Paryzyna (Byron, 1924)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Paryzyna |
Pochodzenie | Powieści poetyckie |
Redaktor | Andrzej Tretiak |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Druk W. L. Anczyc i Spółka w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Franciszek Dzierżykraj Morawski |
Tytuł orygin. | Parisina |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
»Za panowania Mikołaja III tragiczny wypadek zbroczył krwią mury Ferrary. W skutku doniesienia jednego z służących, książę panujący sam się przekonał o kazirodnych miłostkach żony swojej, Paryzyny, z synem jego naturalnym, Hugonem, pięknym i walecznym młodzieńcem. Ścięto ich za wyrokiem ojca i męża obrażonego, który hańbę swoję na jaw wystawił i śmierć ich przeżył. Wielce był nieszczęśliwym, jeśli winni byli, a jeśli niewinni, nieszczęście jego tem okropniejsze było. Ale czy wina ich była istotną, czy nie, nigdy usprawiedliwiać nie mogę tak strasznego wyroku, wydanego przez ojca«. (Gibbon, Pisma różne, tom III).
Oto godzina, gdy z pośród drzew cienia[1]
Najuroczniejsze słowik leje pienia,
Gdzie tysiąc zaklęć miłosnej osnowy
Zdają cichemi rozpływać się słowy.
Dźwiękiem ich ucho samotne się pieści,
Każdy kwiat lekko wonna skrapia rosa,
Pierwszemi gwiazdy iskrzą się niebiosa,
Wszystko ciemniejszą przybiera osłonę,
A na lazurze to światło pół mgliste,
Tak mile ciemne i tak ciemno-czyste,
Co po skonaniu dnia jeszcze jaśnieje,
Gdy księżyc wschodzi, a zorza blednieje.
Z złotych jej gmachów małżonkę książęcą;
Nie nato nocnym powierza się cieniom,
Aby gwiaździstym dziwić się sklepieniom.
Do gajów Esta Paryzyna wchodzi,
Słucha i czeka — nie słowiczych jęków,
Choć równie słodkich oczekuje dźwięków.
Ktoś się w gęstwinę śmiałą wciska nogą, —
Lica jej bledną, serce bije trwogą...
Wraca rumieniec i pierś szczęściem rośnie;
Chwila już tylko — jedna chwilka mała,
Ujrzy kochanka... Stało się, ujrzała.
I czemże dla nich świat, ziemia, niebiosy,
Martwi, jakgdyby już byli zmarłemi,
Na wszystko wkoło — nad niemi — pod niemi,
Jakgdyby wszystko już znikło w tej chwili,
I oni tylko wzajem w sobie żyli.
Ach! gdyby radość ta zwolnieć nie miała,
Wkrótceby, szczęścia zniszczone nadmiarem,
Serca ich własnym spłonęły pożarem. —
Mogliż, sen marząc tak ognisty, luby,
Któżby w tej burzy, tej uczuć nawale,
Hamował wrzące namiętności fale?
Któż wówczas myśli, jak czas ten przelotny? —[2]
Przecież już uszedł, i uszedł niezwrotny.
Wprzód nim się dowie, że już mu nie wróci.
Smętnem się, rzewnem żegnają obliczem
Z minionej winy miejscem tajemniczem.
Mają nadzieję — przyrzekli, że wrócą,
Ileż to westchnień i uścisków długich...
Jak jedne usta przyrosły do drugich
Wówczas, gdy pełnem światłem blask księżyca
Z grożących niebios na jej spada lica,
Zda się ją winić i przyzywać kary.
Ten nawał westchnień, ten uścisk tak czuły,
Silnie do miejsca zbrodni ich przykuły.
Lecz już czas nagli i rozstać się muszą:
Skryty dreszcz trwogi krew ich lodem ścina,
I pierwszy zbrodnię już karać zaczyna.
Hugo na łoże samotne się schronił,
Skąd tęskną myślą za kochanką gonił;
Na ufnem męża złożyła już łonie.
