Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Rudolf Steiner
Tytuł Przygotowanie do nadzmysłowego poznania świata i przeznaczeń człowieka
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk L. Biliński i W Maślankiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Rundbaken
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DROGA POZNANIA.

Poznanie teozoficzne może każdy człowiek osiągnąć. Wyjaśnienia w rodzaju tych, jakie podano w tem dziele, tworzą obraz myślowy wyższych światów. I one są pod pewnym względem pierwszym krokiem do własnych poglądów, ponieważ człowiek jest istotą myślną. Swą drogę poznania tylko wtedy znaleźć może, kiedy ją z myślenia wyprowadza. Te myślne obrazy światów wyższych nie są dlań bezowocne, choć mają charakter opowiadań, a nie doświadczalnych wbłyśnięć. Myśli podane mu, mają moc pewną, która działa dalej w jego świecie myślowym. Ta moc będzie w nim czynną, zbudzi drzemiące zdolności. Kto mniema, że oddanie się takim myślowym obrazom jest zbytecznem, ten błądzi, gdyż patrzy na myśl, jako na coś bezistotnego, abstrakcyjnego. Myśl zaś jest żywą siłą. A kiedy dla posiadającego wyższe poznanie stanowi bezpośredni wyraz tego, co w duchu się ogląda, to dla wtajemniczonego jest ziarnem, z którego wyrasta wyższe poznanie. Kto dla osiągnięcia wyższego poznania odrzuca siły myślowe, a zwraca się do innych władz człowieka, ten zapomina, że myślenie jest najwyższą zdolnością, którą władamy w świecie fizycznym. Kto więc pyta: „jak osiągnę wyższe poznanie teozoficzne?“ — temu trzeba odpowiedzieć: „ucz się najpierw z relacyi cudzych o tych rzeczach“. A kiedy odpowie: „chcę sam widzieć, a nie chcę wiedzieć tego, co inni widzieli“, to trzeba mu odpowiedzieć: „w przyswajaniu sobie relacyi cudzych leży pierwszy stopień do wiedzy własnej“. Występującemu z zarzutem ślepej wiary można odpowiedzieć, że tutaj nie chodzi o wiarę lub niewiarę w stosunku do relacyi opowiadanych, ale o pozbycie się z góry powziętych uprzedzeń. Teozof nigdy nie odwołuje się do ślepej wiary, tylko szczerze przedstawia swoje przeżycia w wyższych dziedzinach bytu. Ale wie, że przyjęcie tych jego przeżyć i przeniknięcie myśli słuchającego temi opowiadaniami stanowią siły ożywcze, rozwijające duchowo słuchacza.
Nie można dość podkreślić tego, jak niezbędnem jest dla osiągnięcia wyższych zdolności poznawczych — podjęcie poważnej pracy myślowej. Tem mocniej trzeba to podkreślić, że wielu ludzi, pragnących zostać „widzącymi“ lekceważą sobie właśnie tę pracę myślową twierdząc, że „myślenie“ nie może im pomódz; a chodzi im wtedy zwykle o „odczucie“, „uczucie“ lub coś podobnego. Na przekór temu trzeba powiedzieć, że nikt w wyższem (t. zn. prawdziwemi rozumieniu nie może być „widzącym o ile się przedtem nie wyćwiczył w życiu myślowem. Przykrą rolę odgrywa w tem tania wygoda wewnętrzna nie uświadomiona, ponieważ ubrała się w pogardę dla „abstrakcyjnego myślenia“ i t. d. Zapoznaje się jednak myślenie, uważając je za snucie próżnych abstrakcyjnych wnioskowań. „Myślenie abstrakcyjne“ może zabić nadzmysłowe poznanie, o ile „ożywcze myślenie“ nie stanowi jego podstawy. Byłoby znacznie wygodniej, gdyby do wyższego widzenia można było dojść bez pracy myślowej i tak chciałoby właśnie wielu. Potrzeba jednak do tego pewnej wewnętrznej stałości, pewności dusznej, do których może tylko doprowadzić myślenie. Bez niego bowiem dochodzi się do widzenia bezistotnych migotliwych obrazów, do zmiennej igraszki duszy, która wprawdzie niektórym sprawia zadowolenie, ale niema nic wspólnego z rzeczywistem wniknięciem w wyższe światy. — Kiedy weźmiemy pod uwagę, jak niektóre zmiany zachodzą w człowieku, który wstąpi istotnie w świat wyższy, tedy zrozumiemy, że sprawa posiada jeszcze inną stronę. „Widzący“ musi posiadać zdrowie duszy. Niema lepszych piastunów tego zdrowia nad szczere myślenie. Zdrowie to może jednak poważnie ucierpieć, kiedy ćwiczenia do wyższego rozwoju nie są oparte na myśleniu. Prawdziwem jest, że zdrowo i prawidłowo myślącego człowieka dar widzenia czyni jeszcze zdrowszym, jeszcze silniejszym w życiu, lecz równie prawdą jest, że wszelki rozwój bez wysiłków myślowych, wszelkie marzycielstwo w tej dziedzinie szkodzi zarówno zdrowiu duszy jak ciała. Bez lęku i zgodnie z tem co powiedziano dążyć należy do wyższej wiedzy.
