Pieśni Janusza/Wstęp wydawcy/Znaczenie Pieśni Janusza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wstęp wydawcy |
Rozdział | Znaczenie Pieśni Janusza |
Pochodzenie | Pieśni Janusza |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Drukarnia Literacka w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały wstęp: Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Pieśni Janusza wyszły z druku w r. 1833, ale w obiegu księgarskim były dopiero w r. 1835, bez nazwiska poety, który taką osłonił się tajemnicą, że wydawca, Aleksander Jełowicki jeszcze w r. 1838 nie wiedział, kto jest ich autorem[1]. Spełniły się życzenia Mickiewicza: Pieśni Janusza krążyły częściowo w odpisach już w jesieni 1832 r., a zatem przed drukiem paryskim; dorabiano do niektórych muzykę, śpiewano, uczono się ich z zapałem na pamięć. Grała w nich dalej pobudka r. 1831; żył duch, który uszedł cało z klęski wojennej.
Pol, jak wiemy, próbował i dawniej rymów, za czasów studenckich; były to próbki, pozbawione życia i siły. W sobie miał on wprawdzie spory zasób książkowego oczytania, ale był to materjał nieruchomy. Iskrą z nieba, która wznieciła w nim pożar uczuć, była wojna r. 1831. Życie jego ówczesne, kilkumiesięczna wyprawa z Wilna pod Chłapowskim do granic pruskich, to był jakby szereg narodowych objawień. Poznał wtedy kraj nieznany przedtem, a bratni, poznał ludzi cichego poświęcenia i niepożytej energji; obcował z wiarusami z pod Kościuszki i Dąbrowskiego, a przy nich widział młodzież, filareckim ożywioną duchem. Przeżył wtedy miesiące ekstazy patrjotycznej i jej ogniem rozgorzał. Bitwy, przeprawy i potyczki były dla niego żywem źródłem natchnienia. Huk dział go podniecał, nie narkotyk żaden. Sine dymy ognisk obozowych, wojskowe pobudki: oto piastuny rodzącej się Pieśni Janusza. Poezja czynu wyzywała do uwiecznienia się w słowie, zapalnem jak proch, a melodyjnem jak tentent kawalerji, pędzącej do ataku. Wezbrało uczucie, tłumione przez lata i rozlało się potokiem pieśni niezrównanych; większych nie miał już utworzyć przez całe życie. Była to przebujna, błogosławiona wiosna jego twórczości: cała niwa natchnień pokryła mu się wtedy najrozmaitszem kwieciem polskiem wszelkich barw i woni. Cały przyszły Wincenty Pol objawił się już w zarodczej sile Januszowych Pieśni. On sam przez resztę życia snuć będzie z przebogatej przędzy natchnień roku 1831-go.
Pieśni Janusza były niezwykłem zjawiskiem w poezji naszej. Różniły się one stanowczo od wszystkiego, z czem dotychczas romantyzm polski wystąpił. Nastrój i ton były odmienne. Pol jest tu sobą od początku do końca. Nie naśladuje nikogo, nie potrzebuje wprost żadnego wzoru literackiego. On czerpie wprost ze źródła, które trysnęło tak hojnie w r. 1831. Bezpośredniość wrażeń, przelew natychmiastowy życia w poezję dokonał się tu w sposób niezrównany, powiedzmy: niesłychany w dziejach poezji polskiej. Jak widział i słyszał, tak zapisał — a że to, na co wówczas patrzał, było istotnie działaniem twórczem narodowego ducha — więc też naród cały poznał się i ukochał w Pieśniach Janusza. Pol ogarnął bowiem całą skalę narodowego życia; nie uronił ani jednego zasadniczego tonu. Podobien wędrowcowi, co niespodzianie zaszedłszy w kraj nieznany a pełen uroku, zachwyca się malowniczością jego, podziwia niwy i łąki, lasy i wzgórza, wody jezior i rzek — ten potomek obcych przybyszów
miał w sobie całą świeżość uczucia, dziewiczą wrażliwość na piękno przyrody i duszy polskiej; a to, co szło mimo oczu i uszu innych pieśniarzy, Polaków z dziada, pradziada, to jemu, synowi austrjackiego urzędnika, grało w duszy cudowną melodją. Stopami swemi przemierzył całą Rzeczpospolitą („Od Beskidów do Pomorza, z Litwy aż do Zaporoża całą Polskę znam...“) i rzekłbyś, że z każdym krokiem wędrowca wchodziła weń polskość do szpiku kości, do samej głębi duszy.
