Pani de Monsoreau (Dumas, 1893)/Tom VI/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Pani de Monsoreau
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1892-1893
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Dame de Monsoreau
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział IV.
CHICOT SIĘ BUDZI.

Skoro przekonano się, że Chicot śpi sumiennie, nikt się już nim nie zajmował.
Prócz tego, przyzwyczajono się uważać Chicota, jako sprzęt w sypialni królewskiej.
— Wasza królewska mość — rzekł Quelus, kłaniając się — wie tylko połowę, i to śmiem mówić, najmniej ważną. Zaiste, nikt z nas nie zaprzeczy, żeśmy obiadowali u pana de Bessy, a nawet, mówiąc na pochwałę jego kucharza, jedliśmy wybornie.
— Nadewszystko było austryackie, czy węgierskie wino — । rzekł Schomberg — które mi się wydawało wybornem.
— A!... podły niemiec — przerwał król — lubi wino pruskie, nie spodziewałem się tego...
— A ja dobrze o tem wiedziałem, bom go nie raz widział pijanym — odezwał się Chicot.
Schomberg odwrócił się ku niemu.
— Nie zważaj na to, mój synu — rzekł gaskończyk — król ci powie na jawie to samo, co ja przez sen mówiłem.
Schomberg zbliżył się do Henryka:
— Na honor, Najjaśniejszy panie, nic złego nie robiłem.
— Jadłeś i piłeś, co pomaga do zapomnienia o Bogu, rzekł król tonem przestrogi.
Schomberg chciał odpowiedzieć nie pomijając tak pięknej sposobności, gdy Queius skinął na niego.
— Dobrze — rzekł Schomberg — mów ty dalej.
— Mówiłem więc, Najjaśniejszy Panie — zaczął Quelus — że w czasie obiadu i przed obiadem o ważnych rozmawialiśmy rzeczach, mianowicie tyczących Waszej królewskiej mości.
— Za długa przemowa — rzekł Henryk — to zły znak.
— A! przez Boga! jakiż ten Walezyusz gaduła!.. — zawołał Chicot.
— Panie gaskończyku! — zawołał król — kiedy nie śpisz, to wychodź.
— Jakże mam spać, kiedy mi przeszkadzasz; twój język grzechocze, jak trajkotka w wielki Piątek.
Quelus widząc, że w królewskiem mieszkaniu nie może przystąpić do rzeczy, westchnął, wzniósł ramiona i powstał gniewny.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł d’Eperon nadymając się — tu chodzi o ważne rzeczy:
— O ważne? — powtórzył Henryk.
— Nie inaczej, jeżeli życie ośmiu dworzan warto tyle, aby się niem zajmować.
— Co to znaczy? — zawołał król.
— To znaczy, że proszę, abyś Wasza królewska mość raczył mię posłuchać.
— Słuchani, mój synu, słucham — rzekł Henryk kładąc rękę na ramieniu Quelusa.
— Mówiłem, Najjaśniejszy Panie, żeśmy o ważnych rozmawiali rzeczach, otóż rezultat tej rozmowy taki: władza twoja jest zagrożoną.
— To jest, że wszyscy przeciwko mnie powstają! — zawołał Henryk.
— Zdaje się — odpowiedział Quelus. Twoja władza, Najjaśniejszy Panie, podobna do owych bogów Tyberyusza i Kaliguli które się starzały nie mogąc umrzeć i drogą chorób i niedołęztwa zbliżały się do nieśmiertelności.. Bogi te przyszedłszy do tego stopnia, nie zatrzymują się w zgrzybiałości, chyba, że je jakieś poświęcenie odmłodzi. Ożywieni młodą krwią, /zaczynają żyć i stają się silnemi. Otóż Najjaśniejszy Panie, twoja władza do tych bogów podobna, nie może ona żyć bez poświęceń.
