowadzić może; nie przeczyłem, ani przeczę tym, które wyraziłeś; ale zapomniałeś mówić o szkodach stąd pochodzących; my zaś nie inaczej zwykliśmy się w takowych okolicznościach determinować, tylko zważywszy wprzód na szali rozsądku, przeciwne z obojej strony zarzuty i argumenta. Jeżeli pożytek przewyższa szkodę, gotowiśmy się chwycić rady zbawiennej. Bojaźń nowości przewyższa u nas wszystkie najpożądańszych awantażów perspektywy. Przenosimy nad wszystko pewność niewzruszonej sytuacyi naszej. Przestajemy spokojnie na tem, co mamy. Małość chęci oszczędza potrzeb: tym łatwe dogodzenie czyni szczęśliwość.
Zbytki wasze, czynią was niespokoynymi; niekontenci z tego, co macie i widzicie przed sobą, nie możecie się na jednem miejscu osiedzieć, i jakby przed wami szczęście uciekało, gonicie go ustawicznie. Usprawiedliwiajcie, jak chcecie, czynności wasze, stąd jednak poszły wasze podróże do cudzych krajów. Podróże, prawda, że usprawiedliwione, jak słyszę, nie tylko wielu dowodami, ale i pospolitym zwyczajem, ztem wszystkiem niemniej próżne, jeżeli nie szkodliwe.
Nauka obyczajów, bywa, jak mówisz, najdzielniejszą przyczyną peregrynacyj waszych. Odzież nie odmienia człowieka; pod czapką, turbanem i kapeluszem, równie siedzi doskonałość i głupstwo, nieprawość i cnota. Jakiekolwiek bądź jest twoje zgromadzenie i towarzystwo, nie potrzeba daleko jeździć, żeby poznać rozmaitość charakterów. Bylebyś tylko chciał pilnie zapatrywać się na sposoby postępowania ziomków twoich, w małym okręgu postrzeżesz to, co się w całym świecie dzieje. Grunt człowieka zawsze jednaki: te różnice, które rząd, powietrze, religia czyni, nie są tak znaczne, żeby przyrodzenie odmienić mogły.
Powiadasz, że pielgrzymowaniem rozum się poleruje, i w dawniejszych dyskursach uczyniłeś je podobnem do kruszcu, z którego rdza schodzi częstem tarciem. Trzymaj się ciągle tej komparacyi, a musisz przyznać, iż polerowany kruszec, im bardziej się błyszczy, tym go więcej ubywa.
Wiadomość wielu rzeczy, ja nie wiem, czy jest użyteczna człowiekowi. Snują się naówczas zbyt obfite myśli i imaginacye; rozsądek ledwo może wystarczyć do obierania, a częstokroć przytłumiony zbyteczną umysłu płodnością, sam nie wie, czego się chwycić.
Jeżeli gorzej u sąsiada niż u mnie, poco się daremnie trudnić? Jeżeli lepiej, na co się zda takowa podróż, która mnie nauczy, że lepiej u sąsiada, niż u mnie? Zmniejszy szacunek tego, co mam; da chęć polepszenia sytuacyi mojej, a nie użyczając sposobu, uczyni mnie więcej oświeconym, ale mniej szczęśliwym. Cóż mówić o stracie czasu w takowych włóczęgach? cóż mówić o krzywdzie, która się czyni całemu towarzystwu? Twojem albowiem odbieżeniem traci jednę z części swoich, która może w tym samym czasie stałaby się zdatną całemu zgromadzeniu. Nie wspominam wydatków, które pielgrzymujący czynią; im kraj uboższy, szkoda większa, a jeżeli nie ma w sobie takowych okoliczności, któreby do podobnych podróży zwabiały cudzoziemców, nie nagrodzona.
Odpowiesz mi może, iż dla tego chcesz drugich odwiedzać, żeby postrzegłszy, co u cudzoziemców dobrego jest, swoim ziomkom użyczyć tej dobroci. A nie postrzeżeszli tam co i złego? a to złe, alboż nie możesz do swoich zanieść? Łatwiej się chwyta woli człowieczej zdradny powab złego, bo pochlebia; niżeli maxymy cnoty po większej części surowe i ostre.
