Podpalaczka/Tom V-ty/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Podpalaczka
Podtytuł Powieść w sześciu tomach
Tom V-ty
Część trzecia
Rozdział XIII
Wydawca Nakładem Księgarni H. Olawskiego
Data wyd. 1891
Druk Jana Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La porteuse de pain
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Amanda, ubrawszy się szybko, poszła do hotelu. Właścicielka, zapytawszy o stan jej zdrowia, dodała:
— Ależ pan baron opuścił nas... Czy tu jeszcze powróci?
— Jeżeli mu na to pozwolą jego interesa — odparła szwaczka. — Napisze on do mnie bezwątpienia... proszę więc, odbieraj pani wszelkie listy, jakieby przychodziły pod adresem Amandy Régamy.
— Dobrze.
Amanda, siadłszy przy stole, wbrew poleceniom doktora Richard, zajadała z wielkim apetytem, a około dziewiątej w towarzystwie Magdaleny wróciła do willi Róż.


∗             ∗

List, napisany przez nią do pani Augusty, otrzymał skutek pożądany. Prosiła w nim Amanda swoją zwierzchniczkę o przedłużenie urlopu, tłumacząc się koniecznością dłuższego pozostania przy ciotce chorej niebezpiecznie.
Pani Augusta, wzruszona szlachetnem uczuciem swej pracownicy, odpowiedziała przychylnie na jej prośbę i miała właśnie list wysłać na pocztę, gdy oznajmiono przybycie panny Harmant, oczekującej na nią w salonie. Właścicielka magazynu zdumioną została nagłą zmianą, w całej postaci swej klientki. Marya jaśniała powróconem zdrowiem. Policzki jej wypełniły się, wzrok mniej był gorączkowym, palące rumieńce zniknęły.
— Przybywasz pani do mnie z naganą... nieprawdaż? — pytała magazynierka.
— Za co? dlaczego?
— Za niewykończenie dotąd zamówionych kostyumów. Na moje uniewinnienie jednakże przytoczę łagodzące okoliczności. Nie chciałaś ich pani przymierzać, zkąd powzięłam przekonanie, iż nie są one zbyt pilno potrzebne.
— Tak, w rzeczy samej, przypominam sobie... — odrzekła córka milionera — byłam słabą natenczas i nie myślałam o ubiorach. Co robić obecnie? zachowani je chyba na rok przyszły.
— Lecz wyjdą z mody...
— Mniejsza z tem... daruję je mej pokojówce. Mówmy raczej o tem, co mnie do pani sprowadza. Chciałabym wybrać fasony i materyały.
— Na toalety spacerowe?
— Nie, na ubiory wizytowe, balowe i toalety dla młodej mężatki.
— Dla młodej mężatki? — powtórzyła pani Augusta — będęż miała zaszczyt robić dla pani ślubne ubranie?
— Ma się rozumieć... — odpowiedziała Marya z uśmiechem. — Rzecz jest postanowioną w zasadzie, lecz dzień jeszcze nieoznaczony. Nagła decyzya w tym względzie nastąpić może lada chwila; nie chcąc zajmować się podobnemi szczegółami w wigilię dnia tak uroczystego, wolę to wszystko zawczasu sobie przygotować.
— Jestem na pani rozkazy... Nieszczęściem jednak nie mam obecnie robotnicy, jaka dla pani zwykle pracowała. Mocno jest chore biedne to dziewczę.
— Znajdziesz pani inną... — odrzekła sucho milionerka. — Pokaż mi, proszę, najmodniejsze materye.
— Miałażby Łucya wypadkiem nie dogodzić w czem pani lub ją obrazić? — pytała modniarka.
— Proszę, nie wspominaj mi pani o tej dziewczynie! — przerwała Marya niecierpliwie.
— Zastosuję się do tego; radabym wiedzieć jednakże, w czem Łucya przewiniła? Jest obowiązkiem z mej strony nie trzymać robotnic, pozbawionych grzeczności w postępowaniu z klientkami. Łucya mimo, iż jest sierotą, w przytułku wychowaną, nie pozwoliła mi dotąd nigdy uskarżać się na siebie. Wyjątkowo mogę jej udzielić tylko pochwały...
— Nie obwiniam panny Łucyi... nie skarżę się na nią — odrzekła córka Harmanta. — Proszę jedynie, ażeby dla mnie na przyszłość nie pracowała i aby nie poważyła się nigdy pojawić w naszem mieszkaniu.
— Dlaczego?
— Ponieważ tak chcę! — zawołała Marya wyniośle.
Pani Augusta, jak wiemy, uczuwała dla Łucyi tkliwe, macierzyńskie przywiązanie. Niezmiernie przeto bolesnem jej było to zachowanie się panny Harmant względem tej Ubogiej dziewczyny.
