Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/Część pierwsza/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Drukarnia Naukowa Tow. Wydawn. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | El ingenioso hidalgo Don Quijote de la Mancha |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
W prowincji Mancza, w miasteczku pewnem[1], którego nazwy przypominać teraz nie chcę, żył niedawnemi czasy pewien hidalgo, z rodzaju tych, co za cały dobytek mają kopję u siodła, starożytną tarczę, — chuda szkapę i jednego gończego. Strawą[2] w kociołku z baraniny raczej niż z wieprzowiny przyrządzona, resztki obiadu z okrasą — prawie na każdą wieczerzę, soczewica w piątek, jajecznica z szynką w sobotę, a w niedzielę gołąbeczek na przydatek, pochłaniały trzy czwarte jego mienia. Reszta szła na kaftan z przedniego sukna, aksamitne, odświętne pludry i takież sandały, oraz na świtkę z doborowego samodziału, w której w dni powszednie paradował.
Trzymał w swym domu gospodynię, której już czwarty krzyżyk minął, siostrzenicę, około dwudziestu lat liczącą, oraz pachołka, sposobnego do zajęć w polu i koło obejścia, który zarówno konia kulbaczył, jako i drwa rąbał siekierą. Szlachcic nasz już do pięćdziesiątki się zbliżał. Kompleksji był silnej, pociągły na twarzy, w sobie kościsty, do rannego wstawania bardzo skory i wielce w łowach rozmiłowan.
Mówią, że miał przydomek Quijada, czy Quesada (co do tego niemasz zgodności między dziejopisami), ale według niektórych domysłów suponować można, że się zwał Quejada. Nie jest to zresztą wcale ważne dla naszej opowieści; rzecz główna w tem, aby opowieść ta ani na jotę prawdzie nie chybiała. Owóż tedy trzeba wam wiedzieć, że gdy nasz szlachcic nic do roboty nie miał (co przez większą część roku się zdarzało) zagłębiał się w czytaniu ksiąg rycerskich z takim zapałem i lubością, że nawet o łowach całkiem zapominał i zajęcia koło gospodarstwa niechał. Zaciekłość ta i ciekawość do tych granic doszła, że sprzedał kilka mórg ziemi pod pszenicę, byle tylko mieć za co księgi rycerskie do lektury kupować. Znosił do domu wszystko, co w tej materji mógł znaleść. Z ksiąg tych najwięcej mu do smaku przypadły te, które Felicjan de Silva[3] ułożył, ponieważ jasność jego prozy i jego zawiłe wywody, zdawały mu się być klejnotami sztuki pisarskiej, zwłaszcza, gdy czytał piękne słowa miłości lub dumne wyzwania na rycerską sprawę na ten kształt: „Nierozwaga rozwagi, którą sprawujesz w mojej rozwadze, do tego stopnia moją rozwagę osłabia, że nie bez wagi żalić się muszę na Waszej piękności przewagę“... albo też: „Wysokie nieba, które w boskości waszej bosko wraz z gwiazdami was umacniają, czynią was zasługującemi na zasługę, na którą zasługuje wasza wielkość.“
Z tych to racyj biedny rycerz stracił rozsądek i głowił się niepomiernie, aby księgi rycerskie zrozumieć i uchwycić ich sens zakryty, czegoby i sam Arystoteles uczynić nie zdołał, gdyby poto zmartwychwstał. Nie bardzo mu się to prawdziwem widziało, aby don Belianis mógł tyle plag i ran zadać i odebrać, gdyż choćby i medycy, którzy mieli go na pieczy, najbieglejsi byli, nie mogliby przecież temu zaradzić, aby mu nie zostało szram na gębie i obraz na ciele.
