Pieśni Janusza/Wstęp wydawcy/Geneza Pieśni Janusza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Kallenbach
Tytuł Wstęp wydawcy
Rozdział Geneza Pieśni Janusza
Pochodzenie Pieśni Janusza
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Literacka w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały wstęp:
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
GENEZA „PIEŚNI JANUSZA“

Nie wchodzimy w genealogiczne szczegóły inie wdajemy się w jałową kwestję, czy przodkowie Pola z Anglji ród swój wiedli, jak sam Pol utrzymywał, czy też z Warmji, jak wykazał jego biograf, prof. Maurycy Mann.[1] Faktem jest, że Pol stanowczo wypierał się pochodzenia niemieckiego, chociaż nie przeczył, że dziad jego w ziemi Warmijskiej życie spędził.
Ojciec Wincentego, Franciszek Pohl, z czasem Poll się piszący, był urzędnikiem austrjackim. Spotykamy go w r. 1800 w Lublinie na stanowisku „Fiscalamtsvorsteher“. Był to człowiek wykształcony, muzykalny, władający kilku językami, lubiany dla prawości charakteru nietylko wśród sfer urzędniczych, ale i miejscowych, polskich. Poznawszy w Lublinie pannę Eleonorę Lonchamps, z rodziny niegdyś francuskiej, zdawna we Lwowie osiadłej i całkiem spolszczonej, zaślubił ją w r. 1800. Pohlowie nabyli „Firlejowszczyznę“, folwark pod Lublinem i kamienicę w Lublinie przy ul. Grodzkiej Nr 111, gdzie przyszedł na świat Wincenty dnia 20 kwietnia 1807 r. Przyszły poeta wzrastał w atmosferze domu inteligentnego, muzykalnego i przez matkę polskiego nawskróś. Matka umiała na pamięć wiele wierszy Krasickiego i Karpińskiego; malec, obdarzony niezwykłą pamięcią, powtarzał je i przyswajał sobie.
Od r. 1810 przenieśli się Pohlowie do Lwowa i zamieszkali na Halickiem w domu z ogrodem, który potem stał się długoletnią sadybą Aleksandra Fredry. Po ukończeniu gimnazjum rozpoczął W. Pol w r. 1822 studja uniwersyteckie, narażone niebawem na szwank przez śmierć ojca w r. 1823. Ważniejsze i bardziej doniosłe w skutki były wpływy otoczenia i różnych znajomości ze starcami, pamiętającymi swobodną Rzeczpospolitą i umiejącymi o niej prawić językiem jędrnym i malowniczym; pierwsze nasiona późniejszych gawęd i tradycyj wtedy już padły w duszę młodziana: to przyjaciel rodziców, Benedykt Winnicki, nieznużony bajarz anegdot staroszlacheckich, to życie staroświeckie w Mostkach, to wachmistrz Białkowski, żołnierz Kościuszkowski, legjonista, wreszcie napoleoński żołnierz, to pasiecznik Zachara, to sędziwy proboszcz szczerzecki ks. Strzeszkowski z opowieściami o Kościuszkowskich czasach, to wrażenia zamku złoczowskiego, stawianego przez króla Jana, ze starym kozakiem, ukraińcem Sokołem i śpiewem dum ruskich.
Ze wszech stron, z tylu typowych głów, na przełomie dwu epok: Polski wolnej i porozbiorowej, szła do młodzieńca przeszłość niedawna, bujna, zamaszysta i zawadjacka, wnęcając się do samej głębi duszy i oplatając go tysiącznemi zwojami na całe już życie. Polski duch i obyczaj kształcił go i urabiał lepiej i trwalej, niż uniwersytet niemiecki we Lwowie, którego wydział filozoficzny ukończył zaledwie w r. 1827. Pisał potem rozprawy, których sam tytuł był już dla przyszłego Janusza znamienny: O źródłach narodowej poezji polskiej i O Epopei, a w niej najciekawszym jest rozdział pierwszy: O pieśni gminnej.
