<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Boromeusz Hoffman
Tytuł O panslawizmie zachodnim
Podtytuł Studium historyczne
Wydawca komis księgarni B. Behra
Data wyd. 1868
Druk czcionkami Ludwika Merzbacha
Miejsce wyd. Poznań i Berlin
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
VI.

Namiestnictwo polskie w Czechach stanowi i podmiotowo i przedmiotowo ważny epizod w dziejach zachodniego panslawizmu. Zygmunt Korybut był synem jednego z tych braci Olgierdowiczów, którzy pod wpływem matki, księżniczki ruskiéj, przyjęli byli obrządek grecki nie łaciński, synem Dymitra Korybuta, księcia nowogrodzkiego. Ów Dymitr przeczył z początku panowania Jagielle, za co, oblężony w Nowogrodku, dostał się z żoną i dziećmi do niewoli (1392); przeprosiwszy atoli Jagiełłę i otrzymawszy wolność, oddał mu jedno z swych dzieci na wychowanie. Owém dzieckiem był Jwan, który, dostawszy się na dwór stryja, stryja Władysława Jagiełły do Krakowa, porzucił schizmę i imie Iwana zamienił na Zygmunta. Władysław Jagiełło pokochał go był jak własnego syna, kazał go wychowywać pod swojém okiem i obsypywał go dobrodziejstwy hojniéj niż któregokolwiek z członków swojéj rodziny. Łaski téż jego niepadały na niewdzięczną rolę. Zygmunt Korybut wczesne złożył dowody rycerskiego serca i niepospelitéj roztropności umysłów. W wojnie z Krzyżakami rozwinął talent znakomitego dowódzcy. W roku 1409, mając już własne swoje chorągwie, wpadł aż pod sam Działdów, i spustoszywszy zwyczajem ówczesném włości krzyżackie, przyprowadził królowi mnóstwo jeńców. W bitwie pod Grunwaldem sprawował hufiec, przeznaczony do straży osoby królewskiéj. Jego przyboczna chorągiew wyobrażała pogoń w polu czerwoném.
Takiemu to księciu przeznaczoną została rola namiestnika Królestwa czeskiego. On miał utworzyć owe tymczasowe ogniwo, łączące w myśli słowiańskiéj dwa bratnie narody, zanim się ułatwią trudności zupełnego ich zaamalgowania na karcie Europy. Pisarze czescy utrzymują, że Jagiełło i Witołd dla tego mu powierzyli ową delikatną posadę, iż był dla Czechów persona grata. Przyzwyczajony bowiem w młodości do używania komunii o dwu postaciach, mniéj miał wstrętu do Hussytów, zakładających na téj formie sakramentu główny fundament swój wiary.
Witołd jednak niewysyłał do Czech Korybuta, zanim się nieprzekonał, czy go przyjmą Czesi i czy na taką kombinacyą zezwoli stolica Apostolska. Odprawiając więc poselstwo czeskie do domu, końcem zbadania myśli narodu, wysłał jednocześnie kanonika gnieźnieńskiego Marcina do Rzymu, donosząc papieżowi Marcinowi V o swym zamiarze przyjęcia korony czeskiéj, prosząc o zdjęcie z niéj klątwy i odwołanie krucyaty, a obiecując natomiast pojednać Czechów z kościołem. Kto zna historyą czeską, wie dobrze, że ten ostatni ogólnik, zawsze był inaczéj tłómaczony przez stolicę apostolską, a inaczéj przez tych, którzy przyjmowali koronę z rąk Czechów. Pierwsza utrzymywała, że biorą na siebie obowiązek nawrócenia Hussytów, bądź co bądź, do katolickiéj wiary; drudzy utrzymywali, iż obowiązują się tylko pojednać ich z kościołem sposobem transakcyi ustępstw z jednéj strony i drugiéj. Całe panowanie Podiebrada obracało się na téj osi.
