Panna Maliczewska (Zapolska, 1912)/Akt I/Scena II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Panna Maliczewska
Podtytuł Sztuka w 3 aktach
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. 1912
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Akt I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
SCENA II.
EDEK, FILO.
FILO.

Siawus.

EDEK (mamrocze).
FILO.

Kujesz Demostenesa?

EDEK (mamrocze w dalszym ciągu).
FILO.

Ta przestań, idziesz?

EDEK (rozkłada ręce).
FILO.

Szkoda.

EDEK (bije się po głowie).

Ciężko, nie idzie — cholera, jakby kto zaciągnął tuman.

FILO.

Już wszyscy poszli.

EDEK (macha ręką).
FILO (zagląda do wnętrza).

A... niema?

EDEK (ciągle się uczy).

Nie.

FILO.

Ja tu dla niej coś przyniósł.

EDEK (machinalnie wyciąga rękę).

Dawaj!

FILO.

Nie, ja sam.

(zagląda)

A twojej wiedźmy nie ma?

(wchodzi przez okno, leci do łóżka Stefki, wydobywa z pod peleryny bukiecik kwiatów, stawia na koszu i wraca do Edka zadowolony).

Tak! do kobiet tylko z kijem Nietschego albo... z kwiatami... Mówię ci to z doświadczenia. Zapamiętaj to sobie Kulo!

EDEK.
Idż, mnie to nie w głowie.
FILO.

Ale... jak nie teraz, to później; zawsze cię to napadnie.

EDEK.

Nie będę miał czasu.

FILO.

Na to czasu nie trzeba.

EDEK.

Właśnie.

FILO (siada na stole).

Naturalnie. Jesteś młody, to nie potrzebujesz się długo wysługiwać. Raz, dwa, kobieta wpada ci w objęcia.

EDEK.

Wielkie szczęście.

FILO.

No, nie jest to główny czynnik życia — ale konieczny.

(siada na stole i zapala papierosa.)

Chcesz?

EDEK.

Dobrze.

(bierze; palą chwilę w milczeniu.)
FILO (patrzy na kąt Stefki i Edka).

Wiesz, ja przecie nie mogę uwierzyć, żebyś tak był blizko niej i tak... nic... tego.

EDEK (z wybuchem).
Tobie tylko świństwa w głowie.
FILO.

Wcale nie świństwa, bo musisz przyznać, że ta Stefka to szampańska dziewczyna.

EDEK.

Ja mam inne zapatrywania w tym względzie.

FILO.

No... wiem... wiem, nie potrzebujesz mi imponować, każden z nas uznaje w kobiecie człowieka, e!.. po jakiemu ty palisz — zaciągaj się... słyszysz?

EDEK.

Daj mi spokój.

(rzuca papierosa i idzie do chleba, kraje, zaczyna jeść i pisze przy stole.)
FILO (siada na sofie).

Najlepiej — jak nie umiesz palić, to nie pal...

(po chwili.)

Ona pali?

EDEK (przy stole).

Kto?

FILO.

Maliczewska.

EDEK.

E!

FILO.

Widziałem raz — wychodziła z próby, ktoś, jakiś chórzysta czy co, palił, ona mu wyrwała z ust papierosa i sama paliła.

EDEK.

Dla hecy. A zresztą, niech ją dyabli, masz tu twoje polskie...

(podaje mu kilka kartek).

Na... przepisz sobie, tylko byków nie rób.

FILO (szuka po kieszeniach).

Tu jest dwadzieścia centów.

EDEK (twardo).

Słuchaj ty? a reszta? jeszcześ mi winien za poprzednie 40 centów.

FILO (z przymileniem).

Kula, nie szalej! Kupiłem kwiatów dla niej!

EDEK.

Lepiej było dać jej gotówką.

FILO.

Tyś oszalał? jej? artystce?

EDEK.

Taka ona artystka, jak ja doktór filozofii. No, niech cię dyabli...

FILO (machinalnie kraje kawałek chleba i je).
Ja mam swoje zapatrywania na kobiety. Powinno się nie zdzierać poezyi. Ja nawet napisałem do niej wiersze. O tam... na tej karteczce w środku bukietu.

„I tylko dziwię się, że kwiaty
Pod twemi stopami nie rosną“.

EDEK (z ironią, przy stole).

„O ty! mój ptaku skrzydlaty,
Ty raju!.. ty maju... ty wiosno!..“

FILO.

O! o!

EDEK.

Tak, tak brachu, Sienkiewicz! Sienkiewicz!

FILO.

Może ona nie czytała?

EDEK.

Nie czytała? Ona wszystko już pożarła, całą bibułę — ona ciągle czyta. Bez wyboru. Chciałem to jakoś pokierować, ale dyabła tam.

FILO (zadowolony).

Taka inteligentna?

EDEK.

Nie inteligentna, ale oczytana. A zresztą nie piłuj mnie nią. Ja mam już tego wyżej uszów.

FILO.

Kiedy wróci?

EDEK.

Nie wiem.

FILO.
Nie jesteś uprzejmy.
EDEK (smutno).

Jak byś miał dziury w butach, dziury w portkach, dziury w mózgu, jak by ci było niewesoło i ciężko, to byś także nie był uprzejmy.

FILO (serdecznie).

Ja bym cię, Kula, do siebie zaprosił, jak Boga kocham i wszystko ci dał, ale moi starzy to taka para Dulskich, że aż w nosie kręci.

EDEK.

Ja wiem, tyś dobry w gruncie rzeczy, ale twoje środowisko — bagno!

FILO.

No — a ja romantyk.

EDEK.

Dyabła tam! pozujesz na romantyka. Szczerości ani grdynia. No... idź już...

FILO.

Zostawię dla niej papierosów.

EDEK.

Także coś. Idź już.

FILO.

Aha! tu masz! Etykę.

(wchodzi Żelazna i patrzy ze złością na Fila).
EDEK.
Kiedy oddać?
FILO.

Weź całkiem. Nie krępuj się. Ja i tak bym spuścił.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.