Nieuzasadniona niewiara jest jednak szkodliwą, ponieważ działa na odczuwającego jako siła odpychająca i przeszkadza w przyjmowaniu płodnych myśli. Nie wiara, ale raczej przyjęcie teozoficznego świata myśli, otwiera wyższe zmysły. Teozof wita swego ucznia taką zachętą: nie powinieneś wierzyć w to, co powiem, ale myśleć[1] to, uczynić treścią własnego świata myślowego, wtedy moje myśli same będą, w tobie działać dalej, aż poznasz je w ich istocie. Taką jest metoda teozoficznego mistrza. On daje pobudkę; moc urzeczywistnienia wytryska z własnego wnętrza ucznia. Tylko w ten sposób można dążyć do teozoficznych poglądów. Kto może się przymusić do pogłębienia w ten sposób swej myśli, może być pewnym, że w krótszym czy dłuższym czasie osiągnie własny pogląd.
Już w tem co wyżej powiedziano leży pierwsza właściwość, którą należy w sobie ukształcić, aby dojść do własnego oglądu faktów wyższych. Jest to bezwzględne, nieuprzedzone oddanie się temu, co się przez ludzi, albo świat pozaludzki przejawia, Kto do jakiegoś faktu odrazu przystępuje ze sądem, opartym na doświadczeniu dotychczasowego życia, ten zamyka się przed spokojną, bezstronną działalnością nań tego faktu. Uczeń musi w każdej chwili stawać się zupełnie pustem naczyniem. które napełnia się światem obcym. Tylko te chwile są momentami prawdziwego poznania, gdzie każdy sąd. każda ocena krytyczna, która z nas wychodzi, milczy. Obojętnem jest przy spotkaniu z człowiekiem, czyśmy mądrzejsi od niego czy też nie. Gdyż nawet najmniej rozwinięte dziecko ma coś do objawienia najwyższemu mędrcowi. Kiedy taki mędrzec ze swymi mądrymi sądami zbliża się do dziecka, wtedy mądrość jego jako mętne szkło zasłania mu to, co ono dziecko mogło by mu objawić. Do tego oddania się przejawom obcego świata konieczną jest zupełna wewnętrzna bezinteresowność. Człowiek badając siebie w jakim stopniu ma to oddanie się, dochodzi do zdumiewających odkryć w sobie samym. Kto chce wystąpić na drogę wyższego poznania, musi się ćwiczyć w umiejętności niweczenia w sobie w każdym momencie wszystkich swoich przesądów. Tak długo wypływa weń „to duchowne “ jak długo trwa to zniweczenie. Tylko wysokie stopnie takiego bezosobistego oddania się zdolne są do przyjęcia wyższych faktów duchowych zewsząd otaczających człowieka. Można ze świadomością celu kształcić w sobie tę zdolność, np. powstrzymując się od sądów o ludziach swego otoczenia. Należy zniweczyć w sobie szematy: pociągający i odpychający, głupi albo rozsądny, a postarać się, rozumieć ludzi przez siebie samego. Najlepsze doświadczenia można czynić na tych ludziach, do których ma się odrazę, opanowując całą mocą tę odrazę i pozwalając na siebie bezstronnie oddziaływać temu wszystkiemu, co oni czynią. — Jeśli się jest w otoczeniu, które skłania do wydania sądu o nim to zdławić ten sąd i ulegać bezkrytycznie wrażeniom odbieranym. Należy pozwolić rzeczom i zdarzeniom więcej do siebie mówić, niż sobie o nich, i zastosować to samo na swój świat myślny. Należy stłumić w sobie to co z wewnątrz a dopuścić tylko to co z zewnątrz kształtuje jakąś myśl. Tylko przez świętą żarliwość i wytrwałość takich ćwiczeń osiągnąć można wyższe poznanie. Kto tych ćwiczeń nie docenia, nie zdaje sobie sprawy z ich wartości, a mający doświadczenie w takich rzeczach, wie, że oddanie się i bezstronność są rzeczywistemi źródłami mocy. Jak ciepło uwięzione w kotle parowym, zamienia się w siłę poruszającą lokomotywę, tak samo ćwiczenia bezosobistego duchowego oddania się przemieniają się w człowieku na siłę widzenia w światach duchowych.
