Podpalaczka/Tom III-ci/XVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podpalaczka |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | III-ci |
Część | druga |
Rozdział | XVII |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La porteuse de pain |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Cóż na to odpowiedział Lucyan? — pytała dalej, okrywając ojca pieszczotami.
— Labroue jest człowiekiem pełnym delikatności i honoru — odrzekł milioner — nie chciał zrazu uwierzyć, ażeby moje propozycye były stawiane na seryo. Przypuszczenie go do wspólnictwa, a zarazem i związku z tobą, uważał za niepodobne ze względu na swe obecne położenie.
— Lecz przyjął nareszcie, przyjął? — pytała Marya gorączkowo.
— Tak, przyjął, lecz z tą wrodzoną delikatnością, jaka cechuje jego postępowanie, a o której mówiłem ci przed chwilą. Położył jednak pewien warunek ze swej strony...
— Jaki? — zapytała drżąca.
— Lucyan jest badaczem w przemyśle, lubi śledzić, szukać, dochodzić. Obok robót, prowadzonych przezeń w fabryce, wynalazł maszynę, która może mu przynieść wiele pieniędzy. Pragnie więc przed ziszczeniem naszych projektów wprowadzić w czyn wspomniony wynalazek. Dochód z niego chce wnieść jako fundusz do naszej współki, by tym sposobem jego miłość własna upokorzoną nie została.
Nic bardziej nie mogło być prawdziwego nad powyższe słowa, wymówione spokojnie, tonem zupełnie naturalnym. Marya nie mogła podejrzewać żadnego kłamstwa.
— Postanowienie jego w tym razie cechuje duszę szlachetną — odpowiedziała; mimo, że ono opóźni me szczęście, pojmuję i zgadzam się na to zupełnie. Ale o jednej, a najważniejszej rzeczy nic jeszcze, ojcze, dotąd mi nie powiedziałeś... Vzy Ducyan mnie kocha?
Pytanie to, tak ważne dla młodego dziewczęcia, było dla Harmanta niezmiernie kłopotliwem. Zniewalało go ono do kłamstwa, jeżeli nie chciał zranić serca swej córki.
— Któżby cię nie kochał, mój skarbie? — odrzekł nieco chwiejnym głosem.
— To nie odpowiedź! — zawołała żywo: — pytam, czy on mnie kocha?
— Powinnaś zrozumieć — rzekł przemysłowiec poważnie — iż wobec przepaści, jaka was dzieli ze względów majątkowych, nie śmiał dotąd marzyć o tobie i nawet przed samym sobą, być może, ukrywał tę miłość. Widzę, że on jest bojaźliwym. Nie złożył mi więc wyraźnego wyznania, z rozpromienionego wszelako jego oblicza i blasku jego spojrzenia wnoszę, że tak być musi.
Marya pobladła.
— Jestżeś tego pewien? — pytała.
— Najzupełniej. Wyraz jego twarzy omylić mnie nie mógł; zresztą — dodał po chwili — skoro się zgadza na to małżeństwo, kochać cię musi. Lucyan bowiem nie jest człowiekiem, któryby się sprzedał dla majątku.
— Wierzę w to wraz z tobą, mój ojcze. Lecz powiedz, jak długiem ma być to oczekiwanie.
— Nie mogłem mu przecież wyznaczać terminu. Na urzeczywistnienie wynalazku Lucyana będzie zapewne potrzeba kilku miesięcy.
— Dobrze, będę cierpliwą... Lecz on częściej nas odwiedzać będzie... okaże, iż mnie kocha?
— Powtarzam ci, że Lućyan jest bojaźliwym, nieśmiałym...
— Lękliwość kochać nie przeszkadza... Zresztą, widując się z nim częściej, sama go do tego ośmielę... Obecnie, skoro należy prawie do naszej rodziny, możesz go, ojcze, traktować już nie jako współpracownika, lecz jako przyszłego zięcia swego.
— Właśnie, tak postępować postanowiłem.
— Ach, jakżem szczęśliwą! — wołała Marya uradowana — będę czekała dopóki będzie potrzeba, ale ty, ojcze, staraj się skrócić o ile można owo oczekiwanie.
— Przyrzekam ci to. Radbym również, by jaknajrychlej doszło do skutku to małżeństwo.
— Jakżeś dobrym! — wołała, okrywając go pieszczotami. — Dzięki tobie, córka twa będzie najszczęśliwszą z kobiet!
Tu przeszli oboje do jadalni.
Przemysłowiec zapytywał z trwogą sam siebie, w jaki sposób zdoła wydobyć się z położenia, w które wszedł czyniąc kłamliwe obietnice swej córce. Nagle myśl mu jakaś zabłysła, rozjaśniając zasępione czoło.
— To małżeństwo ocali ją! — rzekł sobie — trzeba więc, ażeby się spełniło.
Marya podczas obiadu była niezwykle wesołą, zmieniła się do niepoznania, ślady choroby zniknęły.
Harmant nazajutrz miał udać się bardzo rano do Courbevoie, ażeby czuwać nad przesyłką wielkich części mechanicznych do Bellegarde, gdzie budowano fabrykę nad brzegiem Rodanu. Główny mechanik oraz dwóch robotników, mieli towarzyszyć konwojowi temu i ustawić na miejscu maszyny. Nieobecność ich miała się przeciągnąć do trzech tygodni.
