<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Podpalaczka
Podtytuł Powieść w sześciu tomach
Tom III-ci
Część druga
Rozdział I
Wydawca Nakładem Księgarni H. Olawskiego
Data wyd. 1891
Druk Jana Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La porteuse de pain
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Kareta wioząca ze stacyi milionera wraz z córką, przybyła na ulicę Murillo w południowej godzinie. Mniemany Paweł Harmant wszedł do gabinetu, ażeby tam zmieniwszy podróżne swoje ubranie, zejść następnie na obiad.
Marya znajdowała się w doskonałem usposobieniu. Wesołość dziewczęcia i jej pochlebne pieszczoty wywoływały uśmiech na usta przemysłowca.
— Czy widziałaś się z Jerzym Barier? — zapytał nagle podczas rozmowy.
— Raz jeden.
— Cóż on chciał?
— Pomówię jutro ojcze z tobą o przyczynie jego wizyty.
— Dlaczego nie teraz?
— Ponieważ owładnięta radością widzenia ciebie, nie chcę przerywać jej rozmową o interesach. Bardzo wcześnie jutro wychodzisz? — pytała.
— O! wcześnie! Po trzytygodniowej niebytności potrzebuję przekonać się jak daleko postąpiły roboty w budowlach fabryki. Odebrałem listy od architekta w których donosił mi że, wszystko dobrze idzie; obiecuje mi on wykończyć budynki w ciągu tego miesiąca, nic jednak zastąpić nie jest w stanie własnego mego nadzoru.
— A o której godzinie wyjedziesz jutro z rana?
— Dlaczego pytasz mniej) to?
— Ponieważ chcę wiedzieć — odparła Marya z żartobliwym uśmiechem.
— Oznajmiłem budowniczemu, że przybędę w południe.
— Zatem, nie wyjedziesz ztąd przed jedenastą godziną?
— Mylisz się me dziecię — rzekł Harmant — przed udaniem się do Courbevoi, mam ważne interesa do załatwienia.
— O której więc przyjdziesz na śniadanie?
— Śniadanie w mieście spożyję.
— Nie... ty nie zasmucisz mnie ojcze — mówiła z przymileniem, nie zasmucisz o tyle, bym w pierwszym dniu po twym powrocie miała być osamotnioną. Odłożysz swe interesa na po południu. Siądziemy do stołu jak zwykle o dziesiątej a potem wyjedziesz. Wszak prawda, że zrobisz o co proszę?
— Mógłżebym tobie odmówić w czemkolwiek? — odrzekł mniemany Paweł Harmant, okrywając córkę pocałunkami — lecz powiedz mi — dodał — zkąd i dlaczego ów kaprys z twej strony?
— To tajemnica.
— Nie mógłżebym poznać jej teraz?
— Nie! jutro c niej się dowiesz.
— Lecz proszę.
— Mówmy o czem innem — wyrzekła Marya niecierpliwie; — jestżeś zadowolony ojcze ze swej podróży?
— W zupełności. Mam kilka ważnych, obstalunków do wykonania w fabryce. Potrzeba mi będzie jednocześnie wynaleść zdolnych rysowników.
Dziewczę z uwagą nasłuchiwać poczęło.
— Nie czekając na wykończenie budowli — mówił przemysłowiec dalej — urządzę tymczasową pracownię rysunkową, tu obok mego mieszkania, na piętrze, w pobliżu biblioteki, tym sposobem będę miał pod ręką pracowników.
— Otrzymałeś ojcze zapewne liczne prośby o miejsca w fabryce?
— Bardzo liczne... Sam je osobiście rozdzielę, przekonywując się co do wiarogodności dowodów.
— Nie podobna ci jednak będzie dozorować mularzów i rysowników a jednocześnie być w Paryżu i Courbevie.
— Ma się rozumieć — odrzekł milioner z uśmiechem — nie posiadam daru wszędobytności. Oprócz nadzorców będę potrzebował jakiego młodego człowieka, poważnego, inteligentnego i biegłego w mechanice, któremu mógłbym powierzyć kierunek robót i zastąpienie mnie samego w nadzorze.
— Co znaczy drugiego ciebie nieprawdaż?
— Tak.
— Miałżebyś kogoś już na widoku? — badała dalej.
— Dotąd nikogo jeszcze, a wybór będzie trudny ponieważ tu chodzi o osobistość godną zupełnego zaufania. Poszukawszy dobrze jednakże...
— Znajdziesz... jestem pewna.
— A być może masz jakiegoś protegowanego? — pytał śmiejąc się Harmant.
— Być może — odparło dziewczę filuternie. — Lecz jesteś zmęczonym mój ojcze — dodała po chwili — idź, spocznij, a jutro dłużej porozmawiamy.
Tu oj ciec z córką rozeszli się, on zaciekawiony dwuznacznemi półsłówkami dziewczyny, ona zadowolona, iż co do miejsca upragnionego przez Lucyana Labroue, nie nastąpiła dotąd żadna jeszcze decyzya ze strony właściciela fabryki.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lucyan po ostatniej bytności w pałacu przy ulicy Murillo, udał się do Jerzego Darier, aby ma zakomunikować szczegóły widzenia się z Maryą.
— Ach! — zawołał młody adwokat, wysłuchawszy go ¿uwagą — jeżelim przed tem lękał się o rezultat, nie wątpię o nim teraz. Co kobieta chce, Bóg chce! Posada dyrektora robót jest ci zapewnioną.
Wróciwszy do siebie syn inżyniera, opowiedział Łucyi wszystko szczegółowo.
— Nie omyliłam się więc co do panny Harmant — zawołało dziewczę, rozpromienione radością; jest to anioł dobroci, co obiecała, dotrzyma.
Nazajutrz, o wczesnej, rannej godzinie Paweł Harmant siedząc przed biurkiem w swej bibliotece, porządkował papiery i rozdzielał korespondencye. Pomiędzy przesyłkami nadeszłemi w czasie jego nieobecności, znajdował się list z marką Stanów Zjednoczonych. Otworzył go z niepokojem, poznawszy na kopercie pismo Owidyusza Soliveau.
List zawierał kilka następujących wierszy:

„Kochany Kuzynie!

Od chwili twego wyjazdu walczę z ciękiemi przeciwnościami, los jak gdyby zawziął się na mnie. Interesa tyle głośnych zakładów Jan Mortimer i spółka, zmniejszają się z dniem każdym. Twój wyjazd zadał cios straszny fabryce, i jeśli potrwa tak dłużej grozi mi to zupełną ruiną. Żałuję, żem nie wyjechał wraz z tobą do Francyi, choćby ze względów finansowych, pominąwszy łączące nas związki pokrewieństwa. Z dniem każdym uczuwam coraz więcej, iż niepodobna mi żyć zdała od ciebie. Zatem, kto wie? być może iż zobaczymy się rychlej niż sądzisz. Twój na zawsze drogi mój Pawle całkiem tobie oddany.

Owidyusz Soliveau.“

Przeczytawszy ów list, Jakób Garaud zbladł nagle i zmiął go gniewnie w swych palcach.
— A więc — wyszepnął głosem jaki świszcząc wychodził mu przez zaciśnięte zęby, a więc ów nędznik chce doprowadzić do ruiny i tę nową moją fabrykę podobną do tamtej jaką mi wydarł. Dom Mortimer i współka chwieje się... to widoczne. Owidyusz dąży do bankructwa!.. Ależ w tak prędkim czasie, jakim sposobem, dlaczego? Ha! namiętność jego do gry wyjaśnia mi wszystko! Głupiec ten przegrywa i traci.Karty w jego ręku skruszyłyby w proch królewską fortunę. Wkrótce zostanie nędzarzem, jak wprzódy... Fabrykę Jana Mortimera jeden z najpotężniejszych zakładów w Stanach Zjednoczonych, stopił na zielonym stoliku! I w chwili gdym się być sądził na zawsze zwolnionym od tego łotra, on mi zagraża przybyciem. Pisząc: Być może zobaczymy się rychlej niż sądzisz. Rzecz jasna... Jeśli to mówi, katastrofa jest bliską! W kilka miesięcy przepuścił milion! Ach! gdybyż sobie w łeb palnął przed przybyciem do Francyi, lub gdyby który z Yankesów kulą roztrzaskał mu czaszkę. Lecz nie... to nie nastąpi... zły los ścigać mnie poczyna. Przyjedzie, aby mi na nowo stawiał bezwstydne swe propozycye!
Tu mniemany Harmant rzucił w ogień list Owidyusza i zabrał się do pracy, ponure myśli jednakże oblegały mu umysł.
Marya w dniu tym zarówno wcześnie powstała, ubrawszy się z pośpiechem, zadzwoniła na kamerdynera.
— Osobę, która była tu wczoraj z listem od pana Darier — rzekła do służącego, stojącego u drzwi z poszanowaniem — a która dziś przyjdzie, aby się widzieć z mym ojcem, wprowadzisz do małego salonu, gdzie oczekiwać będę.
— Dobrze pani.
— Powiadom o tem odźwiernego.
— Natychmiast.
Z uderzeniem dziewiątej córka Pawła Harmant udała się do salonu.
Pół godziny upłynęło a protegowany się nie ukazywał.
Maryę niecierpliwić to zaczęło. Zamiast usiąść przed ogniem kominka, jak to zwykle czyniła, stanęła w oknie, wychodzącem na dziedziniec, zkąd widać było sztachety, otaczające pałac, jego drzwi i ulicę. Czuła jak gdyby całe wieki dzieliły ją od chwili, gdy te drzwi otwarłszy się dadzą przejście Lucyanowi Labroue.
Zdawałaż ona sobie sprawę z tego uczucia jakie rodzić się zaczęło w jej sercu? Niewierny. Starania jednak szczególniej łożone przez nią w dniu dzisiejszym około ubrania, niecierpliwość w oczekiwaniu, nie dozwalają nam temu zaprzeczyć.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.