Lecz jakaż sen jej kłóci tajemnica,
Jakaż to burza uczuć barwi lica?
Cicho się sennem odzywa imieniem,
Miłosnem męża przyciska ramieniem,
Do serca, które nie dla niego pała.
Zrywa się Azo, uściskiem zbudzony, —
Poi go widok sennych marzeń żony;
Która w nim tyle dawnych wspomnień budzi,[3]
Jakże rozrzewnia go ta miłość tkliwa,
Która się nawet i w snach jej odzywa.
Lekko do swego przytula ją łona,
Lecz skąd ta nagła bladość, dreszcz Azona?
Rzekłbyś, że trąbę archanielską słyszy...
Mniej ona strasznym grzmotem go przeniknie,
Kiedy nad jego grobowcem zaryknie,
Przed niebios, ziemi wezwie go Sędziego! —
Jeden dźwięk cichy sennego wyrazu
Całe mu szczęście rozproszył odrazu,
Jedno to imię świadczy zbyt dowodnie
Czyjeż to imię? — Jak gdy groźne wały
Nagle w wzburzonym zagrzmią oceanie,
I tak rozbitkiem uderzą o skały,
Że gdy raz padnie, już nigdy nie wstanie:
Imię to wstrzęsło jego istność całą.
Czyjeż to imię? — Ach! krew się w nim ścina...
Imię Hugona, imię jego syna,
Syna zwiedzionej młodych lat kochanki,
Co się tak płocho dała wieść do zguby,
Nigdy prawemi nie złączona śluby.
Chwyta za sztylet, — napół go dobywa...
I znowu zwolna w głębię pochwy spływa.[4]
Te tak urocze nie rozbroją wdzięki?
Jakże ją zabić? — jak zwłaszcza w tę chwilę,
Kiedy się we śnie uśmiecha tak mile?
Nie budzi żony — ale tak w jej lice
Że gdyby nagle roztwarła powieki,
Mrozem-by śmierci ścięły się na wieki.
Światłem wiszącej lampy objaśniona,
Lśni się kroplistym potem skroń Azona,
Nie wie nieszczęsna, że jej dni zliczone!
I z rannem słońcem Azo śledzi, pyta, —
Lęka się, przecież wieść za wieścią chwyta,
Aż wreszcie wszystko już widzi dowodnie:
Długie wspólnice przestępstw Paryzyny,[6]
Chcąc przed Azonem oczyścić się z winy,
Na nią zwalają zbrodnię, wstyd i karę.
Wszystko już, wszystko odkryte nareszcie, —
Pełną Azona uzyskały wiarę.
Zaprzestał badań, — dosyć już z tych wieści
Serce i ucho wypiły boleści!
Nie cierpiał zwłoki. W radnych panów gronie
Władca ich berła i dziedzic korony,
Na starożytnym Estów zasiadł tronie.
Stoją przed sądem Hugo, Paryzyna;
Jakże jest piękną — jak oboje młodzi!
W takiej postaci przed siebie przywodzi?
Odjął mu oręż, ręce okuł w pęta
I sam swój straszny wyrok mu ogłosi; —
Hugo, choć milczy, lecz dusza niezgięta
Stoi i ona, niema, blada, drżąca,
Stoi na straszny wyrok czekająca;
Nie taką była gdy w świetność godową
Po lśniących salach wdzięczną ócz wymową
Gdy dumą było stawać w sług jej rzędzie,
Gdy każda piękność, chcąc piękniejszą zostać,
W słodkie jej głosu wuczała się dźwięki,
W jej chód, w jej układ, jej uroczą postać,
Ach! gdyby wówczas jednę łzę zroniła,
Krzywda jej wszystkich serc-by krzywdą była,
Tysiąc rycerskich powstałoby męży,
Tysiąc błyszczących wzniosło się oręży, —
Możeż co kazać? — i będzież słuchana?
