Przyszły rząd Polski
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Przyszły rząd Polski | |
Wydawca | Nakładem autora | |
Data wyd. | 1944 | |
Druk | Allied Printing Trades Council | |
Miejsce wyd. | Nowy Jork | |
Źródło | Skany na commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
RZĄD POLSKI
Artykuł wstępny okazowego numeru „Wolności”, który miałem zaszczyt redagować w Chicago, zatytułowałem „Rząd Polski”. Podałem w nim analizę zadań rządu polskiego na uchodźtwie — wówczas w sierpniu 1940 roku — już w Londynie. Nazwałem go rządem tymczasowym o ograniczonych prawach i zadaniach, przyczem krytykowałem jego skład osobowy, nieodpowiadający nastrojom politycznym ludności w Kraju. Zadania jego sprecyzowałem w kilku punktach: 1) reprezentacja państwa polskiego za granicą, 2) tworzenie armji polskiej i dalsze prowadzenie walki przeciw Niemcom, 3) opieka nad uchodźcami. Tymczasowym nazwałem go dlatego, że uważałem go za rząd przypadkowy, stworzony wśród niezwykłych okoliczności i niemający prawa ani też nie roszczący sobie prawa (zgodnie z ówczesnemi oświadczeniami szefa rządu gen. Sikorskiego) do sprawowania władzy w kraju. O przyszłym rządzie, t. j. rządzie w Kraju miał wedle oświadczeń miarodajnych czynników polskich w Londynie decydować naród.
Mój przyjaciel partyjny, Adam Ciołkosz, ówczesny sekretarz Komitetu Zagranicznego P.P.S po otrzymaniu egzemplarza tej „Wolności” doniósł mi, że stanowisko, jakie zająłem w owym artykule w sprawie rządu polskiego jest zupełnie zgodne ze stanowiskiem Komitetu Zagranicznego P.P.S. i P.P.S. w Kraju. Jego oświadczenie było dla mnie miarodajne i dało mi wiele zadowolenia, bo wiedziałem, że wszelka tajna korespondencja z Kraju przechodzi przez jego ręce.
Inaczej sprawa ta przedstawia się obecnie. Zmiana stanowiska w tej sprawie członków rządu, przedstawicieli stronnictw politycznych wchodzących w skład Polskiej Rady Narodowej (z wyjątkiem przedstawiciela Żyd. Partji Socjalistycznej „Bund”) ba, nawet grupy ONRowsko-OZONowej, nie mającej swoich przedstawicieli ani w rządzie ani w Radzie (ta ostatnia zawsze najsilniej podkreślała tymczasowy charakter rządu) — jest już zupełnie wyraźna. Oto wódz armji polskiej, gen. Sosnkowski, w swojem przemówieniu na Bliskim Wschodzie o charakterze wyraźnie politycznym powiedział niedawno: „Jesteśmy szczęśliwi, że mamy legalny rząd Rzeczypospolitej i legalne władze państwowe.” (Szczęście Sosnkowskiego i legalność tego rządu rozpoczyna się z chwilą, kiedy został on mianowany dowódcą sił zbrojnych, poprzednio bowiem t. j. za życia gen. Sikorskiego dochodziły nas wieści, że knuł przeciw rządowi spiski i czynił przygotowania do t. zw. puczu). Pułkownik Matuszewski stwierdził ostatnio niejednokrotnie, że jakkolwiek nazwa rząd jedności narodowej, jaką sobie przyswaja obecny rząd, jest niesłuszna, bo brak w nim przedstawicieli t. zw. Piłsudczyków, czyli Ozonu i skrajnej prawicy, czyli jawnych faszystów polskich, to jednak rząd ten musi być uznawany przez wszystkich obywateli polskich (a więc i tych w kraju), bo on stanowi „kontynuację” poprzednich rządów, w Polsce i oparty jest na Konstytucji z 23 kwietnia 1935 r. Socjaliści polscy w Londynie, którzy dla oportunizmu politycznego wraz z umiarkowanymi ludowcami stali się parawanem dla reakcji polskiej, pisali niedawno w „Robotniku Polskim” w Londynie, w związku ze sprawą wschodnich granic Polski: „Całość i nienaruszalność terytorjum Rzeczypospolitej bronione są przez całe społeczeństwo polskie bez wyjątków, a stanowisko to wobec świata reprezentuje Rząd, z woli narodu powstały”.
W związku z przemówieniem sowieckiego ambasadora w Meksyku — Oumańskiego, polskie czynniki dyplomatyczne w Waszyngtonie wydały w dniu 22 listopada 1943 roku, oświadczenie, którego punkt trzeci opiewa: „Związek sowiecki winien udzielić gwarancji, że uwolnić się mające terytorja (rozumie się polskie i to oswobodzone przez Czerwoną Armję wraz z polskiemi dywizjami Kościuszki i Dąbrowskiego) oddane zostaną pod administrację rządu polskiego na uchodźtwie, przebywającego w Londynie.”
