Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XXXVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Naszyjnik królowej
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Collier de la reine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXXVI
PROTOKÓŁ

Zaledwie król powrócił do swego pokoju, zaledwie podpisał rozkaz odstawienia kardynała de Rohan do Bastylji, kiedy zjawił się hrabia Prowancji; wchodząc, dawał panu de Breteuil jakieś znaki, których ten, pomimo najlepszych chęci, nie mógł zrozumieć.
Znaki te właściwie nie odnosiły się do pana de Breteuil, lecz miały zwrócić uwagę króla, który, podpisując rozkaz, patrzył w lustro.
Cel nie był chybiony, król spostrzegł znaki, pożegnał pana de Breteuil i zapytał brata:
— Co znaczyły te porozumienia się z panem de Breteuil?... Ta szybkość ruchów, to zaniepokojenie, nie oznaczające chyba nic złego?...
— Zapewne, ale...
— O! możesz mi mówić, mój bracie — rzekł król, trochę dotknięty.
— Najjaśniejszy Panie, dowiedziałem się właśnie o aresztowaniu kardynała de Rohan.
— Czyż ta wiadomość może wywołać niepokój u ciebie, mój bracie?... Czyż niesłusznie czynię, iż żądam prawdy nawet od możnych?...
— Niesłusznie... bynajmniej, mój bracie, nie chcę tego powiedzieć.
— Byłbym bardzo zdziwiony, hrabio Prowancji, gdybyś przyznawał słuszność człowiekowi, chcącemu ubliżyć honorowi królowej. Mówiłem przed chwilą z królową, jedno jej słowo wystarczyło mi.
— O! Najjaśniejszy Panie, wszak wiesz, że nie oskarżałbym królowej. Wieleż już razy broniłem jej; nie chcę robić wyrzutów, wobec ciebie, bracie mój.
— Rzeczywiście często ją oskarżają.
— Chciałem tylko powiedzieć, że królowa sama zauważyłaby, gdybym udawał, że wątpię o jej niewinności, że naumyślnie udaję.
— Więc w takim razie zadowolony jesteś z poniżenia, jakie okazałem kardynałowi, z procesu, jaki stąd wymknie, ze skandalu, który położy kres wszystkim potwarzom, jakie lękanoby się rozgłaszać o jakiejkolwiek damie dworu, a jakie sobie z ust do ust podają o królowej, dlatego, że uważają ją, iż jest ponad to wszystko?...
— Tak, Najjaśniejszy Panie, przyznaję najzupełniejszą słuszność Waszemu postępowaniu i mówię, że sprawa naszyjnika jest na najlepszej drodze.
Ależ bracie, to jasne, jak dzień. Wszak łatwo można domyślać się, że kardynał de Rohan chciał chwalić się dobrymi stosunkami przyjaźni z królową, że w jej imieniu zawarł umowę kupna brylantów, których królowa odmówiła — brylanty zatrzymał, lub udawał, że posłał je królowej. A nie zapominaj, bracie mój, że potwarz nie przestraszy się, nie stanie w połowie drogi, lekkomyślność kardynała de Rohan kompromituje więc królowę, opowiadanie zaś o tej lekkomyślności odbiera jej cześć.
— O, tak, Najjaśniejszy Panie, stanowczo twierdzę, ze słusznie postąpiłeś w sprawie naszyjnika.
— Czyżby — zapytał zdziwiony król — istniała jeszcze inna jaka sprawa?...
— Najjaśniejszy Panie, zapewne królowa mówiła... to niemożliwe, aby ci królowa nie mówiła...
— Ale co takiego?
— Najjaśniejszy Panie...
— A, myślisz o fanfaronadach kardynała de Rohan, o jego znaczącem milczeniu, o tych mniemanych listach.
— Nie, Najjaśniejszy Panie, nie...
— Więc o czemże?... Może o rozmowach, na które królowa zezwoliła kardynałowi de Rohan, aby omówić kwestję naszyjnika...
— Nie, Najjaśniejszy Panie, nie o tem.
— Wiem tylko — rzekł król, — że pokładam w królowej najzupełniejsze zaufanie, na które zasługuje szlachetny charakter. Wszak Jej Królewska Mość mogła całe to zajście przede mną zataić, mogła zapłacie, lub pozwolić zapłacić... Mnie jednak królowa kazała przywołać, mnie powierzyła obronę swej czci; wybrała mnie na swego spowiednika, na sędziego... powiedziała mi wszystko.
Hrabia Prowancji nie uwierzył w zapał króla; wydawał mu się sztuczny, dlatego też nie uląkł się i rzekł:
— Znów oskarżasz przyjaźń moją i mój szacunek dla królowej, mojej siostry. Jeżeli na każde słowo będziesz tak wrażliwy, nie powiem nic, gdyż będę w obawie, że ja, który bronię, uchodzić będę za wroga lub oskarżyciela. Wyznanie królowej odkryło ci prawdę, usprawiedliwiającą moją siostrę; dlaczegóż więc nie chcesz, aby błysnęło przed twemi oczyma więcej jeszcze światła prawdy, które jeszcze bardziej uniewinniłoby królowę?
— Widzisz, mój bracie — rzekł zakłopotany król — rozpoczynasz opowiadania swoje takiemi ogólnikami, że gubię się w domysłach...
— Najjaśniejszy Panie, to są sposoby ujęcia słuchaczów, to wina zapału. Wybacz, bracie, ale to wina mej edukacji... Cyceron mnie zepsuł!
