<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Noc listopadowa
Podtytuł Sceny dramatyczne
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W MIESZKANIU LELEWELA
(Duży pokój na pierwszem piętrze. Z lewej dwa okna. Drzwi w głębi, wiodące do sieni. Z prawej drzwi do pokoju obok. Ściany żółte, pokryte szafami z półek prostych, na których stosy książek nieoprawionych. Stół, kilka krzeseł, kanapa. Na stole lampa, przyrządy pisarskie i rysownicze, blachy i rylce, medale, monety).
LELEWEL JOACHIM
(siedzi, pochylony nad stolikiem)
(w ręku trzyma monetę i szkło zwiększające)

Czyja to może być moneta — ?
Napis już prawie nieczytelny.
B, O, — Bolesław, — ale który?

(odkłada monetę)
(bierze książkę)

Dla porównania weźmy dzieło...

(słychać pukanie)
(ze sieni wpada:)
BRONIKOWSKI KSAWERY
(zdyszany)

Jesteś, kochany? —, — biegłem pędem
i ledwom dopadł rogu Freta.

(Tuż za nim przez uchylone drzwi wchodzi:)
HERMES
(przystaje u drzwi)
BRONIKOWSKI

Wiesz co się dzieje?!

LELEWEL

Ciszej. — Cicho. —
Tam —,

(wskazuje na boczne drzwi z lewej)

Tam mój ojciec stary — kona.

BRONIKOWSKI

Rzecz rozpoczęła się spragniona.
Byt zaczęliśmy nieśmiertelny.
Podchorążowie już powstali
i wzięli Księcia lub zabili.
Rząd trzeba złożyć, i tej chwili.

LELEWEL

Co mówisz?! — Dawno się gotuję; —
lecz dziś, — gdy chwile policzone; —
ty wiesz, co dla tej Sprawy czuję. — —
Gdy każda jego dzisiaj chwila
może ostatnia być, — — zmęczenie, —
bezsenne noce, — wczoraj, — dalej, —
już od tygodnia, — jak nikogo
nie widywałem.

BRONIKOWSKI

Dzisiaj rano
przysięgę od nich odebrano
w kościele, — czynił to Nabielak.
Nabielak stanął na ich czele.
W tej chwili w ruchu miasto całe.
A jutro już....

LELEWEL

Dzień nowy — !
Zdawna, — tak, — byłem już gotowy, —
lecz dziś, — co mówisz, — nic nie słyszę,
bo tam, — tam jestem cały słuchem,

bo, — lada chwila, — — tam jest siostra, —
czuwa, — więc cicho mówić muszę,
bo zasnął chwilę. — — — W tem, co mówisz,
ciężar ogromny spadł na duszę.

BRONIKOWSKI

Aleś ty jeden jest, człowieku,
konieczny. — Zebrać trzeba ludzi.
W chwili tej, gdy się naród budzi,
ty nie chcesz wziąć na siebie grzechu
niedbalstwa?

LELEWEL

Innych macie.

BRONIKOWSKI

Tyś przyrzeczenie składał bracie.
Natychmiast zwołaj, — spisz ich listę.
Poniechaj sprawy osobiste,
bo to jest rzecz ogromnej wagi,
to się stać musi.

LELEWEL

To się stanie,
co Bóg zakreślił w swojej woli,
nie to, co człowiek zaś ma w planie.

BRONIKOWSKI

Pan nie masz prawa.

LELEWEL

Serce boli.
Bóg wprzódy inne skreślił prawo.
Tu moje prawo — dziś, w tej chwili
od łoża ojca pójść nie mogę.
Nie pójdę nigdzie. —

BRONIKOWSKI

Czyś oszalał?!

LELEWEL

Nie będę mojej duszy kalał,
i tom pamięci ojca winien,
żem przy nim zostać dziś powinien.
Bóg, co ojczyznę zmartwych wskrzesza,
snać sam mnie skazał dziś w odstawę
i innym w ręce daje Sprawę
a mnie z tej winy dziś rozgrzesza.

BRONIKOWSKI

Mam odejść z niczem?

LELEWEL

Z niczem, — z niczem. —

BRONIKOWSKI

Z jak strasznem mówisz to obliczem — — ?
Ja tu biegłem i wbiegłem zdyszany,
bom sądził, że rozum zastanę,
że Pallas, że wróżka Ulissa
u ciebie przebywa z egidą, —
a widzę, że nie słuchasz Pallady,
tylkoś wylękły, tylkoś blady,
nie rączy, jako człowiek czynu.