Ćwiczenia te czynią człowieka zdolnym do przyjęcia wszystkiego, co go otacza. Ale do zdolności przyjmowania należy dołączyć słuszną ocenę. Dopóki człowiek przecenia się kosztem środowiska, zamyka sobie dostęp do wyższego poznania. Kto powszednim rzeczom i zdarzeniom świata oddaje się z zadowoleniem, czy bólem, które mu sprawiają, ten jest stronnym z powodu przeceniania siebie, a w swoim zadowoleniu czy też bólu dowiaduje się nie o rzeczach ale o samym sobie. Mając sympatyę dla jakiegoś człowieka, odczuwa się Przedewszystkiem swój stosunek do niego. Kiedy uzależniam się w swoim sądzie i w swojem zachowaniu jedynie od uczucia zadowolenia czy sympatyi, tedy wysuwam na pierwszy plan własną swoją odrębność; zabarwiam nią świat. Chcę takim, jak jestem, zaważyć na świecie, a nie przyjmować świata bez uprzedzeń i pozwolić wyrazić się działającym w nim siłom. Innemi słowy znoszę to, co mi odpowiada, a na resztę działam odpychająco. Człowiek żyjący w świecie zmysłowym, działa szczególnie odpychająco na wszystkie wpływy niezmysłowe. Uczeń powinien rozwinąć w sobie własność zachowania się takiego wobec rzeczy i ludzi aby wszystkiemu przyznać odrębność i rzeczywistą wartość. Sympatya i antypatya, zadowolenie i niezadowolenie muszą zupełnie nowe role otrzymać. Nie o to idzie, żeby stłumić, żeby uczynić siebie tępym na sympatyę i antypatyę. Przeciwnie, im bardziej kto wykształci w sobie zdolność powstrzymania się od oceny lub postępku wypływającego z sympatyi lub antypatyi, tem subtelniejsze stworzy sobie odczucie. Przekona się, że zbudziły się w nim sympatye i antypatye wyższego rodzaju, od kiedy powściągnął tamte, które już były. Utajone własności posiadać może na pozór niemiła rzecz, objawiające się, kiedy człowiek powstrzyma swe egoistyczne odczucia. Kto się wykształci w tym kierunku, odczuwa subtelniej, ponieważ nie kusi się o nieczułość. Każda skłonność, za którą się ślepo podąża, przytłumia i nie pozwala widzieć rzeczy otoczenia we właściwem świetle. Przemykamy się jakby przez otoczenie, idąc za skłonnością, zamiast wystawić się na jego działanie i odczuć je we właściwej jemu wartości.
