My czy oni na Szląsku polskim?/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | My czy oni na Szląsku polskim? |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
»Chociaż do wyborów jeszcze przeszło półtora roku, — oto słowa początkowe zbiorowej odezwy redaktorów 4 pism na Szląsku polskim w Prusach, — gazety polskie i niemieckie już od dość dawnego czasu zajmują się sprawą wyborów na Górnym Szląsku. Mianowicie gazety polskie poza granicami Szląska biorą się do tej sprawy pilnie i gorąco, czem dają do poznania, jak żywo ich sprawa współbraci na Górnym Szląsku obchodzi. Nic dziwnego! Obecny wielki ucisk Polaków w Prusach, dokuczanie na każdym kroku, ograniczanie praw i swobody obywatelskiej, wielka i wytrwała agitacya hakatystów przeciwko wszystkiemu, co polskie, sprawia, że Polacy w Szląsku, czy w Poznańskiem, w Prusach zachodnich, czy na Warmii, czy nawet w Westfalii, widząc, że nieprzyjaciel przykładają niejako siekierę do korzenia całego narodu polskiego w Prusach, zaczynają się kupić i mówić: Jeden wspólny nieprzyjaciel, więc niech będzie jedna wspólna obrona«.
Wstęp i piękny i rozumny, przyznający najzupełniej słusznie, nietylko Polakom na Szląsku polskim w Prusach prawo zajmowania się tem, co Szląska tego dotyczy, traktujący żywotną sprawę ogólną, nie z ciasnego stanowiska zaściankowego, ale szerokiego, powszechnych interesów. Zobaczymy, niestety, że te słowa są poprostu frazesem, i że redaktorzy 4 pism górnoszląskich, Polakom poza Szląskiem zamieszkałym, przyznają to prawo jedynie w teoryi, w praktyce przecież mieszanie się do spraw szląskich tolerują o tyle tylko, o ile ono nie krzyżuje ich planów i zgadza się z ich poglądami na rzecz.
Zanim rozpatrzymy punkt za punktem treść tej znamiennej odezwy, przedewszystkiem winniśmy kilka słów wyjaśnienia.
Odezwę podpisało 4 redaktorów pism górnoszląskich, traktujemy ją więc jako taką, właściwie przecież jest to odezwa dwóch pism tylko: »Katolika« bytomskiego i »Gazety Opolskiej«, »Nowiny Raciborskie« bowiem i »Dziennik Szląski« pozostają w takiej od »Katolika« zależności, że gdy chodzi o traktowanie zasadniczych spraw publicznych, w rachubę ich prawie brać nie można.
Jeżeli się teraz zwróci uwagę na to, że »Katolik« jest pismem niezmiernie rozpowszechnionem, że dążył, a zapewne i dziś dąży do zmonopolizowania całej prasy polskiej na Szląsku w swoich rękach, że »Gazeta Opolska« pod względem liczby prenumeratorów porównania z nim nie wytrzymuje, a ze względu na spokojne i pojednawcze usposobienie jej redaktora, akcyi w szerszym zakresie w sprawach publicznych podjąć nie jest w stanie, że wreszcie treść odezwy jest tak przesiąkła duchem »Katolika«, iż w każdym nieledwie wierszu poznaje się autora pióra, nadającego mu nie od dziś znany i niejednokrotnie ganiony ton, nie trzeba będzie być zbyt domyślnym, aby odgadnąć, że puszczone w świat jako zbiorowe dzieło, jest właściwie dziełem jednego, odzwierciadla jego zapatrywania, ukazuje obraz jego własnej duszy.
Nie od rzeczy więc chyba będzie poświęcić »Katolikowi« słów kilka, przedstawić w krótkości koleje tego pisma, które powstałe przed laty i to poza granicami Szląska polskiego, dziś na tym Szląsku jest już potężną, wchłaniającą w siebie wszystkie inne siłą.
»Katolik« powstał poza Szląskiem.
Wydawał go w Prusach Zachodnich w Chełmnie zasłużony wielce pisarz ludowy Chociszewski w chwili kiedy Karol Miarka redagował w Królewskiej Hucie »Zwiastuna«. Nie potrzebujemy chyba objaśniać, w jakim redagował go duchu, powiemy więc tylko, że z powodu ożywiającego to pismo ducha, między nim a nakładcą Heneczkiem dochodziło nieraz do poważnych starć. Więc kiedy w roku 1868 z gimnazyum Bytomskiego władza szkolna wypędziła ze szkoły kilkoro dzieci polskich, za małe postępy w języku niemieckim, Miarka w energicznych słowach ujął się za niemi, wykazując krzywdę, jaką przez takie postępowanie wyrządza się rodzicom: to się niepodobało zwierzchności, i Heneczek nie chcący się jej narażać, odebrał Miarce redakcyę.