— Mówi jak złoto — rzekł Chicot:
— Quelusie mój synku, idź prawić po ulicach Paryża a założę się, że zaćmisz Lincestra, Cottona i Cahiera, nawet ów piorun wymowy, brata Gorenflota.
Henryk nic nie odpowiedział — widać że z pod osłony prawdę zobaczył.
— Wiesz dobrze mój królu — mówił Quelus — że Maugiron nienawidzi Entragueta, że Schombergowi nie na rękę Livarot, że d’Epernon zawistny Bussemu i że ja nie lubię Ribeiraca. Są młodzi i piękni; są przyjaciółmi i nieprzyjaciółmi, a powinni nas kochać. Lecz nie osobistość podaje nam miecz do ręki, jest to nienawiść Francyi przeciw Anjou, kłótnia o prawo ludzkie przeciw boskiemu. Otóż my pójdziemy walczyć i dlatego ciebie Najjaśniejszy Panie prosimy, pobłogosław nas i uśmiechnij się do nas przed śmiercią.
Twoje błogosławieństwo da nam zwycieztwo, twój uśmiech piękną śmierć uczyni.
Henryk wzruszony do łez, rozwarł ramiona Quelusowi innym.
Był to obraz godny widzenia, w którym poświęcenie i czułość w jeden splotły się węzeł.
Chicot poważny i chmurny, z ręką na czole wyglądając ze swojej alkowy, Chicot, który zawsze śmiał się, albo szydził, równie był wzruszonym.
— A! moi drodzy — rzekł król nakoniec, jest to poświęcenie, które czyni mię szczęśliwym nie panującym lecz z powodu że mam podobnych przyjaciół. Ponieważ znam moje interesa lepiej niż ktokolwiek inny, nie przyjmę ofiary, któraby mimo swej szlachetności, was w ręce nieprzyjaciół wydała. Aby wojnę z Anjou prowadzić, wierzajcie mi. Francya wystarczy. Znam mojego brata, w tem Gwizyuszów i Ligę; nie raz w mojem życiu, więcej zuchwałe ujeżdżałem rumaki.
— Ale, Najjaśniejszy Panie — zawołał Maugiron, żołnierze tak nie rozumują; dla złego powodzenia nie mogą zawieszać wojny; kwestya honoru i sumienia każę im zapominać jaki wyrok wypadnie od sprawiedliwości Bożej.
— Przebacz Maugironie — odpowiedział król, żołnierz może iść na ślepo, ale wódz musi rozważać.
— Rozważaj więc, Najjaśniejszy Panie a nam działać pozwól, nam, którzy tylko żołnierzami jesteśmy — mówił Schomberg. Przytem, ja nie znam niepowodzenia, mnie zawsze się wszystko udawało.
— Przyjacielu! przerwał król smutnie, ja tego powiedzieć nie mogę; prawda, ty dopiero masz lat dwadzieścia.
— Najjaśniejszy panie — przerwał Quelus, słowa Waszej królewskiej mości podniecają, jeszcze nasz zapał. Kiedyż mamy zetrzeć się z panami: Bussy, Livarotem, Entraguetem i Ribeiracem?
— Nigdy; zabraniam wam, rozumiecie?
— Łaski Najjaśniejszy panie! — zawołał Quelus. Schadzkę wyznaczono wczoraj przed obiadem, słowo dane i cofnąć go nie można.
— Za pozwoleniem — przerwał król — panujący rozwiązuje przyrzeczenia i uwalnia od przysiąg tym jednym wyrazem: „Chcę, albo niechtę!“, bo król ma wszelką władzę. Powiedzcie tym panom, że wam zagroziłem gniewem, a nawet wygnaniem was od siebie.
