<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Pol,
Józef Kallenbach (wstęp wydawcy)
Tytuł Pieśni Janusza
Redaktor Józef Kallenbach
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Literacka w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Nr 33Serja I
BIBLJOTEKA NARODOWA

WINCENTY POL
PIEŚNI JANUSZA
z wstępem i objaśnieniami
JÓZEFA KALLENBACHA
KRAKÓW
NAKŁADEM KRAKOWSKIEJ SPÓŁKI WYDAWNICZEJ
CZCIONKAMI DRUKARNI LITERACKIEJ W KRAKOWIE (JAGIELLONSKA 10),
POD ZARZĄDEM L. K. GÓRSKIEGO.

WSTĘP

Po latach największych hołdów, które wyniosły Pola na same szczyty sławy narodowej, a nazwisko jego uczyniły rozgłośnem od Warty po Niemen i Dniepr, ze czcią powtarzanem po dworach i dworkach, w suterenach, warsztatach i chatach — nastały lata niezasłużonego zapomnienia, potem grobowej ciszy, wreszcie lodowatej obojętności. Doszło do tego, że wiersze powszechnie znane, z zapałem śpiewane, krążyły znowu, jak w r. 1832, anonimowo; nie trudno spotkać (a mówię to z osobistego, kilkakrotnego doświadczenia) ludzi ze stopniem naukowym, którzy umieją śpiewać: Grzmią pod Stoczkiem armaty; Niemasz pana nad ułana; Bracia rocznica...; Leci liście z drzewa — ale na skromne pytanie, kto też jest autorem tych narodowych pieśni, nie umieją dać odpowiedzi!...
Dzisiejsze zapomnienie ma różne powody, o których niebawem pomówimy; powody zaś nie są dzisiejsze, sięgają lat dawnych. Składał się na nie cały szereg nieporozumień między poetą, a t. zw. opinją publiczną, już przed półwiekiem. W lat kilkadziesiąt po śmierci Pola można chyba spokojnie zastanowić się nad duchową puścizną. Pora ustalić sąd o jego twórczości i znaczeniu w dziejach naszej poezji: prawda może się wyłonić tylko z nieuprzedzonego, niezabarwionego sympatjami lub antypatjami rozejrzenia się w tem, co w puściźnie Pola zachowało siłę żywotną i po dziś dzień przetrwało nie na półkach bibljotecznych, ale w duszach obecnego pokolenia.
Nie zamierzamy tu bynajmniej wyczerpać przedmiotu, tak rozległego i nastręczającego tyle spornych kwestyj. Narazie sięgnijmy do samego gruntu sławy Pola i spytajmy, odkąd-to stał się on głośnym i powszechnie u nas umiłowanym? Od czasu, kiedy w r. 1835 Pieśni jego obiegły całą Polskę i były w sercach i na ustach wszystkich; sprawił to zbiorek na oko niepokaźny: mała, w Paryżu wydana bez nazwiska autora, książka, p. t. Pieśni Janusza. Znaczenie tej książki najlepiej określił świadek współczesny wrażenia, jakie sprawiła, Z. Kaczkowski:
„Te Pieśni, które nie mają równych ani w naszej, ani w żadnej innej literaturze, które kraj cały umiał na pamięć, a które, czego sam byłem świadkiem, śpiewano zarówno we dworach szlacheckich, w rzemieślniczych warsztatach miejskich i w chatach włościańskich — postawiły Pola odrazu na piedestale tak wysokim, na jakim wtedy nie stał żaden z naszych poetów. Te Pieśni oczarowały całe społeczeństwo, weszły w jego krew, napełniły sobą powietrze i dały Polowi taką popularność, o jakiej, kto wtedy nie żył, nie może sobie zrobić wyobrażenia. Pol stał się człowiekiem świętym, jak prorok z nieba zesłany, i wyrocznią dla wszystkich: kto go zdaleka zobaczył, ten sobie dzień ten zapamiętał, jak wielkie święto; kto jego szaty się dotknął, ten z głębi piersi odetchnął i wiarę i w sobie obudził — a za szczęśliwych byli uważani ci, do których Pol zjechał na wesele lub chrzciny, albo gdzie podjął się zrobić dział majątkowy. Poznałem Pola razem z Goszczyńskim w domu moich rodziców, będąc dzieckiem; widywałem go później we dworach szlacheckich, po miastach, pomiędzy akademicką młodzieżą... Wpływ Pola na całą opinję publiczną kraju był ogromny; ale wywarł on, także wpływ wielki na ówczesną literaturę, która bez niego byłaby jeszcze przez kilkanaście lat kisła w tym galicyjskim kociołku, w którym ją dotąd Jaszowscy, Chłędowscy i J. N. Kamiński kwasili. To wszystko miał Pol do zawdzięczenia tej małej książeczce Pieśni“.
Zaznaczył Kaczkowski fakt niesłychanej popularności Pieśni Janusza, ale go nie wytłumaczył. Powody zaś tej popularności były znamienne i ważne nietylko dla poezji polskiej, ale dla rozwoju dalszej twórczości Pola. Dlatego należy przedewszystkiem przypomnieć, wśród jakich okoliczności powstały Pieśni Janusza.

GENEZA „PIEŚNI JANUSZA“

Nie wchodzimy w genealogiczne szczegóły inie wdajemy się w jałową kwestję, czy przodkowie Pola z Anglji ród swój wiedli, jak sam Pol utrzymywał, czy też z Warmji, jak wykazał jego biograf, prof. Maurycy Mann.[1] Faktem jest, że Pol stanowczo wypierał się pochodzenia niemieckiego, chociaż nie przeczył, że dziad jego w ziemi Warmijskiej życie spędził.
Ojciec Wincentego, Franciszek Pohl, z czasem Poll się piszący, był urzędnikiem austrjackim. Spotykamy go w r. 1800 w Lublinie na stanowisku „Fiscalamtsvorsteher“. Był to człowiek wykształcony, muzykalny, władający kilku językami, lubiany dla prawości charakteru nietylko wśród sfer urzędniczych, ale i miejscowych, polskich. Poznawszy w Lublinie pannę Eleonorę Lonchamps, z rodziny niegdyś francuskiej, zdawna we Lwowie osiadłej i całkiem spolszczonej, zaślubił ją w r. 1800. Pohlowie nabyli „Firlejowszczyznę“, folwark pod Lublinem i kamienicę w Lublinie przy ul. Grodzkiej Nr 111, gdzie przyszedł na świat Wincenty dnia 20 kwietnia 1807 r. Przyszły poeta wzrastał w atmosferze domu inteligentnego, muzykalnego i przez matkę polskiego nawskróś. Matka umiała na pamięć wiele wierszy Krasickiego i Karpińskiego; malec, obdarzony niezwykłą pamięcią, powtarzał je i przyswajał sobie.
Od r. 1810 przenieśli się Pohlowie do Lwowa i zamieszkali na Halickiem w domu z ogrodem, który potem stał się długoletnią sadybą Aleksandra Fredry. Po ukończeniu gimnazjum rozpoczął W. Pol w r. 1822 studja uniwersyteckie, narażone niebawem na szwank przez śmierć ojca w r. 1823. Ważniejsze i bardziej doniosłe w skutki były wpływy otoczenia i różnych znajomości ze starcami, pamiętającymi swobodną Rzeczpospolitą i umiejącymi o niej prawić językiem jędrnym i malowniczym; pierwsze nasiona późniejszych gawęd i tradycyj wtedy już padły w duszę młodziana: to przyjaciel rodziców, Benedykt Winnicki, nieznużony bajarz anegdot staroszlacheckich, to życie staroświeckie w Mostkach, to wachmistrz Białkowski, żołnierz Kościuszkowski, legjonista, wreszcie napoleoński żołnierz, to pasiecznik Zachara, to sędziwy proboszcz szczerzecki ks. Strzeszkowski z opowieściami o Kościuszkowskich czasach, to wrażenia zamku złoczowskiego, stawianego przez króla Jana, ze starym kozakiem, ukraińcem Sokołem i śpiewem dum ruskich.
Ze wszech stron, z tylu typowych głów, na przełomie dwu epok: Polski wolnej i porozbiorowej, szła do młodzieńca przeszłość niedawna, bujna, zamaszysta i zawadjacka, wnęcając się do samej głębi duszy i oplatając go tysiącznemi zwojami na całe już życie. Polski duch i obyczaj kształcił go i urabiał lepiej i trwalej, niż uniwersytet niemiecki we Lwowie, którego wydział filozoficzny ukończył zaledwie w r. 1827. Pisał potem rozprawy, których sam tytuł był już dla przyszłego Janusza znamienny: O źródłach narodowej poezji polskiej i O Epopei, a w niej najciekawszym jest rozdział pierwszy: O pieśni gminnej.
Równocześnie z teorją szła praktyka: powstały pierwsze wierszyki, do których popęd miały nadać, wedle zeznań samego Pola, pieśni Padury i niedrukowane, w rękopisach krążące poezje Aleksandra Fredry z przed roku 1830. Poezjom Wincentego bróździła proza życia: należało pomyśleć o stanowisku i sposobie utrzymania się. Z porady Jochera, bibljografa, umyślił Pol starać się o posadę lektora niemieckiego języka w uniwersytecie wileńskim. W początku listopada 1830 r. stanął w Wilnie, gdzie musiał przygotowywać się najpierw do egzaminu na stopień „aktualnego“... studenta. Złożył go świetnie, ale zbytecznie o tyle, że niebawem nadeszły inne, ważniejsze, narodowe egzamina i niedoszły lektor niemczyzny w unirsytecie wileńskim, zaawansował zczasem na podchorążego w 10-tym pułku ułanów w korpusie jenerała Chłapowskiego. Przebył chrzest z krwi i ognia w niezapomnianej kampanji, podzielił jej wszystkie losy, w nagrodę rany w boju i trudów wielkich obdarzony na pruskiej ziemi stopniem podporucznika[2] i krzyżem „Virtuti militari“. Kilkomiesięczne obozowe życie w ciągłem podnieceniu i oczekiwaniu najdonioślejszych, narodowych zdarzeń, dokonało ostatecznej przemiany duchowej w 24-letnim młodzieńcu. Nietylko geograficznie okrążył ziemie nasze od Kamieńca na Kijów, Wilno do Poznania, ale gorącem swem sercem objął je wtedy już w posiadanie, jako „umiłowane odtąd i na wieki...“
Na wielkopolskiej ziemi, w Łukowie, niedaleko Poznania, przypadkowo poznał Pol Mickiewicza. Pierwsze wrażenia nie były miłe dla nich obu. Mickiewicz był wtedy z różnych powodów nieswój, znękany niewzięciem udziału w wojnie narodowej, zaniepokojony o los brata swego, Franciszka, wzburzony do głębi niepowodzeniem naszem orężnem. Jak na to, stanął przed nim młodziutki oficer ułanów, ozdobiony krzyżem „Virtuti militari“, prosto niemal z Wilna przybywający, z tego Wilna, z którego, jak z raju, wygnano autora Grażyny przed laty ośmiu. Może jakiem niewczesnem pytaniem poruszył Pol bolesną strunę wspomnień filareckich? nie wiemy i nie dowiemy się; to pewna, że Polowi wydał się wtedy Mickiewicz „dumnym, cierpkim“, ba, grymaśnym, „narzucającym swoje zdanie“. Głośny twórca Wallenroda nie mógł wiedzieć, że ma przed sobą niedalekiego już śpiewaka Januszowych pieśni...
Pol oddał wówczas ważne usługi szczątkom wojska polskiego, emigrującego do Francji, a dzięki wybornej znajomości języka niemieckiego, był doskonałym pośrednikiem starszyzny wojskowej polskiej z władzami pruskiemi i saskiemi. Broń złożyć musiano z przekroczeniem granic, ale Pol bezczynnym być nie umiał; ułańską lancę zmienił na pióro i już w lutym 1832 r. oddał w Lipsku do druku cienką, emigracyjną książeczkę p. t.: Volkslieder der Polen. Była tam najpierw rozprawka o tańcach, muzyce i duchu polskich ludowych pieśni, następnie przekład nierymowany, bardzo swobodny, trzydziestu piosnek ludowych polskich i ruskich. Książeczka przygodna spełniła zadanie chwili i doczekała się swego czasu życzliwego w Niemczech przyjęcia. Podziwiać można wtedy ruchliwość i swobodę Pola na obcej ziemi. Niedawny ułan zawiera bardzo prędko stosunki literacko-naukowe z Niemcami w Królewcu, Lipsku i Dreźnie. Czas jakiś waha się, czy nie podzielić losów emigracji i czy nie udać się do legjonów, jakie chciał tworzyć gen. Bem we Francji. Ale wzgląd na rodzinę i narzeczoną przeważył; zresztą nie miał, jak tyle tysięcy rodaków, zamkniętej drogi powrotnej do kraju... Posłuchał rady generała Bema: „Radzę ci, wracaj do kraju. Jak tu będziesz potrzebny, wezwę cię“. Ostatnie miesiące na obczyźnie spędził w Dreźnie i nastąpiło tam powtórne, o wiele ważniejsze od pierwszego, zbliżenie się do Mickiewicza na wiosnę 1832 r. Pamiętna była to wiosna dla poezji polskiej: Mickiewicz pisał wówczas gorączkowo trzecią część Dziadów i myślał o księgach rozpoczynającego się Pielgrzymstwa, Garczyński swego Wacława snuł dalej, Odyniec Byronowskiego Korsarza tłumaczył: jakaś urocza atmosfera uniesień poetyckich owiała zgromadzonych w Dreźnie poetów naszych; w Mickiewicza wspomnieniach żyła potem ta wiosna długo jeszcze: „Zdaje mi się — pisał do Odyńca — że jak magnetyzowany z oczu towarzyszów ciągnie siłę, tak ja z was nabierałem ognia i ochoty“.
Pol nie należał do grona przyjaciół Adama i skądinąd czerpać musiał siłę i natchnienie. Już podczas kampanji wojskowej rzucał na papier dorywczo piosnki obozowe, śpiewane chórem przy ogniskach. Teraz, w przymusowej bezczynności, gdy zajęcia wojskowe ustały, energja młodzieńcza szukała ujścia w odtwarzaniu niedawnych przejść powstańczych. Obowiązki służbowe pośrednika z komitetami niemieckiemi der Polenfreunde zbliżyły go do Klaudyny Potockiej, kierowniczki biura korespondencyjnego w sprawach wychodźtwa, tego anioła emigracji, przed którym wszyscy nasi pielgrzymi chylili czoła. Na Pola wywarła Klaudyna Potocka wrażenie wstrząsające, niezapomniane. Po wielu latach, jeszcze w r. 1841 tak o niej pisał:
„Postać Klaudyny unosiła się przed moją duszą jak ulotny ustęp wielkiego poematu, jak nuta bolesnej pieśni. Nie wiedząc o tem, czułem to wówczas, że tym poematem była ziemia polska, tą pieśnią ciężki nasz żywot.
„Nie to, co mówiła, obudziło we mnie to uczucie, ale to, co z całej jej postaci wyczytałem, świat jakiś tajemniczy... Potęga jakaś ducha, która ją wiodła i wspierała. I jej była wątła i podobna do cienia, a przecież pełna siły i powagi... Kiedy się umysł ożywił jakąś słodką nadzieją, grały jej oczy demonicznem światłem natchnienia. O, dobrze jest, że od owej chwili do dnia dzisiejszego dziesięć prawie lat upłynęło, bo by mię może kto o przesadę obwinił; ale jak się nie starzeje w człowieku cześć dla Boga, tak i najpiękniejsze obrazy po Bogu stoją przed duszą, ręką czasu nie zatarte. Gdyby to wrażenie było na żołnierza padło, zrobiłoby może z niego bohatera. Ja zacząłem pisać od owego czasu“.
Rzecz jasna, nie należy tego brać dosłownie. Pisywał Pol już dawniej, ale pobudki dawniejszego pisania były raczej literackie; dopiero od poznania Klaudyny Potockiej zrozumiał, co to szczere natchnienie i poczuł się poetą. Zbiorek ówczesny drezdeński poniósł cichaczem, opatrzywszy pseudonimem Janusza Nowiny, do generalnego konfidenta poetów polskich, Odyńca, przed którym także niedawno Zygmunt Krasiński i Stefan Garczyński z pierwszemi próbkami nieśmiało się zwierzali. Odyniec poznał się na prawdziwych klejnotach i zaniósł Pieśni Janusza Mickiewiczowi. Pochwały Mickiewicza ośmieliły Pola do wyjawienia autora Pieśni. Odtąd Pol wkupił się niejako Pieśniami Janusza do grona najbliższych Mickiewiczowi, poznał go bliżej i sam mu się dał lepiej ocenić. Niedaleki twórca Pana Tadeusza polubił Pola nietylko za dziarskie pieśni, ale także za niezliczone anegdoty staroszlacheckie, w których opowiadaniu Pol był mistrzem, nie ustępującym ani H. Rzewuskiemu, ani Domejce.
Z rozmów z Mickiewiczem zapamiętał i przekazał nam Pol kilka zdań znamiennych, dowodzących, jak bystro przeniknął piewca Dziadów naturę i rodzaj talentu Pola. Polowi nie zbyt może do smaku przypadły rady Mickiewicza; ironicznie zauważył we wspomnieniach, że były to rady, „za któremi sam Mickiewicz nigdy nie poszedł“; ale z całości przemówienia arcymistrza pieśni naszej widać dobrze (z czego sam Pol nie mógł sobie wtedy zdać sprawy), że owe rady szły z głębi duszy, przepełnionej wówczas pokorą ks. Piotra z III cz. Dziadów i przejętej rozczytywaniem się we wskazówkach Saint-Martin’a:
„Czytałem — mówił wtedy Mickiewicz Polowi — coś napisał; daję ci patent na pisanie piosenek. Bądź synem wiernym Kościoła; religja jest najwyższem uczuciem. Zejdź do chaty i małego dworku i mów tym językiem, jakim zacząłeś. Nie radź się nikogo i nim napiszesz, nie mów z nikim, o czem masz pisać. Puszczaj bezimiennie w świat swoje piosenki i nie drukuj, a jeżeli wrócą do ciebie, wtenczas dopiero poznasz, że się przyjęły...
„Jeżeli poezje twoje obejdą w odpisach ziemie polskie i powrócą do ciebie, jeżeli je będą przepisywać i podawać sobie, nie pytając nawet o to, skąd się wzięły i kto je napisał; jeżeli jako wędrowne ptaki powrócą do ciebie, nie tym szlakiem, jakim w świat odleciały — wówczas możesz poezje twoje drukować śmiało, bo staną się one nie twoją, ale cząstką własności narodu...“
Przebyły tę ogniową próbę istotnie Pieśni Janusza. Wzięły jakby bierzmowanie z arcykapłańskiej ręki Mickiewicza; chrzest bowiem z krwi i ducha przeszły już przedtem na polach bitew narodowych.
Z taką Pieśnią, z sercem drżącem od wzruszenia powitał w końcu lata 1832 r. Pol ukochane Mostki pod Lwowem, a w nich najdroższe rodzinne głowy. Rok tylko przebył zdala od swoich, ale jakiż to rok brzemienny w następstwa na całe jego życie: krzyż „Virtuti militari“ na piersi, pałającej żądzą ofiary dla narodu, a w nagrodę: wiosna drezdeńska z Klaudyną Potocką i Mickiewiczem! Na lat kilka przed śmiercią, w prelekcjach lwowskich o literaturze polskiej, wyrywało się jeszcze Polowi westchnienie: „Były to piękne czasy; niejeden młody człowiek brał tam natchnienie i może jeszcze zapasem owej chwili żyje aż dotąd“.
Jakoż tak było z nim samym.

ZNACZENIE „PIEŚNI JANUSZA“

Pieśni Janusza wyszły z druku w r. 1833, ale w obiegu księgarskim były dopiero w r. 1835, bez nazwiska poety, który taką osłonił się tajemnicą, że wydawca, Aleksander Jełowicki jeszcze w r. 1838 nie wiedział, kto jest ich autorem[3]. Spełniły się życzenia Mickiewicza: Pieśni Janusza krążyły częściowo w odpisach już w jesieni 1832 r., a zatem przed drukiem paryskim; dorabiano do niektórych muzykę, śpiewano, uczono się ich z zapałem na pamięć. Grała w nich dalej pobudka r. 1831; żył duch, który uszedł cało z klęski wojennej.
Pol, jak wiemy, próbował i dawniej rymów, za czasów studenckich; były to próbki, pozbawione życia i siły. W sobie miał on wprawdzie spory zasób książkowego oczytania, ale był to materjał nieruchomy. Iskrą z nieba, która wznieciła w nim pożar uczuć, była wojna r. 1831. Życie jego ówczesne, kilkumiesięczna wyprawa z Wilna pod Chłapowskim do granic pruskich, to był jakby szereg narodowych objawień. Poznał wtedy kraj nieznany przedtem, a bratni, poznał ludzi cichego poświęcenia i niepożytej energji; obcował z wiarusami z pod Kościuszki i Dąbrowskiego, a przy nich widział młodzież, filareckim ożywioną duchem. Przeżył wtedy miesiące ekstazy patrjotycznej i jej ogniem rozgorzał. Bitwy, przeprawy i potyczki były dla niego żywem źródłem natchnienia. Huk dział go podniecał, nie narkotyk żaden. Sine dymy ognisk obozowych, wojskowe pobudki: oto piastuny rodzącej się Pieśni Janusza. Poezja czynu wyzywała do uwiecznienia się w słowie, zapalnem jak proch, a melodyjnem jak tentent kawalerji, pędzącej do ataku. Wezbrało uczucie, tłumione przez lata i rozlało się potokiem pieśni niezrównanych; większych nie miał już utworzyć przez całe życie. Była to przebujna, błogosławiona wiosna jego twórczości: cała niwa natchnień pokryła mu się wtedy najrozmaitszem kwieciem polskiem wszelkich barw i woni. Cały przyszły Wincenty Pol objawił się już w zarodczej sile Januszowych Pieśni. On sam przez resztę życia snuć będzie z przebogatej przędzy natchnień roku 1831-go.
Pieśni Janusza były niezwykłem zjawiskiem w poezji naszej. Różniły się one stanowczo od wszystkiego, z czem dotychczas romantyzm polski wystąpił. Nastrój i ton były odmienne. Pol jest tu sobą od początku do końca. Nie naśladuje nikogo, nie potrzebuje wprost żadnego wzoru literackiego. On czerpie wprost ze źródła, które trysnęło tak hojnie w r. 1831. Bezpośredniość wrażeń, przelew natychmiastowy życia w poezję dokonał się tu w sposób niezrównany, powiedzmy: niesłychany w dziejach poezji polskiej. Jak widział i słyszał, tak zapisał — a że to, na co wówczas patrzał, było istotnie działaniem twórczem narodowego ducha — więc też naród cały poznał się i ukochał w Pieśniach Janusza. Pol ogarnął bowiem całą skalę narodowego życia; nie uronił ani jednego zasadniczego tonu. Podobien wędrowcowi, co niespodzianie zaszedłszy w kraj nieznany a pełen uroku, zachwyca się malowniczością jego, podziwia niwy i łąki, lasy i wzgórza, wody jezior i rzek — ten potomek obcych przybyszów miał w sobie całą świeżość uczucia, dziewiczą wrażliwość na piękno przyrody i duszy polskiej; a to, co szło mimo oczu i uszu innych pieśniarzy, Polaków z dziada, pradziada, to jemu, synowi austrjackiego urzędnika, grało w duszy cudowną melodją. Stopami swemi przemierzył całą Rzeczpospolitą („Od Beskidów do Pomorza, z Litwy aż do Zaporoża całą Polskę znam...“) i rzekłbyś, że z każdym krokiem wędrowca wchodziła weń polskość do szpiku kości, do samej głębi duszy.
Proste są jego piosenki, niewymyślne słowa; dziwna gibkość wiersza, czerstwość i zdrowie biją z każdej niemal zwrotki. Rytmiczność Pieśni Janusza jest niezrównana, z przewagą rytmu tanecznego: mazura lub krakowiaka; pieśni te prawie proszą się same o muzykę; deklamować ich zwykłym głosem niesposób. Trafne użycie rymu męskiego, doskonałe zastosowanie jednozgłoskowych wyrazów i strof trocheicznych, nadało Pieśniom Janusza żołnierski ton obozowej pobudki (Grzmią pod Stoczkiem armaty; O ojczyźnie i o sławie nuci młodzież po Warszawie; — Hałas, tartas po Poznaniu — i w. in.)
Charakterystycznem znamieniem jego stylu poetyckiego jest przewaga wrażeń słuchu nad wrażeniami wzroku. Styl jego nie maluje, nawet nie rysuje, nie daje obrazów barwnych; natomiast nurza się cały w tonach, w melodji, w asonancjach; nawskróś jest dźwięczny. Stąd płyną wielkie zalety śpiewności wiersza; ujemnych jego stron możnaby się dopatrzyć w pewnem zaniedbaniu barwności. Może przyczyną był wzrok od dzieciństwa słaby; na jedno oko prawie nic nie widział, wiadomo zaś, że na starość ociemniał.
W długie opisy Janusz nie ma czasu się wdawać. Jego pieśni, to jakby szkice na żołnierskim bębnie kreślone przez dziarskiego wojaka. Sonetów wojennych on nie napisze, jak Garczyński, bo czuje contradictio in adjecto; ale poświstując obozową nutę, wyśpiewa wieczorem przy ognisku, na co w dzień patrzał, powtórzy, co zasłyszał wśród huku dział i trzasku karabinów na polu bitwy (Podjazd. — Patrol. — Pobojowisko pod Wawrem). Uczucia proste wyrażają się tam poprostu, szczerze, bez upiększeń, tak, jak istotnie mogła wtedy mówić „dusa krakowska“ między rannymi i pomiędzy trupy...
Stało się, jak przepowiedział i życzył Mickiewicz: niejedna z Pieśni Janusza weszła w naród, jakby jego własność: śpiewano je po przedmieściach i dworkach. Roznosiły one wszędzie zapał do wolności, krzepiły nadzieję, prostotą i wdziękiem wnęcały się tam, dokąd ważniejsze, głębsze utwory nigdy trafić nie mogły. Pol bowiem umiał do każdego przemówić jego językiem: „ja pieśń z ludu mam dla ludzi“. Jego chłopi przemawiają bez afektacji i maniery, z odcieniem gwarowym, stosownie do tego, czy mówi Mazur, czy Kaszub, czy Krakus. Język to czysty, nie podrabiany i oddaje wiernie sposób myślenia i uczucia ludu, prostego żołnierza. A z jakiem dopiero mistrzostwem, z jakim rozmachem odtworzył Pol mowę i niemal ruchy konfederatów i szlachty drobnej z ostatnich lat Stanisława Augusta. Tu czerpał z własnych, studenckich czasów, kiedy wsłuchiwał się w opowiadania starców. Z upodobaniem kreślił w Pieśniach Janusza sceny z życia szlacheckiego, tworzył pierwsze w literaturze naszej gawędy, przed Panem Tadeuszem, przed Pamiątkami Soplicy. Przyszły autor Przygód Benedykta Winnickiego już jest w gawędzie p. t.: Wieczór przy kominie, a późniejszy nastrój Mohorta ma już Szabla Hetmańska. Proklamacja Chorążego jest jakby żywcem wydarta ze starych raptularzy; w sukmanie krakowskiej Kasztelanica (Szabla Hetmańska) widać Kościuszkowskie tendencje, z całego zaś wiersza wieje duch powszechnego zbratania...
Pol pochwycił żywą nić tradycyj szlacheckich i snuł ją dalej z łatwością niesłychaną. Nikt przed nim takim wierszem, takim rytmem, takiemi obrotami i zwrotami nie władał:

Stanisław był królem — kiep, odpuść mu Panie!
I takie to było jego panowanie;
Bo ani do tańca, ani do różańca,
Nie miał też afektu u szlachty, bo z pruska
Miał czuby strojone, a westy z francuska.
Pokaźny to niby na oko, a tchórzył,
Łaskawy to niby, a naród oburzył.
............
Ja byłem już wówczas na mojej zagrodzie
I żyłem z somsiedztwem w szczerości i zgodzie;
A była tam, panie, szlachcianka uczciwa,
Ba, dziewka, by rzepka, figlarna i żywa!
Więc miałem się żenić; lecz coś mnie ubodło:
Ej! milsza ojczyzna! Wskoczyłem na siodło —
Przyjeżdżam: „Bądź zdrowa!“ — ha, darmo się smucić...
Żal było, lecz umiał człek jakoś to rzucić;
I dalej, na czyste, na tany sierdziste!
Co komu się godzi? Kto kogo podchodzi?
Ha, różnie bywało, jak zwykle w obozie:
Był człowiek pod wozem, lecz częściej na wozie...
Na ostro kochano Ojczyznę, nie płazem.
Broń tylko składano z żywotem zarazem!...
............
(Wieczór przy kominie).

W świecie pojęć, sympatyj i antypatyj drobnej szlachty obracał się Pol, jakby w nim wiek przeżył. I czy nie jest to znamiennem i pouczającem, że równocześnie prawie powstające, o rok wcześniejsze Pieśni Janusza, czerpią swe soki żywotne z tych samych ostoi polskości, z tych samych zaścianków i dworków, wśród których wzrastał Pan Tadeusz? Typy i sytuacje są i tu i tam łudząco podobne rodzinnych rysów podobieństwem, tym samym duchem, co wydał oba arcydzieła. Ks. Robak agituje wśród szlachty okolicznej i toruje drogi wojskom napoleońskim; ale i w Pieśniach Janusza

Nad brzegiem Niemna jest puszcza ciemna
A pośród puszczy klasztorek mały;
W nim co nocy zakonnicy
Leją kule przy gromnicy
Już miesiąc cały.

„Pewnie coś będzie“ — mówi lud wszędzie
Kiedy się krząta sam ksiądz Ambrozy,
Kiedy gniewem Bożym grozi,
A co nocy gdzieś wywozi
Ładowne wozy.

Nie darmo woził, nie darmo groził...
(Pożajście)

Możnaby dalej snuć analogje i wykazywać, jak Dziad z Korony u Janusza podobnie sprytnie w karczmie pobudza młódź litewską do czynu, jak ks. Robak w IV księdze Pana Tadeusza i podobnych używa argumentów; możnaby zestawić takim samym złotym humorem owiane typy szlachty z zaścianku Dobrzyńskiego z tą niedaleką stroną, kędy „Oszmiana z naszą Lidą Zawsze razem idą“ i kędy to

Matuszewicz z Owsianiszek
I Tur z pod Olity
I Senkowski z Górnych Szyszek
Wpadli na trakt bity: —

można wreszcie przypomnieć sobie, że jak Pan Tadeusz wykpi przerażonych po klęsce Jenajskiej landratów, hofratów, psubratów, — tak Pieśni Janusza dadzą szkicowo rzucony obrazek:

Hałas, tartas po Poznaniu
Każda chwila wieści sieje,
Wszyscy mówią o powstaniu,
A Prusak truchleje...

Wszystko razem świadczy, że obaj poeci czujnem uchem wyczuwali tętno ówczesnego życia narodu i czerpali z tych samych głębin, z tych samych nieprzebranych pokładów.
Artyzm wykonania był oczywiście odmienny. Urok Pieśni Janusza tkwił głównie w uczuciu męskiem, żołnierskiem; to uczucie dobrało sobie formę jedynie odpowiednią, niezrównaną w prostocie i śpiewności. Były to bowiem w najpierwotniejszem znaczeniu pieśni, których zwykłym głosem deklamować nie można prawie, bez zatarcia cech istotnych.
Boć nie myślami imponują te Pieśni, tylko uczuciem. Zakres myśli w nich ubogi, jak ubogie były strzechy zaścianków, których jedynem bogactwem był niewyczerpany zapas poświęcenia dla sprawy narodowej.
Filozofja zaś Pieśni całkiem prosta, barska: kropić, kropić i kwita! Wszystko w Pieśniach proste i jasne; dla wielu dzisiaj za proste i za jasne. Janusz z własnemi nie rozwodził się żalami: „Ja pieśń z ludu mam dla ludzi, Żale toną w głąb“ — ani wątpił jeszcze o sile i skutkach pieśni i nie pytał w niepewności, jak późniejsi:

O, pieśni, czyli ty nie będziesz daremną?
O, pieśni, co się z tobą stanie?
Będziesz-li ulgą siostrze, bratu?

ani też żaden reżyser nie ośmieliłby się wówczas kpić z niego:

Widocznie brak ci tematu!!

Tematu nie brakowało Polowi ani wówczas, ani potem; w Pieśniach Janusza trzymał się on jednak z umysłu przeważnie poziomu żołniersko-ludowego. Ale nie byłby chyba poetą z r. 1831, gdyby pominął nastroje głębsze, sięgające do dna duszy znękanej Narodu, co z upadku czasowego najświętszej sprawy Wolności wynosił nietknięte skarby wiary w ostateczny triumf Polski, triumf, związany ze sprawą wyzwolenia nie tylko jednego narodu, ale ludzkości. I dlatego po wyjątkowym w Pieśniach Janusza, byronicznie usposobionym Belwederczyku, który „zna rozpacz ludów, zna gwałty rządów i burze serca i losów“, po tem, u Janusza chwilowem przygnębieniu, które z zaciętością głosi, że „i rozpacz szczęściem być może“ — nastąpiła Pierwsza Rocznica z natchnionem exoriare aliquis, wróżącem, że „wstanie mąż wielki z tych polskich kości... z uczuciem krzywdy mego narodu, a z mieczem całej Ludzkości!“ Wierzył poeta, że „będą nasze więzienia ciemne miejscem odpustu Ludzkości“; wierzył z zapałem, że ogniwa kajdan polskich narody rozbiorą jak relikwje na cześć Swobody, że ofiary despotyzmu uświęcą po latach „ołtarz nowego świata“, kiedy to z ziemi tej „znikną po wszystkie wieki — rody carów niesławe“. A w związku z tą wiarą głęboką wyciśnie na zakończeniu Pieśni Janusza podniosłe znamię owo Proroctwo Kapłana Polskiego, wróżące naprzekór strasznej rzeczywistości ówczesnej przedświt dni lepszych, mesjaniczną zapowiedź, że „wszystkim Ludom pójdziesz, Polsko, przodem“.
Hymnowi Lamennais’go, który rzucał Narodowi, znękanemu upadkiem Warszawy zapewnienie, „że ten grób kolebką Twoją“, odwtórzył janusz natchnioną wróżbą: „polskie wody będą cześć Twą grały“. — Woronicza motto u wstępu i Woroniczowy duch u końca Januszowych pieśni — to chyba nie prosty przypadek, to ideowa nić, niepozornie a silnie wiążąca równiankę Pieśni Janusza.
Wsiąkły one w naród cały, spragniony otuchy jak spiekła ziemia dżdżu. Żadna pieśń Mickiewicza lub Słowackiego nie dotrzymała wówczas kroku Pieśniom Janusza w ich triumfalnym obiegu po całym obszarze Polski, żaden z mniejszych poetów nie wydobył w roku 1831 takiego dźwięcznego, zachwycającego tonu: ani Goszczyński, ani Garczyński, ani Witwicki lub Gosławski nie napisali bodaj jednej takiej strofy, jakich tyle rzucił Pol w Pieśniach na lot sokoli od Warty po Niemen.
I lat wiele, bardzo wiele przeszło nam bez takich Pieśni.
Próbowano nieraz sztucznie wznowić ton Janusza. Jak zwykle, podrabiano to, co najbardziej w ucho wpada: i rytm, asonancje, odrębność zwrotki; ale chociaż podrobienie z mistrzowskiej płynęło dłoni, przecie naśladownictwo poznawano odrazu... Nic nam Pieśni Janusza nie zastąpiło, nic ich nie przewyższyło. Pol sam miał tylko jedną taką wiosnę natchnienia w życiu, jeden jedyny rok wojny i nadziei i wolności.
Dziś lepiej rozumiemy i oceniamy zasługę Pola. Rewolucja roku 1831-go nie zdobyła się na własną pieśń bojową. Warszawianka była surogatem obcym — Delavigne nie mógł przecie stworzyć nam polskiej Marsyljanki; ale co boleśniejsza: żaden z poetów, patrzących na dni promienne po nocy listopadowej, nie wydobył z lutni swej tak przejmującego dźwięku, iżby mu naród cały dreszczem uniesienia odwtórzył. Wszak Suchodolskiego i innych śpiewki nie dorastały ani wysokości, ani grozy chwili przełomowej... I trwała bohaterska walka bez bohaterskiej pieśni; a przecież świetne chwile wojny narodowej zasługiwały na to, aby z pobojowisk Grochowa i Wawru na skrzydłach wielkiego natchnienia ulecieć ku potomności.
Otóż jeden, jedyny Pol uratował wtedy honor poezji narodowej Pieśniami Janusza. To jego wielka, niezaprzeczona, niepożyta zasługa; z całej puścizny poetyckiej ta Pieśń o roku 1831-m wyszła nietknięta, czysta, nieskalana żadnym uwłaczającym sądem. Wojna narodowa owiała ją swem wielkiem, rzeźwiącem tchnieniem: z pogromu dziejowego ta pieśń uszła cało, tłum ludzi obiegła, by krzepić wiarę i budzić nadzieję.

LATA PÓŹNIEJSZEJ TWÓRCZOŚCI
Nastały po Pieśniach Janusza dla narodu lata szare, obumarłe, bezwładne po wysiłku krwawym.

Była chwila po pogromie,
Gdzie stać mogła na wyłomie
Tylko pieśń, jak Duch!
Pieśń, jak upiór i jak mara:
Aż znów miłość, aż znów wiara
Pchnęła dusze w ruch!

