Neron (Dumas, 1926)/Tom II/Rozdział VIII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Neron |
Podtytuł | Romans historyczny |
Wydawca | E. Wende i spółka |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Zakłady graficzne Polska Zbrojna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Acté |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Tym razem dla siebie samego cezar odwoływał się do tajemniczej sztuki starej swej przyjaciółki. Przepędzili z sobą noc całą, a Lokusta w jego obecności przyrządziła wielce subtelną truciznę. Neron, umieścił ją w złotej puszce, którą ukrył w sprzęcie drewnianym, z tak kunsztownem zamknięciem, że go tylko on sam i Sporus umiał otworzyć.
Tymczasem wiadomość o zamiarach Galby z szybkością piorunową rozchodziła się po wszystkich prowincjach państwa. Nie była to już groźba odległa i niepewna, rozpaczliwy zamysł cudzoziemca, ale poważnie obrachowany i już w czyn się przyoblekający zamysł patrycjusza, którego ród od wieków był w Rzymie znany i poważany; który był wnukiem Kwintusa Katulusa Kapitolina, obywatela wsławionego w dziejach Ojczyzny świetnemi cnotami i zasługami; który wreszcie sam cieszył się ogólną sympatją i popularnością.
Sympatja zaś owa wzrastała tembardziej, im więcej się mnożyły powody niechęci dla Nerona.
Ten ostatni, zajęty igrzyskami i orgjami, zapomniał wydać rozkazów, które wydać był powinien jako prefekt Annony, wskutek czego okręty, mające przywieźć zboże z Sycylji i Aleksandrji, wypłynęły wtenczas zaledwie, gdy już wrócić powinny. Opóźnienie to spowodowało w przeciągu dni kilku niesłychane podrożenie zboża i głód. Rzym cały miał oczy nieustannie zwrócone na południe, a ilekroć jaki okręt zbliżał się do portu Ostji, wylegał na brzeg Tybru. Nazajutrz też po dojściu nowin o obwołaniu Galby cezarem, lud zgłodniały i zniechęcony napełniał Forum, gdy ujrzano z daleka okręt, płynący Tybrem ku Rzymowi. Natychmiast wszystko, co żyło, pobiegło do portu Oelius. Wszyscy mniemali, że statek ten poprzedza okręty, wiozące zboże — wszyscy przeto dążyli na jego spotkanie z okrzykami radości. Ale srodze się omylono: statek przywoził piasek z Aleksandrji dla wysypania aren cyrkowych. Gdy się o tem dowiedziano, powstało głośne szemranie i złorzeczenia.
Wśród rozgoryczonego tłumu znajdował się wyzwoleniec Galby, Icelus. Rozszerzał on na wszystkie strony pochwały dla swego pana i jego daleko sięgające obietnice, gdy jakiś młodzieniec, z twarzą osłoniętą palium, wręczył mu ukradkiem tabliczki, wypełnione pismem. Icelus przebiegł je oczyma, a na jego twarzy zajaśniał wyraz triumfu. Były to bowiem tabliczki, na których Neron nocy ubiegłej kreślił niedoszłe rozkazy spalenia po raz drugi Rzymu, który nie chciał przyklaskiwać jego popisom aktorskim, i wypuszczenia zwierząt drapieżnych, aby Rzymianie nie mogli ognia ugasić. Icelus tedy przeczytał głośno otrzymane pismo, ale zemsta podobna tak się wydała ohydna i wprost szalona, że nikt jej nie chciał uwierzyć, a nawet zaczęto krzyczeć, że pismo odczytane przez Icelusa było wymyśloną potwarzą. Lecz Nimphidus Sabinus wziął z rąk wyzwoleńca tabliczkę i przyjrzawszy się jej bacznie oświadczył, że nietylko poznaje doskonale pismo Nerona, ale nadto jemu wyłącznie właściwy sposób mazania, przekreślania i dopisywania. Takiemu świadectwu nie można było przeczyć, bo Nimphidus Sabinus, jako prefekt pretorjatu, miał często sposobność oglądania własnoręcznego pisma Nerona.
W tej chwili ukazali się senatorowie, w ubiorze zaniedbanym, bez płaszczów; szli do Kapitolu, dokąd ich powoływał przewodniczący Senatu, który również tajemniczą drogą otrzymał tabliczkę z pismem Nerona, wyjawiającem zamiar wytrucia wszystkich senatorów podczas uczty proszonej.
