Pojata córka Lizdejki/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pojata córka Lizdejki |
Podtytuł | opowiadanie historyczne |
Wydawca | Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“ |
Data wyd. | 1908 |
Druk | J. Blumowicz |
Miejsce wyd. | Mińsk |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W groźnym i obszernym zamku krewskim nudno wlokły się dni nieszczęsnemu Jagielle. Lubo zostawiono mu pozorną swobodę, trudno mu było z niej korzystać, skoro ludzi miał z sobą jeno garść małą, a obok tego kilku stróżów w zamku, którzy ciągle baczenie dawali na niego i otoczenie.
Dopiero przybycie Akseny dodało mu otuchy i lepszej wiary w przyszłość.
Jakoż obrotna i energiczna niewiasta wnet ujęła w swe ręce rządy na zamku i zdołała sobie zniewolić nieokrzesanych i prostaczych stróżów. Odtąd Proksa, Bilgen, Mostew i Żybintla, lubo niemili, nawet wstrętni przez ciągłe obcowanie, stali się jednak powolnem narzędziem w jej ręku i wnet rozpoczęto inne życie na opuszczonym zamku.
A więc łatwo dowiedziano się przez posłów, że nie wszyscy w Wilnie radzi są z rządów Kiejstuta: owszem, wielu było takich z liczby dworzan i sług przed tem Jagiełły, którzy szczerze mu współczuli i tylko z obawy przed Kiejstutem milczeli do czasu, inni zaś kryli w sobie podobne uczucia, nie wiedząc, jak i w czem możnaby dopomóc Jagielle.
Ruszono tedy niezwłocznie zasobnych skarbów jego i rozpoczęto szerokie a potajemne starania. W Wilnie samem łatwo znaleziono oparcie w Hamilonie, dowódzcy zamku górnego, który zajął to miejsce po Wojdylle. Rozgorączkowana Aksena odżyła w tej nadziei rychłej walki i pomsty, a Jagiełło dał sobą powodować w zupełności.
W końcu nadeszła długo oczekiwana sposobność. Korybut siewierski, jeden z braci Jagiełły, zachęcony przez Lizdejkę, podniósł bunt przeciw Kiejstutowi i jego zwierzchnictwu. Stary bohater ruszył natychmiast na poskromienie buntowniczego synowca, a Hamilonowi zdał władzę nad obu zamkami i miastem.
— Można się było jeszcze obawiać oporu ze strony mieszkańców miasta i jego okolic, lecz i tę przeszkodę usunęło całkiem nieprzewidziane zajście.
Oto Jerbut, teraz już arcykapłan, wnet po wstąpieniu na urząd, rozpostarł jeszcze surowsze rządy w świątyni. Zdarzyło się nawet, że raz nakazał rewizję izb, zamieszkiwanych przez ofiarników, i wtedy, o zgrozo! w celi Trojdana wykryto tajemniczą skrzynię, w której znaleziono bogato oprawny wizerunek nieznanej a pięknej niewiasty.
Podług sposobu bycia i obowiązków kapłańskich, było to już przestępstwo nie małe, a stało się większem, gdy Jerbut i kapłani, jego zausznicy, rozpuścili pogłoskę, że owa niewiasta musiała być za życia zaklętą przez młodego ofiarnika w ów metal i ozdoby obrazu.
Słysząc podobne wieści, wierny lud zebrał się u progów świątyni i tam dowiedział się z bólem, że świątynia została zamkniętą, jako znieważona przez ów obraz i niecnego ofiarnika.
Gdy wierny lud, utęskniony do swych bogów, jął płakać i burzyć się, Jerbut ogłosił, iż świątynia nie prędzej zostanie otwartą, aż bóstwa będą przebłagane ofiarą życia przestępcy. W tym celu wydał najsurowsze rozkazy szukania i ujęcia Trojdana.
Odtąd imię Trojdana było już na ustach wszystkich, i lubo dotąd tak lubione, stało się ofiarą powszechnej nienawiści.
