[348]
IV.
PIEŚŃ O WALIGÓRZE.
Pod turniami ciemne rosną smreki,
W ciemnych smrekach jasne złotogłowy.
Z skalnych szczytów spieszy Waligóra,
Nito potok, nito mgława chmura.
Od krzesanic silniejsze ma nogi,
Krzesanice ściera w piarg ubogi.
Śpiewający pospiesza ku hali,
Głaźne złomy do przepaści wali.
W głębi żlebów czyni huk daleki —
Pod żlebami ciemne rosną smreki.
Na okrajach budzi szum echowy —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy.
Ku szałasom zeszedł Waligóra,
Nito potok, nito mgława chmura.
[349]
Na lipcowej przystanął zieleni,
W rannej zorzy oko mu się mieni.
W rannej zorzy, co wyzłaca jedle
I w jeziornem topi się zwierciedle.
W rannej zorzy, co żegna niebiosy,
Aby umrzeć w drobnych kroplach rosy.
W rannej zorzy, co przed słońcem gaśnie,
Rzucającem krwawe, falne jaśnie;
Rzucającem światła białe rzeki,
Gdzie pod turnią ciemne rosną smreki;
Rzucającem rozprysk skier różowy,
Gdzie w smreczynach rosną złotogłowy.
Jasno, krasno na kwietnej polanie,
Waligóra nad jeziorem stanie.
Twarde ręce zanurzy we wodę
I obmyje w głębiach liczko młode.
Toporzysko zatknie w świeżej ziemi,
W krąg oczyma wodzi błękitnemi.
Czujnie w przestwór rozległy się wsłucha,
Z ramion biała opada mu cuha.
Dzwonią dzwonki, hale gwaru pełne,
Mkną perciami owce srebrnowełne.
A od strugi po rośnej dolinie,
Od szałasów w słońce piosnka płynie:
[350]
Skalną nutą wonny przestwór porze
O szabelce, zaciętej w jaworze.
Hej, Janiczku! waliłeś-ci skały,
Gdzie twe silne ręce się podziały?!
Hej, Janiczku! szalałeś-ci z nami,
Krew ci z rany cieknie potoczkami!
Zczerwieniłeś do dna górskie rzeki,
Ze krwie twojej ciemne rosną smreki!
Hej, ty krwawy losie Janiczkowy —
Z krwie rycernej rosną złotogłowy...
Ku szałasom podszedł Waligóra,
Twarz mu płonie, jak zorzna purpura.
K’tobie, dziewko, serce mi się spieszy,
Orzeł z głaźnej wyleciał pieleszy...
Wielka tęskność idzie skroś mej duszy —
Niedźwiedź ryczy w niedostępnej głuszy.
Z obcych dziedzin niosę ci korale —
Szedł Janiczek hyrny w wielkiej chwale.
Mam ci złoto, zagrzebione w knieje —
Hej! Janiczku! co się z tobą dzieje?!...
Otwórz okno, pokaż krasne usta —
Twarz Janiczka zbielała jak chusta...
Otwórz wrota, pokaż jasne oczy —
W krwi Janiczek, jak w strumieniu, broczy.
[351]
Nie zapomnę takich ust na wieki —
Pod turniami ciemne rosną smreki.
Nie zapomnę źrenicy stalowéj —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy.
Nie zapomnę śmiechu, co mnie rani —
Szumi jawor na wysokiej grani.
Hej! wy oczy, świecące nad zorze! —
Szablę zaciął Janiczek w jaworze.
Hej, wy usta, wy zdradne szyderce —
Powal grań tę, a oddam ci serce!
Powal grań tę, roztrzaskaj na piargi,
Posmakujesz smaku mojej wargi.
Gdy się w przepaść złom za złomem stoczy,
Jak w jezioro spojrzysz w moje oczy.
Ni za koral, ni za garniec złota,
Do komory otworzę ci wrota;
Za tych turnic głośny zwał daleki —
Pod turniami ciemne rosną smreki.
Za tych smreków szum i trzask echowy —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy...
Wraca w turnie walny Waligóra,
Z orlich skrzydeł wyskubuje pióra.
Z gniewnych oczu skry żelazne ciska,
Gniewnie szarpie niedźwiedzie kudliska.
[352]
Przez strumienie skacze rozpienione,
Setne kłody odrzuca na stronę.
Idzie, sunie od wczesnego rana,
Popod wierchem wyprężył kolana.
Sparł się w kłębach, pięście wgrzebał w boki,
Wrył się w ziemię, zmierzył szczyt wysoki.
Hej, wy zęby, wy turniczki marne,
Jeszczeć ja was łokciami ogarnę!
