<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Przykładne dziewczątka
Podtytuł Zajmująca powieść dla panienek
Pochodzenie Przykładne dziewczątka
Wydawca Księgarnia Ch. I. Rosenweina
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Ilustrator Marian Strojnowski
Tytuł orygin. Les Petites filles modeles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.
Kamilka ukarana.

Niedaleko siedziby pani Marji mieszkała zamożna wdowa z pozostawioną pod jej opieką pasierbicą sześcioletnią Zosieńką. Sąsiadki bywały u siebie od czasu do czasu.
Pewnego dnia Kamilka, Madzia i Stokrotka wyszły na przechadzkę niedaleko domu i spotkały powóz, z którego wysiadła otyła dama z małą dziewczynką.
— Dzień dobry Zosiu! Dzień dobry pani! — wołały siostrzyczki, witając gości.
— Weźcie z sobą Zośkę — odpowiedziała dama — a ja pójdę odnaleźć waszą mamę. Proszę tylko bardzo, żeby Zosia była grzeczna — dodała tonem ostrym, zwracając się do pasierbicy — w przeciwnym razie dostaniesz w domu baty.
Zosia spuściła oczy w milczeniu.
Macocha zbliżyła się do niej, oczy jej błyszczały gniewem.
— Cóż to? Nie możesz nic odpowiedzieć? Czy nie słyszysz, że mówię do ciebie? — zawołała niecierpliwie.
— Dobrze mamo, będę grzeczna, — szepnęła Zosia.
Macocha rzuciła na nią pełne złości spojrzenie, poczem odwróciła się i weszła na ganek.
Kamilka i Madzia spoglądały zdziwione, a Stokrotka ukryła się za wielkim krzakiem pomarańczowym.
Kamilka pożałowała strofowanej dziewczynki i zapytała ją zcicha:
— Dlaczego macocha pogniewała się na ciebie? Czy zrobiłaś coś złego?
— Ona zawsze jest taka, odrzekła Zosia wzruszając ramionami.
— Chodźmy do naszego ogródka, tam będzie nam najlepiej — wtrąciła Madzia. — Stokrotko, chodź z nami.
— Zkąd-że tu ta mała? Nigdy jej u was nie widziałam — rzekła przybyła.
— Jest to nasza przyjaciółeczka, bardzo grzeczna dziewczynka — odparła Kamilka. — Nie widziałaś jej, gdyż była chora wtedy, gdyś my z mamą jeździły do was. Mam nadzieję że ją polubisz. Nazywa się Stokrotka.
Madzia opowiedziała Zosi o strasznym wypadku na gościńcu i o zawartej w ten sposób znajomości.
Zosia uścisnęła Stokrotkę, poczem wszystkie cztery pobiegły do ogrodu.
— O! Jakież macie kwiaty wspaniałe, daleko ładniejsze niż moje. Zkąd takie śliczne gwoździki i róże? Jak cudnie pachną!
— To mamusia Stokrotki obdarzyła nas temi kwiatami.
— Ostrożnie, Zosieńko! Depcesz poziomki! Cofnij się nieco — zawołała Stokrotka, chwytając ją za sukienkę.
— Dajże mi pokój! Chcę powąchać róże — odburknęła Zosia.
— Ależ nie można deptać poziomek Kamilki — broniła Stokrotka własności przyjaciółki.
— A ja ci powiadam odejdź, mały głuptasku! — krzyknęła Zosia.
Ponieważ Stokrotka, chroniąc krzak poziomek, trzymała nóżkę Zosi obu rączkami, Zosia kopnęła ją tak mocno, że Stokrotka upadła odrzucona o parę kroków.
Kamilka, oburzona takiem postępowaniem, poskoczyła ku przybyłej i uderzyła ją w twarz. Zosia poczęła krzyczeć, Stokrotka płakała, Madzia starała się uspokoić obie, Kamilka zarumieniona wstydziła się swej popędliwości. W tej chili wszystkie trzy panie nadeszły, a macocha Zosi, słysząc jej krzyki, wymierzyła jej policzek.
— To już dwa!... To już dwa! — krzyczała Zosia.
— Jakie dwa? Co ty gadasz? — wpadła na nią macocha.
— Dwa razy dostałam po buzi! — wołała Zosia rozżalona.
— Masz drugi raz, abyś nie kłamała!
I to mówiąc, macocha uderzyła ją powtórnie.
— Zosia nie kłamie, proszę pani, to ja uderzyłam Zosię po twarzy.
Wszystkie panie spojrzały ze zdumieniem na Kamilkę, a matka jej zapytała:
— Jakto? Czy podobna, żebyś ty Kamusiu, taka dobra dziewczynka uderzyła swego gościa?...
— Tak, mamusiu, uderzyłam Zosię — odpowiedziała Kamilka, spuszczając oczy.