Neron z wierzchołka tarasu palatyńskiego przyglądał się czas pewien wzburzonym tłumom, po*tem zeszedłszy do ogrodów Serwiljusza, posłał wyzwoleńca Faona do naczelnika pretorjanów. Ale posłaniec Galby uprzedził w obozie posłańca cezara. Nimphidus Sabinus przyrzekł w imieniu owego cezara siedm tysięcy pięćset drachm na każdą głowę załogi rzymskiej, a dla każdego żołnierza wojsk, znajdujących się w prowincjach, po tysiąc dwieście pięćdziesiąt drachm. Odpowiedział więc naczelnik pretorjanów Faonowi, że może tylko za taką samą sumę dać Neronowi pierwszeństwo. Faon przyniósł to oświadczenie cezarowi. Ale suma żądana wynosiła czterysta dwadzieścia siedm miljonów, siedmset czterdzieści trzy tysiące pięćset złotych na naszą monetę, a skarb państwa był wyczerpany rozrzutnością cezara bez miary tak, iż Neron nie posiadał ani dwudziestej części tej sumy. Jednak nie stracił nadziei. Noc się zbliżała, mógł więc osłonięty ciemnością udać się do swych starych przyjaciół i przy ich pomocy, zgromadzić potrzebną sumę.
Wyszedł tedy z ogrodów Serwiljusza, przywdziawszy odzież człowieka z gminu; lecz napróżno chodził z domu do domu, napróżno wzywał i błagał, serca i drzwi były przed nim zamknięte.
Zrozumiał wówczas, że ani jednej chwili już nie miał do stracenia i nie wracając już do ogrodów Serwiljusza, skierował się ku Palatynowi, dla zabrania złota i kilku kosztownych klejnotów. Okrążywszy fontannę Jowisza i świątynię Westy, przekradł się chyłkiem, pod zasłoną cienia pałaców Tyberjusza i Kaliguli, do swych wspaniałych ogrodów, które miał za chwil kilka opuścić na zawsze, stamtąd zaś wszedł do Złotego Pałacu i przez skryte korytarze, dotarł do swoich komnat. Stanąwszy na progu, osłupiał...
Podczas jego nieobecności, rozbiegły się straże Palatynu, unosząc z sobą wszystko, co tylko znalazły pod ręką: kołdry atalickie, naczynia srebrne, sprzęty najkosztowniejsze. Pobiegł do szkatułki, w której schował truciznę Lokusty — ale nie było już tam puszki złotej, a z nią znikła ostatnia jego ucieczka. Rzucił się wtedy twarzą na ziemię i wołał z całej siły o ratunek.
Trzy osoby przybiegły: Sporus, Epafroditcs, jego sekretarz, i Faon, jego wyzwoleniec. Na ich widok, Neron podniósł się na jedno kolano, a wyczytując z ich twarzy smutnych i ponurych, że już nie było nadziei, rozkazał Epafroditowi przywołać gladjatora Spikulusa, lub kogokolwiek innego, aby go zabił. Prosił potem Sporusa i Faona, którzy przy nim zostali, aby zanucili hymn rozpaczy, który śpiewać zwykły najmowane do płaczu przy pogrzebach kobiety. Zabrzmiał tedy hymn żałobny, a jeszcze go nie skończyli, gdy wrócił Epafrodites. Ani Spikulus, ani też nikt inny przyjść nie chciał. Wówczas Neron opuścił ręce, wołając:
— Niestety! niestety!... nie mam więc ani przyjaciół, ani wrogów!
Chciał potem wyjść z Palatynu, biedź do Tybru i utopić się. Ale zatrzymał go Faon, ofiarując mu swój dom wiejski, położony o cztery mile od Rzymu, między drogami Salaryjską i Nomentańską. Neron przyjął ofiarę. Przygotowano pięć koni. Dosiadł jednego, twarz okrył zasłoną i w towarzystwie Sporusa, który go ani na krok nie odstępował, zostawiwszy Faona w Palatynie, aby mu przyniósł nowiny, przez bramę Nomentańską wyjechał drogą, na której opuściliśmy go w chwili, gdy został poznany przez żołnierza przy blasku błyskawicy.