Hej! ty dziewko, juhaśna tęsknico,
Jeszczeć spojrzę w twoje szydne lico!
Rozkrzyżował ręce na dwie mile,
Do wierszyczku zmógł się drugie tyle.
Zgiął się w kabłąk, wichru wchłonął parę,
Aż mu lasy oddechnęły stare.
Z czoła strząsnął lipca płomień lity,
Zwarł oburącz przystopne granity.
Pot się leje od słonecznej spieki —
Na przystopach głuche rosną smreki.
Dech zapiera ogrom granitowy —
W głuchych smrekach rosną złotogłowy.
Zatrzeszczały granne fundamenty,
Stał się rumor w okrąg niepojęty!
Z hukiem w gruz się rozsypały turnie —
Waligóra patrzy górnie, chmurnie.
Mgły kotłują, z głębnej lecą kaźni,
Ryczą, jęczą upiorowie głaźni.
[353]
Czerwonemi sieją lęk oczyma,
Chmura-potwór pręży się i wzdyma.
Ponad światem gęsta noc się wlecze,
Tną ją w strzępy błyskawiczne miecze.
Cios za ciosem w graniach się odbija,
Płacze w Raju Przeczysta Lilia.
Pomrok zaległ niebieską posowę,
W mroku rośnie widmo Chrystusowe.
Jak dwa ciemne, falujące morza,
Tak mu spływa włosów fala boża.
Jak dwa wielkie, zczerwieniałe stawy,
Dwie źrenice leją odblask krwawy.
A na skroni takich kolców jeże,
Jako świerków pięćsetletnie wieże.
W licach smutku nieustanne wieki —
O samotne, głuche, ciemne smreki!
Miłosierdzia połysk całunowy —
O wy w smrekach jasne złotogłowy.
Ku szałasom idzie Waligóra,
Nito pobrzask, nito srebrna chmura.
Idzie cały w światłościach miesiąca,
Z kosodrzewia krople deszczu strąca.
Usty chwyta wychłodłe powietrze,
Serce jego smętniejsze i bledsze.
[354]
Pełną piersią głęboko oddycha,
Przed nim płynie tęsknica przecicha.
Na upłazy płynie, na manowce,
Gdzie spoczęły w strągach białe owce.
Ku przymglonej, sennej płynie hali,
Gdzie w szałasie światełko się pali.
Puść, dziewczyno! tam, gdzie turnie żyły,
Dziś jeziora szklą słoneczne bryły.
Gdzie jeziorne świeciły się oczy,
Tam po piargach jaszczurka się toczy.
W gruzy runął boży tum wspaniały,
W cztery strony rozprysły się skały.
Jedna matkę ugodziła w łono,
Mąż od drugiej legnął z jękiem: »Żono!«
Padł od trzeciej ojciec, troską zżarty,
A kochanka zginęła od czwartéj.
Nad jeziorem boża-męka stoi,
Podarunek miłośnicy mojéj.
Puść, dziewczyno, daj na żałość leki,
Na okrajach ciemne rosną smreki.
Masz dla serca ratunek gotowy —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy...
Biedne złotogłowy!
Dwie Janiczek wypróbował prace:
Podważ staw ten, rada ci zapłacę!
[355]
Hej! ty szablo, Janiczkowa broni,
Niewart serca, kto cię nie miał w dłoni!
Nie na górze-ś, ani też w jaworze:
Gdzieś jeziorne ukrywa cię łoże.
Siklawice wyżeń i potoki,
Przyjdą roki! czarodziejskie roki!
Hen, w doliny wyżeń wszystkie rzeki —
Na urwiskach ciemne rosną smreki...
Ciemne, szumne, smreki!
Wydmij morze do niebios posowy —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy...
Nad jeziorem stanął Waligóra,
Patrzy w wodę, a woda ponura.
Chmurne szczyty w lej się zwarły na dnie,
Cisza w koło, ani głaz nie padnie.
Ani śniegu płat się nie odłamie,
By się stopić w tej przepastnej plamie.
Śmierć to głaźne zajęła grodziszcze,
Czasem tylko świstak gdzieś zaświszcze.
Czasem tylko orzeł zatrzepoce,
Ciężkich skrzydeł rozpinając moce.
Czemu, halo, stężałaś, spokojna,
Gdy w mem sercu wre krwawiąca wojna?
[356]
Czemu, góry, nie padacie w złomy,
Gdy w mej duszy piarg i gruz widomy?!
Czemu, śniegi, w miał się nie topicie,
Gdy topnieje płone moje życie?!
Czemu chłód tu, gdy ja mrę od spieki?