Wiadomość ta odbiła się szerokiem echem poza granicami polskiego Szląska, Chociszewski, pragnąc usuniętemu ze »Zwiastuna« redaktorowi przyjść z pomocą, zaproponował mu kupno za tanie pieniądze swojego pisma, Miarka się zgodził, i »Katolik« przeniesiony został na Szląsk.
Z początku było to pismo nie polityczne, współzawodniczyć zatem ze »Zwiastunem« nie mogło, ale gdy w dniu 1 lipca 1869 roku, Miarka wsparty przez jednego z obywateli poznańskich, złożył w Regencyi wymaganą kaucyę, stan rzeczy na lepsze się zmienił. Powaga pisma rosła z dniem każdym, wpływ jego zaczął sięgać daleko. Doszło do tego, że postanowiono je wszelkiemi sposobami zniszczyć, a gdy pokusy pieniężne odtrącone zostały z pogardą, wszczęto cały szereg procesów prasowych przeciwko jego redaktorowi, w nadziei, że te złamią hart jego ducha[1].
Omylono się, Miarka nie dał się ani przekupić ani nie uległ przed obawą więzienia, uderzał głośno i dobitnie w narodową strunę ludu, zdzierał bezceremonialnie z oblicza jego wrogów maskę pokrywającą ich twarz, i w chwili kiedy zawrzała w Prusach tak zwana »walka kulturna«, dziennik jego liczył już poważną cyfrę 6.000 przedpłacicieli.
Ale więzienia, na jakie skazywano Miarkę, nie mogąc złamać jego ducha, podkopały jego zdrowie, długoletnie borykanie się z przeciwnościami osłabiło żelazny jego organizm, kiedy więc przyszła choroba, nie znalazło się w nim już siły, zdolnej odeprzeć jej zabójczy cios.
Miarka umarł, »Katolik« przeszedł do rąk księdza Radziejowskiego. Przeszedł, jako już pismo zasłużone i poważne, docierające do najodleglejszych zakątków Szląska polskiego.
Nowy wydawca nie żałował trudu, by pismo to rozwinąć i wzmocnić, zasilał je jędrnemi artykułami swojego pióra, urozmaicał w interesujący sposób jego treść, kiedy więc zmuszony okolicznościami, usunął się ze Szląska na probostwo do Księstwa Poznańskiego, a na czele jego Redakcyi stanął dzisiejszy kierownik p. Napieralski, rosło ono z dniem każdym w prenumeratę jak na drożdżach, z dniem każdym stawało się coraz większą w tej dzielnicy potęgą.
I dziś liczy ono podobno olbrzymią cyfrę przeszło 20.000 tysięcy przedpłacicieli, rachować się z niem każdy musi, kto się na Szląsku publicznie odzywać chce.
Bezstronność nakazuje nam przyznać, że olbrzymia część zasługi za dzisiejszy rozkwit pisma tego spływa na obecnego jego redaktora Napieralskiego.
Ożywiony jaknajlepszemi chęciami, uzdolniony do pracy na kresach i pełen zadziwiającej energii oddał on, że tak powiemy, na usługi pismu temu i sprawie szląskiej, którą serdecznie ukochał, całą duszę, poświęcił się jednemu i drugiej z kośćmi i krwią.
Ma też już on piękną w dziejach polskiego Szląska w Prusach kartę, nad zasługami jego dla polskości w tej prowincyi przejść już nie można do porządku dziennego.
W czasie gdy tyle dokoła nas sił idzie na marne, gdy wytrwałość wśród naszych ludzi czynu zalicza się do wyjątków, gdy Sienkiewiczowska »l`improductivite slave« nasuwa tyle smutnych refleksyi, widok tego człowieka pracującego bez wytchnienia nad odrodzeniem staropolskiej prowincyi na zachodnich słowiańszczyzny kresach, ma coś w sobie podnoszącego, i budzącego wiarę w lepszą dla Polskości w Prusach przyszłość.
Ale przyznając to wszystko Napieralskiemu, nie możemy nie zwrócić na odwrotną stronę medalu, uwagi.
Odznaczała go zawsze i odznacza pewna obawa przed szerszą i śmielszą akcyą, pewne że się tak wyrazimy, kunktatorstwo tam, gdzie należałoby działać odważnie, śmiałą ręką dawać szach po szachu, nieprzebierającemu w środkach przeciwnikowi. Komu ze śledzących za rozwojem w narodowym duchu Szląska polskiego, nie wydawała się dziwną jego chwiejność w chwilach, kiedy się spodziewano po nim stanowczości, kto nie ubolewał nad tem, że redagowane przez niego pismo wobec pocisków, rzucanych w nas ręką księży szląskich i katolików niemieckich, nie miało odwagi jawnie im wypowiedzieć całej prawdy, ugodzić silnie w usiłującego germanizować lud przeciwnika, bez względu na to, czy on przyodziany jest sutanną księżą, czy zalicza się do możnych i wpływowych na tym świecie[2].