Posłowie czescy, wracając do domu, doznali w drodze smutnéj katastrofy. Zatrzymani w Szląsku przez stronnika cesarskiego, Jana księcia Opawy, wydani zostali cesarzowi bawiącemu w Węgrzech, który natychmiast jednym pościnał głowy, drugich w więzieniach pozamykał. Mała tylko ich część zdołała umknąć do Pragi i zdać sprawę ze swéj misyi. Propozycya Witołda znalazła u Czechów jak najlepsze przyjęcie. Prosząc o jak najprędsze przysłanie Korybuta, nazywali już Witołda swym pożądanym królem i miłościwym panem. (Krali czeskemu pożądanemu panu naszemu miłostywemu).
Nie mamy w ręku dowodu jak odpowiedział papież, z późniejszych tylko listów jego widzieć możemy, iż jeżeli zezwalał na wysłanie Korybuta, to tylko w nadziei, że Czechów do posłuszeństwa kościołowi choćby siłą przynagli i herezyą wytępi.
Skoro tylko nadeszły odpowiedzi, Zygmunt Korybut zaczął organizować swoją wyprawę w Krakowie, a zatém pod bokiem króla. Pod jego chorągwie cisnął się kwiat młodzieży polskiéj, litewskiéj i ruskiéj. Wiadysław Jagiełło nie tylko formacyi nieprzeszkadzał, ale wyraźnie ją pochwalał, acz urządzała się kosztem Witołda[1]. W miesiącu kwietniu 1422 Zygmunt Korybut wyruszył na czele 5000 jazdy do Czech. Wiadomość o jego zbliżaniu się wystraszyła cesarza z reszty krain czeskich. Zżymając się na zuchwałość Jagiellonidów, zaniechał oblężenia twierdzy Ostrogu w Morawii, i kazawszy potłuc machiny oblężnicze, odciągnął do Węgier. Było jeszcze kilka innych zamków trzymających się strony cesarza, które Korybuta wpuszczać w swe mury nie chciały. Wódz polski, odparłszy naprzód wycieczkę Ołomuniecką, poszedł daléj, wziął szturmem Wińczów czyli Unców (Mährisch Neustadt). Ztamtąd wezwał Czechów na zgromadzenie do Czaslau, gdzie w obec sejmu nie tylko przysiągł na cztery artykuły, przyrzeczone już w Polsce posłom czeskim, ale i przyjął publicznie komunią w dwu postaciach. Ta demonstracya usłała mu dalszą drogę kwiatami, przyjmowany wszędzie z okrzykami radości przez wszystkie stany, panów, szlachtę i lud, rozbroił nawet chwilowy opór wodza Taborytów Zyski[2]. Przy wjeździe do stolicy Pragi w samo święto Wniebowzięcia, czyli 17 maja, spotkały go jeszcze większe owacye. Cały lud wysypał się na ulice. Wjeżdżającemu konno wręczyli Prażanie klucze i pieczęcie, witale go oracyami Najznakomitsi z pomiędzy nich, uchwyciwszy za cugle konia, na którym siedział, szli piechotą, prowadząc go na ratusz. Tam go ogłoszono natychmiast namiestnikiem królestwa w radzie, złożonéj z czterech obywateli miasta. Korybut, przyjmując przysięgę wierności od magistratu, położył sobie za pierwszy warunek wypuszczenie na wolność Zawiszy i obmyślenie kwater i strawy dla przybyłego z nim wojska. Co téż natychmiast uskuteczniono: żołnierze polscy otrzymali gospody i żołd po 24 grosze pragskie (8 dzisiejszych złot. reń.) na tydzień.
Korybut, obejmując rządy, szedł głównie za radami jednego z najznakomitszych wówczas mężów stanu czeskich, Kostki z Postujevic. Zapowiedział Czechom, iż im przynosi rószczkę oliwną, iż jego główném staraniem będzie pogodzić wszystkie stronnictwa, przywrócić trwały krajowi pokój. Obiecując opiekę ludziom spokojnym, nie taił, że będzie nieubłaganym na wichrzycieli. Wszystko to podobało się niezmiernie umysłom pragnącym końca zamięszań. Rozgościwszy się w stolicy, wydał rozporządzenie, obejmujące następujące punkta:
1) Amnestya dla wszystkich burzycieli, trzymających się księdza Jana, ściętego w Pradze przez magistrat za buntownicze kazanie.