W grudniu 1943 roku powiedział wicepremjer Kwapiński w przemówieniu swem, wygłoszonem w Chicago: …celem obecnego rządu polskiego jest… zaprowadzić ład w kraju… dopomóc wysiedleńcom (a jest ich około 4 miljony) powrotu w ich strony rodzinne, a potem (po ilu latach?) dać sposobność narodowi wybrać taki rząd, jaki on będzie uważał za potrzebny, by rządził krajem.”
Do jawnej zmiany stanowiska w sprawie przeznaczenia, zadań i charakteru rządu polskiego na uchodźtwie przyczyniły się następujące zdarzenia: 1. a, Powstanie Związku Patrjotów Polskich w Z.S.R.R., b, Ogłoszenie przezeń programu nie różniącego się zbyt wiele od znanej deklaracji rządowej, c, Poparcie tego Związku przez setki tysięcy Polaków, obecnie na terytorjum sowieckiem przebywających, d, Stworzenie przezeń dwóch dywizyj wojskowych, e, Udział Związku Patrjotów w Komitecie Opieki nad uchodźcami polskimi w Sowietach i stworzenie kilkudziesięciu szkół dla dzieci polskich oraz innych polskich instytucyj kulturalnych i społecznych na tamtym terenie. 2. Powstanie silnej i coraz bardziej się powiększającej i ruchliwej organizacji partyzantów w Polsce. 3, Wzrastająca obawa przed ewentualnem powstaniem rządu rewolucyjnego na uchodźtwie, względnie utworzeniem rządu w Polsce po uwolnieniu jej przez Czerwoną Armję, a w związku z tem obawa przed utratą wpływów i stanowisk.
Czy istnieją jakieś przyczyny natury prawnej do zmiany stanowiska w kwestji tymczasowości rządu polskiego? Czy władze rządowe (Sosnkowski nazywa je błędnie państwowemi) są naprawdę legalne? Czy rząd ten rzeczywiście powstał z woli narodu? Czy może on sobie rościć prawo do administrowania krajem po uwolnieniu go z pod jarzma hitlerowskiego? Czy wreszcie stanowi on „kontynuację” rządu przedwojennego w Polsce? Odpowiedź na wszystkie wymienione pytania jest negatywna…
Postaram się to uzasadnić.
Legalnym nazywamy rząd, który powstał zgodnie z obowiązującemi ustawami, a w szczególności z obowiązującą Konstytucją danego kraju. Rządem zaś powstałym z woli narodu zwykli jesteśmy nazywać rząd, o którego powstaniu i składzie decyduje większość obywateli państwa.
Rządy polskie na uchodźtwie, we Francji i w Anglji — jak i poprzedzający je rząd ozonowy w Polsce, zbiegły do Rumunji — nie powstały zgodnie z obowiązującą konstytucją polską i nie decydowała o ich powstaniu większość społeczeństwa w Polsce.
W chwili powstania tych rządów obowiązywała i dotąd w gruncie rzeczy obowiązuje Konstytucja polska z dnia 17 marca 1921 wraz z nowelą z 2 sierpnia 1926 roku, a rządy powyższe utworzone zostały — wbrew woli narodu — na podstawie tak zwanej Konstytucji z 23 kwietnia 1935. Konstytucja marcowa wraz ze znowelizowanemi przepisami sierpniowemi nigdy nie straciła mocy prawnej, ile że nie została ona zniesiona lub zmieniona aktem prawnym, przewidzianym w artykule 125 tej Konstytucji, traktującym o jej ewentualnej zmianie. Tak zwana Konstytucja kwietniowa miała charakter rezolucji w chwili jej uchwalenia, nigdy nie nabrała mocy ustawy wogóle, a ustawy konstytucyjnej w szczególności, nie obowiązywała w Polsce przed wojną i nie obowiązuje — tam i tu — podczas obecnej wojny.
To, co stwierdziłem w poprzednim ustępie nie jest czemś nowem. To nie jest wynalazek wojenny. Nie roszczę sobie monopolu do tego twierdzenia. Tego samego zdania byli i są wszyscy prawi obywatele kraju, a odważni politycy, publicyści i prawnicy polscy prawdę tę głosili na wiele lat przed wojną. Zakłamanie, jakie na uchodźtwie zajęło miejsce sumiennego myślenia prawniczego i objektywnej oceny różnych aktów rządowych, przekreślenie ideałów przez oportunizm polityczny i interesy osobiste, przyznanie przez byłych opozycjonistów sankcji prawnej — aktom bezprawnym, (nie przez nieżyjącego obecnie ministra sprawiedliwości rządu na uchodźtwie, wielkiego patrjotę i prawnika Dra. H. Liebermana, który miał odwagę powiedzieć publicznie w Londynie: „niema Konstytucji”), ba, nawet utożsamienie aktów tych z wolą narodu, zmuszają mnie do przypomnienia przykrej prawdy, ale też — prawdy niezbitej.
