Otello (Shakespeare, tłum. Paszkowski, 1925)/Akt trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Otello
Wydawca Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Data wyd. 1925
Druk Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Miejsce wyd. Lwów — Złoczów
Tłumacz Józef Paszkowski
Tytuł orygin. The Tragedy of Othello, the Moor of Venice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT TRZECI.

SCENA PIERWSZA.
Przed zamkiem.
Wchodzi Kassyo z muzykantami.

Kassyo. Zagrajcie co krótkiego na dzień dobry
Dla generała; zawdzięczę wam trudy.

Muzykanci grać zaczynają.
Wchodzi błazen.

Błazen. Za pozwoleniem, panowie; czy te wasze instrumenta były w Neapolu, że tak przez nos mówią?
Pierwszy muzykant. Jakto, panie?
Błazen. Nie sążto pędziwiatry, proszę panów?
Pierwszy muzykant. Co pan przez to rozumie?
Błazen. Tak zwane dęte instrumenta, które wiatr puszczają.
Pierwszy muzykant. Nie inaczej; dęte są.
Błazen. Oto macie za fatygę; generał nie lubi takich instrumentów, co skutkiem wzdęcia wiatr puszczają, i dlatego życzy sobie, żebyście mu tą muzyką nie robili dłużej hałasu.
Pierwszy muzykant. Dobrze, panie; nie będziemy.
Błazen. Jeżeli macie taką muzykę, której słyszeć nie można, to grajcie; w przeciwnym razie wsadźcie dudy w miech i marsz!
Pierwszy muzykant. Nie mamy takiej, panie.
Błazen. A więc w imię Boże! Rozpłyńcie się w powietrze! Fora ze dwora!

Wychodzą muzykanci.

Kassyo do odchodzącego błazna. Hej! hej! Słyszysz, moje serce?
Błazen. Nie słyszę waszego serca, tylko was.
Kassyo. Schowaj, proszę, swoje koncepta. Masz tu złoty pieniądz; jeżeli ta pani, co zostaje przy małżonce generała, jest już na nogach, to jej powiedz, że niejaki Kassyo prosi ją o chwilkę rozmowy i tu na nią czeka. Dobrze?
Błazen. Jestci na nogach; jeżeli tylko zechce ich użyć ku przyjściu, to jej powiem, o co idzie. Wychodzi.

Jago wchodzi.

Kassyo. Uczyń to. — W porę przychodzisz, Jagonie.
Jago. Jakto? nie kładłeś się wcale?
Kassyo. Czyż mogłem?
Dobrze już dniało, gdyśmy się rozeszli.
W tej właśnie chwili pozwoliłem sobie
Posłać po twoją żonę; chcę ją prosić,
Aby mi jakoś ułatwiła przystęp
Do Desdemony.
Jago. Zaraz ci ją przyślę;
Pomyślę przytem także o sposobie,
Jakby murzyna usunąć na stronę,
Abyście mogli swobodnie pomówić. Wychodzi.
Kassyo. Dzięki ci! Jeszczem nie znał Florentczyka
Tak poczciwego i przyjacielskiego.

Emilia wchodzi.

Emilia. Dzień dobry, zacny namiestniku; los wasz
Żywo mnie obszedł; lecz bądźcie spokojni,
Wszystko się jeszcze odmieni na dobre.

Generał mówił o tem z swoją żoną,
I ona z zwykłą sobie serdecznością
Orędowała za wami; powiedział,
Że roztropnymi krępowany względy,
Nie może teraz nic dla was uczynić,
Bo ten Cypryjczyk, coście go zranili,
Wielki ma tutaj wpływ i zachowanie;
Ale zapewnił przytem, że wam sprzyja,
I nie potrzeba wam innej protekcyi,
Jak jego dobra chęć, do odzyskania
Namiestnikowstwa.
Kassyo. Mimo tego jednak,
Jeżeli się to wam zdaje stosownem
I wykonalnem, nastręczcie mi, proszę,
Sposobność pomówienia z Desdemoną
Na osobności.
Emilia. Dobrze, pójdźcie jeno;
Wskażę wam miejsce, gdzie będziecie mogli
Z całą swobodą wywnętrzyć się przed nią.
Pójdźcie.
Kassyo. O! jakąż wdzięczność wam winienem.

Wychodzą.



SCENA DRUGA.
Tamże, w innem miejscu.
Wchodzą Otello, Jago i kilku obywateli.

Otello. Jagonie, oddaj ten list sternikowi,
I każ mu senat pozdrowić odemnie.
Idę na szańce; przyjdź tam.
Jago. Dobrze, wodzu.
Otello. Chcecież panowie, pójść ze mną obejrzeć
Fortyfikacye?
Obywatele. Służym Waszej Cześci. Wychodzą.



SCENA TRZECIA.
Tamże, w innem miejscu.
Wchodzą Desdemona, Kassyo i Emilia.

Desdemona. Bądź pewny, panie Kassyo, że uczynię,
Co będę mogła, aby ci dopomódz.
Emilia. Uczyń to, pani; mój mąż tak się martwi
Tą sprawą, jakby była jego własna.
Desdemona. Dobry to człowiek. — Nie wątp, panie Kassyo,
Że cię postawię na tej, co wprzód byłeś
Stopie z mym mężem.
Kassyo. O, łaskawa pani!
Cokolwiek stanie się z Michałem Kassyo,
Wiernym twym sługą być on nie przestanie.
Desdemona. Wierzę ci, panie Kassyo. Wiem, że jesteś
Szczerze do mego męża przywiązany;
Znasz go oddawna; bądź więc przekonany,
Że usunięcie się jego od ciebie
Nie będzie większe nad zakres wytknięty
Politycznymi względy.
Kassyo. Ależ, pani,
Ta polityka może trwać tak długo,
Może się żywić tak błahym pokarmem,
I tak się wzmagać z okolicznościami,
Że gdy kto inny będzie na mem miejscu,
A ja daleko, generał zapomni
O przywiązaniu mem i o mej służbie.
Desdemona. Nie sądź tak; ręczę ci w obec Emilii,
Miejsce odzyskasz. Bądź o nie spokojny;
Kiedy raz komu co przyrzeknę, zwykłam
Dotrzymać tego co do joty. Mąż mój
Nie będzie odtąd miał chwili spokojnej;
Nie dam mu zasnąć, będę mu nad głową
Klektać i piszczeć do zniecierpliwienia;
Łóżko mu w szkołę, obiad zmienię w spowiedź,

Słowem, we wszystko, czego się tknie, wmięszam
Interes Kassya. Nabierz więc otuchy,
Bo protektorka twoja umrze raczej,
Niż się wyrzecze twojej sprawy.