Damy — rycerze — cały dwór dokoła —
Spuszczają oczy — milczą — marszczą czoła,
Sroży się dumna na ich ustach wzgarda,
Ten Hugo nawet, co do jej pomszczenia
Zwykł tylko czekać na błysk jej spojrzenia,
Co gdyby więzy swe na chwilę zrzucił,
Lub-by sam poległ, lub jej wolność wrócił, —
Stoi ciężkiemi obarczon kajdany,
Nie patrzy na jej łzy w oczach wezbrane,
Bardziej dla niego, niźli dla niej lane...
Ach! wczoraj jeszcze błękit żyłek drobnych
A które były tak miłej białości,
Że się zdawały wzywać ust miłości;
Dziś, tak palące, zżółkłe i zwiędniałe,[7]
Nietyle słonią, ile cisną oczy,
Coraz się bardziej tłumem łez tych mroczy.
Byłby i Hugo nad nią łzę uronił,
Gdyby tak licznych świadków się ochronił.
Całą męczarnię w swojem zawarł łonie,
Umarłby z wstydu, gdyby swej katuszy[8]
Przed okiem świata nie mógł ukryć w duszy,
Na nią jednakże nie śmiał rzucić wzroku;
Stała mu w myśli okropność wyroku,[9]
Straszny gniew ojca — wzgarda serc szlachetnych,
Ziemska, wieczysta kara ciężkiej winy,
A zwłaszcza, zwłaszcza przyszłość Paryzyny!
Nie, — nigdy jego nie mogły źrenice
Ryknąłby z żalu i przeklął tę chwilę,[10]
Przez którą na nią ściągnął nieszczęść tyle!
»Wczoraj się jeszcze — tak Azo zaczyna —
Z chlubą patrzyłem na żonę i syna;
Dziś jeszcze będę bez syna i żony.
Czeka mię ciężar dni pustych, samotnych...
Lecz niechaj losy spełnią się zacięte.
Któżby nie karał przestępstw tak sromotnych?
Stało się, — Hugo, wyrok twój wydany,
Wszystko gotowe — kapłan przywołany,
Pójdziesz zapłatę zbrodni twej odebrać,
Nim pierwsze w górze gwiazdy zajaśnieją;
Tam tylko możesz sięgać twą nadzieją,
Gdyż na tej ziemi nigdzie się nie zmieści
Twoja sromota przy mojej boleści.
Żegnam cię, — nie chcę patrzyć na śmierć syna...
Ty, której sercem sama płochość władnie,
Kobieto, czarną niewiarą splamiona,
Ty patrzeć będziesz, jak ta głowa spadnie:
Nie ja, — ty sama zabijasz Hugona
Ciesz się twem życiem, — zostawiam je tobie!«
Skończył, twarz zakrył. — W każdej czoła żyle
Z taką potęgą bije krew wezbrana,
Jakgdyby z żył tych ciągle wypierana,
Zwolna nad okiem drżącą ciągnie rękę,
Jakgdyby swoję chciał ukrywać mękę,
Kiedy wtem Hugo dłoń okutą wznosi,
Ojca o wolność przemówienia prosi, —
Rzecze: »Nie bojaźń do tych słów mię skłania.
Widziałeś nieraz, jak na polu chwały
Krwią twoich wrogów zbroczałem się cały,
I jak ten oręż w każdej działał walce,
Dłoń ta w twej sprawie więcej krwi przelała,
Niż twój kat z mego wytoczy jej ciała.
Dałeś mi życie i odbierz je, panie,
Żadnych ja dzięków nie składam ci za nie.
Wszystkie mi krzywdy matki przypomina,
Zdeptaną miłość i hańbę imienia,
Smutne, okropne dziedzictwo jej syna.
Lecz grób ją schłonął — w którym już niezwłocznie
Wiecznie tam będą z swych mogił świadczyły
Krwawe łzy matki, moja krew przelana,
Czem tu dla ciebie wszelkie węzły były,
I czułość ojca i miłość młodziana![12]
Krzywda to tylko krzywdę odpłaciła.
Ta nowa, druga dumy twej ofiara
Mnie, jak wiesz, wprzódy przeznaczoną była.