Można sobie wyobrazić, jakie było zdumienie i radość ukryta Jerbuta, gdy służba przyboczna pewnego wieczora przywiodła przez niego młodzieńca, który sam dobrowolnie oddał się w jego ręce.
Niezwłocznie tedy rozkazał go wtrącić do lochu i najstarszym kapłanom osądzić jego przestępstwo. Była to oczywiście tylko czcza forma, bo w duszy już dawno postanowił śmierć dla Trojdana.
Jakoż rada kapłanów wydała wyrok, skazujący Trojdana na śmierć przez spalenie na stosie.
Okrutny Jerbut w przekonaniu, że podobna kara podniesie w oczach ludu jego władzę i powagę, nakazał ją wykonać uroczyście i publicznie na placu przed świątynią w najbliższe święto, kiedy można się było spodziewać wielkiego napływu ludu okolicznego.
O tem wszystkiem również wiedziano na zamku krewskim. Gdy więc okoliczności tak dobrze sprzyjały, postanowił Jagiełło dłużej nie zwlekać i wnet zebrał swoich witebszczan, niby na wyprawę łączną z Kiejstutem, a Aksena powiadomiła Hamilona, aby ze swej strony wszystko miał w gotowości.
Ponownie tedy w tak krótkim czasie zawisły czarne chmury nad grodem Gedymina.
A Trojdan siedział opuszczony w lochu, gotując się na śmierć pewną. Ale nie przestał piekielny Jerbut na tej jednej ofierze: on postanowił za jednym ciosem obalić starego Krewekrewejtę, którego wpływów mocno obawiał się dla siebie. Z szatańską tedy zręcznością skorzystał z uwagi jednego z kapłanów przy oględzinach owego obrazu Trojdana, że dziewica jest podobna do Pojaty i tę ostatnią wnet wskazał, jako wspólniczkę zbrodni znieważenia świątyni.
A nie brakło i świadectw, pozornie usprawiedliwiających to przypuszczenie. Oto wiedziano już powszechnie, że Trojdan wywiódł w popłochu Pojatę ze świątyni, że następnie kędyś kryli się, aż przybyli do Kiernowa.
Wprawdzie tu i owdzie dawały się słyszeć głosy obrony za niewinną Pojatą, lecz Jerbut stanął wobec ludu groźny i nieugięty, więc też owe głosy wkrótce zamilkły w ogólnej ciżbie i narzekaniu na zamknięcie podwojów świątyni.
— Niech zginą razem, a wtedy świątynię otworzę i bóstwo przebłagam — rzekł ostatecznie Jerbut.
I tyle było śród Litwinów przywiązania dla swych bogów, tyle — wyznajmy szczerze — zabobonów i ciemnoty, że tłum uległ temu wyrokowi, a pewna część niecierpliwie oczekiwała na spełnienie niezwykłej kary i ztąd ciekawe dla siebie widowisko.
Tak to tłum, często obałamucony przez występne jednostki, staje się nawet dzikim i okrutnym.
A wyrok taki najsilniej dotknął Trojdana. Niczem dlań była śmierć sama, lecz mógłże pozwolić na to, aby owe dziewczę niewinne ginęło przez niego, aby cios śmiertelny ugodził w Lizdejkę, który go przyjmował u siebie z taką miłością.
Napróżno tłumaczył się, a nawet błagał i zaklinał Jerbuta i sędziów, aby oszczędzono dziewczę niewinne, — wyrok został niewzruszonym. Więc bił głową o mur i, rozszalały rozpaczą, stokrotnie siebie obwiniał za lekkomyślność w postępowaniu, to znowu on, niedawny ofiarnik pogański, rzucał się na kolana i gorąco błagał Boga o cud, o łaskę dla niewinnej Pojaty.
A dzień naznaczony zbliżał się nieubłaganie.
Stary Lizdejko, nic nie wiedząc o losach Trojdana i posądzeniu Pojaty, wiedziony pobożnością niewygasłą, przyjechał do stolicy, aby złożyć ofiarę i odprawić modły w świątyni.
Wziął także z sobą Pojatę, jak zwykle.