Pol nie przestawał tworzyć i przygotowywał drugi tom Pieśni Janusza. Snuł dalej wątek świeżych wspomnień: czas jakiś nad gawędą staroszlachecką wzięła górę nuta ludowa i mieszczańska: Historja szewca Kilińskiego, Obrazy życia górali (Z Podróży); wreszcie synteza niejako idei zbiorowej, promieniejącej już z pierwszych Pieśni Janusza, ale tu świadomie streszczona: Pieśń o ziemi naszej, gotowa już w r. 1835. Łączył Pol w pieśni, co było pozornie rozerwane kordonami. Sławił siły świeże, niezużyte, do życia się rwące: wieśniaka, górala, rzemieślnika. Dał bardzo wyraźne dowody szczerego demokratyzmu i z głębi serca wzdychał ku przyszłości, którą chciał widzieć zdrową a potężną „jak lud kmiecy, co ją dźwignie swemi plecy.“ Szlachcie nie schlebiał zaiste, kiedy „znarowionej“ życzył, by jej Bóg dał „rozum kmiecy“. A o czystość i świętość tego ludu dbał jak o skarb najdroższy, kiedy dawał smutną i przestrogę i przepowiednię zarazem, na góralach naszych sprawdzoną:

„Żal mi, żem góry i ten lud pochwalił,
I sam na siebie prawiebym się żalił,
Bo jako biją szkodnicy jastrzębie,
Tak uderzycie na stado gołębie!

Was nie rozjaśni ten świat swym uśmiechem,
Ani was natchną góry swym oddechem,
Ani was górskie wody nie obmyją,
Ani w was prawdy ludu nie ożyją!

Bo na to, byście stąd wracali krzepsi
Na duszy waszej i ciele wzmocnieni,
Potrzeba, byście tu przybyli lepsi.
A ludzie po was nie byli zgorszeni!“

Pol, złożywszy hołd tendencjom demokratycznym swych czasów,[4] objąwszy całą duszą i jakby przytuliwszy do piersi całą ziemię naszą, wyśpiewawszy jej uroki i pożytki, spełnił poniekąd, co mu obowiązek obywatelski nakazywał. Z rzeczywistości, z dni płynących, wziął co mógł najlepszego i roztoczył przed społeczeństwem; ale w rzeczywistości tej z każdym rokiem coraz mniej widział ponęt i poetyckiej podniety. Były to ciężkie czasy reakcji i represji, „zaniosło się na długo“ (wedle wyrażenia Z. Krasińskiego) i znękany umysł odwracał się z bólem od szarzyzny i pomroki dżdżystej, która mżyła po świecie. W myśli mknął ku przeżytym promiennym dniom młodości lub dzieciństwa.

Iluż to wtedy poetów z arcymistrzem mówiło sobie:

Te kraje radbym myślami powitał,
Gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał,
Kraje dzieciństwa...

Pol wracał stale do wspomnień najwcześniejszych, a gdy bieg życia niósł z sobą, że raz po razu spotykał typowe postaci starców, będących żywą kroniką lat ostatnich wolnej Rzpltej, poeta lgnął ku nim sercem, przykładał ucho do piersi, bijących dawnem tętnem gorącem, niejedną chwilę przeżywał górnie, jako przodkowie niegdyś całe życie.
Rodzaj umysłu jego był nie tyle twórczy co odtwórczy, zależny bardzo od otoczenia, z ludzi czerpiący. Im dalej w lata po r. 1831, tem mniej mogła mu dać jałowa i beznadziejnie smutna rzeczywistość. Natomiast przeszłość wnęcała się do duszy jego głosem zrozumiałym i wabiącym do czynu: głosem konfederacji barskiej, legjonów, ruchawek narodowych. Od dziecka słuchał do zapamiętania się starców, przyswajał sobie ich mowę prostą, czasem rubaszną, niezawsze okrągłą i ogładzoną, ale jędrną, kipiącą życiem, jak fala górskiego potoku.
Wraz z tą mową wsiąkał weń cały świat wyobrażeń starodawnych, sympatyj i antypatyj, świat myśli ubogi, ciasny, ale własny. Literackich wpływów tak jakby nie zaznał; byronizm ledwie go musnął swem czarnem skrzydłem (Belwederczyk), żadnej gorączki naśladownictwa nie przebył, odrazu, za przewodem starców wszedł na twardy grunt narodowych szlaków, do których inni poeci dopiero po latach z obłędnych dróg nawracali. Kto mu zarzuca, że z czasem jednostronnie i niekrytycznie rozmiłował się w schyłku XVIII wieku, ten chyba nie pamięta, że naród cały krzepił się wtedy bliższą i dalszą przeszłością. Poeci nasi i powieściopisarze wyczuwali wtedy instynktem to łaknienie ogółu i karmili go, każdy po swojemu: to Panem Tadeuszem, to Pamiątkami Soplicy, to Beniowskim, lub Wernyhorą, to Kontuszowemi Pogadankami lub pseudopamiętnikami Rogowskiego i t. d.
Powszechnie odczuwano w latach 1830-1840, że ma się pod koniec szlachetczyźnie, i zanim do grobu zstąpić miała, łowiono chciwie, bądź z patrjotycznych, bądź z estetycznych tylko, lub wreszcie antykwarycznych pobudek, łowiono tęsknym wzrokiem: stroje, miny, gesta, mowę znikających z każdym rokiem ostatnich wojskich, podkomorzych, cześników, konfederatów, legjonistów. Ową powszechną tesknotę za przeszłością barwną, rojną, huczną, burzliwą, pełną winy i wina, ale pełną też animuszu rycerskiego, a nie tak znowu całkiem z cnót obraną, jakby się zacietrzewionej krytyce wydawało — oddał niezrównanie, gienjalnie, któż? — właśnie Słowacki:

A choćby i znów powstał lud z rozpaczy,
Któż Polskę taką, jak była, zobaczy?
Czy jaki rycerz, ścięty od zawoja,
Na zmartwychwstałą powie: Matka moja!?
Czy jaki z grobu wywołany miecznik
Pozna ten blady, dzisiejszy słonecznik,
Co za nowości gwiazdą się obraca?
A gdzież są dzisiaj te pany w żupanie,
U których w sercu cnót na króla stanie?

Pol, z natury uczuciowy, zatęsknił do przeszłości i w niej szukał uzdrawiającego kordjału. Los zdarzył, że poznał starców, rozmiłowanych w ostatnich latach wolnej Rzpltej, a umiejących silnem i pięknem słowem mówić o przeszłości poprostu, bez mędrkowania i bez żółci. — Było między nimi a Polem wielkie powinowactwo duchowe; tylko w takich gawędach z Winnickim, Krasickim, Morelowskim i tylu innymi czuł się Pol dobrze. Rozumem ich nie przewyższał; sam o rozumie swym niewiele trzymał, twierdząc, że dopiero Józef Kremer, „jaki taki ład w głowie jego zaprowadził“; wyobraźni też tęczowej, olśniewającej nie posiadał; ale miał pamięć olbrzymią, w której gromadził światy całe opowiadań i gawęd staropolskich i miał silne, gorące uczucie, którem ogrzewał drugich. Nieprzeparty miał być urok jego osoby i rozmowy. Otóż to uczucie jego nie mogąc czerpać li tylko z świata własnych udręczeń duchowych, lub z świata rojeń fantastycznych, szukało pobudek nie w sobie samym, bo wielka prostota i większa jeszcze skromność nie pozwalały mu drugich zaprzątać swoją osobą — ani też pobudek twórczych nie szukało na księżycu i gwiazdach, ale na ukochanej ziemi rodzinnej, w jej życiu, w jej przeszłości.
Świeżość pochodzenia polskiego sprawiła, że szczep przyswojony przyjął się na starym pniu tradycyj polskich i z nich przedewszystkiem, a potem nawet z nich wyłącznie, ciągnął soki ożywcze. Była w tem — rzekłbym — poniekąd konieczność psychiczna. Organizacja jego umysłowa i duchowa żyła poprostu tradycją od lat najmłodszych. Chcieć go z niej wyzuć, lub od niej odciąć, znaczyłoby to chcieć zrobić z Pola artystę-estetę, którym on nigdy nie był i być nie mógł. Czuł on wybornie, że w tej przeszłości tkwią pierwiastki jego siły twórczej. Nie miał filozoficznego ani uzdolnienia, ani wykształcenia, aby z przesłanek przeszłości i teraźniejszości snuć wnioski, jaką będzie przyszłość. Głowy Krasińskiego nie miał, ale uczuciem chyba mu dorównał. Uczucie zawiodło go na turnie, z których zapatrzył się chciwie i miłośnie w świat ginący i ani się spostrzegł, jak się tam zadomowił na resztę życia.
Wspomniałem, że nie był Pol filozoficznym umysłem, ale nie znaczy to, jakoby nie zdawał sobie sprawy z zagadnień życia, jakoby nie czuł i nie rozumiał, ku czemu świat idzie. Owszem, jasno widział, na co się zanosi — ale i to wiedział, że z zamętu nieprędko wyjdzie nowy jakiś trwały porządek! Widział,

Jak bez nadziei, miłości i wiary
Na dwie połowy gawiedź się rozdarła
I staje niby pod dwoma sztandary.
I jedni pragną woli swojej znamię
Wypiec na duszy okutego świata;
A drudzy rwą się uzbroić swe ramię
I całą ludzkość zmienić w topór kata.

Gdy w jednych nie widział cnoty, a w drugich rozumu, poeta trzymał się na uboczu, źle wróżąc wiekowi, gdzie karły bez siły biorą się z dumą do wielkiej roboty; wierzył jednak w ludzkość, wierzył w zaranie lepszej przyszłości:

Rodzące bóle i trwogi skonania,
Które dziś ludzkość i trapią i palą,
Są tą jutrzenką owego zarania,
I one przyszłość szczęśliwsza ustalą.

∗             ∗

Nie będziemy szczegółowo przechodzić dalszych objawów jego twórczości; nie zamierzaliśmy bowiem tu dawać pełnej charakterystyki całej postaci. Chodziło nam tylko o wydobycie na jaw zasadniczych, głównych pierwiastków tury duchowej Pola w Pieśniach Janusza, któremi łatwo już objaśnić i zalety i ujemne strony całej jego poezji.
Nadzwyczajna obfitość słowa była jej błogosławieństwem, ale była też niebezpieczeństwem. Łatwość niesłychana wiersza dodawała skrzydeł uczuciu, kiedy szło o wylew patrjotyczny w Pieśniach Janusza, ale taż sama łatwość folgowała potem rozwlekłości i gadatliwości niewyczerpanych anegdot szlacheckich. Potoczystość opowiadania wzbierała nieraz potokami słów bez głębszej treści. Zato prostota, jasność i ludzkość jego poezji wynagradza niejeden brak. Docierał Pol do tłumów, do tych sfer szerokich, które nie mogły jeszcze zrozumieć i ocenić Krasińskiego lub Słowackiego. Na ogół biorąc, poematy jego większe, źle zbudowane, bez artyzmu i stopniowania, bez urozmaicenia treści, nie wytrzymały próby czasu i zaszkodziły utworom drobnym, dziś zapomnianym, a zawierającym szczere perły natchnienia,[5] (Leśne jezioro, Pierwsza noc we dworze, Ranek w puszczy i tyle innych). Sam Pol wyżej je stawiał od swych większych poematów, nawet od Mohorta wyżej. Tam kryła się skromna i wrażliwa dusza poety.
Tendencyjność większych poematów, ich jednostronność i wyłączność zaszkodziła dawniejszej popularności Janusza, przyćmiła blask jego Pieśni, które dzisiejszemu pokoleniu nie mówią już tyle, co dziadom i ojcom naszym. Ale poezja Pola, przeszedłszy pod koniec zeszłego wieku czyściec niezasłużonej obojętności — ostanie się w najistotniejszej swej treści jako szlachetny, rodzimy kruszec trwałego blasku i mocy. Kto zechce kiedyś, po wielu, wielu latach wiedzieć, co czuły, myślały, co kochały i czciły, a czego nienawidziły pokolenia najbliższe rozbiorem Polski, sięgające w młodości Barskich i legjonowych czasów — ten najwierniejsze, najprawdziwsze echo odnajdzie w poezji Pola.
Surowy sędzia całej jego puścizny poetyczno-społecznej, Spasowicz, w końcowych uwagach zmuszony był przecie hołd mu złożyć i tak mówił:
„Był to mistrz wielkiej ręki, talent oryginalny, silny, niezbyt bogaty w pomysły... Widnokrąg jego pojęć nie przekraczał nigdy granic jego narodowości i wiary, którą on nierozłącznie wiązał z narodowością, miłując je z pewnym szowinizmem i z upośledzeniem wszystkiego, co leżało poza ich obrębem. Stąd pochodzi, że był on wyłącznie polskim poetą... Pozostanie wielką jego zasługą, że był poważnym stróżem wielkich grobów, drogich pamiątek, że krzepił wiarę, bo sam mocno wierzył“.
Tak jest istotnie. Dodam jeszcze, że był to ostatni u nas piewca rycerskiej przeszłości, istny Mohort staroszlacheckiej poezji. Z nim ona poszła do grobu. Czyżby jednak naprawdę poezja Pola miała być tylko relikwją przeszłości, bez ziarn plennych na przyszłość? Czyżby na dzisiejsze czasy poezja ta nie miała już mocy ożywczej i krzepiącej? Nie sądzę. Przeciwnie, uważam, że Pol, nie obdarzony ani filozoficznym umysłem, ani dbający o artyzm kompozycji, miał przecie wielki instynkt narodowy, czuł burze idące wieku swego i jak przeczuwał rok 1846, tak przewidywał smutki pokoleń po r. 1863 i wielką troskę dni dzisiejszych. Wcześnie zrozumiał, że możemy niejedno utracić z tego, co wysławiał w Pieśni o Ziemi naszej; ale przyszłość narodu opierał na ostatniej, niezdobytej twierdzy, na Domu naszym, tej ostoi życia i ducha polskiego.
I w Pieśni o tym Domu złożył niejako arkę przymierza między dawnemi i młodszemi laty, owoc rozmyślań długoletnich i przestróg czujnego serca. Uczył, że wszystko zdobyć trzeba pracą i zasługą własną, spłacić dług żywota, „co świat dawa na zaranie, każdy uścisk wiernej ręki, poświęcenie i kochanie...“ Uczył, że na tej naszej, polskiej drodze życia stąpać trzeba będzie nieraz po gadach i po zdradach:
„Gdy brać będą to za siłę, co gorączki jest znamieniem; gdy opaszą cię pierścieniem świetne mózgi, serca zgniłe, co się niby rwą do czynów, a słowami tylko płacą; co z krzywd tylko się bogacą i przez hańbę do wawrzynów idą drogą świętokradzką!“
Uczył dalej, że „nic tak bardzo już nie boli, jak niecnota własnej braci, która piekłu haracz płaci.“
A wkońcu uczył wytrwania, najtrudniejszej sztuki: „Wytrwać, wytrwać! to zadanie, kto poczciwej sprawie służy: choć ci wszystko w poprzek stanie, w burzy serca, w życia burzy. Chociaż swoi się sprzysięgą przeciw tobie w zdradnej radzie, chociaż piekło swą potęgą tysiąc zapór ci pokładzie — wytrwaj synu! w Bożej próbie, w wielkiej chwili przesilenia!“ Ufał zawsze, że „kraj się pracą i ofiarą z tej otchłani wydobędzie i odmierzy własną miarą, gdy zasiędą ziemi sędzie.“
Do tej pieśni o Domu naszym szły mocne otuchy wiary w to, co najlepsze w narodzie; jawiło się miłości „rajskie lice i nadziei święte nuty“; wiązały się z tą Pieśnią uroczyste echa Psalmów, złociły ją różowe, drżące promienie Przedświtu; „a kto serce ma i ducha i tej pieśni się przysłucha“, przyzna, że są w niej zawsze jeszcze pierwiastki rodzimej siły na dalsze życie.
W pośmiertnych papierach Pola znalazła się ostatnia pieśń Januszowa, ostatni dźwięk lutni, która wiernie do mogiły służyła polskiemu duchowi. Miał w niej prawo Janusz żegnać naród z za grobu krótką sprawą żywota swego: „w walce stałem, i z miłością ziemi dałem, com od Boga wziął“.
Dlatego pieśń tę ostatnią dołączyliśmy na samym końcu Pieśni Janusza, jako śpiew łabędzi, jako zgodny a rzewny akord starca, żegnającego wiosnę dni swych rycerskich, kiedy to „rósł w pieśni“. co obeszła nas koleją „sercem, wiarą i nadzieją“.

TEKST PIERWOTNY — OBJAŚNIENIA

Pol ma tak obszerną skalę głosu w Pieśniach Janusza, od ludowo-żołnierskiej strofki, aż do poważnego nastroju Pierwszej Rocznicy i do mistycznej głębi Proroctwa Kapłana Polskiego, że w porównaniu z poprzedniemi, nieudolnemi próbami wierszy z czasów lwowskich, z lat 1827-1830, zdumiewa nas jego rozrost nietylko siły twórczej, ale wydoskonalenie języka i stylu poetyckiego. Wiemy wprawdzie, że młody Pol usilnie pracował nad sobą, że skrzętnie w osobnych zeszytach gromadził wypisy i notatki z czytanych pisarzy staropolskich[6], ale nie wszystkie zeszyty się dochowały, brak nam więc materjału do skreślenia rozmiaru tych studjów stylistyczno-językowych. Prawdopodobnie jednak więcej Pol zawdzięczał żywemu słowu starców, sięgających epoki Stanisława Augusta i Księstwa Warszawskiego, aniżeli rozczytywaniu się w pisarzach naszych wzorowych. Bądź co bądź w urywkach, wypisanych nad poszczególnemi pieśniami, wedle mody ówczesnej literackiej (że tylko przypomnę motta w młodzieńczych utworach Z. Krasińskiego), mamy pewien wybór ulubionych autorów młodego poety. Zamieścił więc Janusz urywki z Jana Kochanowskiego i Krasickiego, dał motta z Niemcewicza, a co ważniejsza, z Woronicza; wszakże najwięcej przytoczył nagłówków z Brodzińskiego i Mickiewicza. Na nich to bowiem przedewszystkiem kształcił młody Pol i język swój poetycki i uczucie. Powstanie narodowe sprawiło, że i Goszczyńskiego i Suchodolskiego wplótł do wieńca poetyckich ozdób swych Pieśni — tak, jak całkiem naturalnie Proroctwo Kapłana Polskiego wyszło ze stygmatem podniosłej zapowiedzi X. Lamennais’go, która długo dźwięczeć będzie także w uszach i w myślach Krasińskiego i Słowackiego: „Próżno wołają, Polsko, żeś w grobie... ten grób kolebką Twoją“!...
Od dawna zaciekawiała nas zagadka stylu różnowzorego Pieśni Janusza, ale mniemaliśmy, że zatracił się na zawsze klucz do rozwiązania tej zagadki. Tymczasem niespodziewanie, ten sam człowiek, który za oceanem przechowywał przez pół wieku pierwsze rękopisy Pana Tadeusza, ten sam przechował początek autografu Pieśni Janusza! W archiwum emigracyjnem ś. p. Ignacego Domeyki dochowało się ośm stron autografu Pieśni Janusza, których to ośm stron podarował Pol w Dreźnie Domeyce na pamiątkę. Dzięki tylekroć doświadczonej przez nas dobroci p. Władysława Mickiewicza, mogliśmy skorzystać ze światła, które rzuca nawet fragment pierwszego rękopisu Pola na ewolucję układu i stylu Pieśni Janusza.
Autograf Pieśni Janusza nie jest bruljonem, ale własnoręczną kopją, bardzo staranną i czystą, napisaną cienkiem piórem[7]. Są tam zaledwie poprawki oddzielnych liter, nigdy zaś słów całych. Papier autografu jest koloru cielistego, lekko pożółkły, rozmiarów 19·7✕16·7 cm, linjowany, na każdej stronicy o 1 cm dokoła jest winieta arabeskowa szerokości jednego centymetra; znaków wodnych papier nie ma. Stronic jest (niestety!) tylko ośm.
Tytuł ogólny autografu: Piosnki, podkreślony w rękopisie. — Układ pieśni jest w autografie całkiem inny, niż w druku; niema tam jeszcze nagłówków pieśni, a tylko cyfry rzymskie oznaczają pierwotne następstwo Piosnek. Oto, jak się to następstwo wyraża w stosunku do pierwodruku:

Autograf:
PIOSNKI.
PIEŚNI JANUSZA
Tom I. Wydał A. Jełowicki.
Paryż 1833 in 12°.
I. (strona 1-sza) Sokoł (str. 51—53)
II. ( 2-ga—3-cia) Maroderka (str. 162—164)
III. ( 4-a) Krakusy (str. 47—50)
IV. ( 5-a) Powstaniec Litewski (str. 133—134)
V. ( 5-a) Śpiew z Mogiły (str. 178—181)
(brak numeru) Ucieczka (6-a) Belwederczyk (str. 192—194)
VI. (strona 7-a) Patrol (str. 127—128)
VII. ( 8-a) Nocleg w Czersku (str. 188—191).

Mamy tu zatem zaledwie szóstą część całego zbioru Pieśni Janusza; wybór i układ świadczą, że poecie zależało pierwotnie na tem, aby przedewszystkiem piosnki wojenne r. 1831 nadawały ton. Niema na początku autografu ani Szabli Hetmańskiej, ani Konfederata; widocznie ugrupowanie całe miało mieć zrazu inny charakter, a może podział treści wyróżniał Piosnki od Gawęd. Dochowanych ośm stronic autografu zawiera też sporo różnic między tekstem pierwotnym a pierwodrukiem. Odmianki te podane są w naszem wydaniu w odpowiednich miejscach u dołu tekstu; nie będziemy zatem tutaj ich wyszczególniać. Widać z tych odmianek, że Pol bardzo się starał nietylko oto, aby dobrać jak najtrafniejszego wyrazu i uniknąć niejasności, ale także przemieniał całe strofy, jeśli zwrot jaki wydał mu się mniej udanym. Ile na przeróbce zyskiwała piosnka, widać to n. p. z takiego Powstańca Litewskiego, który w autografie jeszcze ma taki początek:

Hej, na pięknym, białym koniu
Jedzie ktoś po błoniu.
Chorągiewką wiatr powiewa,
A on sobie śpiewa:

W druku zaś czytamy:

Jedzie szlachcic okoliczny,
Konik pod nim śliczny.
On do korda przypasany
A konik zhasany.

Tu odezwało się dalekie echo Jana Kochanowskiego („do korda przypasany“[8]) i zmieniło ułana z chorągiewką na szlachcica z zaścianka, z „okolicy“.
Czasem pierwotny rym, gwarowo zabarwiony, nie wytrzymał próby, zniechęcił poetę i cała strofa uległa zmianie, zatracając pierwotny nastrój osobisto-liryczny. Dotyczy to trzeciej strofy Belwederczyka, która w autografie brzmi:

Miałem ja krewnych, których kochałem:
Matkę, sąsiadów, przyjaciół.
Ach! miałem także... Boże, co miałem.
Trudno wymówić, com stracił.[9]

Otóż strofa ta padła ofiarą autokrytyki i zamieniła się na dość bladą w pierwodruku (str. 193):

Tam, tam na lewo droga się bierze
I płynie w kraj nasz daleki;
Tam ja dziewczynę kochałem szczerze,
Tam ją rzuciłem na wieki!


Wydanie niniejsze opiera się na wydaniu pierwszem Pieśni Janusza z r. 1833, a różni się od niego tem, że stosownie do intencji poety dodaliśmy zamaszysty i zupełnie duchem Januszowym natchniony wiersz Wachmistrz Dorosz na Litwie, wydrukowany w tem samem miejscu, gdzie mu je wybrał Pol w drugiem wydaniu Pieśni Janusza. (Tom I, str. 82-91, Lwów (a właściwie Lipsk) 1863). Dlaczego Wachmistrz Dorosz nie dostał się do wydania pierwszego? Oto dlatego, jak mniemam, że wiersz ten zawierał ostrą, acz sprawiedliwą krytykę sztabu wojskowego na Litwie powstańczej; krytyka ta mogła ulec samowolnej cenzurze którego z emigrantów-litwinów w Paryżu 1833 r., n. p. Domeyki lub E. Januszkiewicza[10].
Drugim dodatkiem, wzbogacającym nasze wydanie, jest Ostatnia Pieśń Januszowa, o której mówiliśmy wyżej.
Co do objaśnień Pieśni Janusza to w pierwszem wydaniu i w następnych mieszczą się one na końcu tomu wydrukowane po Pieśniach. Dla wygody czytelników podajemy te objaśnienia poety u dołu tekstu. Objaśnienia W. Pola wystarczały dla ówczesnego pokolenia; po latach 88 niejedno uległo zapomnieniu, niejeden wyraz jest dziś przestarzały lub mało zrozumiały. Dodałem zatem objaśnienia własne, a w wyborze wyrazów, potrzebujących objaśnienia, kierowałem się wykazem słów, dostarczonym mi przez pannę Sabinę Kowalewską, słuchaczkę Wydziału Humanistycznego w Uniwersytecie Wileńskim, za co Jej składam podziękowanie.
Pisownię stosujemy do uchwał Akademji Umiejętności; nie zmieniamy jednak pisowni wydania z r. 1833 tam, gdzie świadczy ona dobitnie o właściwościach wymowy W. Pola, lub odcieni gwarowych, umyślnie przez poetę w druku zaznaczonych.

W Krakowie, w 90-tą rocznicę powstania listopadowego.
Józef Kallenbach.




WSKAZÓWKI BIBLJOGRAFICZNE.
Wydania:

a) pierwsze: Pieśni Janusza. Tom I. Wydał Aleksander Jełowicki. Paryż 1833. in 12°, str. 276. — Poprzedzone stalorytem Antoniego Oleszczyńskiego: Kazimierz Puławski, Naczelnik Konfederacji Barskiej i t. d.
b) drugie: Pieśni Janusza. Tom I. (1831—1833). Lwów, Nakład autora, główny skład u K. Wilda. 1863 in 8°, str. 150. — W Lipsku czcionkami... Giesecke i Devrient. Tom II. (1833—1835), str. 88. Tom III. (1835—1846), str. 104.
c) trzecie: Dzieła W. Pola, Lwów 1878, Tom dziewiąty (Poezje, tom V), str. 1—131.


Studja i oceny ważniejsze:

Józef Szujski: W. Pol, wspomnienie pośmiertne, w „Przeglądzie Polskim“, 1872 r.
J. I. Kraszewski: Pamięci W. Pola, Poznań 1872.
L. Siemieński: W. Pol i jego poetyczne utwory, Kraków 1873 (przytem Wybór poezyj).
W. Spasowicz: W. Pol jako poeta, Wilno, 1882.
K. Estreicher: W. Pol (1807-1832), Lwów, 1882.
A. E. Odyniec: Wspomnienia z przeszłości, Warszawa, 1884.
Z. Kaczkowski: Mój pamiętnik, Lwów, 1899.
St. Tarnowski: Historja literatury polskiej. Tom V, 126-130.
Maurycy Mann: W. Pol, Studjum biograficzno-krytyczne, Kraków, 1904-1906. Dwa tomy.




PIEŚNI JANUSZA
POLKOM
Emilji Sczanieckiej
i
Klaudynie z Działyńskich Potockiej
w imieniu Towarzyszów broni,
rannych w walce
O Niepodległość Narodu
w r. 1830—1831
poświęcił
AUTOR
OBJAŚNIENIE DEDYKACJI

Emilja Sczaniecka, urodzona 20 maja 1804 r. w Brodach (Wielkopolska); w czasie wojny r. 1831 pielęgnowała niestrudzenie rannych, założyła własnemi funduszami w Warszawie lazaret, t. zw. „Poznańczyków“. W r. 1863 znowu stanęła na czele lazaretów polskich w Strzelnie i Śremie, wspierała wychodźców, należąc do wszystkich narodowych przedsięwzięć w Poznaniu, Lwowie, Paryżu i t. d. Jako staruszka 92-letnia pracowała bez przerwy dla ubogich. — Umarła w Pakosławiu (w Wielkopolsce) 11 maja 1896 r. Pochowana w Michorzewie na cmentarzu wiejskim między ludem wielkopolskim. Na trumnie jej złożono krzyż cierniowy, ofiarowany przez towarzyszów broni z 1863 r.
Klaudyna Potocka, córka Ksawerego Działyńskiego, urodziła się w r. 1808 w Konarzewie, blisko Poznania, wyszła w r. 1824 za Bernarda Potockiego. Na pierwszy odgłos powstania listopadowego udała się wraz z mężem do Warszawy i tu poświęciła się całkiem pielęgnowaniu rannych i cholerycznych, wspólnie z przyjaciółką swą Emilją Sczaniecką. Na emigracji oddała wszystkie swe klejnoty żołnierzom polskim, głodnym i obdartym. Mickiewicz, poznawszy ją bliżej przy łożu konającego Stefana Garczyńskiego, mówił potem: „Ta kobieta godzi z rodzajem ludzkim i może natchnąć znowu wiarę w cnotę i w dobroć na ziemi“. — Wszystkie stronnictwa na emigracji chyliły przed nią czoła. Umarła w Genewie 8 czerwca 1836 r. — Zwłoki spoczęły w grobowcu Zamoyskich w Montmorency. Emigracja zebrała w r. 1838 na jej cześć fundusz dla wsparcia i wychowania sierot polskich.




WSTĘP

ŚPIEW JANUSZA

Śpiéwak wita wasze strony:
Niechaj będzie pochwalony!
Pokój z domem tym!
Śpiéwak wita w ojców wierze,       4
A kto w dom go przyjmie szczerze,
Pieśń i Pan Bóg z nim!

Pieśń ojczysta, narodowa,
Prosta, rzewna a surowa,       8
Jak nasz lud i czas;
A więc w imie pieśni waszéj,
Dziejów waszych, i krwi Laszéj,
Witam, witam was!       12

Lubię tylko powitanie,
Niech też po mnie tu zostanie
Ten jedyny ślad;
Byście rzekli: tu przebywał,       16
Tutaj Janusz nam zaśpiéwał,
I gdzieś ruszył w świat.

Byłem w Litwie i w Koronie,
Byłem w téj i w owéj stronie,       20
Byłem tu i tam;

Od Beskidów[11] do Pomorza,
Z Litwy aż do Zaporoża
Całą Polskę znam.       24

Znam to całe szczére plemie,
Polskie morza, polskie ziemie,
I tę polską sól;
I o wszystkiém marzę, roję,       28
I to wszystko niby moje,
Nibym polski król.

Choć nieznany i ubogi,
Gdy nawiedzę czyje progi,       32
Każdy z duszy rad;
Czy to w dworze, czy w klasztorze,
Na słobodzie,[12] czy w gospodzie,
Wszystkim Janusz brat.       36

Kędy bracia moi smutni,
Brat po mieczu i po lutni[13]
Niosę piosnkę im,
I obecną słodząc dolę,[14]       40
Na Grochowskie ciągniem pole,[15]
A sławą brzmi rym.

Czasem brząknę méj drużynie,
Kiedy czarna chwila minie,       44
I weselszy śpiew:
O Krakusach dzieciom nócę,
A powiastką w starych cucę
Staropolską krew.       48


Nieraz z dziadem w puhar dziarsko
Na powiastkę brzękniem Barską,[16]
Sławiąc polski ród;
W ów czas stary wre jak z młodu,       52
Woła wnuczkę: „naléj miodu!
Boć to polski miód.“

A cóż w świecie nad miód polski?
Nad kord stary, snop podolski,       56
I nad polski śpiew?
Nad kraj wolny, własną niwę,
I te polki czarno-brywe,
I tę polską krew?       60

Siostry moje! córy Piasta!
Zkąd to serce w piersiach wzrasta?
Zkąd ta dusza wam?
Co to w piersiach waszych wierzy?       64
Co za dobro[17] dla was leży
Za bojami tam?

My téj ziemi się dobijem,
Lub w mogiłach znów ożyjem       68
W dziejach ziemi téj;
Lecz kto groby wam ocuci?
Kto wam waszą młodość wróci?
Te nocy i łzy?       72

O! i jam znał takie bole;
Lecz o młodość, o mą dolę
Nie pytajcie mnie:

Dość wam, żem ja w krwi ochrzczony,[18]       76
Żem w nieszczęściu poświęcony
Znał niejedną łzę.

Moja skarga was nie znudzi;
Ja pieśń z ludu mam dla ludzi,       80
Żale toną w głąb;
Mego serca pieśni własnéj
Słucha tylko miesiąc jasny,
I stóletni dąb.       84

Hej mogiły! skały! zdroje!
Stepy! Orły! dęby moje!
Z wami ja się znam.
Lecz ty dziatwo żądasz pieśni,       88
To już sobie Janusz nie śni;
Cóż zaśpiewać wam?

Czasem śpiewak zgadnąć umié,
Co się w głębiach piersi tłumi,       92
Bo i w nim ta krew;
Więc o Lachu, o orlęciu,
I o krzywéj szabli cięciu
Przynosi wam śpiew.       96

Bo to straszne sądy Boże,
I krew Lacka cuda może,
Jest i w śpiewie jad.
„Jeszcze Polska nie zginęła!“[19]       100
Toć ta piosnka rdzą przecięła
Więzy tylu lat.


Lecz, czy znacie co-to boje?
Co-to Orły? co-to zbroje?       104
I co wrogów dłoń?
Ile krwi się w sercach spiekło?
Ach! a ile jej wyciekło?
Na ojczystą błoń?       108



DUMKA

Pod mogiłą długie noce
Duma z wichrem młode Lasze,[20]
A gdy w słuchu załopoce,[21]
Zważa, czy nie jego ptasze,
Czy nie orlę to klekoce?       5
Czy mogiła to nie jękła?
Czy nie szabla brzękła?

Ziemia Lacka nie zapości,
My jej zawsze krwi ucedziem,
Krwią częstujem lichych gości,       10
Hej! a komu na kark wjedziem,
Niech naszego kruka pyta
O swe ślépie, o jelita,
A wichrów o kości!

A wy! a wy! kości nasze!       15
Co to w stepie was wykradło?
Orli rodzie! plemie Lasze!
Co ci to tak ciężko padło? —
Dzieci!.... dzieci! smutna sława,
Dola krwawa, i pieśń łzawa,
Oto dzieje wasze!       21


PIEŚNI

KONFEDERAT
Już się przecie przetarła czarnych chmur nawała...[22]
Woronicz
karski

Kędyż to tak śpieszna droga?
Gdzie zbrojno jedziecie?

sielawa[23]

Rewolucja z łaski Boga!!
Ocknęli się przecie!       4
Już w Warszawie na Moskala
Nastawili łapkę,
Już się z jarzma kraj wyzwala;
Więc na bakier czapkę!       8

karski

I ja-m słyszał;... ale... ale...
Ej-że, Panie Janie!
Bo to młodzi;... starym cale[24]
Szaleć nie przystanie.       12

sielawa

Starym! starym! mówisz Wasze?
Co! starzy szaleją?
Polskie czapki i pałasze,
Nigdy nie starzeją!       16

karski

Nie ubliżam ja Waszeci,
Lecz, czyby nie lepiéj...
Bo on[25] — drogą ktoś tam leci, —
Nuż się żandarm czepi:       20
Ot, ja każę zaprząc konie,
Bigosu podjemy: —
Schowaj szablę, — a na Błonie[26]
W Warszawie staniemy.       24

sielawa

A to piękna historyja!
Rewolucja w kraju, —
Ten i ów się w mieście zwija,
W Polsce jak-by w raju;       28
A ja patrzeć mam kądzieli?
Albo jechać bryczką?
Żeby staréj karabeli
Gdzieś szukali z świéczką.       32
„Gdzie Sielawa“? tartas[27], wrzawa,
„A kto nas powiedzie?
„Gdzie Sielawa?!“ a Sielawa
Na dryndulce jedzie.       36
Nie!... my jedziem z ostrą szablą,
Po dawnym zwyczaju,
Na rumaku z miną djablą
Na usługi kraju;       40

A choć sobie sądzisz Wasze,
Żem niby przy-stary,
Przecież, kto mi dmuchnie w kaszę,
Ten nie ujdzie kary!       44
Będę radził, i pocieszał,
Z processyją śpiewał,
Łotrów — zdrajców będę wieszał,
A młodych zagrzewał;       48
I zobaczysz co to będzie,
Mój sąsiedzie Karski!
Zaraz w mieście hukną wszędzie:
„Konfederat Barski!“       52



BIAŁE ORLĘ

Mnóstwo ludzi przed gospodą,
Tańczy młodzież, rżnie muzyka:
Bywaj zdrowa mi, jagodo!
Jutro siędziem na konika.       4

A jagoda, a kochanie
Smutno w tańcu nań spoziéra,
To chce śpiewać, to znów stanie,
I fartuszkiem łzy ociéra.       8

Zatrzymała wszystkie pary,
I skinęła ku Warszawie;
Bo z Warszawy wracał prawie
Z nowinami Bartosz stary:       12

A gdy spostrzegł po-nad drogą
Takie tany, potrząsł głową,
I pogroził skrzypkom srogo,
A do chłopców rzekł surowo:       16

„Dajcie pokój pustej wrzawie;
„Bo dziś, dzieci, wielkie święto,

„Dziś okopy przy Warszawie
„Z nabożeństwem sypać jęto.       20

„A i owo Bóg wysoki
„Wielkie cuda nam zwiastuje.
„Patrzcie! patrzcie na obłoki!
„Co tam z chmur się ukazuje?       24

„Wszak to, dzieci, Orlę nasze!
„Polskich Królów Orlę one; —
„Ale patrzcie, jakże ptasze
„Srogo piersi ma skrwawione!“       28

„Prawda! prawda!“ lud zawoła.
„Niechaj będzie pochwalony!
„Chodźwa[28], ojce, do kościoła,
„A wy, chłopcy, bijcie w dzwony.“       32

I już niebo poszarzało,
Znikł z przed oczu Orzeł biały,
A lud jeszcze klęczał cały,
I psów wycie się ozwało...       36

I nazajutrz o tym cudzie
O mil kilka powiadano.
„Za Kościuszki — rzekli ludzie —
„Orlę takie już widziano.       40

„Wielka, wielka wojna będzie:
„Oj, niejeden Moskal zginie;
„Lecz i Orlę krwią opłynie,
„W Polsce mogił nam przybędzie! —“       44



POLSKIE ZAPUSTY

Hałas, tartas po Poznaniu
Każda chwila wieści sieje,
Wszyscy mówią o powstaniu,
A Prusak truchleje.       4

Już Umiński[29] uszedł skrycie,
Wielko-polska młodzież rusza.
Dzięku Bogu! nowe życie!
Roztajała dusza!       8

Ale dawno już czas było,
Otrząść z Polski brudy stare:
Im się o tem ani śniło,
Lecz przebrali miarę.       12

Czuj duch, Niemcze! Bóg z Narodem!
Niech-no Moskwę uporamy,
To i tobie mimochodem
Także łupnia damy!       16

I od strony Miłosławia[30]
Trzech chłopaków nad wieczorem,
Na konikach się przeprawia
Do Królestwa borem.       20

Pędzą cwałem, co stać koni,
A w tém nagle od granicy
Kilkunastu Niemców goni
Pędem błyskawicy.       24


Halt! halt! Wer da?“ — To my! Wiara![31]
„Jedziem hulać na zapusty:
„Tutaj paszport, drapichrusty!
„A tu pieczęć stara. —“       28

Rzekł — i kulą Niemca gwizdnął,
Że się pewnie nie wygoił;
Drugi kilku szablą liznął;
Trzeci batem skroił.       32

„O, Herr Jesu! wielki Boże!“
„A co szołdry?[32] co niemczury?
„I Fryc[33] stary nie pomoże,
„Jak garbujem skóry!       36

„Już będziecie teraz znali,
„Co to polskie są zapusty:
„Do Berlina, drapichrusty!
„A my Bracia daléj! —“       40



SZABLA HETMAŃSKA
I
Szabla ukuta po prostu...
Adam Mickiewicz

Zarżały konie w staro-pańskim dworze,
I rozkaz pana z ust do ust przebiega,
Pada się służba[34], — a w sąsiednim borze
Czem-raz[35] się bliżej trzask biczy rozlega.       4


Hajducy[36] gości czekają w podwojach,
Perska makata[37] posadzki zaściela,
Po marmurowych kominkach w pokojach
Płonie jedlina czasami i strzela.       8

Od czasu śmierci nieboszczki Jejmości
Nie było jeszcze w domu tyle gości,
Ni śreber tyle w Hetmańskiej komnacie[42],
Ani Kasztelan[43] w tak bogatej szacie.       12
Lecz od tygodnia gońce obesłano,
I Panów w goście zaprosić kazano.