Uzasadnienie mojego twierdzenia będzie zrozumiałe, gdy czytelnik zapozna się z brzmieniem artykułu 125 Konstytucji z 17 marca 1921. Opiewa on: „Zmiana Konstytucji może być uchwalona tylko w obecności conajmniej połowy ustawowej liczby posłów, względnie członków Senatu, większością 2/3 głosów. Wniosek o zmianę Konstytucji wi- nien być podpisany conajmniej przez 1/4 ustawowej liczby posłów, a zapowiedziany conajmniej na 15 dni.” Wyjątek zrobiono dla drugiego z rzędu Sejmu wybranego na zasadzie tej Konstytucji, a mianowicie sam Sejm bez Senatu mógł „dokonać rewizji Ustawy Konstytucyjnej własną uchwałą, powziętą większością 3/5 głosujących, przy obecności conajmniej połowy ustawowej liczby posłów.”
Ta Konstytucja weszła w życie dopiero jesienią 1922 roku, bo wedle Ustawy Przechodniej z 18 maja 1921 Sejm Ustawodawczy (t. j. pierwszy Sejm) miał sprawować „swą władzę w dotychczasowym zakresie do chwili ukonstytuowania się władzy ustawodawczej na zasadach” tej Konstytucji i rozwiązać się w tym dniu z mocy samego prawa. A nowy parlament polski — Sejm i Senat — wybrany został z końcem października i w listopadzie r. 1922.
Ataki na tę Konstytucję zaczęły się wkrótce. Pochodziły one od prawicy, która była mocno niezadowolona z obalenia rządu endecko-piastowego w drodze parlamentarnej przy zastosowaniu przepisów konstytucyjnych. Do zmiany jednak Konstytucji wogóle, a w szczególności w kierunku wzmocnienia władzy wykonawczej i ograniczenia demokratycznych zasad wyborczych nie doszło przed przewrotem majowym w r. 1926. Niejako pod groźbą bata (wyrażenie Piłsudskiego) Sejm uchwalił tylko niektóre zmiany tej Konstytucji, objęte nowelą z dnia 2 sierpnia 1926 roku. Jakkolwiek zmiany te idą w kierunku wzmocnienia władzy Prezydenta Państwa, to jednak nie zadowoliły one w zupełności Piłsudskiego i dlatego odmówił on przyjęcia prezydentury, a polecił wybrać Ignacego Mościckiego.
W drugim z rzędu Sejmie wybranym w roku 1928, już po utworzeniu przez Sławka i towarzyszy smutnej pamięci BBWR, mimo stosowania niesamowitych metod podczas wyborów i bezprawnego wydatkowania przez rząd 8,000.000 złotych na poparcie partji rządowej, tenże Blok Współpracy z Rządem nie osiągnął nawet zwyczajnej większości. Wobec tego próby zmiany konstytucji natrafiały na trudności, które na drodze parlamentarnej nie dały się przezwyciężyć. Ile partyj politycznych, tyle było projektów zmiany Konstytucji w Sejmie. Piłsudski groził i nalegał na jej zmianę w kierunku dalszego wzmocnienia władzy wykonawczej, a w szczególności nadania prezydentowi praw iście dyktatorskich. Gdy Daszyński w roku 1929 starał się go przekonać, że „zmiana konstytucji wymaga argumentów a nie kija”, usłyszał odpowiedź: „A właśnie, że kija.”
Niezbyt długo trzeba było czekać, ażeby kij ukazał się na widowni publicznej. Miało to miejsce w lecie 1930 roku. Zgodnie ze znowelizowanym art. 26 Konstytucji marcowej Prezydent rozwiązał Sejm i Senat, a następnie z polecenia Piłsudskiego aresztowano wielu posłów ludowych i socjalistycznych i wbrew obowiązującym przepisom prawnym osadzono ich w twierdzy wojskowej w Brześciu Litewskim. Było to pierwsze z rzędu jawne łamanie kości (osławione powiedzenie i zalecenie Sławka) i prawa przez naczelnego stróża prawa, t. j. przez rząd.
Jakkolwiek sanacja już miała doświadczenie w przeprowadzeniu wyborów na sposób rumuński, t. j. fałszowaniu ich wyników zwłaszcza po wsiach, a część ludności uległa terorowi, to jednak nie udało się sanacji uzyskać w Sejmie kwalifikowanej większości potrzebnej do przeprowadzenia w drodze parlamentarnej zmiany konstytucji. Uzyskała ona tylko zwykłą większość.
7 Klub rządowy w nowym Sejmie tem się jednak nie przejmował i znowu zgłosił w Komisji Konstytucyjnej projekt Konstytucji w tem samem brzmieniu, co poprzednio, nadający niemal nieograniczone uprawnienia Prezydentowi i rządowi. Po przeprowadzeniu obrad w Komisji Konstytucyjnej bez udziału posłów opozycji, która posiedzenia Komisji bojkotowała, przedstawiła ona (t. j. Komisja) Sejmowi tezy do przyszłej Konstytucji, które Sejm miał przyjąć zwyczajną większością głosów, jedynie „dla zamanifestowania gotowości do zmiany Konstytucji” w ich duchu. Żadnego innego znaczenia uchwalenie czy przyjęcie tez mieć zresztą nie mogło. Opozycja rządowa postanowiła nie brać udziału w tej manifestacji i opuściła salę posiedzeń Sejmu. Mędrkowie sanacyjni wpadli wówczas na niesamowity pomysł. Otóż z miejsca nadano tezom (które zawierały różne uwagi i nie posiadały formy ustawowych przepisów) formę „artykułów” nowej Konstytucji, a marszałek poddał je pod głosowanie. Uchwalono je w drugiem i trzeciem czytaniu jednogłośnie i nazwano je nową Konstytucją.