Pani Marja spojrzała na nią surowo:
— Co było powodem, żeś się uniosła i postąpiła tak brutalnie? — zapytała matka.
— Bo... bo... — szeptała Kamilka i utkwiła wzrok w Zosi, która patrzała na nią błagalnie — bo... — rzekła wreszcie — Zosia podeptała mi poziomki.
— Nie za to, nie! — zawołała Stokrotka — uderzyła, chcąc mnie...
— Tak było jak powiedziałam — przerwała Kamilka, a nachylając się ku Stokrotce szepnęła! — Milcz, proszę!
— Nie chcę, żeby cię źle sądzono — odpowiedziała Stokrotka również cicho — przecież stanęłaś na mojej obronie i dlatego...
— Proszę cię bardzo, żebyś nie mówiła nic o tem, dopóki macocha Zosi nie wyjedzie.
Na te słowa Kamilki, Stokrotka zamilkła odrazu i pocałowała ją ukradkiem w rękę.
Pani Marja zrozumiała, że musiało nastąpić coś ważniejszego niż podeptanie krzaku poziomek, jeżeli łagodna zazwyczaj Kamusia wpadła w gniew niebywały, ale że nie chciano powiedzieć całej prawdy przez wzgląd na surowość macochy. W każdym razie czuła się w obowiązku okazać swoje niezadowolenie i ukarać córeczkę za jej postępek.
— Idź do swego pokoju — rzekła do Kamilki — nie zejdziesz na obiad i nie dostaniesz leguminy ani owoców.
Kamusia zalana łzami, przed odejściem zbliżyła się do Zosi, mówiąc:
— Przepraszam cię bardzo, Zosieńko, już nigdy nic podobnego się nie zdarzy.
Zosia, która w gruncie rzeczy złą nie była, uściskała Kamilkę i szepnęła jej na ucho:
— Dziękuję ci bardzo, żeś nie powiedziała wszystkiego. Gdyby moja macocha usłyszała o tem, że odtrąciłam tak mocno tę małą, z pewnością obiłaby mnie aż do krwi.
Kamilka poszła, płacząc, ku domowi, Madzia i Stokrotka płakały też rzewnie, współczując ukaranej. Stokrotka miała wielką ochotę opowiedzieć szczerze całą przygodę dla zmniejszenia winy Kamilki i wytłumaczenia jej przed mamusią, ale przypomniała sobie, że Kamilka usilnie nakazywała jej milczenie.
— Wstrętna ta Zosia — mówiła sobie w duchu — to ona jest powodem zmartwienia biednej Kamuchny!... Nie cierpię Zosi!...
Powóz zajechał przed ganek i przybrana matka pociągnęła za sobą Zosię, pożegnawszy się z paniami. Zaledwie odjechały kilka kroków, już dały się słyszeć rozpaczliwe krzyki dziecka, które macocha szarpnęła mocno za włosy.
Zostawszy same, Madzia i Stokrotka pośpieszyły opowiedzieć swym mamusiom dlaczego Kamilka tak się rozgniewała na Zosię.
— To wyjaśnienie zmniejsza poniekąd jej winę — odrzekła pani Marja — nie mniej jednak postąpiła bardzo niewłaściwie, nie umiejąc zapanować nad sobą i uderzając młodszą od siebie dziewczynkę, która przybyła w odwiedziny. Pozwalam, żeby zeszła na obiad, ale ani leguminy, ani owoców nie dostanie.
Madzia i Stokrotka pobiegły wnet oznajmić Kamusi, że zasiądzie ze wszystkimi razem do obiadu, ale mamusia nie pozwoliła jej spożywać przysmaków, które będą podane. Kamilka westchnęła głęboko.
Trzeba wyznać, że ta miła dziewczynka miała jedną wadę, była ogromnie łakoma, lubiła słodycze, a przedewszystkiem nie mogła patrzeć obojętnie na owoce. Wiedziała, że tego dnia właśnie miano podać po obiedzie wspaniałe śliwki i winogrona, przysłane przez wujka. Jakże to przykro wyrzec się tych wybornych owoców, jakich jeszcze w tym roku nie próbowano...
Miała pełne łez oczy, wobec czego Madzia spytała troskliwie:
— Taka jesteś smutna, moja Kamuchno, czy z powodu tego zakazu?...
Kamilka rozpłakała się na dobre.
— Przykro mi będzie bardzo patrzeć jak wszyscy jedzą śliwki i winogrona, a ja tylko jedna nie mam prawa ich dotknąć.
— Jeżeli o to chodzi, to ja też nie będę jadła leguminy ani owoców — zawołała Madzia — może to cię pocieszy.
— Nie, moja droga siostrzyczko, nie chcę, żebyś pozbawiła się dla mnie takiej przyjemności. Jedz, bardzo cię o to proszę!
