Pamiętnik (Brzozowski)/10.I.1911
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | 10.I.1911 |
Pochodzenie | Pamiętnik |
Redaktor | Ostap Ortwin |
Wydawca | Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka |
Data wyd. | 1913 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
10. I.
Gdy wydaje się nam niesłusznem lub przynajmniej dowolnem twierdzenie, że katolicyzm jest najbardziej bezpośrednią i głęboką formą, w jakiej żyje obecnie w naszej kulturze świat klasyczny, kultura grecko-rzymska, niech zważy, że rysem wyróżniającym myśl katolicką od innych postaci myśli jest to, że najkonsekwentniej uznaje ona życie nasze, życie konstruktywne ludzkości, kościoła za organ prawdy. By dojść do jakiejkolwiek bądź łączności z bytem, jednostka musi wżyć się w ludzkość, jako konstrukcyę, jako formę, mającą w sobie więcej, niż cokolwiekbądź innego w świecie z archetypu, formy bezwzględnej. Spencer, buddyzm Lefcadia Hearn etc. etc. wszystko to są usiłowania znalezienia prawdy w drodze niezależnej od udziału w konstruktywnem życiu ludzkości. Dlatego też pozornie tylko istnieje rzeczywistość w tych systematach. rdzenny nihilizm założeń musi przemódz. Stosując Blake’owski pathos do rozważań kościoła – możnaby twierdzić, że odłączamy się od katolicyzmu w momencie, gdy zaczynamy szacować dodatnio, lub przynajmniej względnie bardziej dodatnio obojętność wobec jakiegoś elementu wszechkonstrukcyi dziejowej, niż samą tę działalność. Dla tego raz jeszcze miałem słuszność w dyspucie z Irzykowskim, raz jeszcze mam słuszność, że zwrot od katolicyzmu do jakiejkolwiek bądź ze znanych mi form myśli i czucia jest upadkiem: zarówno buddyzm jak Spinozyzm, Heglizm, czy Comtyzm. Lista perpetua. To jest bezwzględne, ale prócz katolicyzmu: kultury, jest katolicyzm, droga do świata nadprzyrodzonego. I ta jest dla mnie zamknięta.
Nasi zwolennicy wschodu, wielbiciele buddyzmu etc. ulegają charakterystycznemu nieporozumieniu: uważają oni za zasadniczy moment zachodniej kultury, myśli, zachodniego patosu, zainteresowanie w świecie jako przedmiocie użycia (uważając empiryczne poznanie za pewną jego postać) — temu zainteresowaniu przeciwstawiają wschodnią obojętność — jako swobodę, szerz duszy —; od czasu Kanta, co najmniej, ale właściwie od czasów Grecyi, Rzymu — rysem zachodnim jest zainteresowanie bezwzględne w świecie, jako przedmiocie naszego czynu, jako stworzonem przez nas dziele. Nie to bezwzględnie jest potrzebne, byśmy żyli w takim lub innym gotowym świecie, lecz byśmy tworzyli świat, tworzyli jak największy zakres rzeczywistości uczłowieczonej. Wskutek pomieszania tych dwóch różnych punktów widzenia — zachód tak mało jest zrozumiany, swojski u nas. Ale Herbaczewszczyzna jest nieprzenikalna dla tej myśli. Swoboda jako niesprawiająca cierpień, anemia duszy, cherlactwo woli, żebractwo myśli, skrofuły jako religia. Herbaczewski[1] jest karykaturą, ale karykaturą typową.
Blondel w pierwszej części swego dzieła ustalił niewątpliwie kilka prawd fundamentalnych. Nie sądzę, aby wyraz immanentyzm oddawał dobrze charakter najogólniejszy i zasadniczy jego myślowego wysiłku. Ważną prawdą z liczby tych, o których dzisiaj myślę, jest jego potencyalna krytyka Schopenhauera, — dyletantów à la Pater i ówczesny — t. j. z czasu, gdy Blondel pisał »L’Action« — Barrès. Blondel i Barrés prawdopodobnie musieli byś jednocześnie młodymi ludźmi i w stylu Blondela znać myśli i wątpliwości, ciężkie dylematy i rozdwojenia dyalektyki wrastającej w uczuciowość — stan duszy pokolenia, dla którego Kant (przeżyty jak przez Kleista), Renan, Taine ogólne wyniki biologicznego zacietrzewienia były chlebem dla duszy.
