<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Podpalaczka
Podtytuł Powieść w sześciu tomach
Tom II-gi
Część pierwsza
Rozdział XVI
Wydawca Nakładem Księgarni H. Olawskiego
Data wyd. 1891
Druk Jana Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La porteuse de pain
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Dziesięć sióstr miłosierdzia pełniło usługi w więzieniu pod kierunkiem przełożonej. W każdą niedzielę zrana, jak wiemy, udawały się one razem na mszę do parafialnego kościoła. Obecnie wszystkie w liczbie dziewięciu zebrały się w sali od strony podwórza.
— Lecz gdzież jest siostra Filomena? — zapytała jedna z zakonnic — nie widzę jej pomiędzy nami.
— Prosiła, ażeby na nią nie czekać — odrzekła przełożona — zajęta jest przygotowywaniem bandażów, nadejdzie sama do kościoła; chciej nam otworzyć, mój przyjacielu — dodała — idąc z towarzyszkami ku odźwiernemu.
Klucz zaskrzypiał w ciężkim zamku żelaznym, brama się otworzyła. Zakonnice, wśród gęsto spadającego płatami śniegu, minąwszy podwórze, weszły w drugi dziedziniec, gdzie inny odźwierny drugą im bramę otworzył.
W dziesięć minut po ich odejściu dało się słyszeć stuknięcie od strony więzienia. Odźwierny wyszedł, spojrzał, a ująwszy za rygiel, ujrzał stojącą przed sobą zakonnicę.
— A! to siostra Filomena — rzekł — wiem o tem... Przeklęty czas — dodał, otwierając bramę — spadł śnieg na stóp kilka wysoko podczas nocy.
Zakonnica, której podniesiony kaptur okrywał twarz prawie zupełnie, skinęła głową w milczeniu, przeszła jedno podwórze, następnie drugie, poczem ostatnie drzwi więzienia za nią się zamknęły. Joanna była wolną. Czy jednak ta wolność na długo posłużyć jej miała? — przyszłość okaże.
Obecnie cofnijmy się wstecz o cztery miesiące czasu, by wrócić do New-Jorku dla połączenia się z Jakóbem Garaud, a raczej Pawłem Harmant, wielkim przemysłowcem Stanów Zjednoczonych, milionerem.
Były nadzorca fabryki w Alfortville dobiegał pięćdziesiątego trzeciego roku życia: córka jego Marya, którą otaczał niewysłowioną tkliwością, poczynała rok osiemnasty. Była ona uroczo piękną blondynką, matowa jednakże bladość jej policzków, jak równie sinawa linia w około powiek, wzniecały obawę, czyli to dziewczę nie nosi w sobie zarodu piersiowej choroby, jaka zabiła jej matkę, anielską Noemi, do której dziwnie była podobną.
Cierpienie to nie rozwinęło się jeszcze widocznie na wątłem ciele pełnej wdzięków dziewczyny, groziło jednak bezustannie, na którą to groźbę Paweł Harmant zamykał oczy, owładnięty trwogą. Wpływ Maryi na ojca był bez granic, dość było jej chcieć, aby zostać wysłuchaną i zyskać zadośćuczynienie, z czego korzystać nie zaniedbywała.
Pełnej kaprysów i dziwnych fantazyj, a prócz tego nadmiar pieszczonej jedynaczce, przychodziło na myśl zachceń tysiące, jakie wypełnionemi bez włócznie być musiały.
W chwili gdy przedstawiamy ją czytelnikom, siedzi wraz z ojcem przy stole w towarzystwie Owidyusza Soliveau, który po śmierci Mortimera stał się głównym kierownikiem zakładów, uznany w obec wszystkich za krewnego Harmanta.
Kończono spożywać śniadanie. Marya, krając na cienkie płatki ananas, polewała go maraskinem.
— Ojcze, posłuchaj mnie — wyrzekła — i odpowiedz na moje pytanie.
— Czego żądasz drogie dziecię? — odparł Garaud, ku córce się zwracając.
— Powiedz mi, jaką jest ogólna cyfra twego majątku po dzień dzisiejszy?
Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie z zdumieniem.
— Dla czego nie odpowiadasz? — wołało niecierpliwie dziewczę — najpierw odpowiedz na zapytanie, a potem dziwić się będziesz. Nasz kuzyn Owidyusz wie o wszystkiem — dodała — nie mamy dla niego tajemnic; przy nim możesz wyjawić to, o czem chcę wiedzieć.
— Zkąd i dlaczego jednak pytasz mnie o to? — odważył się zagadnąć Garaud.
— Zkąd, zkąd, — powtórzyła z odcieniem gniewu — chcę, ponieważ podoba mi się chcieć i rzecz skończona! No, odpowiadaj — dodała.
— A więc drogie dziecię — odrzekł, pokonany jej wolą Garaud — posiadam, to jest posiadamy obecnie około pięciu set tysięcy liwrów dochodu.
— Co znaczy... kapitał? — pytała dalej.
— Blisko dwóch milionów.
— Czy fabryka wchodzi w powyższy rachunek?
— Nie.
— Jakąż wartość ona przedstawia?
— Wartość miliona; miałem nabywcę, który chciał mi tyle zapłacić.
— Trzeba ją było więc sprzedać — wyrzekła Marya rozkazująco.
Mniemany Paweł Harmant wraz z Owidyuszem spojrzeli powtórnie z zdumieniem.