Wieleby było mówić, żebym chciał wyliczać wszystkie złe, które pochodzi z tej niewczesnej ciekawości oglądania rzeczy nowych. Jeśli mniemasz, że się odmiennemi coraz widokami ciekawość twoja nasyci, i niespokojność ustanie; błądzisz. Zwyczajnyto tryb pasyj ludzkich, że im bardziej się im dogadza, tym się żywiej rozpościerają i krzewią.
Nakoniec przyłącz do moich uwag twoje doświadczenie. Oddalony od ojczyzny, od domu, niepodobna, żebyś nie tęsknił. Pozbawiłeś się wszystkiego dla dogodzenia niespokojności twojej, a gdyby nie osobliwa dobroć i opatrzność Istności najwyższej, byłbyś, jak twoi towarzysze, życiem przypłacił ciekawość twoję.
XIII. Poranku jednego gdyśmy się wybrali na polową robotę, zaszedł nam drogę jeden z mieszkańców, a położywszy rękę na piersiach, rzekł: ojcze! mam skargę przeciw sąsiadowi.... Xaoo, przerywając dalszą jego mowę, pytał: Jestże twój sąsiad przestrzeżony od ciebie, że się myślisz skarżyć? Odpowiedział, jest.... Rzekł zatem Xaoo: zawołaj go. Poszedł ów, i po małej chwili stanął oskarżony z oskarżającym. Oskarżający tak mówił:
« Już temu drugie żniwo, jak mi nie przyszło być w zakącie mojego lasku. Ten lasek i rolą moję oddziela strumień od osady tego dobrego sąsiada. Na dniu wczorajszym ułożyłem sobie iść w tamtę stronę lasku, dla upatrzenia drzewa na sochę nową. Gdy tam zaszedłem, znalazłem przerwaną grobelkę moję przez niedawną powódź, i tą przerwą strumień się odwrócił od dawnego koryta, zakrążył róg mojego lasku, tak dalece, żem obaczył sztukę gruntu, i toż samo drzewo, po którem poszedł, na drugiej stronie strumyka. Przebywszy więc wodę, gdym zaczął odkopywać i podważać drzewo dla zwalenia go na ziemię; postrzegł to miły sąsiad, zbierający naówczas siano z łąki swojej, i nadszedłszy, rzekł:
« Prawy sąsiedzie! naszliście moję własność; użyczyłbym jej wam z ochotą, ale jej całości dla dzieci moich przestrzegać powinienem. Wiecie, że ta rzeczka nas rozgranicza, nie możecie więc niczego z tej strony używać bez naszego zezwolenia. Rzekłem mu na to, iż też same racye są i na moję stronę, dla strzeżenia i dochowania własności plemienia mojego.... Miara twojej własności, równa jest; a to, co ci strumyk zwróceniem biegu przydał, nie nadaje ci prawa do mojego gruntu.... »
« Odpowiedział na to; że przypadek ten, stał się interesem nie tylko nas w szczególności, ale całej osady; nie mamy więc mocy rozsądzać go, ale potrzeba żebyśmy się udali do starszych; a tymczasem póki takowe rozsądzenie nie nastąpi; należy, ażebyśmy obadwa gruntu tego nie używali.... Zezwoliłem na to, jako rzecz słuszną, i dla rozprawy należytej i urzędownej, udałem się do ciebie, jako starszego....  »
Xaoo wszystkiego cierpliwie wysłuchawszy, spytał się obżałowanego, jeżeli obżałujący wszystko, jako należało, w tej mierze opowiedział, rzekł; że nic nie opuścił. Wtem do obudwu rzecze: jutro wezwę starszych naszej osady, którzy tę sprawę roztrząsną, i wraz zemną decydować będą; wy się stawicie porankiem na pagórku sądowym. Poszli oni, myśmy się zostali w polu.
Dziwiłem się, rozważając sobie, że ten, który się uskarżał, nie tylko z skromnością rzecz swoję opowiadał, ale też o swoim przeciwniku mówił z niejaką przychylnością i uszanowaniem, nazywając go sąsiadem dobrym, miłym, prawym, i t. d. Dobroć tak wielka, przywiodła mi na pamięć indukty nasze, pełne zwyczajnie uszczypliwych ucinków i obmowy. I to mi podziwienie przyniosło, że indukta sprawy była tylko z jednej strony; zamiast żwawej repliki po naszemu. Pozwany wysłuchawszy pozywającego, przestał na prawdzie rzetelnego opisu, a sędzia na jednostajnej informacyi.