Mimo to wszakoż w większej miał estymie autora tej księgi, który kończył ją obietnicą dalszego wątku przygody i niejednokrotnie przychodziła mu chętka, aby schwycić za pióro i do kresu ją doprowadzić, zgodnie z tem, co się tam gada i obiecuje — i ani chybi byłby to uczynił, gdyby inne wielkie a ustawne zamysły mu na przeszkodzie nie stanęły. Nie raz i nie dwa wszczynał dysputy z proboszczem ze swojej parafji (był to człek uczony, licencjat akademji w Siguenza),[4] w tej kwestji: kto jest najznamienitszym na świecie rycerzem: Palmerin z Anglji, czy Amadis z Galji, chociaż mistrz Mikołaj, balwierz tamtejszy utrzymywał z uporem, że żaden z nich nie umywa się do Rycerza Słońca i jeśli ktokolwiek już z nim w paragon iść może, to chyba don Galaor, brat Amadisa z Galji, jako że miał charakter bardzo zgodny i nie był takim niewieściuchem, ani płaksą, jak jego brat, co się zaś dzielności tyczy, to ani na krok mu nie ustępował.
Krótko mówiąc, szlachcic nasz tak się w czytaniu zapamiętał, że nad księgami spędzał całe noce, od wieczora do rana i całe dni od rana do wieczora. Na skutek tego ciągłego czytania tak mu mózg zjełczał, iż całkiem rozsądek utracił. — Imaginacja jego napełniła się wszystkiem tem, o czem w księgach czytał, a więc wyobrażeniem czarów, zwad, bitw, ran, namiętności, miłosnych wyzwań, udręk i najgłupszych ekstrawagancyj. Wbił sobie do głowy ćwieka, że wszystkie te książkowe wymysły są prawdą i nie było już dla niego historji prawdziwszej, ani pewniejszej na świecie.
Mówił, że Cyd Ruy Diaz był wielce sławnym rycerzem, ale że jednak do pięt nie dorósł Rycerzowi Ognistej Szpady,[5] który jednym zamachem miecza na dwoje rozpłatał dwóch zadufanych w sobie olbrzymów, o straszliwej postawie. Na wszem zgadzał się również z Bernardem de Carpio,[6] ponieważ ów zabił w Roncenvaux zaczarowanego Rolanda, posiłkując się sposobem Herkulesa, który udusił w swoich ramionach Anteusza, syna ziemi. Wysławiał bardzo olbrzyma Morgante, wywodzącego się z rodu wielkoludów a jednak bardzo dwornego i obyczajnego, chocia wszyscy olbrzymi są pyszni i gburowaci. Lecz nadewszystko chwalił Rinalda z Montanbanu, zwłaszcza gdy ten, opuściwszy swój zamek, łupił każdego, kogo napotkał i gdy, przeprawiwszy się przez morze, ukradł bałwana Mahometa, odlanego ze szczerego złota, jak o tem historja namienia. Zaś aby zdrajcę Gonelona dosięgnąć i uraczyć go tęgiem kopnięciem — poświęciłby chyba swoją gospodynię i siostrzenicę.
Gdy wreszcie rozum stracił z kretesem, przyszła mu do głowy myśl najgłupsza, na jaką kiedykolwiek największy głupiec na świecie wpaść mógł. Ubrdał sobie, że będzie to stosowne i konieczne tak dla zwiększenia swojej sławy, jak i dla dobra ojczyzny, stać się błędnym rycerzem, wyruszyć konno i zbrojno w szeroki świat na spotkanie przygód, i dokonywać tych czynów, o których czytał, że je błędni rycerze dokonują, aby, naprawiając wszystkie rodzaje krzywd i wystawiając się na niebezpieczeństwo i hazardy i wychodząc z nich zwycięsko, chwałę nieśmiertelną uzyskać. Biedaczysko imaginował sobie, że dla dzielności jego prawicÿ, już go na cesarza Trebizondy ukoronowano. Zasmakowawszy w tych przyjemnych myślach i uwiedziony ich ponętą, jął się kwapić, aby zamysły swe jaknajprędzej w czyn wprowadzić.