A kiedy człowiek wyzwoli się z samolubnych odpowiedzi i egocentrycznego zachowania się wobec każdego zadowolenia, czy też bólu. sympatyi czy antypatyi, wtedy uniezależni się od zmiennych wrażeń zewnętrznych. Zadowolenie, które odczuwa się z powodu pewnej rzeczy, wiąże nas z nią. Gubimy się w rzeczy. Człowiek zaś, który gubi się w zmiennych wrażeniach zadowolenia i bólu nie może iść drogą wyższego poznania. Z pogodą powinien przyjmować zadowolenie i ból. Wtedy przestanie się w nich zatracać i dojdzie do ich zrozumienia. Zadowolenie, któremu się oddaję zużywa mój byt w momencie oddania, a zadowolenia używać tylko należy do zrozumienia rzeczy, która zadowolenie sprawia. Nie powinno mi o to chodzić, aby mi rzecz sprawiała zadowolenie: ale o to, aby przez odczucie zadowolenia dojść do istoty rzeczy. Zadowolenie powinno być dla mnie ujawnieniem pewnej właściwości zawierającej się w rzeczy, a która ma możność sprawiania zadowoleń. Tę właściwość muszę poznać. Kiedy trwam w zadowoleniu, przejmuję się niem zupełnie, wtedy obcuję sam ze sobą, siebie samego przeżywam: kiedy zaś zadowolenie jest tylko sposobnością do przeżycia pewnych właściwości rzeczy, to przeżycie to czyni mnie bogatszym. Dla ucznia zadowolenie i niezadowolenie, radość i ból są tylko sposobnością, do nauczenia się czegoś o rzeczach. Uczeń nie staje się tępym na ból i radość, ale wznosi się ponad nie, aby mu objawiały naturę rzeczy. Kto się rozwija w tym kierunku, dostrzeże, jakimi mistrzami w nauczaniu jest radość i ból nauczy się współczuć każdej istocie przez co zdobędzie objawienie jej wnętrza. Uczący się nie powie: O! jak cierpię, jak raduję się! — ale raczej: co mówi cierpienie, co mówi radość. Poddaje się oddziaływaniom radości i bólu zewnętrznego świata i sprowadza zupełną zmianę w sobie. Przedtem zezwalał na czyny wypływające z tego lub owego wrażenia, ponieważ sprawiały mu radość lub ból. Ale teraz ból lub radość stają się dlań organami, przez które wypowiadają się same rzeczy, jak należy na nie reagować. Radość i ból stają się w nim ze zwykłych uczuć zmysłami, za pomocą których postrzega świat zewnętrzny. Podobnie jak oko, choć widzi, nie czyni, jeno rękom działanie zostawia, tak samo zadowolenie i ból nie działają w uczniu ale zbierają wrażenia, a zdobyte przez te wrażenia doświadczenia wywołują czynność. Kiedy człowiek stwarza z zadowoleń i niezadowoleń organy przejściowe (przewodnie) to poczną one kształtować w jego duszy organa właściwe, które mu świat duszny otworzą. Oko służy ciału, tylko jak organ przewodni dla zmysłowych wrażeń, zadowolenie i ból stają się oczami duszy, kiedy przestaną istnieć same dla siebie a zaczną jedynie objawiać duszy dusze obce.
Przez wymienione wyżej własności poszukiwacz drogi pozbywszy się szkodliwych wpływów własnej odrębności, pozwala jedynie na działanie tego, co prawdziwie istnieje w jego otoczeniu. Powinien również połączyć się we właściwy sposób z otaczającym go duchowym światem, którego stał się jako istota myśląca obywatelem. A prawdziwym obywatelem czyni go nadanie myślom swoim biegu, zgodnego z wieczną prawdą i prawami krainy duchów. W ten bowiem sposób może ta kraina nań oddziaływać i odsłaniać mu swe tajemnice. Człowiek nie osiągnie prawdy oddając się stale myślom błąkającym się w jego jaźni, te bowiem myśli przyjmują kierunek narzucony im przez byt wewnątrz cielesnej natury. Nieprawidłowym i mętnym będzie świat myślny człowieka, oddającego się uwarunkowanej przez