[246]NOC TYSIĄCZNA DRUGA
komedja w jednym akcie
m. t.
najbliższej nierodzonej poświęcam ...
e maestra mi fu l’anima mia[1].
OSOBY:
ROGER[2] z Czarnolesia.
DAMA podróżująca.
DOKTÓR jej.
LUCIO, oberżysta.
Rzecz się dzieje w Castel-Fermo pod Weroną.
Oberża w Castel-Fermo.
Pokój na górze.
LUCIO. Przez świętego Antoniego Padewskiego, mości hrabio, dziesiątego dziś weturyna[3] przyjmujemy. Są pokoje po lewej stronie obszerniejsze, ale (posuwając się ku oknu) żaden nie ma skarbu równego... Co za widok!... Może pan malujesz?... Może artysta?... Pewny pan Calame, pejzażysta, mieszkał u nas... tu... w tym pokoju dni czternaście... Wszyscy coroczni podróżnicy, świadomi rzeczy, zawsze się, bywało, pytają o ten pokój...
(słychać grzmoty. Okno jest zamknięte, dolne szyby papierem zalepione)
Żeby burza tylko przeminęła. — Przez Bachusa! Przez Najświętszą Dziewicę! Przez świętego Antoniego Padewskiego! Żonę z dzwonkiem loretańskim posadzićby na dachu...
(słychać głos kobiecy za sceną)
Lucio! Lucio!...
LUCIO. (przestawiając krzesła i porządkując leniwo) Znowu?... Natychmiast... natychmiast!...
(głos za sceną)
Lucio!...
LUCIO. Lecę!... (wybiega)
ROGER. Szczególniejszy naród!... Choćbym sobie nie dał był słowa zerwać już ze światem idealnym i w praktyczne wejść życie, wystarczyłoby zastanowić się nad postacią moralną tego ludu arcyklasycznego... Mozajkowa posadzka... lampa, dotąd etruski kształt mająca... pajęczyny, chwiejące się po kątach, które jeszcze Longobardów pamiętają... ta zapona na łóżko z adamaszku purpurowego, co zakupił ją może właściciel austerji[4] po werońskim szlachcicu jakim na sprzedaży publicznej, po jakim Skaligerze... A nieporządek... a lenistwo!...
...À propos lenistwa — niemniej à propos praktyczności... Panie Rogerze!... Oto siedzisz... słuchasz burzy, co huczy nad wieżami Werony, i poetyzujesz... O, człowieku...
Biada mi, biada! Nędzny jestem, słowa sobie lichego dotrzymać nie potrafię. Teraz, opuszczając ziemię te ułudną, cichą, laurami przetykaną... cmentarz ten ludów i olbrzymów... tu, na progu Italji, kiedy przerzucić się zamyślam przez szczyt Alp — tam, napowrót... należałoby, dawszy sobie słowo...
(powoli i solennie)
...że się będzie praktycznym już człowiekiem... Należałoby, mówię, uderzyć się w piersi i pojrzeć raz jeszcze, raz ostatni, na tę całą przestrzeń idealną...
(po chwili)
Piękna, piękna kraina marzeń, błędów — błędów, marzeń, rozciągnionych przede mną, jak doliny i wzgórza i jeziora, zorzę odbijające...
Otóż ja tobie, tobie, przeszłości idealna, tobie, piękna kraino, powiadam: Koniec tobie...
[247](z uśmiechem)
Hannibal tak — kiedy na szczycie Alp, przyłbicę odsłoniwszy, poglądał na Italję i mówił w sobie: «Grób ci niosę...» Hannibal tak...
...Nie tak!... Hannibal nie był dzieckiem...
Imion wielkich nie godzi się wzywać nadaremno...
(przechadza się po pokoju)
LUCIO. (wchodząc) Za pozwoleniem, za pozwoleniem. Przez Bachusa! Pewna dama, Angielka, życzy sobie widzieć kończącą się burzę i wschód księżyca z okna tego...
(z uśmiechem)
...Naród obłąkanych!... Deszcz jeszcze zaciętszy niźli pierwej... Przepraszam, ale my lubimy niczego nie odmawiać cudzoziemcom...
ROGER. Powiedz onej damie, że już zasnąłem jak zarżnięty, że dwa pistolety nabite mam przy łóżku, że jutro będzie mogła oglądać zachód słońca, skoro wyjadę do Werony... Dziwne figury, lunatyki i marzyciele... Jak wygląda ta twoja dama?
