Potworna matka/Część czwarta/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Po wyjściu z gabinetu sędziego śledczego, Joanna i Helena udały się na ulicę Verrerie.
Józef Włosko, zobaczywszy Helenę, ucieszył się niezmiernie.
— Jest pani wolną! — zawołał. — Wolną! Jest więc prawdziwa sprawiedliwość?
— Tak, wolną jestem — odpowiedziała młoda kobieta — ale jeszcze nie zupełnie uniewinnioną.
— Niech to pani wcale nie przestrasza. Jest pani wolną, to rzecz główna! Jutro niewinność pani będzie uznaną i ogłoszoną, ja za to ręczę!
— Pani Helena pozostanie tutaj — odezwała się Joanna.
— Z panią?
— Tak.
— To niech się pani rozgospodaruje w pokojach na górze. Piotr spać będzie na pierwszym piętrze. Zresztą mamy do sprawdzenia rachunki z dwóch tygodni, to będziemy pracowali razem do późnej godziny. Kiedy pani już pomieści wygodnie panią Helenę, czy nie byłaby pani łaskawa zamówić w restauracji obiad na cztery osoby, który niech nam przyniosą o godzinie siódmej wieczorem.
Wreszcie niech pani tak zrobi, jakby pani była już tutaj panią.
Włosko wymówił wyraz już z przyciskiem!
Joanna zbliżyła się do niego.
— Ani słówka, ani do ojca, ani do panny Heleny, proszę pana — szepnęła.
— Dlaczego?
— O! proszę pana... pani Helena dowie się później.
— Dobrze. Ale będzie pani musiała jej przedstawić wieczorem swego ojca.
— To prawda.
— Uczyń pani to natychmiast, a ja po tem objaśnię.
Joanna skinęła głową i zapytała głośno:
— Czy ojciec mój już powrócił, panie Włosko?
Helena, usłyszawszy, że młoda dziewczyna mówi o ojcu swym, nie mogła się powstrzymać od okrzyku zdziwienia.
— Ojciec twój, Joasiu? — zawołała.
— Tak, ojciec mój — odpowiedziała z uśmiechem córka Piotra Bertinot.
— Zdaje mi się, że mówiłaś mi, iż nie żyje?
— Tak, przez długi czas myślałam, ale się myliłam dzięki Bogu?
Były dependent wtrącił się do rozmowy.
— Niech pani to nie dziwi — rzekł. — Ojciec naszej kochanej Joasi jeździł do Indji. Rozeszła się pogłoska o jego śmierci. Wrócił do Francji kilka dni temu.
W tejże chwili wszedł Piotr Bertinot.
Joanna podbiegła ku niemu.
Ucałował ją czule i ukłonił się Helenie.
— Ojciec — odezwała się młoda dziewczyna — panna Helena, którą bardzo kocham, przepędzi kilka dni ze mną.
— A teraz kiedy znajomość zrobiona — zawołał Włosko wesoło — panno Joanno, proszę zająć się pokojami gościnnymi i pomyśleć o obiedzie.
Bertinot zdał sprawę byłemu dependentowi z interesów załatwionych w mieście.
— Bardzo dobrze — wyrzekł Włosko. — Dziś wieczorem trzeba będzie nam dość późno w nocy popracować, mój przyjacielu.
— Możemy całą noc posiedzieć, jeżeli potrzeba.
— Chciałbym zupełnie skończyć z rachunkami półmiesięcznymi. Weźmie pan książki i zajmie mój pokój. Ja pracować będę w gabinecie. Gdy będzie się pan czuł zmęczony, to położy się na moim łóżku, bo twoim pokojem rozporządziłem dla przyjaciółki Joasi. Jutro wszystko to lepiej urządzimy. Ja prześpię się na kanapie.
Piotr Bertinot zaniósł rejestry do pokoju Włoski i przygotował lampę do pracy nocnej.
Wózki wynajmowane przekupniom, wróciły jak zwykle. Po tym zamknięto kantor i obaj mężczyźni udali się Heleny i Joanny.
Helena wydawała się mniej przygnębioną. Obecność Joasi budziła w niej dawniejsze nadzieje.
Obiad wszakże przeszedł w milczeniu.