Gdy wjechali do miasta, wnet otoczył ich tłum i ten, odrazu ujęty widokiem starego Krewekrewejty, nie szczędził mu oznak czci i uszanowania. Tłum ów rósł co krok, rósł z każdą chwilą, aż pojazd stanął u podwojów świątyni.
Gdy te znalazł zamknięte, uniesiony gniewem starzec zaklął swoje bogi, a tłum podniecony wyważył podwoje. Lizdejko zapomniał, iż już nie jest naczelnikiem wiary i szedł wspaniały przed święty ołtarz ofiarny, oświetlony niegasnącym Zniczem, aby natychmiast odprawić modły i zwyczajne ofiary.
Niespodzianie znalazł się i orszak kapłanów, którzy zbiegli od boku Jerbuta.
Już modły pobożne rozbrzmiewały w świątyni, już wonne kadzidła wzbiły się w dymach, gdy przypadła do ojca, niby obłąkana, Pojata z okrzykiem boleści:
— Ojcze, ratuj Trojdana, który oczekuje śmierci w więzieniu!
Poczem padła u nóg jego bez zmysłów. W popłochu zaledwie dowiedział się Lizdejko o przyczynie skazania, i przejęty najwyższem oburzeniem, ruszył niezwłocznie do więzienia.
Straż nie śmiała mu stawić przeszkód, choć już zewsząd, miasto poprzedniego uwielbienia, groźny pomruk szedł z tłumu, a ten i ów gadał mu o obrazie, który miał być odbiciem oblicza Pojaty, a raczej jej zaklęciem.
Niebawem wstąpili oboje do lochu.
— Gdzie jesteś, mój synu? zawołał starzec.
— Tu, żegnam cię na wieki, mój ojcze! — odparł Trojdan głosem bólem obrzmiałym i bezwładny padając do stóp starca.
— Synu! — rzekł starzec głosem drżącym, — popełniłeś błąd wielki, mnie wyznaj przynajmniej, co ten obraz znaczy?
— Przysięgam ci na cnoty twej córki, że nie ma żadnego związku z Pojatą, która jest czystą, jak niebo. Nieomal pragnę dziś śmierci dla siebie, bo ona niewinność twej córki wykaże, lecz nie zmuszaj mię do wyznania, co ten obraz oznacza, gdyż tego uczynić nie mogę.
— Więc zginiesz nieszczęsny, a córka moja wraz z tobą.
— O! ratuj go, mój ojcze! — wołała łkając Pojata.
— Nie wiele ja mogę, drogie dziecię, szczególniej teraz, gdy odjęto mi naczelne stanowisko, gdy nawet Kiejstuta nie ma na zamku, a srogi Jerbut zarówno godzi w Trojdana, jak i we mnie.
— Więc i ja zginę razem z Trojdanem! — odrzekło dziewczę z mocnem postanowieniem.
— Opamiętaj się, dziecię! Wszak ta twoja gorliwość jeno bardziej was oboje w oczach kapłanów i Jerbuta obwinia? — upomniał starzec głosem złamanym.
— To mię nie powstrzyma, gdyż mam przekonanie, iż robię dobrze, ratując przyjaciela. Zostanę nawet tu w lochu i podzielę los Trojdana.
A wtedy zrozpaczony młodzian upadł przed nią na kolana i błagał, aby go zostawiła własnemu losowi.
Ale Pojata pozostała głuchą na wszelkie przełożenia, tylko po chwilowym namyśle postanowiła wraz z ojcem udać się po pomoc i opiekę do Hamilona.
Więc znowu błysnęła nadzieja ratunku, gdyż ów chętnie wysłuchał próśb byłego Krewekrewejty i posłał wnet straże do lochu i przed świątynie, aby wstrzymano wymierzenie kary na winnych, a to z powodu, iż nie godziło się w ten sposób znieważać dzień tak uroczysty.