Otello i Jago ukazują się w pewnej odległości.

Emilia. Pani,
Generał idzie.
Kassyo. Żegnam cię, o pani.
Desdemona. Dlaczego? Zostań i słuchaj, co powiem.
Kassyo. Nie mogę, pani; nie jestem na teraz
Przygotowany.
Desdemona. Miejże wolę swoją.

Wychodzi Kassyo.

Jago przez pół do siebie. To mi się nie podoba.
Otello. Co takiego?
Jago. Nic, panie; gdyby jednak... nie wiem sam co.
Otello. Czy to nie Kassyo odszedł od mej żony?
Jago. Kassyo? Nie; tego nie przypuszczam, panie,
Aby on chronił się jak winowajca,
Widząc, że idziesz.
Otello. Zdaje mi się jednak,
Że to był nie kto inny.
Desdemona. Mój małżonku,
Właśnie mówiłam z jednym suplikantem,
Co pod niełaską twoją jęczy.
Otello. Któż on?
Desdemona. Kassyo, namiestnik twój. Luby Otello,
Mam li moc jaką, zdolną wzruszyć ciebie,
To go ułaskaw; bo jeśli on nie jest
Jednym z tych, co cię rzetelnie miłują,
Co mimo wiedzy, nie z umysłu błądzą,
To na poczciwem nie znam się obliczu.
Przywróć go, proszę.
Otello. Czy on stąd odeszedł?
Desdemona. On; z taką skruchą i upokorzeniem,

Że część cierpienia swego mnie zostawił,
Bym z nim cierpiała. Przyzwij go, mój drogi.
Otello. Nie teraz, moje serce, innym razem.
Desdemona. Prędkoż?
Otello. Jak tylko będę mógł najprędzej,
Gdy tego żądasz.
Desdemona. Dziś więc na wieczerzę?
Otello. Dziś? nie.
Desdemona. Nie dzisiaj, to jutro na obiad?
Otello. Jutro nie będę w domu na obiedzie;
W fortecy mam się zejść z oficerami.
Desdemona. To jutro w wieczór lub we wtorek z rana,
W południe, w wieczór, lub z rana we środę?
Naznacz czas, tylko niech się nie przeciąga
Dłużej nad trzy dni. On żałuje szczerze.
Postępek jego odłożywszy na bok,
To, że, jak mówią, w czasie wojny trzeba
Najlepszych nawet karać dla przykładu,
Jest ledwie błędem, na prostą naganę
Zasługującym. Kiedyż się ma stawić?
Powiedz, Otello. Pytam siebie w duszy,
Czegobym tobie odmówiła, gdybyś
Mnie o co prosił i czylibym mogła
Stać tak milcząco? Jakto? Michał Kassyo,
Co ci był druhem, gdyś się o mnie starał,
Co tyle razy w twej obronie stawał,
Gdym mniej korzystnie mówiła o tobie —
On potrzebuje tyle korowodów
Do przebłagania ciebie? Wierz mi, wiele,
Wielebym mogła...
Otello. Proszę cię, dość tego;
Niech przyjdzie kiedy zechce; nie odmawiam
Tobie niczego.
Desdemona. To nie żadna łaska;
To tak, jak gdybym cię prosiła, abyś
Kładł rękawiczki, ciepło się odziewał,

Albo posilnych używał pokarmów;
Słowem, ażebyś miał troskliwą pieczę
O sobie samym. Mam li prośbę, która
Wyłącznie stawia miłość twą na próbę,
Trzebaż, ażeby ta była ważoną
Tak skrupulatnie, i aby jej przedmiot
Spotykał takie trudności?
Otello. Niczego
Ci nie odmawiam; tymczasem zrób dla mnie
To tylko, abym sam został na chwilę.
Desdemona. Miałażbym tego odmówić? nie, panie;
Bądź zdrów.
Otello. Bądź zdrowa, moja Desdemono;
Zaraz do ciebie przyjdę.
Desdemona. Pójdź, Emilio.
Niech się fantazyi twojej zadość stanie;
Jakabądź ona, jestem ci posłuszną. Wychodzi z Emilią.
Otello. Lube stworzenie! Wieczna kaźń mej duszy,
Jeśli nie kocham cię! Gdybym poprzestał,
Światby się zmienił w chaos.
Jago. Z przeproszeniem,
Łaskawy panie.
Otello. Mów, kochany Jago.
Jago. Czy Kassyo wiedział o twojej miłości,
Gdyś o małżonkę swoją się ubiegał?
Otello. Od pierwszej chwili do ostatniej; na co
To zapytanie?
Jago. Ot tak, przez ciekawość;
Nic złego zresztą.
Otello. Skąd ci ta ciekawość?
Jago. Nie przeszło mi przez głowę, że się znał z nią.
Otello. O tak, i często bywał pośrednikiem
Pomiędzy nami.
Jago. Doprawdy!
Otello. Doprawdy!
To cóż? doprawdy. Co w tem upatrujesz?
Nie jest uczciwy?

Jago. Zapytujesz, panie,
Czy on uczciwy?
Otello. Pytam, czy uczciwy?
Jużci, uczciwy.
Jago. O ile wiem o tem.
Otello. Co ty masz w myśli?
Jago. Ja, w myśli?
Otello. Ja, w myśli!
Przebóg! Czyś ty mem echem? Przebąkujesz,
Jakby w twej głowie siedział jaki potwór,
Tak straszny, że go boisz się pokazać.
Ty się domyślasz czegoś. Świeżoś wyrzekł:
To mi się nie podoba, kiedy Kassyo
Stąd się oddalał; cóż to ci się wtedy
Nie podobało? A gdym ci powiedział,
Że on miłostek mych był powiernikiem,
Wtedy znacząco krzyknąłeś: Doprawdy!
I brwi ściągnąłeś i zmarszczyłeś czoło,
Jakbyś był w mózgu swym zamykał jakiś
Okropny domysł. Jeżeli mnie kochasz,
Powiedz, co myślisz.
Jago. Wiesz, łaskawy panie,
Żem ci przychylny.
Otello. Tak myślę, i przeto
Że znam przychylność i poczciwość twoją,
I wiem, że ważysz to, co masz powiedzieć,
Tembardziej trwożą mnie te urywane
Twoje wykrzyki. Takie demonstracye
Są obyczajem nikczemnych szalbierzy;
U prawych ludzi są one objawem
Wstrzymywanego w piersi oburzenia,
Które się gwałtem wyrywa na zewnątrz.
Jago. Kassyo jest, mniemam, poczciwym człowiekiem.
Otello. I ja tak mniemam.
Jago. Ludzieby powinni
Być w rzeczy samej tem, czem się wydają,