Ledwieś ją ujrzał, uwielbił jej wdzięki,
I tak mię podłym wyszydzałeś rodem,
Jakgdyby nie był zbrodni twej dowodem.
Nie mogłem wprawdzie, zbyt nisko zrodzony,
Do świetnej Estów zasięgać korony,
W wiecznejby wówczas zajaśniał ozdobie,
I wszystkie laury, wszystkie wieńce sławy
Samemu tylko byłby winien sobie.
Mając mój oręż — przy tem sercu, dłoni,
Jaki monarszej tylu Estów skroni
Przez cały ciąg ich wieków nie ozdobił.
Niezawsze rycerz rodem znamienity
Najzaszczytniejszych ostróg się dobijał, —
Ileż to wodzów i książąt przemijał,
Gdym z zwycięskiemi uderzając krzyki,
Z imieniem Esta spadał w wrogów szyki!
»Nie bronię zbrodni — nie będę cię wzywał,
Od tego czasu, co już w krótkiej dobie
Po moim zimnym ma przepłynąć grobie.
Znikły te krótkie dni młodzieńczych szały:
Jak trwać nie mogły, tak też i nie trwały.
Mogłeś je podnieść, uzacnić oboje,
Lecz byłbyś mniemał, że poniżasz siebie;
Przecież twarz tego podłego Hugona
Niejednym z twoich rysów zaszczycona,
Z ciebie to wziąłem ten umysł niezgięty...
Lecz skądżeś zadrżał? — tak jest, z ciebie wzięty.
Z ciebie to we mnie przeszła nieodmienna
Ta dzielność w boju, ta dusza płomienna.
Całego siebie w moję istność wlałeś;
Patrz, jakim zbrodnia owocem obdarza:[13]
Zbrodniąś mię spłodził, i masz też zbrodniarza.
Prawy to płód twój, co, jak ty, w swym szale
Co zaś do życia, któreś mi tu nadał
Nato, abym je tak wcześnie postradał,
Tylem je cenił, ile ty sam twoje,
Gdyś zwieńczon hełmem rzucał się na boje,
Grzmiące po trupach puszczali bieguny.
Niczem już wprawdzie jest ta przeszłość cała,
Przyszłośćby nawet przeszłością się stała, —[15]
Żałuję przecież, żem nie legł ówcześnie:
Wydarł kochankę, a matkę zabiłeś,
Dla serca mego zawsze ojcem byłeś.
Wyrok twój dla mnie, acz srogi, straszliwy,
Choć z twych ust wyszedł przecież sprawiedliwy,
Zbrodnią nadane, a hańbą zamknięte:
I syn i ojciec zgrzeszyli wzajemnie,[16]
Obu więc razem musisz karać we mnie;
Świat zbrodnię moję w wyższym stawia rzędzie,
Skończył i ręce na piersiach zakłada,
Tłuką się dźwięczne kajdan ich ogniwa;
Ciężko na serca wodzów brzęk ten spada,
Którym wstrząśnięty łańcuch się odzywa, —
Nieszczęsna piękność małżonki Azona.
Słoi z wybladłem licem, oniemiała,
Żyjące źródło niedoli Hugona.
Oczy jej w całej pełności roztwarte,
Nigdy spuszczeniem powiek nie ocienia
Przykrej jasności strasznego spojrzenia.
Dziwnie się białość roztacza szeroka
Wkoło ciemnego błękitu jej oka,
Jakby w niem życie wymarło już całe.
Niekiedy tylko z wezbranej źrenice
Tak wielka kropla spuszcza się na lice,
Że każdy z widzów dziwi się, zdumiewa,
Chce się odezwać — boleść głos przydusza,
W bezkształtnym jeszcze wydobyty dźwięku;
Przecież w tym głuchym, nieforemnym jęku
Cała nieszczęsnej wylała się dusza.
A głos jej długim krzykiem się wydziera.