Było to w sobotę. Termin przesyłki drogą żelazną oznaczony został na poniedziałek. Przybywszy do fabryki, Garaud znalazł Lucyana na stanowisku, doglądającego robotników. Powitał go życzliwie, podając mu rękę. Labroue, spodziewając się oziębłego przyjęcia po ostatniej rozmowie, został tem nieco zmieszany.
— Wykończasz pan roboty do Bellegarde? — zapytał przemysłowiec.
— Tak, panie.
— Jak duże jeszcze brakuje do ostatecznego uzupełnienia.
— Bardzo mało. Za godzinę, zaczniemy pakować.
— Skrzynie przygotowane?
— Pójdę zobaczyć do warsztat stolarzów.
— Trzeba, ażeby jutro o pierwszej godzinie transport znajdował się na stacyi drogi żelaznej.
— Będzie tam nieodmiennie.
— Uprzedziłeś pan dwóch mechaników i nadzorcę, że mają jechać dla ustawienia maszyn?
— Wyjada w poniedziałek zrana.
— Jednocześnie z nimi wyślesz pan pośpiesznym pociągiem części potrzebujące dokonania robót murarskich, aby przybyły na miejsce przed nadejściem pociągu.
— Wszystko już przewidziałem i wydałem ku temu stosowne polecenia.
— Niechaj przywiozą z Bellegard plany nowej konstrukcyi, mam bowiem myśl pewną... przydatnem mi to być może... pańska obecność tam, panie Labroue — dodał — byłaby dla mnie wielce pożyteczną.
— Jeżeli pan sobie życzysz, mogę jechać — rzekł Lucyan.
— Radbym... Chodzi tu o utrzymanie stosunków z domem, z którym będziemy prowadzili interesa na olbrzymie sumy pieniężne. Przyzwoiciej więc byłoby, ażebyś mnie pan tam niejako reprezentował. Jakże pan uważasz, panie Labroue?
— Zdanie pańskie jest mojem zdaniem — rzekł Lucyan. Kiedyż mam wyjechać?
— W poniedziałek, razem z mechanikiem, nadzorcą i robotnikami.
— Dobrze.
— Dziś po południu dam panu ostateczne rozporządzenia. Czuwaj pan, ażeby transport dziś został przygotowanym, a jutro równo ze dniem odszedł na drogę żelazną.
— Będę tu, panie, nocował dla nadzoru i sam odprowadzę pakunek.
— Dziękuję. Na koszta podróży i utrzymanie otrzymasz pan odemnie pięć tysięcy franków.
— Ależ to za wiele!
— Ja tak chcę! — wyrzekł stanowczo Garaud. — Dla zastąpienia siebie przez ten czas w fabryce, wybierz pan dwóch najzdolniejszych nadzorców.
— Gilbert jest bardzo zdolnym, jego więc obiorę.
— Dobrze. Chciej mi donosić codziennie, co się dzieje w Bellegarde, ażebym wiedział, jak postępuje robota. Wiele mi na tem zależy...
— Nie zaniedbam tego uczynić.
Po tych słowach rozeszli się oba. Harmant wszedł do swego gabinetu, Lucyan udał się do warsztatów.
— Dochodzę wreszcie do celu — rzekł przemysłowiec, ujrzawszy się samym. Nieobecność Lucyana potrwa co najmniej dwa tygodnie, a jeśli będzie potrzeba, przedłużyć ją potrafię. Przez ten czas Marya dręczyć mnie przestanie, zyskam czas na dowiedzenie się o wszystkiem. Jakaż to kobieta opanowała Lucyana, jakiej on intrygantce przyrzekł małżeństwo? Ot, co chciałbym wiedzieć! Jak jednak tego dokonać — nie wiem obecnie... Przysięgam wszelako, że wiedzieć będę! Biada tej, która staje jako rywalka naprzeciw mej córki! Skruszę ją! zgładzę!... Zgładzić... — szepnął po krótkiem milczeniu — znów zbrodnia, jak przed laty dwudziestu!... Tak, lecz jeżeli ta zbrodnia ma ocalić me dziecię, nie zawaham się przed nią! Zresztą, mogę działać, nie kompromitując się wcale... Jestem dosyć bogatym, aby zapłacić za zniknięcie kobiety. Paryż jest zapełniony ludźmi o giętkiem sumieniu, którzy za garść złota gotowi są do wszystkiego. Udam się do jednego z tych właśnie...
Tu, przemierzając wielkiemi krokami gabinet, zatrzymał się nagle.
— Lecz wspólnik... — wyszeptał — byłoby to znów poddać się w zależność tego człowieka, jak to ma miejsce z Owidyuszem Soliveau.
Wymówiwszy to imię, drgnął nagle.
— Owidyusz Soliveau... — powtórzył — dlaczegóżbym nie miał się zgłosić do niego? Jego obowiązkiem jest wyświadczyć mi przysługę, a chęć zarobienia pieniędzy, uczyni go zdolnym do wszystkiego! Tak, Soliveau jest narzędziem, jakiego mi potrzeba... Przedewszystkiem jednak chcę poznać tę dziewczynę, którą Lucyan poprzysiągł zaślubić. Gdy jej nie będzie na świecie, z radością przyjmie on rękę Maryi i moje miliony!