Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XL

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Naszyjnik królowej
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Collier de la reine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XL
OBUMARŁE SERCE

Królowa rozpoczęła rozmowę. Tak być musiało.
— Wie Pani rzekła z uśmiechem na ustach królowa ze dziwnie mi wyglądasz, jako zakonnica. Gdy się widzi dawną towarzyszkę — straconą dla świata, w którym my żyjemy, przypomina nam się cały porządek natury. Nie jesteś pani tego zdania?
— Najjaśniejsza Pani — odparła Andrea — któż śmiałby dawać ci rady. Śmierć nawet dopiero wtedy ci się przypomni, gdy już zabrać cię będzie chciała. I dlaczegóżby miała postąpić inaczej?...
— Dlaczego?...
— Dlatego, Najjaśniejsza Pani, że przeznaczonem jest królowej cierpieć tylko nieuniknione bóle. Wszystkiem co życie upiększyć może, rozporządza królowa, wszystko, co innym życie ulepszyćby mogło, królowa sobie zabiera.
Takie jest prawo — pośpiesznie dodała Andrea. — Kto inny to jest zbiór poddanych, których posiadłości, honor i życie należą do zwierzchników.
— Zasady te zadziwiają mnie — rzekła Marja Antonina. — Robisz pani z królowej Bóg wie jaką kobietę — ludożerczynię połykającą fortunę i szczęście zwykłych, skromnych ludzi. Czyż ja taka jestem, Andreo?. Czyż rzeczywiście możesz się skarżyć na mnie?...
— Wasza Królewska Mość była łaskawą zadać mi to samo pytanie wówczas, gdy dwór opuszczałam — odparta Andrea. — Odpowiedziałam, jak teraz: nie, Najjaśniejsza Pani!...
— Często zdarza się— rzekła królowa, — że nieosobisty ból nam dokuczy. Czy zaszkodziłam komukolwiek z rodziny pani, a tem samem zasłużyłam na surowe słowa, jakie tylko co z ust pani usłyszałam?... Andreo, pobyt, jaki sobie wybrałaś, jest niszczycielem złych instynktów światowych. Tu Bóg nas uczy słodyczy, umiarkowania, zapomnienia krzywd, cnót, których on sam najlepszym jest wzorem. Czyż, przyszedłszy tu, mam znaleźć oblicze surowe i słowa, przesiąkłe żółcią?... Czyż ja, która przybiegłam, jak przyjaciółka, spotkać mam wymówki, wyrzuty lub ukrytą nienawiść nie przebaczającej nieprzyjaciółki?...
Andrea zdziwiona szczerością, której niezwykła była okazywać królowa swym służebnicom, podniosła wzruszona oczy.
— Wasza Królewska Mość dobrze wie — rzekła — że wrogiem jej nie może być Taverney.
— Rozumiem — odparła królowa, — nie możesz mi wybaczyć, że byłam obojętną dla twego brata, który mi wyrzuca pewnie lekkomyślność i grymasy.
— Brat mój jest zbyt poważny, aby śmiał oskarżać królowę — rzekła Andrea, starając się o zachowanie spokoju.
Królowa spostrzegła, że podejrzaną wydaje się jej słodycz, przeznaczona do kupienia sobie surowej Andrei, przestała więc ją okazywać.
— Będąc w Saint-Denis, gdzie mówić musiałam z przełożoną — rzekła królowa — pragnęłam też widzieć panią i zapewnić ją o mojej dla niej przyjaźni.
Andrea odczuła zmianę tonu; obawiała się teraz, że obraziła królowę, obawiała, że odkryła jej niechcący bolesną ranę serca, które nader łatwo rozumie kobieta.
— Wasza Królewska Mość obdarza mnie honorem i radością — rzekła smutno.
— Nie mów tak, Andreo — zawołała królowa, ściskając jej rękę, — rozrywasz mi serce. Czyż niewolno królowej mieć przyjaciółki, czyż nie wolno rozporządzać swą duszą, czyż niewolno powierzyć coś oczom tak miłym, jak twoje, nie podejrzewając, że ukrywają one interes lub wdzięczność?... Tak, tak, Andreo, możesz zazdrościć tym królowom, tym właścicielkom majątku, honoru i życia wszystkich!... O tak, one są królowemi, one posiadają złoto i krew swych ludów, ale nie posiadają nigdy serca!.. Nie mogą one brać serc, lecz czekać muszą, aż im je zaofiarują!...
