Przykładne dziewczątka/XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przykładne dziewczątka |
Podtytuł | Zajmująca powieść dla panienek |
Pochodzenie | Przykładne dziewczątka |
Wydawca | Księgarnia Ch. I. Rosenweina |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Siła” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Orwicz |
Ilustrator | Marian Strojnowski |
Tytuł orygin. | Les Petites filles modeles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cała książka |
Indeks stron |
— Mamusiu droga, czybyśmy nie mogły pójść z Elizą do białego domku i pomóc Franciszce i Lucynce urządzić się na nowem mieszkaniu — prosiła Kamilka. Jakże byłoby miło widzieć ich zdziwienie, gdy tam przyjadą!
Pani Marja pozwoliła dziewczynkom dokończyć dobry uczynek i zgodziła się na spacer dzieci z Elizą do wioski.
— Mamusiu, czy możemy zabrać z sobą koszulkę, spódniczkę, sukienkę i pończoszki dla Lucynki, trzebaby zanieść jej jeszcze buciki i chusteczkę na głowę — mówiła Madzia.
— Naturalnie, moje dziecko, bardzo się cieszę, że o tem pomyślałaś — odrzekła matka — weźcie także mój szlafrok i starą suknię dla Franciszki. Wszystko to przyda się im bardzo, zanim pani Rosburgowa kupi dla nich ubranie.
Madzia pobiegła oznajmić Elizie i młodszym dziewczątkom tę dobrą nowinę. Spory pakunek był natychmiast zrobiony i Eliza niosła go, towarzysząc dzieciom w wyprawie do białego domku, w którym zastano panią Rosburgową, urządzającą mieszkanko i dyrygującą ustawianiem przywiezionych na wózku rzeczy. Okazało się wszakże, że o wielu nieodzownych drobiazgach zapomniano w pośpiechu.
— Trzeba dostać gdzie drzewa do ugotowania zupy — rzekła Eliza.
— Niema też soli, ani łyżek do jedzenia tej zupy — zauważyły dziewczątka.
— A na czem położymy masło i jajka? pytała Stokrotka, niezmiernie przejęta ważnością chwili.
Pani Rosburgowa poleciła Elizie udać się do sklepu wioskowego i nabyć wszystko, czego brakło, a dzieci tymczasem nakrywały stół, rozstawiały talerze, przysunęły dwa krzesła do stołu, na którym stanęła butelka wina i leżał bochen chleba.
Eliza przyniosła różne zapasy, nie zapomniała też o cukrze, mając zamiar dać wino grzane chorej i osłabionej Franciszce. Kupiła spory dzbanek do wody, bo o tem jakoś wszyscy zapomnieli. Wkrótce zabłysnął ogień w kuchence, zupa gotowała się w rondelku, jajecznica smażyła się na patelni.
Turkot wozu oznajmił, że oczekiwane matka z córką przybyły na nową siedzibę. Wszyscy wyszli na spotkanie i ostrożnie zdjęto z wozu bladą i słaniającą się żonę żeglarza, która wdzięczne spojrzenie utkwiła w swą wybawicielkę.
Lucynka tak była przejętą widocznem osłabieniem matki, że nic poza nią nie widziała dokoła, ale ujrzawszy ją na czystej pościeli, leżącą z błogim uśmiechem na wynędzniałej twarzy, ożywiła się, oczy jej rozbłysły radością, smutek i niepokój znikły bez śladu, a łzy wdzięczności płynęły po zaróżowionych policzkach. Wzruszenie tamowało jej mowę; nie mogła przypaść do kolan swej dobrodziejki, chwyciła tylko jej rękę i przyciskała do ust, szlochając.
— Uspokój się, moje dziecko, — powiedziała łagodnie pani Rosburgowa — nie mnie powinnaś dziękować, ale Bogu miłosiernemu, który pozwolił mi spotkać was i dopomóc w niedoli. Przestań płakać, żeby matce nie zakłócać spokoju, którego tak potrzebuje. Przy dobrem odżywianiu wkrótce wyzdrowieje. Eliza właśnie podaje jej zupę i gorące, osłodzone wino. A ty, biedna dziecino, zasiądź za stołem i zjedz również co ciepłego, bo pewno ci się już jeść chce porządnie.
Dzieci zajęły się wnet Lucynką i nakładały jej na talerz jajecznicę, mięso, dolewały wina do wody, a następnie zajęły się toaletą. Bardzo im zależało na tem, żeby jaknajprędzej zrzuciła swe łachmany i przywdziała przyniesione ubranie. Pomagały wszystkie cztery w strojeniu Lucynki i cieszyły się jak ładnie wygląda w czystej sukience i chusteczce zawiązanej na piersiach. Matka, ujrzawszy ją, rzekła z uczuciem:
— Niech was Bóg błogosławi, panienki kochane, oby wam stokrotnie wynagrodził to wszystko, co dla nas robicie. Niechże ci się przyglądnę zbliska, moja Lucynko, dodała zwracając się do córki. O, mój Boże! Gdybyż twój ojciec mógł cię widzieć w tej chwili!...
