<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Przykładne dziewczątka
Podtytuł Zajmująca powieść dla panienek
Pochodzenie Przykładne dziewczątka
Wydawca Księgarnia Ch. I. Rosenweina
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Ilustrator Marian Strojnowski
Tytuł orygin. Les Petites filles modeles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.
Gruszki skradzione.

W kilka dni po historji z jeżami, pani Marja zaprosiła na obiad paru sąsiadów a także miała przybyć pani Fiszini z Zosieńką.
Kamilka i Madzia były zawsze ubrane skromnie, włosy miały gładko przyczesane, a jeśli oczekiwały gości, przypinano im na główkach duże kokardy ze wstążki. Stokrotka również nosiła sukienki niezbyt strojne, ale czyste i świeże, ciemne jej włoski spadały w długich zwojach na pulchną szyjkę i ramiona.
Przed samym obiadem nadjechała pani Fiszini w sukni jasno lila, przybranej masą koronek, aksamitek i przeróżnych ozdób, czyniących z niej jakieś dziwadło. Wszyscy goście zebrani byli na ganku, gdy powóz podjechał i przesadzista dama, wysiadła, spoglądając dokoła wzrokiem osoby nie wątpiącej ani na chwilę, że budzi ogólny zachwyt. Zmierzyła przelotnem spojrzeniem skromne toalety pań obecnych i uśmiech zadowolenia zabłysł na jej twarzy, była bowiem pewną, że wszystkie inne zakasuje swym strojem. Nie dostrzegła atoli złośliwych spojrzeń i uwag, jakie wywołało jej pojawienie. Zosia miała na sobie sukienkę z najprostszego materiału, przewiązana w pasie sznurem, rączki trzymała wciąż złożone na przodzie, jakgdyby chodziło jej o zakrycie jakichś niedokładności stroju.
— Ukłoń że się, ty niedorajdo! syknęła macocha. I po co opłacałam nauczyciela tańców, który uczył ją chodzić, kłaniać się i mieć wykwintne maniery? Czego ty idjotko, trzymasz ręce na brzuchu?
— Dzień dobry Zosieńko — zawołała pani Marja uprzejmie, chodź ucałować swe przyjaciółeczki — dodała wskazując córki. Jakąż wspaniałą ma pani suknię! powiedziała jeszcze zwracając się do wystrojonej damy chcąc odwrócić jej uwagę od pasierbicy. My tu na wsi ubieramy się tak skromnie.
— Przecież trzeba zużytkować swe toalety — odparła pani Fiszini zadowolona, że pani Marja zwróciła uwagę na jej strój niezwykły. Miała właśnie zasiąść w wygodnym fotelu, gdy naraz usunął się przy dotknięciu jej sztywnej sukni i wyfiokowana dama upadła, jak długa, na ziemię.
Ogólnym śmiechem powitano ten niespodziany wypadek, zwłaszcza grube niezmiernie łydki pani Fiszini podnieciły wesołość w młodem gronie.
Pani Marja i dwóch panów stojących w pobliżu pośpieszyli z pomocą i podnieśli zaczerwienioną z gniewu jejmość, która uskarżała się na ból nogi. Zosia usunęła się na stronę, w obawie, aby zły humor macochy nie spadł na nią i szepnęła do Kamilki:
— Chodźmy ztąd, bo chciałabym poprawić coś przy sukience zanim obiad podadzą.
To mówiąc, usunęła trochę rączki i ukazała ogromną plamę powstałą z kawy mlecznej.
— Dlaczegoż nie włożyłaś innej sukienki? — zapytała Kamilka.
— Mama nie pozwoliła mi zmieniać sukienki włożonej zrana.
— Służąca powinna była zaprać tę plamę — dorzuciła szeptem Kamilka — sukienkę wyprasować też mogła przed wyjazdem.
— Obawiała się gniewu mamy, odparła Zosia.
Kamilka przywołała cichaczem Madzię i Stokrotkę i wszystkie cztery pobiegły do dziecinnego pokoju i tam zabrały się wnet do roboty. Madzia wlała wodę do miednicy, Stokrotka podała mydło, Kamilka wycierała plamę szczoteczką do paznokci aż dopóki plama nie znikła zupełnie, ale sukienki zamoczonej nie miały już czasu wysuszyć, gdyż zawołano na obiad.