Mała gromada zbliżyła się nakoniec ku willi Faona, położonej tam, gdzie dzisiaj Serpentara. Ta wioska, ukryta za górą Świętą, mogła służyć za schronienie Neronowi przynajmniej do czasu, dopóki nie zdoła zadać sobie śmierci, gdy go już wszystkie środki ocalenia miną. Epafrodites, który znał drogę, stanął na czele i zboczył na pole. Neron udał się za nim, dwaj zaś wyzwoleńcy i Sporus tworzyli straż tylną. Po chwili usłyszeli szmer jakiś na drodze: Neron tedy i Epafrodites więcej jeszcze zboczyli, gdy Sporus i dwaj wy*zwoleńcy jechali około góry Świętej. Szmer był spowodowany przez patrol, wysłany, pod dowództwem centurjona, w pościgu za cezarem. Sporus i wyzwoleńcy zostali zatrzymani, lecz gdy między nimi nie znaleziono Nerona, pozwolono im udać się w swoją drogę.
Tymczasem Neron i Epafrodites zmuszeni byli zsiąść z koni, gdyż dolina zarzucona była odłamami skał i bryłami ziemi, wyrwanemi z łożysk podczas trzęsienia, które dało się uczuć w chwili, gdy mała gromadka wyjeżdżała z Rzymu. Ciernie i chwasty do krwi kaleczyły gołe nogi Nerona i szarpały na nim płaszcz. Ujrzeli nakoniec czarną jakąś masę w cieniu. Pies zaczął szczekać poza murem, przy którym się znaleźli. Idąc przy murze, dotarli do jaskini, z której wydobywano piasek. Otwór jej był niski i ciasny. Neron, przejęty trwogą, położył się na brzuchu i wpełznął do środka. Wówczas szepnął mu Epafrodites, że obejdzie mur wokoło, zakradnie się do willi i dowie się, czy cezar będzie mógł udać się tam bezpiecznie.
Neron, zostawszy sam w jaskini, uczuł strach wielki, zdało mu się, że jest już w grobie, którego drzwi zamknięto nazawsze. Wyszedł tedy z jaskini pospiesznie. O kilka kroków ujrzał kałużę. Tak silne pożerało go pragnienie, iż nie mógł się powstrzymać od zwilżenia ust. Podłożywszy więc płaszcz pod nogi dla uchronienia się od ostrych kamieni i cierni, zawlókł się do kałuży, zaczerpnął z niej dłonią owej wstrętnej wody, którą połknął chciwie, poczem spoglądając w niebo, rzekł z wyrzutem:
— Takiż to ostatni napój Nerona!
Przez pewien czas siedział nad brzegiem kałuży zamyślony, ponury, wyjmując ciernie, uwięzłe w płaszczu, gdy nagle ozwał się głos, wołający go po imieniu. Zadrżał z przestrachu. Obróciwszy się, spostrzegł Epafroditesa z pochodnią w ręku. Sekretarz dotrzymał słowa. Dostawszy się przez drzwi główne do willi i wskazawszy wyzwoleńcom miejsce, gdzie był cezar, wspólnemi siłami przebili mur stary i skruszały, aby mógł się tą drogą dostać z jaskini do willi. Neron, tak skwapliwie pobiegł za przewodnikiem, że zapomniał płaszcza nad brzegiem kałuży. Wrócił do jaskini, a z tej przeszedł do małej izdebki niewolnika, słabo oświetlonej małą glinianą lampą, w której znajdował się barłóg ze szmat i stara opończa do przykrycia.
Neron usiadł na barłogu i oparł się grzbietem o ścianę; będąc spragnionym i głodnym, prosił o pokarm i napój. Przyniesiono mu kęs czerstwego chleba i czarę z wodą. Spojrzawszy na chleb, odrzucił go ze wstrętem, a wodę uznał za zbyt zimną, prosił więc, żeby mu ją ogrzano. Udano się spełnić to żądanie, on zaś, znów sam zostawszy, wsparł głowę o kolana i siedział nieruchomy w tej postawie. Drzwi się otworzyły. Mniemając, że mu przynoszą wodę, Neron uniósł głowę i ujrzał Sporusa z listem w ręku.
Na bladej twarzy eunucha, zwykle znużonej i smutnej, malowała się tak okrutna, dzika radość, że Neron wpatrywał się w nią ze zdumieniem, jak gdyby jej nie poznawał. Sporus postąpił ku niemu i podał mu pergamin. Domyślił się Neron, że w piśmie tem niepomyślna dla niego mieściła się nowina. Nie biorąc przeto listu do ręki, zapytał:
— Od kogo mi to przynosisz?
— Od Faona — odparł Sporus.
Neron pobladł i zagadnął po chwili:
— A wiadoma ci treść pisma?
— Senat uznał cię za zdrajcę, kazał cię odnaleźć i przyprowadzić na plac kaźni...
