Pisma krytyczne/Mitrydates

<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Pisma krytyczne
Podtytuł Mitrydates
Wydawca Polskie Towarzystwo Nakładowe
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Ludwik Bruner
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MITRYDATES.


Z trzech braci Reinach’ów najstarszy Józef odznaczył się w polityce jako publicysta i deputowany; drugi, Salomon, jest archeologiem, słusznie cenionym dla swego zapału i ścisłej wiedzy; najmłodszy, Teodor, próbował sił w różnych dziedzinach, a wreszcie zwrócił się do historyi. Nie będę tu przypominał zadziwiających tryumfów akademickich, jakie odniósł w r. 1875, 1876 i 1877; świadczą one wprawdzie o wielkich zdolnościach, nie są jednak, mojem zdaniem, do pozazdroszczenia. Mają tę ujemną stronę, że rzucają na młodzieńca zbyt silne światło i stawiają go na piedestale, na którym niepodobna się utrzymać.
Rzecz to bardzo niebezpieczna okazać na początku zdolności niezwykłe, gdyż nie można władać niemi stale. W tem trudność cała. Mniej się ją odczuwa, gdy się jest uczonym, to jest człowiekiem pracowitym i skromnym. Prawdziwy uczony musi być skromny: im więcej zdziałał, tem lepiej widzi, ile jest jeszcze do zrobienia. A p. Teodor Reinach, to dusza całkowicie oddana wiedzy.
Jego naukowe wawrzyny były jeszcze zupełnie świeże, gdy zabrał się do przekładu Hamleta naprzemian prozą i wierszem, tak jak jest w oryginale.
Pomysł zda się doskonały i prosty; nie sądzę jednak, by go Reinach szczęśliwie uskutecznił. Wątpię nawet, czy jest to możliwe. Możnaby w takim utworze zastosować wiersz giętki, swobodny, przeplatany prozą rytmiczną, taki, jaki jest np. w »Księżniczce Malenie«. Ale nawet czy i to jest możliwe? Czy podobna tak głęboko odczuć poetę, by ściśle oddać pełną harmonię jego pieśni? Zresztą, wcale nie o to mi chodzi. Wspomniałem o tej próbie Teodora Reinacha, dlatego, że wybór tematu, ścisłość przypisków, dokładność komentarzy w zajmującej przedmowie umieszczonej na czele pracy, wszystko to już tu zdradza nam uczonego. Pod tym względem bardzo niewielu tłumaczy we Francyi pojęło swe obowiązki tak sumiennie, jak Teodor Reinach; byłby on niewątpliwie zadowolony, gdyby inni poszli w jego ślady.
Nieco później Reinach wydał »Historyę żydów od rozproszenia aż do naszych czasów« jakoteż kilka rozpraw w »Reuve des Etudes juives.« Zajmował się bardzo starożytnościami helleńskiemi i wschodniemi; w osobnej pracy »Trzy państwa w Azyi Mniejszej« (1888), studyował numizmatykę Kapadocyi, Bitynii i Pontu. Na tę pracę zwracamy tu szczególną uwagę, bo była dla autora przygotowaniem do »Historyi Mitrydatesa«, rusztowaniem niezbędnem dla wzniesienia pomnika.
Dodajmy dla ścisłości, że było jednem z rusztowań, bo potrzebne były też inne. Źródła do dziejów Mitrydatesa są trojakie: 1) Medale, które Reinach zbadał w dziele wyżej wspomnianem i które dostarczyły autorowi danych co do chronologii. Oprócz tego udzieliły mu pewnych wskazówek co do obyczajów i sztuk pięknych, jakoteż i co do zarządu prowincyj. Wreszcie, na niektórych pięknych tetradrachmach, wybitych w Poncie, w Pergamie lub w Grecyi znajduje się wizerunek Mitrydatesa. 2) Napisy. Teodor Reinach zebrał dwadzieścia jeden napisów greckich i łacińskich. 3) Autorowie. To źródło jest najobfitsze ze wszystkich. Ale tego rodzaju dokumenty powinny być poddane ścisłej krytyce. Wiadomo, że dzieła pisarzy, którzy zajmowali się dziejami Mitrydatesa współcześnie lub mało co po nim, do nas nie doszły.