2) Kara śmierci na kluby i potajemne schadzki.
3) Naznaczony synod duchowieństwa pod prezydencyą arcybiskupa, celem zaprowadzenia jedności w wierze, wedle osnowy pisma ś.
4) Zakazane wszelkie kłótnie, gry hazardowe i przeklinania: kto na kogo podniesie oręż, utraci rękę, kto zada ranę, odpokutuje gardłem.
5) Kara śmierci na przyjmującego w dom swój kobietę złego życia.
Rozporządzenia te nosiły na sobie surowe piętno czasu, ale zawsze znamionowały wysokie uczucie moralności w rządzcy, oraz zmysł porządku w człowieku czującym się na swojém miejscu.
Niedługo potém pociągnął Korybut z wojskiem polskiém i czeskiém na oblężenie warowni Karsztyn (Karlstein), leżącéj o półtoréj mili od Pragi, zamykającéj w sobie archiwa krajowe i insygnia koronne, a trzymającéj się jeszcze strony cesarza. Pomimo atoli nadzwyczajnych wysileń i pięciomiesięcznych szturmów zdobyć jéj niemógł i zagrożony inném niebezpieczeństwem, od oblężenia odstąpił. Wielu z malkontentów, nieprzychylnych Korybutowi za okazywaną energią, korzystając z bezowocnego oblężenia, zaczęło buntować lud przeciwko niemu i wcisnąwszy się potajemnie do Pragi, wznieciło rozruch celem opanowania władzy. Udało się wprawdzie załodze polskiéj jednych buntowników w pień wyciąć, drugich zatłoczyć do więzień, ale Korybut uznał za stósowne porzucić Karsztyn i wrócić do stolicy. W jego obecności powtórzył się rozruch, hersztowie zostali i tą razą śmiercią pokarani; podobne jednak rygory oziębiły ku namiestnikowi polskiemu umysły Taborytów, czyli partyi demokratycznéj w narodzie, tak iż pozostał odtąd reprezentantem partyi umiarkowanej, czyli arystokratycznéj i miejskiéj.
Tymczasem nie tyle jego wyprawa, jak raczéj zbratanie się z Hussytami wznieciło niesłychane gniewy na dworach cesarskim i rzymskim. Cesarz chwycił za swój zwyczajny bicz na Polskę, posłał potajemny rozkaz Krzyżakom, aby, korzystając z wyprowadzenia wojska polskiego pod Korybutem do Czech, wpadli do niéj z nienacka (ex improviso) bez żadnego względu na traktaty i niszczyli ją ogniem i mieczem. Papież Marcin V napisał do Jagiełły powtórny list[3] nieco ostrzejszy niż pierwszy, oświadczając, iż Zygmunt Korybut zawodzi jego nadzieję, zamiast bowiem nawracać kacerzy, z nimi się łączy. Skończył rozkazem, aby król swego synowca wraz z Polakami, przy nim będącymi, najdaléj we 2 miesiące z Czech odwołał, gdyż inaczéj ściągnie na siebie niezawodnie dawniéj zapowiedziane pioruny kościelne i zemsty, to jest klątwę i krucyatę. Prócz tego na dowód swojéj ku Polsce niełaski odwołał swego legata Antoniego Zeno, układającego już korzystny dla niéj z Krzyżakami sojusz, polecając mu przerwać misyą i wrócić do Rzymu. O tajemnym rozkazie cesarskim do Krzyżaków dowiedzieli się Polacy przypadkiem. W miasteczku Koninie w Kujawach umarł był jakiś włóczęga i żebrak, który przed śmiercią prosił obecnych o odesłanie odzieży jego mistrzowi krzyżackiemu do Torunia. O tym dziwnym testamencie doniesiono zaraz królowi Jagielle. Kazano porozpruwać łachmany i tym sposobem znaleziono świadectwo zdrady cesarskiéj.