Pytałem się więc mego starca, czyli we wszystkich tamtejszych sprawach ten sposób indukty? Odpowiedział: że nie inaczej, i że nie widzi potrzeby gadania o jednej rzeczy stron obudwóch. Mający między sobą kontrowersyą, powinni rzetelnie opowiedzieć, co za fundament ich sprzeczki. Wyćwiczeni w miłości cnoty i prawdy, poznają łatwo z czyjej strony sprawiedliwość, i godzą się; jeżeli się zaś jaki osobliwy przypadek zdarzy, nie dufając natenczas swojemu zdaniu, udają się do starszych, i ich zdanie staje się dla nich wyrokiem.
U nas, rzekłem, w sprawach granicznych, gdy z obustron gruntownych dokumentów nie masz, nakazują przysięgę; która strona na stwierdzenie rzetelności swojej Imienia Bozkiego wezwie, ta sprawę wygra. Bezbożni! zawołał Xaoo, śmiecież Istność najwyższą znieważać? Nie tak u nas sądzą, rzekłem: powszechne jest zdanie, że kto sprawiedliwie przysięga, Boga chwali. Nie mogłem w tem miejscu przed nim zataić złego używania przysiąg; przysiąg przy odzierżeniu urzędów, prawie ceremonialnych; przysiąg granicznych, bez wewnętrznej konwikcyi; przysiąg tuzinowych w kryminalnych sprawach; przysiąg usłużnych na poparcie cudzego interesu; przysiąg Rzeczypospolitej mniej jeszcze ważnych, niż te wszystkie.
Zamknął mi usta pełen cnotliwej zapalczywości starzec, a wzniósłszy oczy i ręce ku niebu, zawołał: bądźcie błogosławione święte ręce, któreście stosami kamieni przywaliły Laonga i towarzyszów jego! Takichby nas zbrodni nauczyli wezwani od niego cudzoziemcy. Z tego, com się od ciebie dowiedział, we dwójnasób powiększam wdzięczność ku najwyższej Istności, że nas towarzystwa waszego ustrzegła. Ty, jeżeli chcesz nam dać największy dowód przychylności swojej, taj przed ludem naszym zwyczaje kraju twego; nie obrażaj uszu niewinnych, powieścią rzeczy, ledwo podobnych do uwierzenia.
W dni kilka poszedłem na ów sądowy pagórek; zeszła się starszyzna, a gdy im rzecz całą Xaoo opowiedział, udali się na miejsce kontrowersyi, i pilnie wszystko oglądawszy, rozkazali natychmiast całej gromadzie, żeby rzeczkę do dawnego koryta zwrócić, groblę mocniejszą usypać, brzegi od przerw ubezpieczyć; według dawnego w podobnych okolicznościach zwyczaju, strony obiedwie starszym za pracę podziękowały, a oskarżający oskarżonego na ucztę do siebie zaprosił.
XIV. Wiele jeszcze innych zwyczajów i ustaw od lat niepamiętnych było w tej wyspie: wszystkich wyliczanie nadtoby rozszerzyło pisanie moje, niektóre więc tylko w krótkości wyrażę.
Historya kraju nie tylko przez powieści starszych, w ucztach obwieszczana bywa, mają nadto ułożone pieśni, opowiadające dzieła przodków i ich znaczniejsze przypadki. Poezya ich nie tak jest brzmiąca i wdzięczna, jak nasza, ale niedostatek tych ozdób nagradza prostota, tchnąca niejaką powagą. Nie znają miłosnych kompozycyj, ani wolnych wyrazów, obrażających modestyą. Wszystkie ich pieśni wiodą do dobrego, wychwalaniem dzieł cnotliwych, naganą występków, przeklęstwem występnych.
Roku przedziały są według obrotów słonecznych. Lata rachują żniwami. Żeby zaś mieli jakowe epoki, nie mogłem się o tem dowiedzieć. Przyjście nawet pierwszego ojca, kiedy i jak dawno nastąpiło, nie wiedzą. Xaoo, którego powierzchowność nie okazywała więcej nad lat pięćdziesiąt liczył wieku swego lat dziewięćdziesiąt dwa. Dojść do stu dwudziestu nie jest u nich rzecz nadzwyczajna.