Zjechali dworno, i Panicz nadjechał,
A z domu wdowca — zda się — pierzchły troski,       16
Wyszedł na salę, i rad się uśmiechał,
Ujrzawszy syna w sukmanie Krakowskiéj.[44]
„Przybliż się Wasze, pokaż mi się przecie!
„No, lubię, — lubię Waści w takim stroju, —       20
„Zda się, żeś podrósł, zmężniał, moje dziecie.
„Pobłogosławić nie żal ci do boju!
„Sprosiłem na to somsiady[45] dostojne,
„By byli świadki, jak cię ślę na wojnę,       24
„Jakie nauki, jaką daję zbroję:
„A gdy łaskawi na ojca i syna,
„Spełnimy razem puhar tego wina,
„Com to przeznaczył na wesele twoje:       28
„Bo kto tam zgadnie, jako Bóg uradzi
„W tej naszej wojnie o swojej czeladzi;
„Więc wzniesiem puhar na powrót szczęśliwy,
„I na wygraną, — a resztę wypijem       32
„— Jeśli powrócisz, a ja będę żywy —
„Trzewiczkiem Wandzi, albo jeszcze czyjem.

Tutaj Kasztelan poprawił wylotów[46],
I matce Wandy szepnął coś zalotnie:       36
„Miło mieć dziecie tak pięknych przymiotów.
— A Wanda wstydem spłonęła trzykrotnie —
„O! warto walczyć, warto — jak Bóg żywy!
Za taką dziewę — a za nasze niwy!“       40
„Przybliż się Wasze! — Raz ostatni może
„Daj posłuch jeszcze ojcowskiemu sercu: —
„Uklęknij Wasze tu, tu, na kobiercu,
„Błogosławieństwo na twą głowę złożę,       44

„Może ostatnie, ostatnie, mój synu!
„W niewoliś zrodzon, a nie do niewoli.
„Nie z rodu sława, ale idzie z czynu;
„Bo pomnij Wasze, ni z soli, ni z roli,       48
„Lecz z tego urósł Polak, co go boli.[47]


„Widzisz tę szablę? Dzielna, chociaż rdzawa;
„Bo z starą zbroją chodzi stara sława.
„Nie darmo ojców malowano w zbroi.       52
„Słuchaj Waść, jaki napis na niej stoi:

Pocięłam szyszak na Komtura czole,
A brałam Carów moskiewskich w niewolę;
Zna mię Szwed i Bisurman, sławnam przy Byczynie:       56
Za morzem i pod Wiedniem krzywa szabla słynie.[50][51]


„Nie po kądzieli[52] szukał chluby pono,
„Kto taką szablą przed laty hetmanił; —
„Nie na popisach rękojeść szczerbiono,       60
„Choć i tam pewno nikt jéj nie poganił: —

„Sam Ojciec święty poświęcił ją w Rzymie
„Za Króla Jana, — bo już sławy syta
„Była na ów czas, — a Ksiądz Jezuita       64
„Jej tu historją skomponował w rymie.
„Jak się sprawiła i oni mężowie
„Co ją nosili, niechaj rzeką karty,
„Toć nie zpod ławy kroniki wydartéj[53],       68
„I nie w jałowej osnowane głowie.

„Lecz ród Waszeciów i o nowsze czasy
„Starą tą głownią[54] nie z hańbą zawadził;
„Bo Dziad Waszecin poszedł z nią w zapasy,       72
„Jak to się z panem Puławskim[55] naradził,
„A pan Naczelnik[56] ostrze jej pochwalił,
„Gdyśmy z Krakowa na harce ruszyli, —
„I nią Stryj Waścin nie jednego zwalił,       76
„Kiedy się nasi pod Dąbrowskim[57] bili.
„Toć i dziś warta nie trusa[58] — a męża!
„Z błogosławieństwem daję ją Waszeci,[59]

„A Waść mi tego nie skalaj oręża,       80
„Bo klątwa ojca piekłem cię oświeci!“
Rzekł — i na syna spojrzał pełen sromu[60],
— „Ojcze, mój Ojcze! — rzekł młodzian klęczący —
„To mnie tak groźno nie wyprawiaj z domu“ —       84
A stary zwolniał, zawisł nad nim drżący,
I lica jego czem-raz, czem-raz bladły,
Wyloty z ramion na piersi opadły,
Chciał coś powiedzieć, a żal słowa zdławił,       88
Umilkł; i długo, długo błogosławił:
I cicho było w hetmańskiej świetlicy[61]
Jako w kościele podczas podniesienia,
A łzy błyszczały z nie jednej źrenicy,       92
I można było policzyć westchnienia:
Stary Kapelan modlił się na stronie,
A dworska czeladź, stojąca u progu,
Ciężko spłakana, załamawszy dłonie,       96
Błogosławieństwa polecała Bogu.

Lecz któż opowie, co się Wandzie działo?
Gdy nad wieczorem w dziedzińcu zawrzało,
A koń na przedzie chwycił grunt kopytem,       100
I po trzech susach — już po trakcie bitym
Leciał, — już wioskę, — już figurę minął, —
Wstrzyma się jeszcze, spojrzał ku dworowi...
— „Bywaj mi zdrowa! — Bywajcie mi zdrowi!“       104
Ruszył, — i niknie, — jeszcze — i już zginął:
A wiatr grudniowy[62], zeschłym liściem młyńca
Pośród pustego zahasał[62] dziedzińca...



DZWON

Na gościńcu do Stolicy
Pełno ludu i pogłosek;
Wiozą dzwony z okolicy
I z kaliskich wiosek.       4

Pod Kaliszem w wiosce małéj
Na dniu jasnym cud ujrzano:
W dzień świąteczny był lud cały
Na mszy świętej rano.       8

W samą chwilę podniesienia
Runął, z wieży, sklepieniami,
Dzwon największy, — a z podsienia
Przemówił słowami:       12

„Od pół wieku lud mój płacze,
„Bo chleb polski żywi wroga;
„Lecz i płacze i rozpacze
„Nie dochodzą Boga.       16

„Jam ludowi jękiem wtórzył,
„Przez pół wieka rany koił,
„Płacz był próżny, jęk nie służył,
„Moskal w kraju broił.       20

„Dziś sprzykrzyłem próżne jęki,
„Przyprowadźcie sto par wołów,
„I dołóżcie silnej ręki
„A zbędziem mozołów.       24

„Na okopach pod Warszawą,
„We trzy działa się rozpłynę,
„I odezwą zwołam krwawą —
„Do modłów rodzinę.       28


„Tam opowiem moje żale;
„Lecz nie żale to już płonne,
„Ha, zadzwonię! a podzwonne
„Zapłacą Moskale!“       32



OBÓZ MOSKIEWSKI POD KOWNEM[63]

Teraz na świat wylewam ten kielich trucizny,
Żrąca jest i paląca mojej gorycz mowy,
Gorycz wyssana ze krwi i z łez mej Ojczyzny,
Niech zrze i pali, nie was, lecz wasze okowy.

Adam Mickiewicz[64]

O ojczyźnie i o sławie
Nuci młodzież po Warszawie
A pod Kownem gwar:
„W pochod! w pochod! nuż rabiata[66]!       4
„Na podbicie reszty świata
„Śle nas Bóg i Car!“

Jak daleko wzrok zasięże;
Błyszczą ognie i oręże       8
Pośród nocnej mgły;
A w pałatkach[67] światła gorą,
I starszyzna nocną porą
Zasiadła do gry.       12

Szumią, dymią samowary,
Ruble sypią się bez miary,
Żwawo idzie gra:

A przy grze brzmi pieśń ponura:       16
„Hej, rabiata! ura! ura!
„Polszcza złota da!

„Kto w Warszawie był, panowie,
„Przyzna, że tam — jako zdrowie —       20
„Dziewcząt co nie miar.
„My miatieże[68] uśmierzemy,
„A Poleczki obejmiemy,
„Ura! ura! Car!       24

„Na Warszawie zrośnie trawa,[69]
„Głośno gruchnie carska sława,
„A nam zejdzie plon:
„Nam to lico krasawicy,       28
„A wam Sybir, buntownicy.
„Ura Polszczy skon!“ — —

— „Dosyć tego już, panowie! —
Rotmistrz Doniec w gniewie powie —       32
„Nie piję na skon!
„Im tak miła z Wisły woda,
„Jak nam z Donu! — niech swoboda,
„Niechaj żyje Don! — —       36

„Nikt nie powstał? co, nikt!?“ — wrzasnął —
I puharem o ziem trzasnął
Na padleców zgon.
„Oj! nie winem[70] dziś panowie       40
„Trzaby wypić Donu zdrowie,
„I biesiady wron[71]!“ —


Rzekł — nim od gry jeszcze wstali,
Słychać było dzwonek w dali:       44
W Sybir poszedł chwat! —
A kozacy z cicha rzekli:
„Szkoda, w Sybir go powlekli!
„Szkoda, to nasz brat!“       48



POŻEGNANIE

Kto z Bogiem, to Bóg z nim.

Przysłowie staropolskie

Panna młoda, jak jagoda,
Stojąc we drzwiach płacze:
„Kiedyż ja cię,
„W naszej chacie,       4
„Tu znowu obaczę?“

Przed dziewczyną, przed maliną,
Stoi chłopak zbrojny,
A koń wrony,[72]       8
Kulbaczony,[73]
Rwie się niespokojny.

Ciężka droga, bo na wroga,
Nie rwij się koniku!       12
W krwawym polu,
W srogim bolu,
Legnie was bez liku.

„Idź, gdy trzeba! niech Cię nieba,       16
„Niech Cię bóg prowadzi!
„Lecz ten krzyżyk
„I szkaplérzyk
„W boju nie zawadzi.       20


„Za wygraną zmów co rano:
„Trzy Zdrowaś i Wierzę;
„Kto pobożny
„I ostrożny,       24
„Tego i bóg strzeże.“

Rzekła — płacze. — Wrona kracze,
A to wrzask złowrogi.
Nie pomoże       28
święty boże!
Kraj nad wszystko drogi.

Przyjął krzyżyk i szkaplérzyk,
Westchnął — dosiadł konia —       32
Skinął głową:
„Bądź mi zdrową!“
I ruszył wzdłuż błonia.

Ale prędzéj z szaréj przędzy       36
Srebrna nić wypłynie,
Niż we swaty
Do jej chaty
Staś kiedy zawinie.       40



KRAKUSY[74]

Grzmią pod Stoczkiem[75] armaty,
Błyszczą białe rabaty,[76]
A Dwernicki[77] na przedzie
Na Moskala sam jedzie.       4


„Hej, za lance chłopacy!
„Czego będziem tu stali?
„Tam się biją rodacy,
„A myż będziem słuchali?[78]       8

„Chodźwa trzepać Moskala,
„Bo dziś Polska powstała![79]
„Niech nam Polski nie kala —
„Hej, zabierzwa mu działa!“[80]       12

I zerwali się razem,
Posterunek rzucili,
Nie wołani rozkazem
Na batalją przybyli.       16

„Coż tu słychać, ułanie?“
Pyta jeden z nich żwawo.
— „Kropią naszych, Mospanie.
„Słońce zeszło dziś krwawo!“       20

„Ejże? kropią, mówicie?!
„Jakże kropić nie mają,
„Kiedy wy tu stoicie,
„A wej[81] oni strzelają?!       24

„Wszak to działa nie dziwo?
„Wszak to blisko, Wiarusy?[82]
„Hej, na działa — a żywo!
„Dalej naprzód[83] Krakusy!“ —       28


I krzyknęli wraz „hurra!!!“
Właśnie, gdy wróg nacierał.
„Co tam leci za chmura?“
Pyta sztabu Jenerał.       32

— „Jenerale! Krakusy
„Znać swą pocztę[84] rzucili“ —
„Oszaleli wiarusy,
„Bez rozkazu ruszyli[85]!       36

„A to czyste warjaty,
„Patrz, jak lecą po roli!
„Patrz, jak wiercą granaty[86]!
„Nie daruję swawoli!“       40

Lecz, gdy wódz się tak gniéwa,
Groźnie patrzy dokoła;
Ktoś od walki[87] przybywa,
I zdaleka już woła:       44

— „Jenerale! to chwaty!
„Od lewego tam skrzydła
„Wiodą cztery armaty,
„I Moskali jak bydła!“ —       48

Lecą, lecą wzdłuż błonia,
Grzmią krakowskie kopyta:
A Dwernicki spiął konia,
I okrzykiem ich wita:       52

„Dzielnieście[88] się spisali!
„Zawsze Polak tak bije!“
A Krakusy wołali:
„Nasza Polska niech żyje!!!“       56



SOKÓŁ[89]

„Skąd to bracie, Sokole! że tak skrzydła w półkole
„Roztoczyłeś, jakbyś bił za słońcem?
„Czy to lecisz na łupy? czy to wietrzysz[90] gdzie trupy?
„Czyli może wysłano cię gońcem?“       4

Ni mię[91] gońcem tak rano, w cudze kraje wysłano,
Ni na łupy pospieszam ja krwawe;
Lecę z Lackiej krainy, w boju-m widział jej syny,
Lecę światu głosić Lachów sławę.       8

Ponad Wisły brzegami stały Laszki[92] z dziatkami,
Starce bramy zalegli i gmachy[93];
A po drugim wód brzegu, stali w gęstym szeregu,
W miecz i rozpacz uzbrojone Lachy.       12

Długo stali, czekali, jasną zbroją[94] błyskali:
Potem śpiewy wysłano do Boga;
Lecz, gdy wróg się przybliżył, las się włóczni uniżył,[95]
I jak orły wypadli na wroga.       16

Pośród strzałów i wrzawy, pośród kłębów kurzawy,[96]
Ci i owi za tumanem gasną;
Jak ci silnie natarli, tamci wściekle odparli,[97]
I bój krwawy zawiązał się ciasno.       20


A z bram miejskich, ze łzami patrzyli za wnukami
Drżące starce, jak gołębie siwe;
A padłszy na kolana, łzy i modły do Pana[98]
Słały w niebo niewiasty trwożliwe.       24

Aż gdy w krwawym obłoku miesiąc[99] wyjrzał o zmroku,
A Moskalem wymoszczono rolę,
Jakby cienie pobitych, Lackiej sławy już sytych[100],
Wyszły Laszki na Grochowskie pole:       28

Wyszły w ciężkiej boleści, lecz bez skargi niewieściéj,
Niosły drobne sieroty[101] w objęciu;
Każda swego szukała, broń przy każdym leżała,
I przy każdym Moskali dziewięciu.       32

Odkąd wody w potoku i sokoły w obłoku,
Nigdy tyle krwi nie zlało ziemię:
Hej! polecę pustkowiem, braciom orłom opowiem[102],
Jak za wolność walczy LECHA PLEMIĘ!       36



SZLACHTA NA WINIE[103]

Bić i używać — jest, co Polak lubi.

J. U. Niemcewicz

Po nas Wisłą, gdzieś za borem,
Grzmiały polskie działa.
Do miasteczka, nad wieczorem,
Szlachta się zjechała.       4


„Co tu robić?“ rada w radę —
„Ot, chodźmy na wino;
„Bo dziś jeszcze do dom jadę,
„A chciałbym z nowiną.       8

„Pewnie już tam Wojciech siedzi,
„I oddawna prawi,
„Będą może i sąsiedzi,
„To się człek zabawi.“       12

Jakoż wszystkich tam zastali
Już pod dobrą datą[104]:
Wojciech rąbał w puch Moskali,
I to z małą stratą:       16

A Jan, co to wszystkim sługą,
Wszystkich grzecznie witał,
Wziął gazety, czytał długo,
I rzekł, gdy przeczytał:       20

„Teraz, kiedy tak uczcili
„Niegodnych sąsiadów,
„Czas, by przecie przystąpili
„Do jakich układów.“       24

— „Co układy!? a wiesz Wasze,
„Co za taką mowę?
„Są tu z nami i pałasze;
„A Wać nosisz głowę!

„Kto zaś widział! — Chcesz się korzyć,
„I o zgodzie gadać?
„W kordy wolno wam się złożyć,
„Ale nie układać.“ —


„Ależ zwolna, mój Wojciechu!
„Nie groź sąsiadowi,
„Wszak-to za to niema grzechu,
„Że człek coś wypowié.“       36

— „O, jest, Panie! jest, — i wielki!
„Bo mamy sąsiadów;
„A to w kraju pizus[105] wielki
„Poszedł z tych układów!“ —       40

„Ależ jedź-bo do Warszawy,
„Tam ci każdy powie:
„Że już dawno nasze sprawy
„Ważą i Panowie.       44

„Dzisiaj myśmy już nie sami;
„Anglja morzem śpieszy,
„Z całej duszy Francuz z nami,
„Jest ruch nawet w Rzeszy[106].       48

„Wiem ja jeszcze i coś więcéj;
„Lecz... sekret — Panowie!
„W trzydzieści i sześć tysięcy
„Ciągną już Węgrowie.       52

„Krótko mówiąc, ślicznie stojem
„Z Austryackim tronem;
„Chcą ukończyć rzecz pokojem, —
„Młodym Napoléonem[107].“       56

Na to Wojciech, zagadnięty,
Bardzo się zadziwił;
Zrazu wieścią był przejęty,
A potem się skrzywił.       60


— „Ej, Mospanie! mówmy szczerze —
„Nikt nas nie ratował,
„Odkąd wróg nas zamordował;
„Więc i dziś nie wierzę.       64

„I Napoléon durzył wprzódy,
„A jak nas nagrodził?
„Cóż dopiero ów żak młody,
„Co się z Niemki zrodził!?[108]       68

„Węgry? Węgry?... tą nowiną
„Toś mnie Wać pocieszył,
„Jeśli tacy, jak ich wino,
„Tobym się rozgrzeszył!       72

„Ale próżne to zawody!
„Powiem wam dlaczego:
„Ot, niedawno chłopak młody
„Wpadł do domu mego;       76

„A był jakiś chłopak żwawy,
„Widać krew szlachecka!
„Ukrainiec z nad Unawy.[109]
„Żal mi było dziecka.       80

„Był raniony w lewą nogę,
„Jakiś czas przeleżał;
„Bo mu Niemcy zaszli drogę,
„Jak od Lwowa zmierzał.       84

„Więc nie pięknie pono stojem
„Z Austryjackim tronem. —
„Pal ich djabli z tym pokojem,
„I Napoléonem!“ —       88


„Któż wie? może... — Jan mu rzecze —
„Ja nie lubię zwady;
„Ale... może... ja nie przeczę,
„Może te układy...“       92

— „Fe! fe! Janie! co się marzy
„Wam z tą polityką?
„Więcej, niż stem kałamarzy,
„Zrobisz jedną piką!       96

„Niechaj łepskie nasze wnuki
„Idą w dziadów ślady, —
„Wyrżnąć wszystkich co do sztuki —
„To mi to układy!       100

„W czystem polu, gęsto, żwawo,
„I sztuką krzyżową[110]
„Szast, na lewo! — szast, na prawo! —
„I szast ponad głową!       104

„Co tam piszą, wiedzą djabli!
„Co człek rąbnie — widzi!
„A przynajmniej już przy szabli,
„Człek się nie powstydzi!“ —       108

Na to Jan mu zcicha rzecze:
„Do nowej budowy
„Dobre w prawdzie są i miecze,
„Lecz potrzeba głowy!       112

„A głów niema między tłumem,
„Każdy ci to powie;
„Gospodarskim dziś rozumem
„Nie rządzą Panowie.“       116


— „Co? Panowie? do kaduka!
„Ja Panom nie wierzę;
„Zawsze szlachtę Pan oszuka,
„A z krajem nieszczerze.       120

„Kiedy bił się brat Pułaski,
„Co tamci[111] robili?
„Z Bożej i nie z Bożej łaski? —
„Buty nam uszyli!       124

„Oto bies wie, skąd wywiedli
In Poloniam jura![112]
„Więc dziś, gdyśmy na koń siedli,
„Hura, bracia, hura!“ —       128

„Ależ, Panie! gdzież wojować
„Polsce z całym światem?
„Nie trza kraj kompromitować;
„Cała sztuka na tem.       132

„Wreszcie Kongres i Traktaty,[113]
„Chociaż Klub[114] im przeczy, —
„Przecież święte są to rzeczy,
„Uświęcone laty.....“       136

— „Co, Traktaty?! ej, za katy,[115]
„Ustąp Wasze sporu!
„Mój wąs starszy, niż traktaty
„Od Polski rozbioru.       140


............
............
............
............       144

............
............
............
............       148

............
............
............
............[116]       152

„Jak im dobrze czuba utrą,
„Spuszczą nos na kwintę,
„Piękna zgoda... lecz na jutro;
„Dzisiaj wierzmy w flintę.[117]       156

„Jakem szlachcic! gdybym wiedział,
„Że spuszczą piędź ziemi,
„Pewnie-bym tu nie usiedział,
„I ruszył z młodszemi.“ —       160

„Ślicznie mówi! brawo! brawo!
„W kielichy, panowie!
„Karabela z dobrą sprawą!
„Pijmy jego zdrowie!       164

Niech grom trzaśnie te traktaty!
„Niech je porwą djabli!

„Wiwat! wiwat! bracia chwaty!
„Wiwat zacność szabli!“       168

Zawołali i zapili,
Wojciecha objęli,
Szablą w stoły uderzyli,
I śpiewać poczęli.       172

A Jan, co to chwat nie wielki,
Czmychnął sobie zcicha:
Bo do szabli i butelki
Dyplomat wart licha!       176



NAPAD[118]
A kysz! a kysz!...
Adam

Rozedniało w duszy
Zatrwożonej Kasi:
A wsak-zeć to nasi!
Wsak jadą Krakusy!       4

SIERŻANT

Malino! kochanie!
Kto ciebie dostanie?

KASIA

Oj, nikt nie dostanie
Mój cacany panie!       8

SIERŻANT

A to znów dla czego?

KASIA

Bo mam już mojego!

SIERŻANT

Gdzież on? moje zdrowie?

KASIA

Tam, gdzie i Panowie.       12

SIERŻANT

Jakto? on na wojnie?

KASIA

A cyzby spokojnie
Miał skryć się do dziury?
Kiedy inni zyją,       16
Kiedy inni biją?
Skądze to jedziecie,
Kiedy, wej, nie wiecie,
Gdzie dzisiaj Mazury?       20

SIERŻANT

Nie gniewaj się, mała!
Bo powiem ci szczerze,
Że prawie nie wierzę,
Żebyś męża miała;       24
Boś mi taka młoda...
A co! zgoda?

KASIA

Zgoda!

SIERŻANT

No, to twoje szczęście,       28
Żeś łatwa do zgody!
Bo by i zamęście
Nie strzegło przygody —
Ach, jak w boga wierzę!       32
Chciałem zsiąść z rumaka,

I za karę szczerze
Dać tobie buziaka!

KASIA

Co panu buziaki?       36
We dworze za rzeką,
Ot — stąd niedaleko
Rabują kozaki.
Sama Pani w domu:       40
Sama i to młoda,
A skoda jej, skoda!
Bronić niema komu;
Bo mąz jej w Warsawie:       44
A to Państwo nase!
Toć tam pośpies Wase!
Złapies ich na sprawie:
Was wprawdzie niewiele;       48
Ale tylko śmiele:
Wsak-ci to kozacy,
A wy, dyć, Polacy!

Rzekła. — Podskoczyli,       52
I dwór otoczyli.
W dworze brzękło... — jękło... —
Sześć kozaków padło,
A dwóch się wykradło,       56
A resztę uklękło. —



POBOJOWISKO POD WAWREM[119]
Późnym wiekom za przykład żyć będziem w pamięci...
Kazimierz Brodziński

I legło wojsko po bojowym trudzie;
Krwią się pod Wawrem zakurzyła niwa;

A odkąd wojny, nawet starzy ludzie
Nie pamiętają piękniejszego żniwa.       4

Dokoła leżą, jak snopy wzdłuż ziemi,
Pocięte pułki szablami polskiemi;
A o północy wysłane patrole
Trupem zaległą objeżdżają rolę..       8

Między rannymi i pomiędzy trupy
Czołga się Krakus od kupy do kupy,
Krew jego własna polską ziemię broczy,
A on w Moskala obie pięści tłoczy.       12

„Stój!“ krzyknął patrol; wstrzymał się i słucha;
Sierżant poskoczył: — „Co tu robisz, bracie?“ —
„Co ja tu robię? Alboz wy nie znacie?“
— „Za cóż go dusisz!“ — „Bo to Moskal, jucha[120]!       16

„Pięciu ubiłem: — kiedyć umzeć musę,
„Niech z pięciu jesce psynajmniej dodusę:
„Toć milsą będzie mi juz i śmierć ona,
„I prędzej dusa krakowska zbawiona!“       20



GOSPODYNI

Co tylko domowa strzecha
Lubego w sobie zawiera,
Niech się im wdzięcznie uśmiecha,
Równie jak nasza chęć szczera.

Kazimierz Brodziński

Dalej, dalejże dziewczęta,
Żwawo się zawińcie!
Pieczcie kaczki i kurczęta,
I na chleb rozczyńcie!       4


Bo dziś na noc tutaj zjadą
Przezacni panowie,
A żem była z duszy radą,
Niechaj każdy powie.       8

Wódz naczelny, mówi ziomek,
Będzie tu nocował:
Dzięki bogu, że ten domek
Od ognia uchował!       12

— Ale trzeba i obrazy
Ubrać w jakie kwiaty,
By panisko bez urazy
Mógł wstąpić do chaty.       16

Zbił Moskali powiadają,
Zbił ich, co się zowie!
Nasi jadą i śpiewają —
Niech im bóg da zdrowie!       20

Dalej, dalejże, dziewczęta,
Żwawo się zawińcie!
Pieczcie kaczki i kurczęta,
I na chleb rozczyńcie!       24



PIEŚŃ UŁANÓW[121]
PO ZWYCIĘSTWIE POD WAWREM
Pobijemy, potem policzemy.
Przysłowie staropolskie

Niemasz pana nad ułana,
A nad lancę niemasz broni!
Gdzie uderzy,
Moskal leży,
Albo wilkiem w stepy goni:

Od tej dłoni, od tej broni,
Moskal wilkiem w stepy goni!       7

Gdzie my bijem, gdzie my pijem,
Tam mogiły i posucha;
Byle przodem,
Chrobrych chodem,
Koń i ramię[122] to posłucha:
Koń i ramię — oj, nie kłamię —
Nawet pułki djabłów złamie!       14

Boć też żwawo w lewo, w prawo,
I nie blisko ruszać trzeba;
Rąk nie wiele,
Przyjaciele!
Lecz kraj wielki dały nieba:
Ach, kraj żyźny dały nieba,
Więcej chleba, niż potrzeba!       21

Rżą rumaki, znane szlaki,
I jeżeli bóg da zdrowie —
O, niemylnie
Będziem w Wilnie,
Będziem hulać po Kijowie:
Hej, panowie, po Kijowie!
Jeżli pan bóg da nam zdrowie.       28

Najprzód Rusi łeb paść musi;
A jak nad nim kruk zakraka
Nie zabawiem,
I oprawiem
Naszą lancą i Prusaka:

Hej, Prusaka nieboraka
Spławiem Wisłą bez flisaka[123]!       35

Czy już basta? dziatwo Piasta!
O, nie basta[124]! [A dukaty?
Za dzierżawę
I za strawę,
Za Wieliczkę i Karpaty!
Dalej, zuchy, szwabom baty,
A kraj stanie po Karpaty][125].       42



KŁOPOT PANNOM Z CZWARTAKAMI
Sapery, pułk czwarty,

Mospanie, nie żarty.

Rajnold Suchodolski[126]

Za Siedlcami[127] w czarnym borze,
Przy gościńcu stał dwór biały;
A w tym białym, pięknym dworze
Trzy panny siedziały:       4

Jedna szyła chorągiewkę,
Druga szarpie[128] układała,

Trzecia, nucąc jakąś śpiewkę,
Oknem spoglądała:       8

„Patrzcie, jadą! a czy wiecie,
„Że to chłopcy jak pokusa?!
„Przecież niema w całym świecie
„Nad mego Krakusa!“       12

— „Co tam Krakus — rzekła druga —
„Niema jak mój Ułan biały!
„Z nich Ojczyźnie to posługa,
„Ich wielbi kraj cały!“ —       16

Trzecia rzekła: — „ja nie ganię
Waszych miłych bohaterów;
Lecz mi wolno, moje Panie!
Pochwalić Saperów[129].“ —       20

— „Owa! Saper! — wielkie dziwo!
„Wszakże Saper, to piechota;
„Kiedy Ułan jedzie niwą,
„On lizie do błota!“ —       24

— „Czy tak? — proszę? — nie koniecznie!
Ale wreszcie siostrze wierzę:
Gdzie Sapery, tam niegrzecznie[130],
Bo tam kula bierze.       28

Dwudziestego dziewiątego[131]
Nie widziano waszych wcale,
A mój był u Konstantego,
I przy arsenale[132]!!“ —       32


—„Sza! sza, szlarki[133]! próżne mowy![134]
„Losem waszym ja powiodę:
„Proszę sobie wybić z głowy
„One dymy młode!       36

„Choćbyście mi, moje panie!
„Przeżyć miały wasze wdzięki,
„Żadna męża nie dostanie,
„Tylko z mojej ręki!       40

„Krzyczcie: — „stety! czy niestety!“ —
„To nie będzie już inaczéj! —
„Właśniem dostał co gazety —
„Jejmość się uraczy.       44

„Kochaneczko! pójdź sam Wasze,
„Weź-no druki Waść do ręki:
„A wszakże to dziecię nasze
„Łebskie — bogu dzięki!“ —       48

„Co? nasz Józio? — o dla boga!
„Mnie się czegoś serce kraje!
„Czytaj, moja rybko droga,
„Bo mi łza nie daje.“[135]       52

Na to stary: — „Co za głowa!
„Co też mojej kobiecinie?
„Tu o czwartym pułku mowa,
„Nie o twoim synie; —       56

„Lecz w tym pułku Józio służy,
„Więc to, duszko, nas zaszczyca,

„Bo wiem pewnie, że nie stchórzy:
„Wdał-ci się w rodzica!       60

„A to cuda ten PUŁK CZWARTY!
„Nie dopiero[136] w świecie żyję,
„Znam co wojna, co nie żarty;
„Lecz tam djabeł bije!       64

„I jam kiedyś — moja duszko!
„Także nieźle kordem łatał;
„Nic żart było i z Kościuszką,
„I Kościuszko płatał!       68

„Ale co za porównanie!
„Dawne dzieje: żarty puste;
„Bo to oni sieką, panie,
„Wszystko na kapustę!“ —       72

„Za cóż, tatku, na nas wrzawa?[137]
„Pojąć tego nie możemy.
„Ze tam komuś wielka sława,
„Za mąż nie pójdziemy?“       76

— „Bez figielków, panny moje!
„Włosy długie, rozum krótki! —
„Mówię jasno, bez ogródki,
„Bo figlów nie stroję.       80

„Nie mam was na marynaty,
„Ale moja wola taka:
„Żadnej nie dam z mojej chaty,
„Tylko za czwartaka!       84

„Bo miarkuję[138] — czy do syna,
„Czy do zięcia się przejadę,

„I zasiądę u komina,
„Serce będzie rade;       88

„Tam gdzie sypia moje dziecię,
„Spojrzą ludzie, to nie żarty!
Wisi kaszkiet, na kaszkiecie
„Stoi numer {{kap|czwarty{{!       92

„Cóż? nieprawdaż, panieneczko?
„Spojrzej, rybko, na mnie miléj!
Wszak nie będziem się wstydzili,
„Za nasze gniazdeczko?!“ —       96

I poprawił wąsów sobie,
Do Jejmości sunął grzecznie,
Wziął jej rączkę w ręce obie,
I Ściskał serdecznie;       100

Lecz na panny strach i troski,
Szeptu — szeptu — uradziły:
„Trzeba prosić matki boskiéj,
By czwartaki pokrewiły!“[139]       104



DZIAD Z KORONY

Święta miłości kochanej Ojczyzny!
Czują cię tylko umysły poczciwe.

Ignacy Krasicki

Zdala słychać wiejskie dzwony,
Zaszczekały psy wieczorem,
A ku karczmie wlókł się borem,
Z poza Niemna dziad schylony.       4

W dzień świąteczny w karczmie ludzie,
Bo odpocząć trza po trudzie;
Zagorzały i łuczywa,
Ale z ludzi nikt nie śpiéwa:       8
Wszyscy milczą, choć przy trunku,
Wszyscy smutni, chociaż tłumnie,
Wkoło wojna! Człek w frasunku;
Bo dziś żyje, jutro w trumnie.       12

Wszedł do karczmy dziad schylony,
Skłonił głowę ludziom nisko,
Rzekł: „Niech będzie pochwalony!“
I stał sobie przy drzwiach blisko.       16
„Skąd-to, dziadku, Bóg prowadzi?
Ponoś obcy w naszej stronie?“
„Nie! nie obcy, gdyście radzi,
Dziad tam w domu, gdzie stos płonie.“       20
I siadł sobie przy kominie,
Spojrzał zwolna w wszystkie strony,
Jakby pytał o drużynie,
I rzekł: „Tak jest, jam z Korony.“       24
— „Co tam słychać, chciej powiedzieć!
„Cóż tam? — wszyscy go pytali —
„Ha! co słychać chcecie wiedzieć?
Zapytajcie się Moskali!       28
Odkąd, dzieci! świat ten światem,
Odkąd Niemen Wiśle bratem,
Odkąd Polszczą Polszcza[140] dawna,
Jako dziś nie była sławna!       32
Jest zwycięstwo i cześć z ludem,
Bo lud wzburzył się od roli;
Lecz nie ludem, ale cudem
Dźwiga Polskę {{kap|bóg z niewoli!“       36

— „Dzięki BOGU Najwyższemu!“
Wszyscy razem zawołali,
I przynieśli jeść staremu,
I do niego przypijali. —       40
„Dzięki wam za boże dary!
Na znak, że was sobie ważę,
To i ja wam coś pokażę;
Czasem cacko ma i stary.“       44
Rzekł, i dobył pieniądz z pasa —
„A czy znacie pieniądz taki?
Taki pieniądz był za Sasa.[141]
Patrzcie dobrze na te znaki!       48
To dwa złote nowe, nasze.
Aż je lubo trzymać w dłoni.
Patrzcie, to jest znak pogoni,
A to polskie bujne ptasze.       52
Ptak już wzleciał nad Koroną,
Górnie wzleciał! Lecz pogoni
Coś nie widać na tej błoni,
Litwa sobie drzyma pono.       56
Rzekł, i spojrzał śmiało kołem:
Młodzi oczy pospuszczali,
Z nachylonem stali czołem,
A on tak im mówił daléj:       60
„Jako tutaj do połowu
pogoń razem z orłem leci,
Tak potrzeba i nam, dzieci,
Dłoń i serca łączyć znowu.       64
I jam Litwin, Litwin z rodu,
I nie zawszem z torbą chodził,

Byłem młody, a za młodu
Już w te piersi Moskal godził.       68
Pod Karolem Radziwiłem,[142]
Przed półwiekiem już służyłem,
I w Koronie i na Litwie
Przez lat siedem byłem w bitwie.       72
Pod Pułaskim[144] byłem potem
W oblężeniu Częstochowy.
Kraj się zalał krwawym potem,
Jak nie stało Jego głowy.       76
Tam straciłem nogę prawą,
Nasi legli nie bez cześci,
Bo też bój się toczył krwawo!
Pan Pułaski znikł bez wieści.[145]       80
Znikł Pułaski wola boża!
Kraj rozdarto na kawały,
A od morza aż do morza
Podniósł lament naród cały.       84

Co się odtąd w kraju działo
Wy nie wiecie; — lecz ja pomnę:
Ziemia ludziom rodzi mało,
Wieki naszły[146] wiarołomne,       88
W gruzach legły zamki stare,
I kościoły i klasztory,
Syzma[147] ciśnie naszą wiarę,
A kozacy palą dwory;       92
Ale w bogu ufność nasza!
On powróci szczęście Litwy!
Kto dziś młody — do pałasza,
A kto stary — do modlitwy!       96
Jam ostatnie siły zebrał,
Z dalekiego idę grodu
Za Ojczyznę krew za młodu,
A dziś niosę, com wyżebrał.       100
Byłem znowu w Częstochowie,
— Jest tam obraz pełen cudu,
Co powraca chorym zdrowie,
I przyjmuje wota[148] ludu; —       104
Tam złożyłem na ołtarzu
Taki pieniądz na ofiarę,
I płakałem na smętarzu[149]
Za poległą barską wiarę.       108
Teraz — cóż wam Litwin powie?
matkę boską sławną w świecie
Ostrobramską[150] znacie przecie?
Otóż idę ku Wilnowi.       112

Dzieckiem z matką tam bywałem,
W bramie-m uczył się pacierza,
Tam mą matkę pożegnałem,
Gdy mnie wzięto na żołnierza.       116
Długom w świecie się mozolił, —
Pragnę umrzeć w swojej stronie.
Dziś, gdy pan bóg mi pozwolił
Ujrzeć Orły i Pogonie,       120
Chcę ten pieniądz, zlany łzami,
Wnieść ze skruchą do karbony[151],
Wezwać rzewnie Jej obrony;
A królowa polski, litwy       124
Może przyjmie te modlitwy
I zlituje się nad nami!“[152]
Rzekł, i zakrył łzawe oczy;
Starzy razem z nim płakali,       128
A parobcy, na uboczy,
Zcicha na coś się zmawiali.
Tak noc zeszła. — Gdy odniało[153],
Dano w rękę grosz starcowi,       132
Całe sioło go żegnało,
A on ruszył ku Wilnowi.
I gruchnęły wnet pogłoski,
Że nad Niemnem straż wybito:       136
Siedemnastu uszło z wioski,
Opłaciwszy wrogom myto;
Ale nikt nie pytał, po co
W Augustowskie[154] poszli bory,       140
Bo zabrali, idąc nocą,
Ostre kosy i topory.



