Pieśni Ossjana (tłum. Krasicki, 1830)/Duma III
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Pieśni Ossjana | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
«Na pieśni Bardów, rzekł wódz, duch rzeźwieje:
Miło jest słuchać ojców naszych dzieje:
Sercom poczciwym tak są miłe, wdzięczne,
Jak ranna rosa; promienie miesięczne,
Kiedy nastają, a słońce w zachodzie
Śklni się i miga w przezroczystej wodzie.
Karylu! jeszcze daj słyszeć głos miły,
Śpiewaj te dumy, które nas bawiły,
Wtenczas gdy Fingal mężny wśród biesiady,
Zasilał dusze dawnemi przykłady.»
Fingalu mężny, co w pierwszej młodości,[1]
Świat dziełmiś twemi zadziwił,
Spełzł Loklin w ogniu twej zapalczywości,
Gdy się zuchwale sprzeciwił,
Nieraz powabem przecudnej piękności
Sercaś dziewicze ożywił.
A gdy w urodzie wszystkie przewyższyłeś,
Na twarzy wdzięki, śmierć w ręku nosiłeś.
Rycerze twoi, co z tobą chodzili,
Szukali w sławie ponęty,
Starna Loklińców wodza zwyciężyli,
Starna, co dumą był wzdęty:
Mieli go w więzach, z więzów wypuścili,
Poszedł na swoje okręty.
Ale złość jego rozżarzona w klęsce,
Na to czuwała, jak podejść zwyciężcę.
Siadł Starno w puszczy, gdzie biesiady sprawiał.
Wołał starego Sniwana,
Ten go wdzięcznemi pieśniami zabawiał,
Gdy uczta była sprawiana.
Kiedy on śpiewał, dzielność w boju wznawiał,
Szła za nią bitwa wygrana.
Na odgłos jego, jakby czuciem zdjęte,
Nieraz kamienie wzruszały się święte.
Idź więc ku brzegu Arwen wyniosłemu,
Mów Fingalowi, niech zchodzi:
Powiedz z mocarzów najokazalszemu,
Niech śmiele do mnie przychodzi:
Daję mu córkę, stadłu nadobnemu
Niechaj na niczem nie schodzi.
Pobłogosławię ulubionej parze,
Niechaj z nim przyjdą i jego mocarze.
Szedł stary Sniwan do góry Arwinu:
Fingal radością przejęty,
Popłynął zaraz ku brzegom Loklinu,
Serce uprzedza okręty,
Czeka szczęsnego żądz lubych terminu,
Liczy godziny, momenty.
Momenty skore i godziny liczy,
Póki przyjemnej nie zyska zdobyczy.
Witaj ò królu ustępów Arweńskich!
Witaj, rzekł Starno ponury,
I wy co z pieczar schodzicie Morweńskich,
Rycerze mężnej natury.
Fingalu! niżli do ślubów małżeńskich
Przyjdziesz, pośpieszaj na góry!
Niech Agandeka, w tej gdzie jest zaciszy,
Wieść o twych dziełach przyjemną usłyszy.
Na owych górach zdradne myśli knował,
Chciał Starno zgładzić Fingala:
Śmierci mu sidła pocichu gotował.
Lecz tak zabójców zniewala;
Iż nie śmie natrzeć, ten, co nań czatował,
Strach sidła śmierci obala.
Uciekli wszyscy: dokończywszy łowy,
Wrócił się Fingal ochoczy i zdrowy.
Arfy i gęśle natychmiast zabrzmiały,
Słychać okrzyki radośne:
Śpiewają Bardy rycerzów pochwały,
Śpiewają pieśni miłosne:
Podniosł głos Ulin, śpiewak doskonały,
Jęczy jak słowik pod wiosnę.
Niezwykłym wdziękiem słuchaczów zdumiewał,
Pięknej pochwały Agandeki śpiewał.
Wyszła na odgłos wdzięcznego śpiewania
Z miejsc, w których była osobnie:
Wyszła z miejsc, w których tajemne wzdychania
Mogła obwieszczać sposobnie.
Blask jej piękności wabił do kochania,
Śklniła się w oczach ozdobnie.
Już władał sercem Fingal okazały,
Jego jej oczy błękitne szukały.
Dzień przyszedł, w którym znowu polowanie
Mieli odprawiać rycerze:
Uprzedza Starno ponury świtanie,
Fingala budzi i bierze.