Równocześnie z teorją szła praktyka: powstały pierwsze wierszyki, do których popęd miały nadać, wedle zeznań samego Pola, pieśni Padury i niedrukowane, w rękopisach krążące poezje Aleksandra Fredry z przed roku 1830. Poezjom Wincentego bróździła proza życia: należało pomyśleć o stanowisku i sposobie utrzymania się. Z porady Jochera, bibljografa, umyślił Pol starać się o posadę lektora niemieckiego języka w uniwersytecie wileńskim. W początku listopada 1830 r. stanął w Wilnie, gdzie musiał przygotowywać się najpierw do egzaminu na stopień „aktualnego“... studenta. Złożył go świetnie, ale zbytecznie o tyle, że niebawem nadeszły inne, ważniejsze, narodowe egzamina i niedoszły lektor niemczyzny w unirsytecie wileńskim, zaawansował zczasem na podchorążego w 10-tym pułku ułanów w korpusie jenerała Chłapowskiego. Przebył chrzest z krwi i ognia w niezapomnianej kampanji, podzielił jej wszystkie losy, w nagrodę rany w boju i trudów wielkich obdarzony na pruskiej ziemi stopniem podporucznika[2] i krzyżem „Virtuti militari“. Kilkomiesięczne obozowe życie w ciągłem podnieceniu i oczekiwaniu najdonioślejszych, narodowych zdarzeń, dokonało ostatecznej przemiany duchowej w 24-letnim młodzieńcu. Nietylko geograficznie okrążył ziemie nasze od Kamieńca na Kijów, Wilno do Poznania, ale gorącem swem sercem objął je wtedy już w posiadanie, jako „umiłowane odtąd i na wieki...“
Na wielkopolskiej ziemi, w Łukowie, niedaleko Poznania, przypadkowo poznał Pol Mickiewicza. Pierwsze wrażenia nie były miłe dla nich obu. Mickiewicz był wtedy z różnych powodów nieswój, znękany niewzięciem udziału w wojnie narodowej, zaniepokojony o los brata swego, Franciszka, wzburzony do głębi niepowodzeniem naszem orężnem. Jak na to, stanął przed nim młodziutki oficer ułanów, ozdobiony krzyżem „Virtuti militari“, prosto niemal z Wilna przybywający, z tego Wilna, z którego, jak z raju, wygnano autora Grażyny przed laty ośmiu. Może jakiem niewczesnem pytaniem poruszył Pol bolesną strunę wspomnień filareckich? nie wiemy i nie dowiemy się; to pewna, że Polowi wydał się wtedy Mickiewicz „dumnym, cierpkim“, ba, grymaśnym, „narzucającym swoje zdanie“. Głośny twórca Wallenroda nie mógł wiedzieć, że ma przed sobą niedalekiego już śpiewaka Januszowych pieśni...