Zosia siedziała zdaleka od macochy, co jej dało możność jeść za cztery, a pani Fiszini, chociaż kulejąca trochę, uszczęśliwioną się czuła, że wszyscy jej okazywali współczucie i nie zważała już wcale na pasierbicę.
Po obiedzie całe towarzystwo udało się na przechadzkę do ogrodu owocowego. Pani Marja wskazała gościom niezwykły okaz gruszki olbrzymiej wielkości, soczystej i wyśmienitej. Drzewko, na którem rosły gruszki, było jeszcze młode i zaledwie cztery miało owoce.
Wszyscy zachwycali się tym nowym gatunkiem i przyglądali się z zaciekawieniem.
— Zapraszam państwa za tydzień na spożycie tych gruszek, które jeszcze teraz są niedojrzałe — rzekła uprzejmie pani Marja.
Z przyjemnością przyjęto zaprosiny i w dalszym ciągu przyglądano się drzewom owocowym i kwiatom.
Zosia razem z trzema dziewczątkami szła za gośćmi. Widok zachwalanych przez panią Marję gruszek ogromnie podniecił jej wrodzone łakomstwo. Miała niezmierną ochotę pozostać nieco w tyle i niepostrzeżona przez nikogo, zerwać soczystą gruszkę, ale jak zrobić, żeby Kamilka, Madzia i Stokrotka nie zauważyły tego?
— Nieznośna rzecz, że one chodzą wciąż za mną! Jakby się ich pozbyć? pomyślała Zosia i w tej chwili uczuła, że podwiązka jej spada. Skorzystała z tej sposobności i zatrzymała się przy drzewku, spoglądając chciwie na gruszkę.
— Co tam robisz? — zapytała Kamilka, odwracając się ku pozostałej za niemi Zosi.
— Zawiązuję podwiązkę — odrzekła Zosia.
— Może ci pomóc?
— Nie, nie, dziękuję, dam sobie radę.
— Więc poczekam na ciebie — zawołała Kamilka.
— Ależ nie, proszę cię idź sobie, odpowiedziała Zosia niecierpliwie, krępujesz mnie swoją obecnością!
Kamilka zdziwiła się niepomału tym tonem opryskliwym, którego przyczyny nie mogła odgadnąć, podążyła więc za dziewczątkami, pozostawiając Zosię samą. Natenczas łakoma dziewczynka wyciągnęła rączkę, by schwytać gruszkę z drzewa, poczem szybko schowała ją do kieszonki. Następnie sięgnęła po drugą.
W tej chwili Kamilka odwróciła głowę i dostrzegła, jak Zosia chowa coś starannie, ale nie przyszło jej nawet na myśl, żeby to miał być owoc skradziony zuchwale. Zanadto dobrze była wychowaną i nie przypuszczała, tak brzydkiego czynu, zapytała więc wesoło:
— Co tam chowasz, Zosieńko? I dlaczego tak się zarumieniłaś?
— Nic nie chowam i nie jestem wcale zarumienioną — odparła Zosia z gniewem.
— Co? Nie jesteś może jak rak czerwoną? Madziu, Stokrotko, spojrzyjcie proszę na Zosię — zawołała Kamilka ze śmiechem.
— Sama nie wiesz co mówisz! Robisz wszystko, żeby mnie wyprowadzić z cierpliwości, wyrzekała dziewczynka ze łzami w oczach. Chcesz koniecznie, żeby mnie strofowano, to bardzo nie ładnie z twojej strony!
— Ależ Zosieńko, nie rozumiem zupełnie co ci się stało? Nie miałam wcale zamiaru draźnić się z tobą, a tymbardziej szkodzić ci w czemkolwiek. Jeżeli zrobiłam ci przykrość, to cię bardzo przepraszam.
Powiedziawszy to Kamilka podbiegła do Zosi, by ją uściskać, ale objąwszy ją w pół, uczuła jakiś przedmiot twardy w kieszonce. Spojrzała na drzewo i zrozumiała co zaszło.
— Ach Zosiu, Zosiu! szepnęła z wymówką, jakże źle postąpiłaś!...