Nie znając kruszców żadnych, zażywają do narzędzi rolniczych ości ryb wielkich, które morze częstokroć na brzeg wyrzuca. Te tak zaostrzają tarciem jednych o drugie, iż i drzewa niemi obrabiać i zboże żąć mogą.
Pierwszy dzień nowego miesiąca jest powszechnym spoczynkiem. Starsi naówczas odwiedzają się i użytecznemi dyskursy bawią. Młodzież wychodzi w pole, i różne czyni igrzyska, wszystkie służące do nabycia rzezkości i mocy. W tych igrzyskach oboja płeć równie się ćwiczy, zawsze jednak w przytomności kilku starców i matron sędziwych, żeby żadnego wykroczenia przeciw modestyi i uczciwości nie było.
Żadnego muzycznego instrumentu nie widziałem podobnego do naszych. Gdy tańcują, śpiewają razem pieśni do nót tanecznych akomodowane.
Mają niejakie podobieństwo w śpiewaniu niektórych pieśni, do sztuk naszych dramatycznych. Gdy albowiem czynią opisanie dzieł przodków, rozdzielają się na osoby w pieśni wymienione, i gdy te co mówią, osoba reprezentująca sama śpiewa, udając giestami wzruszenia wewnętrzne, albo akcyą reprezentowanego. Toż czynią kolejno drudzy reprezentujący inne osoby. Powieść zaś dzieła każdego, reflexye moralne, pochwały cnot, przeklęctwa występnych, wszyscy razem śpiewają.
Mięsa tak zwierząt, jako i ryb na pokarm nie używają; nawet wierzyć mi Xaoo nie chciał, że my tem żyjemy... Z tej obrzydliwości od mięsa pochodzi, iż myślistwa nie znają, a zwierz tamtejszy bardzo łaskawy; o lwach, tygrysach, wilkach nie wiedzą. Zajęcy, odmiennych jednak nieco od naszych europejskich, nie wielką kwotę widziałem. Krów i wołów mają dostatek, i te chowają w oborach dla pracy rolnej i nabiału. Wełnę owiec przedziwnie piękną i miękką dwa razy na rok strzygą; z tej niewiasty robią materye na odzież, kołdry i materace.
Małżeństwa są dożywotnie, o wielożeństwie, żeby gdzie mogło być, Xaoo, tak dalece nie wierzył iż ledwo mogłem mu wyperswadować, iż jest zaiste. Mniemał więc iż to pozwolenie jest wzajemne, tak co do wielości żon, jako i mężów; a gdy się dowiedział, iż sami mężczyzni nadali sobie ten przywilej, gniewał się na taką niesprawiedliwość.
Że zawiłości prawne i wykręty jurystów nie mają tam miejsca, pochodzi to ze szczęśliwej niewiadomości tej nauki, która na dobro nasze, jak nam wierzyć każą, wymyślona, nadała umiejętność zatłumienia prawdy, i usprawiedliwienia największych występków.
XV. Przechodząc się raz sam jeden nad tym brzegiem morskim, gdziem po rozbiciu okrętu mojego był wyrzucony, zastanowiłem się myślą nad moim teraźniejszym stanem; począłem dalej rozważać wszystkie życia mojego przypadki, niedoskonale jeszcze u siebie przeświadczony, czylim zyskał, czy stracił na aktualnej mojej sytuacyi.
Gdy w zapalonej żywemi obrazami imaginacyi coraz się insze myśli snuły, pod brzegiem wiszącej nad lądem skały postrzegłem część znaczną rozbitego okrętu, którą fale unosząc wbiły w piasek brzegowy, a zwyczajny morski odwrot zostawił naówczas oschłą. Miejsce to było na ustroniu: nie obawiając się więc, żeby mnie postrzeżono, skoczyłem ku temu miejscu, i poznałem, iż to była tylna część okrętu, gdzie pospolicie bywa izdebka kapitańska i inne najszacowniejsze składy.
Z ciężkością przedarłem się do tej izdebki, i wielem w niej rzeczy znalazł. Te, które wilgoć zepsuć mogła, zupełnie już były zbutwiałe, inne, jakoto pistolety, fuzye, rdza okryła, zdatne jednak być mogły do użycia. Nie mogłem napaść oczu tak niespodziewaną zdobyczą. Żeby więc ukryć przed obywatelami tamtejszymi korzyść moję, poszedłem pod blizką skałę, i znalazłszy w miejscu nieznacznem sporą pieczarę, skrzętnie tam zacząłem znosić łupy moje.