Proste są jego piosenki, niewymyślne słowa; dziwna gibkość wiersza, czerstwość i zdrowie biją z każdej niemal zwrotki. Rytmiczność Pieśni Janusza jest niezrównana, z przewagą rytmu tanecznego: mazura lub krakowiaka; pieśni te prawie proszą się same o muzykę; deklamować ich zwykłym głosem niesposób. Trafne użycie rymu męskiego, doskonałe zastosowanie jednozgłoskowych wyrazów i strof trocheicznych, nadało Pieśniom Janusza żołnierski ton obozowej pobudki (Grzmią pod Stoczkiem armaty; O ojczyźnie i o sławie nuci młodzież po Warszawie; — Hałas, tartas po Poznaniu — i w. in.)
Charakterystycznem znamieniem jego stylu poetyckiego jest przewaga wrażeń słuchu nad wrażeniami wzroku. Styl jego nie maluje, nawet nie rysuje, nie daje obrazów barwnych; natomiast nurza się cały w tonach, w melodji, w asonancjach; nawskróś jest dźwięczny. Stąd płyną wielkie zalety śpiewności wiersza; ujemnych jego stron możnaby się dopatrzyć w pewnem zaniedbaniu barwności. Może przyczyną był wzrok od dzieciństwa słaby; na jedno oko prawie nic nie widział, wiadomo zaś, że na starość ociemniał.
W długie opisy Janusz nie ma czasu się wdawać. Jego pieśni, to jakby szkice na żołnierskim bębnie kreślone przez dziarskiego wojaka. Sonetów wojennych on nie napisze, jak Garczyński, bo czuje contradictio in adjecto; ale poświstując obozową nutę, wyśpiewa wieczorem przy ognisku, na co w dzień patrzał, powtórzy, co zasłyszał wśród huku dział i trzasku karabinów na polu bitwy (Podjazd. — Patrol. — Pobojowisko pod Wawrem). Uczucia proste wyrażają się tam poprostu, szczerze, bez upiększeń, tak, jak istotnie mogła wtedy mówić „dusa krakowska“ między rannymi i pomiędzy trupy...
Stało się, jak przepowiedział i życzył Mickiewicz: niejedna z Pieśni Janusza weszła w naród, jakby jego własność: śpiewano je po przedmieściach i dworkach. Roznosiły one wszędzie zapał do wolności, krzepiły nadzieję, prostotą i wdziękiem wnęcały się tam, dokąd ważniejsze, głębsze utwory nigdy trafić nie mogły. Pol bowiem umiał do każdego przemówić jego językiem: „ja pieśń z ludu mam dla ludzi“. Jego chłopi przemawiają bez afektacji i maniery, z odcieniem gwarowym, stosownie do tego, czy mówi Mazur, czy Kaszub, czy Krakus. Język to czysty, nie podrabiany i oddaje wiernie sposób myślenia i uczucia ludu, prostego żołnierza. A z jakiem dopiero mistrzostwem, z jakim rozmachem odtworzył Pol mowę i niemal ruchy konfederatów i szlachty drobnej z ostatnich lat Stanisława Augusta. Tu czerpał z własnych, studenckich czasów, kiedy wsłuchiwał się w opowiadania starców. Z upodobaniem kreślił w Pieśniach Janusza sceny z życia szlacheckiego, tworzył pierwsze w literaturze naszej gawędy, przed Panem Tadeuszem, przed Pamiątkami Soplicy. Przyszły autor Przygód Benedykta Winnickiego już jest w gawędzie p. t.: Wieczór przy kominie, a późniejszy nastrój Mohorta ma już Szabla Hetmańska. Proklamacja Chorążego jest jakby żywcem wydarta ze starych raptularzy; w sukmanie krakowskiej Kasztelanica (Szabla Hetmańska) widać Kościuszkowskie tendencje, z całego zaś wiersza wieje duch powszechnego zbratania...