— Mimo to wszystko — odpowiedziała grzecznie, lecz z silnem wewnętrznem postanowieniem — ja nie mogę poprzestać na wydanem mi przez panią poleceniu. — Wyrazy pani budzą we mnie podejrzenia względem tego dziewczęcia, w którem pokładałam dotąd zupełne zaufanie, dziewczęcia, które podczas pełnienia dla mnie obowiązków ciężko ranionem zostało! Pani masz do niej jakąś osobistą urazę... to jasno widzieć się daje! Mam prawo zatem nalegać o wyjawienie mi tejże... Jeżeli Łucya okazała się być niegodną mych względów, pozbawię ją takowych...
— Nie mam nic pani do powadzenia na jej zapytanie — odpowiedziała z dumą córka milionera.
Jednocześnie gdy wymawiała powyższe wyrazy, uniosła się portyera, przysłaniająca drzwi salonu, i Łucya, śmiertelnie blada, ukazała się w progu.
— Gdy kto ma odwagę spełnić nikczemność, panno Harmant! — wyrzekła głosem przerywanym z nadmiaru wzruszenia — niechaj ma męztwo dokonać to w zupełności. Marya zerwała się, ogarnięta gwałtownym gniewem.
— Łucyo... na Boga!... — wołała pani Augusta, drżąc cała.
— Och! przebacz mi pani... — mówiło dziewczę błagalnie. — Stałam za portyerą z zamiarem wejścia, sądziłam, iż jesteś samą... traf dozwolił mi posłyszeć wyrazy, rzucone przez pannę Harmant, oburzenie mnie ogarnęło... nie byłam panią siebie. Lżyła mnie ona, wyrażając się w sposób, który mnie mógł zbeszcześcić wobec ciebie, pani.. skutkiem czego mogłabym stracić twe zaufanie i życzliwość, które są mi tak drogiemi... pozbawić mnie środków zapracowania na życie! Wyrazy te dotykały mego honoru... mej uczciwości nieskalanej. Mogłażem słyszeć coś podobnego, nie stanąwszy we własnej obronie? Weszłam... i oto jestem... Proś pani panny Harmant, niechaj ci powie w mojej obecności, dlaczego żąda, abym u niej w pałacu nie pojawiła się więcej? Niech kończy swe dzieło potwarzy... słuchani... i oczekuję!...
— Pani! — zawołała Marya, zwracając się ku modniarce — pani w swym domu zobelżać mnie pozwalasz?
— Ja proszę o wytłumaczenie... — przerwała Łucya — to nie jest obelgą. Ha! zapomniałażeś więc już, panno Harmant — mówiła dalej — iż przed ośmioma dniami, ty, milionerka przybywszy na szóste piętro do ubogiej robotnicy na ulicę Bourbon, błagałaś ją tamże na klęczkach ze łzami?...
— Dość! — przerwała Marya rozkazująco.
— Nie! ty musisz mnie wysłuchać... Ja chcę usprawiedliwić się w oczach mej zwierzchniczki, wołała córka Joanny. — Chcę tego! rozumiesz?
— Nie wytrzymam tu dłużej! — krzyknęła Marya, ku drzwiom się zwracając.
Narzeczona Lucyana Labroue zastąpiła jej drogę.
— Łucyo... och! Łucyo! — jąkała z przerażeniem pani Augusta.
— Pozwól mi się pani usprawiedliwić!... — powtarzało dziewczę. — Mam wszelkie ku temu prawo... Potem uczynisz pani, co zechcesz. Panna Harmant nie przypomina więc sobie, iż przed ośmioma dniami padła przedemną na kolana, błagając, bym poświęciła się dla niej... Nie przypomina sobie, że ofiarowała mi wielką sumę pieniędzy, trzysta tysięcy franków, jeśli wyjadę z Paryża... A czy wiesz pani, w jakim celu to wszystko czyniła? Ponieważ jestem jej rywalką! Kocha człowieka, którego ja kocham i przez którego była kochaną! Oto przyczyna jej względem mnie nienawiści! Zapytaj ją pani, czy tak nie jest?
Marya, owładnięta wściekłością, darła w kawałki swą chustkę i rękawiczki.
— Jest ona zazdrosną zapamiętale!... — mówiła Łucya dalej — i zazdrość popychają do tego wstrętnego czynu, który potwarzą się zowie! No! panno Harmant... stoimy naprzeciw siebie... jeśli skłamałam, zadaj mi fałsz... proszę! kochasz Lucyana Labroue... chcesz go posiadać za jakąbądź cenę... Nie mogąc go podbić swemi wdziękami, kupujesz go sobie... zapłacisz go swojemi milionami, a mnie nienawidzisz dlatego, że kupując sobie jego nazwisko, nie możesz kupić i serca, które do mnie należeć nie przestanie. Powiedz, że kłamię... oskarż mnie mów... oczekuję tego!
— Drżyj!... abym nie powiedziała!... — zawołała Marya, stając ze zbielałemi ustami i wzrokiem błyszczącym ponuro.
— Nie drżę... nie obawiam się ciebie! Spokojna, z podniesionem czołem, oczekuję z ust twych nowej potwarzy.
— Nie obawiasz się... chcesz, ażebym mówiła?
— Chcę tego!
— A więc... niech padnie na ciebie hańba i nieszczęście, jakie mi przemocą wydzierasz!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.