LUCIO. Najpiękniejsza z kobiet, jakie widziałem kiedykolwiek — nieco blada, majestatyczna. Przejeżdżała tędy dwie wiosny temu z tym samym kawalerem... mężem... Najdoskonalsza osoba — bah! Mieszkała nawet w tym samym pokoju, ale wtedy było to właśnie, kiedy wszystko na nowo zaprowadziliśmy w naszem gospodarstwie, a tłum był wielki w austerji — wszystkie izby zajęte były tak, jak teraz...
ROGER. Powiesz przeto damie onej, że śpię...
LUCIO. Odgadłem naprzód i wątpliwie odpowiedziałem. Nigdybym nie śmiał wchodzić o tak późnej godzinie, wszelako — my niczego nie odmawiamy cudzoziemcom podróżnym... Zwłaszcza damie, którą ugościliśmy u siebie, najpiękniejszej osobie...
ROGER. Jutro — chcę być o piątej obudzonym.
LUCIO. Najszczęśliwszej nocy...
ROGER. Dobrej nocy —
(przechadzając się)
...Otóż to dobrze, to coś praktycznego choć raz w życiu. Śpię — to śpię. Noc jest na to, ażeby spać — i koniec...
(siadając przy stole i przeglądając album)
Ileżbo nocy nieprzespanych... napróżno-kiedy ona... Czemuż nie wymawiam jej nazwiska? Czy nie chcę, ażeby pył mieszkania upadł na to imię wymówione, jak na kwiat świeżo rozwinięty, biały, czysty, z myśli bożej przeprowadzony w życie roślinne po raz pierwszy...
Kiedy więc Ona, otoczona galanterją zewnętrzną, formalizmem świetnym, miękkim, powtarzanym, rozrzucała perły wdzięków — komu, komu?... Znudzonym!... Ja wtedy białe, białe noce moje zaludniałem temi upiorami pasujących się myśli, które wyniszczają sił zarody, wyprzędają blask oczu w pasma łez, serce biorą jak książkę świeżą, w której jeszcze karty nierozcięte, i wczytują się coraz, coraz głębiej... rozrywają potem... karty... serca... i...
(zakrywa oczy)
Nędzny jestem...
(przewraca album)
Kwiat, zerwany w czasie przejażdżki do Amalfi — widzę jeszcze lekką Jej rękę, pochyloną z konia ku skale... te kwiaty tam czepiają się po obu stronach drogi na ścianach wąwozu... — przez ręce przewodnika, który szedł przy Jej koniu, otrzymałem kwiat ten... Różowy był wtedy... w nieskalanej czystości atłasu swego...
Dziś — zżółkł, oblata z liści, które koroną jego były, i staje się podobnym do pająka, co wysnuł już z piersi przędzę całą... Wszystko się zatrzymuje, osycha i ginie, a nie wraca...
(po chwili)
Otóż, otóż ów list w odpowiedzi na ostateczne zapytanie, którego już nosić tajemnicą dłużej w piersiach nie mogłem...
Zaprawdę drugiej takiej... nie, podobnej nawet odpowiedzi nie dano nigdy człowiekowi... Nadobny list, piękny list, śliczny list...
Chciałem był go spalić... ale gotówby się roztopić, jak odłam lodu, i zamienić w garść kału...
Chciałem go był podrzeć... ale mi ręce pokłuł...
I dochował się dotąd... Takie rzeczy mają to do siebie, że się długo trzymają i niełatwo je zgubisz lub zarzucisz.
(przeziera list)
«Castel-Fermo...»
Tak, przypominam sobie... List ten stąd był pisany...
[248] «Castel-Fermo... etc...»
«Odebrałam właśnie piękny list twój, kochany...»
Piękny list mój! To jest tak, jakgdyby kto, nędzarza gdzie spotkawszy oniemiałego bólem, mówił: «Piękny jest efekt tej bladości oblicza i tych oczu przygasłych. Piękny objekt dla sztuki...»
A potem, przybliżywszy się do onego objektu, poklepał go zlekka po ramieniu... i poszedł dalej, gwiżdżąc...
(czyta dalej)
«Odebrałam właśnie piękny list twój, kochany R... Proszę Cię, ażebyś, będąc w Neapolu, odwiedził księżnę Olimpję... Książki moje są u niej, mniejsza o inne — idzie mi tylko najszczególniej o trzeci tom Richtera. Całość dzieła traci tym sposobem, skoro jednego tomu braknie ze środka...»