— Mnie, na plac kaźni! — zawołał Neron, przypadając na jedno kolano — na plac kaźni mnie! Klaudjusza cezara!...
— Nie jesteś już Klaudjuszem cezarem — odparł zimno Sporus — jesteś Domitius Ahenobarbus, uznany za zdrajcę i skazany na śmierć!...
— Zdrajca... na śmierć... — zawołał Neron, porywając się na nogi. — Ale mogę jeszcze uciekać, mam jeszcze czas do ucieczki, mogę się schronić w lesie Larycji, w bagniskach Minturnijskich, stamtąd dostanę się na jaki okręt, ukryję się w Sycylji lub w Egipcie...
— Uciekać! — powtórzył Sporus dziwnym tonem. — Uciekać? A którędy?
— Tędy! — zawołał Neron, rzucając się ku otworowi, przez który się dostał z jaskini — mogę wyjść tędy, ponieważ tą drogą wszedłem.
— Wszedłeś, to prawda, ale nie wiesz, iż zaraz potem zawalono otwór jaskini tak silnie, że chociaż jesteś doskonałym atletą, wątpię, czybyś mógł odepchnąć skałę, którą otwór zamknięto.
— Na Jowisza, to prawda! — jęknął Neron, napróżno wytężając wszystkie siły do odepchnięcia głazów. — Kto zamknął tę jaskinię? Kto przytoczył tę skałę?
— Ja i wyzwoleńcy — odparł Sporus.
— Dlaczegóżeś to uczynił? — dlaczegoś mnie zamknął, jak Kakusa w pieczarze?
— Żebyś w niej umarł, jak on! — rzekł Sporus z wyrazem strasznej nienawiści.
— Umrzeć! umrzeć! — jęczał Neron, uderzając się w głowę — czy cały świat chce mojej śmierci? czy już wszyscy mnie opuścili?
— Tak zaiste — potwierdził Sporus — cały — świat chce, żebyś umarł, ale nie wszyscy cię opuścili. Widzisz przecież, że ja tu jestem i umrzeć chcę z tobą.
— Tak, tak — mruknął Neron, padając znowu na barłóg — tak, to wierność.
— Mylisz się cezarze — rzekł Sporus, krzyżując ręce na piersiach i wpatrując się dziwnie przeznikliwie w Nerona — to nie wierność, to zemsta.
— Zemsta! — zawołał Neron zdumiony — zemsta! I cóżem ci uczynił, Sporusie?...
— Coś mi uczynił? — powtórzył Sporus, zbliżając się tuż do niego i roześmiawszy się gorzko, począł mówić gwałtownie: — Oto z dziecka, które żyć zaczęło aby zostać człowiekiem, aby mieć udział w uczuciach ziemi i rozkoszach nieba, uczyniłeś najnieszczęśliwszą istotę, która do niczego nie miała prawa, dla której zgasły wszystkie radości świata... Przykuty do mej nicości i niedołęstwa, widziałem przed sobą wszystkie ponęty życia, wszystko, co się nazywa uszczęśliwieniem, patrzałem na to wszystko, jak Tantal na owoce i wodę, których nie mógł dosięgnąć. To niedosyć. Gdybym mógł cierpieć i płakać w szatach żałoby, w milczeniu i samotności, możebym ci jeszcze przebaczył; ale jak możni tego świata, musiałem przywdziewać purpurę, uśmiechać się, jak szczęśliwi, żyć między ludźmi, jak ci, co żyją prawdziwie, ja, biedny cień, biedna mara, biedne widziadło!
— Czegóż więc chciałeś? — rzekł Neron lękliwie. — Dzieliłem z tobą moje bogactwa, moje rozkosze, moją potęgę; byłeś uczestnikiem wszystkich moich triumfów, jak ja sam, miałeś pochlebców i dworzan? A gdym już nie wiedział, co ci dać jeszcze, obdarzyłem cię mojem imieniem...