Powyższe postępowanie cesarza i papieża było aż nadto dostateczne do ośmielenia Krzyżaków na najzuchwalsze kroki. Rachując na niedostateczne siły Polski, robili najspieszniejsze przygotowania do wojny. Jagiełło, uwiadomiony o grożącém mu niebezpieczeństwie, zwołał zjazd panów do Inowrocławia. Uchwalono jednomyślnie porzucić na bok wszelkie skrupuły, urządzić natychmiast wyprawę i piorunem uderzyć na wiarołomców. W kilka tygodni stanęło pod bronią sto tysięcy polskiego i litewskiego rycerstwa, nielicząc zaciężnéj piechoty. Z tą siłą Jagiełło i Witołd wkroczyli do Prus, rozproszyli Krzyżaków w kilku potyczkach i dopiero, gdy się rozłożyli pod Gołubiem, spotkało, ich oficyalne poselstwo cesarskie. Stawający w imieniu cesarza Piotr de Szek, biskup Korbii, oświadczył naprzód królowi Władysławowi żal JCMci, iż król, niezważając na istniejące traktaty, wysłał do Czech Zygmunta Korybuta, który buntuje mu poddanych, wspiera kacerzy i zdobywa zamki. Potém zwrócił jego uwagę na odpowiedzialność, na jaką się naraża, nieszanując wrocławskiego kompromisu i pustosząc ziemie zakonu, zostającego pod opieką Rzeszy niemieckiéj. Prosił zatém uprzejmie, ażeby Władysław Zygmunta Korybuta wraz z wojskiem natychmiast z Czech odwołał, i z Prus ustąpiwszy zdał się całkowicie na sprawiedliwość cesarską, jeżli ma jakie słuszne do zakonu urazy.
Rozgniewany tém żądaniem, Władysław Jagiełło odpowiedział biskupowi krótko i węzłowato, iż, niemogąc się nigdy doprosić słusznego wyroku ni od cesarza ni od papieża, postanowił przy pomocy Bożéj sam sobie sprawiedliwość wyrządzić, jak na monarchę niepodległego państwa przystoi; iż z ziem pruskich nieustąpi, dopóki ich albo wskroś nie spustoszy, albo zuchwałego zakonu do słusznego pokoju nie zmusi.
Co do Zygmunta Korybuta, oświadczył: „nie moja to sprawa, udaj się Wasze do księcia, który go wysłał.“ Tu się odezwał obecny na posłuchaniu brat, królewski Witołd z widoczniejszym jeszcze gniewem: „powiedz Wasze cesarzowi że ja, a nie kto inny wysłałem Korybuta. I wysłałem go własnym kosztem, w zamiarze pomszczenia się na cesarzu za to, że krom tylu przyjaznych oświadczeń, okazuje się moim nieubłaganym wrogiem i przysądza Krzyżakom część mojéj ziemi, nigdy do nich nienależącą, przydaj, że nietylko wspieram mego synowca, ale wspierać go będę i na przyszłość: ludźmi, pieniędzmi, a jeżli potrzeba i własną osobą, dopóty, dopóki cesarz niepozna kogo obraża i z kim ma do czynienia.“ Takim tonem przemawiała Polska do obcych mocarstw w chwilach harmonii między narodem i królem. Biskup odjechał zawstydzony, wojna toczyła się daléj, oręż polski ciągle okrywał się chwałą, aż nareszcie Krzyżacy, widząc opór nadaremny, prosili o pokój i podpisali go w obozie nad jeziorem Melno, wyrzekając się Żmudzi, oddając Nieszawę, ustępując połowy cła na Wiśle i obiecując zapłacić koszta wojny (1422).