O godzinie dziewiątej dziewczęta udały się do swych pokojów. O dziesiątej już spały.
Bertinot pracował w pokoju swego zwierzchnika.
Jednocześnie obok tego pokoju, w swym gabinecie, były dependent postawił przed sobą na biurku skrzynkę, zawierającą w sobie dowody zbrodni, popełnionych przez Julię Tordier.
Otworzył skrzynkę, wyjął z niej te dowody jak również kajet, w którym codzień zapisywał notatki, dotyczące postępków Garbuski w przeszłości i teraźniejszości.
— Jutro — wyszeptał — zaniosę to wszystko sędziemu śledczemu i powiem mu całą prawdę. To człowiek uczciwy i wysokiej inteligencji, zna on dobrze i rozumie życie. Pobłażliwym będzie dla mnie, ręczę, a zresztą cokolwiek wyniknie, ja spełnię swój obowiązek.
I dodał nowe notatki do tych, które stanowiły piorunujący akt oskarżenia.
Około godziny jedenastej jeszcze nie skończył, ale czuł, że go sen ogarnia.
Wszedł do pokoju, gdzie Piotr Bertinot sprawdzał rachunki.
— Ja prześpię się przez godzinę. O północy obudź mnie pan z łaski swej.
— Dobrze.
— A panu się nie chce spać?
— Nie, i położę się dopiero po skończeniu roboty.
Włosko wrócił do swego gabinetu i wyciągnął się na kanapie, pozostawiając lampę palącą się, której światło oświetlało przedmioty, rozłożone na biurku.
Natychmiast prawie zasnął głębokim snem i cisza śmiertelna zapanowała w całym domu.
W dwadzieścia pięć minut później Julia Tordier przedostała się na strych, jak już opisaliśmy, i skierowała się ku drzwiom na schody, prowadzące wprost na podwórze.
Otworzyła drzwi i wyszła na schody.
Stąpając w pończochach, nie sprawiała żadnego odgłosu.
Przyszedłszy na pierwsze piętro, zatrzymała się nagle.
Po lewej stronie z poza drzwi, nie zupełnie zamkniętych, wybiegało pasmo światła.
Zbliżyła się i przez drzwi uchylone zobaczyła Józefa Włosko śpiącego.
Po chwili, gdy przyjrzała się młodzieńcowi, oczy jej skierowały się na biurko i wpatrzyła się w nóż, który jej posłużył do zabicia doktora Reyniera.
W tejże chwili umysł jej opanowało pragnienie zbrodni i żądza zemsty.
Jej wróg śmiertelny, ten, który posiadał jej tajemnice, ten, który już wydał ją, ten, który zamierzał ją zgubić, znajdował się tuż blisko niej, a sen oddawał go na jej łaskę.
Zbyt piękną była sposobność, ażeby z niej nie skorzystać.
Julia Tordier popchnęła drzwi, weszła, zbliżyła się wprost do biurka i schwytała straszną broń.
W tedy spostrzegła zeznanie, podpisane w Petit-Bry przez Tristana i kajet, na którego każdej stronie powtarzało się jej nazwisko.
Garbuska zabrała to wszystko i z nożem w ręce podeszła ku Włoskowi.
Podniosła rękę z nożem.
W tejże chwili drzwi od pokoju, gdzie pracował otworzyły się i odgłos ten strwożył Julię Tordier!
Nóż, zamiast zagłębić się po rękojeść w piersiach, zranił lewe ramię.
Wosko wydał okrzyk z bólu i jednocześnie dał się słyszeć straszny okrzyk Bertinota, który w Garbusce poznał Julię Derasme.
Nędznica obróciła się i poznała w nim swą pierwszą ofiarę, człowieka, przez nią zgubionego, o którym myślała, że oddawna nie żyje.
Ryk rozpaczliwy wydarł się jej z gardła i padła na kolana.
— Ona! — wykrzyknął Włosko.
— Ona! tak, ona! — odpowiedział Piotr.
Julia wypuściła nóż, wyciągnęła ku niemu ręce drżące i błagalne.
— Więc mnie poznałaś? — rzekł.
— Żyjesz! — wybełkotała.