Nie posiadamy pamiętników Sulli, lub Rutiliusa; zaginęły dzieła Siseny, historya Sallustiusa, poemat Archiasa, oraz te rozdziały Liviusa, w których był opis wojny z Mitrydatesem. Zmuszeni jesteśmy korzystać z prac o sto pięćdziesiąt do trzysta lat późniejszych od panowania Mitrydatesa; te zaś prace tyle tylko mają wagi, co i te zaginione dokumenty historyczne, na których się wzorowały. Starożytni pisarze nie wskazywali, z których źródeł czerpali, i tylko dzięki bardzo usilnym i starannym badaniom udało się Reinach’owi poznać, z jakich dokumentów korzystali dla swych opowiadań Plutarch, Appianus lub Dio Kassyusz. Nie będę się wdawał w szczegóły tych poszukiwań, należą one do krytyki fachowej. Te kilka słów, które o tem powiedziałem, płyną z naturalnego zainteresowania dobremi metodami pracy.
Nie jestem kompetentny do oceny prac ściśle naukowych, i one właściwie nie powinny być przedmiotem tych szkiców literackich, które wymagają łatwych i urozmaiconych tematów. Na szczęście, często się zdarza, że prawdziwy uczony, w naturalnym rozwoju swych poszukiwań, dochodzi do uogólnień, z których wrażliwe umysły mogą bezpośrednią wyciągnąć przyjemność i korzyść. Nie omieszkam wówczas przejąć się ideami tego uczonego i podzielić się tem, co zdołałem objąć. Najszczęśliwszym się czuję, gdy wypada mi mówić o pracach takiego Renan’a, Darmsteter’a, Gastona Paris’a, Pawła Meyer’a, Oppert’a lub Maspero. Jeżeli »Mitrydates« Teodora Reinach’a z metody swej należy do dziedziny zupełnie fachowej, to jednak dla ważności przedmiotu, dla zajmującego toku opowieści i bogactwa uogólnień, należy również do literatury historycznej. Jest to piękne dzieło, przystępne prawie wszędzie, miejscami zaś przykuwa i rozognia czytelnika więcej niż można wyrazić. Bo w istocie, Teodor Reinach doskonały wybrał temat: nowy a obszerny. Dzieje Mitrydatesa nie były nigdy przedmiotem oddzielnego studyum; dzieje te zaś są olbrzymie i tragiczne.
Wszak za naszych jeszcze czasów chłopi i rybacy z Jeni-Kale pokazują obok Kerczu, — starożytnej Pantukapei, skałę nadmorską, podobną do krzesła, i nazywają ją: »Tronem Mitrydatesa«. Człowiek, którego legenda umieszcza jako olbrzyma na tym ogromnym i pierwotnym tronie, jest też i w dziejach wielki i groźny.
Pers z rodu, potomek tych Mitrydatesów, którzy umierając po życiu dłuższem, niż inni śmiertelni, zostawiali w haremach dzieci nieletnie — Mitrydates, przezwany później Eupator i Dionysos, wychowywał się w rodzinnej swej Synopie i dobiegał lat trzynastu, gdy ojciec jego, Mitrydates Euergetes zginął w jednej z tych tragicznych a zwykłych intryg pałacowych, które kierowały po wsze czasy następstwem tronu w despotyach wschodnich. Matka jego, syryjka Laodike, znudzona w gineceum, uznała, że Euergetes żyje za długo; wschodnie prawo mordu uczyniło ją władnącą sułtanką. Młody Mitrydates dziwne począł miewać na łowach wypadki; na stole swym węszył podejrzane potrawy — i przejrzał wkrótce, że matka uznała teraz, iż to on rośnie za szybko. Uciekł więc do gęstych lasów Paryadrysu, gdzie nieznany i samotny wiódł twardy żywot myśliwego i zabójcy. Opowiadają o nim, że podobny do kamiennych olbrzymów, rzeźbionych w pałacu Sargona, mógł zdusić w swych ramionach młode lwięta. Po siedmiu latach dniem i nocą spędzonych wśród lasów i skał, powrócił do Synopy, gdzie miano go za zmarłego. Upomniał się o swe dziedzictwo, siłą i podstępem wyrwał je matce, która zdążyła już roztrwonić trzy czwarte ziemi i skarbów. Szybko odbudował państwo i »zagarnął pod swoją władzę lub przynajmniej pod swoje zwierzchnictwo całą kotlinę morza Czarnego«.