ROGER. (przerywając czytanie)...Eh, nie! To nic nie znaczy. A jeżeli serca braknie?...
(powraca, czyta dalej)
«...braknie ze środka... Czy klacz moją koleją żelazną, czy morzem wyprawić?... O tem wszystkiem racz pomyśleć, proszę. Kilka rysunków, które mi przywieziono w dzień wyjazdu, i błogosławieństwo papieskie z różańcami na kominku w salonie mniejszym zapomniałam. Wszyscy tu Cię najczulej wspominamy, osobliwie przy herbacie. À propos — połowę listu Twego tak gdzieś zarzuciłam zaraz po przeczytaniu, że tylko drugą połowę mam przed oczyma, ale pamiętam, że piszesz coś o sercu twojem i o miłości. Tak tu ciasno w tym pokoju i taki nieład przedwyjezdny, ale zato widok przecudowny. Pieczętuję jak najprędzej, bo właśnie wyjeżdżamy... Mille tendresses, mille amitiés[5]... etc. PS. Proszę pamiętać o zdrowiu swojem. — Bądź zdrów...» I znowu dalej w końcu kartki:
«Co do miłości, jaką masz dla mnie od lat tylu, mogę Ci odpowiedzieć...»
...i tu dołączono połowę drugą mego listu —
(po chwili)
Jeżeli ironja przypadku to zrządziła, to zaprawdę, że dosyć lekkomyślności, z jaką zajmowano się tą sprawą serca, ażeby zrozumieć przyszłość i wartość następstw tego związku...
Jeżeli zaś wydawało się Jej, że tym sposobem najłatwiej będzie odpowiedzieć, to zaprawdę można było trudniejszy a sumienniejszy sposób wybrać... Zasłużyłem na to jako człowiek, jak każdy człowiek...
(wstaje z krzesła, przechadza się powoli. Burza ucicha. Roger posuwa się ku oknu i otwiera je)
(Improwizacja półśpiewem czytanym)
Nad Capuletich i Montechich[6] domem
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu
Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na rozwalone bramy do ogrodów —
I gwiazdę zrzuca ze szczytu...
Cyprysy mówią, że to dla Juljetty,
Że dla Romea łza ta z nad planety
Spada i w groby przecieka...
A ludzie mówią i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I że nikt na nie nie czeka...
ROGER. (zamyka okno, zegar miejski bije godzinę pierwszą) Brawo!... Pięknie sobie słowa dotrzymuję... Panie Rogerze, gdzież twoje praktyczne odrodzenie?... Dosyć tego, dosyć jest...
O godzinie pierwszej należałoby już przygotować potrzebne rzeczy na jutro...
(spostrzega, że okno niedomknięte)
...zamknąć dobrze okno i drzwi... i zasnąć przyzwoicie...
(zamykając okno)
...klasyczne okna i drzwi nigdy nie zamykają się porządnie!...
(zostawia okno niedomknięte i przybliża lampę, ażeby zobaczyć bliżej klamkę i zawiasy)
O, deus ex machina!... O, Szekspirze wielki... Rozumiem, bo widzę zarazem, i pojmuję, i rozświeca mi się całość akcji dramatu serca mego...
Te szyby, te szyby...
(przybliża lampę)
...zbite jak serce moje, może kamieniem figlarnego chłopca zbite — — zalepił Lucio pierwszą połową listu mego i — drugą połową listu Jej... Tu mieszkała. To, co wspomina o widoku pięknym, o tym widoku mówi — ze zwykłą sobie lekkomyślnością zapomniała te listy, jak [249]błogosławieństwo papieskie, jak błogosławieństwo papieskie na kominku w salonie mniejszym, jak różańce, jak różańce łez moich — jak klacz swoją wierzchową w Neapolu — jak Jean Paula tom trzeci...
«Kobieto, puchu marny!...»
(wraca do stołu, na którym jest album, i wyjmuje kartkę listu, potem przybliża się z lampą ku oknu)
Niech się złoto ze złotem łączy — czytajmy razem całość listu:
«Castel-Fermo etc.