I w tejże chwili tak runie o ziemię,
Jak kolos z swojej podstawy zwalony,[18]
Nie jak żyjące, lecz bezwładne brzemię,[19]
Któżby w niej poznał tę wdzięczną grzesznicę,
Ten war miłości, tę żądz nawałnicę?...
Ślepo się w zbrodni rzuciła bezdroże,
A swej rozpaczy, wstydu znieść nie może.
Ach, czemuż nawet i śmierć ją odpycha;
Jakaż w niej ciemność — jak okropna zmiana!...
Pękła nić myśli, boleścią zerwana!
Jak ów łuk silny, deszczem rozwolniony,
Tak i jej umysł, męczarnią zburzony,
Dzikiemi tylko marzeniami błyska.
Zmarła jej przeszłość — a przyszłość sczerniała
Takiem niekiedy światłem się rozświeci,
A błysk jej czarną pustynię przeleci.
Czuje, że dusza jej jak lodem ścięta,
Że ciężar jakiejś tłoczy ją boleści,
Że się w tem jakiś wstyd i zbrodnia mieści,
Żyjeż? — nie żyje?... istotnież to ziemi,
Ziemi tej stopy dotyka się swemi? —
Nieboż to widzi? — ludzież to tym wzrokiem,
Czy też szatani grożą jej dokoła?
Tysiączne wkoło rozjaśniała czoła?
Wszystko w obłędnej duszy powikłane,
Zmącone czucia i myśli stargane,
Kłócą się dziwne bojaźni, nadzieje,
Radość jej w burzę, boleść w szał się zmienia,
Walczy z widmami strasznego marzenia,
Zda się, że jakiś czarny sen ją łudzi...
Sen to szaleństwa, — już się nie przebudzi.
Jakże boleśnie dźwięk ich serca rani...
Słuchaj! hymn śmierci śpiewają kapłani.
Śpiew ten się zwykle za umarłym wznosi,
Hugo to, Hugo spełnia los swój smutny,
Jemu to nucą — jemu spiż ta jęczy...
Przykre odgłosy i widok okrutny...
Na gołej ziemi przed kapłanem klęczy,
Kat obnażoną ręką topór bierze, —
Nad dzielnem, szybkiem przemyślając cięciem,
Lekkiem po ostrzu przeciąga dotknięciem;
Liczne się widze w niemy tłum gromadzą,
Mile wieczornym przyglądać się wdziękom,
Gdy się do zajścia zbliża słońce letnie.
Nad tym dniem krwawym wzniosło się tak świetnie,
Jakby się tylu urągało mękom.
Na potępioną winowajcy głowę,
Gdy ten, przy swoim klęczący kapłanie,
Win się swych zwierza, i żałując za nie,
W całej świętości skruszonego ducha
Których dźwięk z Boskiem przebaczeniem spływa
I wszystkie plamy duszy ludzkiej zmywa.
Żywem się światłem ta głowa promieni
I ten włos wdzięcznych i ciemnych pierścieni,
Lecz stokroć żywszy odstrzela się promień
Z topom kata, co jak groźny płomień
Strasznym, okropnym wkoło blaskiem bije!
Gorzką jest, gorzką ta krwawa godzina,
Słuszny jest wyrok i zbrodnia straszliwa,
Wszystkich jednakże wstręt i dreszcz przeszywa.[21]
Skończył już wszystkie modły i pokuty
Śmiały zwodziciel zdradnej Paryzyny;
Życie ostatniej dobiega minuty.
Zdjęty na rozkaz płaszcz na ziemi składa,
Pod ostrzem nożyc gęsty włos odpada, —
Wszystkie przy samej głowie mu ucięto.
Tej szarfy nawet, drogą szytej dłonią,
Do grobu z sobą zabierać mu bronią.
Wszystko już, wszystko na zawsze złożone...
Kładą nakoniec na oczy zasłonę —
Lecz tej ostatniej krzywdy znieść nie umie,
Wszystkie uczucia, stłumione na chwilę,
W tej obrażonej zbudziły się dumie.