Nie było to państwo, ale raczej zbiorowisko narodów. Mówiono tam dwudziestu dwoma, czy też dwudziestu pięcioma językami. Temu królestwu morza Pontus Euxinus, który nadawał mu nazwę, nadawał też jedność.
Dalszy ciąg jest znany, nie mogę go tu nawet w skróceniu powtórzyć, ponieważ stanowi on, jak mówi Racine, »poważną część historyi rzymskiej«. Znane jest zerwanie stosunków z Rzymem, z którym Mitrydates początkowo starał się żyć w zgodzie; zdobycie Azyi Mniejszej, zakończone wyrżnięciem ośmdziesięciu tysięcy Rzymian; protektorat nad Grecyą, i ten wielki plan, naśladowany z Aleksandra, by zjednoczyć świat helleński ze światem wschodnim, plan, który boleśnie się skończył pod Cheroneą i pod Orchomeną; po wojnie z Sullą — wojny z Lukullusem i Pompejusem, w których — według słów Monteskiusza — »Mitrydates, to nie władca już zwalczony przez rozpustę i pychę, jak Antyochus i Tigranes, lub przez trwogę, jak Filip, Perseus i Jugurta, lecz król wielkoduszny, który jak lew na widok swych ran, czerpie w porażkach tem większą do boju zaciekłość«.
Wiadomo wreszcie (i na tem chciałbym zatrzymać się dłużej), że po klęsce pod Nikopolis, gdzie całą jego konnicę wymordowali legioniści Pompejusa, stary król umknął sam na koniu ze swą nałożnicą Hypsikrateą, przebraną za wojownika, któremu mogła dorównać w odwadze. Mitrydates uciekał wzdłuż gór kaukazkich, dotarł do zbuntowanego Bosforu i zdobył go na nowo. Było to ostatnie jego państwo. Tu, zmuszony Azyę ustąpić wrogowi, którego od lat czterdziestu zwalczał z nieugasłą nienawiścią, powziął zamiar, by przez Tracyę, Macedonię i Panonię uderzyć na Zachód, zabrać z sobą Scytów sarmackich i Celtów naddunajskich i całą nawałnicą narodów napaść na Italię.
Mitrydates rozwija ten plan olbrzymi w trzecim akcie tradycyi Racine’a, w rozmowie, naśladowanej z Appianusa:

»Na Rzym uderzyć myślę, dzieci moje —

A dalej ciągnie:

»Nie sądźcie, by Rzym wiecznie odgradzały
Od krain naszych niedosiężne wały.
Znam dobrze drogę, którą iść nam snadnie.
Jeśli mi tylko zgon rychły nie padnie
Za trzy miesiące — nie potrwa to dłużej —
U Kapitolskich stawię was podnóży.

Żali wątpicie, że nim dwa dni miną,
Nawy z Euksynu już na Dunaj wpłyną...«

»Wątpię o tem!« zawołał książe Eugeniusz Sabaudzki, który wiódł był wojnę z Turkami. Natchniony zwycięzca z pod Zenty miał słuszność, gdy wątpił, by flota wojenna mogła w ciągu dwóch dni przebyć przestrzeń, dzielącą Kercz od ujść Dunaju, i by liczna armia w ciągu trzech miesięcy zdołała przebyć siedemset mil lądu od Bułgaryi do Rzymu. Ale te fałszywe obliczenia przypisać należy tylko Racine’owi, który, jak się zdaje, nie był wielkim wojownikiem. On to je całkiem niewinnie u siebie w domu ułożył przy stole. Żadne świadectwo starożytne nie pozwala obwiniać o te błędy samego Mitrydatesa, który nie jest przecież odpowiedzialny za ozdoby, któremi podobało się poecie przystroić jego plany. Wiadomo tylko, że stary król »zamierzał się posuwać północnym brzegiem Euxynu, zabierając po drodze Sarmatów i Baktrów, później iść w górę Dunaju, gdzie znów plemiona gallijskie, z którymi starał się utrzymać przyjazne stosunki, tłumnie zaciągać się miały pod jego sztandary. W ten sposób stać się miał naczelnym wodzem barbarzyńców Północy, miał przejść Panonię i ze szczytów Alp paść jak lawina na Italię, pozbawioną wojsk, osłabioną waśniami politycznemi i społecznemi«. Ten plan, którego ogrom zadziwiał starożytnych, nie zachwyca bynajmniej historyków współczesnych. Jeszcze Michelet, entuzyasta, pisze o tem z pewnem przejęciem; ale Mommsen, który bynajmniej nie grzeszy zapałem, widzi w tem szaleństwo godne politowania. »Zamierzone wtargnięcie ludów wschodnich do Italii, — pisze on, — było poprostu śmieszne. Był to poprostu wybryk bezsilnej rozpaczy«. Teodor Reinach inaczej sądzi. Przypomina on, że Cymbrowie o czterdzieści lat zaledwie wcześniej pokazali, że mur alpejski nie jest nieprzebyty; mniema, że w r. 63 przed erą chrześciańską najście na Italię, rozdartą wojną domową, mogło sprowadzić na Rzym takie same klęski i hańbę, jakich doznano pięć wieków później pod mieczem Alaryka. To przypuszczenie jest możliwe. Ale nad tem możnaby dyskutować bez końca.