A gdy trwożna Pojata biadała nad tem, i nazajutrz ponownie miecz kary zawiśnie nad Trojdanem, Hamilon odrzekł wymijająco:
— Dzień jutrzejszy wiele zmian może nam przynieść, nawet zgoła nowe a tak silne rządy, wobec których umilknie powaga Jerbuta.
Wszakże i to już było dobrze, że nikt nie ważył się myśleć o śmierci Pojaty, choć Jerbut i oddani jemu kapłani podżegali tłum do tego.
Gdy ranek dnia następnego zabłysnął, tłum ludu obległ świątynię i plac, przed nią rozściełający się, a nawet szedł tam również cały orszak kapłanów, a śród niego przyniesiono uroczyście Jerbuta, blisko którego szedł jeden z ofiarników, zbrojny w ostry topór, gdyż ostatecznie postanowiono nie spalić winowajcę, lecz ścięciem dać niby na ofiarę bóstwom.
Pojata z ojcem, miotana bólem i rozpaczą, śledziła za wszystkiem z okien zamku dolnego, śląc co chwila do Hamilona i nalegając o ratunek.
On zaś wskazywał na liczne swe straże, rozstawione na placu, a wzrokiem zdawał się spoglądać co chwila na południe, jakby w stronę zamku krewskiego.
Już dziewczę widziało, jak kapłani ustawili się wkoło, a wnet przywiedziono z lochu bladego i zmizerowanego Trojdana, gdy nagle tłum zebrany na placu zakołysał się, niby fale jeziora, a nad wszystkiem i wszystkiemi wzbił się w górę gromki i przerażający okrzyk bojowy. Jeszcze chwila i rozległ się gwałtowny tętent koni galopujących, tumany pyłu okryły tłum cały, u okrzyki wojenne zmięszały się z wrzaskiem i jękiem bitych i tratowanych.
Lecz oto wiatr zniósł na chwilę kurzawę i Pojata ujrzała na czele odziału napastniczego rycerską Aksenę, przybraną w zbroję i szyszak, a z ręką w goły miecz zbrojną.
— Za mną, chrobre witebszczany! śmierć mordercom Wojdyłły! — wolała, wiodąc swój oddział na tłum i kapłanów Jerbuta.
W popłochu nikt nie myślał o obronie, a straż zamkowa niby umyślnie zdawała się nie wiedzieć, co się dzieje dokoła.
Więc oddział konny rozbił wnet cały tłum na pojedyńcze uciekające gromadki, wielu stratował i wielu mieczem poraził. Plac wnet opustoszał, a tuż rozległy się głosy trąby i radośne okrzyki powitalne, — to Jagiełło jechał tryumfujący na czele nowego oddziału.
Jakoż bramy zamkowe stanęły przed nim otworem, niby przed gościem upragnionym, a straż zamkowa, zagarniając z sobą Trojdana, niezwłocznie wstąpiła za nim na podwórze.
Uwiadomiony Jagiełło o losie, jaki czekał Trojdana, rad był okazać mu swą łaskę, lecz jednocześnie pytał o ów obraz i kazał go natychmiast pokazać.
Gdy rozkaz spełniono, długo patrzał ciekawie na piękny wizerunek niewieści i niemal z zazdrością widział, jak Trojdan, skwapliwie zabrawszy obraz, uszedł do zamieszkiwanej przez siebie izby przy świątyni.
Nie było zresztą i czasu na rzeczy tak błahe. Wraz z powrotem do władzy, czekały go niezliczone obowiązki przyjęcia wiernych sprzymierzeńców, książąt i panów, a obok tego należało niezwłocznie pomyśleć o dalszej walce z Kiejstutem i Witoldem, którzy, przecież mając siły dość znaczne, mogli się pokusić o zwycięztwo i ubieżenie grodu i zamków.
Wszakże już w dni kilka wspomniał Jagiełło ponownie o obrazie, i jako zawsze był rad wdziękom niewieścim, a onej dziewicy jeszcze więcej z powodu podobieństwa do Pojaty, rozkazał stanąć przed sobą Trojdanowi wraz z tajemniczym wizerunkiem.
Młodzian rozkazu usłuchał, lubo trochę zaniepokojony o swój skarb.