— Zapewniam cię, Najjaśniejsza Pani — odparła Andrea, wzruszona gorączkowy mową Marji Antoniny, — że kochałam Waszą Królewską Mość bardziej, aniżeli kiedykolwiek kochać będę.
— Kochałaś mnie... — zawołała królowa — to znaczy, że już mnie nie kochasz.
— Ależ, Najjaśniejsza Pani!...
— Nie żądam tłumaczenia, Andreo... Przeklęty niech będzie klasztor, w którym gasną tak prędko uczucia serc ludzkich.
— Nie oskarżaj, Najjaśniejsza Pani, mego serca — odparła Andrea, — ono już umarło.
— Serce twoje umarło?... Ty, Andreo, ty, młoda i piękna, twierdzisz, że serce twoje umarło?... Nie igraj z takiemi wyrazami... serce żyje u osób, mogących tak się uśmiechać, będących tak pięknemi, jak ty, Andreo.
— Najjaśniejsza Pani, powtarzam, że przy dworze i na świecie, niema już nic dla mnie; tu żyję jak trawa, jak roślina; doznaję radości, które same tylko rozumiem, dlatego też przed chwilą nie pojmowałem Najjaśniejszej Pani, to jesteś wspaniałą i uśmiechniętą, a ja nędzną i smutną jestem zakonnicą; oczy moje zamknęły się, blask twój je raził. Błagam cię, Najjaśniejsza Pani, o przebaczenie, wszak nie tak wielką jest zbrodnią zapomnienie o marnościach świata; spowiednik mój chwali mnie codziennie z tego powodu, nie bądź więc, Najjaśniejsza Pani, surowszą od niego.
— Więc podoba ci się w klasztorze?... — zapytała królowa.
— Szczęśliwą mnie czyni to życie samotne.
— Czy nic już nie zdoła przywrócić cię światu?...
— Nic!...
— Boże mój — pomyślała królowa, — czyżbym chybiła?... — dreszcz śmiertelny przebiegł po jej ciele. — Spróbuję skusić ją — pomyślała — jeżeli zaś ten sposób mnie zawiedzie, ucieknę się do próśb. O, nieba!... jakżem nieszczęśliwa!...
— Andreo — rzekła Marja Antonina, ukrywając wzruszenie — twoje zadowolenie z obecnego trybu życia odbiera mi nadzieję...
— Jaką nadzieję, Najjaśniejsza Pani?...
— Nie mówmy o niej, kiedy tak jesteś stanowczą, jak mi się wydajesz... Był to dla mnie cień radości, lecz, niestety, znikł!... Dla mnie przecież wszystko tylko cieniem jest... Nie myślmy więc już o tem.
— Ależ, Najjaśniejsza Pani, zechciej mi wytłumaczyc.
— Na nic się zda... Uciekłaś od świata, nieprawdaż?...
— Tak jest, Najjaśniejsza Pani.
— Chętnie uciekłaś?...
— O! nad wyraź chętnie!...
— I nie żałujesz swego kroku?...
— Mniej, niż kiedykolwiek myślałam!...
— Najlepszy więc dowód, że zbyteczne są moje objaśnienia, Bóg jednakże świadkiem, że pragnęłabym uczynić cię szczęśliwą.
— Mnie?...
— Tak, ciebie, niewdzięczną, która mnie oskarżałaś... Dziś jednakże poznałaś inne rozkosze, lepiej znasz swe upodobanie, swe powołanie, zrzekam się więc...
— Racz mnie Najjaśniejsza Pani, objaśnić jakimś szczegółem.
— O, rzecz prosta!... pragnęłam zabrać cię do dworu.
— O!..., — zawołała Andrea z wyrazem goryczy — ja miałabym powrócić do dworu!... Ależ, nie, nie, Najjaśniejsza Pani, nie powrócę, choć mi niewymownie przykro, że nieposłuszną jestem Waszej Królewskiej Mości.