A ci, co nie są, niechby się takimi
Nie wydawali.
Otello. Ani słowa, ludzie
Byćby powinni tem, czem się wydają.
Jago. To też ja Kassya mam za poczciwego.
Otello. Nie, w tem się święci coś więcej. Mów do mnie
Jakbyś rozmawiał sam z sobą; wypowiedz
Żywcem swe myśli i najgorszej nadaj
Najgorszy wyraz.
Jago. Wybacz mi, mój wodzu;
Winieniem tobie wszelkie posłuszeństwo,
Nie w tem jednakże, w czem niewolnik nawet
Jest panem siebie. Myśli me wyjawić!
Przypuśćmy, że są zdrożne i opaczne;
Jestże gdzie pałac, w któryby się jakiś
Zakał nie zakradł? Gdzież serce tak czyste,
Aby w niem jakieś brudne podejrzenie
Nie odbywało czasem walnych sądów,
Przy drzwiach zamkniętych trutynując pewne
Zawiłe kwestye?
Otello. Dopuszczasz się istnej
Zdrady, Jagonie, względem przyjaciela,
Gdy go uważasz za pokrzywdzonego,
I nie chcesz jego ucha zaznajomić
Z swemi myślami.
Jago. O, błagam cię, panie,
Jeśli przypadkiem domysł mój jest błędny,
(Coby być mogło, wyznaję albowiem,
Że mam z natury nieszczęśliwą manię
Śledzenia bezpraw, i nieufność moja
Tworzy częstokroć winy, których niema),
Błagam cię tedy, panie, by twa mądrość
Do niezręcznego postrzegacza słowa
Najmniejszej wagi nie przywiązywała,
Ni wniosków jakich chciała wyprowadzać,
Niepokojących z jego niedokładnych

I luźnych uwag. Nie byłoby zgodnem
Z twą spokojnością i twem szczęściem, panie,
Ni z uczciwością moją i rozsądkiem,
Gdybym ci moje myśli wypowiedział.
Otello. Co się to wszystko znaczy?
Jago. Dobre imię,
Łaskawy panie, jest najdroższym skarbem
Mężów i niewiast; kto mi kradnie worek,
Kradnie drań marną, coś i nic; rzecz, która
W tysiącznych była rękach wprzód niż w moich;
Ale kto dobre imię mi wydziera,
Grabi mi dobro, z którego sam nie ma
Korzyści, mnie zaś przyprawia o nędzę.
Otello. Na Boga, musisz mi odkryć swe myśli.
Jago. To być nie może, choćby moje serce
Było w twem ręku, panie, i nie będzie,
Póki to serce jest pod moim kluczem.
Otello. Ha!
Jago. Strzeż się, panie, zazdrości! O, strzeż się
Tego potworu zielonookiego,
Co żyje karmią własnego utworu.
Szczęsny, kto wiedząc o tem, że jest zdradzon,
Może nie kochać tych, co go zdradzili;
Ale jak wielki ten cierpi katusze,
Co wielbiąc wątpi, mając podejrzenie,
Namiętnie kocha!
Otello. O, nędzo!
Jago. Ubogi,
Rad z swego losu, jest arcybogaty,
Ale sam Krezus jest jak Job ubogim,
Gdy się wciąż lęka, aby nie zubożał.
Chroń, Panie Boże, od zazdrości wszystkich,
Których miłuję!
Otello. Co? Cóż to? Czy myślisz,
Że moje życie zazdrości poświęcę?
Że się jak miesiąc zmieniać będę w ciągłych

Kwadrach podejrzeń? Nie; raz zacząć wątpić,
Jestto odrazu zbyć się wątpliwości.
Miej mnie za capa, jeśli kiedykolwiek
Władze mej duszy zajmę tak wydętą
I wietrzną bańką jak ta, którą puszczasz.
Niech sobie mówi świat, że moja żona
Jest piękną, dobrze gra, śpiewa i tańczy;
Że jest rozmowną, lubi towarzystwo.
Wcale to we mnie podejrzeń nie wzbudzi,
Bo gdzie jest cnota, tam ją to ozdabia;
Ani ze względu na brak mych powabów
Powezmę choćby cień niedowierzania,
Boć miała oczy, gdy mnie wybierała.
Nie, mój Jagonie, muszę widzieć pierwej,
Nim zacznę wątpić, mieć dowód, gdy zwątpię;
Skoro zaś dowód mieć będę, o, wtedy
Precz i z miłością i z podejrzeniami!
Jago. Szczerze się z tego cieszę; teraz bowiem
Mogę ci, panie, okazać swobodniej
Moją przychylność. Posłuchaj mnie przeto: —
Jeszcze na teraz milczę o dowodach —
Uważaj, panie, na swą żonę; śledź ją
W stosunkach z Kassyem; miej zwrócone oko;
Tak, ni zazdrośnie, ni z ubezpieczeniem.
Nie radbym, aby twe szlachetne serce
Krzywdy doznało z zbytku swej dobroci.
Baczność więc! Znam ja dobrze obyczaje
Naszego kraju; weneckie niewiasty
Jawią częstokroć niebu takie figle,
Jakichby mężom pokazać nie śmiały;
Sumienie ich nie mówi: nie czyń tego,
Ale: nie wydaj się z tem.
Otello. Czy tak myślisz?
Jago. Żona twa, panie, oszukała ojca
Idąc za ciebie; a gdy się zdawała
Drzeć na twój widok i truchleć, miłością
Tchnęła ku tobie.