Jużem był prawie wszystkie zgromadził, gdy w jednym kącie izdebki kapitańskiej postrzegłem nieznaczną kryjówkę, której przykrycie odstawało trochę od reszty podłogi. Zerwałem ją natychmiast, i pierwszy raz od lat trzech, blask złota w oczy moje uderzył. Lubo ów kruszec na tamtem miejscu do niczego zdatnym być nie mógł, przecież słodka pamięć tego, do czego przedtem służył, tak dalece rozżarzyła imaginacyą moję, iż nie mogłem się wstrzymać od najżywszego radości uczucia. Poznałem z cechy, iż te pieniądze były luidory francuzkie; przeniosłem je śpiesząc do pieczary; aże już słońce skłaniało się ku zachodowi, żeby mieszkańcy nie domyślili się o przyczynie spóźnienia mojego, udałem się jak najśpieszniej do osady.
Przez całą noc oka zmrużyć nie mogłem. Widząc się być possessorem znacznego skarbu, żałowałem niezmiernie, iż zostawałem w takiem miejscu, w którem mi żadnej korzyści przynieść nie mógł. Stawiałem się myślą w ojczyznie, i natychmiast kupowałem wsi, miasta, budowałem pałace, plantowałem ogrody. Byłem nieszczęśliwy wśród szczęścia mego, mając, a użyć nie mogąc tego, co mi jak na przekorę los w pieszczotach swoich fałszywy i zdradny użyczył.
Skoro tylko nazajutrz słońce zeszło; poszedłem do mego gospodarza, i zmyśliwszy ciężki ból głowy, opowiedziałem, iż dzień cały stracę na chodzeniu, dla nabycia sił przy dyecie i exercytacyi. Chętnie zezwolił; ja zaś wziąwszy z sobą nieco pokarmu, chyżej niż strzała pobiegłem do moich łupów. Nim jednak przyszło examinować to, com ukrył w pieczarze, zobaczywszy wprzód, że rzeczy nie były tknięte, puściłem się znowu na nową zdobycz, a szukając po wszystkich kątach owej sztuki okrętu, zdobyłem zostawioną w jednym kącie pakę, tę odbiwszy znalazłem xiąg wiele, nie zupełnie jeszcze przemokłych i zbótwiałych. Dostało mi się jeszcze znaleźć baryłkę prochu, i worek kul i śrótu.
Zniosłem te drogie sprzęty do mojej pieczary, a gdym się raz jeszcze zapuścił ponad brzeg patrzyć, jeżeli kogo z mieszkańców mnie szpiegującego nie obaczę, postrzegłem o kilka staj stojącą przy brzegu łódź, zapewne od owego okrętu. Poszedłem ku niej, nic nie znalazłem, prócz dwóch wioseł; zaprowadziłem ją natychmiast w blizkie ujście rzeczki do morza wpadającej. Tam powrozem, którym był z okrętu zdobył przywiązałem ją do jednego drzewa, w takowem miejscu, gdzie gęsta zarośl, zupełnie ją od oczu ciekawych zasłonić mogła.
Wróciwszy się nazad do pieczary, dopiero spokojnie zacząłem examinować bogactwa moje. Przystąpiłem nasamprzód do szkatuły i worków z pieniędzmi, znalazłem w złocie czerwonych złotych francuzkich podwójnych sztuk 4,862, pojedyńczych 3,716, monety nie wiele było. Oprócz tego w osobnym szkatuły puzderku, dyamentów znacznych, jeszcze nie brylantowanych kilkadziesiąt, mniejszych kilka set, kamieni kolorowych, rubinów, smaragdów, safirów bardzo wiele.