Odebrałam właśnie piękny list twój, kochany R. — Proszę Cię, ażebyś, będąc w Neapolu, odwiedził księżnę Olimpję... Książki moje są u niej, mniejsza o inne — idzie mi tylko najszczególniej o trzeci tom Richtera. Całość dzieła traci tym sposobem, skoro jednego tomu braknie ze środka. Czy klacz moją koleją żelazną czy morzem wyprawić? O tem wszystkiem racz pomyśleć, proszę. Kilka rysunków, które mi przyniesiono w dzień wyjazdu, i błogosławieństwo papieskie z różańcami na kominku w salonie mniejszym zapomniałam. Wszyscy cię tu najczulej wspominamy, osobliwie przy herbacie. À propos — połowę listu twego tak gdzieś zarzuciłam... (ha!), że tylko drugą połowę mam przed oczyma (a ja oto obiedwie połowy listu po dwóch latach nareszcie mam przed sobą... Dalej!), ale pamiętam że piszesz mi coś o sercu twojem i o miłości... (oto na drugiej szybie zbitej, co piszę o sercu i miłości... Dalej!...)
...że piszesz coś o sercu twojem i miłości. Tak tu ciasno w tym pokoju... (prawda... Dalej!) i taki nieład przedwyjezdny, ale zato widok przecudowny. Pieczętuję jak najprędzej, bo właśnie wyjeżdżamy... Mille tendresses, mille amitiés... etc. — PS. proszę pamiętać o zdrowiu swojem. Bądź zdrów... Co do miłości, jaką masz dla mnie od lat tylu, mogę ci odpowiedzieć:
(rzuca kartkę i czyta dalej na szybie)
...odpowiedzieć, co ktoś z moich dawnych znajomych mi napisał w albumie, że wy, młodzi ludzie dziewiętnastego wieku, zaczynacie od bogactwa serca — kochacie mocno, prawdziwie i czysto na początku dni swoich, a potem stopniowo, stopniowo ociera się ten brylant, wysycha to źródło i kończycie na wykwintności form, które zastępują czułość wrodzoną serc waszych...
My, kobiety dziewiętnastego wieku, przeciwnie — my lekceważym ten związek zaraz na początku, w kwiecie życia, potem, potem powoli, powoli — po wielu rozczarowaniach, po wielu grobach, które nam się przed stopami naszemi na drodze życia zamykają... — dochodzimy nareszcie do uszanowania tej iskry świętej... Wasz punkt wyjścia jest naszym kresem drogi...
Jakże więc spotkać się na świecie?
I dlatego ścigamy się tylko, gonimy się, oszukujemy się... Dowidzenia, dowidzenia.
Klaudja».
ROGER. ...Prawda!... Lubo jednej epoki prawda...
Prawda jednak ma moc balsamu... Tak jest, prawda...
(po chwili)
Cóż to za noc?... To noc... Z «tysiąc nocy i jedna» to jest noc tysiączna i druga, której autor zapomniał tak dołączyć do dzieła swojego, jak Klaudja drugiej połowy listu swojego zapomniała... Szczególniejsza kobieta!... Lekkomyślność, do której przywiązana jest kula refleksji głębokiej, jak te kule u kajdan więźniów... Smutno — smutno — smutno. Ten tylko, który miarę czasu ma w prawicy swojej, pomóc może... Ten dramat serc stał się dramatem czasu...
(powtarza słowa listu)
«gonimy się, ścigamy się tylko. Dowidzenia» —
(zegar miejski bije godzinę drugą)
LUCIO. (pukając do drzwi) Za pozwoleniem...
ROGER. Otwórz.
LUCIO. Zdaje się, że pan hrabia okna przymknąć nie możesz. Usłyszałem brzęk szyb i stąpanie, spostrzegłem światło, pozwoliłem sobie zapukać... Zapomniałem albowiem wziąć paszport pański, który należałoby, ażeby przed piątą był w porządku.
ROGER. (przechodzi się powoli po pokoju — potem uderza Lucia po ramieniu i mówi mu z przyciskiem) Dama, o której mi mówiłeś, że jest Angielką, nie jest Angielką... że chce oglądać widok z okna — ona nie chce. Nieprawda wszystko...
Kto jest ta dama? Jak mówiła tobie? Mów!
LUCIO. My, Italiani, per Bacco, my mówimy: «Angielka», to jest, jest cudzoziemka — to jest, że jest z za Alp, z kraju, gdzie zimno...