Pol oddał wówczas ważne usługi szczątkom wojska polskiego, emigrującego do Francji, a dzięki wybornej znajomości języka niemieckiego, był doskonałym pośrednikiem starszyzny wojskowej polskiej z władzami pruskiemi i saskiemi. Broń złożyć musiano z przekroczeniem granic, ale Pol bezczynnym być nie umiał; ułańską lancę zmienił na pióro i już w lutym 1832 r. oddał w Lipsku do druku cienką, emigracyjną książeczkę p. t.: Volkslieder der Polen. Była tam najpierw rozprawka o tańcach, muzyce i duchu polskich ludowych pieśni, następnie przekład nierymowany, bardzo swobodny, trzydziestu piosnek ludowych polskich i ruskich. Książeczka przygodna spełniła zadanie chwili i doczekała się swego czasu życzliwego w Niemczech przyjęcia. Podziwiać można wtedy ruchliwość i swobodę Pola na obcej ziemi. Niedawny ułan zawiera bardzo prędko stosunki literacko-naukowe z Niemcami w Królewcu, Lipsku i Dreźnie. Czas jakiś waha się, czy nie podzielić losów emigracji i czy nie udać się do legjonów, jakie chciał tworzyć gen. Bem we Francji. Ale wzgląd na rodzinę i narzeczoną przeważył; zresztą nie miał, jak tyle tysięcy rodaków, zamkniętej drogi powrotnej do kraju... Posłuchał rady generała Bema: „Radzę ci, wracaj do kraju. Jak tu będziesz potrzebny, wezwę cię“. Ostatnie miesiące na obczyźnie spędził w Dreźnie i nastąpiło tam powtórne, o wiele ważniejsze od pierwszego, zbliżenie się do Mickiewicza na wiosnę 1832 r. Pamiętna była to wiosna dla poezji polskiej: Mickiewicz pisał wówczas gorączkowo trzecią część Dziadów i myślał o księgach rozpoczynającego się Pielgrzymstwa, Garczyński swego Wacława snuł dalej, Odyniec Byronowskiego Korsarza tłumaczył: jakaś urocza atmosfera uniesień poetyckich owiała zgromadzonych w Dreźnie poetów naszych; w Mickiewicza wspomnieniach żyła potem ta wiosna długo jeszcze: „Zdaje mi się — pisał do Odyńca — że jak magnetyzowany z oczu towarzyszów ciągnie siłę, tak ja z was nabierałem ognia i ochoty“.
Pol nie należał do grona przyjaciół Adama i skądinąd czerpać musiał siłę i natchnienie. Już podczas kampanji wojskowej rzucał na papier dorywczo piosnki obozowe, śpiewane chórem przy ogniskach. Teraz, w przymusowej bezczynności, gdy zajęcia wojskowe ustały, energja młodzieńcza szukała ujścia w odtwarzaniu niedawnych przejść powstańczych. Obowiązki służbowe pośrednika z komitetami niemieckiemi der Polenfreunde zbliżyły go do Klaudyny Potockiej, kierowniczki biura korespondencyjnego w sprawach wychodźtwa, tego anioła emigracji, przed którym wszyscy nasi pielgrzymi chylili czoła. Na Pola wywarła Klaudyna Potocka wrażenie wstrząsające, niezapomniane. Po wielu latach, jeszcze w r. 1841 tak o niej pisał:
„Postać Klaudyny unosiła się przed moją duszą jak ulotny ustęp wielkiego poematu, jak nuta bolesnej pieśni. Nie wiedząc o tem, czułem to wówczas, że tym poematem była ziemia polska, tą pieśnią ciężki nasz żywot.
„Nie to, co mówiła, obudziło we mnie to uczucie, ale to, co z całej jej postaci wyczytałem, świat jakiś tajemniczy... Potęga jakaś ducha, która ją wiodła i wspierała. I jej była wątła i podobna do cienia, a przecież pełna siły i powagi... Kiedy się umysł ożywił jakąś słodką nadzieją, grały jej oczy demonicznem światłem natchnienia. O, dobrze jest, że od owej chwili do dnia dzisiejszego dziesięć prawie lat upłynęło, bo by mię może kto o przesadę obwinił; ale jak się nie starzeje w człowieku cześć dla Boga, tak i najpiękniejsze obrazy po Bogu stoją przed duszą, ręką czasu nie zatarte. Gdyby to wrażenie było na żołnierza padło, zrobiłoby może z niego bohatera. Ja zacząłem pisać od owego czasu“.
Rzecz jasna, nie należy tego brać dosłownie. Pisywał Pol już dawniej, ale pobudki dawniejszego pisania były raczej literackie; dopiero od poznania Klaudyny Potockiej zrozumiał, co to szczere natchnienie i poczuł się poetą. Zbiorek ówczesny drezdeński poniósł cichaczem, opatrzywszy pseudonimem Janusza Nowiny, do generalnego konfidenta poetów polskich, Odyńca, przed którym także niedawno Zygmunt Krasiński i Stefan Garczyński z pierwszemi próbkami nieśmiało się zwierzali. Odyniec poznał się na prawdziwych klejnotach i zaniósł Pieśni Janusza Mickiewiczowi. Pochwały Mickiewicza ośmieliły Pola do wyjawienia autora Pieśni. Odtąd Pol wkupił się niejako Pieśniami Janusza do grona najbliższych Mickiewiczowi, poznał go bliżej i sam mu się dał lepiej ocenić. Niedaleki twórca Pana Tadeusza polubił Pola nietylko za dziarskie pieśni, ale także za niezliczone anegdoty staroszlacheckie, w których opowiadaniu Pol był mistrzem, nie ustępującym ani H. Rzewuskiemu, ani Domejce.