cielesny mózg czynności duchowej, bo ledwie poczęta myśl łamie się a zastępuje ją druga. Przysłuchując się rozważnie rozmowie, lub samego siebie bezstronnie obserwując, otrzymamy wyobrażenie o tem jakby z błędnych ogników składającego się natłoku myśli. Kiedy człowiek oddaje się tylko zadaniom życia zmysłowego, jego zagmatwany bieg myśli rzeczywistość skierowuje na drogę prawidłową. Jakkolwiek bym zagmatwanie myślał, codzienność zmusi mnie do zastosowania się w moich postępkach do praw odpowiadających rzeczywistości. Obraz myślny jakiegoś miasta może się nieprawidłowo ukształtować: jeżeli jednak zechcę przejść się po tem mieście, to muszę zastosować się do rzeczywistości. Mechanik może wejść do swego warsztatu z najdziwniejszemi wyobrażeniami, ale prawa maszyn doprowadzą go do właściwego postępowania. W świecie zmysłowym fakty prostują ciągłe błędne myślenie. Wymyślonemu błędnemu poglądowi o fizycznem zjawisku lub kształcie rośliny sprzeciwia się rzeczywistość i zwraca myśl na właściwe tory. Zupełnie inaczej się dzieje, kiedy rozważam swój stosunek do wyższych dziedzin bytu, odsłaniają się. one tylko wtedy, kiedy wkraczam w ich światy ze ściśle uporządkowanem myśleniem. Myślenie moje musi stanowić mocny i pewny punkt oparcia, inaczej nie znajdę odpowiedniej drogi. Prawa duchowe bowiem, przejawiające się w tych światach, nie są zgęszczone do stopnia fizyczno-zmysłowego, więc nie wywierają na mnie wskazanego przymusu. Tylko wtedy mogę tym prawom ulegać, kiedy z mojemi własnemi prawami jako z myślącem jestestwem są związane. Muszę tu stać się sam dla siebie pewnym przewodnikiem. Poszukiwacz drogi musi więc swoje myślenie surowem i prawidłowem uczynić. Myśli muszą w nim pomału odwykać od biegu po powszednim torze, a przyjąć wewnętrzny charakter duchowego świata. Trzeba się ciągle w tym kierunku mieć na baczności i trzymać w ręku. Nie samowolnie mają się szeregować myśli jedna z drugą, ale ściśle i odpowiednio do treści świata ducha. Przejście od jednego wyobrażenia do drugiego musi odpowiadać surowym prawom myślenia. Poszukiwacz drogi powinien jako myśliciel w pewnej mierze właśnie być odbiciem tych praw i nie dopuszczać prądu wyobrażeń, które nie płyną z tych praw. Kiedy nasunie się choćby najulubieńsza myśl, to musi jej zaniechać, jeżeli w porządkującym się toku myśli przeszkadza. Kiedy osobiste uczucie zechce jego myślom nadać przymusowy niewłaściwy kierunek, to powinien je zdławić. — Plato wymagał od tych co chcieli być jego uczniami, aby przeszli naprzód kurs matematyki. Matematyka przez swoje ścisłe prawa, niezależne od powszedniego biegu zjawisk zmysłowych, jest oczywiście dobrem przygotowaniem dla poszukiwacza drogi. Chcąc w niej zrobić postępy, trzeba pokonać samowolę, zdławić i niedopuścić do przeszkód. Matematyka uczy dążyć jedynie za wymogami myśli. A tak postępować należy z każdem myśleniem. Życie myślne ucznia musi stać się odbiciem niezamąconych matematycznych praw i wniosków. Powinien zawsze i wszędzie dążyć do tego rodzaju myślenia. A wtedy spłynie nań prawidłowość świata ducha, która poprzednio przeciągała nad nim bez śladu z powodu zmąconego i powszedniego charakteru jego myśli. Uporządkowane myślenie przenosi go z pewnych punktów wyjścia do prawd utajonych. Nie powinno się jednak pojmować jednostronnie tych wskazówek. Chociaż matematyka sprowadza karność myślenia, jednak do czystego, zdrowego i ożywczego myślenia dojść można także nie tykając zgoła matematyki.