— Jak się masz, żwawy chłopaku! Czyś się już obaczył, że jeszcze żyjesz cały i zdrowy? — pytał Jagiełło wesoło.
— Podwójnie się cieszę, miłościwy panie, że życie moje winienem szczęśliwemu powrotowi twojemu do należnej ci władzy.
— Podobno to ten obraz takiej biedy cię nabawił? Mówże, jest że w samej rzeczy tak szkodliwym?
— Ani trochę, panie, chyba, że będzie mi wydartym kiedykolwiek — odrzekł spokojnie Trojdan, licząc na to, że książę nie był wolny od zabobonnej trwogi, jak inni Litwini.
— Więc mów prawdę, kogo ten obraz przedstawia?
Młodzian na te słowa ozwał się znękany:
— Panie, otom miał śmierć nad sobą tak niedawno, a nie rzekłem na podobne pytanie ani słowa, chcesz-że, abym dziś stracił twą łaskę, bo nie mogę uczynić zadość twemu rozkazowi.
— Osobliwy z ciebie człowiek! Zali nie wiesz, że śmierć twoją stokroć okropniejszą mogę uczynić? Mówże, toć Pojata, córka arcykapłana?
— Nie, miłościwy panie, szanuję Pojatę i czczę, jak na to zasługuje, ale daleko jej w godności do osoby, którą ten obraz przedstawia.
— Więc wybierz jedno z dwojga: śmierć lub moją łaskę, którą cię obdarzę, skoro się dowiem, kto jest ta śliczna osoba i gdzie się znajduje.
— Niestety, panie, oddaję moje życie twej woli, ale nie mogę ci być posłusznym.
— Lecz pomyśl, że i tak będę wiedział, co mi potrzeba, gdyż rozkażę wszędzie jej szukać, a znalezionej stawić się przedemną.
— O! panie, luboś potężny i wielki, nie masz mocy żadnej nad nią, gdyż ona cię potęgą przenosi, — odparł młodzian z zapałem.
— Więc któż to? czyżby królewna jaka? — nieco drwiąco badał Jagiełło.
Ale Trojdan umilkł znękany.
— Więc mniejsza o jej imię, ale obraz zostanie tu w naszym zamku — postanowił Jagiełło.
Wyrok ten dla Trojdana równał się prawie śmierci, lecz ani jednem słowem nie śmiał mu zaprzeczyć.
I wnet, na rozkaz Jagiełły, straż ujęła obraz i umieściła w jednej z izb zamkowych, wyłącznie na ten cel oddanej, a książę kazał dać obrazowi wartę, któraby nad nim ciągłe czuwała.
Oczywiście było w tem trochę trwogi, rozbudzonej opowiadaniem o zaklętej istocie żywej w ów obraz, a Jagiełło nie wiele odbiegał pojęciami od innych.
Nie mniej przeto sam książę nie przestawał myśleć o wdziękach onej nadobnej dziewicy i w sekrecie często przychodził do owej izby zamkowej, ażeby ucieszyć oczy jej widokiem.
A biedny Trojdan w tym czasie, pozbawiony swojego skarbu, zwolna się zwrócił myślą i sercem ku jedynej przyjaciółce, Pojacie, która mu krom życzliwości dawała i przypomniała oblicze wydartej, a ukochanej niewiasty.
Za rozkazaniem Jagiełły, sędziwy Lizdejko ponownie został przywrócony na stanowisko Krewekrewejty, co dało mu możność otoczyć Trojdana opieką i iście ojcowskiem przywiązaniem.
A niewinna i urocza Pojata, wolna od podejrzeń i wszelkich myśli ubocznych, żyła jeno chwilą obecną, i ercem[1] a myślą garnęła ku młodzieńcowi, choć nigdy nie było między nimi gawędy o kochaniu, choć ich stosunek był wolny od zwykłych figlów zalotnych.
Oto szli ku sobie, niby dusze wybrane i sobie przeznaczone, a ulegające jakiemuś ślepemu wyrokowi.