To było dalsze jawne łamanie prawa. Tym razem nie dotyczyło ono tylko uprawnień kilku obywateli czy jakiegoś stronnictwa, ale prawnego bytu państwowego, którego podstawą i fundamentem jest Konstytucja. Gdyby to był tylko podstęp czy tryk parlamentarny, nazwać możnaby go po angielsku: foul. Ale w tym wypadku mieliśmy do czynienia z oczywistem obejściem ustawy i nieprzestrzeganiem zasadniczych przepisów Konstytucji. Przypominam, że wedle brzmienia art. 125 Konstytucji marcowej, które wyżej przytoczyłem, wniosek o zmianę Konstytucji wymagał ścisłych formalności, tak co do formy (musiał być przedstawiony na piśmie), jak i ilości posłów mających go podpisać (1/4 ustawowej liczby posłów) a wreszcie co do czasu zapowiedzenia wniosku (t. j. zgłoszenia go na 15 dni przed oddaniem pod obrady Sejmu).
Tym wymogom konstytucyjnym nie stało się zadość. Sprawa konkretnej zmiany Konstytucji nie stała wogóle na porządku dziennym Sejmu.
Pozatem niewiadomo czy na sali posiedzeń Sejmu obecną była przepisana w artykule 125 Konstytucji marcowej ilość posłów (conajmniej połowa ogólnej ilości posłów) — Marszałek Sejmu tego nie stwierdzał ani przed głosowaniem ani podczas głosowania. Upojony rzekomem zwycięstwem nad opozycją, zadowolił się tem, że wszyscy obecni na sali posłowie sanacyjni głosowali za, a nikt przeciw. Stwierdzenie czy na sali obecną była przepisana ilość posłów uważał za zbędne, mimo że to było istotnym wymogiem ważności uchwały o zmianie Konstytucji.
Nie od rzeczy będzie dodać, że znaczna ilość posłów sanacyjnych rzeczywiście nie posiadała mandatów. Zostali bowiem posłami tylko dzięki nadużyciom wyborczym, jak umieszczenie kartek wyborczych w urnie przed otwarciem wyborów przez Komisje, dorzucanie kartek po ukończeniu wyborów, sfałszowanie protokółów wyborczych zarówno co do ilości oddanych głosów, jak i co do przypadłych poszczególnym kandydatom głosów, oraz podpisów członków komisji wyborczej, a to w drodze do Starostw lub w samych starostwach. Te okoliczności zostały stwierdzone na podstawie zaprzysiężonych zeznań setek świadków w sądach polskich. Ja sam również interwenjowałem w Sądzie przy przesłuchaniu świadków naskutek protestu wyborczego, wniesionego w okręgu wyborczym Krosno-Sanok-Przemyśl przez obecnego ministra skarbu Dra. Ludwika Grossfelda. Miałem sposobność obserwować, jak sędzia, zwolennik sanacji, wił się w bólach i rumienił ze wstydu (widocznie nie był jeszcze zatracił w zupełności poczucia wstydu), gdy poważni i bogobojni obywatele stwierdzali swemi zeznaniami, że wybór późniejszego ministra sprawiedliwości rządu na uchodźtwie Dra. H. Liebermana został uniemożliwiony dwukrotnie, pierwszy raz w r. 1930, a drugi raz, po unieważnieniu przez Sąd Najwyższy tamtych wyborów — w 1931 r., tylko wskutek haniebnych i zbrodniczych nadużyć wyborczych. Uzyskał on jednak mandat z listy państwowej. Wiele protestów wskutek presyj rządu na Sąd Najwyższy nie doczekało się załatwienia. — Ponadto, zauważam, że podpis pod owemi tezami konstytucyjnemi ówczesnego ministra spraw wojskowych jest wątpliwego pochodzenia, bo minister był już w tym czasie tak chory, że sprawami publicznemi się nie zajmował. A w końcu, że ogłoszenie owych tez konstytucyjnych w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej nastąpiło w sposób nieformalny i z opuszczeniami.
Abstrahując jednak od uchybień w poprzednim ustępie wymienionych stwierdzić jeszcze raz należy, że uchwalone przez Sejm tezy konstytucyjne, mimo nadania im w ostatniem czytaniu tak zwanych artykułów, nigdy nie nabrały mocy ustawy z powodu niezastosowania, a raczej pogwałcenia istotnych wymogów i przepisów Konstytucji z 17 marca 1921, dotyczących jej rewizji i zmiany.