Zdradzony przez syna, opuszczony przez swe ludy, Mitrydates już podczas przygotowań do wielkiego swego przedsięwzięcia, odebrał sobie życie w twierdzy pantykapejskiej. To jedno już potępia cały zamiar: na samym wstępie spowodował zgubę swego twórcy. W każdym razie był to nieprzyjaciel groźny, umiał nienawidzieć! »Posiadał on godną szacunku zdolność nienawiści«, mówi Mommsen, a Reinach dodaje: »W tym przeczulonym mózgu nienawiść stawała się genialnością«. Rzymianie zawsze go się obawiali i jego śmierć ucieszyła ich też nie mało. Żołnierze, gdy szli oznajmić o tem Pompejusowi, przystroili się w wieńce laurowe, jakby zwiastować mieli zwycięstwo.
Trudno było rozpoznać trupa groźnego despoty. Był tak zeszpecony, że jedynie po dawnych bliznach, można było go rozpoznać. Pompejus kazał go pochować w grobach królewskich w Synopie. Ale głównie wybuchami swej radości Rzymianie uczcili należnie Mitrydatesa Eupatora.
Kilka lat później Rzym doznał nowej radości z powodu śmierci innego znów wroga. Tym razem wrogiem była kobieta. W Wiecznem Mieście po śmierci Kleopatry odbywały się tańce i modły ofiarne tak, jak po śmierci Mitrydatesa. Bo ze zgonem Kleopatry ginął wreszcie ten Wschód wojowniczy, który walczył był z Rzymem o przewagę nad światem i kosztował Italię tyle trudów, życie tylu żołnierzy i obywateli.
Reinach odczuwa dla Mitrydatesa zainteresowanie takie, jakiego mimowoli doznaje malarz wobec długo studyowanego modelu. Dąży za królem Pontu we wszystkich jego wyprawach z pewnem uwielbieniem zmieszanem ze zgrozą. Spogląda z podziwem na tę wolę nieugiętą i silną, na tę energię niewyczerpaną, na ten umysł podstępny i zuchwały, na ten zapał nieposkromiony, który w porażkach czerpie siły nowe: toż starożytni porównywali do węża, który, gdy zmiażdżą mu głowę, jeszcze podnosi ku górze groźny swój ogon. A jednak, gdy autor się skupia, by wydać sąd ogólny, sprawiedliwość i prawda dziejowa nakazuje mu oględność w zachwytach. W tych oto słowach świetnie się streszcza pogląd historyka na tego niezwykłego tyrana:

»Mimo zdolności licznych, pracy niezmordowanej, mimo śmierci bohaterskiej, brak czegoś Mitrydatesowi, by go można było zaliczyć do istotnych geniuszów dziejowych: brak mu szczerego i wytrwałego dążenia do jakiegoś wyższego ideału. Co właściwie uosabia ten, którego nazywano Piotrem Wielkim starożytności? Czy sprawę wolności, kultury helleńskiej, czy też przeciwnie reakcyę despotycznego i fanatycznego Wschodu przeciw Zachodowi wolnomyślnemu i oświeconemu? Nie wiemy tego, a i on sam nie wiedział. Widzieliśmy, że w pierwszej połowie swego panowania grał rolę szermierza hellenizmu, naśladował Aleksandra w stroju i obyczajach. Przez chwilę nawet zdawało się, że urzeczywistnił swoje marzenia lub co najmniej przywrócił świetne czasy królestwa Pergamu: Azya wyzwolona, nawet stara Grecya w radosnem upojeniu unosiły na swych ramionach opatrznościowego zbawcę z odległych brzegów Euxynu. Ale koniec panowania daje nam obraz zupełnie odmienny. Pod maską helleńską, która wkrótce na wsze strony pęka, znajdziemy jeszcze bohatera, ale bohater to barbarzyński: odrzuca pożyczoną tylko cywilizacyę, burzy własnemi rękami zbudowane przez siebie miasta, zrozpaczony odwołuje się do religijnego i narodowego fanatyzmu starych ludów Azyi