Jemuż to będzie, jemu kat ubliżał?
Zadrżał-że kiedy przed śmierci widokiem?
»Nie! nie! — zawoła — krwi życia nie bronię,
Jużeście moje skrępowali dłonie.
Niechże przynajmniej z wolnem ginę okiem.
Klęka i śmiało nad pinem głowę chyli —
»Uderz!« — i ledwie tego dorzekł słowa,
Spadł topór, ścięta potacza się głowa
Krwią buchający kadłub na wznak runął
Usta chwilowym bólem się skrzywiły,
Zadrgnęły oczy — i już wiecznie wryły.[23]
Umarł, jak umrzeć występnemu trzeba,
Ni się wynosił, ni też trwogą podlił;
I nie rozpaczał o litości nieba;
A gdy tak święta chyliła go skrucha,
I z ziemskich uczuć już oczyścił ducha,
Czemże dlań były wśród owej godziny
Żal skargi, rozpacz — wszystko Bóg przemagał;
Każdą Go myślą, każdem słowem błagał,
Prócz tych słów kilku, które z jego łona
Wydarła nagle duma obrażona,
Wyrzekł już prawie pod toporem kata.
Jak martwe trupy, tak bez tchu i głosu
Stały dokoła świadki jego losu,
Kiedy wtem nagle przeszył tłum ten liczny
Gdy na tę miłość i tak młode lata
Z szybkością błysku spadał topór kata.
Tysiąc się drących z piersi jęków ścięło,
Nagle urwało, w głębię serc cofnęło,
Nie skłócił ciszy strasznego milczenia, —
Sam topór głuchym przerwał je odgłosem,
Gdy się aż do pnia silnym wrąbnął ciosem.
Cóż to był za krzyk — tak dziki, nieznośny —
Takim to bólem ryczy pierś matczyna,
Gdy niespodziana śmierć jej wydrze syna;
Tak okropnemi w niebo sięga jęki
Dusza na wieczne potępiona męki.
Ku górnym oknom książęcego gmachu,
Lecz wszystko nagle w głuchej znikło ciszy:
Nikt nic nie widzi i nikt nic nie słyszy.
Krzyk ten okropny, był to krzyk niewieści,
Że każdy w niebo korne wznosił ręce,
By śmierć tak strasznej chciało zesłać męce.
Nigdzie i nigdzie od owej godziny
Już nie ujrzano znikłej Paryzyny,
Jakgdyby nigdy na świecie nie żyła.
Jakby słów strachu, przekleństw lub zhańbienia,
Tak się lękano dźwięku jej imienia. —
Wiecznie dla syna i dla żony zdradnej
Nie mieli grobów, ni pamiątki żadnej,
W niepoświęconej złożono ich ziemi.
Taki przynajmniej był udział Hugona, —
Skryty los bowiem małżonki Azona[25]
Jak proch grobowem przywalony wiekiem.
Poszłaż w klasztorne schronić się ukrycie,
Nieba przez twarde dobijać się życie,
Przez lata cierpień, przez modły i posty,
Sztylet-że skarał zbrodnię jej niewiary?
Czy też z zatrutej śmierć wypiła czary?
Czy też Bóg zrządził tak przez litość swoję,
Aby cios jeden zgładził ofiar dwoje,
Uderzył razem w serce Paryzyny,
I tak gwałtownem rozdarciem jej duszy
Od długiej życia uwolnił katuszy? —
Nikt tego nie wie, nikt wiedzieć nie będzie,
Lecz nacóż w płonnym gubić się obłędzie;
Życie zaczęła, skończyła w boleści.[26]
I Azo inną żonę wybrał sobie,
I znowu hoże syny mu wzrastały,
Jak ten, co zdawna w swoim więdniał grobie.
Zimnem on wzrost ich przymierzał spojrzeniem,
Lub też z tłumionem patrzył się westchnieniem,
Lecz nigdy łzą mu nie błysła źrenica,
Czoło mu piękne, wzniosłe i szerokie
Czarna myśl wnętrznym pokrajała bojem
W brózdy przedwczesne, liczne i głębokie,
Gorącym cierpień wyorane krojem[27]
Skutki zbyt długiej i ciężkiej katuszy!