POŻAJŚCIE[155]

Perkunas Diewajti! Ne muszk Żamajti
Muszk Guda, kejp szunia ruda!

Przysłowie narodowe żmudzkie[156]
(Na nutę:
— Hej, tam na górze jadą rycerze. —)

Nad brzegiem Niemna jest puszcza ciemna,
A pośród puszczy klasztorek mały;
W nim co nocy zakonnicy
Leją kule przy gromnicy
Już miesiąc cały.       5

Pewnie coś będzie, — mówi lud wszędzie —
Kiedy się krząta sam ksiądz Ambrozy,
Kiedy gniewem bożym grozi,
A co nocy gdzieś wywozi
Ładowne wozy.       10

Nie darmo woził, nie darmo groził,
Wszystek lud wierny powstał na Żmudzi,
A ksiądz Biskup[157] boga sławił,
I kolejno błogosławił
I broń i ludzi.       15


A lud wzbił głosy wierne w niebiosy:
Boże Perkunie! strzeż syna twego,
Strzeż Żmudzina Chrześcianina,
Bij w Moskala poganina
Jak w psa rudego!       20

Trąbka zagrała, zagrzmiały działa,
I krew w Dubissę[158] ciekła strumieniem,
Święta żmudzi, mierz-no dobrze!
W imię trójcy rwij po ziobrze
Srebrnym pierścieniem[159]!       25

I strasznie siekli, w Bogu zaciekli.
Ale w Pożajściu — Najsłodszy chryste! —
Z zorzą ranną zakipiało;
Straszno wyrzec, co się działo.
Zbrodnie wieczyste!       30

Głosem ponurym śpiewali chórem
Księża w kapturach on hymn żałobny;
Aż tu słychać wrzask dokoła,
I wpadł nagle do kościoła
Lud niepodobny[160].       35

Wilkiem zajadli Kirgizy wpadli,
I popłynęła krew strumieniami;
A maryja to widziała,
I w ołtarzu zapłakała
Krwawemi łzami.       40



PROKLAMACJA CHORĄŻEGO[161]
WYJĄTEK Z NARODOWEJ POWIEŚCI:
PAN CHORĄŻY

Tak zawżdy było w Litwie i na Żmudzi;
Jeśli nie wierzysz, pytaj starych ludzi.

Adam Mickiewicz

Nie zmrużył oka Chorąży noc całą,
Chodził dokoła gumien i podwórka,
I coś układał; — a skoro odniało,
Wszedł do komnaty, gdzie sypiała córka.       4
„Anusiu moja!“ — tak do córki rzecze —
„I mieli powstać, przecie nie powstali:
Zmudź się ruszyła, a tu Litwa ciecze[162].
I czegoż czeka? — ot, czeka, ażali       8
W pomoc Korona nie przyjdzie z za Niemna.
Ach, biada Litwie! biada naszej głowie!
Znowuż nam piwa nawarzą Panowie[163],
A jeszcze w Panów wierzy szlachta ciemna. —       12
Czego tu czekać? jakich wiadomości?
że się tam biją — wiemy doskonale;
Ze się dotychczas nie pozbyli gości,
O tem nam mówią nawet i Moskale.       16
Oni najeźdźcy, a to ziemia nasza;
A jak się weźmiem i my do pałasza,
Że snadniej pójdzie, sam rozum powiada;
Lecz to do smaku Panom nie przypada. —       20
To do estymy[164] najpierwsi Panowie,
A jak kraj bronić, to pierwszego niéma,

I wówczas miła fortuna[165] i zdrowie,
I każdy z wiatrem chorągiewkę[166] trzyma.“       24

„O, jam się nigdy nie uniósł prywatą[167]!
Lat już sześćdziesiąt mam urząd w powiecie,
Słucha mnie szlachta nie pierwsze już lato,
To i posłucha. Pisz waść, moje dziecie!“       28

„Wszak-ci-m Chorąży[168]? W Pospolitej Rzeczy —
Kiedy miał Naród wyruszać do pola,
Dając Koronie hufiec ku odsieczy, —
Wzywał Chorąży Szlachtę w imię Króla;       32
I Pospolite Ruszenie[170] stawało,
A tylko Wojscy[171] zostawali w domu:
Dziś każdy Wojskim, a Chorążych mało,
I starych kordów dźwignąć niema komu.       36

Ale na Boga! o, mam ja kord jeszcze,
Mam i łosiówkę[173], i Barskiego ducha[174],
I starość serca nie ujęła w kleszcze,
A źrebiec ręki wprawionej posłucha.       40
To starym paskiem świętego franciszka[175]
Owinę rękę i stawy przewiążę,
Wyruszy Powiat, i ja za nim zdążę.
A czyjaś duma niech się potem ciska!       44
Jestem Chorążym, chociaż niema Króla!
A, com raz wyrzekł, tego nie odmienię;
Niech więc stanowi Chorążego wola.
No, w imię trójcy! pisz waść zalecenie!“       48

panowie bracia, szlachta i magnaci!
Na kim, Panowie, grzechy ciążą stare,
Kto się zamłodu widział z Targowicą[176],

Kto chce zasłużyć na sąsiednią wiarę,       52
I na sejmiki wynieść jawne lico; —
Kto się podpisał na Grodzieńskim Sejmie[177],
Choćby to w drugiem, w trzeciem pokoleniu,
Niech miarą nieszczęść[178] występek obejmie,       56
A potem spojrzy po własnem sumieniu:
Bo dziś nadeszła pora, — dzięki bogu! —
Gdzie we chrzcie krwawym można obmyć zbrodnie,
Gdzie wolno walczyć na własnym rozłogu,       60
I żyć poczciwie, albo umrzeć godnie! —
A więc wszem w obec[179], z osobna każdemu,
Komu dziś o tem wiedzieć przynależy,
Tu się zaleca jasno i najszczerzéj,       64
Ażeby posłuch dać listowi temu:

A zatem primo:[180] w jak najbliższym czasie
Mieć się gotowo do konia i broni;
A konie pokuć, myśleć o zapasie,       68
I słuchać rychło dzwon z wieży zadzwoni.
Kto nie ma konia, niechaj idzie pieszo
Z flintą, szturmakiem[181], i jako kto może;
A konni potem traktami pośpieszą;       72
Piechotę zasię osadowiem w borze:
Jej to siekańców dać w torbę nie wadzi,
A tak szykować jako na obławie; —

Czasem siekańcem[182] jak człowiek dosadzi,       76
To źwierz nie jeden farbuje[183] po trawie.

Zanim kraj cały powstaniem osaczą,
Reimentarze[184] rotmistrzów wyznaczą,
Każdy gospodarz w parafiji swojej       80
Niech nad oddziałem obejmie komendy.
Kraj — to nie żarty! a czas dziś nie stoi;
Więc baczne, bystre mieć mi oko wszędy!
Może dziś, jutro, głos straszny zawoła:       84
O, kochający sercem wasze plemię!
Brońcie krwi waszej, waszego kościoła!
Brońcie praw waszych, brońcie waszą ziemię!
Wydajcie na jaw wasze polskie cnoty,       88
Które pół wieku obca dłoń niweczy!
Oczyśćcie wasze szacowne klejnoty,
Haec ornamenta Pospolitej Rzeczy![185]

W on czas z przyborem, jak się wyżej rzekło,       92
Niech oraz Naród w powiecie się wzburzy;
Ale prostactwo by mi się nie wlekło,
A szło porządnie, — bo kto żołnierz, służy.
W on czas niech szlachta na konie usiędzie,       96
Kordów pociągnie na rozstajnej drodze;
Bo nasza Litwa sfrasowana srodze
Krzyżową sztuką odrabiać się będzie.
Czemu secundo[186] tutaj się ogłasza       100
Szlachcie osiadłej, jak też nie osiadłej,
Ob senectutem[187] na zdrowiu upadłej,
I nie mogącej podźwignąć pałasza:

Aby ukazom nie dawać posłuchu,       104
I przed sprawnikiem[188] nie padać na duchu;
Ale z początku wykrętnością samą
To czas mitrężyć, to terminy mijać, —
A jak exequens[189] stanie już pod bramą,       108
To w po-za-drodze[190] z czeladką rozbijać, —
I setnych razów gościom[191] nie żałować;
Bo by inaczej na złe nam to wyszło, —
I nigdy w niczem Moskwie nie folgować,       112
Choćby ze wszystkiem zfrymarczyć się przyszło;
Przeto wędliny, chleb i wódkę starą,
I co się tylko dla żołnierza zgodzi,
Chować po puszczach pod gardłową karą;       116
Bo to inaczej Moskwa kraj ogłodzi,
A Koroniarze strudzeni z pochodu
Jak tu nadciągną, niechaj nikt nie powié,
Iż jako w puszczy doznał w Litwie głodu;       120
Owszem, dar Boży niech pożyją zdrowi.
A ten czas krótki, — nim ich Bóg sprowadzi,
Sławnych z affektu dla kraju polskiego,
I z animuszu i z męstwa przedniego, —       124
Litwa już sobie i sama zaradzi:
Bo wiedzieć trzeba o tem doskonale,
Że Moskwa przepaść musi już koniecznie;
A choć tam trochę będzie niebezpiecznie       128 ,
Byle się wybić, byle kraj był w cale,
Jako Bóg żywy! — wszystko będziem mieli;
Bo zawsze szczodrą ziemia nasza była,
A nim ją w szpony Moskale ujęli,       132
Lepiej, pamiętam, niż dzisiaj rodziła.

Tertio:[192] Rząd Polski zanim się ustali,
Żydostwu o tem powiedzieć potrzeba:
Iż, kto się z Żydów z domu dziś wydali,       136
Nie będzie dłużej psuł polskiego chleba.
Bo to nie hendle[193] po puszczach ich wiodą,
Przemysł nie ciecze drogami ciemnemi!
Oni hendlują gardłami naszemi,       140
I przemyślają nad krajową szkodą;
Więc za to będą na gardle karani.
Ale rabinom należy powiedzieć:
— Aby Żydowie mogli o tem wiedzieć —       144
Iż, kto się teraz z Żydów nie spogani,
Opiekę Sejmu nad sobą mieć będzie,
I wyszynk wolny na miód, wódkę, piwo,
I przywileje na hendle posiędzie,       148
A z królewszczyzny dostanie paliwo...[194]

POST SCRIPTUM[195]

Gdzie drwa rąbią, zwykle trzaski lecą;[196]
A zatem jeszcze i ten punkt dołożę:
Jeżeli naszym, — co łatwo być może —       152
Pogańską szablą za blisko przyświecą,
To ich pochować, jak się braciom godzi.
A za ich dusze dać na mszę żałobną;
Lecz niech mogiły choć włoka przegrodzi,       156
Naszych osobno — a Moskwę osobno![197]

Mogiłę naszych wysoko wznieść można,
A ich nie trzeba! — byle ścierwo schować;
Naszym, jak zwyczaj, krzyże pobudować!       160
A Moskalom nie! — bo Moskwa bezbożna.

Et haec[198] ogłaszam, znając kraju chęci,
Reszta się złoży na sąsiedniej radzie.
Loco sigilli[199], wasz brat szlachcic kładzie       164
Rodowitego klejnotu pieczęci
I łączy affekt[200], z jakim przynależy
Być dla rycerstwa życzliwemu bratu —
Czemu, wiem, każdy z Sąsiadów uwierzy. —       168
ANDRZEJ KOREJWA,
Chorąży Powiatu.[201]



PLACÓWKA POD BIRUTĄ[202]

Na falach morskich zgasła dzienna zorza,
I zamierzchł mały żagiel wśród ciemnoty,
Fal rozhukanych słychać tylko grzmoty,
I wicher z deszczem siecze w twarz od morza:       4

A pod Birutą, wśród leśnej ustroni,
Polskiej placówki błyszczą czasem bronie,
Jedna połowa nie zesiada z koni,
Druga połowa pasie w rękach konie...       8

„Na wam manierkę[203]! jest tam kilka czarek —
„A paście konie! — bo skoro zaświta,
„Żurawim głosem czerkies[204] nas powita,
„I celnym strzałem pogańskich janczarek[205];       12

„Więc póki można i jak można jeszcze,
Spocznę na chwilę.“ Rzekł, — o ziem się rzucił.
Niechaj gra morze, niechaj leją deszcze, —
Jużby go teraz piorun nie ocucił.       16

Usnął i marzy: — a na snu zwierciadła
Wychodzą czasy młodości zapadłe;
Sny i obrazy, czucia i widziadła —
Przy troskach kraju na jawie pobladłe;       20

Zda się, iż skrzydłem do nieba przybity,
Jakby kobierzec szeroko rozwity

Przemyślską ziemię widzi pod stopami,
I znane wioski pomiędzy sadami;       24

Błądzą ruczaje, krzyżują się drogi,
Wzgórzami szumią cieniowane bory[206],
Gdzieniegdzie sterczą i cerkwie i brogi[207],
Z poza lip starych wyglądają dwory;       28

Na prawo widać zamdlone[208] Karpaty,
Zachodem płoną Kresowickie wieże[209];
Na lewo piękna równina się bierze,
Widać przy cerkwi rozsypane chaty,       32

Gniazdo bocianie na starej stodole,
I słychać rżenie stada domowego;
A, trochę bliżej, w sadowiny[210] kole
Wznosi się baszta, — na niej dwór Łowczego.       36

Jakże-to sercu tak znana ta strona!
Coś się mignęło... słychać brzęk okienka...
Błękitna suknia... — czarny włos... to ona!
Westchnął to moja! to moja panienka!       40

I zda się, razem z westchnieniem puszczoném,
Bieży, czy leci, czy powietrzem płynie
Ku niej, a ku niej i za dworem onym;
A krzyże cerkwi mkną pod nim w dolinie.       44


Wtem strzał, i drugi! — „Na koń! na koń! Wiara!“
I wicher z deszczem uderzył od morza.
„Ha! dzięki Bogu! — wszak to tylko mara?!
„Dalej, mój koniu! nie dla nas tu zorza...“       48



MATUSZEWICZ W TROKACH[211]

Precz Iwan Mekita!
Broń nasza nabita —
Strach na nieboraka.

Rajnold Suchodolski

Rośnie jelnik[212], a tuż za nim
Leżą stare Troki.
Dudnią mosty przed powstaniem,
Tętni trakt szeroki.       4

Matuszewicz[213] z Owsianiszek,
I Tur z pod Olity[214],
I Seńkowski z Górnych Szyszek[215],
Wpadli na trakt bity.       8

Spostrzegł czerkies hufiec w biegu,
Znać do miasta daje, —
Krzyknął, strzelił, a w szeregu
Moskal w rynku staje.       12


Matuszewicz wpadł na czele, —
Pięćset jegrów zbladło;
Wpadł, dowódcę pod koń ściele,
Pięćset jegrów padło:       16

Padli plackiem na kolana,
I o pardon proszą
I pokornie do nóg pana
Karabiny znoszą.       20

„Wszak-to, bracia, się udało!
— Rzekł wódz do powstańców —
„Tylko żwawo! tylko śmiało!
„A nabierzem rańców[216].       24

„Teraz trzeba pójść do grodu.
„Przypnijcie kokardy[217]!
„I wy, dzieci! już za młodu
„Żywcie umysł twardy.“       28

Żwawo chłopcy poskoczyli, —
Jęli orły[218] zrywać,
Stos nakładać jednej chwili,
I przy stosie śpiewać.       32

Na odwachu z ruską bronią
Chodzą już powstańcy,
Chłopcy w rynku żydów gonią,
A pod strażą brańcy.       36

„Co też wódz tam robi w grodzie?“[219]
— „To dziwne pytanie!

Radzi z szlachtą o Narodzie,
Bo to nie żart, panie!       40

Pewnie dziś po wszystkiej Litwie
Poobsyła druki,
I Moskali w jednej bitwie
Wyrżnie co do sztuki.“       44

„Co tam Wać o drukach baje!"
— Szołejko zaprzeczy —
„Czyż ważniejszych niema rzeczy,
„Niż się waści zdaje?       48

„On Żmudzinom rad udziela[220],
„— Bo wojują, słyszę —

„I do Pana Lelewela[221]
„Jakieś listy pisze.“       52

Gdy tak radzą, w sądzie grodzkim
Matuszewicz stoi;
Skłonił głowę Panom Trockim
I rzekł: „Bracia moi!       56

„Gdyśmy dzisiaj, sercem śmiałem,
„Przypięli te wstęgi[222],
„Poszukajcie w grodzie całym
Jak najstarszej księgi;       60

„Trzeba wpisać w księgi stare,
„I na łbach Moskali
„Dzień dzisiejszy, by miał wiarę,
„By go pamiętali.       64

„Policmajstra mi przystawcie,
„I cnych jego braci,
„Tylko długo się nie bawcie,
„Bo to się czas traci.“       68

Z brzękiem szabel, z wrzaskiem, szumem
Szlachta się rozbiegła,
Policmajstra dworzec tłumem
Jak basztę obległa:       72

„Hej, sprawniku! hej, naczelny!
Gdzie-żeś nam się podział?
Wszak-to dzisiaj dzień tabelny[223],
Czyś już mundur odział?       76

Wiemy, żeś się zawsze padał[224],
Chciałeś bunt wysysać, —
Bóg ci szczęsną chwilę nadał,
Możesz wszystkich spisać.       80

Wyłaź, ustrój się w ordery,
Wszak-to ci się godzi?
Chodź do Pana, sługo szczery,
Chodź, on cię nagrodzi.“       84

Szpiegów pierzchła gdzieś hałastra[225]:
Powstańcy nie bawią,
Wiodą duchem policmajstra
I przed Wodzem stawią.       88

„Policmajstrze! słyszysz, wraże?“
— Słyszę, Panie! słyszę! —
„To pisz w księgę, co ja każę!“
Policmajster pisze:       92

W dzień świętego Saturnina[226],
Z Warszawy, wieczorem,
Wypędzono Moskwicina
Z całym jego dworem.       96

Gdy to zaszło, Naród cały
W Koronie się wzburzył:
Sejm zwołano dla uchwały,
A Sejm[227] praw swych użył.       100

Dał ludowi oręż rdzawy,
Wezwał polskie kraje;

A dziś dowód wspólnej sprawy
Tutaj Litwa daje.       104

Dziś Troczanów prysły pęta,
I krew wrogów piją;
A więc, bracia! — niech nam żyją
Narodowe Święta!!!       108

Wiwat dzielność polskiej szabli!
Wiwat Trzeci Maja!!!
„Pisz, bo cię tu porwą djabli!
niema mikołaja!!!       112

„Dość! — Niech wiedzą, co się święci!
„Niech w dzwony zadzwonią!
„Gdzie jest pieczęć!“ — Ha, pieczęci
Nie było z Pogonią[228].       116

Toć i na to znajdziem radę, —
„Dobywam pałasza,
„I guz szabli na lak kładę;
„Bo to pieczęć nasza!“ —       120

Rzekł — podpisał, podpisali,
Podpili, podjedli.
„Na koń! na koń!“ żwawo siedli,
I daléj, a daléj. —       124



NIEDOLA[229]

Da, Oszmiana z naszą Lidą[230]
Zawsze razem idą:

Dziesięć niedziel już powstanie
Wojuje w Oszmianie;       4
A na Lidzie ludzie w biédzie,
Lida rakiem ciecze[231],
Zboża zwala dla Moskala,
I suchary piecze.       8

Do Goniądzy[232] z sucharami
Pognali co prędzej,
A powrócił lud z torbami,
Bez koni i w nędzy.       12
Tęskno, nudno, wyżyć trudno,
Głucho jak po stypie[233],
A cholera ludzi zbiera,
I smętarze sypie.       16

Na wieść czerkieskiego noża
Drży naród niebogi; —
Przeciągnęły krajem wrogi
Jako klątwa boża:       20

A w Koronie niebo płonie
Łunami daleko,
Jak kraj długi, wszystkie strugi
Krwawą wodą cieką...       24



PODJAZD

„Poruczniku, spraw-że-no się,
Pojedź mi po zwiady!“
Rzekł, a podjazd już na rosie
Znaczy świeże ślady.       4

„Stójcie! — błysło jakieś licho.
By nie popaść w zdradę. —
Strzał nie wolny! — stać! stać cicho!
Ja go sam dojadę.       8

Wszakto kozak?“ — „Kozak, panie!“
— „Zaraz on dostanie.“ —
„Czy tam w zdradę, czy nie w zdradę?
I ja z panem jadę.       12

Wpadniem oba z hukiem, z krzykiem,
Poczniem ich od końca,
Wyłżem się przed Pułkownikiem,
I przywiedziem Dońca.       16

Bo to duszy nie pociesza
Rewolucja taka,
Kiedy żydów człek nie wiesza,
I nie rżnie kozaka.“ —       20

Rzekł — i ruszył. Nie zabawił,
W powietrzu go łowi,
Lekko ranił; lecz doprawił
Batem kozakowi. —       24


„Czego płaczesz, Dończe stary?
— Porucznik go pyta —
Wziąłeś może nie do pary?
Lecz już teraz kwita.       28

Nie masz broni, a my nożem
Bezbronnych nie rżniemy,
Dybów[234] tobie nie założem.
No, idź djable niemy!“ —       32

„Błahorodia[235]! — Doniec rzecze —
„Mam plecy kozacze,
„Choć nahajka plecy zsiecze,
„Doniec nie zapłacze.       36

„Był w Paryżu, był w Sybirze,
„A z nad Donu rodem,
„Za Bałkany[236] niosły chyże
„Źrebcy Dońców przodem.       40

„Wszędzie bywał, wszędzie bili,
„Niech czort porwie cara!
„Ale to dla Dońca kara,
„Że go dziś złowili; —       44

„Bo cóż na to bracia powié,
„Że z marnej przygody,
„Dał się schwytać pastuszkowi
„Doniec siwobrody!?“       48

I zapłakał. A Krakusy
Z językiem[237] wracali.
Uciekajcie w stepy, Rusy!“
Wracając śpiewali.       52



PATROL

„Hej, panienko! dla Boga!
Czy się boisz Polaków?
Czy do Lidy to droga?
Czy tu niema kozaków?“       4

— „Da, uchowaj nas Boże!
„Tu nie było Moskali;
„Lecz w zaścianku, w zaborze[238]
„Dotąd puszcza się pali.       8

„Troje dzieci zabili,
„Matkę z chaty wygnali,
„Potem chatę spalili,
„I jałówkę zabrali.       12

„Niech waspanów nie gniéwa,
„Żem nie chciała zaczekać;
„Lecz na Litwie dziś dziwa,
„A wszak trzeba uciekać!       16

„Jam myślała... nie powiem...
„Lecz to teraz czas taki...
„Jam myślała... ej, powiem!
„Ze waspaństwo kozaki.“ —       20

„Nie, my duszko! Polacy —
My z za Niemna przybyli.“
— „A czy wszyscy tam tacy?
„To nie dziwo, że bili!“ —       24



PAN RÓŻYCKI[239]

Snuło jezdnych się niemało
W noc po lesie całym,
A nadedniem zakipiało
W Kurowińcu małym.[240]
Przebiegł odgłos po czeredzie[241]:
Jak nasz hetman zwan? —
„Oczajdusza[242]! — bo powiedzie
Na tatarski tan!       8

Kędy góra — orłem wzleciem,
Wichrem step przebędziem,
Knieją wilkiem się pomieciem,
A wodą łabędziem.“[243]
— „Nuże, wiara, szeregami,
Na czoła, kto chwat!“
„Tu chwat każdy!“ — „To Bóg z nami!
A Moskal psu brat!“ —       16

Bujne kłosie ziemia roni
Bronami rozbita,
Toć i doli nam nie wzbroni
Pierś broną przeszyta.[244]

Żyją ludzie, co zaznali
Lepszy stary wiek,
I jak własny grunt deptali
Bugu[245] drugi brzeg       24

A nam-ż dziś nie wolno będzie,
Po oboim brzegu
Pławić konie, jak łabędzie,
I hulać w szeregu?
Oj, powrócą wieki nasze,
Wróci dola nam!
Jak przywdziejem czapki lasze,
Pokłoniem się wam!       32

Pan Różycki siadł na konia,
Błysnął kord junacki,
Dmuchnął przodem, a przez błonia
Czesze hufiec gracki.
Miasto kroci dwiestu wstało,
Dwiestu będzie żyć;
Bo tych dwiestu rękę dało,
Hańbę kroci zmyć.       40

W Hucie[246] rankiem żona płacze,[247]
Tych jej dzieci szkoda:
Pod Różyckim konik skacze.
Nie płacz, Pani młoda!
Jak głos dzwonu siołom płynie,
Gruchnie Polszczą wieść,
A cześć będzie tej drużynie
I wodzowi cześć!       48



POWSTANIEC LITEWSKI[248]

Jedzie szlachcic okoliczny,
Konik pod nim śliczny,
On do korda przypasany,
A konik zhasany       4

„Hej, duszeczko! hej panienko!
Wyjrzyj przez okienko!
Mam konika[249] po czerkiesie,
A on poległ[250] w lesie.       8

Powiedz ojcu panieneczko,
Powiedz jaskółeczko:
Niech już wyjdzie z puszczy czarnéj,
Bo to postrach marny.       12

W Żejmach[251] nasi Polakowie,
Jako same zdrowie,
Z poza Niemna już[252] przybyli,
Obóz rozłożyli[253].       16

Co tam broni[254], co tam cudu,
Co ślicznego ludu!
A tak żywo ognie płoną,
Że aż bije łono.[255]       20


A przy ogniu brzmi wesoła
Piosnka dokoła:
„Alboż my to jacy-tacy?
Wszak-ci Krakowiacy![256]       24

Nie pobiją naszej wiary,
Ojczyzna nie zginie,
Póki Litwą Niemen stary,
Polską Wisła płynie...“       28

A więc bądź mi szczerze radą,
Wszystko złe przeminie;
Bo od Wisły on jadą,
A tam Niemen płynie...“[257]       32



MAZUR[258]

Piękna nasa Polska cała,
Piękna, zyźna i niemała!
Wiele krain, wiele ludów,
Wiele stolic, wiele cudów;
Lec najmilse i najzdrowse
Pseciez cłeku jest Mazowse!       6

Bo, gdzie takie cudne stroje,
I śpiewanki i dziewoje?
Kto w podkówki tak wyksese?
Komu miłe tak pielese[259],
Jak ojcyste Mazurowi?
Niechaj cała Polska powié!       12

Poza Niemnem wielkie błota,
A za Bugiem Ruś sromota,

Góral zbytnie podkasały[260],
A Odroki[261] lud zniemcały;
A więc nasa, nasa góra,
Niemas w świecie nad Mazura!       18

Mówią, ze tam na Podolu
Rośnie zyto bez konkolu;
Ale u nas dary Boze
Płyną Wisłą az za moze,
Psyśpiewują jej flisaki,
A gros cłek ma jaki-taki.       24

Gdzieś za światem Dniepr tam płynie,
Sławne konie w Ukrainie;
Ale kto, jak Mazur właśnie,
Wioząc, z konia bicem tsaśnie,
Kiedy jedzie do Warsęgi,
Mówią wsyscy: Mazur tęgi!       30

Tęgi Mazur wej w pokoju,
Lec się psyda i do boju,
Znane w Polsce kosyniery,
I do boju Mazur scery;
Gdy do kosy się psyłozy,
Tnie Moskala, jak gniew Bozy.       36

Dana, dana, dana, dana,
Za ojcyznę miła rana!
Prędzej zginą zeki, góry,
Nizli Polska i Mazury.
Bies cię porwie, Mikołaju,
A swoboda będzie w kraju.       42

I zanucą w Polsce ludzie
O Mazurach i o cudzie;

Bo bóg, zeby świat dziś twozył,
Juz z Mazurów by go złozył,
A pośrodku nich niecnotę
Mikołaja, na zgryzotę.       48



DUMY WIDORTA[262]
EMIR TADŻ-ULFECHR[263]

Ścichły wiatry nad wieczorem
Od zapadniej[264] strony,
Na oazie[265] legł taborem
Emir zamyślony.       4

Śniąc o stepach i o zysku,
Arabowie spali.
A kozacy przy ognisku
Jakąś pieśń śpiewali.       8

„Hej! Emirze, atamanie!
Synu wojewody!
Jako zdrój w Arabistanie
Płynie wiek twój młody.       12

Płynie — płynie; — lecz przepłynie
Jako pieśń wesoła,

A zatęsknisz po rodzinie,
Zatęsknisz do sioła.       16

Luboż teraz w naszem siole,
Ciepły wietrzyk świsnął,
Mgły przemknęły czarną rolę,
I miesiąc zabłysnął.       20

We mgłach dzikie kaczki lecą,
Wabią przepiórzyce,
A łuczywem w chatach świecą
Nasze krasawice.       24

Nieraz dziuba[266] ręce łamie:
Idzie lato, zima;
Próżno czeka! sroczka[267] kłamie,
Lubych gości niéma.       28

W naszej cerkwi nietoperze,
Stary krzyż upada,
Za nas cała już gromada
Odmawia pacierze.       32

A nas wodzą światem mary
Poza obce rzeki,
A my wieziem drogie dary
Do pogańskiej Mekki.       36

My na obce pokolenia
Leciem przez pustynie,
A tam Moskal lud wyplenia
W naszej Ukrainie.       40


Kiedyż — kiedyż, atamanie!
Znajdziem sobie żniwo?
Kiedyż będziem na majdanie[268]
Kosić szablą krzywą?!       44

Nieraz dziuba we drzwiach stanie,
O zdradę nas wini;
A my, — ojcze atamanie!
Dyszem na pustyni.       48

Gdzie zdrój wodą nie pociecze,
Wiatr nie czesze błoniem,
Gdzie kruk kości nie zawlecze,
Tam my toczem koniem.       52

We dnie spieka nad taborem,
W nocy gad się wije,
Ach! a serce nad wieczorem
Codzień żywiej bije.       56

Czy nie lepiej tobie było
Pić z lackiemi pany?
Wszak za stołem słuchać miło,
Jak brzmią teorbany? —       60

Czy nie lepiej własnym było
Stepom się pożalić?
Z mołojcami pod mogiłą
Nocny ogień palić?       64

Trawa buja ścieżką naszą,
Jak zdrój lata płyną.
Oj! zatęsknił koń za paszą,
Kozak za dziewczyną!“ —       68

„Cyt! cyt, druhu! — cyt, kozacze!“
— Ataman zawoła —

„Kiedy nasza luba płacze,
„Toć zdążem do sioła.       72

„Siodłaj Guldję[269], — nabij bronie, —
„Dalej, druhy, przodem!
„W Czarnem morzu mimochodem
„Napojemy konie.“       76



HETMAN ZŁOTOBRODY[270]

Ponad Dnieprem tętnią konie,
Dziuba klasła w śliczne dłonie:
Wrócił Hetman złotobrody
Gdzieś z za świata, gdzieś z za wody!       4

A miał Hetman złotobrody,
Gdzieś z za świata, gdzieś z za wody,
Jasną szablę jako słońce,
Po niej złotych żył tysiące.       8

A miał Hetman złotobrody
Sto par koni gdzieś z za wody,
Pełne żyłek, smukłe, zwrotne,
Jak sokoły bystre, lotne.       12

A miał Hetman złotobrody
Huf kozacki doświadczony;
Jasno błyszczał nóż na gody,
Co wielkanoc poświęcony.       16

A miał Hetman złotobrody
I dziewczynę jak zazulę,

I śpiewaka, co przygody
Umiał wydać w pieśni czule.       20

Zawyj wichrze w puste szlaki!
Gdzie Oxanna[271] będzie wtóra?
Gdzie pan taki? — gdzie dwór taki?
I gdzie śpiewak jak Padura[272]?!       24

Pomknął Hetman wichrem rwącym,
Jednej wiosny na Moskali,
Błysnął wkoło pół-miesiącem[273]
„Hej, mołojcy, za mną, daléj!       28

„Nuż do spisy! nuż do noża!
„Jako sokół koń poleci;
„A śród nocy nam zaświeci
„Ponad Moskwą jasna zorza!“       32

I zaszumiał huf parowem,
Działa grzmiały, krew płynęła,
Szabla szablę w bryzgi cięła,
Działa grzmiały pod Daszowem[274]:       36

A sam jeden na uboczy,
Opuszczony, czy odcięty,
Złotobrody Hetman toczy
Na arabie wpół-zakręty.       40

Tuż, tuż za nim leci tłuszcza,
Już niejeden ostrz zawadza,
A on konia raz wypuszcza, —
To wypuści, — to osadza.       44

Pędzą, pędzą, — on uwodzi,
Dopędzają, — on osadził,
Niejednego z siodła zgładził,
I wypuścił i uchodzi.       48

Uszedł... przepadł... a Dniepr płynie,
Łzy limanom[275] niesie w dani —
Powiedz, Dnieprze, Ukrainie:
Gdzie twe piewcy i hetmani?       52



GULDJA HETMANA[276]

Lotną-m widział ja ptaszynę
W Czarnomorców kraju,
Piękną znałem ja dziewczynę
W baszowskim seraju[277].       4

Sławny koń był w złotym rzędzie[278]
U starego Chana;
Lecz nie było i nie będzie
Nad Guldję Hetmana!       8

Tam to główka! tam to uszko!
Grzywa w drobne kosy!

Gdzie stąpiła lekko nóżką,
Nie strąciła rosy.       12

Kiedy kozak ją pogłaskał,
To jak dziewczę miękła;
A jak Hetman ją pogłaskał,
To przed gankiem klękła.       16

Kiedy pomknął z Zaporoża —
Wichry ostawały,
A za Dnieprem gasła zorza,
A trzy morza grały.       20

Zaco Dnieprze w świecie słyniesz?
Żeś z orlego lasu?!
Kiedy dziś już nie tak płyniesz,
Jak dawnego czasu.       24

Dziś już tylko Ukrainie
Mogiły hetmanią,
Guldja stepem nie popłynie,
Ni sokoły za nią.       28



WACHMISTRZ DOROSZ
NA LITWIE.

Czy też licho mi nadało,
Służyć z taką ruchawicą[279]?
Służby żadnej, ducha mało,
Tylko starym baki świécą[280]!
Same tylko wielkie pany,       5
A ja prosty wachmistrz sobie,
I choć ciemny[281], choć nieznany,
Za pułk cały służbę robię.

Człek się musi napracować
I niemało ponieść sromu,       10
Bo gdy przyjdzie rozkazować,
To i słuchać niema komu!
Nieraz krzyczę: „Stać! komenda!“
Gdzie tam, panie, im to w głowie;
Szwadron po wsi gdzieś się szwenda[282],       15
Lub jak skuty[283] chrapie w rowie.
W całym pułku dawnej daty
Człek sam jeden — aż niemiło,
Gdzieś wymarły stare chwaty[284].
Nie tak, nie tak, panie, było!...       20
Mój pułkownik, żołnierz stary,
Nie dzisiejsza nasza drużba,
Tęgi człowiek — zna, co służba,
Cóż, gdy niema starej wiary[285]!
Z rekrutami trudna sprawa,       25
Bo jak cały pułk — sąsiady[286],
Więc gawęda, rada, wrzawa,
A dwóch tylko[287] nie da rady.