— Postanowiłam już i stanowczo jeść nie będę — odparła Madzia. — Nie miałabym żadnej przyjemności w jedzeniu smacznych rzeczy, których ty będziesz pozbawiona.
Kamilka rzuciła się siostrze na szyję i uściskały się serdecznie. Madzia prosiła tylko, żeby nie mówić nikomu o jej postanowieniu.
— Bo gdyby mamusia wiedziała o tem, zmusiłaby mię do skosztowania, albo mogłaby sądzić, że ją w ten sposób chcę skłonić do przebaczenia i darowania twej winy — powiedziała wkońcu.
Podczas obiadu wszystkie trzy dziewczynki były smutne i milczące. Gdy przyszła kolej na leguminę, okazało się, że to są ulubione przez Madzię ryżowe ciasteczka.
— Daj mi swój talerz, Madziu — rzekła matka, chcąc nałożyć jej porcję.
— Dziękuję mamusi, nie będę jadła, — odrzekła Madzia.
— Jakto? Przecież je tak lubisz, moje dziecko.
— Nie jestem głodna.
— Przed chwilą prosiłaś, żebym ci dodała kartofli do mięsa, a ja ci odmówiłam, wiedząc, że będzie twoja ulubiona potrawa.
Madzia zarumieniła się, mówiąc:
— Jeszcze mi się wtedy jeść chciało, a teraz jestem najedzona.
Pani Marja spojrzała na obie córeczki i domyśliła się, że coś się w tem ukrywa, ale kiedy przyniesiono dwa ogromne kosze pysznych śliwek i winogron, oczy Kamilki napełniły się łzami na myśl, że to dla niej Madzia wyrzekła się tylu smacznych rzeczy, a Madzia utkwiła wzrok w kosze z owocami i westchnęła zcicha.
— Czy dać ci najprzód śliwek, czy winogron? — zapytała pani Marja, zwracając się do młodszej córeczki.
— Dziękuję mamusi, nie będę jadła owoców — odpowiedziała Madzia.
— Sprobuj przynajmniej winogron — zachęcała matka, coraz bardziej zdziwiona wstrzemięźliwością dziewczynki.
— Nie, mamusiu, czuję się bardzo zmęczona i chciałabym się zaraz położyć, szepnęła Madzia, która obawiała się ulec pokusie, gdyż aromat dojrzałych owoców nęcił ją niezmiernie.
— Czy może źle się czujesz? — zapytała matka z niepokojem.
— Nie mamusiu, jestem zupełnie zdrowa, ale chce mi się spać.
Pani Marja pozwoliła Madzi udać się na spoczynek, ale w tejże chwili Kamilka poprosiła drżącym głosem, żeby również pójść do sypialni. W kilka minut potem powstano od stołu i matka ujrzała w salonie obie córeczki w serdecznym uścisku, poczem Madzia pobiegła na górę, a Kamilka stała jeszcze na środku pokoju, spoglądając za oddalającą się siostrą.
— Jakaż ona jest dobra! Jak ja ją bardzo kocham! — mówiła do siebie.
— Cóż to strzeliło Madzi do głowy? — zapytała matka. — Nie chciała jeść i o godzinę wcześniej, niż zwykle, poszła spać.
— Ach, żebyś wiedziała, mamusiu, jaka Madzia jest niezmiernie dobra! — zawołała Kamilka z zapałem, — wszystko to było zrobione umyślnie, żeby moją karę też wziąść na siebie, a dlatego oddaliła się wcześniej, że nie mogła już patrzeć dłużej na winogrona, które tak ogromnie lubi.
— Chodźmy do niej — rzekła pani Marja, biorąc Kamilkę za rękę, ale przed wyjściem z salonu szepnęła parę słów do matki Stokrotki, która wnet przeszła do jadalni.
Madzia leżała już w łóżeczku. Wielkie niebieskie oczęta utkwiła w portrecie siostry i uśmiechała się do niej.
Pani Marja uścisnęła Madzię, wzruszona jej dobrem serduszkiem.
— Przychodzę powiedzieć tobie, moje dziecko, że twoją ofiarą okupiłaś winę Kamusi, przebaczam jej przez wzgląd na ciebie i obie będziecie zaraz jadły tu wasze ulubione ciasteczka, śliwki i winogrona, które kazałam wam przynieść.
W tejże chwili weszła Eliza, niosąc na tacy przyrzeczone przysmaki.
Pani Marja zeszła na dół, a Kamilka opowiedziała Elizie jak dobrą jest Madzia, następnie obie dały jej część swego deseru, a porozmawiawszy jeszcze trochę, siostrzyczki ucałowały się, zmówiły paciorek i zasnęły wkrótce, śniąc o przeżytych w dniu tym sprawach, o gniewach, przebaczeniu i wyśmienitych winogronach.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.