Pieśń o burmistrzance

III.

PIEŚŃ O BURMISTRZANCE.
Z MOTYWÓW LUDOWYCH.

Poszli z siecią rybarczycy
Na wielkie jezioro,
Radują się, weselą się:
Będzie rybek sporo.
 
A trzcina szeleści...
 
Radują się, weselą się —
Hej! nasz mocny Boże!
Ja-ć gromnicę na ołtarzu
Woskową położę...
 
Ja-ć koronek zmówię cztery
I za mszę zapłacę,
Tylko dobry daj nam połów,
Wspieraj naszą pracę!
 
Poszli zbożni rybarczycy
O poranku, w lecie,
Zapuścili na głębinę
Białe, lniane siecie.


Idą na dno siecie lniane,
Trzcina w krąg szeleści —
O czem prawi chwiejna trzcina?
Jakież niesie wieści?
 
Czy o skarbach zatopionych?
Czy o rybce złotéj,
Którą złowił rybak młody,
Ginący z tęsknoty.

Czy o siostrze trucicielce?
Czy o zdradnej żonie,
Co, zabiwszy swego męża,
Poszła spać na tonie?
 
Z żalu poszła i rozpaczy
I śpi do wieczora,
A zaś nocą wstaje z głębin,
Siada u jeziora.
 
Widzieli ją starzy ludzie:
Wyżarte ma oczy,
Łono w szmaty poszarpane,
Ręka we krwi broczy...
 
Starzy ludzie ją słyszeli —
Woła na wsze strony:
— Oczy wzrok mi twój wypalił,
O mężu zdradzony!
 
Płyną zbożni rybarczycy,
Siecie idą na dno —
Dobry połów! ciągnij, bracie!
Wyciągnąć nie snadno!...
 
Widać, szczupak choć na łokieć,
Albo jesiotr duży —

Kto się umie wziąć do dzieła,
Temu szczęście służy...
 
A trzcina szeleści...
 
Hej! nie szczupak to, ni jesiotr —
W białe, lniane siecie
Ułowili rybarczycy
Niewiniątko-dziecię.
 
Niewiniątko ułowili,
Niosą je do miasta:
Każ-że dzwonom bid, burmistrzu,
Gdzież ta zła niewiasta?!
 
Gdzież ta matka? Gdzież zbrodniarka?
Dziewczyna czy pani?
Wstydem serca napełniła,
Miecz katowski dla niéj.
 
Miecz katowski albo topiel
Na wieczną pogardę —
Każ-że dzwonom bić, burmistrzu,
Sądy sprawuj twarde!...
 
Biją dzwony, po ulicach
Głoszą głosiciele:
Hańba spadła na gród stary,
Wygnała wesele!
 
Na jeziorze, na głębokiem,
W białe, lniane siecie
Ułowili rybarczycy
Niewiniątko-dziecię.
 
Burmistrz zasiadł na straszliwe
Sądu sprawowanie:

Która w duszy ma niewinność,
Niech przed sądem stanie!
 
Biją dzwony uroczyste
Na kościelnej wieży,
Do ratusza, przed burmistrza,
Orszak dziewic bieży.

Spieszą tłumnie, w białych sukniach,
Z liliami w ręku —
Nie boją się głosicieli
Ani dzwonów dźwięku.

Nie boją się błysku miecza,
Ni młyńskich kamieni;
Jeszcze nam się wian ruciany
Na skroniach zieleni!

Jeszczeć białe w naszych rękach
Nie zwiędły lilie!
Która winna, niech jej oczy
Mokra rosa pije!

Wszystkie zeszły się dziewice
Z różanymi wianki — — —
 
Dzwony biją, a trzcina szeleści — — —

Niema jednej między niemi
Panny burmistrzanki...

A trzcina szeleści...
 
Gdzież ma radość? gdzież me szczęście?
Koniec z mą nadzieją?!
Wstał pan burmistrz, okiem wodzi,
Nogi mu się chwieją.


Bijcie, dzwony! Niech głos płynie
Nad ranne niebiosy!
Zjaw się, córko! chroń od hańby
Siwe moje włosy!
 
Biją dzwony, ku jezioru
Straszne lecą wieści,
Nad jeziorem chwiejna trzcina
Szeleści, szeleści...
 
O czem szepce trzcina chwiejna?
Czy o rybce złotéj,
Którą złowił rybak młody,
Ginący i tęsknoty?
 
Czy o siostrze trucicielce?
Czy o zdradnej żonie,
Co, zabiwszy swego męża,
Poszła spać na tonie?
 
Ni o siostrze, ni o jęku,
Idącym w wsze strony:
Oczy wzrok mi twój wypalił,
Mężu mój zdradzony!
 
O rybakach trzcina szepce,
Którzy w lniane siecie
Ułowili, zamiast rybki,
Niewiniątko-dziecię.
 
O tej biednej burmistrzance,
Co na brzegu siadła
I żałuje, i narzeka,
Nieszczęsna, pobladła.
 