i koczujących hord Północy; odtąd wcielać będzie ich nieprzejednaną nienawiść nietylko do zaborczego Rzymu, ale też i do całej cywilizacyi śródziemnomorskiej. Który z nich jest Mitrydates prawdziwy? Czy ten z Chersonezu i Pergamu, czy ten z Artaxaty i Pantykapei? Przypuszczałbym, że ani jeden, ani drugi, i że w obu tych rolach, w których kolejno dochodzi do mistrzostwa, Mitrydates był w istocie jedynie ambitnym egoistą, królem aktorem, który w Olimpie i w Aweście, we wspomnieniach Aleksandra i w szczątkach Daryusza, w despotyzmie i w demagogii, w barbarzyństwie i cywilizacyi, szukał jedynie środków panowania, lub zjednywania ludzi: sam zaś w istocie nie podzielał nigdy namiętności, z których korzystał, i był niewzruszony wśród burz, które sam wywołał.«.

Teodor Reinach ukazuje nam Mitrydatesa, jako władcę państwa, które było burzone i odbudowane kilkakrotnie i nieustannie zmieniało kształt swój i miejsce. Ukazuje nam tego władcę tylu istnień ludzkich, jak prowadzi z równym zawsze zapałem wojny, pełne zadziwiających zwycięstw i zadziwiających porażek. Ukazuje króla Pontu po kolei jako zdobywcę, dyplomatę, założyciela miast, administratora, kolonizatora, opiekuna handlu, sztuk pięknych — i tępiciela ludów.
To jeszcze nie koniec. Z upodobaniem przedstawia nam, o ile to było możliwe, życie domowe Mitrydatesa, jak na złotem łożu rozciągnięty obok barbarzyńskich wodzów, noszących tak pożądany tytuł Przyjaciół i Najlepszych Przyjaciół króla, gromadzi on na ucztach mowców i retorów helleńskich. A nie są to bynajmniej obrazy najmniej zajmujące w książce. Mitrydates nie był, niewątpliwie, promiennym geniuszem. Mommsen odmawia mu nawet szerszej inteligencyi, a Teodor Reinach przyznaje, że nie był to prawdziwie wielki człowiek. Ale w każdym razie była to, jak mówimy dziś, silna indywidualność. Postać to wybitna i niezmiernie wypukła. Gdy się doń zbliżyć, podziwiać trzeba zwierzę ludzkie tak pysznie zbudowane i namiętne, przebiegłe i silne, takie sprytne i barbarzyńskie, obdarzone tyloma przymiotami strasznymi.
Profil jego zachowany jest na tetradrachmach. Był piękny, miał silne rysy, włos kręcony; wzrostu był olbrzymiego: rozmiary jego zbroi dziwiły Pompejusa; jego rynsztunek, zawieszony w świątyni w Delfach i w Nemei, wprawił w podziw zwiedzających, bo zdawał się być zdjęty z jakiegoś Tytana. Z iskrzącą tyarą na głowie, obyczajem wschodnim ubrany w kosztowne szaty i szerokie perskie pantalony, wydawał się w blasku klejnotów ziemskim obrazem bogów-gwiazd, Ormuzda i Amerii, którym na ofiarę lasy po górach zapalać kazał. Ten zda się, święty posąg wschodni, był jednak najzwinniejszym jeźdźcem w całej armii, i nie miał równego sobie w rzucaniu pocisków.
Zwykle wstrzemięźliwy, raz przy stole postanowił zmierzyć się z pewnym atletą na brzuch i gardło, i z tego pojedynku wyszedł zwycięsko. Ten olbrzym miał niektóre zamiłowania subtelne. Lubował się w pięknych zastawach ze złota i srebra, co w owych czasach było zbytkiem powszechnym u wszystkich wybitnych osób. Zebrał bogaty zbiór rzniętych kamieni. Lubił wytworne mowy, i sam umiał wymownie przemawiać w kilkunastu językach. Wreszcie, jego wiadomości lekarskie były, zdaje się, dosyć rozległe i gruntowne, do recept swych mieszał jednak dużo przepisów czarnoksięskich.