— Jak to! ty chcesz abym ja sprzedał fabrykę? — zawołał Jakób.
— Ma się rozumieć.
— Lecz...
— Niema żadnego Bez. Jesteśmy dosyć bogaci!
Tu młode dziewczę pomimowolnie się uśmiechnęło, spojrzawszy na twarze obu obecnych, komicznie osłupiałe.
— Nie dosyć na tem — mówiła dalej — chcę, ażeby ta sprzedaż nastąpiła jaknajrychlej.
— Nic nas nie nagli — wybąknął Garaud.
— Przeciwnie, nagli i bardzo nagli — mówiła — mam projekt, który bezzwłocznie musi być wykonanym.
— Jakiż to projekt? — Zamieszkamy stale we Francyi.
— Obaj mężczyźni pomimowolnie zadrżeli.
— We Francyi?! — powtórzyli razem.
— Tak jest we Francyi, w rodzinnym ojcze twym kraju, i twoim zarówno kuzynie Soliveau. Twój kraj mój ojcze, jest moim, jestem francuzką. Uwielbiani Francyę, chcę ją poznać, w niej żyć i umrzeć!
— Ach! zkądże tobie mówić o śmierci, drogi ukochany skarbie? — wołał były nadzorca, obejmując jasnowłosą główkę dziewczęcia i tuląc ją ku sobie.
— Nie radabym, możesz być pewnym — odrzekła śmiejąc się Marya... aby tego uniknąć chcę jechać. Pozostawszy tu dłużej, umrę w młodym wieku, umrę, mam to przekonanie, Ameryka bowiem jest mi wstrętną. Paryż mnie nęci ku sobie. Paryż, to miasto cudów, pełne życia, rozrywek! Czuję, iż tam łatwiej oddychać mi przyjdzie, niż w tym obmierzłym New-Jorku, którego powietrze dusi mnie, zabija!
— Nic nam nie przeszkadza — odparł po krótkim namyśle Garaud wyjechać do Francyi, do Paryża, możemy tam pozostać przez parę miesięcy.
— Och! tylko bez żadnych podziałów, żadnych oznaczań czasu! — zawołała gwałtownie dziewczyna; — nie cierpię tego, nienawidzę! Chcę, ażebyś ojcze zlikwidował swoje interesa, zrealizował ¿majątek, i ażebyśmy bezpowrotnie wyjechali do Francyi na zawsze, chcę tego!..
— Jakto, sprzedać fabrykę, zakłady? — ozwał się niechętnie Soliveau — opuścić na zawsze Amerykę? Ależ to projekt szalony!
— Myśl jak chcesz kuzynie, wszystko mi jedno; — odpowiedziała. — Wolno ci pozostać w New-Jorku jak długo ci się podoba. Nic mi na tem nie zależy, ażebyś miał jechać wraz z nami; ja jednak chcę jechać, pojechać muszę, inaczej umrę tu, umrę!
— Znowu wspomnienia śmierci! — zawołał z nieudanym smutkiem były nadzorca fabryki. — Co się dziś z tobą dzieje me dziecię? — pytał — zkąd te myśli czarne, ponure?
— Ja sama nie wiem, tak! nie wiem. Czuję, że tutejsze powietrze zabija mnie, duszę się, ginę — wołała Marya, wybuchając łkaniem.
Jakób Garaud ujął ją w objęcia, i łza, łza niekłamanej ojcowskiej miłości spłynęła na czoło dziewczęcia z ócz tego nędznika.
— Uspokój się — wyjąknął po chwili, głosem złamanym — uspokój się proszę. Życzenia twoje spełnionemi zostaną. Pojedziemy do Francyi, do Paryża. Lecz cóż tam robić będziemy?
— Będziemy żyli jak nam na to pozwala twój ojcze wielki majątek. Kupimy pałac w najpiękniejszej części miasta. Będziemy mieli galeryę obrazów, powozy, konie, będziemy uczęszczali na widowiska i bale, przyjmując wytworne towarzystwo u siebie zarazem.
— Lecz wkrótce znudzi nas takie życie gorączkowe, bez celu.
— Nigdy — zawołała dziewczyna.
— Mnie zabije brak pracy, bezczynność — mówił Jakób dalej.
— Jakto, chciałbyś ojcze jeszcze pracować?
— Tak! dopóki żyć będę.
— Na co, dlaczego? Czyliżeś nie dość bogaty?
— Nie dla zbierania pieniędzy, bynajmniej — odrzekł — lecz praca, to moje istnienie, to dla mnie życie!
Marya spojrzała na ojca z uśmiechem.
— A więc skoro tak jest — zaczęła — mam sposób, który pogodzi wszystko.
— Jakiż to?
— Ażebyś ojcze sprzedawszy fabrykę, wybudował sobie nową we Francyi, zupełnie do tej podobną. Cóż, nie jest że to z mej strony wielka, genialna idea? — pytała żartobliwie. — Ty, wielki mechanik, jeden z najpierwszych wynalazców w Stanach Zjednoczonych, którego nazwisko sławnem się stało, dla czegóż nie miałbyś sobie wytworzyć podobnego stanowiska w rodzinnym swym kraju? Zdobyta tu chwila pójdzie wraz z tobą, i wkrótce staniesz się we Francyi tak głośnym, jak w Ameryce. Powinieneś starać się o to, choćby ze względu na swoją córkę, która dumną się być czuje, nosząc rozgłośne nazwisko Harmant!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.