Działając ostrożnie i jak gdyby lękliwie, zasłużony ten wielce zkądinąd kierownik »Katolika« idzie za popędem utrwalonych w nim przekonań, które uszanować należy, nie można jednak przeoczyć i tego, że krępuje go i powściąga niejednokrotnie i nagłówek pisma. A jeżeli zwrócimy na to uwagę, że doprowadziwszy to pismo do zdumiewającego doprawdy rozkwitu, zrobiwszy z niego pierwszorzędną na Szląsku siłę, i wywalczywszy mu wpływ olbrzymi, doszedł on do tego, dającego się łatwo psychologicznie wytłómaczyć przekonania, że drogi, któremi dotąd z takiem powodzeniem kroczył, są najstosowniejszemi drogami i że wszelkie inne prowadzą na manowce, — łatwo zrozumiemy, że gdy zmienione nawet okoliczności wkroczenie Szląskowi na inne zalecają, z uporem znajdującym usprawiedliwienie i w jego temperamencie, i w osiągniętych dotąd rezultatach, wkroczyć się na nie lęka. Dodajmy do tego, wszystkich szlachetnych działaczy ambicyę, pragnących, aby wszystko, co się dla sprawy danej robi, robiło się nie bez nich, a przez nich, a znajdziemy odpowiedz na pytanie, dlaczego w zapoczątkowanej nie przez niego wielkiej i szerokiej akcyi, zajął on takie, a nie inne stanowisko.
Zastanówmy się nad tem, czy stanowisko to jest właściwem, i czy, gdy, co już zapowiadają, niezależne od »Katolika« na Szląsku czynniki się pojawią, siłą okoliczności nie zostanie zniewolonym porzucić takowego?
Zaznaczyliśmy już wyżej, że myśl wyboru niezależnych od Centrum niemieckiego narodowych posłów ze Szląska polskiego, rzuconą została przez poznańską »Pracę«. Podjął ją skwapliwie »Dziennik Berliński«, zawtórowały jej niektóre ludowe organa z poza Szląska. Odezwa rozprawia się więc z »Pracą«, tygodnikiem niepozbawionym rzetelnej wartości i rozpowszechnionym wśród polskich Szlązaków.
»Jakież są »Pracy« hasła wyborcze? — czytamy w początku tej odezwy. — »Praca ogłosiła swego czasu, że narodowe odrodzenie Górnego Szląska jest faktem dokonanym, a przeto lud górnoszląski powinien posłów polskich wybierać. Jeżeliby to było prawdą, to czynna agitacya »Pracy« na Szląsku byłaby zupełnie zbyteczną, bo odrodzony Górny Szląsk, oczywiście sam postąpiłby tak, jakby mu to odrodzenie wskazywało«.
I następuje argumentacya, że Szląsk polski w Prusach pod względem narodowym odrodzonym jeszcze nie jest, i że choć na nim »nie brak ludzi narodowo odrodzonych, gorąco myślących i gorąco działać pragnących, ale na przeszło miljon ludności polskiej, zastęp takich ludzi jest zbyt mały«.
Z zasadnością słów powyższych zgodzić się w żaden sposób nie można.
Czy Szląsk polski jest zupełnie, czy jeszcze nie zupełnie odrodzony, twierdzić z całą stanowczością niepodobna, zależy to bowiem od tego, kto i w jakim zakresie odrodzenie to pojmuje.
Nie przecząc, że masy ludu mogą tam być jeszcze bierne, jak wogóle wszędzie, nietylko u nas, ale nawet w takiej oświeconej Francyi, — niesłychany przecież rozkwit w ostatnim dziesiątku lat, chociażby jednego takiego »Katolika«, dowodzi, że nie jest w tej prowincyi pod względem narodowym tak bardzo jeszcze źle.
A inne pisma szląskie, a liczne towarzystwa polskie, a wydawnictwa narodowe, rozchodzące się w niesłychanej liczbie wśród ludu, czyż to wszystko nie dowodzi, że jeśli nie jest jeszcze na Szląsku tak, jak być powinno, przecież jest bezporównania lepiej, aniżeli w niektórych powiatach Galicyi, gdzie lud ciemny przy wyborach, dał się, o hańbo! do urn wyborczych ciągnąć, największym ze swoich wrogów, demoralizującym go i wyzuwającym z ojczystej ziemi: Żydom.
Strzeżmy się przesady we wszystkiem.
Zbyteczny optymizm prowadzi, prawda, na rozdroża, ale pesymizm czarny, truje i rozkłada organizmu krew.
