<<< Dane tekstu >>>
Autor Adolf Dygasiński
Tytuł On i Psyche
Pochodzenie Wywczasy Młynowskie
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



III.
Rozczarowanie.

Potem spotykali się bardzo często, tak często, że jemu spowszedniały czarowne niegdyś dary szczęścia.
I on, co nigdy przedtem nie opuścił kochanki dla przyjaciela, niejednokrotnie przekładał teraz wdzięki przyjaźni nad miłość. „Bo do miłości — podług niego — człowiek się rodzi przygotowany, jak ptak do lotu; przyjaźń wymaga wyższego przygotowania uczuć przez życie“.
Ona pragnęła go, poszukiwała, tęskniła niezmiernie, chciałaby zawsze mieć kochanka przy sobie.
Nieobecność jego budziła w niej czarne myśli, straszliwy niepokój wyczekiwania. Jeżeli od spotkania do spotkania przedzielał ich czas dłuższy, wtedy roje przeróżnych, niedobrych przypuszczeń snuły się po głowie samotnicy; niektóre śmieszne, dziecinne były. Myślała sobie, że rozliczne nieszczęśliwe przygody i przypadki zagrażają człowiekowi w życiu, a wszelki zły los zdał jej się być zawziętym wrogiem tego którego kochała i wielbiła. Przypuszczała nawet nadzwyczajne zdarzenia — pioruny z jasnego nieba. „Dobra kobieta, lecz nudna“ — mówił sam do siebie nieraz. Wszystko, wszystko złe przerażało ją nieustannie, budziło podejrzenia, obawy, iż go utracić może. Pełna gołębiej trwogi, pod wpływem owych domysłów, przypuszczeń, troszczyła się nietylko o jego życie, ale i o serce. Skoro bowiem ona miała go za co kochać, więc mogłaby go pokochać także inna kobieta. Ponieważ on ją pokochał za wdzięki i za różne zalety, to niezawodnie pokochałby i inną, gdyby w niej znalazł większą siłę wdzięków, odkrył wyższe zalety. „Ach, to okropne!“ Ciosu takiego nie przeżyłaby przecież nigdy...
Nieraz spoglądała w zwierciadło, zadając mu pytanie: „Czy ja jestem jeszcze tak piękną, abym z powodu wdzięków zasługiwała na jego miłość?“ Zwierciadło dawało jej smutną odpowiedź.
Różane usteczka wyblakły, świeży rumieniec zniknął na licach, oczy straciły ów blask nieporównany i głęboko zapadły w doły, czoło nie miało już liljowego połysku dziewicy, skóra tu i owdzie przyżółkła nawet nieco, kości poczynały się uwydatniać, górować na twarzy. A te jej rączki cudowne, takie piękne, toczone, wychudły; jej palce stały się kościste, przez skórę przeświecały niebieskie żyłki. Ta w sam raz pełna i kształtna postać wyciągnęła się nitkowato, pochyliła się nawet cokolwiek. Urocza moja Psyche! w służbie i czci miłości skarlały twoje czarowne wdzięki! Z bogini niewolnicą się stałaś...
„Jest na świecie tyle piękniejszych ode mnie kobiet, że on mię za moją piękność nie może dzisiaj kochać. Niestety, wdzięki me — widzę to — przepadły bezpowrotnie i przy ich jedynie pomocy jużbym serca jego nie zdołała dla siebie podbić! Ale przecież ja posiadam w sobie przymiot cenniejszy nad wszelkie zewnętrzne powaby: mam serce zupełnie mu oddane, kocham go nad życie, czczę i uwielbiam jak bóstwo. Człowiek tej co on miary umie należycie ocenić duszę kobiety. On dobrze wie, że niema poświęcenia, na którebym się z miłości dla niego nie zdobyła, i za to mię niezawodnie kocha! Znam jego charakter szlachetny i rycerski, znam umysł pełen wzniosłości, ceniący w ludziach więcej piękne cnoty, przymioty duszy, aniżeli ponętną postać, powierzchowne wdzięki. Taki dobry, wyrozumiały, zacny i rozumny człowiek! Zresztą, czyżby go która inna kobieta zdołała lepiej ocenić i bardziej umiłować?“
Wśród takich trosk i obaw o miłość jego, nie zaniedbywała niewinnych starań, aby podnieść swą urodę, być wobec ukochanego świeżą, piękną. Gdy się spotkali, była potulna, uległa, wszystkim jego zachceniom czyniła zadosyć, oddawała mu się zupełnie całą swą istnością. Sądziła, że jej jest wdzięczny za to i że w taki tylko sposób serce jego zobowiązać sobie może.