— Tak, żyję! I Bóg mi świadkiem, nie szukałem zemsty. Ale ty sama mi ją przynosisz! Ha, więc niech się sprawiedliwości stanie zadość!
I, podniósłszy nóż, którym o mało co nie został zabity Włosko, rzucił się ku Garbusce.
W tejże chwili ukazały się na wpół ubrane Helena i Joanna, zbudzone i sprowadzone hałasem.
Gdy ujrzały Julię Tordier, przerażenie zmroziło je obie i krzyk zgrozy jednocześnie zamarł im w gardle.
Bertinot spostrzegł je i zatrzymał się, nie ugodziwszy Garbuski.
Ta, jakby dotknięta została obłędem.
— Łaski! — wybełkotała przeraźliwie. — Łaski!
Piotr zwrócił się do córki:
— Joasiu, dziecię moje, biedne moje dziecko! rzekł — ukrywałem dotąd przed tobą nazwisko matki. Dziś ci je powiem. Zanim skradła nazwisko uczciwe człowieka, nazywała się Julia Derasme. Oto ona!
— Ona moją matką! — zawołała Joanna. — A! to dlatego ja tak kocham Helenę!
— Siostro moja! Siostro moja ukochana — wyrzekła Helena, padając w objęcia Joanny.
— Tak, to twoja matka — podchwycił Bertinot. — Do tych zbrodni, już popełnionych, teraz dodała znów nową, i dlatego ją zabiję!
Ramię jego podniosło się znowu.
Już miał uderzyć.
Helena i Joanna rzuciły się między niego i Julię
— Łaski! łaski! — wykrzyknęły obie — to nasza matka!
— Ha! — odparł Piotr, rzucając nóż — to niech ją oddadzą sądom, bo chciała zabić naszego przyjaciela!
Joasia podbiegła do Włosko, a zobaczywszy zakrwawione jego ramię, mało co nie zemdlała.
— O! to nic, kochana Joasiu! — rzekł żywo były dependent, podtrzymując zdrową ręką mdlejącą dziewczynę. — Rana zupełnie lekka. Ojciec twój ocalił mi życie.
— Litości! — szepnęła Garbuska.
Włosko zwrócił się do niej.
— Prosisz litości, — rzekł — pani, coś nigdy nie wiedziała, co to litość, pani, nieubłagana w okrucieństwie, pani, co byłaś katem dla córki swej Heleny, siostrzeńca i jego matki! Ty, coś nakazała i opłaciła śmierć Joanny, wiedząc, że ona jest twoją córką! Ty, coś zabiła swego męża! Ty, coś zamordowała doktora Reyniera. Ty, coś nigdy nie miała litości dla nikogo. O, niema litości dla ciebie!
Helena i Joanna nie mogły powstrzymać okrzyku zgrozy, słysząc, jak Włosko wymawiał te słowa: „Ty, coś zabiła swego męża! Ty, coś zamordowała doktora Reyniera!“
— Dla takiego potwora miejsce jest na rusztowaniu! — wyrzekł Piotr Bertinot. — Oddajmy tę zbrodniarkę sędziom.
— Nie — odparł Włosko, a myśl nagła przemknę przez głowę. — Ta zbrodniarka nie nazywa się Julia Derasme, lecz nazywa się Julia Tordier. To nazwisko uczciwego człowieka, pani Helena je nosi, a wlec je do sądu przysięgłych byłoby to je splamić.
— A jednak sprawiedliwości musi stać się zadość wyszeptał Bertinot.
— Stanie się jej zadość, a honor nazwiska będzie ocalony — przysięgam.
— Jakim sposobem?
— Zobaczycie to wkrótce.
Włosko otworzył jedną z sekretnych szuflad biurka, wyjął z głębi szuflady przedmiot jakiś bardzo małej objętości, który schował do kieszeni, po czym, przystąpiwszy do Julii Tordier, którą podniósł ruchem gwałtownym, rzekł jej:
— Chodź pani z nami!
Garbuska nie poruszyła się z miejsca.
Włosko schwycił ją za rękę.
— Pójdź pani! — rozkazał.
Helena i Joanna upadły na kolana i ukryły twarze w dłoniach.