Ten gdy postrzega miłą niespodzianie,
Rzuca i połów i zwierze.
Znagła w te puszcze tajemnie przybyła,
I tak do swego miłego mówiła.
«Nie daj się uwieźć powabnemi słowy,
Strzeż się Fingalu wspaniały!
Na twoję zgubę wszczęły się te łowy,
Będą cię hufce ścigały.
Bądź wraz z twoimi na odpór gotowy,
Czuwają na cię dzień cały.
Ja smutnych twoich losów nie ominę,
Ciebie wybawiam, ale sama zginę.»
Stanął z swoimi rycerz przestrzeżony,
W męztwie nadzieję swą kładli:
Wtem się pokazał hufiec zaczajony,
A co się byli zakradli,
Puścili razem okrzyk powtórzony,
Razem do niego przypadli.
Narzędzia zdrady zniosł Fingal wspaniały,
Góry Gormalu ich klęską zabrzmiały.
Przed zamkiem Starna stanęli rycerze,
I wyjścia jego czekają.
Wychodzi, groźną postać na się bierze,
Oczy mu jadem pałają;
Niech Agandekę w wieczyste przymierze
Fingal ma, niechaj wołają.
Co ona rzekła, to skutek objawił,
Fingal w krwi naszej dziś swą rękę pławił.
Przyszła na ów wdzięk, który serca wabił
I mięszał myśli spokojne:
Smutek nieznośny zmienił ją, osłabił,
Zmieniły oczy łzy hojne.
Porwał się ojciec, własną ręką zabił.
Zwiędniały członki dostojne.
Padła jak bryła śklniącego się śniegu,
Gdy ją wiatr srogi oderwie od brzegu.
Jak piorun skoczył Fingal ze swojemi,
Rozpacz się w sercu zajęła:
Niesie miecz zemstę razy ognistemi,
Bitwa się straszna zaczęła.
Padli Loklińcy: rękami własnemi
Niosł Fingal tę, co zginęła.
A kędy morze w brzeg bije wysoki,
Płacząc, na Arwen pochował jej zwłoki.
«Sławny był Fingal, rzekł wódz, w czasie przeszłym,
I teraz dzielny, choć w wieku podeszłym,
Zgnębi Loklińców. Xiężycu wschodź nagle,
Wyjdź z zaobłoków, oświeć jego żagle:
A jeśli jaki duch przebywa w chmurze,
Niechaj się wstrzyma, i oddali burze.»
Tak gdy wódz mówił przy obfitym zdroju,
Kalmar, syn Mata, powrócił się z boju:
Ranny był Kalmar, krwią własną zbroczony.
Wolnym szedł krokiem; a że osłabiony
Ledwo wlókł oszczep, odpadły już siły,
Duchy go jeszcze wspaniale rzezwiły.
«Przybywaj; krzyknął Konnal, Mata synu!
Przybywaj; wpośród przyjaznego gminu,
Przyjdź, czemu wzdychasz? nie znałeś bojaźni.»
«Ani ją poznam, rzekł, bitwa duch draźni,
Bitwa mię krzepi, jęk pobitej rzeszy,
Wrzawa walczących wzmaga mię i cieszy.
Kolmar najpierwszy mojego plemienia,
Śmiał się wśród fali z morskiego burzenia:
Puścił się w odmęt, a łódź jego mała,
Na skrzydłach szumów pienistych latała.
Wzruszył raz morze duch wiatrów burzliwy,
Noc była czarna, a łoskot straszliwy;
Kiedy w nię biły rozjuszone wały,
Skaliste brzegi jęki wydawały,
Miotał bałwany szturm, nadbrzeżne piaski,
Głuszyły gromy okropnemi wrzaski,
I Kolmar zadrżał; wzmógł się, puścił w morze,
I gdy bałwany rozbujałe porze,
Stał z mieczem w ręku, a wśród zawieruchy,
Darł się przez wichry i gnał wściekle duchy.
Pierzchnęły: zlekka burze ustawały,
A gwiazdy wdzięczne jasność pokazały.
Taki był Kolmar, a jam jest krew jego:
Pierzcha strach podły od miecza mojego,
Kupcie się razem, póki czas pozwala,
A jak najprędzej śpieszcie do Fingala.