Królowa drgnęła, serce jej odczuło ból niezmierny; ona ulegnie, ona — możny kolos przy atomie granitu.
— Odmawiasz pani?... — zapytała szeptem, a chcąc ukryć swe pomieszanie, rękoma zasłoniła twarz.
Andrea, myśląc, że królowa wyczerpana jest i urażona, uklękła przed nią, chcąc tym dowodem szacunku złagodzić ranę, zadaną jej dumą.
— Cóżby Najjaśniejsza Pani miała na dworze ze mnie, smutnej, biednej ofiary uprzedzeń, od której każdy ucieka, która nie potrafiła obudzić w kobietach zwyczajnego niepokoju rywalizacji, w mężczyznach zaś zwyczajnej sympatji, wynikającej choćby z różnicy płci. O, pani moja i władczyni!... pozostaw biedną zakonnicę... jeszcze nawet Bóg jej nie przyjął, gdyż zbyt wiele ma wad, a wszakże Bóg przyjmuje kaleki fizyczne i moralne.... Pozostaw mnie, Najjaśniejsza Pani, w osamotnieniu i nędzy, pozostaw...
— O!... — rzekła królowa, podnosząc głowę, — propozycja moja zadaje kłam temu, coś właśnie powiedziała, Andreo. Małżeństwo, o którem mówić ci chciałam, wyniosłoby cię do rzędu najwyżej położonych dam we Francji.
— Małżeństwo... — mówiła królowa, coraz bardziej tracąc odwagę.
— Odmawiam, Najjaśniejsza Pani, odmawiam!...
Marja Antonina przygotowywała w myśli cały szereg próśb, przeszkodziła jej jednakże Andrea, a w chwili, gdy królowa zmieszana i smutna z fotelu się podnosiła, zapytała:
— Bądź Najjaśniejsza Pani łaskawą — rzekła, trzymając suknię królowej — wyjawić mi człowieka, któryby za dozgonną wziął mnie towarzyszkę; tyle razy czułam się upokorzoną, że nazwisko tego wspaniałomyślnego człowieka — tu uśmiechnęła się z goryczą, — będzie kojącym balsamem na rany mej dumy.
Królowa namyśliła się... postanowiła jednak dojść do celu i rzekła obojętnie:
— Nazwisko... Pan de Charny.
— Pan de Charny!... — zawołała Andrea z wybuchem radości, — pan Olivier de Charny!...
— Tak jest, pan Olivier de Charny — odparła królowa, ze ździwieniem patrząc na Andreę.
— Siostrzeniec pana de Suffren?... — zapytała Andrea, a lica jej zarumieniły się i oczy błyszczały, jak gwiazdy.
— Tak jest — odparła Marja Antonina, przejęta nagłą zmianą, zaszłą w Andrei de Taverney.
— Więc chcesz mnie, Najjaśniejsza Pani, wydać za pana Oliviera Charny?...
— Tak, za niego.
— A on... się zgadza?...
— On prosi o rękę pani.
— Przyjmuję, przyjmuję — zawołała Andrea, uradowana mocno. — Więc on mnie kocha... kocha, jak ja go kocham!...

Królowa, śmiertelnie blada, cofnęła się z jękiem, upadła na fotel, a niespełna rozumu Andrea pokrywała nogi jej, ręce i suknię pocałunkami, łzami zroszonemi.
Joanna poczuła przebiegające ją dreszcze.
— Kiedy pojedziemy?... — zapytała Andrea, gdy zmęczyła się tem gorączkowem całowaniem.

— Teraz, zaraz — odpowiedziała królowa czując uchodzące z niej życie, a pragnąc umrzeć, czcią otoczona.
I gdy Andrea przygotowywała się do odjazdu, Marja Antonina mówiła sama do siebie:
— O, mój Boże, czyż dla jednego serca nie dosyć jeszcze cierpienia!... Tak mówiła nieszczęśliwa władczyni, posiadająca życie i honor trzydziestu miljonów poddanych.
— A jednak składam ci dzięki, mój Boże, bo wybawiasz dzieci me od hańby i dajesz mi prawo umierać... w płaszczu królewskim.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.