A poszukiwacz drogi w myśleniu, do tego musi dążyć i w czynach swoich. Powinien oddać się prawom szlachetnego piękna i wiecznej prawdy, usunąwszy niszczący wpływ swej osobowości. Te prawa muszą mu wskazywać kierunek. Kiedy rozpocznie działanie, które za słuszne uważa, to choć wzdryga się jego osobowość, nie powinien dla tego raz powziętej drogi porzucać. Powinien jednak porzucić, tę drogę, chociaż mu zadowolenie sprawia, jeśli pozna, że nie godzi się z prawami wiecznego piękna i prawdy. W czynnościach życia codziennego ludzie rządzą się tem, co ich zadawala, co im korzyści przynosi. Przeto narzucają kierunek swej osobowości biegowi zjawisk świata. Nie urzeczywistniają prawdy określonej prawami świata duchów, ale zaspakajają wymagania własnej zachcianki. W myśl świata ducha ten działa, kto ulega jedynie prawom jego. Poszukiwacz drogi nie może mówić: „co przyniesie mi korzyści, gdzie mam powodzenie “ — ale jedynie: „co uważam za dobre?“ Rezygnacya z osobistych korzyści, rezygnacya z samowoli; oto najważniejsze prawa, które sobie nakreśla, a kiedy cała jego istota przenika się temi prawami, to idzie drogą świata ducha. Uwalnia się od wszystkich przymusów świata zmysłowego; jego duch-człowiek wylania się ze zmysłowej powłoki. W ten sposób osiąga wstęp do świata duchów, w ten sposób przeduchawia się sam. Nie można mówić: „na cóż mi wszystkie postanowienia, abym szedł za prawdą, kiedy być może, że co do tej prawdy błądzę“. Idzie o dążenie, o intencyę. Nawet błądzący ma w dążeniu do prawdy pewną siłę, która go zawraca z fałszywej drogi. A kiedy zbłądzi, to chwyta go ta siła i prowadzi na prawą drogę. Już zarzut: mogę przecież błądzić — jest niszczącą niewiarą. Dowodzi, że człowiek niema zaufania do siły prawdy. Nie chodzi bowiem o to, żeby się ktoś odważył ze swego samolubnego stanowiska, wyznaczać sobie jakieś cele. lecz aby oddać się bezosobiście i pozwolić sobie wykreślić kierunek z ducha. Nie samolubna wola ludzka może o prawdzie stanowić, raczej ta prawda sama musi zostać władczynią człowieka, musi jego całą istotę przeniknąć, uczynić go odbiciem wiekuistych praw krainy duchów. Napełnić się musi wiekuistemi prawami, aby wpłynęły w życie. Poszukiwacz drogi powinien tak jak myśienie, wolę swą trzymać pod ścisłym dozorem. A przeto stanie się wysłańcem świata prawdy i piękna, i dostąpi uczestnictwa w krainie duchów. Będzie w rozwoju swoim wstępować ze stopnia na stopień. Życia duchowego bowiem nie osiąga się jedynie przez sam ogląd, ale trzeba je przeżywać.
Kiedy poszukiwacz drogi przestrzega wyłożonych tu praw, to jego duszne przeżycia przyjmą zupełnie nową postać. Będą nietylko wartościowym ośrodkiem dla jego osobistego życia, ale staną się dusznem postrzeganiem wyższych światów. W jego duszy przeradzają się uczucia, zadowolenia i niezadowolenia. radość i ból w organy duszy; jak w organizmie oczy i uszy nie żyją tylko dla siebie, ale pozwalają bezosobiście zewnętrznym wrażeniom przechodzić do głębi duszy. Przeto napełnia się spokojem i pewnością ustrój duszy poszukiwacza drogi. Wielka radość nie rozraduje go, ale będzie zwiastunem właściwości świata, poprzednio nieuchwytnych. Pozostawi go w spokoju; a przez spokój objawią mu się cechy istot, radość niosących. Ból nie sprawia mu utrapienia, ale ujawni mu własności istoty sprawiającej ból. Podobnie jak oko nie dla siebie patrzy, ale wskazuje człowiekowi kierunek drogi, po której ma kroczyć, tak samo radość i ból bezpiecznie prowadzą duszę jej szlakiem. Poszukiwacz drogi musi wejść w ten stan dusznej równowagi. Im mniej będą się przetwarzać zadowolenie i ból we fale ogarniające życie wewnętrzne poszukiwacza drogi, tem prędzej ukształcą się we wzrok dla nadzmysłowego świata. Dopóki człowiek żyje radością i cierpieniem nie poznaje przez nie. Kiedy nauczy się żyć poprzez nie, odbierze im swoje samopoczucie, staną się one narządami postrzegania, widzenia, poznawania. Niesłusznie mniemają, że poszukiwacz drogi staje się człowiekiem oschłym, suchym, pozbawionym zadowoleń i cierpień. Radość ból istnieją w nim, ale w zmienionej postaci: stały się jego „oczyma i uszami“.