Juliusz Laforgue pozostanie niewątpliwie najwybitniejszym wyrazem młodej myśli i młodej duszy wzrastającej w takich warunkach. To nawet jest jego patetyczne znaczenie dla nas i jeszcze na długo. Blondel walczył niewątpliwie w dobrej sprawie, ale walczył
głęboko i skuteczną bronią sumiennej przebudowy myśli, więc na powierzchnię jego praca nie przedostawała się niemal całkowicie. Ale to pewne, że dyletantyzm, o ile wogóle zachowuje on sumienie myślowe, został tu raz na zawsze rozbity i uniemożliwiony. Prawda, której ostrze jest skuteczne w tym kierunku, polega na tem, że nic co może być kiedykolwiek dla kogokolwiekbądź treścią świadomości, nie może być wolnem od etycznych zobowiązań dla tej jednostki. Niema świata etycznie nieobowiązującego, lecz przeciwnie, — uniewinniającego, gdyż każda zawartość świadomości jest zawsze 1) wynikiem ogólnego życia ludzkości kulturalnej 2) wynikiem naszego stosunku do tej ludzkości. Heglizm może być uważany jako propedeutyka, jako inicyacya w stosunku do drugiego punktu, wyzwala on nas od iluzyi, związanych z nieprzygotowaniem osobistem, chorób i mirażów niedojrzałości i dojrzewania. W każdym razie dopóki świat nie wydaje ci się rozumnym, jest to twoja wina. Ale Heglizm utożsamiał nazbyt łatwo punkt drugi z pierwszym, a są one różne, i niekoniecznie wynika stąd, że uznajemy niedojrzałość i niesłuszność naszej subjektywnej krytyki wszechprocesu — dobroć bezwzględna tego wszechprocesu. Byronizm jest stanowiskiem, doskonale scharakteryzowanem w Meredithowskim epigramie o Manfredzie, ale argumenty przeciwko Byronowi nie są argumentami na rzecz zrównania historyi i bezwzględnego rozumu. Naturalnie książka Blondela będzie i nadal u nas nieznana; wszech-Feldman, wszech-Zofia Nałkowska, wszech-Lemański i wszech-Irzykowski będą w dalszym ciągu świadomie i bezwiednie bronili stanowiska absolutnej równowartościowości frazesu i bezwzględnego równouprawnienia języków. I to jest odmiana katolicyzmu niewątpliwie, ale raczej z jego fazy dowodzącej pięknej konsekwencyi katastrof (Norwid)..
Każdy myślący Polak musi dziś czuć to samo: myśli nasze butwieją w ciągu jednej nocy. Nie znoszą zetknięcia z powietrzem i ziemią — tem powietrzem i tą ziemią, jakie są z naszej i ojców naszych zasługi — jedynym naszym gruntem. — Czy więc istotnie nie wszystko jedno?.
Rozpacz wkrada się przez każdą szczelinę; rozpacz i zniechęcenie. Nie mam w tej chwili żadnej łączności z życiem — jestem sam, a chociaż wiem, że mogę wywierać wpływ, ta abstrakcyjna wiedza nie chce się zrealizować, stać poczuciem. Słaby jestem człowiek, lada mnich średniowieczny był w porównaniu ze mną bohaterem — a my mówimy o przyzwyciężeniu tej etyki. Błazeństwo Kodisowszczyzny, Niemojewskich, wiecznie gadającej Izy[2], poczciwego Radlińskiego, który ma całkiem niezasłużoną minę Sylena, czy może Sokratesa.