Nie mieszkając, zabrał się przeto do czyszczenia swej zbroicy, która mu w dziedzictwie po pradziadach przypadła. Cała zardzewiała i grubą warstwą kurzu pokryta, spoczywała w kącie w głębokiem zapomnieniu. Odświeżył ją i oporządził, jak mógł najlepiej. Ale ku wielkiemu strapieniu spostrzegł biedak, że nie dostawało jej najważniejszej części: zamiast całego hełmu — był tylko nagłówek. Poszedł jednak po rozum do głowy i z kawałka tektury uczynił coś na kształt przyłbicy, która połączona z nagłówkiem, czyniła wrażenie całkowitego hełmu.
Chcąc wypróbować, czy szyszak jest mocny i czy się będzie mógł oprzeć próbie ciosu, wydobył szpadę i wyrżnął nią dwa razy. Lecz już pierwsze uderzenie w niwecz obróciło pracę całego tygodnia. Nie uskarżał się na ten przypadek i aby się na przyszłość przed taką możliwością ubezpieczyć, jął wszystko na nowo uładzać, wstawiając pod tekturę dwa żelazne drążki. Przekonany teraz, że ma hełm najprzedniejszego gatunku i głęboko ukontentowany z jego wytrzymałości, nie poddawał go już nowej próbie.
Wkrótce potem poszedł obejrzeć swego rumaka, który aczkolwiek miał więcej narośli na nogach, niż dukat ma groszy i więcej skaz, niż wywloką Gonelli,[7] qui tantum pellis et ossa fuit, tem niemniej wydał mu się dzielniejszym od Bucefała Aleksandra i Babieki Cyda. Cztery dni strawił, głowiąc się nad wymyśleniem nazwy, gdyż był przekonany, że rumak sławnego rycerza, rumak, odznaczający się tak pięknym wyglądem, nie mógł pozostawać bez odpowiedniego miana.
Szło mu koniecznie o to, aby nazwa ta mówiła jasno, jakim był ów rumak, zanim począł błędnego rycerza na swym grzbiecie nosić i jakim stał się od tej pory. Nie dziwota, że skoro jego pan zmienił kondycję, to i on nazwę zmienić musiał, przyjmując inną, bardziej sławną i pięknie brzmiącą, na wszem z jego nowem powołaniem i stanem zgodną.
Siła imion tworzył, przetwarzał, przekręcał i wykręcał, przedłużał i skracał, wałkował i nicował w wyobraźni swej i pamięci, aż wreszcie nazwał go Rossynantem, gdyż nazwa ta zdała mu się bardziej świetna, mile w ucho wpadający i oznaczająca przytem, jakim rumakiem był ongiś a jakim stał się teraz, on, najpierwszy rumak świata.
Nadawszy już miano swemu koniowi, zgodnie ze swym gustem i życzeniem, chciał również i sam jakieś imię przyjąć i na rozmyślaniach nad tą kwestją osiem dni strawił. Wkońcu nazwał się Don Kichotem.[8] Stąd też poszło, że niektórzy autorzy tej tak prawdziwej historji, wnosili, że winien się był zwać Quijada,[9] a nie Quesada, jako znów inni utrzymywali.
Rycerz nasz przypomniał sobie, że dzielny Amadis, nie zadowolił się tem, że nazywał się poprostu Amadisem, lecz, że przydał do swego imienia jeszcze nazwę swego królestwa i ojczyzny, aby ją bardziej sławną uczynić, zwąc się odtąd Amadisem z Galji.
Takoż i on, rycerz prawy, dodał do swego nazwiska nazwę swego kraju i zwać się począł Don Kichotem z Manczy. Według jego mniemania, nazwa ta mówiła bardzo dowodnie o jego ojczyźnie i rodzie i wielkiego im przyczyniała splendoru.
Oczyściwszy tedy zbroję, uczyniwszy przyłbicę, nadawszy nazwę koniowi i sobie, sądził, że teraz niczego mu już nie brak, krom wyszukania sobie damy, gdyż rycerz błędny bez miłości jest, jak drzewo, liści i owoców zbyte, lub, jak dusza bez ciała.