Nieraz wołam: „Ruszać raźno!“
I wyprawiam, gdzie wypada,       30
A on maże się nieglaźno[288]
I przyzywa wnet sąsiada:
„Słuchaj, bracie — hej panowie!
Czyśmy nato tu zjechali?
Niechaj każdy z panów powie —       35
Byśmy gdzieś na deszczu stali?“
I zastawia się sąsiadem,
Bo ma w pułku szkapę własną —

Z takiem wojskiem, z takim ładem,
Niech pioruny w pułk ten trzasną!       40
Choć posłucha nawet który,
Zajmie pocztę[289] i nie gada —
To jak wymknie z jakiej dziury
Gdzieś tam kozak, — krzyczy: „zdrada!“
„Ha — to darmo! Ja inaczej       45
Stawiać widet[290] już nie umiem,
Ani wojny nie rozumiem,
Jak, że jeden zawsze znaczy.“
Biada — młodsi na mnie liczą,
Walą jak na szkapę siwą;       50
Niby starsi tylko krzyczą:
„Nuż Doroszu! dalej — żywo!
„Dorosz patrol dziś prowadzi,
„I języka[291] się postara,
„Dorosz niechaj sobie radzi:       55
„Niema owsa, głodna wiara —
„Dorosz! a czy kute konie?
„Dorosz — na sąd i do rady!
„Dorosz służbę ma w szwadronie,
„Dorosz jedzie dziś na zwiady.“       60
Słowem, panie, — mówiąc krótko —
Hasłem w pułku imię moje!
Brzmi wieczorem, brzmi z pobudką,
Dzień przejeżdżę, noc przestoję:
Bo to mało ważą młodzi,       65
Że się w służbie wiek strawiło,
Że się starszych poczcić godzi —
Nie tak, nie tak, dawniej było!...

Ciężka służba obozowa,
Ale jeszcze z nią pół biedy;       70

Jakoś lezie — ale kiedy
Już o boju przyjdzie mowa:
Wolałbym się z babą wadzić,
Albo jeszcze i coś więcéj,
Niż do boju poprowadzić       75
W dobrym szyku pułk panięcy;
Bo tam ogień, a tu — rada.
Koniec końców zawsze jedno,
Na deresza[292] Dorosz siada
I harcuje[293] szkapę biedną.       80
Jeszczeć siebie nie żałuję,
Choć i moja krew nie woda —
Ależ konia, panie, szkoda!
Bo to koń mi się marnuje.
Wówczas każdy ma wymówki:       85
Bo ten wrócił od placówki,
A ten chory, a ów ścięty,
A czwartemu koń ustanie,
A piątego źle podpięty,
A niejeden stchórzył panie;       90
Wówczas pochlebstw już bez liku:
„Hej! Doroszu, stary ćwiku[294]!
Nasze stopnie to androny[295]!
Waszmość musisz tu zaradzić,
Waszmość — żołnierz doświadczony,       95
Waszmość musisz poprowadzić!“

No, no, dosyć, dosyć tego,
Już to wstyd dla młodej wiary,
Kiedy chwalić trza starego,
Ale swoje zrobi stary.       100
A więc ruszam w przód plutonu!
W pierwszą lepszą wpadam lukę,

I rżnę, panie, bez pardonu
Po ułańsku swoją sztukę!
Ale ledwo bój ustanie,       105
Zaraz tracę na walorze[296]
Wówczas nikt już starych, panie,
Za stworzenie nie ma Boże.
Wówczas na nas pełno kwasu,
Że my starzy nic nie czujem,       110
I jakiegoś ducha czasu
Wyschłym mózgiem nie pojmujem!
Co to znaczy, wiedzą kaci?
Bo to odkąd w świecie żyję,
U mnie duch co dobrze bije!       115
A czas to, co dobrze płaci!
Ale u nich to ten tęgi,
Co gardłuje całą siłą,
A kto schlebia, ten wart wstęgi —
Nie tak, nie tak, dawniej było!...       120

Ot — niedawno, gdyśmy stali
Z całym pułkiem w przedniej straży,
Tak się, panie, krucho zdarzy,
Że nas omal nie zabrali;
Moskal prawie nas otoczył,       125
Ale odciąć nas nie zdołał,
Pan pułkownik przed front skoczył
I do siebie mnie przywołał,
I rzekł do mnie: „Ot — wiesz, stary,
Że się nie mam kim posłużyć,       130
Dwóch nas tylko z dawnej wiary —
Dalej trzeba już odurzyć[297]:
Jedź do sztabu, weź papiery,
Zdaj wodzowi raport szczery —

Niech też o nas przecie radzą,       135
Bo nam djablą łupnię dadzą[298].“

Rzekł, a jam się kopnął cwałem,
(A nie byłem nigdy w sztabie).
Wódz! nie żarty — pomyślałem,
Szlify wodza to nie grabie —       140
Nuż tu ćwika na czem schwyta!
Nuż znienacka mnie zapyta!
Trzeba mu się odciąć sprawno —
Nuż zapyta: „Służysz dawno?
Kiedyś dostał krzyż francuski[299]?       145
W wojnie pruskiéj — czy też ruskiéj?
Czyś tam kontent z młodej wiary?
Czy was racja[300], żołd dochodzi?
Młody żołnierz czy z zapałem?
A pułkownik czy zdrów stary?       150
Co się święci? — wróg, czy godzi?
Czy są działa? — jest piechota?
A po skrzydłach las? czy błota?...“
Zgoła wszystko pomyślałem;
Kontent ruszam, wiatry wieją,       155
Czasem spojrzę — są depesze[301]?
A mój deresz sobie czesze[302],
Aż się wszyscy djabli śmieją!
Więc stanąłem w sztabie rankiem,
A otarłszy czoło z znoju,       160
Wiążę konia tuż przed gankiem,
I rżnę prosto do pokoju.

„Gdzie wódz ?“ — pytam. — „Czyś zwarjował,
Któż o wodza tak się pyta?

Znać, żeś w pułku się wychował“ —       165
„Gdzie wódz?“ — rzekłem — „mów i kwita!“ —
To żołdactwo, to natręty!
Wódz śpi jeszcze, bo dzień chmurny.“ —
„A szef sztabu?“ — „Szef zajęty.“ —
„A dyżurny?“ — „Śpi dyżurny.“ —       170
„Wszak mój przyjazd nie wizyta,
Przez noc całą tutaj spieszę,
Tutaj panie są depesze!
Zbudzić służbę — ot i kwita!“
Gdy to rzekłem, on się zdziwił,       175
Stuknął, mruknął — nosem skrzywił
I samego mnie zostawił;
Alem nieźle się ubawił,
Bom stał ze trzy godzin w sieni,
A trzy godzin — to niemało,       180
Gdy człek głodny po bezseni[303],
Więc mi się na sen zebrało;
W końcu myślę, poniewoli,
Co też wódz tak długo robi?
Pewno jakiś plan sposobi —       185
Aż tu słyszę — Wódz się goli!“
Niechże goli, kiedy goli,
Bo i naszych panie golą,
I Moskale nie swawolą,
A jak biją, djablo boli!       190

Wreszcie dano znak — „Śniadanie!“
W jednej chwili — szastu, prastu —
I wypada do mnie, panie,
W okularach siedemnastu!
Orszak cale, okazały!       195
Wszyscy smacznie zajadali —
Po francusku rozmawiali
I perfumy zapachniały —

Tu się widzę nieźle dzieje,
Bo tu tylko wino płynie,       200
A tam krew się polska leje —
Ach! i pułk mój może ginie!...

Żal mi było pułkownika,
O depesze nikt nie pytał,
Nikt mię z panów nie powitał —       205
Jam nie umiał ich języka;[304]
A więc stałem w kątku cicho,
Wkońcu myślę — co za licho?
Dla starego rzecz to nowa,
Ej — chybiłem wioskę pono —       210
Tu po polsku ni pół słowa,
A o sztabie mi mówiono.

Wkońcu-m poznał tych ichmości:
To Francuzi niezawodnie,
Których wódz chce uczcić godnie,       215
By znał Francuz, że tu gości;
Gdym to myślał — z miną tęgą
Na wiarusa jeden wpada:
„A hultaju! a ciemięgo!
Przydymiona czekolada!“       220
A więc rzekłem: Niech nam żyją!
Wszak to nasi, nie Francuzi —
Ależ warto im dać buzi!
Znać, że się o wolność biją —
I żal serce mi ucisnął...       225

Ukończono wreszcie gody,
Jam z raportem się przecisnął,
Wziął go jakiś panicz młody —
Wziął, przeczytał, na stół rzucił,

Potem mruknął — „To źle, panie,“       230
Przez nos jakąś piosnkę nucił,
Wkońcu rzekł mi niespodzianie:
„Korpus rozkaz tam odbierze“ —
„To pułk, panie!“ - rzekłem skromnie;
„To pułk tylko? Wielkie zwierzę!       235
Lecz i o nim tam się pomnie[305].“
Wkońcu do mnie rzekł wspaniale:
„Wiarus wódki się napije,
Bo ja znam to doskonale,
W pułku licho tam się żyje.“       240

A, co tego, to za wiele! —
A więc, panie, rzekłem śmiele:
„Nie tak licho — jak niegrzecznie!
W pułku trochę niebezpiecznie!
Co do wódki, to i kwita!       245
Bo mam wódkę od kozaka;
A choć może i nie taka,
Milsza dla mnie, bo zdobyta!“
Tak burknąłem im przez zęby,
Gdyby mi się popadł który,       250
Toby poznał, jak Mazury
Kpów pytlują[306] na otręby!

I wyszedłem — na spiekocie
Koń mój biedny stał przy płocie
Z głową na dół pochyloną:       255
„Oj, nam obu źle tu pono —
Pójdź, mój koniu — źle w tej stronie!
Klątwa kraju na niej leży —
Tutaj piorun w nich uderzy,
Albo ziemia ich pochłonie,       260
Że tak służą tej ojczyźnie...“
Siadłem na koń ledwo żywy;

Ból się wzruszył w każdej bliźnie,
Żem się musiał ująć grzywy —
Chciałbym zginąć, powiem szczerze,       265
Gdy się sławy wiek przeżyło;
Lecz i kula dziś nie bierze —
Nie tak... nie tak dawniej było!...



POLKA

A serce, prorok, nie mieści się w łonie...

Sew. Goszczyński

Do późna wczoraj słyszałam działa,
A przez noc całą psy wyły:
Nad samem ranem, gdym się zdrzemała,
Trzy mi się krzyże przyśniły.       4

Jeden — na północ wbity daleko,
Drugi — na obcej stał ziemi,
Trzeci — nad grobem i krwawą rzeką,
Niby pomiędzy swoimi.       8

Pod nim człek jakiś leżał przebity,
Zmarły, czy bolem wybladły;
A gdym westchnęła — pękły błękity,
I perły z nieba upadły —       12

Upadły deszczem na moje łoże:
Spojrzałam w okna — dzień był już duży;
Lecz perły... krzyże... o! wielki boże!
Ten sen niedobrze coś wróży...       16

Co nocy niebo łunami płonie,
Codziennie słońca wschód krwawy:
Ach! straszno spojrzeć ku tamtej stronie,
Kędy się ważą te sprawy!       20

Gdy się po bitwach myślami noszę,
Zda się, że w miejscu stoją godziny:

Wówczas ja boga ze łzami proszę,
By mi dzień ulżył jedyny.       24

Mija... Noc idzie;... lecz nie w mej mocy
Usnąć, choć głowa do snu się schyla:
Coś niby chodzi, stuka po nocy,
A zegar staje co chwila.       28

I bez wytchnienia trwoga jednaka,
Że jej już łono dłużej nie mieści.
Gdyby list jaki! gdyby wieść jaka!
Nie .... nie chcę! nie chcę — tych wieści!       32

Bo choć zwycięstwo naszym dziś służy,
Choć ojciec gani mą trwogę,
Ja się z tych wieści cieszyć nie mogę,
Bo mi coś serce źle wróży!       36

Już w boju legło tyle tysięcy!
A wiele jeszcze nie zginie?!
Ach, czy łez więcej, czy też krwi więcéj
Za ziemię naszą wypłynie?       40



OBRAZ CUDOWNY

Pośród tatarskiej bitwy znaleziony
Dziwnym trafunkiem[307] przed dawnemi laty,
Stał obraz święty, w frambudze[308] złoconéj,
W rogu sypialnej komnaty.       4

Stary pan Miecznik[309] dostał go w puściźnie
Po swoich przodkach pogłowia[310] męskiego, —
A tak go cenił, że już po Ojczyźnie
Nadeń nic nie miał świętszego.       8


Ale nie dziwno; ile bowiem razy
Dom, lub Ojczyznę, klęska dojąć miała,
Twarz matki boskiej, twarz panny bez skazy
Cudowne znaki wydała:       12

Pobladła Ona, kiedy w Targowicy
— Panie im odpuść! — zdradę uknowali,
I na łup obszar rozległej ziemicy,
A lud na mękę wydali.       16

Pobladła Ona, gdy na polską ziemię
Trzech nieprzyjaciół nastąpiło srodze, —
Kiedy przez Pragę, kosząc polskie plemię,
Moskal po krwawej szedł drodze.       20

Lecz od lat wielu nic już nie słyszano
W domu Miecznika o podobnym cudzie,
Aż wczoraj w nocy — mówią dworscy ludzie —
Nowy cud jakiś ujrzano:       24

Obraz rozgorzał ogniem błyskawicy,
Ze ściany szabla turecka zleciała,
Posada dworca starego zadrżała,
I lampa zgasła w świetlicy.       28

A koń zatętnił świtem wśród wąwozu,
Z listem pośpieszał goniec od obozu:
I odgadnęli dworscy, co się święci,
Bo list miał czarne pieczęci...       32

Drżącą go ręką pan Miecznik rozwinął
Pobladł — „Przez rany zbawiciela pana!
„Słuchajcie! Kicki i Kamiński[311] zginął!
„Pod Ostrołęką przegrana!“       36



MARODERKA[312]

Panieneczko! Litwineczko!
Stój-że duszko! — stój!
Ja znużony, a spędzony[313]
Kary konik mój.       4

Dla mnie mléka, dla konika
Proszę owsa snop;[314]
Konik w trawce, ja przy ławce
Spocznę[315] u twych stóp.       8

My ułani, moja Pani,
Walczém za kraj nasz:
Ach, nie[316] zgrzeszysz, gdy pocieszysz,
I całuska dasz!       12

Z zorzą ranną, moja panno,
Gość cię rzuci twój;[317]
Ponad Niemnem, w borze ciemnym,
Poczną strzelcy bój.       16

Nie zjeść w kaszy koroniaszy[318],
Byle koń nasz[319] zdrów!

Od tej szabli porwą djabli
Tych zielonych[320] psów!       20

A gdy męsko i zwycięsko
Wróciém do swych rzek,
Wśród spoczynku, przy kominku,
Bajać będziem[321] wiek:       24

O tych krajach, o zwyczajach,[322]
I o puszczach tych,
I o Litwie, i o bitwie,
I o oczkach[323] twych!       28



PIEŚŃ ZA BUGIEM[324]

Grzmi trzykrotne „sława bogu!“
Już przebyty Bug.
I parsknęły raźno konie.
Radzi będą nam w Koronie!
Pan Różycki przodem rusza,
Za nim hufiec oczajdusza;

A koń parsknął po raz drugi.
W lewo, w prawo żyźne smugi,
I tysiące dróg.       9

Czyż nam jeszcze Moskwa grozi?
Czem dla nas ta broń?
Czem nam działa, czworoboki?
Zanim oni z dział wycelą,
Zanim na nas raz wystrzelą,
My tymczasem dwa, trzy skoki,
I ni dział już, ni piechoty,
W krwi moskiewskiej toną groty,
We krwi brodzi koń.       18

Oj, nie mlekiem[325] zmył się pono
Pod Mołoczką[325] wróg![326]

Puszczaj cugle! — „sława bogu!“
Brzmi raz pierwszy po rozłogu;
I już konie w pełnym skoku,
Już mogiła z czworoboku!

Krwi wyciekło z niej niemało,
Tylko krzyża jej nie stało,
Jako żywy bóg!       27

Nie wam to się szarpnąć snadno
Na nasz orli ród!

Wszak Tyszyckie znacie pola?
sława bogu!“ ścichło hura.[327]
Dziej się, dziej się boża wola!
I już z fosy wstaje góra,

I niejeden z nich tam w Słuczy[328]
Podłem ścierwem raki tuczy,
Co chciał uciec w bród.       36

Hej-ha, koniu! hej-ha, koniu!
Nuż-że, nuż-że w cwał!

Wszak Lubelskie, to nie stepy!
Ponad drogą sroczki skaczą.
Radzi lance[329] te zobaczą,
A na lancach te krwi lepy.
O! jak z Huty ujrzą gościa[330],
Zabrzmi okrzyk nam z Zamościa,
I uderzą z dział!       45



SŁAWA BOGU[331]

Pasą konie po rozłogu[332],
W niebo bije wrzawa:
sława bogu! sława bogu!
Białym czapkom[333] sława!       4

Ćma kozaków migła zdala,
Budziński poskoczył:
sława bogu!“ na Moskala,
I konika zbroczył.       8

Ciężko skłóty popadł w łapkę,
Kozak z niego szydzi:
A na ziemi białą czapkę
Pan Różycki widzi.       12

„Hańba bracia! hańba! daléj!
„Młoda krew to, młoda!

„Tęgi chłopak! — a zabrali —
„Szkoda mi go, szkoda!       16

„Nuż Wizoski!“ — A Wizoski
Ruszył samotrzeci[334],
Szybko, jako piorun boski,
Biała czapka świeci.       20

sława bogu!“ — huknął, strzelił,
Skłół kilku na przedzie,
Jak mógł kordem ćmę obdzielił,
I rannego wiedzie.       24

I znów paśli na rozłogu,
W niebo bila wrzawa:
sława bogu! sława bogu!“
Białym czapkom sława!       28



POWRÓT KONIA

Wszystko się dziwnie plecie
Na tym tu biednym świecie;
A ktoby chciał wszystkiego rozumem dochodzić,
I zginie, i nie będzie umiał w to ugodzić.

Jan Kochanowski

Kurz się drogą bałwani,
Świat tumany ciemią:
Jadą, jadą ułani
Sandomierską ziemią.       4

Białe na nich wyłogi:
„Dyć to pułk nam znany!
„A gdziez Jonek z Ozogi?
„Gdzie nas brat kochany?       8

Wsyscy święci Janieli!
„Cały pułk juz minoł!

„Gdzieście brata podzieli?“
„Zginął! — rzekli — zginął!“       12

A wtem znowu ktoś jedzie:
Dwóch ułanów czesze;
Jeden konie z nich wiedzie,
Drugi ognia krzesze.       16

Koń się szarpnął przed górką,
Zarżał, urwał wodze,
I poleciał po drodze,
Co wyskok, w podwórko.       20

„O, dla boga! dla boga! —
„Skąd-ze go to macie?
„Wsak to konik z Ozoga,
„Konik po mym bracie!       24

„Oj! sierotą juz chata,
„Kiedy on zabity:
„Gdzieześ podział mi brata,
„Koniu jabłkowity?“       28

A obadwa ułani
W podwórko przybyli,
I obadwa stroskani
Na dziewkę patrzyli:       32

„Zatrzymajcie go sobie!
„Nikt go wam nie bierze.
„Oj, wasz Jonek już w grobie!
„Tu jego szkaplerze.       36

„Jam je zabrał w szczerości,
„Bo legł od Moskala,
„A te nasze świętości
„Niech Moskal nie kala!       40


„Możeć moje szkaplerze
„Da tam kto ojcowi. —
„No, bywajcie nam zdrowi!
„Niech was bóg tu strzeże!“



STARY UŁAN POD BRODNICĄ[335]

Pod Brodnicą, jak woda,
Stoi wojsko na błoni:
Szkoda, Polsko, oj, szkoda
Takiej dziatwy i broni!       4
Jak ją ludzie zobaczą,
To w Poznańskiem zapłaczą;
Będzie klątwy i żalu
Tam na ciebie, Moskalu.       8

Nad granicą tuż droga,
Bieży młoda kobiéta,
Zapłakała nieboga,
I ułana zapyta:       12
„A cóżeście, panowie,
„Najlepszego zrobili?
„A cóż na to Bóg powie,
„Żeście Polskę rzucili?“       16

Ale ułan nie słucha,
Krew zapiekła się w oku,
I źrenica tak sucha,
Jak broń jego przy boku.       20
Cisnął kaszkiet pod nogi,
Wicher rozwiał włos siwy:
„Bądź zdrów, koniu poczciwy!
„Tu się dzielą już drogi.       24


„Odkąd słońce mi świeci,
„Kraj raz trzeci upada,
„I ta ręka raz trzeci
„Oszczerbioną broń składa.       28
„Nie dostaliśmy[336] kroku,
„Źle też płacą nam obu;
„Dla cię niema obroku,
„Dla mnie niema i grobu!“ —       32

I zapłakał na boje,
I o lancę tłukł głową;
Chorągiewkę zdarł w dwoje,
I łzy otarł połową,       36
I zawiązał garść ziemi;
Drugą ranę owinął;
I w świat ruszył z młodszemi,
I jak wszyscy gdzieś zginął...       40



ŚPIEW Z MOGIŁY[337]

O luba Polsko! krwią zbroczona niwo!
Los zajrzał twoim wawrzynom,
Ale im więcej jesteś nieszczęśliwą,
Tymeś droższą twoim synom...

J. U. Niemcewicz[338]

Leci liście z drzewa,
Co wyrosło wolne;
Z nad mogiły śpiewa
Jakieś ptaszę polne:       4
Nie było — nie było,
Polsko, dobra tobie!
Wszystko się prześniło,
A twe dzieci w grobie.       8


Popalone sioła,
Rozwalone miasta,
A w polu[339], dokoła,
Zawodzi niewiasta.       12
Wszyscy poszli z domu,
Wzięli z sobą kosy;
Robić niema komu,
W polu giną kłosy.       16

Kiedy pod Warszawą
Dziatwa się zbierała,
Zdało się, że z sławą
Wyjdzie Polska cała.       20
Bili zimę całą,
Bili się przez lato;
Lecz w jesieni zato
I dziatwy nie stało.       24

Skończyły się boje,
Ale pusta praca;
Bo w zagony swoje
Nikt z braci nie wraca.[340]       28
Jednych ziemia gniecie,
A inni w niewoli,
A inni po świecie
Bez chaty i roli.       32

Ni pomocy z nieba,
Ani z ludzkiej ręki,
Pusto leży gleba,
Darmo kwitną wdzięki.       36
O! Polska kraino!
Gdyby ci rodacy,
Co za ciebie giną,
Wzięli się do pracy,       40


I po garstce ziemi
Z Ojczyzny zabrali,
Już-by dłońmi swemi
Polskę usypali.       44
Lecz wybić się siłą
To dla nas już dziwy;
Bo zdrajców przybyło,
A lud zbyt poczciwy.[341]       48



POŻEGNANIE NA KALWARJI[342]

Stary zamek Lanckorony[343]
Na wyniosłej górze stoi;
Gdy w Krakowie biją dzwony,
Dźwięk górala ucho poi...       4

Widne stamtąd Szląskie błonie,
I Krakowa złote wieże;
Gdy człek spojrzy ku ich stronie,
Radość jakaś serce bierze...       8

Pod zamczyskiem Lanckorony
Kalwaryjskie biją dzwony;
Między zboża, góry, chrusty,
Ciągną ludzie na odpusty.       12

Płynie drogą tłum Szlązaków,
Aż się człeku w oczach dwoi;
Ale smutny stary Kraków,
Bo w Krakowie Moskwa broi...[344]       16


MATKA

Synu! biednaż moja głowa
Na wiek stary! gdzieś po świecie,
Aż od puszczy Augustowa[345],
Idę szukać moje dziecie...       20
Na tom-ż ciebie wykochała
W ciężkiej trosce óczmi memi,
Bym wygnańca dziś szukała
Sama obca — w obcej ziemi!?       24
Gdzież cię oczy poprowadzą?
O czem pójdziesz w cudze kraje?
Ludzie, tylko sobie radzą,
Serce do nich nie przystaje...       28

SYN

Matko! ludzie nie Tatary,
A łez polskich mowa znana;
Wszędzie króle, wszędzie cary,
Wszędzie jedna jątrzy rana. —       32
Łatwiej, matko! nam z obcemi
Żyć od rodzin naszych zdala,
Niż wśród swoich, w własnej ziemi,
Być nękanym od Moskala...       36

MATKA

Nie trzymajcie z Francuzami![346]
Oni wszystkich was wytracą.
Bić się będziesz z Arabami,
Ach! i bóg wie święty za co?       44

SYN

Łatwiej, matko! z Arabami;
Arab Polskę nie rabował,

Nie pomiatał sierotami,
Arab księży nie mordował...       44

MATKA

Ależ jakaż korzyść będzie
Stąd dla ciebie, Polsko biedna?
Wiecznie, wiecznie piosnka jedna,
Tylko dobrej krwi ubędzie.       48
Powróć, synu! do twej roli;
Nie to dziecię matce sprzyja,
Co ją kocha w dobrej doli,
Lecz co w biedzie jej nie mija.       52
Ja cię skryję w nasze bory,
Tam cię Moskal nie wyśledzi:
Codzień siostra cię odwiedzi
A co tydzień ksiądz Artory;       56
A ja sama, moje dziécie!
Przy mem sercu cię utulę,
Jeść przyniosę ci o świcie,
A co wieczór dam koszulę.       60

SYN

Co? i ja miałbym się chować
Przed Moskalem w puszczę ciemną?
Może i za grzech żałować
Przed tym, który drżał przedemną?       64
Żal ustąpić musi dumie,
Oczy krwawe łez nie ronią;
Ja kraj kocham tylko bronią,
Tylko śmiercią służyć umię!       68
Matko! matko, pomyśl sobie!
Gdybym słyszał twoje żale,
Gdybym widział, że Moskale
Jaką krzywdę robią tobie,       72
Gdybym słyszał na uboczu,
Jak moskiewska broń brzęknęła,

Mnie-by z serca, mnie-by z oczu
Krew kipiątkiem[347] wytrysnęła.       76

Tu przerwały mowę łkania,
A w kaplicy poszarzało;
Przed obrazem zmartwychwstania
Jaśniej światło lamp zadrżało...       80

I nadziei — czy wesela
Promień z oczu zbawiciela
Blaskiem cudu w duszę strzelił,
I upadłą rozweselił.       84

I już gwiazdy zapadały,
Gdy tręzlami[348] konik dzwonił,
A na koniu jeździec gonił
Wzdłuż gościńca — a ku Białéj[349].       88



NOCLEG W CZERSKU[350]

Dymią w Czersku kominy,
Jadą wozy z pagórka,
Wyszły z chatek[351] rodziny,
Wyszły dziatki[352] z podwórka:       4
I z odzieży, z postawy
Wnet Krakusów poznali,
I przed wioską wśród wrzawy,
Wszystkie wozy wstrzymali.       8


„A witamy — witamy!
Gdzie to pan bóg prowadzi?
„My pogadać-by radzi,
„I dziś jachać[353] nie damy.       12
„Hej, panowie rodacy!
Wszak i w Czersku tu ludzie,
„Wszak i my tu Polacy,
„Prosiem spocząć po trudzie.       16

„Cóż[354], nie łaska zagościć?
„Niemasz wprawdzie wesela,
„Lecz nie będziem i pościć,
„Bo to dzisiaj niedziela.       20
„Do Francyji daleko,
„I tam niemasz swojaków;
„Niech i dzieci nam rzeką,
„Że widzieli Polaków.“       24

Tak przemawiał do wiary
W zaprosinach wójt stary;
Mowa jakoś przypadła,
I starszyzna wysiadła.       28
Wójci do chat ją biorą,[355]
A za każdym z żołnierzy
Po pacholąt kilkoro,
Jak za matką, tuż bieży.       32

Krzyczy dziewcząt gromada:[356]
„My się za was modlili“.
A tu chłopak powiada:
„My już kosy nabili.“       36

Tamten spostrzegł i prosi
Od pałasza rzemyczek,
Ten Orzełka już nosi
I z Pogonią guziczek:       40

Ów chce kawał podszewki,
Tamten piórko chce pawie,
Starszy słyszeć chce śpiewki[357]
O Ojczyźnie i sławie.       44
Tak w radości, w boleści,
Przez noc całą czuwali;
Starzy, płacząc, powieści,
Młodzi piosnek słuchali.       48



BELWEDERCZYK[358]

Już strzał działowy nas nie dostanie,
Jużeśmy w opiece wody,
Na wschodzie błysło świetne zaranie.
Dalej na morskie przygody!       4

Już mię znudziła przewrotność lądów,
I boleść krzywdy[359] odgłosów;
Znam rozpacz ludów, znam gwałty rządów,
I burze serca i losów.       8


Tam, — tam na lewo droga się bierze,[360]
I płynie w kraj nasz daleki;
Tam ja dziewczynę kochałem szczerze,
Tam ją rzuciłem na wieki.       12

Lecz kiedym przeżył owe rozstanie,
I stratę świętej Ojczyzny,
Kiedym sam patrzył na Jej skonanie,
Niemasz już dla mnie trucizny.       16

Gdy mnie pogańskie[361] szable nie zsiekły,
Nie sięgła zemsta tyranów,
Gdym uszedł szpiegów rzeszy zaciekłéj[362],
Nie strach mi morskich bałwanów.       20

Miło w rozpaczy będzie spozierać[363]
Na rozhukane płaszczyzny,
Łatwiej na morzu będzie umierać,
Bo stąd nie widać Ojczyzny!       24

Niebo się gniewne wkoło zachmurzy,
Jak mi się chmurzy lat wiele,
Jak żyłem w burzy, tak zginę w burzy,
Grobem mi będą topiele.       28

I pamięć po mnie zniknie w mym rodzie,
Jak ślad po szybkim okręcie;
A równo ginąć w bojach, czy w wodzie,
Czyto w rozpaczy odmęcie.       32


Bo losu zwrócić niema sposobu,[364]
Jak wichru, gdy dmie w przestworze;
Dalej więc, dalej dokoła globu!
I rozpacz szczęściem być może.       36



PIERWSZA ROCZNICA 29 LISTOPADA[365]
OBCHODZONA W RZESZY NIEMIECKIEJ

Bracia! Rocznica! — więc po zwyczaju
Niech każdy toastem spłaci!
Ten pierwszy puhar święcim dla Kraju!
Drugi dla ległych współbraci!       4

A teraz zdrowie moskiewskich branek!
A wiecież, zdrowie to czyje?
Zdrowie Sióstr naszych, Matek, Kochanek,
Zapewne każdy wypije.       8

A teraz basta! basta, panowie!
Niech każdy w miejscu usiędzie.
Dajcie gitarę! — Wino już w głowie,
A więc i piosnka wnet będzie:       12

∗             ∗

O! nie zginęła jeszcze Ojczyzna,
Póki niewiasty tam czują!
Bo z ich to serca płynie trucizna,
Którą wrogowie się trują.       16


Jeszcze wykarmią one w zaciszy
Grono olbrzymiej młodzieży,
Od nich pacholę o nas usłyszy,
I jak my w Wolność uwierzy.       20

Wstanie mąż wielki z tych polskich kości,
Wielki, jako sny zamłodu!
Z uczuciem krzywdy mego Narodu,
A z mieczem całej Ludzkości!       24

A jako niegdyś potopem świata
Ludzkość zalały łzy Boże,
Tak i on mieczem świętego kata
Na ziemię puści krwi morze.       28

A nad tem morzem, nad tą posoką,
Korab nasz polski wypłynie,
I białe ptaszę wzleci wysoko,
I poda rószczkę drużynie.       32

Otworem staną lochy podziemne,
Gdzie w więzach butwiały kości,
I będą nasze więzienia ciemne
Miejscem odpustu Ludzkości.       36

Pielgrzymką do nich pójdą narody,
Ogniwa kajdan rozbiorą,
I jak relikwje, na cześć swobody,
Całować będą z pokorą.       40

Kloc on skrwawiony, na którym głowy
Świętych padały z rąk kata,
Będzie ogniskiem świątyni nowéj,
Ołtarzem nowego świata!       44

Z tej ziemi znikną, po wszystkie wieki,
Ludzkości ofiary krwawe;

Bo zbrodnie spłyną krwawemi rzeki,
I rody carów niesławe.       48

............[366]
............
............
............



CHATA W PUSZCZY

Pośród puszczy jodłowéj
Nad rojstami[367] dziedzina[368].
Leśnik poszedł na łowy,
A przy matce chłopczyna.       4
Polny konik świegoce;
Cienką wstęgą z łuczywa
Dym błękitny wypływa,
A płomyczek migoce.       8

„Idź spać, dziecię! idź duszko!
„Sama ojca powitam...“ —
„No, to idę na łóżko,
Lecz coś jeszcze zapytam:       12
Czemu, powiedz mi, mamo!
Nie strzelają tak samo,
Jak to w lecie strzelali?
Czy już niema Moskali?“ —       16

„Cyt, maleństwo! mów ciszej!
„Bo w pobliżu żołnierze,
„Jak cię czerkies posłyszy,
„To cię z sobą zabierze!“       20

— „A ten panicz gdzie, mamo!
Coś mu dała śniadanie?
Co to w białej sukmanie
Stał przy koniu za bramą?       24
Tak się grzecznie uśmiechał,
Dał mi jadąc trzy grosze,
Powiedz, mamo, mi proszę!
Gdzie ten panicz pojechał?“ —       28

„On pojechał z naszemi,
„Siedem Niemnów przebrodził,
„I nie wrócił do ziemi,
„Gdzie się matce narodził.“       32

— „Może on się tam smuci?
Mamo! może on płacze?
Kiedyż ja go zobaczę?
Mamo! kiedy on wróci?“       36

Na to matka wydała
Z piersi tchnienie żałosne,
A dziecina pytała:
„Kiedy wrócą?“ — „Na wiosnę!“       40

— „Co, na wiosnę!? oj, mamo!
I znów będą strzelali?
I zagrają tak samo,
Jak nad ranem raz grali?“       44

„Tak, tak samo. — Śpij duszko!
„Bo już późno — śpij sobie!“
— „To już idę na łóżko;
Lecz na wiosnę coś zrobię!“       48

„Cóż ty zrobisz dziecino?“
— „Jak tu oni nadpłyną,
I znów staną nad lasem,
To się bardzo ucieszę,       52
I podrosnę tymczasem,
I za nimi pośpieszę!...“



JEŃCY

Można gnębić niewinność, okować w kajdany;
Lecz kto pewny w sumieniu, w cnocie niezachwiany,
Ten, łańcuchem obciążon, potrafi być sobą;
Pęta ciążą na zbrodni, cnocie są ozdobą.

K. Brodziński

Ponad drogą Irpiń płynie,
Za Irpiniem wał wzniesiony,[369]
A za wałem oko ginie,
I kijowskie słychać dzwony...       4

Hej! jak wał ten, jak mogiła,
Jak się ciągną tamte lasy,
Polszcza niegdyś słupy biła,
Lepsze były tamte czasy!       8

Wówczas była cześć i sława,
— Każdy stary człek to powie —
Hetmańszczyzna[370] miała prawa,
A Król Polski żył w Krakowie.       12


Bogdaj przepadł, kto lud mnogi
Oddał Moskwie na pstre kwitki[371]!
Gdzie krzyż dawniej, dziś ostrogi[372],
A z więźniami mkną kibitki.       16

Dziś tu jadąc Moskal śpiewa,
Za nim ciągnie lud nawałem;
Pędzą jeńców do Kijewa,
I wstrzymali tuż za wałem[373].       20

A z Kijowa jedzie pani,
I spojrzała i pobladła,
„Ach! to nasi, pokowani!“
Zawołała i wysiadła.       24

„Cóż ja biedna pocznę z wami?
O mój boże! boże miły!
Wykupiłabym was łzami,
Gdyby moje łzy płaciły!“       28

— „Nie płacz, pani! — jeniec rzecze —
Chociaż my tu dziś w niewoli,
Błyszczą jeszcze polskie miecze,
I dożyjem lepszej doli.       32


Jak nas trzystu — chciej zapytać —
Wszyscy ranni do jednego;
Bo Polaka wolno schwytać
Tylko nawpół umarłego.       36

A kto wszystko za kraj stracił,
Kto Ojczyźnie służył szczérze,
Ten spokojny i w Sybirze,
Bo część długu już odpłacił!“       40



SKON NASZYCH WROGÓW

O, boże wszechmocny i wielki i święty
I w trójcy najświętszej jedyny!
Ach, kiedyż przestanie car w zemście zacięty
Wytępiać już nasze rodziny?       4

Przez dziesięć miesięcy trwał pobój zajadły,
Krew polska płynęła potokiem;
W dziesiątym miesiącu gdy wojska upadły,
Car panem znów w państwie szerokiem.       8

Bez krzyżów ojczyste mogiły u drogi,
I końmi ruskiemi zasute,
Car wali kościoły, buduje ostrogi[374]
I większe, i mocniej okute.       12

Szczęść boże! szczęść boże! wam wilki Sybiru!
Kto święte rozwala ołtarze,
Kto nawet i grobom zazdrości już miru[375],
Oj! tego nie piekłem bóg skarze!       16

Żal księży, pisk sierot, jęk starców, płacz matek,
Do boga on kiedyś doleci!
Krew nasza, krew mężów, i ojców, i dziatek,
I w grobach nienawiść roznieci.       20


Łzy dojdą do nieba, — krew groby ocuci, —
Z niebiosów pioruny popłyną;
Kość w grobach zbielała padalcem się rzuci,
I wilki od jadu poginą!       24

A wolno zaszumią narody w kolejach[376]!
Z przekleństwem w mogile legniecie,
Bez chwili wspomnienia wielkiego w swych dziejach,
Bez żalu na całym tym świecie.       28



POLACY W PRUSIECH[377]

......Nasz naród jak lawa
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa;
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.