Pokąd żyje się na świecie egotycznie, rzeczy odsłaniają tylko to, co je łączy z naszą osobowością, a więc to, co jest w nich przemijające. Kiedy zaś sami odsuwamy się od tego. co w nas znikome, a żyjemy naszem samopoczuciem, naszą jaźnią w tem, co trwałe, wtedy znikome części stają się. dla nas narzędziami odsłaniającemi, niezmienne i wiekuiste w rzeczach. Poszukiwacz drogi musi przywrócić stosunek swoich wiekuistych pierwiastków z wiekuistemi w rzeczach. Zanim weźmie się do innych ćwiczeń wymienionych, również podczas ich trwania powinien umysł swój zwracać na nieznikome w rzeczach. Kiedy rozważam kamień, roślinę, zwierzę lub człowieka, powinienem wiedzieć, że w tem wszystkiem wyraża się coś wiecznego. Powinienem się pytać, co żyje jako trwałe w przemijającym kamieniu, w człowieku? Co przetrwa znikome zmysłowe zjawisko? — Nie trzeba mniemać, że takie nawroty ducha ku wieczności niszczą w nas ochoczą rozwagę i zmysł dla rzeczy powszednich i bezpośrednią rzeczywistość czynią obcą. Przeciwnie. Każdy liść, każdy chrząszczyk będzie odsłaniać nam niezliczone tajemnice, kiedy nań zwrócimy nie same oko, ale ducha przez oko patrzącego. Każde lśnienie, każdy odcień barwy, każde uderzenie dźwięku stanie się dla zmysłów ożywcze i uchwytne; nic nie zaginie; tylko nieskończoność będzie pozyskaną. Ale kto nie umie dojrzeć wielkości w drobiazgu, ten dojdzie tylko do jałowych, bezkrwistych myśli, a nie do duchowego widzenia. — Od naszego usposobienia zależy jak pracować będziemy w tym kierunku, a jak nas to daleko zaprowadzi, będzie to zależnem od naszych zdolności. Powinniśmy w każdym momencie najstosowniej działać; resztę zostawić przyszłości. Z początku musi nam wystarczać zwracanie umysłu na rzeczy trwałe. Czyńmy to, a wzejdzie w nas również poznanie rzeczy trwałych. Musimy czekać, dopóki nam nie będzie dane. A będzie dane w czas odpowiedni każdemu, co cierpliwie czeka i — pracuje. W krotce spostrzeże człowiek, jak stanowcze zmiany w mm zajdą pod wpływem tych ćwiczeń. Nauczy się każdą rzecz poważnie czy lekce ważyć na zasadzie poznania stosunku jej do tego, co trwałe i wieczne. Zdobędzie inną niż dawniej skalę wartości i oceny świata. Uczucie jego stanie w innym stosunku do całego otaczającego świata. Co znikome nie pociągnie go już więcej samo przez się, jak niegdyś, ale będzie dlań ogniwem i podobieństwem wieczności. Nauczy się kochać to, co wiekuistem jest we wszystkich rzeczach. I z niem się zżyje tak, jak poprzednio ze znikomem. Nie stanie się jednak obcym życiu, owszem oceniać rzeczy pocznie wedle ich prawdziwego znaczenia. Nawet marny drobiazg życia nie przejdzie koło niego bez śladu; ale człowiek nie zagubi się w nim. lecz pozna go w jego ograniczonej wartości. Widzi go w prawdziwem świetle. Zły to badacz, który tylko w wyżach chmurnych błądzić chciałby i przez to zmarnowałby życie, istotny badacz będzie zdolnym do jasnych przejrzeń ze swej wyżyny i potrafi utrzymać właściwe poczucie dla rzeczy powszednich.
W ten sposób otwiera się poszukiwaczowi drogi możność nieulegania więcej nieobliczalnym wpływom zewnętrznego zmysłowego świata, który kieruje wolę jego to tu, to tam. Przez poznanie spojrzał w wieczną istotę rzeczy. Skutkiem przemiany swego świata wewnętrznego posiadł zdolność spostrzegania tej wiecznej istoty. Kiedy obecnie coś ze siebie czyni, to czyni również z wiecznej zasady rzeczy. Rzeczy mówią w nim o swej istocie. Oto postępując w myśl wiekuistego porządku świata, kiedy nadaje kierunek swym czynom z tkwiącej w nim wiekuistości. Nie będzie więcej przez rzeczy poruszany: porusza je według wrośniętych w nie praw, a które stały się prawami jego własnej istoty. — Takie postępowanie od wewnątz może być tylko ideałem, do którego się dąży. Osiągnięcie celu leży w szerokiej dali. Ale poszukiwacz drogi musi posiąść wolę do pójścia tą drogą. Jest to jego wola do wyzwolenia (wolności). Ponieważ wolność jest czynieniem z siebie samego. A ze siebie może czynić tylko ten. kto czerpie z wiekuistej zasady. Kto inaczej czyni, rządzi się przyczynami odmiennemi od tych, jakie są wszczepione rzeczom. Sprzeciwia się porządkowi świata. A wtedy ten ostatni musi wbrew niemu zwyciężyć. To znaczy: nie może się to stać, co nakazuje swej woli. Nie może stać się wolnym. Samowola jednostki niszczy sama siebie przez skutki swoich czynów.

