<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Nieprawy syn de Mauleon
Data wyd. 1849
Druk J. Tomaszewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Karol Adolf de Sestier
Tytuł orygin. Bastard z Mauléon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXXVI.
Jak Agenor i nieznajoma podróżna razem jechali, i co mówili w drodze.

— Trudno jest dwom młodym, pięknym i dowcipnym, trzymającym się w swoich objęciach i podzielającym jednocześnie niedogodności drogi, trudno jest, mówiemy, nie zbliżyć się do siebie.
Młoda podróżna zaczęła od pytań, a miała do nich prawo, jako kobiéta.
— A więc rycerzu, rzecze, nieomyliłam się że jesteś Francuzem.
— Tak, pani.
— I dążysz do Sorii?
— O! co tego to pani nie zgadłaś: wszakże ci powiedzialem.
— Niech i tak będzie... Zapewne służyć Królowi don Pedro?
Agenor namyślał się zanim odpowiedział na to pytanie, nie wiedząc czy ją zawieźć do Sorii, lub wyprzedzić i widziéć Króla don Pedra, oraz, jakie z tego mogą wyniknąć następstwa, musiał więc wiele mówić za nim wyrzekł prawdę.
— Pani, rzecze, tym razem mylisz się: nie jadę służyć Królowi don Pedro, ze względu, że należę do Króla Henryka de Transtamare, albo raczéj do Bertranda Duguesclin, i niosę zwyciężonemu Królowi układy do zawarcia pokoju.
— Zwyciężonemu Królowi! zawołała dumnie młoda kobiéta, z wyrazem, który powściągnęła natychmiast i zmieniła w podziwienie.
— Bezwątpienia, zwyciężony, odpowiedział Agenor; gdyż jego współzawodnik ukoronowany został na jego miejsce.
— Ah! prawda jest, rzekła obojętnie młoda kobiéta; więc pan niesiesz zwyciężonemu Królowi słowa pokoju.
— Czy tak pani sądzisz?
— Jesteś tego pewnym.
— Ponieważ otoczony jest ziemi ludźmi, a nadewszystko, ma teraz złych doradzców: nie podobna mu się opiérać.
— Otoczony złémi ludźmi?...
— Bezwątpienia, poddani, przyjaciele, kochanki, Wszystko go zdradza, obdziera i popycha do zguby.
— A cóż jego poddani?
— Opuszczają go.
— A jego przyjaciele?
— Obdzierają go.
— A jego kochanka? rzekła z wąchaniem się młoda kobiéta.
— Jego kochanka prowadzi go do złego, odrzekł Agenor.
Młoda kobiéta zmarszczyła brwi, i jak gdyby chmura przebiegła po jéj czole.
— Zapewne pan chcesz mówić o Maurytance? rzekła.
— O jakiéj Maurytance?
— O nowym przedmiocie Króla.
— Jak to? spytał Agenor z iskrzącém wejrzeniem.
— Czy pan nie słyszałeś mówiących, że Król don Pedro szalenie jest zakochany w córce Maura Mathrila?
— W Aissie! zawołał rycerz.
— Pan ją znasz? zapytała?
— Bezwątpienia.
— Jakże więc możesz niewiedziéć, że nikczemny niedowiarek, stara się ją wepchnąć do królewskiego łoża.
— Nigdy! zawołał rycerz blady jak śmierć, odwracając się do swojéj towarzyszki, nigdy nie mów nic pani o Aissie, aby nasza przyjaźń przedwcześnie nie zobojętniała!
— Jakże pan chcesz abym mówiła inaczéj, jeżeli mam mówić prawdę? Ta Maurytanka już jest albo wkrótce będzie nałożnicą Króla, ponieważ Król jéj wszędzie towarzyszy, chodzi przy drzwiczkach jéj lektyki, wydaje dla niéj koncerta, zabawy, i swój dwór do niéj sprowadza.
— Pani to mówisz z przekonania? rzekł ze drżeniem Agenor, przypominając sobie opowiadanie Alkada uczynione Musaronowi. Więc to prawda jest, że don Pedro podróżuje przy boku Aissy?
— Wiem ja nie mało rzeczy, rycerzu, rzekła piękna podróżna, gdyż my ludzie z domu królewskiego łatwo się dowiadujemy wszystkiego.
— Oh! pani, nie rań mojego serca, rzekł smutnie Agenor, na którym młodość rozwijała swój kwiat połączony z dwóch najdelikatniejszych części duszy: z wiary, w to co słyszy, i prostoty, w to co mówi.
— Ja ranię pana serce! spytała z zadziwieniem podróżna. Czy przypadkiem nie znasz tej kobiéty?
— Kocham ją zapamiętale, odrzekł rycerz w rozpaczy.
Młoda kobiéta okazała znak współczucia.
— Ale jak odkrywam ona zaczęła cię nie kochać?
— Mówiła mi że mnie kocha. Oh! chyba ten zdrajca Mothril użył przeciw niéj jakiéj czarów potęgi!
— Jest to wielki zbrodniarz, rzekła z pogardą, który już wiele narobił złego Królowi. Ale w jakimby celu chciał działać podobnie?