Że zaś osobliwem szczęściem do owej szkatuły woda nie zaszła, zdobyłem kilka fascykułów papierów, te wziąłem do siebie, chcąc je spokojnie w domu przeczytać. Xiążki, że były po części zamokłe, wydobyłem z paki, i rozłożyłem na piasku, żeby się wysuszyły. Reszta sprzętów takowa:
Dwie fuzye, trzy pary pistoletów, cztery szpady. Perspektywy dwie przemokłe i niezdatne. Trąba morska do gadania na dół. Zegarków złotych trzy, jeden z repetycyą. Waza srebrna, półmisków sześć, talerzy dwanaście. Klatek drócianych siedem, znać jeszcze było po piórkach, że w nich były papugi. Pudło, gdzie musiały być peruki, co można było poznać z wielości włosów, zsiadłej pomady i zapachu Bergamotte. Do tej obserwacyi i to mi niepomału pomogło, gdym znalazł w temże pudle żelazek dwa do papilotów, i jedno do tupetu. Skrzypców troje popsutych, lutnia, dwie par klarynetów, i jedna waltornia. Szkatułka z drzewa de Mahon w mosiądz oprawna, w niej dwanaście flaszek wódki lawendowej. Tabaki de Maroco funtów 42, ta zupełnie była zepsuta. Resztę, jakoto suknie, bielizny, woda morska zżarła. Były jeszcze obrazy, ale z tych farba zeszła, i nie można było rozeznać, co mogły reprezentować.
XVI. Słabość wczorajsza zaciągnęła dzień następujący. Pod tym więc pretextem, wziąwszy z sobą prowiant, pośpieszyłem do moich skarbów. Dowiedziawszy się z papierów, iż okręt rozbity, był armaturą francuzkiego miasta de S. Malo, znalazłem między niemi wexle, jeden do Amsterdamu na 12,000 czerwonych złotych, drugi do Londynu na 22,000 czerwonych złotych; trzy do Genui, każdy na 6,500 czerwonych złotych. Nie gardziłem i tą zdobyczą, w nadziei, że może się zda kiedykolwiek; zachowałem ją ze złotem.
Żeby nie popaść jakowej suspicyi u Nipuanów, z okazyi częstych moich przechadzek, umyśliłem za powrotem dać znać mojemu starcowi, iż postrzegłem część okrętu krajów naszych: żeby zaś nie pomiarkował, iż zdobycz w nim znalezioną dla siebie zachowałem, zaniosłem nazad do izby rotmańskiej fuzyą jedne, pistoletów dwa zardzewiałych, instrumenta muzyczne, i pakę z wysuszonemi już xięgami; tę zaś umyślnie dla tego, abym mu je potem tłumacząc dał uczuć, jakeśmy w rozmaitych naukach biegli. Stało się tak, jakem ułożył.
Xaoo nie tak ciekawy, jak pragnący zabieżeć szkodliwej w skutkach ciekawości spółobywatelów, równo ze świtem poszedł zemną do owej reszty rozbitego okrętu. Oglądał każdą część pilnie, pytał się o przyczynę i zdatność każdej; fuzye i pistolety, gdym mu ich użycie opowiedział, wrzucił w morze, xiążki pozwolił zanieść za sobą, instrumenta w okręcie zostawił. Nazajutrz zwołał starszych i nimem się obudził, już oni spalili to, co się z owego okrętu zostało. Obudził mnie za powrotem swoim, i opowiedział, co starsi wraz z nim uczynili. Że zaś w powszechności o łodzi mówił, zląkłem, się niezmiernie, czy nie trafili na owe, którąm w zakryciu drzew nadbrzeżnych zostawił. Prosił mnie zatem żebym mu tłumaczył, co xięgi w sobie zawierały; obiecałem, z tym jednak dokładem, żeby mi pozwolił czasu do rozpatrzenia się w nich należytego.
Zasiadłem nad tą pracą; a że wszystkie były francuzkie, łatwe mi były do zrozumienia. Nie kładę ich rejestru, ile że od tak dawnego czasu nie mogłem sobie wszystkich tytułów przypomnić. To wiem, iż znalazłem komedye Moliera, romansów trydzieści ośm, o ekonomji politycznej xiąg cztery, aryj de l’Opéra Comique, zbiór wielki; Anakreonta z kopersztychami, Newtona Filozofji tom trzeci, sposób robienia pasztetów, i cztery planty Paryża.