Wszelkie zatem instytucje państwowe, dekrety, ustawy i urzędy stworzone, wydane, uchwalone i powstałe przy zastosowaniu przepisów tak zwanej Konstytucji z 23 kwietnia 1935 roku są nieważne, nie mają żadnego oparcia prawnego i nie są wiążące. Do nich należą między innemi ordynacja wyborcza do Sejmu i Senatu z 8 lipca 1935 roku, wybór Izb ustawodawczych w roku 1935, a następnie 1938, wyznaczenie przez Ignacego Mościckiego w r. 1939 następcą prezydenta państwa naprzód Rydza-Śmigłego, następnie Wieniawę Długoszowskiego, a w końcu Władysława Raczkiewicza, oraz rządy włącznie z ostatnim przedwojennym i rządami wojennemi na uchodźtwie. Szczególnie rządy na uchodźtwie, bo tak poprzedni premjer gen. Sikorski, jak i obecny St. Mikołajczyk oraz członkowie rządu mianowani zostali nie przez prezydenta konstytucyjnie wybranego t. j. przez Ignacego Mościckiego, ale przez wyznaczonego przezeń następcę prezydenta t. j. Wł. Raczkiewicza. Przypominam, że Konstytucja marcowa z r. 1921 oraz nowela do niej z r. 1926 nie zawierają przepisu, ustanawiającego dyktatorsko-faszystowską instytucję wyznaczenia następcy prezydenta przez kogokolwiek, a w szczególności przez samego urzędującego prezydenta. Taką instytucję znajdujemy w tezach konstytucyjnych z r. 1935. (Hitler wyznaczył aż trzech ewentualnych swych następców Nr. 1 Goering, Nr. 2 Hess i Nr. 3 Goebbels.)
Przeciwko twierdzeniu o powstaniu rządu na uchodźtwie „z woli narodu” przemawiają wszystkie argumenty, wykazujące jego nielegalność, a pozatem następujące okoliczności i fakty:
Artykuł 33-ci tak zwanej Konstytucji Kwietniowej odebrał znacznej ilości (trzem rocznikom) dojrzałych politycznie i pełnoletnich obywateli prawo głosowania, przyznając prawo wybierania posłów do Sejmu obywatelom, którzy ukończyli przed dniem zarządzenia wyborów lat 24. Obowiązująca Konstytucja Marcowa nadaje takie prawo z ukończeniem lat 21, czyli po uzyskaniu pełnoletności. Zamiast pięcio-przymiotnikowego prawa wyborczego ustanowiono cztero-przymiotnikowe. Wyeliminowano proporcjonalność wyborów, która przy układzie narodowościowym i partyjnym w Polsce miała tak duże znaczenie dla ludu oraz mniejszości narodowych. — Gorzej się ma rzecz ze Senatem. W myśl artykułu 47-go Konstytucji Kwietniowej większości obywateli wogóle odebrano wpływ na skład Senatu. Prezydentowi zastrzeżono prawo powoływania jednej trzeciej Senatorów, a prawo wyboru dwóch trzecich przyznała ordynacja wyborcza zgodnie z wymienionym przepisem artykułu 47-go „Konstytucji” — tylko pewnym kategorjom osób.
Ordynacja wyborcza do Sejmu i Senatu z 8-go lipca 1935, która normowała „postępowanie wyborcze”, wzorowana jest na przepisach wyborczych państw faszystowskich i dyktatorskich. Odebrała ona wszystkim opozycyjnym stronnictwom politycznym, reprezentowanym obecnie — wyłącznie — w Radzie Narodowej oraz komunistom prawo i możność mianowania kandydatów. Tylko stronnictwo rządowe i ugrupowania polityczne przez nie poparte miały możność mianowania kandydatów. W opozycji rządowej zawrzało wprawdzie z tego powodu, nie była ona jednak zdolna do wystąpień masowych i do przeforsowania zmiany ordynacji wyborczej. Na podstawie tej ordynacji wyborczej rozpisano wybory w jesieni roku 1935-go. Wyborcy mieli przed sobą dwie ewentualności: 1. Wziąć udział w wyborach, a w takim razie głosować na kandydatów rządowych, 2. Nie korzystać z prawa wyborczego, czyli wogóle nie brać udziału w głosowaniu.
Stronnictwa opozycyjne w odrębnych uchwałach postanowiły korzystać z prawa urządzania zebrań wyborczych bez zgłoszenia u władz, ale po to tylko, ażeby propagować na tych zebraniach oraz w ulotkach, pismach, itd. zupełny bojkot wyborów. Wyniki propagandy przeszły wszelkie przewidywania rządu i opozycji. Około 70 procent wyborców wstrzymało się od głosowania. Parlament wybrany w ten sposób nie miał nawet charakteru ciała doradczego. Stał się on tylko wykonawcą poleceń rządu.