Bywał dla niej dobry; ale odczuwała jednak, iż to jest raczej dobroć ojca, łaskawość pana jej, wspaniałomyślność króla, niż tkliwa miłość kochanka. Zabolało ją to nieraz i tak ciężko, że przez usta wydobywało się z głębi duszy coś jakby skarga, wyrzut lekki. Potem w samotności zalewała się łzami z tego powodu i od płaczu miewała opuchłe powieki.
Jednego razu zdobyła się na odwagę i głosem drżącym wyznała mu, co ją trapi, boli. Uspokoił ją pocałunkami, zapewnił słowy, że wszystkie przypuszczenia, wszystkie wnioski, które z jego słów i postępowania wyprowadzała, nie mają najmniejszej podstawy. Oprócz tego, dowodził bardzo wymownie, iż każde na świecie ludzkie kochanie ma taki a nie inny naturalny swój przebieg. „Nie możemy, moja Psyche — mówił — przez całe życie być dziećmi i żyć w ułudach. Rozsądnie, trzeźwo trzeba się zapatrywać na sprawy uczucia...“
Obdarzyła go pieszczotą, pozwoliła się z łatwością przekonać, uznała ową konieczność naturalną zmiany, gdyż i ufała zupełnie dowodzeniom jego rozumu i bardzo gorąco pragnęła, aby on zbił jej domniemania.
Ale rozum człowieka jest zawsze w takich razach pochopnym sługą, odbiciem uczucia; i dowodzi on tego, czego dowieść pragniemy, i ukazuje nam rzekome prawdy, które w danej chwili odpowiadają naszemu egoizmowi i bardzo mu się podobają. Skoro zaś w pełni wezbrane żalem uczucie dojdzie do głosu, wybucha ono wtedy i, lekceważąc wszelkie rozumowania, widzi bezpośrednio a dokładnie czczość i obłudę rozumu. Zapewne stąd pochodzi, iż kobieta uczuciem swojem częstokroć prawdę duszy ludzkiej odgaduje.