Pod turniami ciemne rosną smreki...
Czemu szał tu nie hula gromowy?
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy...
Przewaliłem wierszyk, tak przewalę
I te ciche, urągliwe fale!
Wywróciłem granie od korzeni,
I głąb wasza do głębi się spieni!
Jedną nogę zarył w zmarzłe śniegi,
Drugą w piargi i okroczył brzegi.
Wiśny grzbiecik przełamał nad tonie,
W głąb zanurzył dwie olbrzymie dłonie.
W garście zebrał ciężar srebrnosiny
I przez wirchy wyrzucił w doliny.
Z rąk otrząsnął rozszumiałe piany,
Ku potokom stoczył na polany;
Ku siklawom stoczył na urwiska,
Bielą szumów na świat w okrąg ciska.
Wre i huczy i złowrogo śpiewa
Rozpętana grzesznych dni ulewa.
Szatan wyszedł na rybne wyłowy —
Ciemne smreki! jasne złotogłowy!
[357]
Niezmierzoną mgłą i niezgłębioną
W wielkiem morzu szumne biele toną.
Każda fala, każda bryła wodna,
Z dzikim grzmotem wwierca się aż do dna.
Jak olbrzymi, okiem nieobjęty
Zwał ołowiu, topią się odmęty.
A za każdym zwałem rosną kręgi
Wskróś ryczącej, wrzącej wód potęgi.
Z każdym kręgiem, szalejąc radośnie,
Szalejące, wrzące morze rośnie.
Do podniebnej wyrasta posowy —
Ciemne smreki, jasne złotogłowy...
A nad gęstą, bezbrzeżną topielą
Białe żagle ciężkie płótna ścielą.
Łódź ogromna leniwie się wlecze,
Ogromniejsza nad zdumienie człecze.
Nito radło, głębię w skiby orze,
Ogromniejsza nad zdumienie boże.
Snać przebije horyzontu krańce,
Przed nią wirów złowróżebne tańce.
Za nią smuga czarniawego mątu
Ciężko spływa w przepaść horyzontu.
Po czarniawie, co nad dziw urosła,
Stumilowe uderzają wiosła.
Tłum szańskich żegluje wioślarzy,
Sam Lucyfer u steru na straży.
[358]
Coraz wyżej niebo się zamyka,
Z wioseł ścieka piekielna muzyka.
W każdym plusku rozsmaganej fali
Stu fal odgłos skarży się i żali.
A skroś wnętrza przeolbrzymiej łodzi,
Skamieniałe milczenie zawodzi.
Mgławe widma w straszny kłąb się zwarły,
Na ich ustach jęk dawno umarły.
Rozpacz łokieć w krzyż kamienny zwija,
Płacze w Raju Przeczysta Lilia.
W dalach giną skamieniałe oczy —
Skroń Chrystusa krwawym potem broczy.
Niezliczone, długie broczy wieki —
Pod turniami ciemne rosną smreki.
O ty święty pocie Chrystusowy!
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy.
Ku szałasom Waligóra wrócił,
Nie wiadomo, jakie wirchy rzucił.
Nie wiadomo, jaka moc go wlekła,
Czy od nieba przyszedł tu, czy piekła.
Gore serce na świętym obrazie,
A zaś twoje jak kowane w głazie!
Gore serce, mieczami przekłute,
A zaś twoje jako śnieżek lute.
[359]
Gore serce, cierniem opasane —
Hej, dziewczyno, ukój gorzką ranę!
Toporczykiem zapuka do dźwierzy,
A dziewczyna na ławeczce leży.
W białe jagnię zatapia się ręką,
Gładzi wełnę srebrnowłókną, miękką.
Gładzi wełnę, ku Janiczku śpiewa —
Hej, gdzie twoja szabla się podziewa?
Nie na szczycie, nie w jeziorze na dnie —
W tajnym borze, wyszukać nie snadnie!
Pod wykrotem, w niedojrzanym lesie —
Gdzież ten wicher, co mi bory zniesie?!
Hyrny Janik trzy wydzierżył prace —
Za tę trzecią rada ci zapłacę!
Zadmij, wichrze, od strony dalekiéj —
Pod turniami ciemne rosną smreki.
Ku szabliczce zadmij Janiczkowéj —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy!...
Waligóra krwawą duszą płonie
Ku wichurze, ku dalekiej stronie.
O poranku w gęste zaszedł knieje,
Z środka puszczy chłodny wietrzyk wieje.
Rozkazuję-ć — mówi w swojej mocy: —
Wlecz się za mną, powiewie sierocy!
[360]
Wiew samotny, posłuszny tej wieści,
Cicho w trawach deptanych szeleści.