Słychać Loklińców ogromne zbliżanie.
Wy ustępujcie, sam Kolmar zostanie.
Wodzu! pamiętaj na mnie, jeśli zginę,
Pochowaj zwłoki; a gdy w tę dolinę
Stroskana matka Kolmara pośpieszy,
Niech ją przynajmniej grób syna pocieszy.
«Nie tak się stanie, rzekł wódz, synu Mata,
Z tobą ja wszędzie, a jeżeli strata
Nastąpi, oba zginiemy w odporze.
Idźcie żołnierze, a gdy zejdą zorze,
Gdy się walecznie z Loklińcy zetrzecie,
Tu nasze ciała martwe zastaniecie,
Tu pod tym dębem. Bież chyży Moranie,
Bież do Fingala: mów, Eryn w złym stanie:
Insfał w swobodach swoich niebezpieczny,
Niechaj się śpieszy przyjaciel waleczny.»
«Już się ku pierwszym zorzom zabierało
Poranek odkrył Kromlę okazałą:
Pełne odwagi i mężnej ochoty,
Idą za wodzem Swaranowe roty.
Postrzegł Kukulin, że Kolmar blednieje,
Jął się oszczepu, waży się i chwieje:
Wsparł się na broni, broni ojca swego,
Którą mu płacząc dała matka jego.
Padł, jako jawor na wierzchołkach Kony.
Jęknął Kukulin, srodze rozrzewniony,
Sam tylko został, jako skała w burzy,
Co ją pienista fala zewsząd nurzy.
Grom na niej pełznie, a ta w mocy swojéj
Mimo grom, fale, niewzruszona stoi.
Mgła schodzi, ta co na pomoc przybywa
Flota Fingala, jawnie się odkrywa:
Lekkim oddechem dmie wiatr w żagiel wzdęty,
Po groźnych wałach bujają okręty.
Postrzegł to Swaran, i zwraca się nagle
Tam, gdzie Fingala zbliżają się żagle.
Jęczy tymczasem Kukulin strapiony,
Nie śmie Fingala widzieć zwyciężony;
Łzami mu zaszły oczy, sam ponury
Szedł w lasy Kromli, i udał się w góry.
«Ci, co okrzyki wydawali głośnie,
Padli rycerze; powtarzał żałośnie:
Leżą na piaskach braci moich zwłoki.
Duchy wspaniałe! co ponad obłoki
Bujacie teraz, przybliżcie się do mnie,
Po was ja płaczę, stawcie się przytomnie.
W pieczarach Tury już odtąd osiędę,
Odtąd przestawać z wami tylko będę:
Osiędę smutny, wśród dzikiej zaciszy,
Żaden już z Bardów o mnie nie usłyszy.
Bragello moja! zapłacz żono miła,
Zapłacz, wiernegoś męża utraciła.»
Stał na okręcie Fingal z mieczem w ręku,
A straszny oręż śmiertelnego szczęku
Błysnął na zgubę, pogromy i klęski;
W ręku Fingala ów oręż zwycięzki.
«Znać krew na brzegach, rzekł mocarz dostojny,
Krew mych przyjaciół, piętno srogiej wojny:
Smutek ponury temi miejscy włada,
A w puszczach Kromli żałoba osiada.
Zgnębili Insfał Loklińcy zajadli,
Młodzieńcy jego urodziwi padli,
Zginął syn Semy! ozwijcie się dzieci!
Niech odgłos trąby po pagórkach leci.
Ryno! Fillanie! w okropnym odgłosie
Niechaj się echo rozchodzi po rosie.
Wstąpcie na wzgórek, gdzie jest grób Landarga,
A co na naszych przyjaciół się targa.
Niechaj usłyszy, jak wołam na boje:
Wznoście głos jak ja, wznoście dzieci moje.
Czekam Swarana na tym śmierci brzegu,
Niech siły wzmacnia i niech w całym biegu
Uderzy na nas Swaran, mocarz mężny,
Niech się pokaże ten rycerz potężny.»
Jak grot piorunu skoczył Ryno wdzięczny,
Fillan smagławy, jako cień miesięczny:
Już słychać hasło Fingala w odgłosach,
Huczy po Leni rozłożystych wrzosach.