— Właśnie za to cię nienawidzę, Neronie! Gdybyś kazał mię otruć, jak Brytannika, zamordować, jak Agrypinę, otworzyć żyły, jak Senece, — mógłbym ci przebaczyć teraz, gdy śmierć nad tobą wisi... Ale nie uważałeś mię ani za mężczyznę, ani za kobietę; obchodziłeś się ze mną, jak z cackiem, z którem można uczynić wszystko, co się podoba; jak z marmurowym posągiem, ślepym, niemym, bez serca i czucia. Te łaski, o których prawisz mi teraz, były to tylko ozłocone upokorzenia; im większą okrywałeś mię sromotą, im wyżej wynosiłeś mię nad innych, tem snadniej każdy zmierzyć mógł moją hańbę. I to jeszcze nie wszystko. Kiedym ci podał przedwczoraj ów pierścień, zamiast mnie zabić sztyletem, przez cobyś wzbudził mniemanie w tych wszystkich, którzy przy tem byli, żem wart był śmiertelnego ciosu, tyś uderzył mię pięścią, jak służalca, jak niewolnika, jak psa!
— Tak, tak — rzekł Neron — zbłądziłem w samej rzeczy. Przebacz mi, mój dobry Sporusie...
— A jednak — mówił dalej Sporus — ta istota bez imienia, bez nazwiska, bez przyjaciół, bez serca, jeżeli nie mogła czynić dobrze, mogła szkodzić przynajmniej; mogła dostać się nocą do twej komnaty, wykraść twoje tabliczki, skazujące na śmierć Senat i lud i rozrzucić je, jakby siłą wiatru i burzy, na Forum i Kapitolu, a to dlatego, żebyś ani od Senatu, ani od ludu nie mógł spodziewać się przebaczenia; mogła również ukryć puszkę z trucizną Lokusty, abyś bez żadnej obrony wpadł w ręce tych, którzy cię szukają dla zadania ci hańbiącej śmierci.
— Mylisz się! — zawołał Neron, wydobywając z pod sukni sztylet — mylisz się! Zostaje mi jeszcze to żelazo.
— Tak, ale nie odważysz się użyć go ani dla siebie, ani dla drugich.
— W każdym razie, jestem tu tak dobrze ukryty, iż mię nie znajdą — rzekł Neron.
— Możebyś istotnie zdołał się ukryć przed poszukiwaniami, gdybym przed chwilą nie spotkał centurjona i nie powiedział mu, gdzie cię znajdzie. On już jest tutaj... słyszysz... to jego kroki!
— Nie będę nań czekał — rzekł Neron, przykładając ostrze sztyletu do serca — uderzę... i skończę z życiem...
— Nie odważysz się — powtórzył Sporus.
— A jednak — mruczał Neron po grecku, szukając ostrzem sztyletu miejsca właściwego do zadania ciosu, przyczem dłoń mu dygotała konwulsyjnie — jednak nie godzi się, żeby Neron nie miał umrzeć... O świecie... jak wielkiego tracisz we mnie artystę....
Nagle zatrzymał się, wyciągnął szyję, najeżyły mu się włosy, krople potu wystąpiły na czoło, bo rozległ się nowy hałas u drzwi; słuchał przez chwilę, potem zacytował wiersz Homera:
„Już słyszę tentent szybkonogich rumaków...“
W tej chwili wpadł do izby Epafrodites.
Nie omylił się Neron — przybyła pogoń szukająca go.
Ani chwili czasu nie było do stracenia, jeżeli chciał uniknąć hańbiącego zgonu. Odprowadził Epafrodita na stronę, kazał mu przysiądz na Styks, że nie wyda jego głowy nikomu, raczej go spali całego, potem wyciągając sztylet powtórnie, oparł ostrze jego na szyi.
Znowu rozległ się hałas, ale tym razem bliższy, groźniejszy. Wówczas Epafrodites uchwycił rękę Nerona, uzbrojoną sztyletem i pchnął ją tak, że żelazo aż po rękojeść utkwiło w szyi, potem wybiegł ze Sporusem z izdebki, drzwi zamykając za sobą.
Neron krzyknął przeraźliwie, wyrwał z rany i daleko rzucił od siebie sztylet, przypadł na jedno kolano, potem na drugie; wsparłszy się lewą ręką o ziemię, usiłował prawą zatamować krew, która mu bluzgała przez palce; obejrzał się po raz ostatni dokoła z wyrazem niewysłowionego przerażenia, a widząc się samotnym, upadł na ziemię z przeciągłym jękiem.
W tej chwili we drzwiach ukazał się centurjon. Spostrzegłszy leżącego nieruchomie Nerona, rzucił się do niego i usiłował zatrzymać płynącą z rany krew połą od płaszcza. Lecz Neron, zbierając ostatek sił, odepchnął go od siebie, spojrzał na niego groźnie i skonał.
Wieczorem przybyła do willi jakaś kobieta, poważna, blada, smutna, choć młoda i piękna.