Żal, boleść, radość — wszystko w nim zamarło,
Długie mu tylko, ciężkie dni zostały,
Oko, co nigdy snem się nie zawarło,
Serce, które się samo siebie bało,
Zmilczeć nie mogło — ustąpić nie chciało,
I kiedy postać przybrało spokojną,
Najgłębszą myśli, uczuć wrzało wojną.[28]
Powierzchnię tylko każdej zetną wody, —
Żywy nurt ciągle spodem pruje łoże,
Płynie i nigdy upłynąć nie może.
Twardego hartu był umysł Azona,
Dręczącej myśli wrosłej zbyt głęboko.
Próżno, ach! próżno nasza tłumi pycha
Łzę, co się silnie w nasze ciśnie oko!
Rosa ta serca nigdy nie wysycha:
W głąb swego źródła cofa się i chroni;
Nic tam jej pierwszej czystości nie zmącą,
I chociaż nigdy na jaw nie dobyta,
Nie wypłakana, przecież żywa, wrząca,
Musiał on często w swojem tłumić łonie
Żal się budzący po synu i żonie;
Nie mógł ten krwawy dwóch ofiar morderca
Zapełnić czczości pustego już serca;
Co już duszami złączyli się swemi. —
A chociaż widział tak jasno, dowodnie,
Że słuszną karą życia ich pozbawił,
Że własne na nich ściągnęły ją zbrodnie, —
Tak gdy roztropne żelaza użycie
Drzewo z schorzałych gałęzi oczyści,
Drzewo to w nowe wysila się życie,
I majem bujnych ozielenia liści; —
I ogień żywe strawi mu ramiona,
Pień pozostały usycha i kona
I już żadnego listka nie urodzi.
- ↑ w. 1—14. Do tego ustępu dodał Byron uwagę: »Wiersze tego ustępu jako podkład dla melodji były drukowane już pierwej, lecz należały do tego poematu, w którym się obecnie znajdują; większa jego część powstała już przed Larą i innemi utworami od tego czasu wydanemi«.
- ↑ w. 43. jak czas ten przelotny — jak krótkie są chwile takiej miłości.
- ↑ w. 76. W oryg.: »(bierze) za takie pieszczoty, jakie zwykł uważać za źródło swego szczęścia«. — Wobec młodego wieku Paryzyny tłumacz najniepotrzebniej wprowadził dawne wspomnienia.
- ↑ w. 104. Błędna składnia, gdyż orzeczenie »spływa« odnosi się naturalnie do »sztyletu«, który w poprzedniem zdaniu był przedmiotem, podczas gdy w drugiem zdaniu, złączonem równorzędnie, jest podmiotem. Kropki, oznaczające przerwę myślową, nie zacierają niezręczności powiedzenia.
- ↑ w. 115. kiedy wtem — używa Morawski w przekładach kilkakrotnie, zawsze prawie nie w znaczeniu jakiegoś nagłego zdarzenia, ale spokojnego przejścia od jednego wypadku do drugiego, jak np. tutaj, gdzie nie można sobie wyobrazić nagłego przejścia od niespokojnego snu do »cichszego«.
- ↑ w. 121. długie — długoletnie, przez dłuższy czas będące wspólniczkami.
- ↑ w. 173. zżółkłe i zwiędniałe — dodatek tłumacza, niepotrzebnie rozwlekający określenie oryg.: livid (chorobliwy), które nie daje żadnego plastycznego obrazu i nie psuje przez to wrażenia piękności Paryzyny.
- ↑ w. 181—2. W oryg.: »jakikolwiek był to ból, który jego dusza wyczuwała, nie byłby zadrżał przed tłumem«.
- ↑ w. 184. Stała mu w myśli okropność wyroku — dodatek tłumacza, niezgodny z charakterem bohatera.