Po wyszłych dniach kilku, naglił mnie Xaoo, żebym mu opowiedział cokolwiek z tego, co te xięgi w sobie zamykały. Tłumaczyć wdzięk pieśni Anakreontowych obywatelowi wyspy Nipu, byłaby rzecz trudna i niewczesna; nadto była w nich wielka różność od tamtejszych, żeby można było grzeczne kłamstwa pisać; naród tamtejszy tego nie pojmował, musiałem więc romanse porzucić; arye, opery nie miałyby szakunku u nieznających się na muzyce; Filozofji zaś Newtona nie rozumiałem. Udałem się więc do Moliera, i z ichże własnych pieśni wziąwszy asumpt, zacząłem mu explikować naturę komedyi, jako być powinna szkołą obyczajności, pod pokrywką zabawy, prezentując jak najnaturalniej w wyobrażeniu charakterów ludzkich, jak cnota przeszkody zwyciężą; jako występek kiedyżkolwiek odkryty za złe wychodzi.
Prawa u nas, rzekłem, karami występki straszą; napominania starszych przekładają łagodnemi, nie mniej jednak dzielnemi sposoby, wszystkie życia towarzyskiego obowiązki; Komedya równie dzielnego, a może skuteczniejszego sposobu na ohydzenie występków używa, wyśmiewając występnych, tak dalece, iż częstokroć czego poważniejsze środki nie potrafiły, ten sposób dokazał. Wzgarda osobliwym sposobem obraża miłość własną; stąd żart dzielność swoję bierze, byleby był uczciwy i umiarkowany. Chcąc to, com mówił, przykładem wesprzeć, udałem się do tłumaczenia jednej komedyi Moliera; a chcąc dać mu do zrozumienia, jak jego maxymy nadto surowe sądziły nas zbyt ostro, wybrałem Mizantropa.
Jakem po dniach kilku tłumaczenie skończył, i jemu przeczytał, rzekł Xaoo: musiał się dobrze znać na ludziach ten, który tę rzecz napisał. Namiętności dobrze są wyrażone, zbytek osobliwości doskonale wytknięty. Ale zda mi się, iż autor kilku rzeczy w tem swojem dziele nie postrzegł. Naprzód albowiem czyniąc swojego odludka cnotliwym, zdał się nieznacznie przestawać na tem, iż cnota ma w sobie jakowąś odrazę. Cnotliwemu mizantropowi odjął największą cnoty zaletę, roztropność, gdy umieścił w ustach jego niedyskretne i niewczesne krytyki. Przydał mu nadto zbyteczną miłość własną, gdy go wystawia idącego wbrew obojętnym nawet zwyczajom towarzystwa.
Nie takie są, mój synu, prawdziwej cnoty znamiona. Czuje prawy człowiek różnicę postępków swoich, ale go to uczucie w pychę nie podnosi. Ma wstręt naturalny od towarzystwa występnych, ale się go nie chroni, wtenczas osobliwie, gdy poznać może, iż jego przykład może być zdatnym. Nie przywdziewa na siebie postaci osobliwej, żeby nie czynił od siebie wstrętu. Ile możności, słodzi przykre czasem przepisy obowiązków, żeby zbyt surowa z pierwszego wejrzenia powierzchowność, nie odraziła umysłów, między złem a dobrem chwiejących się. Możeś chciał uczynić delikatną komparacyą dyskursów tego Mizantropa z mojemi, i nie powinienem mieć ci za złe tej myśli, ile jeszcze do naszych zwyczajów nie zupełnie wdrożonemu.
Ale racz uważyć, iż ze zdań zadziczałych, a prewencyj niewykorzenionych, nie ja względem ciebie, ale ty względem nas jesteś osobliwym człowiekiem. Ciebie więc do nas przystosować moim jest obowiązkiem, a przeto dzielniejszych używać sposobów muszę, gdy z tobą mówię o narowach ludzi, wpośrodku których urodziłeś się i wychował. Gdyby mi z wami żyć przyszło, nie chciałbym się różnić od innych najmniejszą powierzchownością; szedłbym ślepo za waszym przykładem w tem wszystkiem, coby się nie tykało istotnych obowiązków. Jeżeliby jednak bez uszczerbku cnoty nie można ujść osobliwości, przyznaję się szczerze, iż wolałbym ujść za dziwaka, odludka i mizantropa, niż być modnie niepoczciwym.