Na paproci czasami wypocznie,
Co wyzłaca te lesiste mrocznie!
Kępę jagód w uścisk swój uwięzi,
Lub świerkowej chwyci się gałęzi.
Ku wierzchołkom czasami wyrośnie
I zaszumi rozciągle, żałośnie.
Wiew samotny kornym idzie krokiem —
Nad żlebiskiem stanęli głębokiem.
Nachylił się junak krwawoduchy —
Z wnętrza żlebu groźne dmą podmuchy.
Po wilgotnej czepiają się skale,
Kwiat zwarzony senne szepce żale.
Hej, podmuchu, zbratany ze śmiercią,
Pójdziesz ze mną tą kamienną percią!
Idą razem w skaliste zakręty,
Mroźny podmuch, jakby wniebowzięty:
Skacze, tańczy, pierś do skał przytula,
Z gniazd wyrzuca płód halnego króla.
Ze swawoli gdzieś się w załom wtłoczy,
Zmięknie chwilę, w przestwór wlepi oczy.
Potem czarne spostrzegłszy urwisko,
Wraz się k’niemu skrada blizko, nizko.
Rysim skokiem na karku mu siędzie,
Na przepastne strąci je krawędzie.
[361]
Wielką krawędź razem w graźnię spycha
I oddechem stłumionym oddycha.
Potem, dziko rozśmiawszy się wkoło,
Pod wierchowe przewala się czoło.
Śmiga k’wyży, jak mgławiczna chmura,
Gdzie wsłuchany stoi Waligóra.
O południu przystanął na szczycie —
Słońce więzgnie w niebieskim błękicie.
Żlebny podmuch przykucnął do ściany —
W okrąg przestwór, ciepłem sfalowany.
Faluj-że mi w słonecznej posusze,
Aż się cały falą twą ogłuszę!
Faluj-że mi, aż oślepnę cały
W płomienistych wirach twej nawały!
Rozpełzły się słoneczne promienie
W ciepłe, groźne, wirujące tchnienie.
Zwichrzyły się w jedną biel złotawą,
W szczyty falną uderzają ławą.
Straszna moc je ponad okrąg ściele:
Padły wichry w przepastne topiele.
Straszna moc je w żlebne granie wgniata:
Wyszły wichry ponad okrąg świata.
Świst nad ludzkie rozpasał się ucho —
Świszcze burza rozgłośnie, a głucho.
Czemś ty, wichrze szczytowy, mej duszy?
Niech z twych tajni orkan gwiazd się ruszy!
[362]
Przedwieczystą ruszył orkan tuczą
Stąd, gdzie gwiazdy w swych obrotach huczą.
Czem-ś ty dla mnie, ty gwiezdny orkanie?
Niech przedemną Wielki-Wicher stanie!
Niech przedemną stanie oddech boży,
Co tam — widzę — nowe światy tworzy!
Niech przedemną Wielki-Żar zaświszcze,
Co tam — widzę — światy zmienia w zgliszcze.
Z Wielkim-Żarem z nadgwiezdnego szczytu
Spłynął k’niemu Wielki-Wicher Bytu.
Waligóra szumi wichrem Boga,
Przed nim, za nim szumią lęk i trwoga.
Przed nim, za nim głuchą, ślepą rzeszą
Nawałnice i wichury spieszą:
Te, co na świat sypią ogień wraży,
I szepczące po trawach cmentarzy.
Lecą z świstem ku środkowi ziemi,
Wszystko stopy niszczą żelaznemi.
Ciężkie burze, jak żelazne brony,
Poorały ludzkich żądz zagony.
Piór żelaznych rzędy mają w skrzydle,
W bór tajemny zapuściły rydle.
Jak łan zboża zmiotły go z powierzchnie —
Płacz drzew mrących gdzieś na wieki pierzchnie.
Smug poryty ciemną parą dymi,
Wsiąkającą w wichru dym olbrzymi.
[363]
Z środka ziemi nad zsieczonym łanem,
Wichry jednym strzeliły tumanem.
Usta Jęku, oczy Przerażenia
Pod niebieskie wirują sklepienia.
Jeden rozwir, jedna wrząca chmura,
A w rozwirze chmurny Waligóra.
Oszalały, k’niebu się dobija,
Płacze w Raju Przeczysta Lilia.
Wicher boży topi go w swej toni —
Krwawe krople skroń Chrystusa roni...
Słońce świeci w zielonej dolinie,
Od szałasów pieśń żałobna płynie.
O Janiczku, co zginął na wieki —
Pod turniami ciemne rosną smreki —
O zaklętej szabli Janiczkowéj —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy.
|