Z rozmów z Mickiewiczem zapamiętał i przekazał nam Pol kilka zdań znamiennych, dowodzących, jak bystro przeniknął piewca Dziadów naturę i rodzaj talentu Pola. Polowi nie zbyt może do smaku przypadły rady Mickiewicza; ironicznie zauważył we wspomnieniach, że były to rady, „za któremi sam Mickiewicz nigdy nie poszedł“; ale z całości przemówienia arcymistrza pieśni naszej widać dobrze (z czego sam Pol nie mógł sobie wtedy zdać sprawy), że owe rady szły z głębi duszy, przepełnionej wówczas pokorą ks. Piotra z III cz. Dziadów i przejętej rozczytywaniem się we wskazówkach Saint-Martin’a:
„Czytałem — mówił wtedy Mickiewicz Polowi — coś napisał; daję ci patent na pisanie piosenek. Bądź synem wiernym Kościoła; religja jest najwyższem uczuciem. Zejdź do chaty i małego dworku i mów tym językiem, jakim zacząłeś. Nie radź się nikogo i nim napiszesz, nie mów z nikim, o czem masz pisać. Puszczaj bezimiennie w świat swoje piosenki i nie drukuj, a jeżeli wrócą do ciebie, wtenczas dopiero poznasz, że się przyjęły...
„Jeżeli poezje twoje obejdą w odpisach ziemie polskie i powrócą do ciebie, jeżeli je będą przepisywać i podawać sobie, nie pytając nawet o to, skąd się wzięły i kto je napisał; jeżeli jako wędrowne ptaki powrócą do ciebie, nie tym szlakiem, jakim w świat odleciały — wówczas możesz poezje twoje drukować śmiało, bo staną się one nie twoją, ale cząstką własności narodu...“
Przebyły tę ogniową próbę istotnie Pieśni Janusza. Wzięły jakby bierzmowanie z arcykapłańskiej ręki Mickiewicza; chrzest bowiem z krwi i ducha przeszły już przedtem na polach bitew narodowych.
Z taką Pieśnią, z sercem drżącem od wzruszenia powitał w końcu lata 1832 r. Pol ukochane Mostki pod Lwowem, a w nich najdroższe rodzinne głowy. Rok tylko przebył zdala od swoich, ale jakiż to rok brzemienny w następstwa na całe jego życie: krzyż „Virtuti militari“ na piersi, pałającej żądzą ofiary dla narodu, a w nagrodę: wiosna drezdeńska z Klaudyną Potocką i Mickiewiczem! Na lat kilka przed śmiercią, w prelekcjach lwowskich o literaturze polskiej, wyrywało się jeszcze Polowi westchnienie: „Były to piękne czasy; niejeden młody człowiek brał tam natchnienie i może jeszcze zapasem owej chwili żyje aż dotąd“.
Jakoż tak było z nim samym.




  1. Wincenty Pol, studjum biograficzno-krytyczne, napisał Maurycy Mann, Kraków 1904, Tom I, str. 3.
  2. Na świadectwie wojskowem, wydanem 6 września 1831 r. Napoleonowi Kraczakowi obok podpisów Emeryka Staniewicza i G. Gronostajskiego, znajduje się podpis: „Wincenty Pol, podporucznik 6 pułku S. K., pełniący w oddziale Akademików Wileńskich obowiązek Adjutanta“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Kallenbach.