— Wstrzymaj się Najjaśniejszy panie — rzekł Quelus, bo jeżeli ty możesz nas od przyrzeczeń uwolnić, Bóg sam tylko twoję przysięgę muzę rozwiązać. Nie przysięgaj Najjaśniejszy panie — bo jeżeli twój gniew wskaże nam wygnance, pójdziemy na nie z chęcią, a nie będąc w państwie Waszej królewskiej mości, będziemy mogli słowa dotrzymać i z naszymi przeciwnikami spotkać się na obcej ziemi.
— Jeżeli ci panowie zbliżą się do was na strzał z kuszy — zawołał Henryk — każę ich zamknąć w Bastylli.
— Najjaśniejszy panie — mówił Quelus — w takim razie, bosemi nogami i z powrozem na szyi pójdziemy do pana Wawrzyńca Testu, aby nas wraz z nimi uwięził.
— Jestem królem i każę im głowy pościnać.
— W podobnem zdarzeniu, my sobie popodrzynamy gardła pod ich rusztowaniem.
Henryk milczał czas jakiś i wznosząc czarne oczy do nieba, powiedział:
— Otóż dobra i waleczna szlachta... Czyż Bóg nie ma błogosławić sprawce przez nich bronionej!..
— Nie bądź bezbożnym, nie bluźnij!.. — rzekł uroczyście Chicot przystępując do króla. Tak, prawda, waleczni to młodzieńcy, ale Bóg czyni co mu się podoba. Dalej, wyznacz dzień tym młodym ludziom. Oto twoja powinność królewska.
— O! Boże! Boże! — mówił Henryk.
— Najjaśniejszy panie, prosimy cię o to — mówili czterej dworzanie skłaniając głowy i uginając kolana.
— A więc niech się stanie — Bóg jest sprawiedliwym i zwycięztwa wam udzieli; my zaś, przygotujemy się do niego po chrześciańsku. Kochani przyjaciele, pamiętajcie, że Jarnac przed pokonaniem Cbâtaigneraie dopełnił religijnych obowiązków. Cbâtaigneraie miał twardy miecz, lecz zapomniał o Bogu na ucztach i bankietach, zgnuśniał w miłostkach, co strasznym jest grzechem. Krótko mówiąc, kusił Boga, który może uśmiechał się do jego młodości, piękności i siły i chciał życie zachować. Jarnac jednak go pobił. Słuchajcie, trzeba się oddać nabożeństwu, ja sam gdybym miał czas po temu, zaniósłbym do Rzymu wasze szpady, aby je papież pobłogosławił... Ale mamy relikwię Świętej Genowefy, które także coś znaczą. Pójdźmy, pokutujmy i uświęćmy Boże Ciało, jak przynależy.
— A! Najjaśniejszy panie! — zawołali ulubieńcy!
Rzucili się do rąk królewskich.
Król przycisnął ich do serca i zalawszy się łzami, poszedł do modlitewni swojej.
— Wyzwanie podpisane — mówił Quelus — trzeba tylko dzień i godzinę wyznaczyć Maugironie pisz na stole piórem króla; pisz: w dzień Bożego Ciała.
— Stało się — odpowiedział Maugiron — któż zaniesie to pismo?
— Ja — rzekł Chicot, zbliżając się — tylko moi przyjaciele, chcę wam rady udzielić. Jego królewska mość mówi o pokucie i postach; to dobre po zwycięztwie, ale nie przed walką. Wierzajcie mi, nic tak sił nie dodaje, jak dobry stół i wino. Co do miłostek, zgadzam się z królem i radzę, aby się od nich wstrzymać.
— Brawo!.. Chicot!.. — zawołali razem ulubieńcy.
— Zegnam was, małe lwiątka — odpowiedział gaskończyk — idę do pałacu Bussego.
Postąpił trzy kroki i wrócił.
— Ale, ale — rzekł — przez cały dzień Bożego Ciała nie opuszczajcie króla. Nie oddalajcie się z Luwru i miejcie oczy na wszystko. Idę z poselstwem waszem.
Chicot otworzywszy drzwi nogami, zniknął za progiem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.