- ↑ w. 191—2. W oryg.: »bo wtedy serce jego byłoby zdradziło wszystkie wyrzuty sumienia, jakie czuł za nieszczęście, które sprawił«.
- ↑ w. 210—16. W oryg.: »Lecz ty, ułomne stworzenie! ty zobaczysz jego głowę... Odejdź! nie mogę dokończyć... Idź, kobieto z sercem rozpustnicy! nie ja, ty właśnie rozlewasz jego krew: Idź, jeżeli możesz przeżyć ten widok, i ciesz się życiem, które ci darowuję!«
- ↑ w. 244. miłość młodziana — odnosi się do wiarołomnej miłości Azona do kochanki młodych lat, Bianki.
- ↑ w. 287—8. Tłumacz zanadto silnie przełożył pojęcie guilty love (grzeszna miłość) przez »zbrodnia«. W oryg.: »patrz, co grzeszna miłość stworzyła! — odpłaciła ci takim samym, jak ty, synem«, tj. synem, który nie uznawał węzłów obowiązków małżeńskich.
- ↑ w. 295. jak dwa złączone pioruny — obraz dodany samowolnie przez tłumacza.
- ↑ w. 298. Sens tego wiersza: Zresztą i każda przyszłość staje się ostatecznie przeszłością.
- ↑ w. 307. wzajemni — źle użyte, zamiast określenia: »podobnie jak ojciec, grzeszył i syn«.
- ↑ w. 320. jakby — niepotrzebnie dodane, gdyż Paryzyna właśnie utkwiła oczy w jeden punkt nieruchomo; chyba, że Morawski chciał zaznaczyć, że i tego punktu, w który jakgdyby się wpatrywała, w swojem głębokiem zamyśleniu nie widziała.
- ↑ w. 338. kolos — zamiast: statua.
- ↑ w. 339. bezwładne brzemię — dodatek tłumacza (u Byrona: »jak rzecz, która nigdy nie znała życia«) — przytem »brzemię« odnosi się także do »żyjące«, co jest zupełnie bez sensu.
- ↑ w. 375 i n. Cały ustęp XV ma w oryg. onomatopeiczną formę dźwięku i falowej harmonji dzwonów; pierwsze wiersze są krótsze, dalsze nieco dłuższe, a ostatnie dwa są długie i naśladują ostatni, przeciągły dźwięk przy dzwonieniu.
- ↑ w. 412 W oryg.: »a jednak drżeli, gdy widzieli (miejsce stracenia)«.
- ↑ w. 425. zniósł on obelg tyle — dodatek tłumacza; Byron nie dopuściłby się takiej niekonsekwencji w traktowaniu swego bohatera, który wogóle żadnych obelg w ciągu poematu nie znosi.
- ↑ w. 442. wryły — zmarły w wiecznym bezruchu.
- ↑ w. 460. dreszczu piorun elektryczny — Tłumacz zmienił nieco obraz; w oryg.: »ale zdaleka, od człowieka do człowieka przebiegł zimny dreszcz prądu elektrycznego«. — Piorun wywołuje uczucie przerażenia nagłego, podczas gdy dreszcz spowodowany prądem elektrycznym wywołuje niesamowite uczucie trwogi i przykucia do miejsca.
- ↑ w. 494. skryty — niewiadomy.
- ↑ w. 512. życie zaczęła, skończyła — zaczęła i skończyła.
- ↑ w. 524 krój — część pługa, nóż przecinający ziemię, aby lemiesz mógł łatwiej odrzucić skibę.
- ↑ w. 534. To zdanie zaczyna się myślowo: Wtedy właśnie najgłębszą — i t. d.
- ↑ w. 555—6. W oryg.: »bez nadziei spotkania się z nimi tam, gdzie połączone dusze wspólnie się mają radować«. »Dusze« u Byrona odnosi się ogólnie do wszystkich dusz, a nietylko do duszy Paryzyny i Hugona, co do których nie przesądza Byron czy dostały się po ich śmierci do nieba.