— Ej, mój bracie, Cyceron nie jest nigdy niejasnym, gdy broni dobrej sprawy, a że i ty bronisz dobrej — bądźże jaśniejszym, na miłość Boską. Do rzeczy adwokacie, do rzeczy; co wiesz nad to, co królowa mnie powiedziała?
— Ach, Boże, nic i wszystko... musimy najpierw wiedzieć, co tobie królowa mówiła.
— Królowa powiedziała mi, że nie ma naszyjnika. Powiedziała mi, że nie podpisała pokwitowania dla jubilerów.
— Dobrze.
— Powiedziała mi, że wszystkie opowiadania o rzekomem porozumiewaniu się z panem de Rohan, są fałszem, wymyślonym przez wrogów.
— Dobrze, bardzo dobrze.
— Powiedziała mi wreszcie, że nie dała nigdy prawa panu de Rohan do myślenia, że jest dla niej czemś więcej, niż poddanym obojętnym i nieznanym.
— A! powiedziała to.
— I to tonem niepozwalającym na replikę, a kardynał nic nie odpowiedział.
— Skoro kardynał nie odpowiedział, to znaczy, że przyznaje się do kłamstwa; a przecież pozwala na rozejście się pogłosek, jakoby królowa obdarzała niektórych swych poddanych szczególnemi względami.
— Cóż to znowu? — zapytał zniechęcony król.
— Coś nader niemądrego, jak się zaraz okaże. Z chwilą, gdy wiadomo, że pan de Rohan nie spacerował z królową...
— Czyż opowiadają, że pan de Rohan przechadzał się z królową? — zapytał król.
— Wszak królowa sama temu zadała kłam, jak i samo milczenie pana de Rohan, lecz zaczęto zastanawiać się i namyślać, poco królowa w nocy przechadza się po parku wersalskim...
— Królowa... w nocy... w parku wersalskim!...
— I to z kimś się przechadzała!... — dodał chłodno hrabia Prowancji.
— Z kim? — szepnął król.
— Nie dziw, że wszyscy zajmują się królową; oczy wszystkich lepiej widzą w nocy, aniżeli we dnie, gdy idzie o królowę.
— Jakto, więc opowiadają, że królowa przechadzała się w towarzystwie, podczas nocy po parku?
— Nie w towarzystwie, lecz sam na sam; gdyby mówiono „w towarzystwie“, nie warto byłoby nawet wspominać o tem.
Król, unosząc się zawołał.
— Musisz dowieść, że powtarzasz, dajże dowody!
— O, nie trudno o nie wcale — odparł hrabia Prowancji. — Istnieją cztery świadectwa: pierwsze pochodzi od twego szefa polowań, który widział królowę, dwie noce z rzędu wychodzącą z parku wersalskiego przez drzwi, przy domku dozorcy.
Król wziął papier, przeczytał i oddał go bratu.
— Oto świadectwo od nadzorcy, który w nocy pilnuje Trianonu; ten twierdzi, że wystrzelono raz, zapewne był to ktoś, polujący na cudzym gruncie, w lasku de Satory; w parku było spokojnie, prócz jednej nocy, kiedy Jej Królewska Mość przechadzała się po parku pod rękę z jakimś szlachcicem.
Król znów drgnął i znów przeczytał; ręce opadły mu.
— Trzecie świadectwo — mówił nieustraszony hrabia Prowancji — pochodzi od szwajcara, pilnującego wejścia ze strony zachodniej. Ten właśnie szwajcar poznał królowę, widział, gdy wychodziła przez furtkę przy domku nadzorcy, lecz mówi, że nie mógł poznać mężczyzny, z którym Najjaśniejsza Pani się rozstawała, przypuszcza jednak, a sądzi po ruchach, że to był jakiś oficer. I ten protokół jest podpisany. Dodaje nawet coś ciekawego, mianowicie, że towarzyszyła królowej pani de la Motte jej przyjaciółka.
— Pani de la Motte... przyjaciółka królowej! — zawołał wściekły król.
— Ostatnie świadectwo — mówił dalej hrabia Prowancji — wydaje mi się najjaśniejszem; pochodzi ono od naczelnego ślusarza, sprawdzającego, czy wszystkie drzwi wejściowe są pozamykane. Ten właśnie twierdzi, że widział królowę, wchodzącą z jakimś mężczyzna do łazienek Apolina.
Król blady i drżący wyrwał papier z rąk brata i czytał, — hrabia Prowancji zaś mówił dalej:
— Pani de la Motte czekała podobno o jakie dwadzieścia kroków od łazienek, gdzie królowa przebyła w towarzystwie owego pana niecałą godzinę.
— Ależ nazwisko tego pana! — zawołał król.
— Najjaśniejszy Panie, niema nazwiska wymienionego w raporcie tym i, aby je znaleźć, zechciej przejrzeć te ostatnie świadectwo, pochodzące od straży leśnej, znajdującej się wtedy właśnie przy murze, który graniczy z łazienkami Apolina.
— Strażnik widział królowę, wyglądającą przez furtkę; oparta była na ramieniu pana de Charny.
— Pana de Charny! — zawołał król, wściekły z bólu i wstydu czekaj tu, hrabio, czekaj, zaraz dowiemy się prawdy.
Przy tych słowach król wybiegł ze swego gabinetu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.