— Daj że mi pokój, ty mały szpiegu, zawołała Zosia, unosząc się gniewem. Nic nie zrobiłam złego, nie masz prawa mówić do mnie w ten sposób; puść mnie i nie śmiej skarżyć, bo......
— Ależ nie myślę wcale cię oskarżać, moja Zosiu, nie chcę tylko pozostawać z tobą i widzieć skradzione przez ciebie gruszki.
Zosia wpadła w złość straszną i podniosła już rękę, chcąc uderzyć Kamilkę, ale oprzytomniawszy, zastanowiła się, że może ściągnąć na siebie uwagę starszych i być przyłapaną na gorącym uczynku kradzieży owoców. Odwróciła się więc tylko z miną pogardliwą i pobiegła szybko w stronę furtki ogrodowej, zamierzając zasiąść gdzieś na ustroniu i spożyć pochwycone gruszki.
Kamilka stała nieporuszona, patrząc na zmykającą Zosię i nie zauważyła nawet, że całe towarzystwo wracało znów tą samą drogą i że patrzano na nią ze zdumieniem, a także na drzewko owocowe.
— Niestety — zawołała pani Fiszini, zwracając się do gospodyni domu — dwie z pielęgnowanych starannie gruszek pani już znikły bez śladu.
Kamilka drgnęła i rzuciła okiem na drzewo, następnie na matkę.
— Czy nie wiesz przypadkiem co się z niemi stało? zapytała pani Marja, przyglądając się córce uważnie. Kamilka nigdy nie kłamała, więc matka ufała jej w zupełności.
— Owszem, mamusiu, wiem, odpowiedziała bez wahania.
— Wyglądasz jak winowajca! Czy to nie ty je zerwałaś?
— O nie, mamusiu — odparła Kamilka.
— Więc cóż się z niemi stało? nalegała pani Marja — któż odważył się je przywłaszczyć?
— Odpowiedz, moje dziecko, zachęcała pani Rosburgowa — jeżeli wiesz, powinnaś nam powiedzieć.
— Nie zdaje mi się, proszę pani, żebym była obowiązaną.... odrzekła Kamilka lekko zarumieniona.
— Cha, cha, cha! zaśmiała się pani Fiszini, zupełnie tak samo jak Zosia, która zrywa ukradkiem owoce, zjada je, a potem kłamie. Warte są jedna drugiej! Niech ją pani porządnie wytrzepie, to zaraz wyzna całą prawdę.
— O nie, wcale nie jestem podobną do Zosi! Nie kradnę i nigdy nie kłamię, zawołała Kamilka z żywością.
— Dlaczego jednak nie chcesz wyznać szczerze? zapytała pani Marja łagodnym ale stanowczym głosem.
Kamilka spuściła oczy i odrzekła cicho:
— Nie mogę, mamusiu!
Pani Marja tak wierzyła w szczerość słów dziecka, że spojrzała tylko badawczo i zamilkła, ale pani Fiszini nie przestawała drwić w dalszym ciągu.
Wszyscy odeszli i Kamilka pozostała sama jedna, zalewając się łzami. Po kilku minutach usłyszała nawoływania Madzi, Stokrotki i Zosi:
— Gdzie jesteś, Kamuchno? Szukamy cię już od kwadransa.
Kamilka otarła oczy, ale nie mogła ukryć ich zaczerwienienia.
— Dlaczego płakałaś, moja droga? zapytała Stokrotka z niepokojem.
— Nie płaczę, mam jednak zmartwienie, odrzekła Kamilka, siląc się na spokój, ale wyrzekłszy te słowa, poczęła głośno szlochać. Madzia i Stokrotka ściskały ją czule i prosiły by im powierzyła swe strapienie.
Kamilka na wpół z płaczem opowiedziała im, że padło na nią podejrzenie zjedzenia gruszek, które mamusia tak starannie pielęgnowała. Zosia stojąca dotąd na uboczu poczerwieniała nagle i zapytała wreszcie głosem drżącym ze wzruszenia:
— Czy nie powiedziałaś że wiesz... że masz kogoś w podejrzeniu?..
— O nie, nie powiedziałam, odrzekła Kamilka.
— Jakto? Więc wiesz kto zjadł gruszki? pytała Madzia z zaciekawieniem.