Otello. W rzeczy samej.
Jago. Ergo,
Kiedy tak młodo mogła tak udawać
I nawet oczy ojca otumanić
Do tego stopnia, że krok jej przypisał
Wpływowi czarów... Ale ja źle czynię;
Błagam cię, panie, najpokorniej, wybacz,
Wybacz mi zbytek mego przywiązania.
Otello. Obowiązanym ci na zawsze.
Jago. Widzę,
Że cię to, panie, zmięszało cokolwiek.
Otello. Wcale nie, wcale nie.
Jago. Obym się mylił!
Tuszę przynajmniej, że raczysz położyć
To, com powiedział, na karb mej miłości.
Ale ja widzę, panie, żeś wzruszony.
Na Boga! nie chciej mowy mej rozciągać
Do grubszych wniosków i do granic dalszych,
Jak przypuszczenie.
Otello. Nie myślę inaczej.
Jago. W przeciwnym bowiem razie mowa moja
Doprowadziłaby do takich następstw,
O jakich mi się nie marzyło. Kassyo
Jest przyjacielem moim. Ależ, panie,
Wyraźnie jesteś wzruszony.
Otello. Nie bardzo.
Sądzę, że jest mi wierną Desdemona.
Jago. Bogdaj nią długo była i bogdajbyś
Ty, panie, długo tak sądził!
Otello. A jednak,
O ile może natura się zbłąkać...
Jago. Tak, właśnie o to idzie; jak naprzykład:
Że się poważam zrobić tę uwagę, —
Odmówić ręki licznym wielbicielom
Jednego kraju, plemienia i stopnia;
Wzgardzić związkami takimi, do jakich

Wszystko, jak wiemy, w naturze jest skłonnem;
Hm! w temby mógł ktoś upatrzyć chęć zdrożną,
Sprzeczność niegodną, myśl nienaturalną.
Wybacz mi jednak, panie; to, com wyrzekł,
Nie wprost się do niej odnosi, jakkolwiek
Mógłbym się lękać, by z czasem jej chęciom,
Do normalnego zwróconym kierunku,
Nie przyszło stawić twej urody, panie,
Obok urody którego z jej ziomków,
I pożałować wyboru.
Otello. Dość tego;
Bądz zdrów. Jeżeli dostrzeżesz co więcej,
Więcej mi powiesz. Zaleć swojej żonie
Mieć ją na oku. Opuść mnie, Jagonie.
Jago. Żegnam cię, wodzu. Odchodzi.
Otello. Pocóżem się żenił?
Zacny ten człowiek niezawodnie widzi
I wie nierównie więcej, niż wyjawia.
Jago wracając. Łaskawy panie, błagam cię, zaklinam,
Przestań się dłużej nad tem zastanawiać,
Pozostaw resztę czasowi. Jakkolwiek
Dobrzeby było, żeby Kassyo wrócił
Nazad do służby, bo trzeba mu przyznać
Wiele zdolności potemu, z tem wszystkiem,
Jeślibyś, panie, uznał za stosowne,
Jeszcze czas jakiś potrzymać go zdala,
Łatwiej byś jego obrotów mógł dostrzedz.
Uważ, mój wodzu, ażali twa żona
Nie będzie czasem w sposób za żarliwy,
Za natarczywy wstawiała się za nim;
Z tego się wiele da wnieść. Racz tymczasem
Pomyśleć sobie, żem był za gorliwy
W powzięciu obaw i w ich wynurzeniu,
(Jakoż istotnie boję się, czym nie był)
I ufaj jej jak wprzód; błagam cię o to!
Otello. Nie bój się, umiem nad sobą panować.

Jago. Jeszcze raz ścielę się do nóg twych, panie.

Wychodzi.

Otello. Jestto niezwykłej poczciwości człowiek,
I doświadczony znawca wszelkich sprężyn
Ludzkiej natury. Jeśli się przekonam,
Mój ty sokole, że jesteś dzikowcem,
Choćbyś miał pęta z sercem mem splecione,
Puszczę cię, poślę w świat na cztery wiatry,
Abyś polował na własny rachunek.
Może dlatego, żem czarny i nie mam
Tego łatwego obejścia, co daje
Powab fircykom, lub żem już zszedł nieco
W dolinę wieku; mniejsza z tem... już po niej.
Zwiedziony jestem i nienawiść ku niej
To cała moja pociecha. Przekleństwo
Małżeńskim związkom! Możemyż się mienić
Panami wietrznych tych istot, nie będąc
Żądz ich panami? Ropuchą być raczej
I żyć miazmami pieczar, niż posiadać
Do spółki z drugim tę, którą się kocha.
Taki to jednak jest los wielkich świata;
Upośledzeni oni pod tym względem
W prerogatywach bardziej niż maluczcy;
Nieuniknione to jak śmierć; zaledwie
Zadrga w nas życie; już rogata plaga
Zaczyna na nas ciężyć. Ha! to ona.

Wchodzą Desdemona i Emilia.

Jeżeli ta jest kobieta fałszywą,
To chyba niebo samo z siebie szydzi.
Nie wierzę temu.
Desdemona. Kochany Otello,
Obiad i goście czekają na ciebie.
Otello. Naganym godzien.
Desdemona. Dlaczego twa mowa
Tak przytłumiona? Czyś nie słaby?
Otello. Trochę;
Mam ból tu w skroniach.

Desdemona. Z niewczasu; to przejdzie.
Ścisnę ci czoło chustką, a w godzinę
Ból ten ustanie.
Otello. Chustka twa za mała;

Desdemona opuszcza chustkę.

Daj pokój. Idźmy.
Desdemona. Przykro mi żeś słaby.

Desdemona i Otello wychodzą.

Emilia podnosząc chustkę. Cieszę się, żem tę chustkę tu znalazła;
Pierwsza to była pamiątka murzyna.
Mój dziwak mało sto razy mi kazał
Wykraść tę chustkę, ale Desdemona
Tak w niej lubuje i mąż tak ją zaklął,
Aby się nigdy z nią nie rozstawała,
Że ją wciąż nosi przy sobie, całuje
I z nią rozmawia; wyhaftuję drugą
Na ten sam deseń i dam Jagonowi.
Na co mu ona może być potrzebną,
Bóg to wie; mniejsza z tem, nie chcę w to wchodzić,
Li tylko jego fantazyi dogodzić.

Wchodzi Jago.