XVII. Prawdę powiedzieli starzy, iż słodki dym ojczyzny. Widoki Europejskie wzbudziły we mnie chęć widzenia Europy. Złoto, lubo na tej wyspie do niczego nie zdatne, ułudziło mnie zupełnie. Stałem się chciwym bez nadziei zysków, trwożnym w zupełnem bezpieczeństwie. Possessor znacznego skarbu czułem ustawiczną niespokojność, formowałem projekta, rachowałem istotę mojego dobrego mienia; gdy zaś nad tem zastanowić się przyszło, iż na mojej wyspie żadnego z tych projektów do skutku przywieść nie można było, wpadałem w rozpacz, i narzekałem na igrzysko losu mojego, który mi wtenczas dodawał sposobów, kiedym z nich korzystać nie mógł,
Jużem się był przyzwyczaił do sposobu życia Nipuanów; jużem zaczynał doznawać skutków szacownej spokojności; kruszec złoty nie dość że mnie uczynił nieszczęśliwym w Europie, dognał za światem. Pasowałem się nieskończenie sam z sobą. Przywodziłem sobie na myśl niesposobność korzystania z tego złota niepodobieństwo wydobycia się z wyspy, hazard podawania się na nowe niebezpieczeństwa, niewdzięczność ku dobrodziejom.
Te i inne uwagi konwinkowały mnie zupełnie co do rzeczy, serce się jednak temu wszystkiemu statecznie sprzeciwiało. Jużem był przedsięwziął uczynić heroiczną ofiarę, i to złoto, wraz ze wszystkiemi innemi Europy zdobyczami w morze wrzucić, ale gdym kilka worków z jaskini wydobył, takim wstręt uczuł od wykonania tego zamysłu, iż widząc, że się żadnym sposobem przezwyciężyć nie mogę, przedsięwziąłem na owej zachowanej z okrętu łodzi, puścić się na zgubę oczywistą prawie, byle z tej wyspy wynijść.
Postrzegł nadzwyczajne moje pomięszanie Xaoo; jam wszystko składał na słabość zdrowia, dla tego najbardziej, żebym pod pretextem przechadzki, mógł częściej nawiedzać skarby moje.
Powieść starca o Laongu owym, utwierdziła mnie w zdaniu, iż wyspa Nipu nie musiała być nadto oddalona od ziem innych mieszkalnych. Co zaś powiadał o prezentach jemu danych, to mnie upewniało, iż musiały być tam osady europejskie.
Odwiedziłem więc łódź moję, i gdym ją opatrywał, znalazłem, iż w niczem nie była uszkodzona. Zrobiłem do niej maszt, sporządziłem żagle, wiosła były na pogotowiu.
Rozdzieliłem łódź na trzy części, pierwsza miała w sobie zawierać prowiant, druga wodę w beczkach, trzecia sprzęty i skarby. Miejsce na proch było osobliwe, fuzye i pistolety dobrze opatrzone; tak zaś chętnie chodziłem koło tego wszystkiego, iż w dni kilka wszystko już było na pogotowiu.
Żałowałem niezmiernie, iż się był zupełnie popsuł kompas morski, byłby służył do dyrekcyi żeglugi mojej. W tej więc niepewności postanowiłem u siebie zmierzać zawsze ku zachodowi: ile albowiem mogłem miarkować, od wschodu był jednostajny kurs okrętu naszego, a przez dni dwadzieścia sześć żadnej ziemi nie postrzegliśmy. Miarkowałem przeto: iż w przeciwnej stronie znajdą się owe osady od Laonga odkryte.
Jużem był wszystkie moje sprzęty, skarby, prowianty i amunicye upakował, gdy raz według zwyczaju przyszedłszy zrana do mojej łodzi, postrzegłem, iż jej nie było. Żem tego momentu nie umarł, albo z rozpaczy nie skoczył w morze, osobliwą w tem opatrzność bozką dotąd uznaję. Stanąłem w miejscu jak wryty, i utraciwszy zupełnie przytomność, przetrwałem w tym stanie nieczułości czas nie mały. Ocknąwszy się niejako, począłem rzewnie płakać, a widząc, że próżny żal do niczego nie pomoże, szedłem rzeczką ku morzu. Wtem postrzegłem, jako zwyczajny morski odwrót w toż właśnie miejsce łódkę moję prowadził, skoczyłem w pław ku niej, a bojąc się podobnych przypadków, mając wiatr potemu, puściłem się na morze.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.