Meredith rozwiązuje zagadnienie, jak pogodzić idealizm poetycki, idealizm nie ustępujący w rozległości perspektywy Dante’owskiemu lub Shelleyowskiemu bez pojęcia celu ostatecznego, bez wszelkiej eschatologii, apokalipsy etc. Sorel rozwiązuje to samo zadanie w dziedzinie myśli oderwanej i etyki. Sorel, jak się zdaje, nie rozumie własnego swego znaczenia w filozofii i niedocenia swej pracy w prawdziwie wzruszający sposób.
Gdy się ma śmiałość, jak czyni to Lemański[3], zarzucać całej kategoryi pisarzów brak twórczej pracy nad wyrobieniem sobie własnego moralnego świata — trzeba dać dowody, że się ten świat posiadło. Dowodem jest rodzaj widzenia artystycznego. Autor »Wioseczki« nie jest blizki stanu, w którym wszystek pył jego myśli stał się Buddą — mam ochotę odpowiedzieć. Nie mogę zaprzeczyć, że mnie jeszcze zawsze rozstrajają ataki tego rodzaju. Ale mniejsza. Nie stoicka nietykalność, lecz przyzwyciężanie ran odczutych. Byle na to starczyło sił.
Swedenborgyanizm jest dla mnie niedostrzegalny w Poetical Sketches — natomiast pewne naiwne doktrynerstwo społeczne, i jeszcze podziemny, potencyalny ogień demokratycznego rewolucyonizmu.
Ten właśnie rys myśli, który wydaje się mi najważniejszy, najbardziej charakterystyczny jest najtrudniejszy do uchwycenia.
Czemkolwiekbądź jest świat, jakkolwiek bądź ma on być przez nas określony, trzeba pamiętać, że nasze najskrupulatniejsze, najmetodyczniej przestrzegane negacye, nie zmienią tego, że każde określenie, każda postawa jest i będzie:
1) Stanem historycznym pewnej zbiorowości ludzkiej;
2) Stanem etycznym pewnej indywidualności, i to zarówno w tem znaczeniu, że są one:
a) wynikiem pewnej przeszłości dziejowej, i
a1) wynikiem pewnego etycznego wytężenia, jak i w tem, że są one
b) podstawą dla dalszych historycznych działań;
b1) momentem określającym dalszy nasz rozwój etyczny.
W żadnym razie nie zmienimy i nie unikniemy tego, że gdy wplatamy w pasmo naszych rozumowań taki moment ontologiczny — wprowadzamy właściwie czynnik, działający w pewien sposób na nasze postępowanie historyczne i etyczne, ale pragniemy, aby sam rodzaj tego działania pozostał nierozwikłanym. Wydawca i komentator Blake’a — Ellis[4] określa głęboko materyę, jako »dark activity of the mind«.
Soreliana. Są to moje uwagi, których nie mogę jednak uważać za moją własność. Są to nierozwikłane, nawpół bezwiedne założenia myśli Sorelowskiej.
Cokolwiekbądź możemy powiedzieć o świecie, będzie to zawsze wynik pewnej historyi wypowiedziany w terminach pewnej literatury (pojmując przez tę ostatnią cala twórczość językową).
Gdy usiłujemy wytłomaczyć człowieka przez jakąkolwiekbądź teoryę świata, do którego należy człowiek i jego historya, nie możemy uczynić nic innego, jak tylko starać się zapewnić nieograniczone znaczenie pewnej historyi i pewnej literaturze. Są to problematy obyczajowości i smaku. Metafizyka rozwikłana rozkłada się przedewszystkim na estetykę i etykę; czy może raczej biografię i historyę etyczną.
W każdym razie świat ma tu przestać być tajemnicą.
Jeżeli może istnieć jakaś teorya świata, to tylko dla tego, że stanowi ona moment bardziej złożonego kompleksu — pewnego zespołu faktów psycho-życiowych; by ten zespół trwał, musi on zabezpieczać swe trwanie.