A. Mickiewicz

Ponad hafem[378] wicher wyje
I noc pruską ziemię kryje;

A śród nocy, ponad brzegiem,
Stoi jakiś lud szeregiem.       4

— „Niech wam przykro to nie będzie,
Że was zwołał Jan Samora[379];
W dzień szpieguje Prusak wszędzie,
Dla nas tylko nocna pora;       8
Ciemna wprawdzie noc ta, ciemna,
Ale kraju los ciemniejszy;
Morska burza nieprzyjemna,
Lecz w Sybirze wiatr zimniejszy.       12
Komu, bracia! Sybir miły,
Kto za krajem nie zna żalu,
Kto sen znajdzie przy Moskalu,
U ojczystej śpiąc mogiły,       16
Kto się wyrzekł zemsty krwawéj,
Komu serce zjęła trwoga,
Kto nie pragnie polskiej sławy,
A przy śmierci łaski boga, —       20
Niech wystąpi z tych szeregów!
Niech z Moskalem żyje zdrowo!
Niech do pruskich idzie szpiegów!
Bo ja polską mówię mową.“       24
Rzekł, a wiara się ścisnęła,
Stał jak wryty szereg cały;
Tylko zęby zachrupały,
I pięść każda się zwinęła;       28
Krew po żyłach ogniem pali,
A on tak im mówił daléj:


„Choć dowódców dziś już niéma,
Niech z nas każdy sam się trzyma:       32
Wytrwać bracia nam potrzeba,
Bo bóg na nas patrzy z nieba.
W Polsce Moskal się zbytkuje,
Z wiosek polski lud zabiera;       36
A lud ku nam się obziera,
I od Wisły wypatruje,
Czy nie idziem? ale z bronią!
Czy nie idziem ich obronić?       40
A nas Prusak chce pogonić,
Jako w Polsce bydło gonią.

Wszak Ojczyzna broń nam dała?
Cóż powiemy? gdy powita,       44
Gdy ze łzami nas zapyta:
A gdzież wasza broń i działa?!“

Tu się wiara silniej zwarła.
Pamięć straty w sercach tkwiąca,       48
Jękiem śmierci pierś tysiąca
Razem z duszy się wydarła.

„Stać! — zawołał Jan Samora —
W imię trójcy! — jeszcze pora —       52
Czy mi, bracia, przysięgniecie,
Ze popędzić się nie damy
Do Ojczyzny za nic w świecie?
A co, bracia?!“ — „Przysięgamy!!!“       56

I zawyła morska burza
Od zatoki groźną nocą,
Fala rykła u podnóża,
Odepchnięta przysiąg mocą.       60

„Przysięgamy!“ — zawołali,
Uścisnęli wzajem siebie,
Uścisnąwszy, zapłakali,
A bóg te łzy widział w niebie...       64



DO PAMIĘTNIKA
PANNIE SABINIE

Damy i wieszcze dawne to przymierze,
Bo go przed wieki świat zawarł zamłodu;
Damy i wieszcze, w uroku i wierze,
Plotą przepaskę dokoła Narodu.       4

Ale nasz Naród jest jak owe morze,
Co, podziemnemi wzburzone wulkany,
Wydać ma z łona kraj jakiś nieznany,
Którego przyszłość skryły sądy BOŻE.       8

Dziś na tem morzu chociaż tuczy[380] niéma,
Kto perłom na dnie ich Jutro wywróży?
Kto je na wyspę wyniesie po burzy?
Kto rozhukaną grę fali zatrzyma?       12

A gdy nas ujmie powodzią nieznaną,
Czyż z czucia, z cnoty, choć szczątki ocali?
Z tortur pojmiemy, żeśmy kraj kochali!
Ach! a z łez tylko, że i nas kochano!       16



DO PAMIĘTNIKA
PANNIE ANTONINIE

Kto szczęśliwy, smutków nie śni;
Kto wesoły, młody,
Pragnie nuty, pragnie pieśni
Wesołej, jak gody.       4

A jam uczuł rozkosz w dumie,
I w pieśni żałobnéj;
Ja wam tylko śpiewać umię
Żal kraju pogrobny.       8


Lecz się módlcie, moje Panie!
By kraj powstał jeszcze,
A tysiące wieszczów wstanie,
Ach! i co za wieszcze!       12

Pieśń to inna – szczęk pałaszy!
Jak na konia wsiędziem,
Krwią najeźdźców pisać będziem
Pieśń po ziemi naszéj.       16



WIECZÓR PRZY KOMINIE[381]
POLSKA GAWĘDA

Orać skibę swoją,
Walczyć ojców zbroja,
Dla Ojczyzny złożyć
Ostatnią koszulę,
Bogu się ukorzyć,
Gromić cudze króle,
A grozić swojemu:
To mi po dawnemu!
W to, Mosanie! w to nam graj!
To nasz polski obyczaj!

Przypowieści Pana Wełdysza

No, moi panowie! gdy mowa o wojnie,
Apropo[382] napadu i ja coś opowiem:
I jam-to za młodu nie siedział spokojnie;
Z innemi siłami, i z innem to zdrowiem,       4
Służyło się niegdyś Ojczyźnie wojskowo;
Bo w Polsce bój z Moskwą nie rzeczą to nową.


Nie było tam wprawdzie ni sztabów, ni zborów,
Ni piątki rządowej, ani dyktatorów;[383]       8
Bo macie to wiedzieć: kto w Polsce dyktował,
Niedługo tam jemu brat szlachcic czapkował,
Nie jemu to było dochować się syna,
I stada, i sada, i starego[384] wina.       12

Tam z prawa i z miecza był każdy z nas równy,
A kto by nie równy, braterstwa wróg główny.
Kraj zwano na on czas Rzeczą Pospolitą,
A człowiek żył jakoś poszyto[385] i syto,       16
A chociaż nam nieraz wróg zalał i sadła,
Niejedno upadło, a czapka nie spadła.

Stanisław był królem, — kiep[386], odpuść mu Panie!
I takie-to było jego panowanie:       20
Bo ani do tańca, ani do różańca;
Nie miał też afektu u szlachty, bo z pruska
Miał czuby strojone, a westy[387] z francuska;
Pokaźny to niby na oko, a tchórzył;       24
Łaskawy to niby, a naród oburzył.

Gdy włożył koronę, wnet szlachta w krzyk, panie:
„Król nowy, — las goły,[388] — to goły kraj stanie!“
I zgadła; — bo chociaż zaprzysięgł nam pakta[389];       28
Nuż dalej z moskiewską carycą w konszakta[390].
Ou! burzy się szlachta; bo czyż to słychanie?
Kraj napaść, lud więzić, to-owo, mosanie?

I w rządach i w sądach nad szlachtą przewodzić,       32
A króla tumanić, a panów podchodzić?

„Hej! bracia! — jak huknął Puławski[391] nam w Barze —
Nuż bronić Ojczyzny, bo Pan Bóg nas skarze!
Nuż na koń!“ Aż w Polsce się całej rozległo,       36
I w chwili trzydzieści tysięcy się zbiegło.
Ja byłem już w on czas na mojej zagrodzie,
I żyłem z somsiedztwem w szczerości i zgodzie,
A była tam, panie, szlachcianka uczciwa,       40
Ba, dziewka by rzepka, figlarna i żywa!
Więc miałem się żenić; lecz coś mnie ubodło:
Ej! milsza Ojczyzna! Wskoczyłem na siodło,
Przyjeżdżam — bądź zdrowa! — ha! darmo się smucić,       44
Żal było, lecz umiał człek jakoś to rzucić,
I dalej na czyste, na tany sierdziste[392]!
Co komu się godzi?! kto kogo pochodzi[393]?!

Ha! różnie bywało, jak zwykle w obozie;       48
Był człowiek pod wozem, lecz częściej na wozie:
Nie znano na on czas, co to być odciętym
Na koniu z czetnikiem[394] i wzrokiem napiętym;
Pocięta gadzina i w sztukach się wije,       52
Więc każdy z nas, panie! gdzie stoi, tam bije.
Tu migniem, tam wpadniem i trwogę rozszerzem,
Ci z tyłu, ci z przodu, w dwa ognie ich bierzem:
Czasami nas zeszli, lecz częściej tak było,       56
Że gracko się kurtę kozuniom[395] kroiło;

Bo dzielnie na koniu tatarskim człek zwijał,
I wódkę z manierki kozackiej zapijał;
Na ostro kochano Ojczyznę, nie płazem;       60
Broń tylko składano z żywotem zarazem.

Pamiętam jak dzisiaj: ot, w naszych tu górach,
Staliśmy za Sanem puławskim obozem,
Moskale na Słonnem[396] pokryli się w dziurach,       64
Ja patrzę, aż jedzie ktoś ku nam wąwozem.
Był, panie, to szlachcic z pobliskiej dziedziny
Zsiadł z konia, i prosił hetmana na chrzciny.
Puławski go szczerze, jak brata, powitał,       68
„Cóż, synek? czy... dziewka?“ z uśmiechem zapytał.
— „Nadzieja Ojczyzny, syn, Mości Hetmanie!
Ksiądz czeka na kumy, na gościa śniadanie.“ —
„Więc służę, bo z bracią pokumać się godzi,       72
A mogę dom zacny nawiedzić bez szkody;
W obozie spokojnie, opadły z gór wody,
I, najmniej do jutra, nikt Sanu nie zbrodzi.“
I rzekł mi: „Czechowski! no, siadaj i Wasze!       76
A weźmiem go przy chrzcie na krzywe pałasze;[397]
To będzie tam z niego chłopaczek czej[398] dziarski,
Gdy do chrztu go trzymał Konfederat barski.“
I kazał dać konia: — a konia miał turka,       80
A szablę demeszkę[399], a człeka Mazurka.
Chce siadać, mosanie! a basza się zżyma:
Mazurek go głaszcze, i syka, i trzyma,
Lecz ani weź, panie! mój rumak się dąsa,       84
I skacze, i forka[400], i wierzga, i kąsa.


„Wie djabeł, co się to z tym koniem dziś święci!
Daj siwkę! bo jeszcze człek karku nakręci.“
A siwka tak samo. „To nie bez kozery[401]!       88
Daj wilczka!“ — a wilczek uklęknął na cztery.
Ja chciałem mu podać mojego stempaka[402];
Lecz rzekł mi: „Wolałbym twój kord, niż rumaka;
Bo kary, — a żaden Puławski z pradziada,       92
Bez szwanku na konia karego nie wsiada.“
I jakoś tam wkońcu już wilczka schwycili,
I wszyscyśmy społem działami[403] ruszyli.
Lecz jeszczem przepomniał: nim ruszył Puławski,       96
Nadjechał oboźny[404], a zwał się Czerkaski.
Pan hetman mu kiwnął: „Ja będę za borem, —
Jeżeli tu do was nie wrócę wieczorem
Rozumiesz?“ „Rozumiem.“ — „Miej Słonne na oku,       100
Pistolet na smyczy[405], a konia przy boku!“
I ruszył: a ruszać on umiał nieszpetnie;
Bo nieraz, jak panie! w ciasnocie się zetnie,
Nim jeszcze krew pluśnie, już on się wyślizgnał,       104
I znowu z szturmaka[406] pomiędzy nich bryzgnął.

O! wiele to mówić! — Dziś piszą i siedzą,
A jedni o drugich o milę nie wiedzą;
Lecz w on czas bez pisma na ludziach się znano.       108
A więc nas uczciwie i szczerze witano.
Nuż w kumy... ba, dalej afekta, śniadanie,
A były tam gładkie i panny i panie,
I człowiek był młody, i także nie z lodu,       112
Bo mówią: i djabeł był piękny zamłodu!


Dopieroż Barszczanin[407] przy kitce i z szablą?
Ot, było to jakoś uczciwie, a djablo!
Nasz szlachcic toż samo niezgorzej wystąpił,       116
Somsiadów pospraszał, i sreber nie skąpił, —
Nie było tam wiele wymysłów... cekaty[408]...
Bo było na łyżce i było za łyżką,
A wino na piękne trąciło już myszką[409].       120
Szedł kielich kolejno, — a mówią: przy winie
I miłej drużynie, czas jakoś to płynie;
Więc dalej i wieczór. Pod koniec już stoła,
Ja patrzę, a szlachcic ciągnie apostoła[410].       124
Ba! leje, — butelka... i druga bezmała,
Niech żyje Puławski! Krew we mnie zawrzała,
Bo razem na wiwat z moździerzy wypalą;
Wtem patrzę, aż we drzwi... kozacy się walą.       128
Ou! kręto, mospanie! — strach, popłoch dokoła!
„A, wam hultaje!!“ — Puławski zawoła,[411]
I odwiódł pistolet i chwycił za szable —
„Wszak masz mnie już przecie? kozacze, czy djable!       132
Lecz jam tu w gościnie, — a kto się z was ruszy,
Przed końcem obiadu, nie zbawi tem duszy!
Nie zbawi, powiadam!!“ I nabiegł krwią cały,
Aż nogi ze strachu pod czernią zadrżały.       136
I cisnął im kiesę: „Tu na-m ci kozacze!
Kto bierze Puławskich, nad dolą nie płacze.“
I usiadł, i gości solennie przeprosił,
I zdrowie dziecięcia i matki ogłosił.       140
Nalano — podano — „Do ciebie kozacze!
Nie czynem, to winem przynajmniej uraczę;
A wypij go duszkiem! bo dziecię zapłacze.“


I podał, jak gdyby nic nigdy nie było,       144
A przy drzwiach kozactwo na piękne już piło.
I jeden z nich krzyknął: Na zdrowie carowej!
I wzięcie hetmana! — „I wasze tułowy!
— Odkrzyknął Puławski — wszak wiecie, jak biję?       148
Polska krew — wrogom wbrew! niech Ojczyzna żyje!
A licho na Moskwę i głowę carycy!“
I palnął dwa razy przez okno z krucicy[412],
I we drzwi: jak szatan demeszką potoczył.       152
Mnie nie czas już do drzwi, przez okno-m wyskoczył.
„Czechowski[413]! nuż plecy!“ i rąbiem się młyńca,
Plecyma jak skuci, dokoła dziedzińca.
O! ciasno bój chodził ! — wtem utknął Puławski, —       156
Upada, — a w bramie jak huknie Czerkaski!
Jak wpadnie z naszymi ! w kapustę nuż siekać...
Sąd Boży! nie było już kędy uciekać...
Kozactwo do nogi z pradziadka wybito,       160
I zdrowie przybyłych na trupach wypito.
Moździerze zagrzmiały: Niech żyje Puławski!
A hetman zawołał: „Niech żyje Czerkaski!
Polska cnota!       164
Wolność złota!
I rzeczpospolita!!!“



PROROCTWO KAPŁANA POLSKIEGO[414]

Próżno wołają, żeś w grobie;
Albowiem powiadam Tobie,
Że się Twe rany zagoją,
Że ten grób kolebką Twoją.

W Hymnie do Polski. — De La Mennais

Wytrwaj mój ludu! Już Twój ranek świta.
Powstań do życia! Już się rozjaśniło,

Już z grzechów Twoich ziemia Twa obmyta,
I będzie w końcu, co w początku było.       4
Tak... widzę... widzę, z nadziemską rozkoszą,
Przed duszą moją księgę przyszłych losów, —
Tysiące ramion, tysiąc wielkich głosów,
Jako się wiążą i w dziejach unoszą!       8

O! wszystkim Ludom pójdziesz polsko przodem!
Bo wielkie czucie łono Twe rozgrzeje,
A Twa się cnota po świecie rozleje,
Jak się krew Twoja po ziemi rozlała.       12
Wytrwaj, a staniesz potężna i cała!
Wytrwaj, a staniesz, staniesz Ludu dzielny,
Z młodzieńczą siłą, i w szacie weselnej,
W ziemicy ojców od morza do morza;       16
A duchem bożym jak słońce płonący,
Między Narody jak morze grający,
I płodny, płodny jako ziemia boża!
Wiecznym pomnikiem Twojej Polskiej chwały       20
Będą te Tatry, gdzie Twe Orly wzrosły;
A Polskie wody będą cześć Twą grały,
A Twą koroną Nieba sklep wyniosły!
Świat się urządzi Twojemi prawami,       24
Ty sam się zdziwisz nad władzą Twych cudów
Bo Twoi wieszcze będą Prorokami,
A Twoja Księga Ewanielją Ludów!
I krew się Twoja Sakramentem stanie       28
Ludom ginącym z niewoli i głodu!
I wzniosą one po ziemi błaganie:
Przez święte rany polskiego narodu
wybaw nas, PANIE!

Amen.


OSTATNIA PIEŚŃ JANUSZOWA
OSTATNIA PIEŚŃ JANUSZOWA
POEMAT
ZNALEZIONY W PAPIERACH POETY PO JEGO ŚMIERCI.

Niech Bóg łaskę swoją daje!
Gdy przed Wami jeszcze staje
Śpiewak pieśni stu!
A gdy koło już dobiega,
To Wam jeszcze pieśń u brzega[415]
Trzeba złożyć tu!       6

Pieśń — i pieśni serce niosło!
W pieśni żyło, w pieśni rosło,
Ot, i zbiegło z lat...
Cóż Wam jeszcze będę gadał?
Kiedym duszę wyspowiadał
Na ten polski świat.       12

Niech nikt lekko nie ocenia
Pieśni ducha i natchnienia,
Kto chce w dziejach żyć!
Bo pieśń z Boga idzie zbożna:
O! a bez niej to nie można
I narodem być!       18


W erze pieśni pieśnią stojem,[416]
Gdy świat trzeźwy z niepokojem
Wżył się w życia kał!...
I miłości tylko siejem,
Kiedy w ziemi wróg złodziejem
Krew serdeczną lał.       24

Jeślim jęknął w tej boleści,
To krzyk duszy miejcie w cześci,
Jak Ojczyzny jęk!
Bo krzyż dźwignąć nie tak snadnie!
Kto go nie niósł, ten nie padnie
W on śmiertelny lęk!       30

Co w Was żyło, to podniosłem
I wraz z Wami w pieśni rosłem,
Jako wierny druh:
A z zapałów i z miłości
Sercem czyści, duchem prości
Wzięli polski duch!       36

Co z Bożego było daru,
To Wam dałem jak z puharu:
I wypity jest!
I obeszła pieśń koleją
Sercem, wiarą i nadzieją,
Jako krwawy chrzest!       42

Jam szedł wiernie Piastów niwą —
A me serce trumną żywą
Było przez mój wiek:
By umarłe z grobu wstało
I kochane ukochało
Was na wieczny wiek!       48


Nie zwątpiłem w żadnej dobie:
Bom na Bogu, nie na sobie
Założył mój grunt!
I do walki powołany
Brałem pęta i kajdany:
Był to Boży bunt!       54

Była chwila po pogromie,
Gdzie stać mogła na wyłomie
Tylko pieśń, jak duch!
Pieśń, jak upiór i jak mara:
Aż znów miłość, aż znów wiara
Pchnęła dusze w ruch!       60

Wskrzeszać zmarłe do żywota:
Owo polska siła, cnota!
To nasz w dziejach prąd...
Jest krzyżowy rycerz polski —
I jest Zakon Apostolski:
I stąd chwała, stąd!       66

Nie umiecie dobrej sławy,
Wielkiej myśli, świętej sprawy
Podjąć, kiedy czas:
Stąd czekamy już od wieka
Wielkich czynów i człowieka...
Próżno pośród nas!...       72

Inni wielkie myśli rodzą,
Inni wielkie myśli wodzą
I wcielają w czyn:
Lecz tam sztandar i wódz stanie,
Gdzie bez granic miłowanie
Pojmie każdy syn!       78

Miłość — miłość i ofiara!
To narodu rola stara,
Którą przeszedł pług!

Taką rolę wyoraną,
Polskiej dziatwie w spadku dano,
A siał ją sam Bóg!       84

Dla Was tylko jedna droga:
Ta, co wiedzie wprost do Boga
Wasz dziejowy szlak!
Kiedy serc tysiące wtórzą
Myślą wieku, wieku burzą,
Na jedności znak!       90

„Służby! pracy! ludu! miary!
I miłości i ofiary!“
Woła na nas wiek.
Bożym wzorem kto nie umie
Stać w miłości i w rozumie:
Luźny w ziemi człek!       96

Miłość z ducha i z tych kości:
Karność pierwszy akt miłości
I tutaj i tam!
Marnie przejdzie, zejdzie marnie,
Kto nie stanie w Bogu karnie
U dziejowych bram!       102

Stańcie w Bogu — w prawdzie nadzy!
Owo droga jest do władzy,
Jaką daje Bóg;
Bez pokory wielkich duchów
Niema władzy, ni posłuchów,
Ani w życiu dróg!       108

Tajne ścieżki, drogi kręte,
Od niewoli synów wzięte
Rzućcie od się precz!
W nędznej pracy serce stygnie,
Kto padł duchem, ten nie dźwignie
Archanioła miecz!       114


Archanielskich trzeba mieczy
I mądrości, by w odsieczy
Zdobyć palmę palm!
Gdy do walnej przyjdzie bitwy,
Nie czas wtedy na modlitwy,
Ani też na psalm!       120

Czy tak będzie z Wami zawdy,
Że wy nigdy nagiej prawdy
Nie zdołacie znieść?!
Że mieć chcecie w nienawiści
Tych, co dobrzy i co czyści,
Choć im świat niósł cześć?!       126

Duma-ż, chciwość Was w obłędzie
I niezgoda wodzić będzie?
Czy tak będzie zawd[417]?!
Że Wasz obóz bez starszyzny,
Bez karności i spuścizny
Bożych będzie prawd?       132

Jam ze światem się nie liczył,
Ale mnie świat pokaléczył,
Gdy mnie liczyć jął!
Krótka liczba: w walce stałem —
I z miłością ziemi dałem,
Com od Boga wziął.       138

Gdy za lichą losów gwiazdą
Począł kalać polskie gniazdo
Podły z rodu ptak,
Jam umarłych wskrzesił w grobie,
By świadectwo dali tobie:
Że nie było tak!       144


A pojmiecie? co to trzeba:
Chwycić iskrę życia z nieba,
By umarły wstał! —
I o wierze i o wieku,
O narodzie i człowieku
Sam świadectwo dał!?       150

Gdzież śpiewaki? — Było tylu!
Dziś ostatni już na chylu[418]
Pieśń ostatnią gra!
Gdzież słuchacze? — Ach! jak wielu
Do jednego biegło celu...
A dziś — kto ich zna?!       156

Gdzież są tamci[419], co słuchali
Pierwszych pieśni grania fali,
Co płynęła w świat?...
Gdzież słuchacze moi wcześni?
I kto śledził ciąg mych pieśni?
Kto żyw z onych lat??...       162

O, tyś jeszcze, ziemio, żywa!
I nadzieją miłościwa!
Jest Bóg tu i tam!
Hej! mogiły, skały, zdroje!
Stepy! orły! dęby moje —
Was ja jeszcze mam!       168

Bóg skrzętnemu żyzne kraje,
A dzielnemu wolność daje,
W wielkim rządzie swym —
Więc obrońcy ziemi męstwo,
Wiernej duszy da zwycięstwo
Nad ciemnym i złym!       174

Bądźcie zdrowi i szczęśliwsi!
Czulsi, lepsi, radni, żywsi,
Niż nam wolno być —
I daj, Boże, w starym dworze,
W chacie ludu i w klasztorze
Pieśnią z Wami żyć!       180

Tą miłością, jakąm witał
I o serca Wasze pytał,
Żegnam dzisiaj Was,
Resztą pieśni niedogranych
I pamiątek ukochanych...
Czas do domu — czas!...       186