Skoro tylko przybyła, przywitała mię, [250]mówiąc: «Caro Lucio»[7], a potem mówiła do kawalera, co jest z nią, czy do męża — długo, długo, a potem do mnie: «Caro mio, chcę widzieć Weronę z tamtego okna, kiedy burza ustanie». A ja na to. «Benissimo![8], a ona weszła do pokojów swoich i poniesiono tam herbatę — i jeszcze tam rozmowę słychać...
ROGER. To jest noc tysiączna i druga... Rozumiesz! —
LUCIO. Jutro mamy dzień Wniebowstąpienia Najświętszej Panny Marji.
ROGER. (na stronie) Ona! Dobrze —
LUCIO. (biorąc ze stołu papier) Paszport pana hrabiego.
ROGER. Ta dama jest piękna...
LUCIO. Si...[9]
ROGER. Ma coś na twarzy, tak jak Madonny wasze...
LUCIO. ...Wzbudza nabożeństwo... Si, signore...
ROGER. Włosy ma jasne... to jest złotawe, oczy czarne....
LUCIO. Si, signore conte...[10] si...
ROGER. Mieszkała tu kiedyś w tym pokoju...
LUCIO. ...Bravissimo!... Si...
ROGER. Mąż jej jest brzydki... wiele starszy... Kiedy tu była pierwej, nie była wtedy z mężem, była wdową...
LUCIO. Si... si... si, bravivssimo...
ROGER. Lucio!
LUCIO. Signore...
ROGER. Widzisz te pistolety? Zobacz, czy są nabite...
LUCIO. Nabite...
ROGER. Zobacz, dotknij...
LUCIO. My Italiani na pierwszy rzut oka zgadujemy, znamy się na rzeczy... Per Bacco, nabite szkaradnie... Kto inny potrzebowałby wziąć w rękę, spróbować, a potem — u nas jest święta rzecz każda położona na swojem miejscu...
ROGER. ...Va bene[11] — — Lucio!
LUCIO. Signore...
ROGER. Widzisz tę garść piastrów na stole?...
LUCIO. ...Benissimo...
(zbliża się do stołu)
ROGER. Te piastry są dla ciebie. Zgarnij w kieszeń!
LUCIO. Rozkaz pana hrabiego świętą rzeczą...
(zgarnia)
ROGER. A teraz?...
LUCIO. Si, Signore... Va bene...
ROGER. Jutro rano rzeczy moje zniesione będą nadół, paszport przygotowany — to okno zamknięte, zamknięte dobrze —
LUCIO. Zamknięte dobrze — si...
ROGER. Pójdziesz do tej damy i powiesz jej: «Podróżny, który zajmował pokój ten, wyjechał». Patrz, tam, gdzie pistolety leżą, widzisz, tam jest szafa zboku... W tej szafie ja będę. O tem milcz —
LUCIO. Jak grób... si...
ROGER. Otóż pamiętaj, powiesz damie te słowa:
(Lucio notuje słowa)
Podróżny, który mieszkał w pokoju na górze, już wyjechał, żegna panią, zostawia miejsce wolne — wszelako, jeśli pani widzieć zechce z okna okolicę, okno jest zamknięte i sama tylko pani własną ręką otworzyć je może.
LUCIO. Słowo w słowo — jak ave Maria...
ROGER. ...Buona notte...[12] Lucio...
LUCIO. ...Felicissima notte[13], Signor Conte...
ROGER. Niech się stanie zadość biegowi rzeczy. Niechaj sama odegra ostatnią scenę, niech zobaczy własnemi oczyma dzieło lekkomyślności swojej. Skompletujmy list...
(bierze pierwszą połowę listu i utwierdza lakiem za jeden róg przy tamtej, którą jest szyba zaklejona)
Zobaczy, pozna, przypomni. Mężowi będzie przymuszona wytłumaczyć całość rzeczy... Mała, chwilowa przykrość, która poprawi Ją na długo...
Ja — nie wyjdę z ukrycia, nie zobaczę Jej więcej...
(po chwili)
Ja — wyjdę... spokojnie, zimno, bez przesady poproszę, aby przedstawiono mię mężowi, opowiem czegoby brakło do całości... opowiem z uśmiechem... i będę Jej szczęśliwej drogi życzył.
Zamienimy to w cichą, głęboką dramę lub w dorywczą komedję... Zresztą... alea jacta est[14]...
(wchodzi w zasłonę łoża)
[251]Oberża w Castel-Fermo.
(Salon. Mrok ranny, świece zapalone)
DOKTÓR. Odkąd mam przyjemność towarzyszenia pani w jej podróży, pamiętniki i studja moje lekarskie zyskały bardzo wiele...
