Nagłe zestarzenie się
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nagłe zestarzenie się |
Pochodzenie | Zwierzenia histeryczki |
Wydawca | Księgarnia J. Czerneckiego |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Drukarnia J. Czerneckiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Wezwano mnie raz do pewnego starszego a z ulicy znajomego mi pana, któremu zawsze zazdrościłem, że się tak świetnie „trzyma“. Wyglądał rzeczywiście niezwykle młodo, ruchy miał młodzieńcze, oko żywe a ubiór zawsze nadzwyczaj staranny. Pamiętałem go zawsze takim już od lat długich.
Gdy wszedłem do pokoju, spostrzegłem w fotelu starca zgrzybiałego!
Myślałem z początku, że to sztuką utrzymuje on ten dobry wygląd na ulicy, ale rychło sam pacjent powiedział mi, o co chodzi, a badanie lekarskie to potwierdziło.
Panie doktorze, zestarzałem się nagle wczoraj!
A gdy zobaczył na mej twarzy pewien rodzaj niedowierzania, rozpoczął opowiadać historję swego życia.
Nigdy nie chodziło mi o to, by żyć długo, mówił, lecz starałem się tylko całą siłą mej woli, by być zawsze młodym i wie pan, panie doktorze, znakomicie mi się to udawało i aż do pozawczoraj czułem się zupełnie młody, mimo to, że mam lat 63.
Zapytasz pan zapewne, jak to robiłem? Ot, bardzo po prostu, starałem się w życiu przedewszystkiem unikać wszystkiego, co myśl naszą zwraca w stronę starości. Żyłem więc zawsze wesoło i bynajmniej nie po klasztornemu. Lubiałem szalenie zabawy, teatr, a przedewszystkiem młode, ładne kobiety. Ubierałem się zawsze starannie, a raz krawca, który zwrócił mi uwagę, że ta materja jest dla mnie nie odpowiednia, bo nie poważna, wybiłem laską.
Niektórzy ludzie, gdy minie ich fizjologiczna młodość, mają pasję obserwować się ciągle w lustrze, wynajdywać siwe włosy i nowe zmarszczki twarzy, czynią to do tego jeszcze rano po wstaniu, gdy twarz jest zmięta. Gdy zaś odkryją jakiś nowy dowód starzenia się, gryzą się nim dalej i dolewają oliwy do ognia. Ja tego nigdy nie robiłem, a zamiast do lustra, biegłem rano pod tusz i do gimnastyki. Uważałem też zawsze na siebie, by trzymać się prosto i mieć ruchy elastyczne, a kontrolowałem się pod tym względem nawet wtedy, gdy spotkało mnie zmartwienie, które nas zwykle, jak to mówią, „przybija“.
Nie przeczę, że byłem całe życie egoistą, ale cóż, jestem kawalerem, nie mam bliższej rodziny, więc pocóż miałem, nie mając swoich smutków, stukać ich u innych i gryźć się niemi?
Szukałem zawsze towarzystwa wesołych i zdrowych ludzi, chętnie lubiałem pomóc biednemu, byle tylko nie słyszeć jego skarg i nie widzieć jego nędzy. Czy pan uwierzy, gdy powiem, że nie byłem dotąd nigdy w żadnym szpitalu?
Ideałem moim był Kant pouczający, jak wolą może człowiek wszystkiego dokonać.
Otaczałem się zawsze młodymi, natomiast nie znosiłem podobnych mi „wiecznie młodych“, bo razili mnie oni podobnie, jak razi nas nasza karykatura. Uciekałem zwłaszcza przed „wiecznie młodemi kobietami“, bo te po prostu wstręt we mnie budziły! Bo niech będzie co chce, mężczyzna starszy, ale dobrze zakonserwowany, wygląda prędzej na młodego, jak kobieta, nawet piękna i zgrabna, ale stara. Nie mogę sobie wyobrazić w niej zapału, ognia i ideałów młodzieńczych, które świeciły mi na mej drodze aż do niedawna. Wyrobiłem sobie bowiem taki jakiś hart ducha, że przestałem wogóle myśleć o tem, że mogę być niedługo zgrzybiałym starcem. Bo cóż, prócz fizycznej zgrzybiałości, cechuje starca? Oto brak zapału i ideałów młodzieńczych, obojętność na wiele rzeczy, które dla młodych są pożądane, pewien skeptycyzm życiowy i nieufność do młodszej generacji, a wreszcie i co najgorsze, fatalne, starcze przyzwyczajenia, zwłaszcza w domu. A ja tego zupełnie nie miałem. Bawiło mnie do poza wczoraj wszystko tak samo, jak bawiło mnie przed trzydziestu laty, w życiu byłem zawsze optymistą i idealistą, a przyzwyczajeń starczych na szczęście żadnych nie mam, bo zawsze brzydziłem się szablonu, boć ten stoi na wojowniczej stopie z młodością.
Przypatrz się doktorze zresztą na moje mieszkanie. Pewien Anglik powiedział raz, że zobaczywszy mieszkanie, potrafi odrazu ocenić człowieka.