Jago. Czego się szwendasz? Co tu robisz?
Emilia. Otbyś
Nie gderał lepiej! Mam tu coś dla ciebie.
Jago. Ty masz coś dla mnie? to rzecz zbyt powszednia.
Emilia. Także? naprzykład, co?
Jago. Mieć głupią żonę.
Emilia. Nic więcej? Jesteś nadzwyczaj uprzejmym.
Cóż mi dasz za tę chustkę?
Jago. Jaką chustkę?
Emilia. Jakąż? tę, z której murzyn Desdemonie
Pierwszy dar zrobił, którąś tyle razy
Wykraść mi kazał.
Jago. Więceś ją wykradła?
Emilia. Nie, upuściła ją przez nieuwagę,
A ja, tu będąc, podniosłam ją z ziemi.
Oto jest.

Jago. Daj ją, nieoszacowana
Kobieta z ciebie.
Emilia. Na co ci ta chustka,
Że tak usilnie nalegałeś na mnie,
Bym ją wykradła?
Jago wyrywając jej chustkę. Co tobie do tego?
Emilia. Jeżeli nie masz bardzo ważnych przyczyn,
To mi ją oddaj; oszaleje biedna,
Jak jej nie znajdzie.
Jago. Udaj, że nic nie wiesz.
Potrzebna mi jest i kwita; idź z Bogiem.

Wychodzi Emilia.

W kwaterze Kassya podrzucę tę chustkę;
Tam on ją znajdzie. Fraszki, jak puch błahe,
Są dla zazdrosnych zarówno silnymi
Dokumentami, jak cytaty z pisma.
To może zrządzić jaki taki skutek.
Już murzyn toczy walkę z moim jadem;
Zdradliwy poszept jest istną trucizną,
Co z razu ledwie w smaku da się poczuć,
Ale niebawem z krwią złączona, pali,
Jak roztopiona siarka. Wchodzi Otello.
Miałem słuszność.
Ni wyskok z maku, ni sok mandragory,
Ni żadna siła ziół osypiających,
Już mu nie wróci tego snu błogiego,
Jakim spał wczoraj.
Otello. Ha! ha! mnie niewierna!
Jago. Ejże, zapomnij już o tem, mój wodzu.
Otello. Precz! precz! tyś to mię rzucił na katownię,
O, lepiej tysiąc razy być zdradzonym,
Niż przez pół wiedzieć, że się nim jest.
Jago. Jakto?
Łaskawy panie.
Otello. Czyliżem zamarzył
O jakichkolwiek jej pokątnych związkach?

Dostrzegłżem tego? trwożyłżem się o to?
Dobrzem spał, dobrzem jadł, byłem swobodny,
Lekki, wesoły; na jej słodkich ustach
Nie znachodziłem Kassya pocałunków.
Gdy okradziony nie uczuwa braku
Rzeczy skradzionej, nie mów mu nic o tem;
A okradzionym tak dobrze jak nie jest.
Jago. Boleśnie mi to słyszeć.
Otello. Niechby ją cały obóz był posiadał,
Nie wyłączając ciur, szczęśliwy byłbym,
Gdybym był tego nie świadom. O, teraz,
Bądź zdrów na zawsze spokoju! bądź zdrowa,
Pogodo myśli! Wy w kity piór strojne,
I wy poważne, w pancerz kute hufce,
Co pychę w cnotę mienicie, o bądźcie,
Bądźcie mi zdrowe! Bądźcie i wy zdrowe,
Rżące rumaki, grzmiące trąby, kotły,
Ducha rzeźwiące, wy rozgłośne flety,
Świetne proporce, z wszelkimi przybory
I przepychami właściwymi wojnie;
I wy śmiertelne spiże, których gardła
Nieśmiertelnego władzcy na Olimpie
Głos przedrzeźniają, bywajcie mi zdrowe!
Otello skończył swój zawód.
Jago. O, panie!
Mamże mym uszom wierzyć? Czy podobna?
Otello. Nędzniku, dowiedź mi, że moja żona
Jest wiarołomną; daj mi jaki dowód;
Lub na istnienie wieczne duszy mojej,
Lepiej ci było urodzić się kundlem,
Niż gniew mój budzić.
Jago. Do tegoż mi przyszło?
Otello. Spraw, bym to ujrzał, lub przynajmniej daj mi
Dowód, bez żadnych haczyków, na których
Mogłaby jakaś wątpliwość zawisnąć;
Inaczej biada ci!

Jago. Szlachetny panie!
Otello. Jeśli ją czernisz, a mnie próżno dręczysz,
Nie módl się odtąd, wyrzecz się sumienia;
Na okropnościach okropności gromadź;
Czyń takie rzeczy, iżby patrząc na nie
Niebo aż płakać musiało, a ziemia
Drętwieć ze zgrozy; nic gorszego bowiem
Dodaćbyś nie mógł do szczytu ohydy,
Nad ten postępek.
Jago. Litościwe nieba,
Wejrzyjcie na mnie! Jestżeś, panie, mężem?
Gdzież twoja mądrość, gdzie zmysły? Bóg z tobą!
Składam mój urząd. O, nędzny ja głupiec,
Com swą poczciwość wystrychnął na zbrodnię!
Przewrotny świecie! zapisz to, że dzisiaj
Prawym, rzetelnym być jest niebezpiecznie.
Dzięki ci, panie, za naukę! odtąd
Nikt przyjaciela nie znajdzie w Jagonie,
Skoro przychylność tak na złe wychodzi. Chce odejść.
Otello. Stój! powinienbyś jednak być poczciwym.
Jago. Powinienem raczej być nieroztropnym.
Poczciwość głupstwo, kiedy chybia celu,
Którego stara się dosiądz.
Otello. Na Boga!
Myślę, że moja żona jest niewinną
I że nią nie jest; myślę, żeś ty prawy
I żeś nim nie jest. Dowodu mi trzeba.
Imię jej niegdyś tak jasne, tak czyste,
Jak lice Diany, tak się stało czarnem
I powleczonem sadzą jak twarz moja.
Są li na świecie noże, stryczki, jady,
Płomienie, albo chłonące topiele —
Nie zniosę tego. Gdybym się przekonał!
Jago. Widzę, o panie, żeć namiętność trawi;
Żałuję, żem ci to nasunął. Chciałbyś
Się więc przekonać?