DAMA. Czy nie spisujesz czasem, doktorze, malenieczkich plotek na moje konto?...
DOKTÓR. Pani, zacząłem monolog poważny —
DAMA. Proszę kończyć...
DOKTÓR. ...Studja moje lekarskie zamieniają się zwolna w psychologiczne obserwacje, a noc dzisiejsza dodaje mi jeszcze nieco spostrzeżeń meteorologicznych... Panie — a mówię tu: niewiasty dziewiętnastego wieku — jesteście szczególniejszemi fenomenami w rodzaju swoim... Oto np. burza — elektryczność atmosfery poruszona, i już, jako struny elektrycznego telegrafu, drżycie, wibrujecie harmonjami imaginacji...
DAMA. ...Robicie dzieciństwa, pleciecie nie wiedzieć co. Nazywaj, doktorze, po imieniu rzeczy, jak są. Scientyficzny język obcy dla mnie, mówmy poprostu...
Wiesz, doktorze, ile szanuję głębokość nauk ścisłych, wszelako, ile razy zaleci mnie ten zasilny dla mnie zapach, tyle razy przypominam sobie kilka wierszy, które jakiś poeta gdzieś zanucił — nigdy bowiem przypomnieć sobie nie mogę, gdzie to wyczytałem i do którego z poetów należy te słów kilka — mowa jest w nich o gwiazdach spadających...
DOKTÓR. O aerolitach...
DAMA. To — to, coś podobnego...
(nuci)
Cyprysy mówią, że to dla Juljelty,
Że dla Romea łza ta z nad planety
Spada — i w groby przecieka:
*
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie...
I że nikt na nie nie czeka...
DOKTÓR. W tem nie mogę przyjść w pomoc pani. Wątpliwość ta przechodzi moją sztukę.
DAMA. Doskonale! Przypominasz sobie, doktorze, że doktór w «Makbecie» słowo w słowo mówi to, co właśnie powiedziałeś... Doskonale!... Wybornie!
DOKTÓR. Zadziwienie moje przechodzi zadziwienie tego, któremu zwrócił ktoś uwagę, że się wyraża prozą...[15]
DAMA. Mówmy więc prozą... Jakież tedy spostrzeżenia lekarskie?...
DOKTÓR. Że trzeba sumiennego przejęcia się swoją sztuką i przyjaźni najbezstronniejszej, ażeby wam towarzyszyć w podróży, służyć radą...
DAMA. Głęboko czuję te trudności i dlatego serdecznie podzielam przyjaźń twoją, doktorze.
(podaje mu rękę. Chwila milczenia)
DAMA. Tak, zapewne — jesteś poniekąd spowiednikiem moim, o ile zdrowie od moralnego usposobienia zawisło... Znasz, co przeżyłam... a przeżyłam to, co wszystkie, nieco więcej mające serca, nieco więcej skore do rozwinięcia władz umysłu. Rozłączenie z mężem moim, które nareszcie i sankcję apostolską zyskało, powraca mię... lecz czemu, komu?... Czuję się istotą niedopełnioną... Mężczyznom ufam mniej, niż kiedykolwiek. Któryż mężczyzna przeżył tyle zamkniętych, niewidzialnych, głębokich dramatów serca?... Trzeba na to było kochać indywidualność piękną, pełną powabów wyższych, szlachetną, może dumną — zapewne próżną i głębokomyślną przez refleksję po niewczasie, a nieskończenie lekką przez uczucie na czasie. Gorzka to i drogo opłacona jest nauka... Któryż mężczyzna po długim pobycie w idealnie pojmowanym świecie czuje tę sumienną a serdeczną zarazem potrzebę zespołecznienia się z prostą prawdą życia?... Kogóż tak pożegnano, jako mnie pożegnano, mówiąc zarazem o koniach swoich wyścigowych, o sercu mojem i o psach myśliwskich?...
I — który przy tem wszystkiem dochował jeszcze iskrę życia, potrzebę życia?...
Zaprawdę, nie chcę rozwodzić się już dalej... Lękam się popaść w samochwalstwo... Tobie jednemu, doktorze, to powiadam... ty pojmujesz, czujesz, a, choćbyś nie czuł, to rozumiesz... Doktór i spowiednik są dwoma biegunami indywidualności naszych...