Jak wszyscy władcy Wschodu, mordy wśród rodziny miał za rzecz powszednią. Czterej jego synowie: Aryarates, Mitrydates, Machares i Ksyfares, zgładzeni zostali z jego rozkazu. Ale należy uprzytomnić sobie cały łańcuch zbrodni w tym rodzie i pamiętać, że własna matka chciała go zamordować, i że jedyny syn, Farnakes, którego zostawił przy życiu, stał się wreszcie przyczyną jego śmierci.
Podobno kochał bardzo córkę swą, Drypetynę; była to potworna kaleka, mająca po dwa rzędy zębów w każdej szczęce; tę kazał wprawdzie zasztyletować przez eunucha, lecz jedynie dlatego, by nie wpadła żywcem w ręce Rzymian.
Dwie inne córki, Mitrydatis i Mysa, z tego samego powodu zginęły wraz z nim w Pantykapei. Po doznanej porażce kazał wymordować cały harem — było to wówczas rzeczą zupełnie powszednią.
Przed odwrotem, gdy wróg się już zbliżał, zabijano w obozie kobiety, tak jak dziś niszczy się zbyteczny tabor wojenny. Gdy Lukullus rozbił pod Kabirą wojska pontyjskie, Mitrydates, uciekając do Komany, wysłał eunucha Bakchidesa do Farnacyi z rozkazem, by zamordowano wszystkie kobiety w haremie. Wśród nich były dwie siostry królewskie, niezamężne i więcej niż czterdziestoletnie: Roksana i Statyra, oraz dwie jego żony, obie rodem z Jonii: Berenika z Chios i Monima ze Stratonicei. Monima odrzuciła była niegdyś piętnaście tysięcy sztuk złota, za które Mitrydates pragnął ją kupić. Zmusiła ona władcę pontyjskiego, by przysłał jej dyadem królewski. Był to upominek niezbyt kosztowny zresztą: u Mitrydatesa łatwo było o tytuł królowej.
Znaleziono później w archiwach Nowego Zamku pod Kabirą, listy Monimy i Mitrydatesa, których rozpasany ton raził surowych Rzymian. Dumna córa Jonii, zamknięta w haremie, zdala od Grecyi, pod strażą barbarzyńskich żołnierzy, gorzko opłakiwała ojczyznę swą i wolność. Bakchides przyniósł kobietom rozkaz śmierci oraz przyzwolił, by każda z nich wybrała dla siebie najszybszy i najmniej bolesny rodzaj zgonu. Berenika kazała sobie przynieść puhar z trucizną. Matka, która jej nie opuszczała, pragnęła podzielić jej losy. Obie wypiły truciznę; matka najpierw umarła; Berenikę, by skrócić jej straszne kurcze konania, udusił Bakchides. Roksana i Statyra również wybrały truciznę. Statyra przeklinała brata, Roksana, przeciwnie, wychwalała go, że wśród niebezpieczeństw, które i jemu groziły, nie zapomniał o nich i zapewnił im śmierć spokojną, wolną od hańby. Monima, naśladując prawdopodobnie tragiczne królowe w dramatach swej ojczyzny, zdjęła z głowy przepaskę królewską, owiązała nią szyję i powiesiła się, jak Fedra, na klamce. Ale słaba tkanina pękła pod ciężarem ciała.
Plutarch zachował, czy też może zmyślił, bolesne słowa, które wyrzec miała wówczas ginąca królowa: »Fatalny dyademie, nawet tej usługi wyświadczyć mi nie możesz!» I odsłoniła łono na cios zabójczy. Tak po długoletnich udręczeniach zginęła Monima ze Stratonicei.
Na tej tragedyi domowej urwać dzieje wielkiego Azyaty, z którym walczyli Sulla, Lukullus i Pompejus — brutalne to niewątpliwie. Ale ten obraz otrutych, duszonych i zarzynanych przez eunucha kobiet odsłania może lepiej, niż wszystkie opisy wojen, istotnego Mitrydatesa, starego króla Pontu, tyrana, syna Wschodu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jacques Anatole Thibault i tłumacza: Ludwik Bruner.