  1. Wincenty Pol, studjum biograficzno-krytyczne, napisał Maurycy Mann, Kraków 1904, Tom I, str. 3.
  2. Na świadectwie wojskowem, wydanem 6 września 1831 r. Napoleonowi Kraczakowi obok podpisów Emeryka Staniewicza i G. Gronostajskiego, znajduje się podpis: „Wincenty Pol, podporucznik 6 pułku S. K., pełniący w oddziale Akademików Wileńskich obowiązek Adjutanta“.
  3. Pierwsze wydanie ma tytuł: Pieśni Janusza. Tom I. Wydał Aleksander Jełowicki. Paryż, 1833 (stron 275, in 12°, z popiersiem Kazimierza Pułaskiego, staloryt Ant. Oleszczyńskiego). Trudno przypuścić, aby na samym tytule tkwił błąd drukarski co do roku; faktycznie zaś Pieśni ukazały się dopiero w ciągu r. 1835, jak o tem doniósł dwukrotnie Tygodnik Emigracji Polskiej w Paryżu (6-go maja 1835 r. i 14-go października 1835 r.). Rękopis anonimowy odebrał Jełowicki w ciągu r. 1833; może zaraz kazał drukować, ale ponieważ na tytule miał: Tom I, więc oczekiwał nadejścia rękopisu tomu drugiego, którego się nie doczekał i puścił wreszcie tom I w r. 1835. Tak objaśniam rzekomą pomyłkę roku 1833 na tytule. Rękopis Pieśni Janusza mógł nadejść z Galicji w ciągu roku 1833; w każdym razie nie przed tym rokiem. W Objaśnieniach bowiem przytacza Pol obficie wyjątki z Pamiętnika Pułku Jazdy Wołyńskiej Różyckiego, który ma datę: „Bourges 1832“ i ukazał się w jesieni tego roku, jak wnoszę z recenzji Mickiewicza (Nr 1 Pielgrzyma z dnia 4 listopada 1832 r.). W Galicji mógł się znaleźć Pamiętnik Różyckiego w końcu roku 1832. Nadto i Trzecią Część Dziadów miał Pol w ręku, pisząc Pieśni Janusza; ta zaś nie prędzej jak w styczniu 1833 r. mogła się przedostać do Galicji. Jak mało dbał o powodzenie materjalne swych Pieśni Pol, widać z tego, że zaledwie w r. 1838, może przyciśnięty potrzebą, zgłosił się do wydawcy. Podaję tu wyjątek z listu Januszkiewicza do panny Eug. Larris, z Paryża dnia 22 lipca 1838 r.: „Wypisują odpowiedź Aleksandra (Jełowickiego) na moje zapytania: „Zadziwia mnie pretensja Janusza — jakże on chce, żebym w jego interesie jemu donosił, kiedym do tej chwili nie wiedział i nie wiem na pewne, kto on jest; kiedy on osobiście do mnie się nie zgłaszał... uprzedź osobę, która Cię zagadnęła o Janusza, aby mu dała wiedzieć: 1-o, że się spodziewałem za moją dla niego usługę dobrego słowa, a tymczasem dowiaduję się, że mi go odmawia, nad czem boleję mocno. 2-o, że za sprzedaż Pieśni należy się mu odemnie około 700 franków, że kiedy chce, może temi pieniądzmi dysponować...“
  4. Wierne odtworzenie nastroju ludowo-żołnierskiego, n. p. w Pobojowisku pod Wawrem, albo mieszczańsko-rewolucyjnego w Kilińskim przysądzone potem nie postaciom kreślonym, ale samemu poecie! Za tem poszła niekonsekwentna rozbieżność w sądach o Polu. W tym samym artykule będzie raz Pol nazwanym „chwalcą sarmatyzmu staroszlacheckiego“, to znowu „demokratyzm Pola jest płytki i jednostronny: przyszłość narodu widzi on(!) w potokach krwi nieprzyjacielskiej, wśród skrzypu szubienic z ciałami panów i biskupów...“ (Sto lat myśli polskiej, tom VI, str. 92 a 95). Słowem, raz jest Pol wstecznikiem, to znowu bolszewikiem, avant la lettre. — I to wszystko wydrukowano nie tak dawno, w r. 1911! A przecież dawno już, bo w roku 1873, L. Siemieński przestrzegał przed dorywczem osądzaniem Pola (W. Pol i jego poet. utwory, Kraków, 1873, str. 32-34).
  5. W. Pol: Pieśń o ziemi naszej oraz Liryki wybrane opracował Roman Zawiliński. — Bibljoteka Narodowa Nr 21, str. 97—104.
  6. M. Mann, W. Pol, Tom I, 63. Wypisy z Piotra Kochanowskiego i z Grochowskiego.
  7. Wszystkie szczegóły o autografie i kopję dokładną autografu zawdzięczam urzędniczce Bibljoteki Polskiej w Paryżu, pannie Monkiewiczównie, za co składam Jej podziękowanie.
  8. „przypasany do miecza rycerz“. Fraszki, III, 1.
  9. Bez wątpienia w uchu i wymowie Pola brzmiał ten wyraz straciuł i dlatego rymować mógł z przyjaciół. — Poeta w strofce tej rzewnej miał na myśli ukochane Mostki pod Lwowem, zamieszkałe przez jego krewnych, Ziętkiewiczów, gdzie też mieszkała narzeczona W. Pola, panna K. Olszewska.
  10. Nie wprowadziliśmy zaś do naszego wydania wiersza p. t.: Pieśń do miodu, pomimo, że znajduje się w wydaniu lipskiem na str. 79-81, między Guldią Hetmana a Wachmistrzem Doroszem; jest to bowiem jeden z najsłabszych wierszy Pola, który nietylko nie dodawałby listka do wieńca Pieśni Janusza, ale odbijałby na ich tle niekorzystnie.
  11. w. 22 Beskidy, Bieskidy, część Karpat północno-zachodnia.
  12. w. 35 słoboda, na Rusi z polskiego swoboda, część ziemi, danej osadnikom z uwolnieniem od podatków i opłat na szereg lat.
  13. w. 38 po mieczu i po lutni. Pol bił się dzielnie w r. 1831. Ob. Wstęp.
  14. w. 40 obecną dolę = upadek ducha po zgnębieniu Polski przez Mikołaja I.
  15. w. 41 Grochowskie pole słynne bitwą z d. 25 lutego 1831 r.
  16. w. 50 powiastką barską nazywa Pol opowiadanie z czasów Konfederacji Barskiej, o której nasłuchał się wiele z żywej tradycji.
  17. w. 65 dobro duchowe: pomimo bojów nieszczęśliwych krzepi się duch na przyszłość.
  18. w. 76 Aluzja do obcego pochodzenia poety, który krwią, przelaną w r. 1831, wkupił się niejako w narodowość polską.
  19. ww. 100—2 piosnka Jeszcze Polska nie zginęła z pokolenia w pokolenie podtrzymywała wiarę w wyzwolenie Ojczyzny.
  20. w. 2: Laszę od Lach, jak ptaszę od ptak (ptach).
  21. w. 3 łopotać od łopot; wyraz naśladujący rzucanie się chorągwi, poruszanej wiatrem.
  22. Motto z Woronicza, wyjęte z początku pieśni IV, Świątynia Sybilli.
  23. Sielawa, herb szlachecki rodziny, znanej na Litwie i Rusi.
  24. w. 11 cale = wcale.
  25. w. 19 on = ot.
  26. w. 23 na Błonie, t. j. przez Błonie, o 30 kilometrów od Warszawy.
  27. w. 33 tartas, synonimy: rwetes, hałas, wrzawa.
  28. w. 31 chodźwa, liczba podwójna, użyta dla zabarwienia rozmowy gwarą ludową.
  29. w. 5 Umiński Jan Nep., generał polski (1780—1851). Po wybuchu powstania umknął z więzienia pruskiego z Głogowy w lutym 1831 r. do Warszawy, gdzie otrzymał dowództwo dywizji.
  30. w. 17 I od strony Miłosławia. Miłosław, miasteczko w Poznańskiem, nad granicą województwa kaliskiego położone, własność zacnego domu Mielżyńskich. (Obj. poety).
  31. w. 25 „Stój! kto tam?“ — Wiara, rozumie się polska, żołnierska.
  32. w. 34 szołdry = niemcy, pogardliwe przezwisko wielkopolskie.
  33. w. 35 Fryc stary = Fryderyk „Wielki“.
  34. w. 3 Pada się służba, tyle co rozpada się, rozbiega się na wsze strony.
  35. Czem raz, zam. co raz, często używane we Lwowie i na kresach południowo-wschodnich.
  36. w. 5 Hajduk, z węgierskiego, piechota za czasów Batorego, z czasem służba dworska w stroju hajduckim.
  37. w. 6 makata = dywan.
  38. forma prowincjonalna; tak mówią dziś jeszcze we Lwowie, Tarnopolu, Stanisławowie i t. d.
  39. wykładane.
  40. obramieniem, brzegiem.
  41. prowincjonalizm.
  42. w. 11 Ni śreber tyle w Hetmańskiej komnacie. Sale hetmańskie, te dzisiaj pogrobowe pomniki naszej wielkości i sławy dawnej, bywały przez całą szerokość domu budowane, miały zatem okna na trzy strony. Nad oknyma[38] i drzwiami wisiały gzymsa sztukateryjne dziwnej roboty włoskiej, i podpierały sufity z rzeźby złoconej, która była oprawą misternie malowanych obrazów historycznych familij. Ściany, krajowém drzewem taflowane[39], opływał adamaszek w deseń herbowy, złocistemi szyty bramami[40]. Równie framugi okien i drzwiów[41] taflowane, a czasem kryształowemi piaskami nasypywane były; drzwi zaś same taflowane lub rzezane. Posadzka zwykle marmurowa lub też gipsem barwistym wylana. — Na ścianach familijne obrazy męskie, tudzież królów polskich, lub znakomitych mężów i przyjaciół w kraju i za krajem żyjących, rozgradzały lustra, niewielkie całe, a wielkie składane z kawałków, oprawne w miedź lub inny bogaty kruszec, a przed niemi gorzało jarzące światło. Główne miejsce sali zdobiły chorągwie na nieprzyjacielu zdobyte, zbroje przodków sławnych i t. p. — Sprzętów nie wiele bywało w takiej sali; bo tylko pod ścianami stoliki nieruchome, marmurowe (a na tych wystawiano w dnie uroczyste całe bogactwo domu w śrebrach, jakoteż i w złocie) i krzesła duże, w rzeźbie, skórą złoconą a malowaną obite, czasami adamaszkiem pociągnięte: ale w ów czas na biało lakierowane, ze złotemi ozdobami. — Cała sala więcej do stania niż do siedzenia urządzona. — Podobne sale w wielu jeszcze miejscach do dziś dnia się zachowały. (Obj. poety).
  43. w. 12 Kasztelan, od castellum, gród, godność senatorska.
  44. w. 18 sukmana krakowska słynna, odkąd Kościuszko w niej chodził podczas powstania krakowskiego 1794 r.
  45. w. 23 somsiady = sąsiady. Pierwotna forma sam-siad, ten, co obok siadł, wespół, obok mieszka.
  46. w. 35 wyloty u kontusza, rękawy od ramienia rozprute, które w razie potrzeby wyrzucić można było na plecy.
  47. ww. 47—49 Stefan na Czarncy Czarniecki, wojewoda kijowski, hetman polny koronny, jest w dziejach naszych jednym z najznakomitszych synów Ojczyzny. On-to za panowania ostatniego z Wazów, pierwszy nieprzyjaciela odważył się odrzucić natenczas, kiedy bezbożna przemoc sąsiedzka sromotne jarzmo niewoli polskiemu narodowi wkładała, kiedy każdy, potęgą Szwedów stłumiony, opuszczał ręce, a Jan Kazimierz, straciwszy Warszawę, potém stolicę Kraków, nakoniec i samą koronę utracił, na Szląsk przed ścigającym zwycięzcą uchodząc, — kiedy już tylko, cudotwórczą Królowej Korony Polskiej łaską, i miłością wolnej Ojczyzny ożywieni Ks. Paulini, na Jasnej Górze Różańcowej lichemi siłami silny stawiali opór. — On to, miastom i narodowi całemu wracając swobodę, bił walne zwycięstwa prawie bez liku, zachował Ojczyznę, i usłał Jej drogę do chwalebnego pokoju. On to, widząc, iż w krótkim czasie cała Ukraina świętokradzką ręką przeciw własnej Ojczyźnie za broń chwyciła, w szybkości całą pomyślność uśmierzenia rokoszu zakładając, rozpraszał po różnych miejscach buntownicze kupy: a gdy niespracowany w obrotach swoich, dniem i nocą ścigał Kozaków, Bohun, rotmistrz Chmielnickiego, o jego zamyśle uwiadomiony, tudzież z doświadczenia mając, iż z wojskiem polskim w polu mierzyć się niepodobna, wszedł z kilku pułkami swemi do Monasterzysk, miasteczka wałem i fossami warownego. Chrobrość wodza i ochota naszych niewiele zakładały sobie czasu do zdobycia onegoż. Czarniecki nierobiąc ceregieli, ruszył natychmiast pod Monasterzyska, i raźną siłą uderzył na oblężeńców. Już pułki nasze, po zabiciu Drozdeńka, setnika kozackiego, stanęły na wałach, rozrywając parkany, gdy w tém nieszczęsny przypadek wyrwał im z rąk pewne już zwycięstwo, i napełnił niezmierną trwogą. Czarniecki nieustraszony wśród najtęższego ognia, nie mając na sobie żadnéj zbroi, którą-by się według ówczesnego zwyczaju zasłaniał, gdy pierwszy za swymi, dodając ochoty, wpada na wały, kulą w twarz na wylot raniony został. Ciężki postrzał wyrwał mu podniebienie, zalał krwią usta, i zaparł oddech. Zdjęto go z konia i położono na ziemi; a gdy przyszedłszy do zmysłów, krew spiekłą wyrzucił i wyplwał: „czyli wzięte miasto?“ — otaczających go zapytał; a gdy mu powiedziano, że trwoga o życie jego naszych do odstąpienia przymusiła, tak dalece żal i gniew go opanował, iż krew powtórnie z równą gwałtownością z rany buchnęła. Pośród czasu[48] Bohun, zwyczajem Tatarów, z krzykiem wypadając z miasta, by bardziej strwożonych o życie wodza przerazić, zmusił naszych do ucieczki. Czarniecki uwieziony stamtąd, często mawiał swoim, iż nierównie boleśniejsze z rąk wytrącone zwycięstwa, niżli rana z tak ciężkiego postrzału. Wśród zatamowania dalszych czynności wojennych, długiego lęku o życie wodza, — najbieglejsi bowiem nawet lekarze niewiele tuszyli dobrego, — i wśród powszechnej trwogi zamyślającego już o powrocie wojska, Czarniecki, nie tak umiejętnością leczących, jako raczej wyrokiem Opatrzności do znakomitszych dzieł go przeznaczającej, przyszedł szczęśliwie do zdrowia, a blizna w twarzy, i blaszka, którą podniebienie postrzałem zepsute zatykał, aby mógł zrozumiale wymawiać, były na całe życie zabytkiem męstwa i znamieniem chwały. — W późniejszych utarczkach, dowódcy buntowników Stawiszczańskich, Daszko i Bulan, obaj pod wodzem Chmielnickim w sztuce wojennej wyćwiczeni, a przez Czarnieckiego na głowę zbici, przezwali tegoż dla oszpeconej twarzy „rabaja sobaka“. — Wielki ten, prawdziwie polski wódz, z duszą miłością Ojczyzny i wolności płonącą, już od przyrodzenia wszystkiemi przymiotami wielkiego bojownika udarzony[49], doskonalił je pracą i doświadczeniem od lat młodych, a dosługując się stopniowo najwyższych dostojeństw w Rzeczy-pospolitej, zastępował takową, krwią własną gromiąc bezecnych jej wrogów, i zostawił z siebie wzór, jakim być, jak róść, i jak bić.
    Śmiało też Czarniecki odcinał zazdrośnym panom, zarzucającym mu, iż z prostego szlachcica przyszedł do najwyższej powagi w kraju, temi słowy: „Ja nie z soli, ani z roli, ale z tego — wskazując na bliznę w twarzy — co mię boli, urosłem. (Obj. poety).
  48. Tymczasem.
  49. obdarzony.
  50. Szabla z tym napisem podała myśl napisania niniejszej powieści. (Obj. poety).
  51. Komtur, dostojnik krzyżacki. — Byczyna, głośna zwycięstwem Jana Zamoyskiego nad cesarzem Maksymilianem; „pod Wiedniem“ 1683 r. podczas odsieczy Jana Sobieskiego.
  52. w. 58 po kądzieli. Kto miał taką szablę, ten po mieczu był sławny, nie po kądzieli, ten nie potrzebował szukać chluby pochodzeniem od matki, „po kądzieli“.
  53. w. 68 = z kroniki nie byle jakiej.
  54. w. 71 głownia, szabla nieoprawna, klinga.
  55. w. 73 Jest tu mowa o Kazimierzu Puławskim, czyli o Konfederacji Barskiej. (Obj. poety). — Pol pisze stale ówczesnym zwyczajem: Puławski. Nazwisko rodowe Pułaskich szło jednak od Pułazia, wioski mazowieckiej, nie od Puław — a zatem pisownia poprawna jest: Pułaski.
  56. w. 74 A pan Naczelnik — Tadeusz Kościuszko. (Obj. poety).
  57. w. 77 pod Dąbrowskim w legjonach włoskich.
  58. w. 78 trus = tchórz, częściej truś, po rosyjsku trus.
  59. w. 79 Z błogosławieństwem daję ją Waszeci Zwyczaj u Polaków dawania synom zbroi z błogosławieństwem nabył tem większego znaczenia po rozbiorze Polski, odkąd jedyna nadzieja w szabli położona. — Po ojcu, szabla z błogosławieństwem; po matce, obraz Boga-Rodzicy i łzy: owoż spuścizna nasza! (Obj. poety).
  60. w. 82 pełen sromu dlatego, że dał się ponieść niewczesnej groźbie.
  61. w. 90 świetlica = izba jasna, gdzie światło i przestrono.
  62. 62,0 62,1 w. 106 grudniowy, po wybuchu powstania listopadowego; młyńca zahasał wiatr = liść zwiędły kręcił się w kółko, obracany podmuchem wiatru.
  63. Zdarzenie tu opisane jest prawdziwe. (Obj. poety).
  64. Motto z III części Dziadów, z odezwy do Przyjaciół Moskali.
  65. Pol mylnie zasłyszał: nie rabiata, ale rebiata. Zastawienie z rabem błędne.
  66. w. 4 W pochod: w pochód, czyli w marsz! — Rabiata[65]: znaczy: dzieci. — Rab: znaczyło w sławiańskiém „niewolnik“. (Obj. poety).
  67. w. 10 Pałatka: namiot. (Obj. poety).
  68. w. 22 Miatież: bunt. — Miatieżnik: buntownik. (Obj. poety)
  69. w. 25 zapowiada takie zniszczenie Warszawy, że trawa porośnie na miejscu, gdzie była stolica Polski.
  70. w. 40 nie winem, ale krwią. — Rotmistrz kozaków dońskich poczuwał się do niezależności ukraińskiej i dlatego żałują go kozacy.
  71. w. 42 biesiadą wron są trupy na pobojowisku.
  72. w. 8 wrony = czarny, kary.
  73. w. 9 kulbaczony = osiodłany.
  74. KRAKUSY w autografie (R) niema tego nagłówka, tylko III.
  75. w. 1 pod Stoczkiem, ob. obj. wiersza 3.
  76. w. 2 rabaty, wyłogi na mundurach; z franc. rabat.
  77. w. 3 A Dwernicki, w R: A generał. — Dwernicki Józef, generał polski (1778–1857), rodem z Podola, zaczął od służby w legjonach pod Dąbrowskim, uczestniczył w wojnach Napoleońskich; pobił pod Stoczkiem podlaskim generała rosyjskiego Geismara.
  78. 'w.8 'słuchali, w R: czekali.
  79. w. 10 w R: Chodźwa dusić Kozaka.
  80. w. 12 w R: Moskal jucha! sobaka!“
  81. w. 24 A wej, w R: a tam; wej, w gwarze krakowskiej = a dyć! = wszak.
  82. w. 26 w R: Czyż nie polskiej my dusy!?
  83. w. 28naprzód, w R: chodźwa.
  84. w. 34 pocztę = posterunek (ob. w. 14).
  85. w. 36 ruszyli, w R: przybyli.
  86. w. 39 wiercą granaty, w R: świecą armaty.
  87. w. 43 od walki, w R: z tumanu.
  88. w. 53 Dzielnieście, w R: Tęgoście.
  89. SOKÓŁ. Wiersz ten jest wiernem odźwierciedleniem nastroju Warszawy w dzień bitwy pod Grochowem, 25 lutego 1831 r. W autografie niema tytułu, tylko I.
  90. w. 3 wietrzysz, w R: zwietrzasz.
  91. w. 5 mię, w R: mnie.
  92. w. 9 Laszki, w R: matki.
  93. w. 10 gmachy, w R: dachy.
  94. w. 13 jasną zbroją, w R: lancami.
  95. w. 15 w R: Lecz gdy Moskal się zbliżył, wściekły wrzask się rozszérzył.
  96. w. 17 w R: Pośród zgiełku, kurzawy i wystrzałów i wrzawy.
  97. w. 19 w R: Jak ci wściekle natarli, tak ci silnie odparli.
  98. w. 23 w R: Na kolanach od rana rzewne mdły do Pana.
  99. w. 25 miesiąc, w R: księżyc.
  100. w. 27 Lackiej sławy już sytych, w R: braci sławą okrytych.
  101. w. 30 drobne sieroty, w R: drobne dziateczki.
  102. w. 35 w R: Hej! polecę w zacisze, braciom orłom opiszę.
  103. SZLACHTA NA WINIE: jest dobrem ujęciem różnych nastrojów w ciągu wojny naszej w r. 1831. — Chłopicki nosił się z myślą układów z Mikołajem, ale misja Wyleżyńskiego spełzła na niczem. Ob. Bibljot. Warsz. t. I, 1903 r.
  104. w. 14 pod dobrą datą podchmielonych.
  105. w. 39 pizus, właściwie ubóstwo, chudopachołek, hołota.
  106. w. 48 Rzeszy niemieckiej.
  107. w. 56 Napoléonem, czytaj Napoljonem.
  108. w. 68 z Niemki. Matką młodego Napoleona, „króla Rzymu“, była córka cesarza Franciszka I.
  109. w. 79 Unawa, rzeka w powiecie skwirskim, prawy dopływ Irpenia.
  110. w. 102 sztuka krzyżowa w bitwie na szable, nazwana od znaku krzyża, robionego szablą w powietrzu.
  111. w 122 tamci = targowiczanie buty uszyli, t. j. zdradzili Polskę łącznie z królem (z bożej łaski).
  112. w. 126 = rzekome prawa (mocarstw rozbiorowych) do Polski.
  113. w. 133 Kongres wiedeński 1815 r. — Traktaty Napoleona i inne.
  114. w. 134 Klub demokratyczny z Lelewelem na czele.
  115. w. 137 za katy = do kata, u kata, zaklęcie staropolskie, często używane w końcu XVIII i na początku XIX wieku. Używali tego zwrotu bardzo często w utworach scenicznych Bohomolec i Zabłocki.
  116. ww. 141 — 152 są wykropkowane we wszystkich wydaniach, poczynając od pierwszego z 1833 r. — a to ze względu na cenzurę austryjacką. Obacz niżej koniec Pieśni Ułanów.
  117. w. 156 flinta = strzelba.
  118. NAPAD utrzymany jest w nastroju i gwarze ludowej. Motto z II cz. Dziadów, w odżegnywaniu od widm zagrobowych.
  119. POBOJOWISKO POD WAWREM. — Wawr (Wawer) graniczy z Grochowem, pamiętny walką w lutym 1831 r.
  120. w. 16 jucha, w gwarze najczęściej: psia jucha, psia krew.
  121. PIEŚŃ UŁANÓW, jedna z najbardziej znanych u nas pieśni Pola, śpiewana powszechnie w Polsce na nutę mazurową. Wiersz ośmiozgłoskowy dzieli się sam w śpiewie na równe połowy, czterozgłoskowe.
  122. ww. 10—12 Koń i ramię ułana posłuchają wezwania: byle przodem! byle naprzód.
  123. w. 35 flisek, flis, nazwa stara na Powiślu, z niemieckiego Flösser (od
    Floss, tratwa), wioślarz. Klonowicz cały poemat napisał o życiu i zatrudnieniach Flisa.
  124. w. 36 basta z włoskiego: dosyć, koniec.
  125. Wiersze od połowy 37—42, ujęte tu w nawiasy [ ], są w wydaniu pierwszem i w następnych wydaniach wykropkowane ze względu na ówczesną cenzurę austrjacką. Podajemy je tak, jak są zapisane w egzemplarzu Bibljoteki Polskiej w Paryżu, na wklejonym dopisku ręką nieznaną, widocznie z pamięci.
  126. KŁOPOT PANNOM. Motto: Rajnold Suchodolski, podoficer w r. 1831, autor ulubionych piosenek wojskowych, wydanych p. t. Ulubione pieśni, Warszawa 1831 r.
  127. w. 1 Siedlce, miasto w Lubelskiem, między Warszawą a Lublinem.
  128. w. 6 szarpie, z francuskiego charpie, nici skubane z starych płócien, dawniej używane do ran.
  129. w. 20 sapery, oddział wojskowy dla sypania bateryj, stawiania mostów, torowania dróg i t. p.
  130. w. 27 niegrzecznie, tu tyle co niebezpiecznie.
  131. w. 29 dzień wybuchu powstania listopadowego.
  132. w. 31—2 u Konstantego, t. j. brał udział w napadzie na Belweder, a potem przy Arsenale, po którego zdobyciu rozdano broń powstańcom.
  133. w. 33 szlarki, tu humorystycznie zamiast szwaczki; szlarka, wstążka do obszycia sukien kobiecych.
  134. Od w. 33 przemawia ojciec panien, stary żołnierz Kościuszkowski.
  135. ww. 49—52 przemawia matka panien do męża.
  136. w. 62 Nie dopiero = nie teraz dopiero, nie od dziś.
  137. Od w. 73–76 przemawiają córki.
  138. w. 85 miarkuję = rozumuję rozważam.
  139. w. 104 pokrewiły = skrewiły. Skrewić, nie dopisać, zawieść, zrobić zawód. Pannom zakochanym chodzi o to, aby czwartakom noga się powinęła, wówczas ojciec nie będzie córek zmuszał do zaślubienia czwartaków.
  140. w. 31 Polszcza, forma ruska, wówczas nie rażąca, często używana pod wpływem staropolskiego miejscownika: w Polszcze (n. p. w Panu Tadeuszu).
  141. w. 47 Taki pieniądz był za Sasa. Na pieniądzach, które za Sasów w Polsce bito, znajduje się, oprócz Orłów i Pogoni, herb saski: wianek ruciany i na krzyż złożone miecze elektorskie. Dziad, mówiąc o tamtych pieniądzach, chciał zapewne oznaczyć mniemane szczęśliwe czasy Sasów panowania, które się dotychczas w pamięci ludu, a osobliwie drobnej szlachty, przechowały i w przysłowiu „za króla Sasa, jedz, pij, a popuszczaj pasa“ dotąd w uściech ludu krążą. (Obj. poety).
  142. w. 69 Karol Radziwił był jednym z tych niewielu panów polskich, którzy Barską Konfederację na Litwie wspierali. (Obj: poety).
  143. Wacław Zaleski wydał Pieśni polskie i ruskie... we Lwowie 1833 r. „Rozprawa wstępna“, datowana d. 28 września 1831 r. — Pieśń o Drewiczu, na str. 480—481.
  144. w. 73 Pod Pułaskim... Józef Pułaski z kilku synami był twórcą wiekopomnej Konfederacji Barskiej, którą nazwać można zorzą Narodu naszego. Ojciec umarł w więzieniu, łupem zawiści możnych, błogosławiąc Ojczyźnie, i zaklinając synów, by słuszną za śmierć jego zemstę dobru Rzeczypospolitej poświęcili. Jeden z synów jego, Franciszek, umarł w miasteczku Lisku z ran, odniesionych w Ziemi Sanockiej; drugi, Kazimierz, którego z Czarnieckim tylko porównaćby można, bronił do ostatka konającą Ojczyznę, a gdy już żadna nie pozostała nadzieja, popłynął do Ameryki, i w walce za wolność nowego świata znalazł w bohaterskiej śmierci nagrodę nieskalanego żywota. — Amerykanie pomnikiem pamięć jego uczcili. Między jego rycerskie czyny można liczyć i dobycie Częstochowy, której bronił sławny okrucieństwem, nawet między Moskalami, Drewicz. Tenże sam Drewicz jest przedmiotem jednej z pieśni ludu, którą Wacław z Oleska[143] w swoim zbiorze pieśni polskich i ruskich umieścił. (Obj. poety).
  145. w. 80 Pułaski Kazimierz po zwycięstwach rosyjskich przeņiósł się do Ameryki, walcząc o wolność Stanów Zjednoczonych. Śmierć jego bohaterska wyszła Polsce na dobre za dni dzisiejszych.
  146. w. 88 naszły = nastały
  147. w. 91 Syzma, gwarowe, zamiast schisma (z greckiego), tyle co rozdział, rozdarcie, rozłam Kościołów zachodniego i wschodniego.
  148. w. 104 wota, z łacińskiego votum, ofiara dobrowolnie ślubowana za otrzymaną łaskę.
  149. w. 107 smętarz, przez upodobnienie do smętku, smutku, właściwie zaś cmentarz, z łacińskiego coemeterium (κοιμητριον).
  150. w. 110—111. Jedna z bram do Wilna wiodących zowie się: Ostrą bramą. Na jej sklepieniu wznosi się kaplica, otworem ku miastu obrócona, a od wieków w niej umieszczony obraz matki boskiej słynie szeroko cudami po całej Litwie; i jak w Koronie czczoną jest matka boska częstochowska, tak matka boska ostrobramska na Litwie. (Obj. poety).
  151. w. 122 karbona, skarbonka, puszka do zbierania jałmużny.
  152. Cały wiersz Dziad z Korony ma wiele momentów analogicznych z
  153. w. 131 odniało = gdy dzień nastał.
  154. w. 140 Augustów, miasto niedaleko Suwałk, założone przez Zygmunta Augusta. agitacją ks. Robaka w IV księdze (304—309) Pana Tadeusza. Mickiewicz znał Pieśni Janusza już w r. 1832 w Dreźnie z rękopisu; nie jest wykluczone, że patrjotyczna działalność Dziada z Korony wywarła wpływ swój na scenę agitacji w karczmie wśród szlachty.
  155. POŻAJŚCIE. W pięknej okolicy nad Niemnem klasztor księży Karmelitów. (Obj. poety).
  156. Motto: Boże! Perkunie, strzeż syna swego,

    Strzeż Żmudzina Chrześcianina,
    Bij w Moskala poganina
    Jak w psa rudego!

    Cała ta zwrotka jest prawie dosłownem tłumaczeniem narodowego przysłowia żmudzkiego, które jest godłem tej pieśni. (Obj. poety).

  157. w. 13 ksiądz Biskup: Józef Arnolf Gedrojć, umarł 1839 r.
  158. w. 22 Dubissa, dopływ Niemna przy miasteczku Średniki.
  159. w. 25 Srebrnym pierścieniem. Przesąd żołnierski i strzelecki, aby tego poświęcanym srebrnym pierścieniem strzelać, kogo się kula nie czepi. Na Żmudzi, w ostatniej wojnie, z pierwszemi strzałami posyłano takowe święcone pierścienie. (Obj. poety).
  160. w. 35 niepodobny do ludzi.
  161. PROKLAMACJA CHORĄŻEGO. Motto z Grażyny Mickiewicza: słowa Rymwida do Litawora.
  162. w. 7 ciecze = marudzi, zwleka.
  163. w. 11 Panowie = magnaci.
  164. w. 21 do estymy = do zaszczytów, wysokich godności.
  165. w. 23 fortuna = majętności.
  166. w. 24 z wiatrem chorągiewkę = t. j. zależy od zmian politycznych.
  167. w. 25 prywata = wzgląd na dobro prywatne, osobiste lub familijne.
  168. w. 29 chorąży, tu chorąży ziemski; tych było w Rzpltej tylu, ile województw i ziem.
  169. forma dopełniacza l. mn. rzeczowników żeńskich na -ów powszechnie była używana w pierwszej ćwierci XIX w. i jeszcze Słowacki żartuje sobie z tych „niegramatycznościów“.
  170. w. 33 Pospolite Ruszenie. W Rzeczypospolitej, za świadectwem Konstytucjów[169] dawnych, Wojewodowie, a w braku którego Kasztelan, zwoływali Pospolite Ruszenie, a Chorążowie szli z chorągwiami w pole, rozumie się, iż wiedli oddziały. Że zaś Chorążowie i wici obsyłali, za których odebraniem Pospolite Ruszenie się zbierało, zdaje się niepodlegać wątpliwości tem bardziej; gdyż Wojewodowie, przy tyle rozgałęzionej swej władzy wojskowej i cywilnej, wszystkiego uporać-by nie zdołali, i jakąś część zatrudnień wojennych samym przełożonym wojskowym, jakimi byli Chorążowie, poruczać musieli. Ustne podania starych Chorążych utwierdzają w tem zdaniu. (Obj. poety).
  171. w. 34 Wojscy na mocy Konstytucji byli uwolnieni od pospolitego ruszenia, i tylko w razie ostatniej potrzeby kraju wewnątrz bronili; urząd takowy dawano tylko starcom i niezdatnym do pola. Szlachta opowiada, iż Wojscy także obowiązek mieli zawiadywania gospodarstwem wyszłych w pole braci, i byli opiekunami wdów i sierot po poległych; czego wszakże w Konstytucji niema. (Obj. poety).
  172. felpa (niem. der Felbel), materja jedwabno-wełniana.
  173. w. 38 Łosiówka: strój Barskich Konfederatów, łosiowa kurta amarantową felpą[172] obłożona i wewnątrz wybita. (Obj. poety).
  174. Barski duch = duch Konfederatów Barskich.
  175. w. 41 Pasek Swiętego Franciszka, biały z cienkich nici z ogórkami, który dopiero po poświęceniu dawano. Naonczas pasek ten miał swą zupełną wagę, gdy go ksiądz z zakonu św. Franciszka przez rok cały na sobie nosił. Częstokroć były z nim dawane pargaminy z modlitwami i historją paska, napisaną zwykle przez jakiego pustelnika misjonarza. Do paska takowego były pewne ćwiczenia religijne, posty i modlitwy przywiązane. Szedł on spuścizną od ojca do syna. Przez świętobliwych kapłanów wielokrotnie poświęcany i ocierany o święte obrazy, uzdrawiał cudowną mocą niemoc w krzyżach, łamania gośćcowe it. p. słabości, wzmacniał nawet stare kości, gdy nim takowe przewiązano. Szlachcic stary powiadał mi, iż na takowy pasek można było djabła ułowić i wyexorcyzmować; dlatego też dla odwrócenia pokusy wieszano go pod kotarą w głowach, obok relikwij i świętych obrazów, zwykle tam umieszczonych, a ksiądz bernardyn rzekł mi pewnego razu: „Po zdradzie i rozbiorze Rzpltej, paski św. Franciszka mężczyznom już nie pomagają, niewiastom zaś przy rozwiązaniu skuteczną jeszcze dają pomoc.“ Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej Ojcowie święci corocznie po kilka tysięcy takowych pasków przysyłali. (Obj. poety).
  176. w. 51 z Targowicą. Mowa tu o Konfederacji Targowickiej w roku 1792 na zgubę Ojczyzny zawiązanej, na której klątwa nieba i krew męczeńska ujarzmionych Polaków cięży. – Bóg z Narodem z trzeciego lub czwartego pokolenia krwawą weźmie pomstę! (Obj. poety).
  177. w. 54 na Grodzieńskim Sejmie. To ów zdradziecki Sejm z roku 1793, na którym rozbiór Kraju podpisano. (Obj. poety).
  178. w. 56 miarą nieszczęść Rzeczypospolitej niech obejmie występek, który uchwalił rozbiór Polski.
  179. w. 62 wszem w obec... Chorąży używa tu stylu staropolskich uniwersałów, odezw rządowych.
  180. w. 66 primo = po pierwsze.
  181. w. 71 szturmak, rodzaj hełmu, szyszaka; także gatunek strzelby z rurą szeroką przy wylocie.
  182. w. 76 siekaniec, ołów nie lany w kształt kuli, ale siekany, a więc sprawiający ranę szarpaną.
  183. w. 77 farbuje = broczy krwią.
  184. w. 79 Reimentarz = regimentarz, dowódca pułku.
  185. w. 90-91: oczyśćcie wasze herby, haec ornamenta = te ozdoby Pospolitej Rzeczy; stosuje się to do tych, których przodkowie zanieczyścili dawną sławę rycerską: por. ww. 24, 51, 54.
  186. w. 100 secundo = powtóre
  187. w. 102 Ob senectutem = z powodu starości.
  188. w. 105 sprawnik, urzędnik carski, ziemski.
  189. w. 108 exequens = ten, co egzekwuje ukaz carski.
  190. w. 109 w po-za-drodze, forma niezwykła, skrócona, zamiast: z ukrycia poza drogą zwykłą rozbijać najeźdźcę przy pomocy czeladzi dworskiej.
  191. w. 110 gościom = ironicznie, zamiast Moskalom.
  192. w. 134 Tertio = po trzecie.
  193. w. 138 hendle, pogardliwie i gwarowo zamiast: handle.
  194. w. 149 paliwo z królewszczyzny, opał, drzewo z lasów królewskich.
  195. Po w. 149 Post scriptum = później dopisane. — Zwykła formułka w dawnych listach i dziś jeszcze używana w skróceniu P. S. przez ludzi starszych.
  196. w. 150 ma tylko dziesięć zgłosek zamiast jedenaście, prawdopodobnie wypuszczone zaś po gdzie.
  197. w. 157 Naszych osobno — a Moskwę osobno! Kiedy żywot niemiło podzielać z wrogiem, to i grób niemiło. Czuli to przodkowie nasi: a wielkim obyczajem Sławian, sypiąc mogiły poległym w boju, któremi cała nasza ziemia jest zasłaną, naszych osobno, a wrogów osobno grzebli. Stąd-to widzimy zwykle dwie naprzeciwległe mogiły na pobojowisku, a krzyż lub miejscowe podanie wskazuje, która krajowców, a która Połowców pokryła. Jeszcze za czasów Konfederacji Barskiej grzebano obyczajem przodków: nie wiem, dlaczego teraz mogiły sypać zaniechano. — „Nie zgadza się z cywilizacją 19 wieku!“ odpowiedział mi jeden z naszych jenerałów. — Zapewne! — cywilizacja naszych sztabów nie pojmuje wielkiej myśli sypania mogił. (Obj. poety).
  198. w. 162 et haec = i to.
  199. w. 164 Loco sigilli = w miejscu pieczęci, na starych dokumentach często w skróceniu L. S.
  200. w. 166 affekt = uczucie.
  201. w. 169 Podpis należy uważać za wiersz z rymem, odpowiednim do w. 167. — Koreywowie, herbu Dębno, szlachta w powiecie Oszmianskim i Upitskim. — Koreywowie, herbu Kusza, w powiecie wileńskim.
  202. PLACÓWKA POD BIRUTĄ. Biruta, górą leżąca na Żmudzi pod Połągą, tuż nad morzem Baltyckiem. — Zmudź, w języku krajowym Żamajtis, znaczy „ziemia niska“ — jakoż w samej rzeczy trzy tylko góry liczy. Pierwszą jest Biruta, mogiła Biruty, bohaterki żmudzkiej, której pamięć dziś jeszcze święci lud na Żmudzi, podobnie jak Olenny na Rusi Czerwonej, a Wandy w Krakowskiem. Mogiła ta leży tuż pod Polagą i dużym dzisiaj lasem porosła, a służy majtkom, żeglującym po morzu Baltyckiem za punkt przewodniczący. — Przed wieki stała na niej świątynia mniszek pogańskich, później kościół św. Jerzego, dziś krzyż się tylko wznosi. — Okolice Biruty obfitują w stare powieści żmudzkie. Henryk Kałusowski, obeznany z starożytnościami żmudzkiemi, powiedział, iż znalazł tam szczątki pieśni, opiewających wyprawę Hetmana Żmii na Birutę. — Drugą górą jest Szatra, koło Łuknik leżąca, sławna czarami. Jest to coś podobnego do Łysej Góry; lud bowiem twierdzi, iż tam wszystkie czarownice Żmudzkie na św. Jana się zlatują. — Trzecia, Góra Popielańska w Szawelskiem, sławna z bardzo pięknych i rzadkich skamieniałości roślin i rzeczy morskich. (Obj. poety).
  203. w. 9 Na wam, gwarowo tyle co: macie, bierzcie, na po dziś dzień używane na kresach wschodnich w tem znaczeniu; manierka, blaszanka z wódką.
  204. w. 11 żurawim = ochrypłym, kraczącym; czerkies, kozak, pochodzenia czerkieskiego.
  205. w. 12 janczarka, strzelba, używana dawniej przez kozaków lub janczarów (milicję turecką).
  206. w. 26 = bory, cieniowane wzgórzami, szumią, t. j. rozmaitość barw leśnych zależy od wzgórz, porosłych rozmaitemi drzewami, i rzucających cień.
  207. w. 27 brogi: bróg, skład zboża pod daszkiem na czterech drągach.
  208. w. 29 zamdlone = zamglone, mgłą otulone, prawdopodobnie błąd druku.
  209. w. 30 Kresowickie wieże, właściwie Krysowickie, od Krysowic; wieś ta leży w powiecie mościskim, znanym dobrze Polowi z lat młodzieńczych.
  210. w. 35 sadowina, sad owocowy niewielki.
  211. MATUSZEWICZ W TROKACH. Wincenty Matuszewicz z Owsianiszek, Naczelnik powstania Trockiego, zajął miasto powiatowe Troki, rozbroił załogę, i wciągnął w księgi grodzkie akt Powstania i detronizacji Mikołaja, butnego Cara Moskiewskiego. — Ten pomysł prawdziwie Konfederacki zjednał mu serca do tyla, iż młodzież litewska, opuściwszy Wilno, Wodzem go sobie obrała. (Obj. poety).
  212. w. 1 jelnik: zarośle jałowcowe. (Obj. poety).
  213. w. 5 Matuszewicz Wincenty, dziedzic Owsianiszek (nad jeziorem Olosa, o 15 kilom. od Trok), gdzie bili się powstańcy nasi pod Karolem Załuskim i Matuszewiczem.
  214. w. 6 Olita nad Niemnem, przy drodze z Kalwarji do Wilna. Turowie, stara szlachta z powiatu Trockiego.
  215. w. 7 Górnych Szyszek nie zna Słownik Geograficzny.
  216. w. 24 rańców. Moskiewski wyraz „rance“ oznacza : torby cielęce, w których piechota bieliznę i różne potrzebne drobnostki nosi. Piechota takowe tornistrami mienić zwykła. (Obj. poety).
  217. w. 26 kokardy polskie, powstańcze.
  218. w. 30 orły rosyjskie z urzędów carskich.
  219. w. 37–52. W czterech zwrotkach, tu po sobie następujących, dotknięta zwada sejmikowa naszej szlachty. (Obj. poety).
  220. w. 49 On Żmudzinom rad udziela. Do cech Litwina należy i ta, iż mimo prawdziwej dobroci duszy drwić sobie lubi z tego wszystkiego, co nie jest litewskiem. Celem najmilszym tych drwin są najbliżsi jego sąsiedzi; mianowicie Pińczuk i Żmudzin, chociaż i Koroniarz także nieraz co oberwie. Pińczuka zwie „djabłem poleskim“ — a Żmudzina „głupią kiszką żmudzką, albo żmudzkie szupinie." — Szupinie: narodowa żmudzka potrawa; jest to pencak z opiekanym wieprzowym, a wśród półmiska zakręconym i do góry nastrojonym ogonem; — a Koroniarz „to bełkot, nieumiejący ni pisać ni mówić po polsku.“ — Koroniarz niech się sam za sobą ujmie; — ale pytam się, jakiem prawem drwi Litwin z Żmudzina? Zmudź jest tak pięknym, tak żyznym kawałem ziemi, jak Podole i Ukraina na Rusi, a Kujawy w Wielkiej Polsce; leży nad morzem, ma rzeki spławne i kanał Windawski; obszary jej napół lasem — napół zbożem pokryte, robią ten kraj drugiem Księstwem Kijowskiem, gdzie Polesie drzewa, a Ukraina zboża dostarcza. — Żmudzin zamożniejszy gospodarniejszy niż lud całej Polski, nabożny, gościnny, bitny, równo z Mazurem nienawidzący wrogów, — lud, że tak powiem, w patrjarchalnej prostocie z panami swojemi i duchowieństwem jakby jedna rodzina żyjący — łączy wszystkie cnoty polskie; a gdy nie znam wad jego, ani cywilizacji, śmiało powiadam, że w rubasznej prostocie swojej zasługuje na wysoki szacunek — nie mówię już Wileńczyka — ale całej Polski. — Niedarmo zowie swój kraj „Świętą Żmudzią.“ Lud to z pana boga rodem! duch boży w nim żyje! (Obj. poety).
  221. w. 51. Lelewel był członkiem Rządu Narodowego w r. 1831, jako minister oświaty.
  222. w. 58 ob w. 26.
  223. w. 75. Dnie tabelne są rocznice urodzin i imienin carskiej familji członków, w które, dla godnego obchodu, niewolnicy carscy a srodzy ciemiężyciele naszego narodu i całej ludzkości w pstrą liberję się obłóczą. (Obj. poety).
  224. w. 77 żeś się padał, żeś był plackiem przed rządem carskim.
  225. w. 85 hałastra, zbieranina.
  226. w. 93 Św. Saturnina obchodzi Kościół 29 Listopada.
  227. w. 100 Sejm polski w Warszawie wolnej ogłosił detronizację Mikołaja I.
  228. w. 116. Dokumenty urzędowe w W. X. Litewskiem pieczętowano Pogonią, herbem Wielkiego Księstwa.
  229. NIEDOLA. Rytm i budowę wiersza melodyjnego Niedoli przejął potem Lenartowicz w Bitwie Racławickiej.
  230. ww. 1—2. Oszmiana i Lida, powiatowe miasta Województwa Wileńskiego, w ucinkowem nawet przysłowiu, które powszechnie w Litwie znajome

    Oszmiana z Lidą
    Razem kraść idą

    małżeńsko są połączone. — Odpowiadają też łącznie kpiącym Wileńczykom równą gadką:

    Wilno i Troki
    Za niemi w kroki.

    lub  Wilno z Trokami
    Temiż krokami. (Obj. poety).

    Da, używane w Wileńskiem tak, jak lwowskie: ta („ta czego chcesz?“).