Nie tak wezbrany stopionemi śniegi,
Szumiący potok rwie skaliste brzegi,
Jako Loklińcy do boju się rwali;
Miga się zewsząd blask hartownej stali:
Na czele Swaran, zajuszony złością,
Oczy mu dziką pałają zjadłością.
Fingal wspaniały postrzegł go zdaleka,
Przyszła mu zaraz na myśl Agandeka:
Brat jego miłej, był Swaran okrutny,
Na taki widok stanął Fingal smutny;
A kiedy dawną miłość przypomina,
Zawołał Barda sławnego Ulina:
»Zaproś na ucztę, rzekł, Swarana do mnie,
Niechaj się w zgodzie dziś stawi przytomnie:
Jutro tarcz skruszym». Szedł Ulin sędziwy,
Gdzie stał z swojemi Swaran zapalczywy.
«O! ty, rzekł, na bój coś płynął przez morze,
Użyj Fingala uczty, w dobrej porze:
Daj się uprzejmą chęcią jego wzruszyć,
Jutro będziemy tarcze z sobą kruszyć.»
«Dziś, krzyknął Swaran ponury i zjadły:
Jutro dam ucztę, kiedy Fingal zbladły
Albo w łup pójdzie, lub na placu legnie.»
Natychmiast Ulin z odpowiedzią biegnie.
«Kiedy chce Swaran, niechże tak się stanie,
Rzekł Fingal mężny. «Do mnie, Ossjanie!
Gaul! bierz miecz srogi, Fergus! gotuj strzały;
Fillanie! podnieś oszczep krwią zrdzewiały;
Imajcie tarcze, za mną moje dzieci. »
Jako duch wiatru, co w Morwenie leci,
Kiedy się grzmotem chmury wzajem sparły,
Tak się obadwa wojska razem starły.
Wpadł Fingal w hufce i mieczem śmierć miota,
Jak duch Trenmora, co dęby druzgota:
Widziałem rękę twoję zakrwawioną.
Ojcze kochany! a blask miecza łono
Straszliwe czynił; wzmagały się boje,
Kiedyś przypomniał dawne dzieła twoje.
Ryno waleczny, z tobą Filian leci,
I jam był w gronie twoich miłych dzieci.
Skoro miecz ojca w oczach naszych błysnął,
Każdy grot żartko na Loklińców cisnął,
Za każdym jego wrzał duch we mnie giestem.
Nie takim byłem, jakim teraz jestem.
Posępna starość sił wówczas nie starła,
Ani krew w żyłach była wpółumarła.
Siwizna, jak dziś, włosów nie osiadła,
I mgła ślepoty na oczy nie padła.
Któżby pobitych rycerzów zrachował,
Których Fingala oręż piorunował?
Póki ciemności świata nie okryły,
Jęki po jękach doliny głosiły,
Pierzchali w zawód Loklińcy wybledli.
Myśmy nad rzeką Lubarą osiedli.
Zabrzmiały arfy, a Bardy śpiewały,
Słuchał ich pieśni Fingal okazały:
Dumał, ochłonął, i już się nie gniewał,
Wiatr jego włosy siwemi powiewał,
Stał przy nim Oskar, Oskar mój kochany,
A całodziennym bojem zmordowany,
Wsparł się na mieczu, oczy w dziada wlepił,
I tym widokiem duszę swoję krzepił.
«Wnuku, rzekł Fingal, dobrze się sprawiałeś,
Serce dziadowskie dziś uradowałeś:
Zaprawiłeś się na Loklińców stracie,
Serce mi rośnie, kiedy patrzę na cię.
Chlubię się z tego, żem jest twoim dziadem,
Idź przodków twoich nieśmiertelnym śladem;
Trenmor i Tratal, świat dziełmi zdziwili,
Idź za ich śladem, i bądź, jacy byli.
Dziełami swemi gnęb hardych, zuchwałych,
Słabych oszczędzaj, a w czynach wspaniałych
Broń ludu: niech się w sercu twojem mieści;
Bądź mu jak wietrzyk, co się z trawą pieści.
Taki był Tratal, Trenmor, gdy lud wodził.
A Fingal, co się od nich nie odrodził,
Nie cierpiał nigdy, żeby nędzny wzdychał:
W cieniu mej tarczy strapiony oddychał.