I to fakt prawdziwy; inaczej wygląda pokój studenta, inaczej młodzieńca, inaczej dorosłego mężczyzny, inaczej gabinet kawalera, a żonatego, a inaczej starca, choćby nawet mieli to samo zajęcie i żyli na tej samej stopie. U mnie w mieszkaniu zobaczysz pan tylko to, co sprawia radość młodemu człowiekowi. A więc broń, przybory sportowe, fotografje i obrazy pięknych kobiet, kwiaty i dobre wódki.
Kto zaczyna coś zbierać — już zgubiony — starzeje się! Tak samo rzecz ma się z tak zwanym porządkiem w domu. Wprawdzie lubię, by w domu u mnie było porządnie, ale gdy się rozbieram, przyszedłszy do snu, to rzucam wszystko, tak jak to czyniłem za młodu, „gdzie się tylko da“. Bo pedantyzm i systematyczność, to także objawy starzenia się, choć to zalety bardzo piękne.
Kształciłem też swoją pamięć, by jej w miarę nadchodzenia lat nie tracić i aż do ostatniej chwili miałem ją świetną, pamiętałem jednak zawsze znacznie lepiej rzeczy drobne i błahe, jak poważne, przy których stawałem się roztargnionym.
Oto moja historja!
Spojrzałem uważnie teraz na chorego i zacząłem go badać. Gdybym go był nie znał przedtem i nie słyszał jego opowiadania, nie byłbym nigdy uwierzył, że ten pokurczony, zwiędnięty i trzęsący się starzec, mógł niedawno „udawać“, czy rzeczywiście czuć się młodym. Jako lekarz musiałem zadać mu pytanie, którego widać starannie unikał, przynajmniej nie objaśnił mnie dotąd sam.
A cóż była za przyczyna, że nagle pan się zmienił?
Drgnął przy tem pytaniu, opuścił głowę, chwilę milczał, a wreszcie rzekł: mogę pana prosić o podanie mi tej książki oprawnej w czerwony safian?
Podałem mu żądaną rzecz, która okazała się pamiętnikiem.
Trzymał go chwilę w ręku, wreszcie rzekł: pamiętnika także nigdy nie pisałem, bo tam czyta się swoje starzenie się jak w lustrze, ten pisała jednak kobieta, którą kochałem w życiu szalenie, lecz los nas rozłączył.
Kilka dni temu umarła, a rodzina przysłała mi go, bo był dla mnie przeznaczony. Nie będę Panu czytał ustępów, nawet tych, które mnie dotyczą, przeczytam tylko ten, który mnie złamał zupełnie. Odwrócił parę kartek i zaczął czytać:
„Spotkałam niespodzianie wczoraj na ulicy Karola. Boże jakże się zmienił! Cóż się stało z tego tak eleganckiego i miłego młodzieńca — pretensjonalny starzec o szyku fryzjera! A te jego niby to młode ruchy — jakie afektowane, jakie nienaturalne! Ogląda się na ulicy za każdą spotkaną kobietą, nosi kwiat w butonierce — czyż on nie patrzy nigdy w lustro? Gdy mnie zobaczył, ożywił się ogromnie i kłaniając uśmiechnął się jak student do swej lubej. Stary komedjant! Co za szczęście, że los nie złączył mnie z tym człowiekiem“...
Dalej panu już czytać nie będę. Tak, gdy to przeczytałem, przekonałem się, że ta kobieta miała rację, a ja jestem głupim, starym komedjantem. Cieszyło mnie, gdy słyszałem naokoło zawsze słowa zachwytu młodych: bierzcie wzór z p. Karola, co za werwa, co za życie! Ja w to wierzyłem, a oni pewnie w duszy pokpiwali sobie ze mnie!
Ciągle mi się zdawało, że jestem młodym, fizycznie trzymałem się też nieźle, ale starość nurtowała we mnie, i gdy inny starzeje się latami, ja stałem się zgrzybiałym starcem odrazu!
Są sposoby konserwowania ciał ludzkich — gdy się je wydobędzie po latach czy wiekach z trumny, wyglądają zupełnie świeżo, lecz zaraz potem w proch się rozlatują. Więc na cóż je konserwować, czyż na to, żeby skutku tego nikt nie oglądał, bo kto oglądnie, ten cały efekt zniszczy. I ja byłem taką mumją, aż kobieta ta zajrzała w głąb mej duszy i rozsypałem się w proch!
Jakże żałuję teraz, że nie dozwoliłem losowi i życiu postępować ze mną tak jak z innymi. Byłbym teraz miłym staruszkiem, pilnowałbym skrzętnie mego zdrowia i żyłbym może jeszcze długo!
A teraz co mi pozostało? Parę miesięcy strasznego życia, ciągłego zapadania się, ciągłego zanikania, nie, nie usiłuj nawet przeczyć mi doktorze, ja znam mój organizm i zresztą przyznam się, tego tylko się bałem zawsze i myślałem nawet nieraz, czy nie lepiej odebrać sobie życie jeszcze w czasie, gdy byłem w pełni sił.
Życia w biegu zatrzymać nie można, wszelkie próby tem zgubniej potem odbijają się na człowieku.