  231. w. 6 rakiem ciecze = opóźnia się z powstaniem.
  232. w. 9—10. W Goniądzu, nad granicą tej dziwotwornej kongresowej ośmio-wojewódzkiej Polski, był główny skład żywności moskiewskiej. (Obj. poety).
  233. w. 14 stypa = uczta pogrzebowa.
  234. w. 31 dyby: kłoda drzewna z otworami na nogi lub ręce.
  235. w. 33 Błahorodia = dobrze urodzony (Wohlgeboren) tytułuje Rosjanin szlachcica.
  236. w. 39 za Bałkany — w wojnie z Turkami 1828 r.
  237. w. 50 z językiem = z wiadomościami, ob. w. 2.
  238. w. 7 zabór = zagroda (z rosyjskiego).
  239. PAN RÓŻYCKI. Karol Różycki, dowódca pułku Jazdy wołyńskiej, powszechnie znany i kochany dla cnót swych, prawdziwie naśladowania godnych. (Obj. poety).
  240. w. 4-5. Z szesnastego na siedmnasty maja 1831 r. zebrał kapitan Różycki powstańców wołyńskich w lasach Korowiniec małych, o mil cztery od Żytomierza, osadzonego działami i wojskiem. (Obj. poety).
  241. w. 5 czereda, gromada; etymologicznie = trzoda, z przemianą fonetyczną ruską.
  242. w. 7 Oczajdusza = przebiegły, krętacz.
  243. ww. 9-12: porównania są echem z Pułku Igora.
  244. ww. 17–20. Ukute i odostrzone zęby bronowe użyli powstańcy Wołyńscy miasto zwykłych grotów do lanc. (Obj. poety).
  245. w. 24 Bug był granicą Kongresówki. Starzy ludzie nie znali jeszcze żadnej granicy między Wołyniem a Polską.
  246. Huta cudnowska, w pobliżu Cudnowa (powiat żytomierski), osada, w której mieszkał wówczas pułkownik Różycki.
  247. w. 41-2. W Hucie rankiem żona płacze. Karol Różycki, śpiesząc na pole chwały, zostawił żonę i pięcioro dzieci, w tym właśnie czasie, gdy ludożercze ukazy tyrana wszystkie podobne sieroty z domów przeznaczały na Sybir. (Obj. poety).
  248. POWSTANIEC LITEWSKI W R: IV. — ww. 1-4 ob. Wstęp, str. 36.
  249. w. 7 konika, w R: już konia.
  250. w. 8 poległ, w. R: leży.
  251. ww. 13–16. Żejmy; wioska powiatu Wileńskiego, niedaleko Szat, gdzie zaszło połączenie całego powstania litewskiego i wojsk z Korony przybyłych pod dowództwem jenerałów Giełguda i Chłapowskiego. (Obj. poety).
  252. w. 15 Z poza Niemna już, w R: Już z za Niemna tu.
  253. w. 16 rozłożyli, w R: roztoczyli.
  254. w. 17 broni, w R: koni.
  255. ww. 19-20 w R: Ach! a wszyscy tak hulają
    I wszyscy śpiewają:
  256. ww. 21—24 niema w R.
  257. ww. 29—32 niema w R.
  258. MAZUR. Poeta w całej tej pieśni używa gwary mazurskiej.
  259. w. 10 Pielesze: gniazda rodzinne ptaków — przenośnie wzięte. (Obj. poety).
  260. w. 15 zbytnie podkasały = zbyt kuso ubrany.
  261. w. 16 Odroki = Górnoślązacy nad Odrą.
  262. DUMY WIDORTA. Dumy tu umieszczone są wyjątkiem ze zbioru pod tą samą nazwą. — Widort był teorbanistą Wacława Rzewuskiego, znanego w całej Polsce z podróży swych na Wschodzie — gdzie był Emirem, z sławnej stajni koni arabskich, z niezwykłego sposobu życia na Ukrainie, i szczytnego zgonu w sprawie ojczystej na polach Daszowskich. (Obj. poety).
  263. Emir Tadż-Ulfechr. Tem imieniem zwany powszechnie na Wschodzie nasz Wacław Rzewuski. (Obj. poety).
  264. w. 2 zapadniej = zachodniej.
  265. w. 3 oaza, z greckiego oasis, miejsce w pustyni piaszczystej, obdarzone wodą i roślinnością.
  266. w. 25 dziuba, krasawica Ukrainka. Znana pieśń ruska: „Ne płacz dziubo, moja lubo."
  267. w. 27 sroczka. Ob. prześliczną sielankę Szymonowicza Kołacze ww. 1–6.
  268. w. 43 majdan = plac obozowy.
  269. w. 73 Guldja, obacz objaśnienie poety na str. 123.
  270. HETMAN ZŁOTOBRODY. Początkowe zwrotki tej pieśni są naśladowaniem dumy o Hetmanie Żmii hr. Ludwika Jabłonowskiego. (Obj. poety).
  271. w. 22 Oxanna. Pol ma tu na myśli poemat Wacława Rzewuskiego w dwu pieśniach p. t. Oksana, opisujący walkę Greków o niepodległość. Ob. studjum L. Siemieńskiego o W. Rzewuskim w Portretach literackich (Dzieła L. S. — Warszawa 1881, tom V., str. 324–5).
  272. w. 24 Padura Tomasz, sławny poeta polsko-ukraiński (1801-1871). Pyśma, Lwów, 1874.
  273. w. 27 półmiesiącem = krzywą szablą.
  274. w. 36 Daszów nad dopływem Bohu, głośny nieszczęśliwą bitwą 14 maja 1831 r.
  275. w. 50 limany, ujścia Dniepru, Dniestru, rozlewiska błotne.
  276. GULDJA HETMANA. Guldja, arabska klacz dziwnej piękności, najulubieńsza Hetmanowi. Guldja po turecku: róża. A kozak Rzewuskiego twierdził, jakoby od gulania — hulania — Guldją się zwała. (Obj. poety).
  277. w. 4 Seraj, mieszkanie żon sułtanów, chanów, baszów i t. d., strzeżone pilnie przez rzezańców.
  278. w. 5 rząd koński, przybory dla konia, jak siodło, czaprak i t. d. W dawnej Polsce rzędy końskie były przedmiotem przepychu bogatej szlachty
  279. w. 2 ruchawica = ruchawka powstańcza, zbierana drużyna, nie zaś wojsko regularne.
  280. w. 4 baki świecić = blagować, „szklić“, pozować.
  281. w. 7 ciemny = nieuczony.
  282. w. 15 szwenda = włóczy się.
  283. w. 16 skuty = pijany.
  284. w. 19 chwat = zuch.
  285. w. 24 starej wiary = żołnierzy starych, ob. w. 19.
  286. w. 26 cały pułk złożony jest z sąsiadów wiejskich.
  287. w. 28 dwóch tylko, t. j. pułkownik i wachmistrz.
  288. w. 31 nieglaźno — leniwo, niezdarnie.
  289. w. 42 poczta = stanowisko, posterunek.
  290. w. 46 wideta (z francuskiego) = placówka, warta.
  291. w. 54 język = wywiad, wiadomość.
  292. w. 79 deresz (z węgierskiego) — koń maści siwej.
  293. w. 80 harcuje = pędzi, gna.
  294. w. 92 ćwik = doświadczony, stary wyjadacz.
  295. w. 93 androny = brednie, duby, głupstwa.
  296. w. 106 walor = wartość.
  297. w. 132 odurzyć = zgłupieć, oszaleć.
  298. w. 136 łupnię dać = obić, oćwiczyć, pobić.
  299. w. 145 krzyż francuski, za wojen Napoleońskich.
  300. w. 148 racja, dział żywności, prowjantu.
  301. w. 156 depesze = pilne wiadomości wojskowe, z któremi jedzie (ob. w. 133).
  302. w. 157 czesze = pędzi.
  303. w. 181 bezseń = noc bezsenna.
  304. w. 206. Sztabowcy rozmawiali między sobą po francusku.
  305. w. 236 pomnie = pamięta.
  306. w. 252 pytlują = mielą.
  307. w. 2 trafunkiem = trafem, przypadkiem.
  308. w. 3 frambuga, starop. zam. framuga, sklepiony wnęk w murze.
  309. w. 5 Miecznik ziemski, godność powiatowa, wyższa w Koronie, dalsza na Litwie.
  310. w. 6 pogłowie, ludność wogóle; tu tyle co „linji męskiej“ w przeciwstawieniu do „po kądzieli“.
  311. ww. 35-36: Kicki Ludwik, generał polski, odznaczył się walecznością w bitwach pod Raszynem, Sandomierzem, Lipskiem, Dembem W., Iganiami, Grochowem. Poległ od kuli armatniej w bitwie pod Ostrołęką 26 maja 1831 r. — Kamiński Henryk, generał polski, odznaczył się pod Somo Sierrą, zginął pod Ostrołęką 26 maja 1831 r.
  312. MARODERKA. Nagłówka tego niema w R tylko II. —
    Piosnka marodera; tak nazywano (z francuskiego maraud) żołnierza chorego, lub włóczącego się pod pozorem choroby.
  313. w. 3 spędzony = zgoniony, zmęczony.
  314. w. 6 w R: Daj owsiany snop.
  315. w. 8 w R: Legnę.
  316. w. 11 Ach, nie, w R: Wszak nie.
  317. ww. 13—14 w R: Gdy zaświta, trąba wita,
    Porzuci cię gość twój.
  318. w. 17 Koroniarzem, lub Koroniaszem, nazywano obywatela z Korony, w przeciwstawieniu do mieszkańców W. X. Litewskiego.
  319. w. 18 koń nasz, w R: koń mój.
  320. w. 20. Mundur rosyjskiego żołnierza był koloru ciemno-zielonego.
  321. w. 24 Bajać będziem, w R: Będziem bajać.
  322. w. 25 w R: I o krajach i zwyczajach.
  323. w. 28 w R: I o oczach.
  324. PIEŚŃ ZA BUGIEM ww. 1–2: Powstańcy wołyńscy pod wodzem Karolem Różyckim, omijając w wielu miejscach liczne i silne oddziały piechoty i jazdy moskiewskiej, z któremi rozprawę zaczynać przenikliwość naczelnika nie dozwalała, szybkim a forsownym pochodem o ćwierć mili niżej Dorohuska nad Bugiem we wsi Przewozach stanęli, i zastali tam galary. Pierwszy szwadron przeszedł Bug wpław; a gdy tymczasem galary wpoprzek rzeki ustawiono i drugie dwa szwadrony, wozy z, zdobytą bronią, rannymi, kasą, i piechota przez nie przeszły. Świetna radość zabłysła na zwycięskich Wołyńców czołach, dłonie ich wzajemnie się ściskały, a okrzyki wesołe rozległy się po równinach lewego brzegu Bugu. Galary, na rozkaz Różyckiego rozprzężone, z wodą puszczono, albo poniszczono. (Obj. poety).
  325. 325,0 325,1 ww. 19-20. Nie mlekiem, aluzja do Mołoczka, co po rusku tyle, co: mleczko; Różycki jednak zwie miejscowość w liczbie mnogiej Mołoczki.
  326. ww. 19-20: Objaśniam to wyjątkiem z książeczki pod napisem: Powstanie na Wołyniu, czyli Pamiętnik Pułku Jazdy Wołyńskiej, uformowanego w czasie wojny Narodowej Polskiej przeciw despotyzmowi tronu rosyjskiego, 1831 roku; pisany przez dowódzcę tegoż pułku Karola Różyckiego P. — Bourges, 1833 stronica 10, 11, 12. — „Pierwszą bitwę życzyłem mieć sobie z niezbyt większą od naszej siłą, żeby niezawodną odnieść korzyść, i stopniami was oswoić. Unikaliśmy więc siły wielkiej, ale postanowiliśmy raczej zginąć naraz wszyscy, jak przed największą nawet uciekać. — 27 maja przeszedłszy Krasnopol, popasaliśmy konie i sami skromnym obozowym obiadem posilali się; tam odebrałem wiadomość od moich wysłanników, że dwa oddziały nieprzyjaciół idą ku nam, jeden, z prawej naszej strony i z tyłu, miał przybyć przez Krasnopol, a drugi z przodu przez Mołoczki. — Na lewo były błota, a na prawo bagnista rzeczka; poznałem się naprędce z naszem położeniem i zaledwie po ukończonym popasie kazałem sieść na koń i być w pogotowiu, kiedy widety nasze za Krasnopolem stojące, które już miały rozkaz wejść na miejsca, przez wystrzały ostrzegły nas o zbliżaniu się nieprzyjaciela. — Wychodziliście w porządku w równiny, a ja obserwowałem nadchodzących przeciwników. Widziałem oddział piechoty, nie mocniejszy nad pół bataljonu, i czterdziestu kozaków, wchodzących do Krasnopola. — Wysłałem podoficera z kilku ludźmi spatrolować Mołoczki, wieś, przez którą była droga naszego dążenia konieczna i dla przeszkód nam stawianych jedyna. — Wkrótce powrócił podoficer i raportował: że piechota stoi pod tą wsią. Zatrzymałem was frontem do Krasnopola, żeby nie ośmielić stamtąd idącego przeciwnika; zatrzymał się i on na widok nas. — A wtenczas, odstępując w schody pół-szwadronami, zbliżaliśmy się ku Mołoczkom, od których chciałem odciągnąć drugi oddział Moskalów, gdyż chciałem, żeby wyszedł w otwarte pole. — Jakoż dostrzegłem, że drogą wysadzoną posuwał się ku nam; dla drzew dużych i fos wzdłuż drogi, nie mogąc go frontem szwadronowym atakować, kazałem z obydwóch stron drogi po trzy plutony ustawić, a dwa plutony stanęły w alejach. Powtórzyłem przestrogę, że wtenczas tylko atak jazdy jest dobry, jest skuteczny, kiedy się całym pędem konia wytęża. — Plutony po bokach drogi ustawione, pod rozkazami komendantów szwadronowych, miały odciąć nieprzyjaciela ode wsi, i zwróciwszy z tyłu uderzyć; z dwoma zaś plutonami Seweryna Pilchowskiego i Michała Czajkowskiego postanowiłem środkiem atakować od czoła. — W tym porządku zbliżaliście się stępo ku niemu, kiedy ujrzałem, że się w czworobok zwinął i stanął. Od stopięćdziesiąt kroków kazano wam iść kłusem, a od ośmdziesiąt usłyszeliście gwiżdżące kule. „Puszczaj cugle!“ zawołałem, i zabrzmiały pierwszy raz słowa „SŁAWA BOGU!“ a konie nasze, całą siłą pędu, wniosły nas w szeregi niewolników, — padają! krzyczą pardon! Pierwszy, który o życie prosił, utracił go od własnego komendanta; wyrwał mu z rąk waleczny kapitan karabin, przebił pardonu wołającego żołdaka, i zawołał: „Bagnetami kłuć, dzieci — sztykami rebiata;“ — ale późno już było, szeregi roztrącone konały na zębach naszych bron. Kapitan jednak nie przestawał być mężnym, chybił celu jego bagnet, bo suknie tylko na piersiach moich przeszył, a szóstą zadając ranę koniowi mojemu, już nie miał w ręku bagneta, bo już życia nie miał. Kilka strzałów i zębów bronowych utonęło razem w jego łonie, padł godzien pamięci, gdyby godniejszej swojego męstwa bronił sprawy. — Pamiętacie, koledzy moi, że kolumna ta mała podpłynęła posoką; litość-by odwracała niewinne oczy wasze od tego widoku, a uszy przeniosłyby szybko do serc waszych błagania, ale młode oczy wasze widziały dużo łez, a uszy słyszały jęki waszych rodzin, które wyciskało bożyszcze tej tłuszczy. Pamiętacie, jak bracia nasi ścisnęli ich i z czworoboku w piramidę zrzucili. — Pamiętacie, kiedy jeźdźce płochliwszych koni pieszo deptali po głowach i siłą obydwóch rak wtłaczali groty po drzewca w swoje ofiary. — Kazałem doboszom bić odbój:,,do nogi bron: żeby drugi oddział, blisko stojący w Krasnopolu, słyszał ten apel. Obydwa te oddziały były z pułku imienia Księcia Wellingtona. — Rozwleczono nakoniec kupę i na jej dnie znaleziono oficera, który klęcząc prosił życia: zostawiono mu go tem chętniej, że utrzymywał: „Za ojczyznę moją całą krew oddam, ale wy z carem naszym wojnę macie. Dogodziło się temu młodemu oficerowi, bo tak na dnie w cudzej krwi wychował się, że swojej ani kropli nie uronił. — Płaszcz mój okrył przemokłe jego ramiona, jednym chlebem żył z nami, a po kilku marszach uwolnionym został. — Stanęliście potem w kolumnę plutonową, a ja drugiego wyglądałem oddziału nieprzyjacielskiego, kiedy nadbiegł i doniósł podoficer plutonu asekuracyjnego przy koniach podwodowych, kasie i broni, że oddział ten nie wychodzi z Krasnopola, i po odboju w bębny, słysząc, że broń złożona, obsadza stodoły, a kozacy na widok ataku unieśli się w stronę, z której przyszli. — Nie naszą więc rzeczą było atakować ich w takiém położeniu, a nadto nam ubiec należało szybko wysokość Cudnowa, osadzonego piechotą i działami, wysokość Zasławia i Žytomierza, i stać się wcześnie panami drogi wielkiej z Nowogrod Wołyńska do Ostroga prowadzącej, żebyśmy nie byli przymuszeni trzymać się prawego brzegu Słuczy, strony bagnistej i coraz odleglejszej od naszego dążenia. — Co prędzej zatem zebrano na wozy dwieście trzydzieści karabinów, tyleż ładownic z ładunkami i pałaszami pieszemi, a oraz bębny, jako naszą zdobycz. A słowa SŁAWA BOGU! na znak wdzięczności po trzykrotnie wykrzyknęliśmy. — Pamiętacie, żeśmy winni szybkości naszego ataku, że tylko jeden Rosołowski od dwóch kul był ranny, bagnetami zaś dziewięciu innych jeźdźców naszych ranionych było i szesnaście koni, między któremi konie Czajkowskiego i Pilchowskiego Seweryna po kilka ran odniosły. Zabraliśmy naszych rannych, a Moskale dostali kilkadziesiąt złotych na wódkę; lecz mało było takich, którzyby z temi pieniędzmi mogli powrócić do karczmy w Mołoczkach, gdyż oprócz zabitych, z całego tego oddziału jeden oficer tylko, dobosz i trzech frontowych nie ranni byli; trzech ostatnich na usilne ich prośby zabraliśmy z sobą i w nasze wcielili szeregi. — W Wiśle dopiero mieli oni spłukać posokę, która ich pałasze zafarbowała.“ (Obj. poety).
  327. ww. 30—31. Stronica: 15, 16, 17. „Dnia 1 czerwca szwadrony w tym samym porządku przechodziły przez Bereźno, jak wyszły z Międzyrzyca; a pod wsią Tyszycą, o milę za Bereznem, oficer prowadzący arjergardę raportował mi, że kawalerja rosyjska zbliża się za nami tąż samą drogą, i że on po małym odporze, podług instrukcji, opuścił wozy z furażem, a zasłonił konie podwodowe, rannych, kasę i broń. — Pozycja była leśna. Awangarda nasza wchodziła do wsi Tyszycy, za którą widać pole i na prawo rzekę Słucz, rozkaz mieliście iść kłusem, żeby wcześnie postawić się można było. Wychodząc ze wsi, widziałem zaraz za nią fosę, na prawo w brzeg Słuczy wkopaną, a na lewo wyciągniętą w głąb lasu; mostem przez nią przechodziliśmy, przypatrzyłem się jej, chciałem z niej korzystać. — O sto kroków za tą przeprawą uformowaliście odwrotnie front ku wsi, trzeci szwadron odebrał rozkaz uformować się przy drodze za dwoma pierwszemi, o trzysta kroków z tyłu i na prawo pod lasem, który za niewielkim kwadratem pola znowu się zaczynał, już-to dla asekurowania nas, a równie dlatego był oparty o las, żeby nieprzyjaciel nie mógł sił naszych ocenić. — Za tym szwadronem stała kasa, ranni i broń; my dwoma szwadronami pierwszemi uszliśmy jeszcze ku fosie kroków dwadzieścia, usuwając front w lewo, żeby jego lewe skrzydło oprzeć o rzekę. — Tak przygotowani, widzieliśmy kłusem zbliżających się nieprzyjaciół, wychodzili oni ze wsi, i między wsią a fosą formowali się do frontu. Były to dwa szwadrony strzelców konnych Derbskich, pod komendą Petersa, pułkownika; oficer ten, stojąc na moście w interwalu swojego dywizjonu, kazał rozpocząć ogień karabinkowy, nie mając przeciw sobie ani jednego strzału, gdyż chciałem go ośmielić przez to do przeprawienia się przez fosę. Trwał ogień, pamiętacie, ciągły; broń drżącą ręką niewolnika kierowana o ośmdziesiąt kroków nie niosła nam szkody, lulkiśmy nasze dopalali, a Peters nie śmiał jeszcze przejść fosy, trzeba go było więc sprowadzić na jedną z nami stronę i dlatego kazałem kłusem szwadronowi drugiemu, Michała Grudzińskiego, zajść plutonami w koło, aby rozumiał, że zaczynamy rejteradę; jakoż w tym samym momencie usłyszeliście moskiewskie hurra! a mostem i wąskiemi kilką ścieżkami przeprawiali się Moskale, i stawali do frontu; czekaliśmy aż się przeprawią wszyscy, hurra trwało; szwadron drugi galopem plutonami do frontu powrócił, las powtórzył nasze sława bogu! ucichło hurra, a lance nasze już tłoczyły wrogów w fosę. — „Ratujcie się dzieci — Spasajtieś rebiata!“ — zakomenderował Peters, przebił się na most przez swój front ściśniony, i ucieczką ocalał. — Ofiary niewoli, jedne zaległy fosę i pola Tyszycy, kilkunastu w głębi Słuczy wieczne znalazło schronienie, czterdziestu ośmiu z dwoma szwadronowymi wachmistrzami w niewoli naszej było, a oficerowie za pomocą swoich koni wiernie Petersa spełnili komendę, oprócz jednego kapitana zabitego. Nic łatwiejszego nie było, jak ścigając małą resztę, z przestrachem uciekającą w lasach pobić, albo zabrać w niewolę, i w każdym innym czasie opuszczać taką sposobność byłoby nieroztropnością, występkiem byłoby komendanta; ale my, goniąc za wylękłym Petersem, cofnęlibyśmy nasz marsz, zamiast go kontynuować; z miłych pól Wołynia, zalanych wrogiem, wydrzeć się nam potrzeba było, a nie szukać w samych nawet zwycięstwach korzyści. — Rozrządzenie Chruścikowskiego w takim nas stanie postawiło. Goniony jednak był Peters kilkaset sążni za wieś, i cały prawie furaż dostał się nam napowrót. — Pamiętacie, koledzy! że na odbitych wozach znaleźliśmy powiązanych młodych naszych ochotników Międzyrzyckich, których omijając Peters w swojej ucieczce w takim stanie dopuścił rąbać, a może i sam rąbał; bo żołnierz, który na placu lęka się zajrzeć w oczy swojemu przeciwnikowi, bezbronnemu nie przebacza, i na bezbronnym bez strachu wywiera całą swą srogość, bo innych laurów nie godzien. Prócz odebranych z jego mocy sześciu, zabrał on jeszcze goniących za nami dziesięcioro dzieci, cnotą tylko i chęcią dojrzałych, a oraz podoficera Porczyńskiego z dwoma ludźmi, któremu pozwolono było na moment zostać się w Bereźnem. Pamiętacie dwóch młodych studentów? Goniąc Moskalów zastaliśmy ich we wsi, w ciasnem przejściu między budynkami a smętarzem; tam oni, z wozów zsiadłszy, bronili się Moskalom, kilku z karabinów swoich ranili, nakoniec jeden z nich ranny, a drugi obok swojego towarzysza spał snem wiecznym, snem cnoty i miłości Ojczyzny; przeniesiony za ścianę, pod którą walczył i krwią swoją oblał, spoczywa pod nią, pałaszami zagrzebany. Było jeszcze z naszej strony pałaszami rannych sześciu i Adolf Pilchowski. — Tam pod Stanisławem Duninem, komendantem pierwszego szwadronu, padł także koń od kuli. — Siedmdziesiąt ośm koni, sto trzydzieści karabinków, kilkadziesiąt pałaszów i pistoletów, było naszą zdobyczą. Peters, tłumacząc się z swojej straty i ucieczki, rozniósł wiadomość, że nas znalazł dziesięć tysięcy, i tem na później usłużył nam bardzo.“ (Obj. poety).
  328. w. 34 Słucz, rzeka na Wołyniu.
  329. w. 41. Aluzja do gościnnych dworków w Lubelskiem, gdzie radzi ujrzą lance jazdy polsko-wołyńskiej, oblepione krwią wroga.
  330. w. 43 gość z Huty Różycki; ob. str. 113.
  331. SŁAWA BOGU. Dzikie hurra! przy ataku zamienił K. Różycki na wykrzyk: „sława bogu!“ — Zdarzenie tu opisane jest następujące: Budzyński wpadł pod Solcem w moskiewskie łyka, co Różycki widząc posłał Wizowskiego z dwoma żołnierzami na odsiecz. Wizowski, celny strzelec, wpadł na swym siwym koniu Jaszczurce między kozaczyznę i odebrał w oka mgnieniu rannego młodziana. (Obj. poety).
  332. w. 1 rozłóg = pole rozłożyste
  333. w. 4 Białe czapki miała jazda wołyńska Różyckiego.
  334. w. 18 samotrzeci = sam z dwoma towarzyszami.
  335. STARY UŁAN POD BRODNICĄ. Brodnica leży na pograniczu Kongresowej Polski, właśnie tam, gdzie wojska polskie pod wodzą Rybińskiego do Prus wkroczyły. (Obj. poety).
  336. w. 29 nie dostaliśmy = nie dotrzymaliśmy kroku, nie wytrwaliśmy.
  337. ŚPIEW Z MOGIŁY, W R: V. — Śpiew ten należał do najczęściej śpiewanych w Polsce między rokiem 1832 a 1863. Jest też dziwnej rzewności melodja do tego wiersza.
  338. Motta Niemcewicza niema w R.
  339. w. 11 w polu, w R: w polach.
  340. ww. 25-28 niema w R.
  341. ww. 46–48 brzmią w R: a niedaj nam, Boże!
    Bo wrogów przybyło,
    A nikt nie pomoże.
  342. POŻEGNANIE NA KALWARJI Zebrzydowskiej, pod Krakowem. (Obj. poety).
  343. w. 1 Lanckorona, w powiecie wadowickim, na stoku góry 550 m.
  344. w. 16 w Krakowie Moskwa broi. Po upadku powstania wojska rosyjskie zajęły Kraków. Prezes Rządu Narodowego, Adam X. Czartoryski zaledwie zdążył wymknąć się na Podgórze, skąd udał się na emigrację do Paryża.
  345. w. 19 Augustów, na zachód od Grodna, na południe od Suwałek.
  346. w. 37. Matka nie radzi synowi iść do Francji, lęka się, że Francja wyprawi żołnierzy polskich do Algieru.
  347. w. 76 kipiątkiem = wrzątkiem.
  348. w. 86 tręzla, rodzaj uzdy na konia (z niemieckiego die Trense).
  349. w. 88 ku Białej, w stronę Śląska. Syn pomimo próśb matki udał się na wychodztwo.
  350. NOCLEG W CZERSKU: w R niema tego nagłówka, tylko: VII. — Czersk: Uprzejme goszczenie naszych w wiosce Czersku, w okolicy Gdańska, powiodło do napisania tej pieśni. (Obj. poety).
  351. w. 3 z chatek, w R: z chaty.
  352. w. 4 Wyszły dziatki, w R: A dziateczki.
  353. w. 12 jachać, staropolska forma, w XVI w. powszechnie używana.
  354. w. 17 Cóż, w R: Czyż.
  355. w. 29 w R: Wszyscy do chat ich biorą.
  356. ww. 33—41 w R: Tutaj chłopak powiada:
    „My już kosy nabili“ —
    A tu drugi znów gada:
    „My się za was modlili.“
    Inny spostrzegł i prosi
    Od pałasza rzemyczek.
    Inny, wiosce już głosi,
    Że ma z orłem guziczek.
    Ten z munduru podszewki.
  357. w. 43 w R: A ten słyszeć chce śpiewki.
  358. BELWEDERCZYK = uczestnik ataku rewolucyjnego na Belweder, siedzibę W. X. Konstantego, w nocy 29 listopada 1830 r. Belwederczyk, w R napis: Ucieczka.
  359. w. 6 krzywdy, w R: zemsty.
  360. ww. 9–12. Strofa trzecia brzmiała pierwotnie w R:

    Miałem ja krewnych, których kochałem
    Matkę, sąsiadów, przyjaciół,
    Ach! miałem także... Boże! co miałem,
    Trudno wymówić, com stracił.

    Zdaje się, że gwarowa forma straciuł, częsta wówczas i dziś, wpłynęła na użycie jej do rymu: przyjaciół. Pol wolał potem zmienić całą strofę, aby rymu takiego uniknąć.

  361. w. 17 mnie pogańskie, w R: mię pohańców.
  362. w. 19 zaciekłéj, w R: zaciekłych.
  363. w. 21 spozierać, w R: pozierać.
  364. ww. 33–35 w R: Stało się stało niema sposobu,
    Wichry zadęły w przestworze,
    Dalejże, dalej do koła globu.
  365. PIERWSZA ROCZNICA 29 LISTOPADA. Wiersz to jeden z najbardziej znanych, śpiewany przez pokolenia 1831 i 1863 r. na osobną nutę. Pod koniec wiersza rozbrzmiewa wyraźnie echo mesjaniczne, zupełna ufność w odrodzenie Polski w związku z powszechnem w Europie dążeniem do wyzwolenia z pęt autokratyzmu (ww. 24, 28, 36, 44).
  366. Po w. 48 cztery wiersze wykropkowane w pierwszem wydaniu i w następnych ze względu na cenzurę.
  367. w. 2 rojsty: bagna litewskie, różnej, małej i znacznej głębokości, z wierzchu wodnemi zarosłe zielami, a pod temi czystą zimną wodą napełnione, mają spód piaskowy, lub drobnemi usypany głazami. (Obj. poety).
  368. w. 2 dziedzina, tu w znaczeniu: domostwo, zagroda.
  369. ww. 1-2: Irpiń stanowił dawną granicę Polski. — Za tą rzeką o wiorst parę wznosi się wał, na sposób okopów usypany. Jest to granica Księstwa Kijowskiego, z czasów udzielności Kijowa. — Oprócz tu wzmiankowanego wału znajduje się jeszcze inny w tamtej stronie, dziś już wklęsły nieco, a zwany „Wałem Hetmana Żmii.“ Dziwa lud o nim prawi, równie jak i o Hetmanie owym, który jest najstarszym bohaterem powieści ludu ukraińskiego, może nawet całej Rusi. — Wał ten miał powstać z jednej skiby, którą Hetman Ukrainę przegrodził, chcąc Dnieprowi inne zakreślić koryto: przebiega on znaczne obszary Ukrainy i przypiera półksiężycem do Dniepru. (Obj. poety).
  370. w. 11 Hetmańszczyzna: wyrażenie ludu. Pod nazwą Hetmańszczyzny rozumie lud całą dawną kozacką Ukrainę, która pod udzielnym hetmanem zaporoskim stała i prawami przez królów polskich nadanemi rządzoną była. Z tęsknotą wspominają starzy kozacy tamte czasy, jako czasy udzielności swojej, a to wspomnienie, dziwnym węzłem z bytem Polski spojone, utkwiło rzewnie w ich powieści, i wybija w pieśni. (Obj. poety).
  371. w. 14 pstre kwitki. — Wyrażenie ludu ruskiego „oddać duszę na pstry kwitek“ znaczy: „zapisać ją djabłu.“ Takowe cyrografy piszą się krwią własną; przeto kwitek taki zwany jest „pstrym kwitkiem.“ (Obj. poety)
  372. w. 15 ostrogi. Ostrogami zowią w zabranym przez Moskwę kraju więzienia, w których osadzają zbrodniarzy i więźniów stanu. W ostatnich czasach, po upadku powstania naszego, zbudowano podobne ostrogi z drzewa, tuż nad głównemi traktami, wiodącemi do Moskwy. Są to małe chaty, otoczone wysokim częstokołem. Jeńcy polscy, pędzeni w głąb kraju, miewają po takich ostrogach noclegi, t. j. w chacie staje dowódca transportu, a w małym dziedzińcu stoją latem, czy zimą... — koszarą Polacy. (Obj. poety).
  373. w. 20 za wałem, obacz obj. poety do w. 1—2.
  374. w. 11 ostrogi, obacz obj. poety do w. 15 Jeńców (str. 161).
  375. w. 15 miru = pokoju.
  376. w. 25 w kolejach = kolejno, jedne po drugich.
  377. POLACY W PRUSIECH. Motto, przejęte z III cz. Dziadów Mickiewicza, świadczy, że Pol przed wydrukowaniem Pieśni Janusza miał już w ręku i w duszy arcydzieło, które wywarło wpływ niezaprzeczony na nastrój mesjaniczny niektórych pieśni Janusza.
  378. w. 1 haf, z niemieckiego = zatoka. — Wojska polskie wkroczyły do Prus i wbrew chęciom i przekonaniu własnemu, na rozkaz swych wodzów, nowej krwi wrogów chciwe bronie złożyły; jednakże w samą chwilę tego najsmutniejszego aktu, postanowili żołnierze polscy jednomyślnie nie wracać bez broni do Ojczyzny, ale szukać schronienia do czasu we Francji. — Jenerał Bem w kilka dni potem doniósł jenerałowi Pellet, dyrektorowi w ministerjum wojny, o tem niezmiennem wojska naszego przedsięwzięciu, na co ten odpowiedział: „że Francja do emigracji zachęcać nie może, że jednak ci Polacy, którzy do granicy dojdą, dobrze będą przyjęci.“ — I w rzeczy samej minister wojny zaraz rozesłał okólniki, polecając władzom pogranicznym, żeby przyjmowali Polaków; a rząd francuski posłał znaczne pieniądze dla wojska polskiego do Królewca, Elbląga, Drezna i Frankfurtu nad Menem, które, nieszczęściem dla nas, za pośrednictwem Prusaków dochodziły rąk jego. — Prusacy pod pozorem, jakoby te 50.000 fr. przez rząd francuski nadesłane, i w Elblągu u bankiera Weymana złożone, dla oficerów tylko przeznaczenie miały, pozwalali im do Francji wyjeżdżać; podoficerów zaś i żołnierzy, na których, mówili, żadnego niemasz funduszu, a na których utrzymanie Prusy dłużej łożyć nie mogą, korzyściami amnestji durzyli. W tym ciężkim razie, oficerowie artylerji, pierwsi przykład prawdziwie braterskiej pomocy dając, ofiarowali żołnierzowi, z sum francuskich, dla nich samych przypadłych, do 10.000 fr. na koszta podróży do Francji. Ale, by doprowadzić do Francji 15.000 wojska pod ten czas będącego, na jednego żołnierza tylko po sto franków licząc, potrzeba było półtora miljona franków. Skądże go było wziąć? W miarze uzyskania jakiejkolwiek pomocy z Francji, wyjechał jenerał Bem dnia 15 grudnia 1831 r. z Elbląga i zastał w Dreznie Komitet dam polskich pod prezydencją pani Klaudji z Działyńskich Potockiej, która, dowiedziawszy się o naszym kłopocie, całą kasę Komitetu, pomnożoną powtórną na ten cel składką dam i dodaniem własnych, z Polski uwiezionych klejnotów, żołnierzom ofiarowała. Tym sposobem uzbierało się 40.000 zł. pol., które Komitet drezdeński zaraz nazajutrz po przybyciu jen. Bema odesłał do pana Riesen, obywatela w Elblągu, szczerze zajmującego się losem Polaków. — Z tą, choć niewielką sumą można już było powiedzieć rządowi pruskiemu, że wszyscy żołnierze nasi własnym kosztem odbędą drogę do Francji, a tych zapewnić, że gdy w przedsięwziętem postanowieniu wytrwają, nie zabraknie im pieniędzy na drogę. Rozgłaszano nawet, że sumy te są bardzo znaczne, aby żołnierzom pod pozorem braku pieniędzy paszportów nie odmawiano. — Oficerowie polscy niżsi, na mocy kapitulacji po jednym przy każdej kompanji zostawieni, wyżsi, którzy koniecznie przy żołnierzach pozostać się upierali dla utrzymania kompletu pułków, i wybrańcy jen. Bema, porozumiawszy ducha ogółu, stosowne pozaprowadzali stowarzyszenia, a dusze świeże, niezłomne zawarły związki. — Dybano na oddalenie oficerów z Prus, a ci najmocniej się temu opierali, rozmaite do dalszego pozostania wynajdując powody; niektórzy nawet rozdzierali i jątrzyli gojące się rany; aż wkońcu ich wypchnięto: wtenczas rozsypano żołnierzy, utrudzono komunikacje, zmieszano bronie, łudzono powtórnie amnestjami, miotano strachy i groźby, zmniejszono żołd, morzono głodem, i oddano pod władzę oficerów i podoficerów pruskich. Żołnierze nasi, stali i nieustraszeni, obierają z pomiędzy swojego grona przełożonych, zaprowadzają porządek i służbę wojskową, uskuteczniają tajemnie surowo im wzbronione schadzki nocne, i zachęcają się wzajemnie do nienawiści przeciw wrogom, a niezachwianej stałości w zamiarach. Rząd pruski bronią bezbronnych wolności bohaterów w granice ujarzmionej Polski usiłuje weprzeć, i lasy bagnetów na nich jeży. — „Kusa rada! Raczej zginąć, jak jarzmem się usromocić!“ — pomyśleli nasi. Ręce ich były gołe, lecz miłość Ojczyzny z ócz im patrzyła, a Wolność na wzniosłych czołach polskich była wykarbowana: uderzyli, i święta krew znów płynęła, nasamprzód pod Fischau, a później 11, 12 i 13 czerwca 1832 r. pod Lessen, Reden i Grudziądzem. Naczelników w głębokie turmy forteczne rzucono, żołnierzy odprowadzono gwałtem do Polski, a tych, którzy się złamać nie dali, skazano do ciężkich prac po twierdzach. Tak skończyła się ta krwawa katastrofa, tak zmazał żołnierz polski plamę złożenia broni, którą, ile czuł? niech każdy osądzi! (Obj. poety).
  379. w. 6 Jan Samora, podoficer starszy 4 pułku P. L., w bitwach się bardzo odznaczał; a kto się u nas w czystem polu chwatem okazuje, serca ziomków ma za sobą. (Obj. poety).
  380. w. 9 tucza — z rosyjskiego: burza.
  381. WIECZÓR PRZY KOMINIE jest pierwszą zapowiedzią, pierwszym objawem polskiej gawędy poetycznej, w której Pol był mistrzem niezrównanym. Podsłuchał on u starców tonu i stylu dawnych gawędziarzy z końca XVIII wieku i przekazał potomnym zacięcie i zamaszystość rębajłów konfederackich. Pod względem rytmu i energji wyrazu, wiersz ten nie ma sobie równego w całej poezji naszej gawędziarskiej. Samo wejście in medias res odrazu porywa słuchacza.
  382. w. 2 Apropo (franc. à propos) = co się tyczy...
  383. w. 8 aluzja do marnej dyktatury Chłopickiego w r. 1831 i do Rządu Narodowego w r. 1831, złożonego z pięciu członków.
  384. w. 12 przepiękna aliteracja: stada, sada, starego.
  385. w. 16 poszyto = dobrze odziany.
  386. w. 19 kiep, obelga straszna w dawnej Polsce (pudendum muliebre).
  387. w. 23 westy = kamizelki.
  388. w. 27 las goły, król nowy tyle wart, co sam tylko las bez ornej ziemi.
  389. w. 28 pacta conventa, znane z historji polskiej układy między szlachtą a królem przed koronacją.
  390. w. 29 konszachty (z niemieckiego Kundschaft), tajne porozumienia.
  391. w. 34 Puławski Kazimierz (a właściwie na Pułaziu Pułaski), naczelnik Konfederacji Barskiej, ur. 1746, poległ 1779 pod Savannah w obronie swobód amerykańskich. Pieśni Janusza ozdobione były w pierwszem wydaniu (1833 r.) portretem K. Pułaskiego, rytowanym przez Ant. Oleszczyńskiego.
  392. w. 46 sierdziste = ostre, gniewne.
  393. w. 47 pochodzi = dojdzie, dopędzi; o ile nie jest tu w pierwszem wydaniu błąd druku zamiast podchodzi.
  394. w. 51 czetnik: rodzaj bardzo dobrych szabel polskich. (Obj. poety).
  395. w. 57 kozuniom = kozakom.
  396. w. 64 Słonne: pasmo gór sanockich, mające dosyć gęsto żupy solne, od których zdaje się nosić swe nazwisko, a które teraz po największej części przez Austrjaków zasypane. (Obj. poety).
  397. w. 77. Chrzciny odbywały się w dawnej Polsce po rycersku nieraz na skrzyżowanych pałaszach. Tak jeszcze był chrzczony w dworze ojcowskim M. Romanowski, bohater-poeta z r. 1863.
  398. w. 78 czej (z ruskiego) — może, nuż.
  399. w. 81 demeszka = szabla z damasceńską klingą.
  400. w. 85 forka = parska.
  401. w. 88 nie bez kozery = nie bez powodu; tu tyle, co zła wróżba
  402. w. 90 stempaka = konia, idącego stempa.
  403. w. 95 działy, szczyty gór, zwykle granice wiosek i miejsca, gdzie się wody dzielą. (Obj. poety).
  404. w. 97 oboźny, urząd wojskowy, dotyczący sprawienia obozu i karności obozowej,
  405. w. 101 smycz = rzemień.
  406. w. 105 szturmak, rodzaj strzelby z rurą przy wylocie szeroką.
  407. w. 114 Barszczanin = konfederat barski.
  408. w. 118 cekata = cykata, skórka cytrynowa w cukrze.
  409. w. 120 trąci myszką tylko bardzo stare wino węgierskie.
  410. w. 124 apostoł — spory kielich 12 Apostołów, przy biesiadach używan, a w mowie potocznej apostołem zwany. (Obj. poety).
  411. w. 130 w wierszu brak zgłoski, prawdopodobnie w druku opuszczono to, lub ja („A ja wam...“ albo może „A dam wam“).
  412. w. 151 krucica, krocica krótki kieszonkowy pistolet.
  413. w. 154 Pułaski i Czechowski, osłoniwszy się wzajemnie plecami, rąbali szablą puszczoną młyńcem, t. j. obrotem kolistym bez przerwy.
  414. PROROCTWO KAPŁANA POLSKIEGO jest wyraźnem echem Widzenia ks. Piotra z III części Dziadów; widać także wpływ Hymnu ks. Lamennais’go z r. 1831. — Proroctwo z Pieśni Janusza oddziałało zczasem bardzo silnie na Zygmunta Krasińskiego.
  415. w. 5 u brzega = u schyłku życia.
  416. w. 19 era = epoka, okres; stojem, gwarowo, zamiast: stoimy.
  417. w. 129 zawd = zawdy, zawsze.
  418. w. 152 na chylu = na schyłku.
  419. w. 157 tamci, t. j. Mickiewicz, Odyniec, Garczyński, Goszczyński i i.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie .