Podpalaczka/Tom III-ci/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podpalaczka |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | III-ci |
Część | druga |
Rozdział | II |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La porteuse de pain |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O kwandrans na dziesiątą zadźwięczał dzwonek przy kratach pałacu i Marya ukryta po za koronkową firanką, ujrzała Lucyana wchodzącego w dziedziniec. Jednocześnie drugi dzwonek poruszony ręką odźwiernego, oznajmił przybycie odwiedzającego i kamerdyner Teodor ukazał się na wschodach by go przeprowadzić.
Marya przyłożyła rękę do serca, ku któremu uczuła nabiegający gwałtowny napływ krwi, a razem silny kaszel począł rozrywać jej piersi. Zmuszoną była usiąść, aby pochwycić oddech.
Dwie minuty upłynęły, po których Lucyan ukazał się we drzwiach salonu.
Marya z wysileniem postąpiła ku niemu.
— Mój ojciec powrócił, panie Labroue — poczęła drżącym, przytłumionym głosem — mogę pójść z panem zaraz do niego.
— Czy pani mówiłaś mu już coś o mnie — zapytał Lucyan.
— Nie... dotąd nic jeszcze. Przekonałam się tylko, iż nie przyrzekł nikomu jeszcze tego miejsca o jakie pan się starasz. Chcę działać w pańskiej obecności — dodała — i oto chwila w której nam szturm przypuścić należy.
— Nie wyobrazisz pani sobie jak jestem zaniepokojony — rzekł Labroue, przykładając rękę do czoła.
— Czyżbyś się pan obawiał?
— Tak.
— Ależ czego?
— Iż to może się nie udać... Ach! racz pani wspomnieć, że cała ma przyszłość na los rzuconą zostaje.
— Uspokój się pan — mówiła Marya z uśmiechem — masz we mnie wiernego sprzymierzeńca i za skutek dobry poręczam.
Przy tych słowach podała mu drobną swą rękę, która w jego dłoni zadrżała.
— Pójdźmy — ozwała się — bądź pan spokojnym, licz na mnie.
To mówiąc, wyszła z salonu, prowadząc za sobą młodzieńca w stronę pokoju, przytykającego do biblioteki.
— Zaczekaj pan tu chwilkę — wyrzekła — i miej w pogotowiu list od pana Darier.
Drżenie nerwowe opanowało Lucyana.
Dziewczę puknęło z lekka do drzwi biblioteki, a następnie tam weszło.
Przemysłowiec jak wiemy, zajęty porządkowaniem na biurku papierów, zwrócił się w tą stronę.
— Ach! to ty drogie dziecię — zawołał — cóżeś tak rano dziś wstała?
— Rano... mówisz ojcze? czyliż podobna spać o wpół do dziesiątej...
— Już wpół do dziesiątej?
— Jeżeli nie dziesiąta — mówiła z uśmiechem.
— Przyszłaś zapewne wezwać mnie na śniadanie? — pytał Harmant.
— Nie; siądziemy doń dzisiaj po dziesiątej, przyszłam ażeby pomówić z tobą ojcze o interesach.
— O interesach? mówisz to tak poważnie... Być może potrzebujesz pieniędzy na sprawunki dla siebie, mów, a natychmiast ci je wyliczę.
— Nie potrzebuję pieniędzy.
— A więc — rzekł żartobliwie milioner — chodzi tu zapewne o ową tajemnicę, jakiej nie chciałaś mi wczoraj wyjawić.
— Tak właśnie?
— Mów zatem, słuchać cię jestem gotów.
Marya usiadła obok ojca.
— Wyobraź sobie... — poczęła — że przyszedł mi pewien kaprys... zachcenie.
— O! ty miewasz je często, lube, rozpieszczone dziecię.
— Tak... lecz ten, nie jest podobnym do innych. Przyrzecz mi naprzód, mój ojcze, że uczynisz o co prosić cię będę.
— Wiesz dobrze, że jeżeli tylko rzecz jest możebaą do wykonania, zadość uczynię twemu żądaniu. Czyliż ci kiedy w czem odmówiłem?
— To prawda. Otóż więc przyszedł mi kaprys, fantazya, ażeby pierwszy z oficyalistów, jakiego przyjmiesz do swej fabryki, został ci przedstawionym przezemaie.
— To znaczy — rzekł uśmiechając się Harmant — że wzięłaś kogoś pod swoją wysoką protekcyę i pragniesz mi go przedstawić?
— Doskonale ojcze odgadłeś... tak... w samej rzeczy. Wspomniałeś mi, że wkrótce potrzebować będziesz dyrektora do robót w fabryce. — mówiła dalej — kierownika do rysunkowych warsztatów jakie chcesz tu w mieszkaniu tymczasowo utworzyć. Potrzeba ci będzie do tej czynności naukowego, inteligentnego i praktycznego człowieka, na którym mógłbyś się oprzeć z calem zaufaniem... Mówiłeś to, nieprawdaż?
— Tak i powtarzam obecnie. Miałażbyś wypadkiem odnaleść podobnego feniksa?
— Odnalazłam go! — zawołało dziewczę — a sądzę, iż możesz ojcze w tym razie poprzestać na mojej i pana Darier rekomendacyi.
— A! zatem i adwokat popiera zarówno twego protegowanego.