Pol pochwycił żywą nić tradycyj szlacheckich i snuł ją dalej z łatwością niesłychaną. Nikt przed nim takim wierszem, takim rytmem, takiemi obrotami i zwrotami nie władał:
Stanisław był królem — kiep, odpuść mu Panie!
I takie to było jego panowanie;
Bo ani do tańca, ani do różańca,
Nie miał też afektu u szlachty, bo z pruska
Miał czuby strojone, a westy z francuska.
Pokaźny to niby na oko, a tchórzył,
Łaskawy to niby, a naród oburzył.
............
Ja byłem już wówczas na mojej zagrodzie
I żyłem z somsiedztwem w szczerości i zgodzie;
A była tam, panie, szlachcianka uczciwa,
Ba, dziewka, by rzepka, figlarna i żywa!
Więc miałem się żenić; lecz coś mnie ubodło:
Ej! milsza ojczyzna! Wskoczyłem na siodło —
Przyjeżdżam: „Bądź zdrowa!“ — ha, darmo się smucić...
Żal było, lecz umiał człek jakoś to rzucić;
I dalej, na czyste, na tany sierdziste!
Co komu się godzi? Kto kogo podchodzi?
Ha, różnie bywało, jak zwykle w obozie:
Był człowiek pod wozem, lecz częściej na wozie...
Na ostro kochano Ojczyznę, nie płazem.
Broń tylko składano z żywotem zarazem!...
............
(Wieczór przy kominie).
Nad brzegiem Niemna jest puszcza ciemna
A pośród puszczy klasztorek mały;
W nim co nocy zakonnicy
Leją kule przy gromnicy
Już miesiąc cały.
„Pewnie coś będzie“ — mówi lud wszędzie
Kiedy się krząta sam ksiądz Ambrozy,
Kiedy gniewem Bożym grozi,
A co nocy gdzieś wywozi
Ładowne wozy.
Nie darmo woził, nie darmo groził...
(Pożajście)
Możnaby dalej snuć analogje i wykazywać, jak Dziad z Korony u Janusza podobnie sprytnie w karczmie pobudza młódź litewską do czynu, jak ks. Robak w IV księdze Pana Tadeusza i podobnych używa argumentów; możnaby zestawić takim samym złotym humorem owiane typy szlachty z zaścianku Dobrzyńskiego z tą niedaleką stroną, kędy „Oszmiana z naszą Lidą Zawsze razem idą“ i kędy to
Matuszewicz z Owsianiszek
I Tur z pod Olity
I Senkowski z Górnych Szyszek
Wpadli na trakt bity: —
można wreszcie przypomnieć sobie, że jak Pan Tadeusz wykpi przerażonych po klęsce Jenajskiej landratów, hofratów, psubratów, — tak Pieśni Janusza dadzą szkicowo rzucony obrazek:
Hałas, tartas po Poznaniu
Każda chwila wieści sieje,
Wszyscy mówią o powstaniu,
A Prusak truchleje...
Wszystko razem świadczy, że obaj poeci czujnem uchem wyczuwali tętno ówczesnego życia narodu i czerpali z tych samych głębin, z tych samych nieprzebranych pokładów.
Artyzm wykonania był oczywiście odmienny. Urok Pieśni Janusza tkwił głównie w uczuciu męskiem, żołnierskiem; to uczucie dobrało sobie formę jedynie odpowiednią, niezrównaną w prostocie i śpiewności. Były to bowiem w najpierwotniejszem znaczeniu pieśni, których zwykłym głosem deklamować nie można prawie, bez zatarcia cech istotnych.
Boć nie myślami imponują te Pieśni, tylko uczuciem. Zakres myśli w nich ubogi, jak ubogie były strzechy zaścianków, których jedynem bogactwem był niewyczerpany zapas poświęcenia dla sprawy narodowej.