DOKTÓR. Pani, tyle tylko odpowiedzieć ci potrafię, że, gdybym takiego spotkał męża dla pani, powróciłbym do rodziny mojej, która mię z utęsknieniem oczekuje...
DAMA. Doktorze, do granicy kraju mojego obiecałeś mi towarzyszyć.
[252] DOKTÓR. Radbym do rogatek szczęścia pani, lubo zdaje mi się, że nie jest najzupełniej poetyczne wyrażenie... sens jednakże głęboko poetyczny...
DAMA. Obiecaliśmy sobie prozą mówić...
LUCIO. (za sceną) Za pozwoleniem...
DOKTÓR. Otwórz...
LUCIO. Za godzinę, za godzinę najpiękniejszy nasz widok z pokoju, który my il Museo nazywamy, będzie można oglądać...
DAMA. Caro Lucio, ja sobie życzyłam księżyc widzieć...
LUCIO. W tej chwili niepodobna... słońce właśnie że wschodzi... Pani hrabina nie może sobie wyobrazić, jaką bitwę przyszło mi stoczyć pierwej... Na wspaniałomyślną osobę, to zasłużyłem przynajmniej parę skudów.
DAMA. Co to jest, co to znaczy?
LUCIO. Skoro tylko usłyszałem życzenie pani hrabiny, jednym skokiem wpadłem do Museo (do pokoju naszego, który my il Museo nazywamy). Anglik, który go zajął — szlachetny młodzieniec, hrabia — spał... «Kto tam?» pyta. «Kto wchodzi?» woła, trzymając dwa nabite pistolety, takie długie... Ja, tak, jak prawy Lombardczyk jestem, nie cofnąłem się... Lucio jestem — mówię — i przyszedłem tutaj z poleceniem od pani hrabiny, ażebyś pan odstąpił na czas miejsca...
DAMA. Lucio, czy podobna?
LUCIO. Lucio napróżno nigdy poleceń nie przyjmuje...
DAMA. Ależ...
LUCIO. Anglik każe mi się tłumaczyć, dlaczego. Ja nic, tylko go proszę, aby ustąpił na czas, a on wciąż z pistoletami, a ja wciąż swoje — tak do godziny drugiej w nocy...
Nareszcie, nareszcie — pyta mię, kto jest ta dama, co chce oglądać pejzaż. Więc ja jemu powiadam, że najpiękniejsza hrabina, jaką kiedykolwiek widziały ściany domu tego... Tak — on położył pistolety i zasnął...
O, to było do uśmiania się. Teraz, za godzinę wyjeżdża do Werony. To jest młody pan — troszkę to, co my nazywamy pazzo...[16] Chodzi w nocy do późna i pisze...
Otóż proszę pani hrabiny, kazał mi on powiedzieć te słowa:
«Zbudziłeś mię w nocy, Lucio, zniepokoiłeś mię. Zato zamykam okno, a jeżeli twoja pani chce oglądać ten piękny widok, powiedz jej, że wyjeżdżam, że żegnam ją, że jej wolne miejsce zostawuję... wszelako pod warunkiem, że własnemi rączkami otworzy sobie okno — —
DAMA. Mistyfikacja[17] szczególniejsza...
DOKTÓR. Oryginał...
DAMA. Proszę przyjąć na siebie niepokój gościa twego. Czy wiesz jego nazwisko?...
LUCIO. Oto paszport, który właśnie z policji odebrałem.
DOKTÓR. (przyjmuje paszport i rozkłada) To nie jest angielski paszport...
(czyta)
...Roger z Czarnolesia.
DAMA. Nigdy tego nazwiska nie słyszałam...
DOKTÓR. (oddaje paszport. Lucio wychodzi) Ha, ja pani powiem, kto to jest... Czy przypominasz sobie pani salon pani Klaudji w Neapolu?...
DAMA. ...Ten młody człowiek, co to...
DOKTÓR. Jeden z tych warjatów, albo raczej zbolałych, których ludzie dobrzy starają się leczyć pośmiewiskiem, jeśli potrącaniem niepodobna, a o których rozsądni mówią: «Dziecię czasu!», a których kochają ci, co serjo już cierpieli na świecie... Mówię to, bo w tych słowach zapisałem go w moim pamiętniku...
DAMA. Nie znam — z powieści tylko mi nieobcy.
DOKTÓR. Mrok ustępuje, można zgasić już świece...