U stóp wianek poszarpany,
Zmięta lilia biała...

Hej! niegodnam-ci ja życia,
Śmierć mi pozostała!...
 
Szumiej trzcino! niech twe szumy
Idą w świat daleki:
Na dnie moje dzieciąteczko
Śpi już, śpi na wieki!...
 
A dzwony dzwonią na wieży...

Nie będziesz mi w słońcu rosło,
Jak ten kwiatek w polu,
Patrzeć w oczy mi nie będziesz,
Dusza kona z bolu!...
 
Bijcie dzwony, wstyd mój głoście,
Wstyd wypiję do dna,
Już mi tylko śmierć została,
Świata-m ja niegodna!
 
Przyjdźcie po mnie, pachołkowie,
Zapłacę za winę:
Niech dziewice spojrzą na mnie,
Niech z tej hańby zginę.
 
Niech mi ojciec własną ręką
Wydrze serce z łona,
Niech się córki swej wyrzecze
Matka ma rodzona...
 
Niech odepchnie mnie w żałości
Ma jedyna siostra:
Gdzież jest kara na zbrodniarkę
Za gorzka, za ostra?

Spieszcie, spieszcie, pachołkowie —
Co prędzej! co prędzéj!

Przed trybunał zaprowadźcie
Widmo mojej nędzy!...
 
Pospieszyli pachołkowie,
Przed sądy ją wiodą —
Na topielną śmierć skazano
Burmistrzankę młodą.
 
Hej! tonęła burmistrzanka
Na wielkiem jeziorze,
Widzi: ojciec łzę ociera —
Mój Boże! Boże!...
 
Żal jej życia się zrobiło —
Tak pięknie dokoła —
I na ojca rodzonego
Żałośnie zawoła:
 
— Ratuj-że mnie, ojcze drogi,
Wyciągnij te dłonie,
Niechże córka twa rodzona
Tak marnie nie tonie!
 
— Toń-że do dna, córko moja,
Nieszczęsna, toń do dna,
Boś ty świata już bożego
Niegodna! niegodna!
 
Biją dzwony,
Głucho biją,
A trzcina szeleści...

Hej! tonęła burmistrzanka
Na wielkiem jeziorze,
Widzi: siostra łzę ociera —
Mój Boże! Mój Boże!


Żal jej życia się zrobiło —
Tak pięknie dokoła —
I na siostrę swą rodzoną
Żałośnie zawoła:
 
— Ratuj-że mnie, siostro droga,
Wyciągnij te dłonie,
Niechże siostra twa rodzona
Tak marnie nie tonie.
 
— Toń-że do dna, siostro moja,
Nieszczęsna, toń do dna!
Boś ty świata już bożego
Niegodna! niegodna!
 
Biją dzwony, głucho biją,
A trzcina szeleści...
 
Hej! tonęła burmistrzanka
Na wielkiem jeziorze,
Widzi: matka łzę ociera —
Mój Boże! Mój Boże!
 
Żal jej życia się zrobiło —
Tak pięknie dokoła —
I na matkę swą rodzoną
Żałośnie zawoła:
 
— Ratuj-że mnie, matko droga,
Wyciągnij te dłonie,
Niech twa córka w tym jeziorze
Tak marnie nie tonie!
 
— Nie dam ci ja, córko moja,
Tak marnie iść do dna,
Choć sędziowie obwieścili,
Żeś świata niegodna!...


Sprawiedliwe-ć trybunały —
Sam ojciec rodzony
Z łzami w oku kazał dzwonić
W te pogrzebne dzwony.
 
Aleć serce twojej matki
Wyroku nie powie —
Ratujcie mi córkę drogą,
Niezłomni sędziowie!
 
Ratujcie mi córkę drogą,
Ratujcie jej wiosnę —
Albo niech i dla mnie dzwonią
Te dzwony żałosne...
 
Zmilkły dzwony na dzwonnicy,
Ucichło powietrze...
 
A tylko trzcina szeleści...
 
Powracają w dom sędziowie,
A lica ich bledsze...
 
Powracają w dom, za nimi
Orszak dziewic bieży:
Lilie w ręku, a na skroni
Mają wianek świeży...

Zmilkły dzwony, tylko trzcina
Nad wodą szeleści...
O czym-że to, szumna trzcino,
Przynosisz nam wieści?
 
— Ani o tej rybce złotej,
Ni o zdradnej żonie,
Ni o siostrze-trucicielce
Ślę ten szum na tonie.


Ani o tych rybarczykach,
Którzy w lniane siecie
Ułowili nie jesiotra,
Lecz niewinne dziecię.
 
Ani o tej burmistrzance,
Co nad brzegiem siada,
Z podeptaną u stóp rutą,
Żorująca, blada.
 
Szumię sobie hej! o matce,
Która poszła do dna
Za tą córką, choć ta córka
Świata już niegodna...
 
I szumi tak na wieki...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.