Filozofja zaś Pieśni całkiem prosta, barska: kropić, kropić i kwita! Wszystko w Pieśniach proste i jasne; dla wielu dzisiaj za proste i za jasne. Janusz z własnemi nie rozwodził się żalami: „Ja pieśń z ludu mam dla ludzi, Żale toną w głąb“ — ani wątpił jeszcze o sile i skutkach pieśni i nie pytał w niepewności, jak późniejsi:
O, pieśni, czyli ty nie będziesz daremną?
O, pieśni, co się z tobą stanie?
Będziesz-li ulgą siostrze, bratu?
ani też żaden reżyser nie ośmieliłby się wówczas kpić z niego:
Widocznie brak ci tematu!!
Tematu nie brakowało Polowi ani wówczas, ani potem; w Pieśniach Janusza trzymał się on jednak z umysłu przeważnie poziomu żołniersko-ludowego. Ale nie byłby chyba poetą z r. 1831, gdyby pominął nastroje głębsze, sięgające do dna duszy znękanej Narodu, co z upadku czasowego najświętszej sprawy Wolności wynosił nietknięte skarby wiary w ostateczny triumf Polski, triumf, związany ze sprawą wyzwolenia nie tylko jednego narodu, ale ludzkości. I dlatego po wyjątkowym w Pieśniach Janusza, byronicznie usposobionym Belwederczyku, który „zna rozpacz ludów, zna gwałty rządów i burze serca i losów“, po tem, u Janusza chwilowem przygnębieniu, które z zaciętością głosi, że „i rozpacz szczęściem być może“ — nastąpiła Pierwsza Rocznica
z natchnionem exoriare aliquis, wróżącem, że „wstanie mąż wielki z tych polskich kości... z uczuciem krzywdy mego narodu, a z mieczem całej Ludzkości!“ Wierzył poeta, że „będą nasze więzienia ciemne miejscem odpustu Ludzkości“; wierzył z zapałem, że ogniwa kajdan polskich narody rozbiorą jak relikwje na cześć Swobody, że ofiary despotyzmu uświęcą po latach „ołtarz nowego świata“, kiedy to z ziemi tej „znikną po wszystkie wieki — rody carów niesławe“. A w związku z tą wiarą głęboką wyciśnie na zakończeniu Pieśni Janusza podniosłe znamię owo Proroctwo Kapłana Polskiego, wróżące naprzekór strasznej rzeczywistości ówczesnej przedświt dni lepszych, mesjaniczną zapowiedź, że „wszystkim Ludom pójdziesz, Polsko, przodem“.
Hymnowi Lamennais’go, który rzucał Narodowi, znękanemu upadkiem Warszawy zapewnienie, „że ten grób kolebką Twoją“, odwtórzył janusz natchnioną wróżbą: „polskie wody będą cześć Twą grały“. — Woronicza motto u wstępu i Woroniczowy duch u końca Januszowych pieśni — to chyba nie prosty przypadek, to ideowa nić, niepozornie a silnie wiążąca równiankę Pieśni Janusza.
Wsiąkły one w naród cały, spragniony otuchy jak spiekła ziemia dżdżu. Żadna pieśń Mickiewicza lub Słowackiego nie dotrzymała wówczas kroku Pieśniom Janusza w ich triumfalnym obiegu po całym obszarze Polski, żaden z mniejszych poetów nie wydobył w roku 1831 takiego dźwięcznego, zachwycającego tonu: ani Goszczyński, ani Garczyński, ani Witwicki lub Gosławski nie napisali bodaj jednej takiej strofy, jakich tyle rzucił Pol w Pieśniach na lot sokoli od Warty po Niemen.
I lat wiele, bardzo wiele przeszło nam bez takich Pieśni.
Próbowano nieraz sztucznie wznowić ton Janusza. Jak zwykle, podrabiano to, co najbardziej w ucho wpada: i rytm, asonancje, odrębność zwrotki; ale chociaż podrobienie z mistrzowskiej płynęło dłoni, przecie naśladownictwo poznawano odrazu... Nic nam Pieśni Janusza nie zastąpiło, nic ich nie przewyższyło. Pol sam miał tylko jedną taką wiosnę natchnienia w życiu, jeden jedyny rok wojny i nadziei i wolności.