Otello. Chciałbym? nie, chcę tego.
Jago. I możesz; ale jak, łaskawy panie?
Jakże chcesz nabyć przekonania? Chceszli
Jej przeniewierstwa być naocznym świadkiem?
Chceszli ich zejść na dobie?
Otello. Śmierć i piekło!
Jago. Trudnem to, mniemam, byłoby zadaniem,
Chcieć ich wypatrzeć w takiej konjunkturze.
Przeklnij ich, panie, jeśli kiedykolwiek
Więcej ócz ludzkich jak ich cztery, będzie
Przy tem obecnych. Jakże więc? Cóż tedy?
Skąd przekonania? Niepodobna, panie,
Abyś to ujrzał, choćby byli krewcy
Jak małpy albo wilki w czas wesela,
I rozbestwieni jak pijana gawiedź.
Oświadczam wszakże, iż jeżeli ważne
Okoliczności, niezbite poszlaki,
Wiodące prosto do bram prawdy, mogąć
Dać przekonanie, to je mam w mem ręku.
Otello. Daj mi wyraźny dowód jej niewiary.
Jago. Arcy to dla mnie nieprzyjemna sprawa;
Skorom jednakże zaszedł tak daleko,
Powodowany głupią poczciwością
I przywiązaniem, zajdę jeszcze dalej.
Spędziłem świeżo noc tuż obok Kassya,
Że zaś cierpiałem ogromny ból zębów,
Nie mogłem zasnąć. Zdarzają się ludzie
Duszy tak słabej i niepowściągliwej,
Że przez sen paplą o swych interesach;
Tego rodzaju jest Kassyo; słyszałem,
Jak mówił przez sen: luba Desdemono!
Bądźmy ostrożni, kryjmy się z miłością;
A potem chwytał mię, ściskał za rękę
I wołał: luba istoto! a potem
Tak zapalczywie zaczął mię całować,
Jakby mi wyrwać chciał z ust pocałunki

Aż do korzenia; przytulał się do mnie,
Pieścił mię, wzdychał, a potem zawołał:
Przeklęty los, co dał cię murzynowi!
Otello. O, to okropnie! to okropnie!
Jago. Wszakże
To był sen tylko?
Otello. Ale ten sen zdradził
Poprzednie czyny; z piekieł to wskazówka,
Choć tylko przez sen.
Jago. I mogąca poprzeć
Inne dowody, które ladajako
Rzecz objaśniają.
Otello. Rozszarpię ją.
Jago. Zwolna,
Łaskawy panie, jeszcze nic nie widzim;
Jeszcze być ona może wolną zmazy.
Powiedz mi, proszę, tylko, czyś czasami
Nie widział kiedy w ręku swojej żony
Chustki w poziomki haftowanej?
Otello. Właśnie
Dałem jej niegdyś taką; był to pierwszy
Mój podarunek.
Jago. Nie wiedziałem o tem;
Taką jednakże chustkę, (jestem pewny,
Że to jej była), widziałem, jak sobie
Pan Michał Kassyo brodę dziś obcierał.
Otello. Gdyby to była ta?
Jago. Czy ta, czy inna,
Byle jej, zawsze to przeciw niej mówi,
Łącznie z tem, co się wyżej powiedziało.
Otello. Żeby ten nędznik miał nie jedno życie,
Lecz sto ich, tysiąc! jednego za mało
Dla mojej zemsty. Ha! teraz już widzę,
Ze to jest prawda. Patrz, Jagonie, oto
Oddaję niebu z tem westchnieniem cały
Skarb mej miłości; stało się! już po niej!

Wstań, czarna zemsto, z głębokości piekieł!
Miłości, ustąp twego tronu w sercu
Nieubłaganej nienawiści! Pęknij,
Piersi, nabrzękła od padalczych żądeł,
Co cię pokłuły!
Jago. Uspokój się, panie.
Otello. Krwi! krwi! krwi!
Jago. Uzbrój się, panie, w cierpliwość;
Możesz odmienić jeszcze zdanie.
Otello. Nigdy,
Nigdy, Jagonie! Jak Pontyńskie morze,
Którego wzdęta, lodem ścięta fala
Nie zna odpływu wstecz, ale wciąż dąży
Do Propontydy i do Hellespontu,
Tak krwawa moja myśl, w niepowstrzymanym
Naprzód pochodzie, nigdy w tył nie spojrzy,
Ani się cofnie ku brzegom miłości,
I nie wprzód spocznie, aż ją przestwór zemsty
Spełna pochłonie. Klękając.
Na ten błękit niebios!
Z całą należną czcią dla świętych ślubów
Przysięgam, że tak będzie.
Jago klękając także. Czekaj, panie.
Zaświadczcie, o, wy wiecznie tam u góry
Tlejące światła! wy żywioły, które
Nas otaczacie! zaświadczcie, że Jago
Całą działalność swojego umysłu,
Swych rąk i serca święci na usługi
Pokrzywdzonego Otella! Jakkolwiek
Może być krwawem to, co on mi każe,
Mym obowiązkiem będzie posłuszeństwo.
Otello. Nie odpowiadam na twoją przychylność
Marną podzięką, ale jej przyjęciem
I wystawieniem niezwłocznem na próbę;
Spraw, bym za trzy dni z ust twych się dowiedział,
Że Kassyo przestał żyć.

Jago. Zmarł mój przyjaciel;
Żądałeś tego, panie, tak się stało;
Niech ale ona żyje!
Otella. Niech przepadnie
Kukła wszeteczna! Pójdź ze mną, pomyślim
O jakim szybkim pośredniku śmierci
Dla tej uroczej dyablicy. Tyś teraz
Mym namiestnikiem.
Jago. Twym sługą na zawsze. Wychodzą.



SCENA CZWARTA.
Tamże.
Wchodzą Desdemona, Emilia i Błazen.