Głowa jej opadła na poduszki, ukryła twarz w dłoniach i zapłakała. Pani Rosburgowa poczęła ją pocieszać, mówiąc:
— Wszystko, co nam Bóg zsyła, jest dla naszego dobra; gdyby młynarka nie była wypędziła biednej Lucynki, nasze dzieci nie usłyszałyby jej żałosnego łkania, jabym nie zapytała ją o nazwisko i nie dowiedziała się w jak ciężkiem znajdujecie się położeniu. Szczęście i nieszczęście nasze jest w ręku Boga, powinniśmy przyjmować wszystko z Jego ręki; bądźmy pewni, że przyjęta w pokorze największa niedola w pomyślność się zamieni.
Słowa zacnej opiekunki uspokoiły chorą; oddawała się teraz całkowicie radości posiadania nareszcie swego kąta, łóżka, bielizny, nie potrzebowała już teraz troszczyć się, co jej jutrzejszy dzień przyniesie, nie zazna głodu i nędzy, a dziecko jej również będzie miało przyszłość zapewnioną, chociażby jej nie stało na świecie.
— Jutro, kochana pani Franciszko, pojadę do miasteczka i nabędę niezbędne dla was sprzęty, ubranie, wszystko czegośmy narazie nie mogły sprowadzić — mówiła pani Rosburgowa, żegnając chorą. — Będziemy u was częstemi gośćmi, o ile zaś okaże się jakaś potrzeba, proszę mię zawiadomić. Tymczasem pozostawiam tę małą sumkę na drzewo, świece i różne wydatki. Jak tylko pani wyzdrowieje, wynajdę stosowne zajęcie. Proszę się nie martwić, jeść, spać, nabierać sił i błagać Boga, by nam powrócił naszych mężów, bo wszystko jest w Jego mocy.
To rzekłszy, pani Rosburgowa przywołała dzieci, które przyrzekły Lucynce odwiedzić ją jaknajprędzej i cała gromadka powróciła do domu, gdzie pani Marja zaniepokojona już była zbyt długą jej nieobecnością.
Dziewczynki z radośnym szczebiotem rzuciły się na powitanie, opowiadając o wdzięczności niezmiernej Lucynki i jej matki, o wszystkich szczegółach pobytu w białym domku, a gdy udały się na spoczynek, gwarzyły jeszcze chwilę z Elizą i między sobą o wypadkach dnia. Nazajutrz już od rana pierwszą ich myślą było odwiedzenie Lucynki i pani Marja przyrzekła udać się tam z niemi, gdyż pani Rosburgowa już zerwała się wcześniej i wyruszyła po zakupy do miasteczka.
Chora miała się znacznie lepiej, zwlekła się nawet z łóżka i pomagała nieco Lucynce w gospodarowaniu. Lucynka poprosiła uprzejmie sąsiadów o pożyczenie miotły, zrobiła porządek w mieszkaniu i przed domem, zasłała łóżka, powycierała kurze, nie mogła się dość nacieszyć niespodzianą a tak pomyślną zmianą w ich losie i oczekiwała z upragnieniem przybycia swych zacnych opiekunek, gdy właśnie weszła pani Marja z dziećmi, niosącemi różne zapasy do śniadania. Lucynka zakrzątnęła się wnet przy ogniu, nie chcąc pozwolić, aby panienki walały białe rączki i czyste sukienki.
— A czy potrafisz sama zrobić omlet? Ugotować zupę? — pytała Stokrotka.
— Potrafię, naturalnie że potrafię, trudniejsze rzeczy gotowałam nieraz, kiedy nam się lepiej działo — odpowiedziała Lucynka. Mama pracowała na chleb, a ja gospodarowałam w kuchni i w domu.
Po powrocie z wycieczki, dzieci zabrały się pilnie do lekcji, które były dnia poprzedniego nieco zaniedbane. Pani Rosburgowa powróciła o południu, zrobiwszy moc sprawunków przeznaczonych dla białego domku. Wszystko to zostało odwiezione, a gdy dzieci po śniadaniu udały się znowu na oględziny, zastały Franciszkę i Lucynkę nieposiadające się z radości na widok tylu skarbów. Czego bo też tam nie było! Sprzęty, naczynia, ubrania, bielizna i tysiące drobiazgów potrzebnych w codziennem życiu.
Całe popołudnie zeszło na rozmieszczaniu tych przedmiotów; dzieci przyjmowały udział w robocie, śmiejąc się i dokazując. Lucynka co chwila wołała w zachwyceniu:
— Ach, jakie panie są dobre! O Boże! O Boże!
Wszystkie cztery dziewczynki nie mniej od Lucynki były rozpromienione i szczęśliwe. Widok tych dwóch istot, wyrwanych z nędzy powróconych jakby do życia, był poglądową lekcją miłosierdzia. Zosia postanowiła być zawsze litościwą dla biednych i oddawać im wszystkie pieniądze otrzymane na różne przyjemności.
Dzień zakończył się smacznym posiłkiem, który pani Marja kazała przynieść do białego domku. Wszyscy spożywali go razem przy dębowym stole, na fajansowym serwisie, darowanym Franciszce na nowe gospodarstwo. Podano kurczęta ze sałatą i torcik śliwkowy. Lucynka zajadała z wielkim apetytem, ku radości dziewczynek.
Następnie panie powróciły do siebie, a dzieci z Elizą pozostały jeszcze, by dopomóc w uporządkowaniu naczynia, a kiedy już wszystko zostało umyte i schowane do kredensu, Eliza z dziećmi wyszła, Lucynka położyła matkę do łóżka i sama układła się do snu po trudach dnia szczęśliwego.