W owym stosunku zwężanego przezeń a rozszerzanego przez nią uczucia miłości, znowu przez jakiś czas żyli. „Dlaczego się skończyło rozkoszne szczęście i wszystko, co było, tak szybko przeminęło?“ zapytywała w żałości sama siebie. — „Dlaczego reszta życia wlecze się ślimaczo i nie jest taką, jak tamten sen cudownie piękny? Ciężko żyć, gdy pocznie więdnąć, usychać wpleciony w życie wonny i barwny kwiat miłości! Zaczęliśmy od tego, że nam obojgu było dobrze i błogo. Skądże się wzięło to rozdarcie, rozbrat serc naszych, który występuje teraz, gdy miłość moja spotężniała?“
Innym razem znowu przemawiała do niego spokojnie: „Męczysz się ze mną, przymuszasz; ja to widzę. Wolałabym już stokroć usłyszeć gorzką prawdę, wypowiedzianą szczerze. Ja cię błagam, zaklinam, otwórz mi serce, powiedz otwarcie wszystko, a jakkolwiek wielce bolesny cios ugodzić mię może, zniosę to mężnie i przełożę nad twój przymus, udawanie!“
Karcił ją wtedy poważnemi słowy, z naciskiem wygłaszał zdanie, iż kobiety wogóle odznaczają się nadczułością, przez co nadzwyczajnie utrudniają życie nietylko sobie, lecz i tym, z którymi je losy życia złączyły. „Na tym świecie, moja Psyche — powiadał — należy brać rzeczy tak, jak są, bez przywidzeń, gdyż, co jest rzeczywiście, mają przyczynę takiego właśnie a nie innego bytu i widać, że inaczej być nie może. Wola jednostki nie zdoła przecież złamać praw nieugiętych, którym każdy bez wyjątku podlegać musi. Pomyśl, czy możesz wymagać ode mnie, abym w entuzjazmie uczucia przepędzał całe swe życie? Zważ nadto, iż z konieczności nieuchronnej miłość młodzieńca dla kobiety przeobraża się z czasem w spokojne, pełne godności przywiązanie dojrzałego męża!“
Bardzo sobie upodobała ten wyraz „przywiązanie“ i już potem w licznych wątpliwościach swoich miewała stąd niemałe pocieszenie, myśląc: „On ma dla mnie spokojne i pełne godności przywiązanie.“
Czas atoli szparko leciał na skrzydłach, a w przelocie robił zmiany wśród serc ludzkich: jednych zapalał gorącemi uczuciami, innych owiewał chłodem zobojętnienia, powoli wlewając w ich dusze czarę gorzkich rozczarowań.
Z kolei rzeczy przyszło między nimi i do cierpkich wymówek. Ona teraz wyraźnie uskarżała się, że ma złamane życie, całą przyszłość zwichniętą, ponieważ on ją z każdym dniem bardziej zaniedbuje, lekceważy i opuszcza. Jednak i wtedy jeszcze pieszczota pojednała ich ostatecznie.
Dopiero gdy ją pożegnał, zagrało w nim buntownicze uczucie. Rozważał w duszy jej wyrzuty, wymagania i na nie dawał sobie mniej więcej taką odpowiedź: „W sprawie miłości dwojga ludzi nigdy nikt nie jest nikomu nic winien; bo przecież uczucie było wspólne i wspólne chwile szczęścia, za które każde z nich po swojemu musi zapłacić. Ile szczęścia sam wziąłem, tyle go dałem. Z jakiegoż więc powodu ona mię teraz obwinia? Skończyła się widać epopeja miłości, trudno zmuszać serce... Gdzież jest mój znowu świat artysty, obywatela, człowieka? Mamże go poświęcić tak zwanemu obowiązkowi miłości, oddać się zupełnie zachceniom drażliwej kobiety? Jeżeli tak postąpię, czyż nie wyjdzie na to, że sprawy wyższego rzędu, ogólniejsze, poświęcam dla spraw osobistych, małych, samolubnych? Toż gdy będę czynił ciągłe ustępstwa jej zbyt przesadnym wymaganiom, oczywiście przepadnę jako członek swego społeczeństwa, ludzkości i w imię jakoby obowiązku miłości stanę się cichym, potulnym pantoflem. Naturalnie, ona do tego tylko dąży... Mojaż w tem wina, że idealne zachwyty, uniesienia człowieka rozwiewa i rozmiata zimny wiatr rozczarowania, że z dawniejszych marzeń i wspomnień proch się dzisiaj sypie? Jest to natura rzeczy i nic więcej!... Napiszę romans na tem osnuty.“
Kiedy on usiłował w taki sposób wytłumaczyć się przed samym sobą i postanowił jej unikać, aby się ocalić, „wyzwolić z niewoli“ — jak mówił; ona czuła tylko i cierpiała, niejeden żal ciężki tłumiąc w duszy.