Otrzymała ona od powiernika Galby, Icelusa, który do czasu przybycia swego pana, wydawał w Rzymie rozkazy, pozwolenie oddania ostatniej posługi Neronowi. Rozebrała zmarłego, obmyła krew, którą ciało jego było zbroczone, owinęła w biały płaszcz, szyty złotem, który jej darował, gdy się po raz ostatni z sobą widzieli, potem przewiozła zwłoki, na zakrytym wozie, do Rzymu i tam je złożyła w grobowcu Domicjana, wśród ogrodów. Uczyniwszy to, dzień cały pozostawała w tem miejscu żałoby, gdy zaś nadszedł wieczór, wstała i udała się do katakumb.
Epafrodita i Sporusa znaleziono w willi nieżywych; leżeli obok siebie, a pomiędzy nimi oprożniona puszka złota. Przygotowana przez Lokustę trucizna dla Nerona wystarczyła na obu.
Tak umarł Neron w trzydziestym drugim roku życia, właśnie w rocznicę dnia, w którym kazał zamordować Oktawję. Ponieważ zginął w miejscu ustronnem, niemal bez świadków, a do grobu złożony został również tajemniczo, bez wymaganej zwyczajem pompy, więc w umyśle ludu rzymskiego, najłatwowierniejszego ze wszystkich ludów na świecie, powstały wątpliwości co do jego śmierci. Utrzymywano, że dostał się do portu Ostji, a stamtąd uciekł na okręcie do Syrji, więc też go z dnia na dzień w Rzymie oczekiwano. Przez lat piętnaście nieznana ręka zdobiła grób jego kwiatami. Również przez długie lata wystawiano, niekiedy na mównicach jego wizerunki i czytano jego proklamacje, jak gdyby żył jeszcze i miał wrócić potężny na zgubę swych nieprzyjaciół. Jeszcze po upływie lat dwudziestu pięciu od jego śmierci — według opowieści Swetonjusza — zjawił się jakiś człowiek u wojowniczych Partów, który mienił się Neronem i długo znajdował wiarę u tego ludu, który szczególną cześć dla parnięci Nerona przechowywał.
Legenda przeszła do chrześcijan. Ś-ty Hieronim, opierając się na kilku wyrazach Ś-go Pawła, przedstawił Nerona, jako Antychrysta, a przynajmniej jako jego poprzednika. Sulpicjusz Sewerus twierdzi, że Ś-ty Marcin przepowiedział w swych djalogach, iż przed końcem świata, Neron ukaże się na Zachodzie, gdzie przywróci część bałwanów, a Antychryst na Wschodzie, gdzie odbuduje kościół i miasto Jeruzalem, które ma być stracą jego państwa. Ten ostatni ma potem ogłosić się Mesjaszem, wydać wojnę Neronowi, pozbawić go życia i władzy. Wreszcie Ś-ty Augustyn zapewnia, że za jego życia, to jest na początku V wieku, utrzymywano jeszcze, że Neron wcale nie umarł, ale ukrywa się w miejscu niedostępnem, skąd ma kiedyś powrócić z całą swą siłą i okrucieństwem, dla odzyskania straconej władzy.
Dziś jeszcze, w całym tym długim szeregu cezarów, z których każdy przyczynił się do wzbogacenia zbioru pomników Rzymu, najpopularniejszy jest Neron. Istnieje dom Nerona, łaźnia Nerona, wieża Nerona. W Bauli pewien winiarz pokazywał mi willę Nerona.
Pośrodku odnogi Bai, majtkowie moi. zatrzymali się właśnie w tem miejscu, gdzie zatonąć miała przygotowana przez Nerona dla Agrypiny triremma. Gdym wracał do Rzymu drogą Nomentańską, wieśniak pokazywał mi miejsce, przez ktore przebywał Neron, udając się Serpentary; wśród zwalisk, rozrzuconych po tej wspanialej dolinie, pokazał mi ruiny willi, w której zabił się Neron.
Gdym jechał z Florencji, woźnica mój ukazał mi jakieś gruzy, leżące z prawej strony sklepienia de la Sorta w Rzymie, mówiąc:
— To grobowiec Nerona.
Niechże teraz kto wytłumaczy zapomnienie w tychże miejscach imion Tytusa i Marka Aureljusza.
Neron tyran, Neron okrutnik, Neron morderca, rozpustnik, szatan wcielony, żyje wciąż w pamięci ludu — a czcigodne imiona Tytusa i Marka Aureljusza są zapomniane.
Czem to wytłumaczyć?