Prezydent Mościcki rozwiązał obie Izby w roku 1938-ym, podając jako przyczynę okoliczność, że skład osobowy Izb nie odpowiada nastrojom politycznym społeczeństwa w Kraju. To jednak nie miało żadnego znaczenia i było niepoważne, bo pozostawiono faszystowską ordynację wyborczą niezmienioną. Różnica między następnymi wyborami, przeprowadzonymi w jesieni 1938 a wyborami z roku 1935-go, była tylko ta, że tym razem zakneblowano usta opozycji, odebrano jej możność propagowania bojkotu, wskutek uzyskania przez rząd od Sądu Najwyższego odpowiedniej interpretacji przepisów karnych. Udział w głosowaniu wedle statystyki urzędowej był rzekomo nieco wyższy, aniżeli w roku 1935-tym. Skutek jednak był taki sam. Mieliśmy Parlament wybrany przez mniejszość społeczeństwa, nie reprezentujący narodu, ani jego interesów oraz dobra państwa, lecz będący narzędziem kliki i jak poprzedni, wykonywujący zlecenia rządowe.
W myśl artykułu 2-go Konstytucji marcowej władza zwierzchnia w Reczypospolitej Polskiej należy do Narodu, a „organami Narodu w zakresie ustawodawstwa są Sejm i Senat (wybrany na podstawie demokratycznej ordynacji wyborczej), w zakresie zaś władzy wykonawczej Prezydent Rzeczypospolitej łącznie z odpowiedzialnymi ministrami.”
Art. 3 t. zw. Konstytucji kwietniowej odebrał Narodowi zwierzchnią władzę, a przekazał ją Prezydentowi Rzeczypospolitej. „W jego osobie — brzmi ustęp 4-ty art. 2-go tej Konstytucji — skupia się jednolita i niepodzielna władza państwowa.” Przestał on być organem narodu, a stał się zwierzchnikiem wszystkich organów państwa z Sejmem i Senatem włącznie.
Ten jedynowładca, Ignacy Mościcki, a nie Naród, ustanowił swoim następcą na czas wojny obecnego Prezydenta Wład. Raczkiewicza, a ten nowy wszechwładca mianował rządy na uchodźtwie z ostatnim rządem Mikołajczyka włącznie.
Wyznaczenie zatem następcy prezydenta (co jak wyżej zauważyłem nie jest legalne, bo nie jest przewidziane w Konstytucji marcowej) i mianowanie przez tego następcę obecnego rządu polskiego nie nastąpiło zgodnie z wolą Narodu, a przeciwnie miały miejsce wbrew woli Narodu.
Obecny rząd polski w Londynie wraz z prezydentem kontynuuje wprawdzie politykę rządu, od którego rzekomo się wywodzi, w szczególności politykę zagraniczną, ale nie stanowi kontynuacji czyli ciągłości formalno-prawnej rządów w Polsce, bo z chwilą zrzeczenia się prezydentury przez Ignacego Mościckiego jego zastępcą, a nie następcą, w myśl art. 40-go obowiązującej Konstytucji marcowej stał się marszałek Sejmu. Jemu jedynie przysługiwałyby uprawnienia prezydenta do chwili wyboru nowego prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe czyli złączone Izby ustawodawcze — Sejm i Senat. Nie od rzeczy będzie zauważyć, że Ignacy Mościcki wybrany został prezydentem państwa zgodnie z przepisami Konstytucji marcowej i posiadał tylko uprawnienia z tej Konstytucji włącznie z nowelą z r. 1926-go, wypływające, a nie inne.
Nazwałem rząd na uchodźtwie tymczasowym i ten termin utrzymuję nadal z trzech przyczyn. Po pierwsze dlatego, że niestety niema narazie innego ciała reprezentującego interesy państwa polskiego wobec aljantów i — wrogów, a to ani rządu legalnego ani rewolucyjnego; po drugie, bo przecież nie do pomyślenia było i jest, by rząd nielegalny, powstały nie z woli narodu, a z łaski sanacji, choć tolerowany przez aljantów miał przetrwać do końca wojny i następnie administrować i rządzić Polską; po trzecie dlatego, że skład osobowy rządu nie odpowiadał i teraz jeszcze nie odpowiada rzeczywistym nastrojom politycznym społeczeństwa w Kraju, a jego działalność na różnych polach była i jest dyletancka i nie odbiega zbyt wiele od działalności byłych rządów sanacyjnych, jeśli zaś chodzi o politykę zagraniczną — w szczególności odnośnie do ZSRR — wręcz szkodliwa i samobójcza dla państwa polskiego.