Dziś lepiej rozumiemy i oceniamy zasługę Pola. Rewolucja roku 1831-go nie zdobyła się na własną pieśń bojową. Warszawianka była surogatem obcym — Delavigne nie mógł przecie stworzyć nam polskiej Marsyljanki; ale co boleśniejsza: żaden z poetów, patrzących na dni promienne po nocy listopadowej, nie wydobył z lutni swej tak przejmującego dźwięku, iżby mu naród cały dreszczem uniesienia odwtórzył. Wszak Suchodolskiego i innych śpiewki nie dorastały ani wysokości, ani grozy chwili przełomowej... I trwała bohaterska walka bez bohaterskiej pieśni; a przecież świetne chwile wojny narodowej zasługiwały na to, aby z pobojowisk Grochowa i Wawru na skrzydłach wielkiego natchnienia ulecieć ku potomności.
Otóż jeden, jedyny Pol uratował wtedy honor poezji narodowej Pieśniami Janusza. To jego wielka, niezaprzeczona, niepożyta zasługa; z całej puścizny poetyckiej ta Pieśń o roku 1831-m wyszła nietknięta, czysta, nieskalana żadnym uwłaczającym sądem. Wojna narodowa owiała ją swem wielkiem, rzeźwiącem tchnieniem: z pogromu dziejowego ta pieśń uszła cało, tłum ludzi obiegła, by krzepić wiarę i budzić nadzieję.
- ↑ Pierwsze wydanie ma tytuł: Pieśni Janusza. Tom I. Wydał Aleksander Jełowicki. Paryż, 1833 (stron 275, in 12°, z popiersiem Kazimierza Pułaskiego, staloryt Ant. Oleszczyńskiego). Trudno przypuścić, aby na samym tytule tkwił błąd drukarski co do roku; faktycznie zaś Pieśni ukazały się dopiero w ciągu r. 1835, jak o tem doniósł dwukrotnie Tygodnik Emigracji Polskiej w Paryżu (6-go maja 1835 r. i 14-go października 1835 r.). Rękopis anonimowy odebrał Jełowicki w ciągu r. 1833; może zaraz kazał drukować, ale ponieważ na tytule miał: Tom I, więc oczekiwał nadejścia rękopisu tomu drugiego, którego się nie doczekał i puścił wreszcie tom I w r. 1835. Tak objaśniam rzekomą pomyłkę roku 1833 na tytule. Rękopis Pieśni Janusza mógł nadejść z Galicji w ciągu roku 1833; w każdym razie nie przed tym rokiem. W Objaśnieniach bowiem przytacza Pol obficie wyjątki z Pamiętnika Pułku Jazdy Wołyńskiej Różyckiego, który ma datę: „Bourges 1832“ i ukazał się w jesieni tego roku, jak wnoszę z recenzji Mickiewicza (Nr 1 Pielgrzyma z dnia 4 listopada 1832 r.). W Galicji mógł się znaleźć Pamiętnik Różyckiego w końcu roku 1832. Nadto i Trzecią Część Dziadów miał Pol w ręku, pisząc Pieśni Janusza; ta zaś nie prędzej jak w styczniu 1833 r. mogła się przedostać do Galicji. Jak mało dbał o powodzenie materjalne swych Pieśni Pol, widać z tego, że zaledwie w r. 1838, może przyciśnięty potrzebą, zgłosił się do wydawcy. Podaję tu wyjątek z listu Januszkiewicza do panny Eug. Larris, z Paryża dnia 22 lipca 1838 r.: „Wypisują odpowiedź Aleksandra (Jełowickiego) na moje zapytania: „Zadziwia mnie pretensja Janusza — jakże on chce, żebym w jego interesie jemu donosił, kiedym do tej chwili nie wiedział i nie wiem na pewne, kto on jest; kiedy on osobiście do mnie się nie zgłaszał... uprzedź osobę, która Cię zagadnęła o Janusza, aby mu dała wiedzieć: 1-o, że się spodziewałem za moją dla niego usługę dobrego słowa, a tymczasem dowiaduję się, że mi go odmawia, nad czem boleję mocno. 2-o, że za sprzedaż Pieśni należy się mu odemnie około 700 franków, że kiedy chce, może temi pieniądzmi dysponować...“