Mówił do siebie tym kształtem: „Jeśli kiedy na moje nieszczęście, albo raczej na szczęście, przyjdzie mi się potykać z jakimś olbrzymem, co się często błędnym rycerzom przytrafia i gdy go z konia uderzeniem kopji złożą, albo i na dwoje rozpłatam, gdy go zwyciężę i woli swojej shołduję, azaż nie będzie miło posłać go do kogoś, aby się w mojem imieniu sprezentował?“
Wejdzie, rzuci się na kolana przed moją panią, pełną słodyczy, i rzecze głosem cichym, a pokornym.
„Jam jest olbrzym Caraculiambro, pan wyspy Malindrania, zwyciężył mnie w ręcznem potkaniu rycerz, Don Kichot z Manczy, który nigdy zadosyć wysławiony być nie może. Rozkazał mi, abym się przedstawił Waszej Wysokości, i aby Wasza Wysokość rozrządzała mną według swej woli“.
Och, jakże się cieszył nasz rycerz, sam do siebie się z taką gracją zwracając. Radość ta w rozkosz się prawdziwą zmieniła, gdy znalazł wreszcie damę, której dał miano pani serca swego. Damą tą była — według tego, co mówią — młoda córka wieśniaka z miejscowości pobliskiej, bardzo gładka dziewucha. Durzył się w niej już kiedyś, aliści ona o afektach tych wcale nie wiedziała.
Dziewka ta, zwiąca się Aldonsa Lorenzo, miała — według jego mniemania — wszystkie walory, sprzyjające temu, aby ją damą swych myśli uczynić. A szukając dla niej miana, któreby w harmonji wdzięcznej z jego mianem było, a zawierało przytem w sobie coś wielkopańskiego i książęcego, po długich namysłach nazwał ją Dulcyneą[10] z Toboso, jakoże w Toboso na świat przyszła. Imię to bardzo mu przypadło do smaku, jako wyszukane, wielomówne i równie kształtowne, jak to, które przedtem wynalazł.
- ↑ Według pewnych danych mieściną tą miała być Argomasilla de Alba.
- ↑ Narodowa potrawa hiszpańska, t. zn. „olla podrida“, składająca się z cielęciny, kury, kiełbasy, głowiastej kapusty, wołowiny itd. Potrawa Don Kichota, który musiał się liczyć ze swemi wydatkami była „mas vaca que carnero“ — bardziej krowia niż barania. Nie wdaję się tutaj w analizę, co znaczą te słynne „duelos y quebrantos“, których znaczenia nie umieją objaśnić najlepsi komentatorzy hiszpańscy. Nadmienię tylko, że w soboty, dni postne, wolno było jeść w Kastylji mięso na radosną pamiątkę zwycięstwa, odniesionego nad Maurami pod Las Navas de Tolosa (1212 rok) i święconego uroczyście przez Kościół jako „Triumf Krzyża”. Franciosini (Vocabolario) objaśnia, że „comer duelos y quebrantos”, znaczy „jeść suche mięso z jajami“ czyli naszą jajecznicę z szynką. Najbliższy odnośnik dla „olla podrida“ — bigos. Byłoby to jednak niewłaściwe zlokalizowanie.
- ↑ Felicjan de Silva, z miasta Rodrigo, lubieżny naśladowca komedji „Celestina“ i „La segunda comedia de Celestina“ (Medina 1534) był także autorem popularnych książek rycerskich: „Lisuarte de Grecia“ (1510), „Amadis de Grecia“ (1530), „Florisel de Niquea“ (1532), „Rogel de Grecia“ (1536).