Oskarze! byłem wówczas, równie jak ty, młody,
Gdym poznał Fanasollę przecudnej urody,
Córkato była Kraka; powracałem z Kony,
Wtem okręt był zdaleka od nas postrzeżony,
W nim była; zbliżyłem się ku brzegu, poskoczę,
Postrzegłem, że płakała, a piękne warkocze
Wiatrem wzdęte po łonie pieszczonem igrały:
Łzy rzewne po jej licu nadobnem spadały.
Czemu płaczesz ò piękna! rzekłem, młodym jeszcze,
Ale, jeśli się w liczbie sług twoich pomieszczę,
Jeżeli mię do twoich usług raczysz użyć,
Tą ci ręką i sercem gotów jestem służyć.
Może w mocy równego znajdę, lub usłyszę,
Ale w serca wierności żaden nie przepisze.
«Broń mię, ò wodzu mężnych! do ciebie uciekam,
Rzekła piękna; od ciebie wsparcia mego czekam:
Miłością ku mnie zdjęty, którym ja się brzydzę,
Borbal, król Sory; chce mię mieć w małżeńskiej lidze:
Uciekam przed nim nędzna, chroń mię pod tarcz twoją.
Rzekłem: «pierzchnie król Sory, okryję cię zbroją,
Nie chowaj się gdzieindziej: wpośród mężnej rzeszy,
Wpośród pocisków bitwy, duch się mój ucieszy.
Wkrótce wpośrodku morza pokazał się zdala
Okręt wały porzący dumnego Borbala,
Pienią się wkoło wody, a łódź jak ptak chyża,
Do brzegu, gdzieśmy stali, kiedy się przybliża,
Krzyknąłem: «cudzoziemcze! przyjdź do nas bezpieczny;
Zadrżała Fanasolla, w tem Borbal wszeteczny
Puścił strzałę, i w samo serce ją ugodził.
Skoczyłem; a gdy śmiało na nasz brzeg wychodził,
Wszczęliśmy srogą bitwę, zwyciężyłem zdrajcę,
Grzebłem z płaczem niewinną, z wzgardą winowajcę.
Takim byłem Oskarze, w kwiecie wieku mego:
Naśladuj, miły wnuku, Fingala starego.
A teraz idźcie, gdzie Loklińcy biegną,
Niechaj ci zdrajcy mieczem waszym legną:
Brońcie im morza, ażeby ci wściekli
Na swe okręty wsiadłszy nie uciekli.»
Biegli, a jako wpośród zawieruchy
Straszą lud trwożny napastliwe duchy,
Taki ich pośpiech. Wtem rzekł Gaul, syn Morny;
«Już słońce zaszło, mrok nastał wieczorny,
Noc się przybliża, niech Bardy śpiewają,
Rozkaż, niech nasi wdzięcznie zasypiają:
Schowaj miecz w pochwy, Fingalu potężny,
A pozwól, niech się potka lud twój mężny.
Odpocznij, niech my tylko na cię patrzem,
Jak zejdą zorza, pozwól, sami natrzem;
A ty się patrzaj, i ciesz w sławie naszéj,
Niech też syn Morny Loklińców nastraszy.»
«O dzielny mężu! rzekł Fingal, pozwalam,
Idź, ale ja się od was nie oddalam;
W pośrodku bitwy nie będziecie sami,
Oręż Fingala błyśnie i za wami.
Teraz, ò Bardy! nućcie, już dzień gaśnie,
Śpiewajcie dumy, niechaj Fingal zaśnie.
O Agandeko! jeżeliś w obłoku,
Jeśli nas widzisz w tym posępnym zmroku,
Przybliż się do mnie, do mnie, co cię płaczę,
Niech choć raz jeszcze twarz twoje zobaczę.»
Tysiąc się gęśli razem odezwało,
A grono Bardów Fingala śpiewało;
Śpiewały Bardy wtenczas i o tobie,
O Ossjanie! coś teraz w żałobie!
I ja wraz z ojcem w zwycięztwach bywałem,
I ja nie jedno wojsko zwyciężałem;
Teraz kaleka i starzec zgrzybiały,
Wzdychając nucę ojcowskie pochwały!
Fingalu, gdzieżeś jest waleczny mężu?
Gdzie moc właściwa twojemu orężu?
Przeszły, ach! przeszły ulubione chwile!
Zwierza się pasą na twojej mogile.
- ↑ Tu śpiewa Bard pochwały Fingala.