∗             ∗
Kto w ten sposób rządzi swem życiem wewnętrznem, zdobywa stopień za stopniem. Będzie owocem jego ćwiczeń otworzenie się jego duchowemu spostrzeganiu pewnego wglądu w świat nadzmysłowy. Uczy się, jak pomyślane są prawdy o tym świecie, a stwierdza je własnem doświadczeniem. Po osiągnięciu tego stopnia, dzięki tej drodze staje wobec nowego przeżycia. Przez istoty, których znaczenie wyjaśni mu się dopiero teraz, przez „wielkich przewodników rodzaju ludzkiego “ otrzyma tak zwane wtajemniczenie (Inicjacyę). Staje się „uczniem mądrości“. Zaledwie tu można napomknąć, co dzieje się wtedy z poszukiwaczem drogi. Otrzymuje nową ojczyznę. Staje się świadomym obywatelem świata nadzmysłowego. Źródło mądrości bije dlań z wysokich wyżyn. Światło poznania przyświeca mu nie z zewnątrz, ale on sam tkwi w źródle tego światła. W nim rozwiązują się zagadki, które stawia świat. Odtąd przestaje rozmawiać z rzeczami, które kształtuje duch, ale z samym duchem kształtującym. Osobowe życie pozostaje jeszcze, ale staje się świadomem podobieństwem wieczności; wszelkie zwątpienie, które w nim przedtem mogłoby powstać, znika; ponieważ wątpić może ten tylko, komu rzeczy złudnie tają ducha w nich zawartego. A że „uczeń mądrości“ może porozumiewać się z duchem samym, więc znika dlań każda błędna postać, pod którą wyobrażał sobie ducha. Fałszywa postać, jaką się duchowi w wyobraźni nadaje jest przesądem. Wtajemniczony jest ponad przesądami, ponieważ wie, jaki jest prawdziwy kształt ducha. Wyzwolenie z osobowości, zwątpienia i przesądów: oto oznaki osiągnięcia uczniowstwa na drodze poznania. Tego pojednania osobowości z dokolnem życiem duchowem nie należy mieszać z „rozpłynięciem się“ osobowości we „wszechduchu“. Takie „rozpłynięcie“ nie zachodzi przy prawdziwym rozwoju osobowości. Ta ostatnia zachowuje się nawet na najwyższych stopniach swej doskonałości. Nie o przezwyciężenie, ale o najwyższe wykształcenie osobowości chodzi. Nie byłoby obrazem tego zespolenia osobowego ducha z wszechduchem, spłynięcie wszystkich rzekomo kręgów koła w jedno, ale raczej należy wyobrazić sobie wiele różnie barwionych kręgów, z których każdy posiada zupełnie określony odcień. Takie różnie barwione kręgi nakrywają się wzajem ale każdy poszczególny odcień zachowuje swoją samoistność. Żaden nie traci pełni swej siły. A całość jest wypadkową tych sił samoistnych.

Nie będzie tu podany dalszy opis „drogi“. Jest ona, o ile można szeroko podaną w „Wiedzy tajemnej“, stanowiącej ciąg dalszy tej książki.
Droga człowieka wiedzie po przez wiele żywotów (inkarnacyj). Prawdziwe poznanie tego faktu rodzi cierpliwość. Kto doprowadza współczesną swoją inkarnacyę do właściwego jej rozwoju, przygotowuje stopnie, po których wstępuje do (intuicyjnego) widzenia, do jasnowidzenia, do zupełnego władania swemi wyższemi jestestwami (duchem-sobistością, duchem-życia), do spojrzenia wstecz na swe poprzednie żywoty i jeszcze wyższych uświadomień. Stać się to może w jego obecnym, a może dopiero w którymś z następnych żywotów.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Rudolf Steiner i tłumacza: Jan Rundbaken.
  1. (p. tł.) Rozmyślnie użyto 4-go przypadku.