Pokój ten był korzystnym dla Polski, acz się ograniczał na tém, iż Krzyżacy oddali tylko to, co sobie nieprawnie przywłaszczyli, zaprzestawszy wymagać tego, co nigdy nie było w ich mocy. Ktoby się przecież spodziewał, że dla tak chudego zysku Polska odwróci się od Czechów, i zaniedbując wielką myśl słowiańską, poświęci ich zemście niemieckiéj? Tak się przecież stało. Duchowni panowie polscy, widząc, że rzecz z Krzyżakami skończona, i że tém samém zniknął patryotyczny powód do opierania się rozkazom Stolicy Apostolskiéj, zaczęli tém mocniéj nalegać na króla, aby się pogodził z cesarzem. Rzecz tę miał zdecydować synod duchowieństwa w Łęczycy, cytowany przez dziejopisów czeskich[4], lecz pominięty przez Długosza. Zdanie duchowieństwa trafiło i do niektórych panów świeckich, gorliwszych w wierze. Ich polityka znalazła poparcie u innego na wpół pobratymczego narodu, dla którego kwestya zgody króla polskiego z cesarzem była w owym czasie kwestyą zbawienia lub zguby. Cesarz niechciał zatwierdzić zawartego nad Melnem pokoju z Krzyżakami; Krzyżacy, uradowani z tego pretekstu, odmawiali wykonania traktatu i gotowali się do nowéj wojny. Panowie węgierscy, zagrożeni potęgą bisurmańską, truchlejąc na samą myśl krwawych zajść między królem polskim a ich własnym, zaczęli się znosić z polskimi, celem pojednania obudwu monarchów. Sejm w Niepołomicach z dnia 11 listopada 1422 uchwalił rozpoczęcie stósownych w téj mierze rokowań, posłowie polscy pojechali do Węgier, ułożyli warunki i w końcu reprezentanci obudwu narodów dokazali tego, że i cesarz Zygmunt i król Jagiełło, tak mocno ze sobą poswarzeni, zezwolili na zjazd zobopólny do Szramowic pod Czorsztynem. Obadwa potentaci stawili się na nim na czele świetnych orszaków dworzan, ministrów i rycerstwa. W miejscu, przeznaczoném na spotkanie, zsiedli z koni, podali sobie ręce, uściskali się i puszczając w niepamięć dawne urazy, ślubowali wieczną przyjaźń. Cesarz zezwolił na pakta krzyżackie z nad Melna, Witołd poprzestał na nowém utwierdzeniu granic Litwy, a król Jagiełło w zamian za bierną uczynność cesarza przyrzekł mu 5000 wojska przeciwko Czechom i odwołał Korybuta.
Łacno sobie wystawić jak musiał być bolesnym ów traktat Korybutowi. Pozyskawszy sobie serca Czechów, rozgościwszy się w ich kraju, rzuciwszy nasiona wiecznéj między dwoma narodami jedności, niemógł widzieć bez żalu, iż to wszystko w jednéj chwili bezowocnie znika. Ubliżało téż i jego osobistéj godności zamieniać się w ślepe narzędzie dwulicowéj polityki, która na to tylko zdawała się okazywać Czechom przyjazne oblicze, żeby ich przy zdarzonéj sposobności opuścić i wydać na pastwę nieprzyjaciół. Dla tego téż leniwo brał się do wykonania rozkazów stryjowskich. Dopiero gdy zaczęły biedz gońce po gońcach z coraz groźniejszemi listami, postanowił nieopierać się dłużéj widokom swych mocodawców, i po jednorocznym w Czechach pobycie, na wiosnę 1423 wrócił do Polski. Czesi, a przynajmniéj część ich umiarkowańsza, pożegnali się z nim w sposób nader serdeczny. Mówią, że im dał zapewnienie chwilowego tylko odjazdu i obietnicę rychłego powrotu.






  1. „Rege et consentiente et probante“ Długosz; „rege si non annuente certo non adversante.“ Kromer.
  2. Mówiliśmy wyżéj, że sekta Taborytów, część narodu najzagorzalsza, nie była z początku królom polskim przychylną. Z czasem jednak przemogły w Zysce względy na interes słowiański i jego naturalna ku Polakom sympatya, pochodząca jeszcze z pobytu jego w Polsce w czasie wojen krzyżackich. Zyska nosił się zawsze po polsku, golił brodę, zapuszczając wąsy i bródkę na modę polską. W jego artykułach wojennych z r. 1423 stały wyrazy: „uciekamy się do broni nietylko dla obrony prawdy i ustaw boskich, lecz przedewszystkiém dla oswobodzenia czeskiego i słowiańskiego narodu.“
  3. Patrz Zbiór Pam. Niemcewicza I 338.
  4. Palacki Geschichte von Böhmen III, 3, 304.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Boromeusz Hoffman.