— To bardzo łatwo odgadnąć: chce odsunąć donnę Maryę Padillę.
— Więc i pan tak sądzisz?
— Niezawodnie, pani.
— Lecz, odrzekła podróżna, powiadają, że donna Marya kocha niewypowiedzianie don Pedra. Sądzisz pan że dozwoli aby ją Król opuścił.
— Jest kobiétą, jest słabą i ulegnie, jak uległa donna Blanka; z tą różnicą, że śmiercią jednéj było morderstwo, a drugiej, będzie odpokutowanie.
— Odpokutowanie! a więc podług pana, Marya ma co do odpokutowania.
— Nie mówię to podług siebie, powtarzam tylko co świat powiada.
— Zatém podług pańskiego zdania nie będą żałować Maryi, tak jak żałowano Blanki de Bourbon.
— Zapewne, nie; chociaż, kiedy obiedwie żyć nie będą, jest podobném do prawdy, że kochanka równie będzie nieszczęśliwą jak małżonka.
— Ale pan się nad nią litujesz?
— Tak; chociaż mniéj jak ktokolwiek inny powinien bym jéj żałować.
— A to dla czego? spytała młoda kobiéta wlepiając w Agenora badawczo swoje czarne oczy.
— Ponieważ powiadają, że ona doradziła Królowi morderstwo don Fryderyka, a don Fryderyk był moim przyjacielem.
— Czy pan nie jesteś przypadkiem rycerzem francuzkim, któremu don Fryderyk naznaczył schadzkę?
— Tym samym, któremu pies przyniósł głowę swego pana.
— Rycerza! rycerza! zawołała młoda kobiéta chwytając za sztylet Agenora. Posłuchaj tylko z uwagą: — przysięgam na pokój jego duszy, na udział jakiego Marya spodziewa się dostąpić w raju, że nie ona tak doradziła, to Mothril!...
— Ale ona wiedziała, że miało nastąpić morderstwo, i wcale się temu nie sprzeciwiała.
Podróżna zamilkła.
— Dość za to ją Bóg ma karać, rzekł Agenor, albo raczej sam don Pedro ją ukarze; kto wie czy to nie dla przelanéj krwi brata, mniéj ją już kocha.
— Być może ze masz pan słuszność, rzekła nieznajoma dźwięcznym głosem, lecz cierpliwości! cierpliwości!
— Pani zdajesz się nienawidzić Mothrila.
— Śmiertelnie.
— Cóż takiego on pani uczynił?
— To samo co całéj Hiszpanii; oddalił Króla od swego narodu.
— Kobiéty rzadko ze względów politycznych równie nienawidzą mężczyzn jak pani Mothrila.
— Ja mam do niego osobistą urazę. Od miesiąca nie pozwala mi połączyć się z mężem.
— Jak to?
— Urządził około Króla don Pedry taką baczność, że ani żadne poselstwo, ani żaden poseł nie może dojść ani do niego, ani do tych co mu służą: wysłałem dwóch umyślnych do mego męża, lecz ci nie powrócili. Gdybym ja mogła dostać się do Sorii, i gdybyś pan również...
— Oh! ja się dostanę, gdyż przybywam jako poseł.
Nieznajoma szyderczo wzruszyła głową.
— Dostaniesz się pan jeżeli on zechce, rzekła.
Agenor wyciągnął rękę i pokazał pierścień dany mu przez Henryka de Transtamare.
— Oto jest mój talizman, rzecze.
Był to pierścień szmaragowy którego kamień osadzony był w dwa.
— Tak jest, rzekła młoda kobiéta, może się też panu powiedzie przecisnąć się przez straże.
— Jeżeli ja się przecisnę, to się i pani przeciśniesz, gdyż należysz do mojego orszaku. Szanować cię będą.
— Więc mi pan przyrzekasz że jeżeli się dostaniesz, to i ja z tobą.
— Na słowo rycerskie! przysięgam ci pani.
— W zamian téj przysięgi, ja pana zaklinam abyś mi powiedział, czego byś najbardziéj w téj chwili pragnął.
— Niestety! to czego sobie najwięcéj życzę, nie możesz mi pani uczynić?
— Powiedz pan jednakże co to szkodzi?
— Chciałbym zobaczyć Aissę i z nią pomówić.
— Jeżeli ja dostanę się do miasta, będziesz ją pan widział i mówił z nią.
— Dziękuję, oh! będę pani bardzo wdzięczny.
— Kto wie czy pan nie więcéj dla mnie uczynisz.
— Pani mi powracasz życie.
— A pan więcéj jak życie, odrzekła nieznajoma z szczególnym uśmiechem.
Ponieważ przy téj wymianie zwierzeń, i zawarcia traktatu, zbliżano się do wioski na odpoczynek, piękna podróżna lekko skoczyła z konia Agenora, a że uważanoby szczególnym, towarzystwo chrześcijan i cyganów razem zgodzono się złączyć nazajutrz, na drodze mniéj więcéj o mile odległéj od wioski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Karol Adolf de Sestier.