— Tak, szepnęła Kamilka ledwie dosłyszalnym głosem.
— Więc dlaczego nie mówiłaś o tem? badała dalej siostrzyczka.
Kamilka spoglądała na Zosię i zamilkła
Zosia coraz bardziej była zmieszana, wreszcie nie mogła znieść dłużej przykrego swego położenia. Wdzięczność dla Kamilki i wyrzuty sumienia z powodu fałszywego kroku zmusiły ją paść na kolana:
— O przebacz mi, przebacz Kamilko! wołała ze łzami. Postąpiłam niegodnie, żałuję szczerze, nie miejcie do mnie żalu!
Stokrotka patrzyła na Zosię gniewnie, nie mogąc jej darować przyczynionego Kamusi zmartwienia.
— Niedobra Zosia, przyjeżdża tu tylko po to, żeby robić nam przykrości! mówiła mała z wyrazem powagi. Już raz Kamilka była przez ciebie ukaraną, teraz znów płacze rzewnie z twojej winy, a wszyscy jeszcze posądzają, że to ona jest łakomcą, kłamcą i złodziejką!
Zosia spojrzała na Stokrotkę oczami pełnemi łez i odrzekła łagodnie:
— Dałaś mi do poznania, że powinnam jeszcze dopełnić ciężki obowiązek, przyznając się waszym mamusiom i mojej macosze do popełnionej kradzieży, gdyż to ja zerwałam gruszki, a Kamilka, chociaż wiedziała o tem, nie chciała mię oskarżyć. Zacna, kochana nasza Kamilka! Zasługuje tylko na pochwały i nagrody!
Zosia chciała już biegnąć ku domowi, ale Kamilka schwyciła ją za ramię i przytrzymała mocno, a zwracając się do Stokrotki rzekła surowo:
— Wstydź się, Stokrotko, widzisz jak Zosia pokornie wyznaje swą winę, czy chcesz, żeby ją znów biła bezlitośnie macocha? A ty Zosiu, chociaż popełniłaś czyn bardzo nieładny, jednakże okupiłaś go już poczęści swą skruchą. Wyznaj całą prawdę naszym matkom, ale musimy ją ukryć przed twoją macochą, która wnet srogą wymierzy ci karę.
— Nie będę nic ukrywała, abyś nie była podejrzewaną przez nią, moja dobra Kamilko. Wyćwiczy mię porządnie, o tem nie wątpię, ale czyż nie zasłużyłam na to...?
W tej chwili matka Stokrotki wyszła z oranżerji, przy drzwiach której toczyła się rozmowa.
— Słyszałam wszystko, coście mówiły z sobą, moje dzieci, rzekła wzruszona. Podejmuję się opowiedzieć o tem pani Marji, ale zamilczę przed panią Fiszini o przewinieniu Zosi, powiem tylko, że niewinność Kamilki jest dowiedziona, gdyż winowajca przyznał się do skradzenia gruszek. Postępowanie twoje, Kamilko droga, jest godne najwyższej pochwały, twoje Zosiu było bardzo naganne na początku, ale przy końcu okazałaś męstwo przyznania się do winy i chęć poniesienia kary, chociaż wiedziałaś, że może być bardzo surową. Ty zaś, Stokrotko przez miłość dla Kamilki stałaś się okrutną dla Zosi. Madzia była dobrą i rozsądną w całej tej przykrej sprawie. Postarajmy się teraz zapomnieć o rzeczach niemiłych i wesoło dzień ten zakończyć. Nie wiecie jeszcze o tem, że będziecie ciągnęły losy na loterję, każdy bilet wygrywa jakiś przedmiot.
Dziewczynki z radością powitały tę nowinę i ucałowawszy się nawzajem, wszystkie cztery pobiegły do salonu, w którym oczekiwano je dla rozpoczęcia zabawy.
Zosia wygrała małe gospodarstwo i ładną teczkę, Kamilka przybór do pisania i pudełko farb, do którego dołączone były rysunki do kolorowania, ołówki i pędzelki, Madzia kilkanaście tomów ślicznych powiastek i szkatułkę do roboty, Stokrotka dostała lalkę woskową z całą wyprawką, a przytem komódkę do tych lalczynych rzeczy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.