— Tak, mnie on polecił wniesienie przed twój wyrok tej sprawy i wygranie jej. Zresztą działamy tu oboje z panem Darier w twoim, mój ojcze interesie. Osobistość, którą ci przedstawiamy przewyższa twoje nadzieje, nigdy nie zdołałbyś odnaleść kogoś lepszego... kogoś zacniejszego... nie! — nigdy!..
— Jakże gorąco bronisz tej sprawy! — zawołał Harmant, bacznie wpatrując się w swą córkę — znasz zatem tego o którym mówisz.
— Znam ojcze... Pan Darier mówił mi o nim, przysłał Eli go tu następnie. Widziałam go, rozmawiałam z nim, poznałam jego wysoką wartość; jestem pewną, że się nie mylę w tym razie.
— Zatem jest to przyjaciel Jerzego Darier?
— Szczery, serdeczny przyjaciel, towarzysz z kolegium; pan Darier poręcza za nim jak sam za sobą. Powierzając mu ojcze to miejsce, mam przekonanie, że wniesiesz szczęście do twego nowego przedsiębiorstwa, obok czego, spełnimy dobry uczynek, ów bowiem protegowany pana Jerzego został dotkiętym ciężkiemi rodzinnemi nieszczęściami, odgadłam to z kilku słów jakie mu się pomimowolnie wymknęły; potrzebuje on zdobyć stanowisko odpowiednie zacnemu swemu charakterowi, i swym wysokim zdolnościom, stanowisko to ty mu udzielisz u siebie... nieprawdaż?
— Ależ ty jesteś biegłą jak widzę uczennicą mojego adwokata — rzekł Harmant, całując swą córkę, bronisz sprawy z tak silnem przekonaniem, iż zdolną byłabyś wygnać wszystkie procesy...
— A tenże wygram? — zapytała żywo.
— Zobaczymy me dziecię... Nie należy dawać sercu przewagi nad głową. Osobistość która ma zostać mą prawą ręką, mym alter ego, winna być obdarzoną rzadkiemi, specyalnemi przymiotami. Pragnąłbym zadość uczynić życzeniu Darier’a a nadewszystko twojemu, obok tego jednakże, chcę się upewnić, czy wzmiankowana osoba jest zdolną do wypełniania czynności, jakie z zupełnem zaufaniem chcę złożyć w jej ręce i czy mogę bez obawy i niebezpieczeństwa oddać mu mą władzę? Napisze przeto bezzwłocznie do twego protegowanego, ażeby przybył dla widzenia się ze mną.
— To niepotrzebne, mój ojcze.
— Jakto... dlaczego?
— Ponieważ on oczekuje w drugim pokoju — mówiła, śmiejąc się, Marya — z listem rekomendacyjnym od pana Darier...
— A więc to zmowa na mnie, jak widzę — wołał żartobliwie milioner.
— Zmowa, w której i ty, ojcze, udział wziąć musisz — odpowiedziała z przymileniem — ponieważ jestem pewną, iż nie odmówisz zobaczenia się z najlepszym przyjacielem swego adwokata.
— Naturalnie, że go przyjmę, a ztąd rozmowa, jaka miała mieć miejsce jutro, nastąpi zaraz.
Marya uradowana pobiegła ku drzwiom.
— Wejdź pan, wejdź, panie Lucyanie! — wołała — mój ojciec cię oczekuje.
— Labroue, pełen obawy, z listem w ręku, przestąpił próg gabinetu. Harmant obrzucił go bystrem spojrzeniem. Wynik tego pierwszego egzaminu musiał być dla przybyłego pomyślnym, ponieważ nachmurzona twarz przemysłowca nieco się rozjaśniła.
— Przynosisz mi pan list od Jerzego Darier? — zapytał.
— Tak, panie, oto jest...
To mówiąc, podał kopertę.
— Jesteś pan jednocześnie poleconym mi i przez moją córkę — mówił Harmant — co skłania mnie do uwzględnienia pańskiej prośby; interesa wszelako, mimo to, są interesami, cierpieć one wr niczem nie mogą, pan dobrze wiesz o tem, ztąd niepodobna nic stanowczego orzec w tym razie, dopóki w wielu szczegółach bliżej z panem nie pomówię.
— Uwaga pańska jest najzupełniej słuszną — rzekł Lucyan — chwila rozmowy, którą chcesz mi pan udzielić, gorąco jest przezemnie upragnioną, ważność albowiem oczekujących mnie obowiązków nie należy do liczby tych, któreby jedynie w drodze łaski otrzymać można było.
— A! jak on to dobrze powiedział — pomyślała Marya i zwracając się do Harmanta, wyrzekła: — Ojcze, zostawiani cię z tym panem, będę oczekiwała niecierpliwie pomyślnego rezultatu z twej strony.
— Dobrze, idź, moje dziecię...
Dziewczę wychodząc, rzuciło spojrzenie, w którem widniała zachęta do odwagi i nadziei dla młodego człowieka. Lucyan skłonił się jej z uszanowaniem.
Po odejściu córki przemysłowiec wskazał ręką krzesło przybyłemu i Labroue, owładnięty wzrastającem wzruszeniem, w miarę, jak zbliżała się chwila, mająca rozstrzygnąć o jego przyszłości, zajął miejsce naprzeciw milionera.