Piętnastoletni kapitan (Verne, tł. Tarnowski)/Część 2/18
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Piętnastoletni kapitan |
Wydawca | Nowe Wydawnictwo |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Grafia |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Herkules paroma mocnemi uderzeniami wioseł zwrócił łódź ku lewemu brzegowi, porosłemu gęstym, wysokopiennym lasem. Dick Sand z niepokojem spoglądał w tę gęstwinę, leśną, w lęku, co ona w swem wnętrzu za niebezpieczeństwa kryć może?. Zwróciło jego uwagę przytem niezwykłe zachowywanie się psa.
W miarę zbliżania się ku brzegowi, Dingo ujawniać zaczynał bowiem coraz większy niepokój. W jego rozumnych oczach widniał wielki jakiś smutek, lecz i wściekłość zarazem.
— Popatrzcie — zawołał w pewnej chwili mały Janek, obejmujący za szyję swego ulubieńca — Dingo płacze! Naprawdę płacze!
Uwaga ta przyjęta została przez wszystkich w milczeniu.
Gdy łódź była oddalona o jakieś dwadzieścia stóp od brzegu, Dingo jednym susem z niej wyskoczył i popłynął sam do brzegu, a gdy się do niego dostał, popędził do lasu i wkrótce znikł za drzewami.
W minutę potem i łódź dobiła do brzegu, gdzie Herkules przymocował ją mocno do drzewa mangowego, a następnie wszyscy udali się do lasu na poszukiwania Dinga.
Bardzo szybko go znaleźli. Rozumne zwierzę wartowało przy ziemi. tropiąc jakiś ślad widocznie.
Gdy Dingo ujrzał zbliżających się Dicka z dubeltówką i Herkulesa z toporem w ręku, zagłębiać się zaczął w gęstwinę, ciągle zwracając swój łeb w stronę za nim podążających, jakby prosząc ażeby szli za nim.
Po przejściu kilkuset kroków oczom idących ukazała się mała chatka, z gałęzi drzew uczyniona, na widok której Dingo zawył boleśnie, a następnie z łbem pochylonym wszedł do niej.
Dick i Herkules w milczeniu podążyli za nim, a gdy się w chacie tej znaleźli, ujrzeli na podłodze ludzki szkielet, którego kości zczerniały już zupełnie.
Na środku małej izdebki stał stół z pnia drzewnego uczyniony, na powierzchni którego ostrym nożem wycięte były dwie litery: „S. V“
— „S. V.“ — zawołał Dick — te same litery, które Dingo ma na swej obroży wyryte.
Na pniu, obok liter leżało małe pudełeczko miedziane, pozieleniałe zupełnie. Gdy Dick je otworzył, wypadł z niego kawałek papieru, zapisanego drżącym, nierównym charakterem. Można było, aczkolwiek z trudem, odczytać słów:
„Jestem śmiertelnie ranny... i okradziony przez przewodnika mego, Negora. Dn. 3 gru dnia 1871 r., w odległości 120 mil od morskiego brzegu. Dingo!... do mnie!
Tych kilka słów wyjaśniało wszystko.
Samuel Vernon, podróżnik francuski, powziął zamiar przejścia przez Afrykę centralną w towarzystwie swego psa jedynie. Gdy się już znalazł w Angoli, wziął sobie za przewodnika europejczyka, Negora, Przybywszy nad brzegi Kongo, zamieszkał w małej chacie, w której zdrajca Negoro zabił go wiarołomnie, ażeby go następnie ograbić. Po zabójstwie nikczemnik uciekł, oczywiście, lecz wpadł w moc portugalczyków, którzy go skazali na dożywotnie więzienie. Jak jest to już wiadome czytelnikom naszym, zdołał on z więzienia się wydobyć i uciec do Nowej-Zelandji.
Nieszczęśliwy Vernon, przed zgonem miał najwidoczniej tyle jeszcze siły, iż zdołał skreślić ową kartkę, która wyjawiała nazwisko mordercy i powód spełnionej zbrodni.
Przy trupie swego pana, wpatrując się w litery na pniu wyryte, Dingo długie zapewne przesiedział godziny i tym sposobem wbił je sobie w pamięć do tego stopnia dobrze, że je w przyszłości rozpoznawał.
Po dłuższej chwili rozmyślań nad losem nieszczęśliwego podróżnika, Dick i Herkules krzątać się zaczęli około oddania ostatniej posługi doczesnym szczątkom zmarłego, gdy nagle Dingo ze wściekłem ujadaniem wypadł z chaty.
W tym samym momencie rozległ się w pobliżu oszalały krzyk rozpaczy.
Herkules, słysząc to, pierwszy wypadł z chaty, a za nim pozostali, i wszyscy ujrzeli Nogora, już na ziemię powalonego, a nad nim Dinga, który wpił swa ostre kły w gardło nikczemnika.
Zmierzając do ujścia Zairu, ażeby stamtąd odjechać do Ameryki, zbrodniarz ten, pozostawiwszy eskortę swą nad brzegami rzeki, sam udał się do chaty, zamieszkałej ongi przez Samuela — Vernon’a, Zaś przybył tam po to, by zabrać teraz złoto, ongi zrabowana, które, po dokonaniu zbrodni, zakopał w ziemi.
Nasi tułacze złoto, to ujrzeli teraz, gdyż o kilkadziesiąt, kroków poza chatą widniał świeżo wykopany dołek, a w nim kilkadziesiąt sztuk luidorów.
Herkules rzucił się ku miejscu walki, by wyrwać zbrodniarza z paszczy rozjuszonego Dinga, lecz pomoc ta okazała się spóźniona. Nędznik dogorywał, mając gardło zupełnie przegryzione. Sprawiedliwość Baska dosięgła go w tem samem miejscu, na którem dokonał jednej ze swych zbrodni.
Zbrodniarz Nogoro żyć przestał, lecz czarni żołnierze, jego eskortę stanowiący, znajdowali się w pobliżu niewątpliwie i mogli się zjawić w każdej chwili, w poszukiwaniu swego wodza.
Dick Sand i pani Weldon zaczęli się naradzać wobec tego, co im czynić wypada? Nie ulegało już teraz wątpliwości, że rzeka po której płynęli, był Kongo, nazywana również Zairem, a także Lualabbą, lub Quango. Z kartki pośmiertnej Samuela Vernon’e wiedzieli ponadto, iż znajdują się w odległości 120 mil od jej ujścia.
Podróżować dalej łodzią było niemożliwe, z przyczyny olbrzymich wodospadów, należało więc iść dalej pieszo, dopóty przynajmniej aż katarakty się nie skończą. Wtedy można było zbudować tratwę i płynąć dalej z prądem rzeki.
Bez dłuższych namysłów przyjaciele nasi wspólnemi siłami pochowali śmiertelne szczątki zmarłego podróżnika i szybko udali się w drogę.