LELEWEL

Nie najdziesz u mnie Pallady,
nie najdziesz u mnie nadziei.
Przez myśli moich ognisko
cień przemknął się z Cheronei;
przetom wylękły, przetom blady.
Nie najdziesz Pallady, nadziei.

Raczej, to widzę, Hermes nagi
wszedł i u wrót tych z wężem czeka,
by duszę wieść człowieka,
gdyby dziś martwe ojca ciało
w mem ręku syna — tam ostało.
Dopokąd Bóg ten wrót mych strzeże,
dostępu nie ma tu Bóg inny.
Sądź przeto, bracie, czym jest winny — ?
Dzisiaj nic nie wiem, nie pamiętam.
Wszystko na dzisiaj we mnie zmarło
i łzy.... ściskają....

BRONIKOWSKI
(odchodzi)
LELEWEL

Bądź zdrów. —

(słucha podedrzwiami pokoiku ojca)
(wraca do stolika)
(usiada)
(bierze monetę i szkło zwiększające)

Bolesław, — ale który — ?
Napis, — i rycerz na koniku, —
z mieczem i tarczą, — gwiazda z boku.
Wykopalisko. — Przerysuję.
Z rysunku łatwiej wymiarkuję. —

(rysuje)

Cięży głowa.
Niejasno widzę. — Kształt się gubi.

(przestaje rysować)
HERMES
(idzie w kierunku pokoiku bocznego)
LELEWEL
(zamyślony)

Któż — ? Czartoryski, — ja, — Niemcewicz. —
Lubecki może — ? — Rzecz się złoży.
Sejm trzeba zwołać. — — Palec Boży. —
Chłopicki! — — Sprawa się zaczyna.
Późno.

(patrzy ku zegarowi)

Już dziewiąta godzina.

HERMES
(wchodzi we drzwi z prawej)
(do pokoiku ojca Lelewela)
LELEWEL
(wstaje)
(chwieje się)
(idzie do okna)
(stoi chwilę przy oknie)
(odchodzi od okna)
(ku stolikowi)
(usiada)
(zegar poczyna bić dziewiątą)
(Ze drzwi z prawej)
(wychodzi:)
HERMES
(prowadząc starego Ojca Lelewela)
OJCIEC
(idący za Hermesem ku drzwiom w głębi)
(zatrzymuje się w pół drogi)
(po za krzesłem syna)
OJCIEC

Nie czekaj, ztamtąd nikt nie wraca.
Żywemu tobie żywa praca.
Nie czekaj, — jestem marny cień
i zgasnę skoro błyśnie świt.
Padam, jak pada stary pień,
skruszały, zgnębion wielą lat.
Bierz jeno żywą szybką myśl
i gotuj Czyn i sposób Czyn
spólnością, zgodą kurnych chat.
Goń szybką myśl, — myśl lotny puch,
przegania wichrem świat.
O spiesz, o spiesz, myśl lotny puch,
gnana w przestrzeniach wichrem burz.
Ockniesz się jutro w klątwie strat
a wtedy pojmiesz głębie win:
czem będzie jutro, czem jest dziś,
gdy błyśnie szary świt....

LELEWEL
(zadumany)

Jak starożytny grecki myt,
nieznany mężom życia bieg
i niezgadniony kresny czas,
gdy Kloto dzierga krosien ścieg.
Dzisiajże starzec ciężko legł,
gdy się obudza żądza mas
i pędem rwie i naprzód rwie
spólnością wszystkich klas.
Trzebaż, abym ja ognia strzegł
a ręce moje załamane

u wrót grobowca, który sypię
ojcu, — mnież cieszyć się na stypie?

OJCIEC

O żegnaj, lice zadumane, —
żegnaj, w dalekie idę kraje,
na elizejskie ciche gaje
i wzrok się myli, oczy lsną
i ledwie syna cię poznają,
bądź zdrów, — o nie plam ty się krwią — !

LELEWEL
(wstaje)

Czemuż to ręce załamane?
Mój czyn — tam — znak — ostatni kres,
tam krew — mój ojciec kona tam
i ja w ustawnym żalu łez.
O precz, — o precz — wyzwolin mnie,
bo mię ten ciężar łzawy gnie.
Ja nie chcę łez, — chcę krwi, chcę krwi! —
— Ojcze!