Dalsze istnienie tego rządu w obecnym składzie i z błogosławieństwem sanacyjnej „Konstytucji” oraz reprezentowanie przez niego interesów państwa polskiego godziłoby w byt i podstawy państwa. To nareszcie winni zrozumieć członkowie tego rządu, którzy świadomie czy nieświadomie służyli dotąd za parawan reakcji polskiej, czyto w imię źle zrozumianej jedności narodowej, czy też z obawy, by reakcja nie opanowała całego rządu i nie miała wyłącznego wpływu na ukształtowanie się spraw i interesów państwa tak wewnątrz kraju, jak i zagranicą. Tej obawy obecnie niema. Potężni aljanci już wiedzą, że wiele tak zwanych rządów na uchodźtwie, a do nich należy, obok rządu jugosłowiańskiego i greckiego także i rząd polski, nie będą przez odnośne kraje przyjęte. Ponieważ większość członków tych rządów jest reakcyjna i antydemokratyczna, przeto 20 grudnia 1943 korespondent N. Y. Times’a, Levy, mógł donieść z Ankary: „Tu panuje ogólne mniemanie, że jakkolwiek rządy Polski, Jugosławji i Grecji na uchodźtwie uważane są za członków Zjednoczonych Narodów, nigdy nie były i teraz nie są wielkimi sympatykami demokracji. One pozostają w szeregach aljantów jedynie dlatego, że spodziewają się, iż to jest najlepszą gwarancją ich repatrjacji do odnośnych krajów jako ich przyszłe rządy.” Położenie wewnętrzne tych trzech krajów jest podobne, jeżeli nie wręcz identyczne. W każdym z nich istnieją dwie grupy wojskowe, walczące przeciw Niemcom, ale zarazem nawzajem się zwalczające. Aljanci popierali naprzód obie grupy, a obecnie tylko partyzantów, zaś rządy tych krajów na uchodźtwie jedną grupę popierają, a drugą potępiają. Są partyzanci i w Polsce. Polskie czynniki rządowe na uchodźtwie oceniły ich liczebność na 15.000. Obecnie niewątpliwie grupa ta jest znacznie większa, a w miarę zbliżenia się Armji Czerwonej do granic Polski liczba partyzantów wzrośnie z dnia na dzień. Pozatem istnieją w Sowietach dwie dywizje polskie zupełnie wyekwipowane, z których jedna już nawet zapisała się w księdze historji polskiej obecnej wojny złotemi zgłoskami. Te dywizje pozostają w kontakcie z partyzantami polskimi, którzy stanowią ich uzupełnienie na tyłach armji nieprzyjacielskiej. Rząd polski na uchodźtwie jest nawet w gorszem położeniu aniżeli rządy grecki i jugosłowiański, bo nawet nie może się powołać na to, że jest rządem legalnym a nadto stosunki dyplomatyczne między nim a jednem z największych państw aljanckich są zerwane.
Co więc należy uczynić w obecnej chwili, zapyta niejeden? Trzeba skończyć z obłudą — Tego wymaga dobro państwa. Przedstawiciele demokratycznych stronnictw winni zrzec się portfeli ministerjalnych w obecnym rządzie i mandatów do Rady Narodowej oraz przyznać, że rząd jest nielegalny, a ponadto, że skład tego rządu i Rady nie odpowiada obecnym nastrojom społeczeństwa w Kraju. Następnie winni ci członkowie rządu w porozumieniu ze Związkiem Patrjotów Polskich, reprezentującym setki tysięcy obywateli polskich, przebywających w Rosji sowieckiej oraz szerokie masy robotników, chłopów i inteligencji w Kraju, ponadto w porozumieniu ze wszystkimi prawdziwie demokratycznymi elementami wojennej emigracji polskiej, przebywającej w Anglji, na Bliskim Wschodzie i w Ameryce — stworzyć Komitet Narodowy Wyzwolenia Polski na wzór i o zadaniach obecnie istniejącego Komitetu Francuskiego w Afryce. Taki Komitet znajdzie niewątpliwie uznanie wszystkich aljantów, a w szczególności Stanów Zjednoczonych, W. Brytanji, Chin i Rosji sowieckiej, a zarazem uzna go kraj jako jedynego przedstawiciela zagranicą.
To jest jedyne wyjście z fatalnej sytuacji politycznej, w jakiej obecnie znajduje się Polska.
Po stworzeniu Komitetu i nawiązaniu przezeń stosunków dyplomatycznych ze Sowietami, los Polski nie będzie wisiał w powietrzu, a żywotne sprawy i interesy Państwa Polskiego oraz jego przyszłego bytu niepodległego nie będą załatwiane za pośrednictwem, choćby najbardziej przychylnych Polsce obcych mężów stanu, ale bezpośrednio. W dziedzinie spraw zagranicznych pierwszą czynnością tego Komitetu będzie nawiązanie stosunków dyplomatycznych ze Sowietami i przystąpienie do paktu sowiecko-czeskosłowackiego. (Djabeł sanacyjny w Stanach Zjednoczonych już podszeptuje: Zerwać stosunki z Beneszem!) W dziedzinie zaś wojskowej: wysłanie armji „Wschód” na front wschodni, oczywiście bez zdyskredytowanych generałów Sosnkowskich, Andersów i Kukielów, i po oczyszczeniu jej z elementów faszystowskich, aby wspólnie z polskiemi dywizjami Kościuszki i Dąbrowskiego, oraz z Armją Czerwoną uwolniła Polskę jak najszybciej z pod jarzma hitlerowskiego. Tamtędy bowiem prowadzi najbliższa droga do Polski, jak do Francji wiedzie droga przez Włochy i Kanał Angielski.