- ↑ Siguenza, małe miasto, liczące dzisiaj około 5.000 mieszkańców, położone w prowincji Guadalajara, posiadało Wszechnicę na takim poziomie. że była ona synoninem nieuctwa. Quevedo w „Buscón“ (II. 2) ukazuje nam pośród hordy łazików zgłodniałego studenta, który chełpi się, że w Siguenza uzyskał stopień bakałarza. Musiała to być jedna z Akademij, pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia. W „Pasagero“ De Figueroa pewien ojciec, ukazując rozrzutnemu synowi łatwą drogę zarobku, radzi mu, aby obejrzał się za jakąś „universidad silvestre“ (dzikim uniwersytetem), gdzie się łatwo nauczy coś nie coś z medycyny, oraz wbije sobie w pamięć kilka aforyzmów. Wystarczy to, aby: profesorowie promowali go na doktora. „Accipiamus pecuniam et mittamus asinum in patriam suam“ (Alivio III Renacimiento str. 105).
- ↑ Amadis był zwany Rycerzem Płomiennej Szpady, gdyż na piersiach umieścił sobie rozżarzoną szpadę, która od lewego kolana sięgała aż do serca. Z oparzelin wyleczył go Alquife.
- ↑ Bernard del Carpio, postać legendarna, stał się popularnym bohaterem narodowym, jak Fernan Gonzales i Cyd w hiszpańskiem „romancero“. O jego walecznych czynach mógł czytać Don Kichot w „La segunda parte de Orlando, con el verdadero sucesso de la famosa batalla de Roncesvalles, fin y muerte de los doce pares de Francia, de Ludovico Ariosto“. — Mikołaja Espinosa, opublikowanej w Saragossie w r. 1555.
- ↑ O jednym błaźnie, Gonelli, mówi włoski nowelista przed Boccacciem, Franco Sacchetti w wielu nowelach. Inny Gonella, błazen dworski z czasów duca Borso, stał się bohaterem książki „Buffonerie del Gonella“, która jest zbiorem żartów i krotochwil, mu przypisywanych. Cervantes mógł się z nią zapoznać, gdy w służbie kardynała Juljusza Acquaviva przybył do Rzymu w roku 1568. Zdanie łacińskie, według Bovle, pochodzi z „Aulularia“ Plauta. Gonelli i jego facecjom poświęcona jest praca F. Gabotto: „L’epopea del Buffone“, (Bra 1893) a także dłuższe studjum w „Giornale storico d. lett. ital. XXII 250. Rumak błazna Gonelli był cały ze skóry i kości, gdy tymczasem o rumaku Don Kichota mówi autor, że „tenia mas cuartos que un real.., Gra słów niemożliwa do oddania, gdyż po hiszpańsku słowo „cuarto“ ma znaczenie podwójne. Jest to moneta miedziana, złożona z czterech maravedis (Maravedis zamieniony w roku 1848 na reala, odpowiadającego mniej więcej czwartej części franka), albo też choroba kopyt końskich. Cejador y Frauca cytuje przysłowie portugalskie: „Koń z cuartos na kopytach nie wart jest jednego quattrina“.
- ↑ Quijote oznacza „kościsty, kościstej budowy“.
- ↑ Quijada i Quesada — czytaj Kichada i Kesada, imiona historyczne znakomitych hiszpańskich rodzin, oznaczają szczękę i tort z serem. Rycerz z Manczy, który nosił jedno z tych nazwisk, zapragnął je przerobić na Quijote, co brzmi bardziej wojowniczo, aczkolwiek końcówka — ote ma sens raczej wzgardliwy. W przekładzie niniejszym zaoszczędziliśmy mu tej śmiesznostki.
- ↑ Nie mniej komiczna i ironiczna jest pieszczotliwa, cukrowana nazwa „Dulcynea“, w odniesieniu do gburowatej chłopki, która ukazuje się Sanczo Pansy na ośle (II — 10). Toboso jest starym grodem, leżącym w centrum prowincji Manczy, w odległości 30 kilometrów od Alcazar de San Juan. Za czasów Filipa II liczył 900 mieszkańców.