Odpierając argument poznańskiej »Pracy«, stwierdzającej odrodzenie polskiego Szląska, odezwa wypowiada zdanie, z trudnością chyba zdolne wytrzymać krytykę.
Powiada, że gdyby Szląsk był już odrodzonym, agitacya (za wyborem posłów polskich) byłaby zbyteczną, bo postąpiłby on wtedy sam tak, jakby mu jego odrodzenie wskazywało.
Nie trzeba się wysilać, by całą niezasadność zdania tego wykazać.
Nigdzie i nigdy massy, najbardziej świadome swojej siły, nie podejmują same przez się samodzielnej akcyi, wszędzie i zawsze są tylko gruntem, w który śmiałą ręką rzucone ziarno, wydaje bujny plon.
Czy faktu tego nie stwierdza wszędzie każdy nieledwie dzień, czy w takiej chociażby Westfalii, przy całem narodowem uświadomieniu przebywającej tam robotniczej kolonii polskiej, możliwem byłoby w lecie r. b. postawienie kandydatury naszej na posła do Berlina, gdyby nie znalazł był się jeden dzielny człowiek, który powziął myśl pójścia samodzielną od wrogich nam dziś katolików niemieckich drogą?
A okoliczność, czy ten człowiek z pośród tych mass wyszedł, czy też złączony z niemi religją i wiarą, zdala od nich zamiar swój powziął, jest tu zdaje nam się, bez znaczenia.
Jak już powiedzieliśmy wyżej, śmiała w szerokim zakresie inicyatywa, wyjść od redakcyi pism górnoszląskich nie mogła, z powodu dominującej roli, jaką wśród tych pism »Katolik« bytomski, wrogi wszelkiej radykalnej akcyi, zajmuje, nic więc dziwnego, że powziął ją ktoś z poza Szląska, w nadziei, że wobec nieżyczliwości dla polskości Centrum, inicyatywa przynieść może pożądane owoce.
Czy należało więc rzucić się na tego, który na Szląsk Górny z myślą nową przyszedł, czy nie godziło się raczej poczekać na jej skutki, zobaczyć, jak przez ciemiężony i do ostateczności niemal doprowadzony lud szląski przyjętą ona zostanie?
Takby nakazywały i takt i polityczny rozum.
Niestety, autor odezwy obrał inną drogę.
Nie jesteśmy jeszcze odrodzeni, jak twierdzicie, powiedział, śmiała myśl wasza nie ma więc wśród nas żadnej racyi bytu.
A nie dopowiedział jednego, co jednak między wierszami jego odezwy dostrzegać się daje:
Czekaliśmy dotąd, więc jeszcze poczekajmy.
Poczekajmy.
Jak długo?
I na myśl przychodzi tu zapytanie jednej z postaci Mickiewiczowskiego poematu, rzucone zwolennikowi zwlekania bez końca:
»Wieleż lat trzeba czekać, nim się przedmiot świeży
»Jak figa ucukruje, jak tytoń uleży?«
- ↑ Wyjątek z listu Miarki do nas: »W tym to czasie zbliżył się do mnie kusiciel, ofiarując mi 30 tysięcy talarów subwencyi na lat 5, a oprócz tego po 2 tysiące za każdego posła górnoszląskiego, za 32 posłów więc 64 tysiące talarów, czyli razem 94 tysiące talarów, jeżeli »Katolik« przestanie się mieszać do polityki i do wyborów posłów, i nie będzie pisywał przeciw Niemcom. Subwencyę miałem zaraz odebrać skoro kontrakt podpiszę w Gliwicach, zaraz też złożono na moim stole zadatek. Nastąpiła straszna we mnie walka. Ubóstwo moje i wzgląd na dziatki radziły brać, sumienie zaś inaczej przemawiało. Gdy po bezsennej nocy oczy mi się skleiły, trapił mnie straszny sen, a ocuciwszy się, uczułem kurcz w piersiach. — Wiem, co ci kurcze sprawiło, odezwała się troskliwa żona. Judaszowe pieniądze. Znam cię i jestem przekonana, że nigdy nie będziesz szczęśliwym, jeśli sumienie zaprzedasz. Wróć zadatek i pozostań ubogim, lecz sprawiedliwym«. (Czytaj: Stanisław Bełza. Kartka z dziejów Górnego Szląska, str. 39).
- ↑ Podczas ostatniej bytności naszej na Szląsku polskim, ludzie ceniący zkądinąd wysoko zasługi Napieralskiego, z rozgoryczeniem opowiadali nam, że nie przeszkodził on, mogąc to uczynić, wyborowi do Berlina na posła Balleströma, który nigdy przecież ze Szlązka posłować nie powinien, chociażby za to tylko, iż przed laty wyraził się publicznie, że chcąc polskich Szlązaków skłonić do uległości przed germanizatorami, należałoby ich bić po twarzy.