(zdmuchuje świece)
DAMA. Słowa twoje, doktorze zabrzmiały tak poważnie, jakbyś o losach ludzkich wyrokował...
DOKTÓR. Czy doprawdy?... Przyzwyczajenie, nabyte z konsultacji... Ileżbo razy życie ludzkie przychodzi nam uważać jak fenomen czysto materjalny, nieledwie mechaniczny...
DAMA. Pierwsze chwile poranku mają coś wyłącznie...
DOKTÓR. ...wyłącznie...
DAMA. Pomóż mi wyrazić się doktorze...
DOKTÓR. Pierwotnego, odrzeźwiającego...
DAMA.
(wstaje, przechadza się i, przybliżywszy się do stołu, przerzuca książki, tam leżące. Potem czyta) [253]
— Co ranek, skoro ustępują cienie,
A słonko wybłyska złote,
Przypomnij światła stworzenie,
Oddal tęsknotę...
LUCIO. (wchodząc) Museo jest otwarte, okno zamknięte...
Pokój na górze,
tak, jak na początku komedji.
LUCIO. (dając znak Rogerowi) Wchodzą, wchodzą!
(Lucio wychodzi, Roger zamyka się)
DOKTÓR. To więc — ów sławny pokój.
DAMA. Zaczarowany!
(przybliża się do okna, podnosi rękę i zaczyna czytać, potem oddaje doktorowi; Chwila milczenia — czytają, przeczytali; poglądają na siebie — cisza)
DOKTÓR. ...Podpisano — «Klaudja»!!
ROGER. (otwierając gwałtownie i wyskakując z szafy) Arcydzieło lekkomyślności!...
DOKTÓR. Mości panie...
DAMA. ...Co to jest?
ROGER. Tak jest, arcydzieło lekkomyślności!... Dajmy na to, że mojej w tym kroku...
(po chwili)
Czytaliście — zapomnijcie!
DAMA. Pan się omyliłeś...
ROGER. Sądziłem, że każda kobieta, którą spotykam gdziekolwiekbądź, jest... autorką tego listu, którego połowa, na rozbitej szybie przyklejona, nie doszła mię w odpowiedzi na oświadczenia moje, a połowa druga, którą w tej chwili na ziemię pani upuściłaś, doszła mię...
Jeżeli pani, jeżeli pan — nie rozumiecie podstępu, jakim pomścić się chciałem — to jest pomścić chciałem serce ludzkie, to ja wam wytłumaczyć nie potrafię... Kiedyś, ktoś — bo jest taki ktoś, dla którego nic za wielkiego i nic za małego niema — ten ktoś wytłumaczy i objaśni, co na teraz przechodzi siły moje...
DOKTÓR. Imię pańskie nie jest mi obce.
(obracając się do pacjentki swojej)
Przedstawiam pani pana Rogera z Czarnolesia...
DAMA. Monolog pański nie pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się słyszeć... w ustach kobiet.
DOKTÓR. Dziś w nocy...
ROGER. (podając rękę damie nieznajomej) Mężczyźni — jeśli milczą, to dlatego, że milczą...
(otwierając okno)
...Oto jest ów widok! — Właśnie tęcza wybłysła, której jeden koniec opiera się na ruinach domu Capuletich, drugi na dom Montechich spływa. Połączenie w otchłani czasów...
DAMA. Są akordy życia, które jedynie kiedyś zlać się mogą w harmonję...
DOKTÓR. Czego wszakże nigdy opóźniać się nie godzi...
ROGER. A skąd pani wiadomo?...
DAMA. Z tęczy — —
ROGER. I są bole, dlatego niewymowne, że się nigdy wypowiedzieć ich nie miało... szczęścia...
DAMA. Czasem — potrzeby...
ROGER. Muszą zatem być drugie, wprost przeciwne — to jest, kiedy się jest wzajemnie przenikanym...
DOKTÓR. Najlogiczniej...
(na stronie, zacierając ręce)
Wracam do rodziny... wracam...
DAMA. Powiem panu rzecz bardzo oryginalną — że takie bole wprost przeciwne tamtym, niezrozumianym...
ROGER. Takie... wzajemnego pojęcia się, pani mówisz...
DAMA. (kończąc) ...nie są bole...
ROGER. ...nie są bole...
(chwila milczenia)
DOKTÓR. W takich razach doktór niepotrzebny...
(nieznajoma i Roger podają ręce Doktorowi)
(Zasłona spada)