Więc pojmując, jak zabezpiecza się trwanie i ciągłość różnych kompleksów ludzkich, określamy metafizycznie te określenia, które usiłowały zawrzeć w sobie całą metafizyczną istotę świata.
Sorel twierdzi, że »jego racyonalizm« przeszkadzał mu w zrozumieniu wartości pierwszych prac B(ergsona).
Sorel niekoniecznie trafnie przypisuje to racyonanalizmowi. Idzie o to, że na jego myśli ciąży usiłowanie etycznej, heroicznej natury — tworzenia życia, czyniącego zadość naszym wymaganiom. Nikt tak tragicznie nie pojął zagadnienia ciągłości dziejowej, jak Sorel, właśnie dlatego, że zburzył on kołysankę tak lub inaczej pojętej ciągłości automatycznej.
Ale możemy iść głębiej.
Myślimy pojęciami, określamy myśląc, czem mają być dla nas przedmioty, ale przedmiotów niema, są tylko momenty kompleksów psychożyciowych. W logice zachodniej tkwi postulat tworzenia samych tych kompleksów. Samorząd człowieczeństwa.
Sorel nie mógł wyrzec się wiary w wartościowość tej idei.
Czy jest to idea konieczna?
Odpowiedź musi tu być wyborem i czynem. Ale kto ośmieli się odpowiedzieć bez obawy bombastu?
Naturalnie Prometeusz-Feldman — ale nie każdy ma jego męstwo.
Tu jest punkt Pascalowski dzisiaj.
Czy człowiek może sobie sam wystarczyć? Czy sobie wystarcza? Ach mój Boże, mój Boże, człowieka, któryby miał dar Sofoklesowski »stanowczego widzenia życia i widzenia w całości«. Arnold określił Sofoklesa doskonale — ale sam dążył do tego tylko, by widzieć życie »whole and steadily«. Empiryokrytycyzm uznaje trwanie gatunku za dowód stałości prawd przyrody. Jeżeli przyznać prawa postulatu tego rodzaju to raczej postulat z Pascalem, Newmanem, niż Petzoldem.
- ↑ Herbaczewski J. Albin, literat krakowski, obecnie współpracownik „Rydwanu“ wydał już po śmierci Brzozowskiego bardzo hałaśliwą i mocno pretensyonalną książkę „I nie wwódź nas w pokuszenie (szkicowane wizerunki dusz współcześnie wybitnych na tle myśli dziejowej)“, w której w sposób co najmniej żakowski przedrzeźnia się twórczości Wyspiańskiego i Brzozowskiego, głosząc zarówno apodyktycznie, jak gołosłownie powrót do romantycznego stanu natury. Poglądy jego były Brzozowskiemu znane, zdaje się, jeśli się nie mylę, z osobistego z nim zetknięcia się w Florencyi. W tym czasie bowiem nie były one jeszcze z trybuny publicznej wygłoszone. Osobista znajomość wystarczała widocznie Brzozowskiemu do trafnej oceny umysłowości Herbaczewskiego. Wzmianki o nim powtarzają się jeszcze na str. 91, 105, 133 i 155 Pamiętnika.
- ↑ Iza — pani Moszczeńska znana literatka z Warszawy.
- ↑ O Lemańskim — patrz wyżej przypisek do str. 54. Złośliwa aluzya do buddaistycznego stanu umysłowości Lemańskiego zaciekawia głównie z tego powodu, że dziwnie trafnie wyznaczyła ona ze zdumiewającą wprost bystrością kierunek, w jakim znacznie później dopiero miała pójść twórczość Lemańskiego, która kołując dotarła w ostatnim momencie wreszcie do nieuniknionej dla siebie ostoi w kwietystycznej filozofii Buddy i Laotse’go, wykładając między inemi zasady księgi Taote-King w sonetach, co prawda, pod względem formalnie estetycznym mistrzowsko budowanych.
- ↑ Ellis, wydawca i komentator Blake’a: mowa o książce The poetical works of William Blake edited and annotated by Edwin J. Ellis“. Wzmianka o nim powtarza się na str. 104.