Wśród tych okoliczności możeby się byli jeszcze długo udręczali wzajemnie; atoli w ów już bardzo luźny stosunek ich miłości, trzymający się związku jedynie siłą nabytą w czasie przeszłym, nagle wtargnęła zazdrość, uczucie zdolne rozsadzić nawet daleko trwalsze związki. Raz, przypadkiem, spotkała go idącego pod rękę z jakąś niezwykle piękną kobietą — dramat straszny, chociaż dosyć zwykły!
Wszystko inne puściłaby w niepamięć prędzej, tylko nie to. Po miłości, żadne uczucie nie jest tak wyłącznie niewieście, jak zazdrość i właśnie ten jej gatunek. Zniosłaby jego gniew srogi, wybuchy tyranji, brutalności ostatniego rzędu; ale w żaden sposób nie zdołała przenieść tego, iż przełożył nad nią inną. Niechby wreszcie jej nie kochał, ale pod warunkiem, że innej nie pokocha!
Przyglądała mu się bacznie, jak szedł z tamtą — rozjaśniony, uśmiechnięty, swobodny, taki, jakim go Psyche dawno już nie widziała. Widocznie usiłował być miły i przyjemny dla tej nowej towarzyszki, która, pełna wdzięku, od czasu do czasu znacząco spoglądała mu w oczy. Ten grom niespodziewany, straszny nad wszelki wyraz, odrazu wykrył jej prawdę, rzucił jaskrawe światło na całe jego postępowanie, a jednocześnie ukazał jej czarną przepaść pod nogami — ponury grób miłości.
Już teraz wybornie zrozumiała, co to znaczyło, że ją od pewnego czasu prędko opuszczał, spieszył się i mówił, odchodząc: „Psyche, muszę cię pożegnać, gdyż mię przyjaciel oczekuje w pewnej bardzo ważnej sprawie!“
We wspomnieniu stanęły przed nią obrazy urocze tych chwil zachwycających, które niegdyś z nim spędzała była tak rozkosznie. Pamiętała wszystko dokładnie i nie miała najmniejszej wątpliwości, iż obecnie ta nowa królowa jego serca zupełnie takie same chwile z nim spędza... Szczęśliwa, lecz i przeklęta z tego powodu! Jakże to przenieść? Co począć? Oby się raczej ziemia zapadła pod tobą, biedna Psyche!
Najprzód miała myśl szaloną, żeby się zemścić — zabić lub srogo znieważyć tę, co jej wydarła serce kochanka. Szał straszliwej nienawiści przeszedł jednak, wnet się jakoś opamiętała i pomyślała:
„Przecież on ją zdradzi niezawodnie tak samo, jak mnie zdradził! Niegodny! Słabą kobietą jestem, istotą upośledzoną, bez praw, skazaną, aby być igraszką i zabawką zachceń!.. Oddałam mu się całem swem uczuciem, a on kłamiąc miłość, poszarpał, zbezcześcił, zdeptał me serce!“
Ach, nie ma na świecie takiej goryczy, z którąby porównać się dała gorycz łez, jakie teraz wylewała Psyche! Bo miotało nią uczucie zawodu, przykrego upokorzenia, okrutnie zranionej miłości własnej, a głęboko gdzieś na dnie zbolałej duszy tkwiła jeszcze miłość dla niego... I wszystkie te uczucia gwałtownie wezbrane znalazły ujście w wybuchu płaczu.
Kiedy tak samotna w cichości wypłakała łez wiele i nareszcie uspokoiła nieco wzburzone uczucia, otarła zaczerwienione oczy i rzekła z silnem postanowieniem: „Stało się! Jest widać mus miłości i mus rozczarowania. Jedno mi już tylko pozostaje obecnie — opuścić go, uwolnić od siebie! Czuję, że na to mam jeszcze siły...“
Pękła między nimi silnie już naprężona nić związku. Istotne dzieje miłości pary ludzi przeszły główne okresy swego rozwoju.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adolf Dygasiński.