OJCIEC

O nie plam ty się krwią —

LELEWEL

Chcę krwi, — ach głos — czyj szept, czyj cień — ?
Po szybach wicher brzękiem gra,
na ulicach się huragan zrywa.
Tłum ludzi pędzi, — tam, to tu —.
Zmęczonym tak — o snu, — o snu, —
bezsennych nocy tyle
a tam się obudzą za chwilę,
tam wstają, gonią, rodzą myśl,
budują państwo — ognia żedz! —
O czemuż mnie nie wolno biedz — ?

OJCIEC

Odchodzę precz, odchodzę precz, —
próżno mnie twego serca strzedz.

LELEWEL

Dzieła poczęli dziś część lwią.

OJCIEC

Synu, o nie plam ty się krwią.

LELEWEL

Wolność, dziś święto, dzisiaj czyn.
Myśl lotny puch — ulata precz, —
tam Polska już poczęta rzecz.

OJCIEC

Byłeś mi wdzięczny syn...

LELEWEL

Precz łzy, precz smutku, precz, precz żal;
już myśl poczęła wielką rzecz,
myśl lotna, ścigła, — precz łzy, precz...

OJCIEC

We wieczność idę, w dal.

LELEWEL

Potęgę sił mi tęgich daj!
Przemódz obawy, troski, znój,
biedz tam, gdzie ma się zacząć bój
a Polska państwem letnich snów!

OJCIEC
(oddala się ku drzwiom w głębi, za Hermesem)

W spokojów wiecznych idę gaj.
Bądź zdrów, bądź zdrów, bądź zdrów.

(przepada we drzwiach)
LELEWEL
(odwraca się)
(spostrzega drzwi otwarte)

Ha! Co to — !? Czy kto przyszedł znów
mnie wzywać, — co to? — Pusta sień.

(Z pokoiku z lewej wchodzi)
SIOSTRA LELEWELA
(znużona)
LELEWEL
(patrząc na nią)

Mój ojciec!!! —

(w kierunku drzwi)

Ojca mego cień!

SIOSTRA
(wskazując drzwi pokoiku)
(niepewno cicho)

Śpi, — śpi — —

LELEWEL
(cicho w myślach)

Wiem, wieczny to już sen.

SIOSTRA

Nie śmiałam dotknąć skroni, czoła. —

LELEWEL
(chce coś mówić)
SIOSTRA

Ciszej. — —

LELEWEL

Głos zbudzić go nie zdoła.
Duch jego odszedł już daleko.

(wchodzą oboje do pokoiku, ojca)
(skąd tejże chwili Lelewel wraca)
SIOSTRA
(wraca i zatrzymuje się w progu pokoiku)

Patrz, łzy z przymkniętych powiek cieką...

LELEWEL

Ostatnie jego do nas słowa...

SIOSTRA

Był ktoś u ciebie, — wejść nie śmiałam,
lecz uchyliłam drzwi na chwilę.
Odeszłam odeń tylko tyle,
co was u drzwi słuchałam.
Prot właśnie nadejść miał w tej porze,
więc chciałam z nim prześcielić łoże,
bo sama nie byłabym w stanie... —
Skończyła się już nasza trwoga, —
gdy odszedł duch od Boga.

(Przez otwarte drzwi z korytarza wpada:)
PROT, BRAT LELEWELA
(przejęty radością)
(gdy ma wybuchnąć potokiem słów)
(z wieścią z miasta,)
(słowa mu giną i martwieją na widok brata i siostry)
(stojących bez ruchu)
NIKE Z POD CHERONEI
(wbiega tuż za nim)
(i przesłaniając go ręką w gwałtownym ruchu)
(mówi za niego:)

Radość wam wróżę!
Umarli biorą róże!!

Mrą wasi wrogowie
i waszych świętości stróże
walczą! Idą w honorze!
Więzy zerwane!
Śmierć kosi! Przez ten dom dąży!
Zbudź się ludom chorąży!
Śmierć tobie wzięła trud
i ciężar, co ciąży.
Zbrój się w męczarni ducha!
Tam krew i zawierucha!! — — —
Czyż wy zdeptać miłości niezdolni?! —
Wy dziś już — wolni!!

(bębny wojsk przechodzących daleko w ulicach)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.