Desdemona. Nie wiesz, kochanku, gdzie stoi namiestnik Kassyo?
Błazen. Na polu bitwy.
Desdemona. Jakto?
Błazen. On żołnierz, a ktoby o żołnierzu powiedział, że nie stoi na polu bitwy, tenby swoją skórę naraził.
Desdemona. Pytam się, gdzie on stoi kwaterą.
Błazen. Powiedzieć wam, gdzie on stoi kwaterą, na jednoby wyszło, co skłamać.
Desdemona. Możesz kto z tego być mądrym?
Błazen. Nie wiem, gdzie on stoi kwaterą; gdybym przeto powiedział, że stoi nią tu lub owdzie, powiedziałbym wierutne kłamstwo.
Desdemona. Nie mógłżebyś powziąć o nim języka, wywiedzieć się o niego.
Błazen. Uczynię to katechetycznym sposobem, to jest przez pytania i odpowiedzi.
Desdemona. Wyszukaj go, proszę, i proś go, aby tu przyszedł. Powiedz mu, żem o nim mówiła z moim mężem, i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Błazen. Taka rzecz nie przechodzi granic ludzkiej możności, gotów przeto jestem przedsięwziąć jej wykonanie. Wychodzi.

Desdemona. Gdzieżem ja mogła zapodzieć tę chustkę?
Nie wiesz?
Emilia. Nie, pani.
Desdemona. Wolałabym była
Zgubić sakiewkę pełną kruzadosów.
Gdyby szlachetny mój mąż mniej miał prawy
Sposób myślenia i mniej był dalekim
Od nikczemności, właściwej zazdrosnym,
Coś podobnego mogłoby w nim jaką
Złą myśl obudzić.
Emilia. To on nie zazdrosny?
Desdemona. On? słońce jego ojczyzny wyssało
Zdaje się z niego wszelkie takie miazma.
Emilia. Oto nadchodzi.

Wchodzi Otello.

Desdemona. Nie dam mu tym razem
Pokoju, póki Kassya nie odwoła.
Jak się masz, mój Otello?
Otello. Dobrze, pani. Do siebie.
O, co za męka udawać! głośno. A tyże
Jak, Desdemono?
Desdemona. O, dobrze.
Otello. Daj rękę.
Wilgotna ręka u pani.
Desdemona. Bo jeszcze
Wiek jej nie zmroził, ni żadne cierpienie.
Otello. To znaczy płodność, szczodrobliwość serca
I ciepła! Ciepła i wilgotna; takiej
Ręce przystoi zaparcie się świata,
Post i modlitwa, chłosta, umartwienie;
Bo wewnątrz siedzi młody, krewki szatan,
Co lubi broić. Łaskawa to ręka
I hojna.
Desdemona. Słusznie mianujesz ją taką,
Ona ci bowiem serce me oddała.

Otello. Wspaniała ręka! w dawnych czasach serce
Dawało rękę, nowsza heraldyka
Umieszcza w herbach rękę, a nie serce.
Desdemona. Nie znam się na tem. Pamiętasz, coś przyrzekł?
Otello. Cóżem to przyrzekł, kochanie?
Desdemona. Posłałam
Po Kassya, aby przyszedł cię przeprosić.
Otello. Nieznośny katar mam; tak mi dokucza!
Pozwól mi chustki.
Desdemona. Oto jest, mój mężu.
Otello. Tej co ci dałem.
Desdemona. Nie mam jej przy sobie.
Otello. Nie masz jej?
Desdemona. Nie mam, w istocie.
Otello. To szkoda.
Chustkę tę dała była mojej matce
Jedna cyganka, wróżka, co umiała
Najskrytsze myśli ludzkie odgadywać,
I powiedziała jej, że moc tej chustki,
Póki ją będzie miała w posiadaniu,
Nada jej urok i przywiąże do niej
Mojego ojca; gdyby zaś, broń Boże!
Miała ją zgubić lub darować komu,
Wrazby się od niej odwróciło serce
Mojego ojca i wzrok by się jego
Zaczął obracać ku innym pięknościom.
Przy zgonie dała mi ją z tem zleceniem,
Abym ją wzajem dał tej, z którą kiedyś
Los mnie połączyć zechce. Tak zrobiłem.
Strzeżże jej, pilnuj, jako oka w głowie;
Zguba jej bowiem lub podarowanie
Komu innemu, mogłoby sprowadzić
Najfatalniejsze skutki.
Desdemona. Czy podobna?
Otello. Z całą pewnością; magiczny to wyrób.
Pewna Sybilla, która policzyła

Dwieście obiegów słońca na tym świecie,
W wieszczem natchnieniu utkała tę chustkę;
Jedwab doń snuły czarowne robaki,
A farbowaną była w soku, który
Wtajemniczone ręce z serc dziewiczych
Przysposobiły.
Desdemona. Prawdażto istotna?
Otello. Najistotniejsza; chowajże ją dobrze.
Desdemona. Obym więc nigdy jej nie była znała!
Otello. Ha! czemu?
Desdemona. Skąd ta zmiana w twoim głosie?
Otello. Zginęłaż? poszłaż do ludzi? przepadłaż?
Mów, pani.
Desdemona. Boże, zmiłuj się nademną!
Otello. Hę!
Desdemona. Nie zginęła, lecz gdyby zginęła?
Otello. Co?
Desdemona. Nie zginęła, mówię.
Otello. To ją przynieś;
Pokaż ją zaraz.
Desdemona. Mogłabym, lecz nie chcę.
To tylko wybieg, aby mnie zbić z toru
W mej prośbie; proszę cię, przebacz Kassyowi.
Otello. Idź po tę chustkę; przeczuwam coś złego.
Desdemona. Daj pokój; nigdy nie znajdziesz człowieka
Równych mu zalet.
Otello. Idź, przynieś tę chustkę.
Desdemona. Człowieka, który całe swoje szczęście,
Przez tyle czasów, pokładał jedynie
W twej życzliwości, który dzielił z tobą
Niebezpieczeństwa.
Otello. Idź, mówię, po chustkę.
Desdemona. Ejże, niedobry jesteś.
Otello. Precz odemnie! Wychodzi.
Desdemona. Mężu!
Emilia. Nie jestże zazdrosnym ten człowiek?

Desdemona. Jeszczem w nim tego nigdy nie dostrzegła.
Niechybnie jakieś czary są w tej chustce,
O, nieszczęśliważ ja, żem ją zgubiła!
Emilia. W rok, ni w dwa lata nie poznasz mężczyzny;
Oni żołądki a myśmy ich strawą;
Chciwie nas chłoną, a gdy są już syci,
Radziby nas się pozbyć. Oto Kassyo
I mój mąż.

Wchodzą Jago i Kassyo.

Jago. Niema bracie, innej drogi;
Trzeba, ażeby ona to sprawiła.
Patrz, co za szczęście! Przypuśćże szturm do niej.
Desdemona. Witaj, kochany Kassyo; co tam słychać?
Kassyo. Pani, przychodzę powtórzyć mą prośbę.
Spraw, bym za wpływem twego przyczynienia
Odżył na nowo i odzyskał względy
Tego, którego z całej mocy duszy
Czczę i miłuję. Zwłoka mi nieznośna.
Jeżeli moja wina tak jest ciężką,
Że ani służba upłyniona, ani
Żal teraźniejszy, ani zamierzona
Nadal poprawa, nie mogą mi wrócić
Jego życzliwych chęci, niech przynajmniej
Wolno mi będzie prędzej o tem wiedzieć;
Wtedy przybrawszy przymuszony spokój,
Na innej drodze pójdę sobie szukać
Jałmużny losu.
Desdemona. O, szlachetny Kassyo!
Bezsilny teraz jest mój głos; Otello
Już nie Otello; anibyś go poznał,
Gdyby się jego twarz tak odmieniła
Jak jego humor. Oby mi tak zawsze
Błogosławione pomagały duchy,
Jakem usilnie mówiła za tobą;
Gniew jego nawet nie zdołał mnie wstrzymać
Od nalegania. Bądź jeszcze cierpliwy;

Zrobię, co będę mogła, więcej nawet
Niżbym uczynić śmiała w własnej sprawie.
Poprzestań na tem, zacny przyjacielu.
Jago. To on był w gniewie?
Emilia. Tylko co stąd wyszedł;
W istocie, dziwnie wzburzony.
Jago. On w gniewie?
Byłem obecny, gdy kule armatnie
Szeregi wkoło niego rozrywały,
I gdy z nich jedna tuż przy jego boku
Sprzątnęła jego rodzonego brata.
I on jest w gniewie? to nie bez kozery.
Idę natychmiast do niego; niechybnie
Jest w tem coś, kiedy on jest rozgniewany. Wychodzi.
Desdemona. Idź, proszę. Pewnie coś dotyczącego
Spraw państwa; bądź to jaka wieść z Wenecyi,
Bądź potajemna jaka złość, uknuta
Tu w Cyprze, której ślad tylko co odkrył,
Pogodny jego zachmurzyła umysł.
W podobnych razach zwykli się mężczyźni
O małe rzeczy obruszać, choć w gruncie
Wielkie ich drażnią. I nie dziw; jeżeli
Palec nas boli, czyliż się ból z niego
Do innych zdrowych nie rozchodzi członków?
Nie powinniśmy mężów mieć za bóstwa,
Ni żądać od nich takiej uprzejmości,
Jaka przystoi kochankom przed ślubem.
Zgrom mię, Emilio; już serce me chciało
Przed sąd wojenny stawić jego szorstkość,
Lecz widzę, że się dało uwieść świadkom
I oskarżyło go niesprawiedliwie.
Emilia. Oby to tylko był interes państwa,
A nie zazdrosne jakie widzimisię,
Wprost dotyczące się pani!
Desdemona. Niestety!
Dałażem kiedy mu do tego powód?

Emilia. Cóż stąd? zazdrośni o to nie pytają;
Nie zawsze oni zazdroszczą dlatego,
Że mają powód taki lub owaki,
Ale zazdroszczą, bo zazdroszczą; zazdrość
Jest to poczwara, co się sama płodzi,
Sama wylęga.
Desdemona. Niechże nieba chronią
Od tej poczwary mego męża!
Emilia. Amen.
Desdemona. Pójdę do niego. Pozostań tu, Kassyo:
Jeśli go znajdę lepiej nastrojonym,
Poprę twą prośbę i wyczerpnę resztę
Mojej wymowy, by osiągnąć skutek.
Kassyo. Dzięki, o, dzięki ci, łaskawa pani!

Wychodzą Emilia i Desdemona.
Wchodzi Bianka.

Bianka. Jak się masz, Kassyo?
Kassyo. Skądżeś się tu wzięła?
Jak mi się miewasz, śliczna moja Bianko?
Właśniem się, luba, wybierał do ciebie.
Bianka. A jam szła właśnie do twojej kwatery.
Jakto? nie widzieć się ze mną przez tydzień?
Spędzić bezemnie siedem dni i nocy?
Aż ośmdziesiąt godzin, w dubelt wziętych,
I jeszcze ośm? godzin, które zdala
Od przyjaciela ośmdziesiąt razy
Dłużej się wloką niż na cyferblacie?
O, co za nudny obrachunek!
Kassyo. Przebacz,
Przebacz mi, Bianko; ciężkie mię kłopoty
Gniotły w tych czasach; ale ja umorzę
Ten twój rachunek w sposobniejszej porze.
Kochana Bianko, podając jej chustkę Desdemony.
wyhaftuj mi chustkę,
Na wzór tej.

Bianka. Skądżeś przyszedł do tej chustki?
Dar to od jakiejś nowej przyjaciółki.
Dotkliwie czułam twoją nieobecność,
Ale dotkliwiej czuję jej przyczynę.
Takiś to? dobrze, dobrze.
Kassyo. Dajże pokój!
Rzuć te domysły w oczy szatanowi,
Co ci je poddał. Myśliszże na seryo,
Że mam tę chustkę od jakiejś kochanki?
Nie, wierz mi, Bianko.
Bianka. Czyjaż więc jest, powiedz!
Kassyo. Nie wiem; znalazłem ją w moim pokoju.
Podoba mi się haft na niej i zanim
Zgłoszą się po nią, co się pewno stanie,
Chciałbym mieć deseń ten przekopiowany.
Weźże ją, zrób to i odejdź stąd teraz.
Bianka. Odejść? dlaczego?
Kassyo. Czekam tu na wodza;
Złąby to miało minę i nie radbym,
Żeby mię zdybał w towarzystwie z tobą.
Bianka. A to dlaczego, proszę?
Kassyo. Nie dlatego,
Żebym cię nie miał kochać.
Bianka. Lecz dlatego,
Że mię nie kochasz. Odprowadź mię trochę,
I powiedz, czy się prędko dziś zobaczym?
Kassyo. Nie mogęć dalej odprowadzić, serce,
Jak kilka kroków, bo muszę tu czekać;
Ale zobaczym się wkrótce.
Bianka. No, zgoda;
Pamiętaj, że mi pozostajesz dłużny. Wychodzą.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Józef Paszkowski.