Spotka mnie zapewne zarzut, że przecież nie można porównać roku 1944-go z rokiem 1918-ym. Wówczas w roku 1918-ym, Polska rozpoczęła nowy żywot, jako państwo po około 150 letniej niewoli i przynależności do trzech państw zaborczych. Upływ okresu 150 letniego nie pozwolił na powrót do dawnych form rządu, do Konstytucji z 3-go Maja, pierwszy rząd musiał być niejako Rządem Rewolucyjnym, który miał przygotować i stworzyć instytucje umożliwiające Narodowi decyzje, co do formy rządu, zmian politycznych, ekonomicznych, społecznych, itd. Ale obecnie taka konieczność nie zachodzi, bo my mamy „Konstytucję” z czasów niedalekiej przeszłości i niepodległości całego państwa, a to z 23 kwietnia 1935, ba, mamy i Parlament który nie został prawnie rozwiązany, oraz rozmaite instytucje i władze państwowe.
Na ten zarzut odpowiem, że tak mogą twierdzić tylko ci, co dążą z całą konsekwencją do zaprowadzenia w Polsce ładu przedwojennego lub nawet gorszego, a w każdym razie opartego na nielegalnych pół-faszystowskich ustawach i rozporządzeniach. Oni — sanatorzy; starzy endecy i młodzi ONRowcy — obecnie udają demokratów i gotowi są podpisać się pod każdą deklaracją, głoszącą ideały demokratyczne, ale gdy przybędą do Kraju, używać będą dla poczynań reakcyjnych argumentu, którym udało się przekonać ludowców i socjalistów, że powinni wstąpić do rządu i przyjąć na siebie odpowiedzialność za jego działalność. Tym argumentem jest Konstytucja kwietniowa, a jaka to jest Konstytucja, to okazałoby się znowu w Kraju. Toż prezydent państwa nie może zrzec się swych uprawnień. Gentleman-agreement zawarty swego czasu między prezydentem Raczkiewiczem, mężem zaufania sanacji, a generałem Sikorskim, jest bez znaczenia prawnego. Pozatem Prezydent Raczkiewicz może zrzec się swego urzędu, jak to uczynił Mościcki, czem zresztą już raz groził, gdy socjaliści i ludowcy nie godzili się na mianowanie przez niego gen. Sosnkowskiego naczelnym wodzem. W takim wypadku mąż zaufania sanacji i endecji, tenże gen. Sosnkowski jako wyznaczony przez obecnego Prezydenta Raczkiewicza następca, zostałby prezydentem państwa. W kraju wolno będzie prezydentowi odwołać premjera Mikołajczyka i ustanowić w jego miejsce premjerem Ignacego Matuszewskiego, ba, w myśl art. 28-go Konstytucji kwietniowej przysługuje prezydentowi prawo odwołania wszystkich członków rządu.
A zresztą Mikołajczyk wraz z innymi ministrami ze stronnictwa ludowego i P P S zależni będą nie tylko od prezydenta, ale także od parlamentu, w którym niema ani jednego przedstawiciela tych stronnictw. Ten parlament w myśl art. 31-go Konstytucji kwietniowej ma przecież prawo kontrolowania rządu i domagania się ustąpienia poszczególnego ministra, lub całego rządu.
A na ewentualny dalszy zarzut, że przecież kadencja parlamentu polskiego już upłynęła (wybrany został w jesieni 1938 na lat pięć), odpowiem, że po pierwsze znajdą się niewątpliwie interpretatorzy, którzy twierdzić będą, że lata wojny, a raczej okupacji przez wroga się nie liczą, po drugie w wypadku uznania, że kadencja upłynęła lub na wypadek rozwiązania go przez prezydenta trzeba będzie przeprowadzić wybory, ale wedle ordynacji wyborczej z 8-go lipca 1935. O niej pisałem wyżej. Jeżeli Konstytucja kwietniowa jest ważna, to tembardziej ważna jest ordynacja wyborcza, bo do jej uchwalenia nie trzeba było kwalifikowanej większości, i mogła ją uchwalić w parlamencie zwykła większość, a tę sanacja wówczas posiadała. Rząd i prezydent nie posiadają uprawnienia do jej zmiany, jak nie mogą zmieniać „Konstytucji”, bo tak ordynacja wyborcza z 8-go lipca 1935-go roku, jak i Konstytucja kwietniowa są tego rodzaju ustawami, które mogą być zniesione czy zmienione tylko uchwałą parlamentu, t.j. Sejmu i Senatu.
Czyżby tylko w latach 1935 i 1938 ta ordynacja była faszystowska, z powodu czego stronnictwa opozycyjne bojkotowały wybory, w roku zaś 1944 miałaby ona być uważana za demokratyczną i zbawienną dla Narodu?
Inna rzecz, że z temi wyborami nie byłoby tak łatwo, bo trzebaby naprzód odbudować różne instytucje państwowe, samorządowe, zawodowe i tak dalej, które w myśl owej ordynacji wyborczej mają decydować o nominacji kandydatów na posłów. A zmiany terytorjalne na Wschodzie i na Zachodzie (jakie one będą nie wiemy, ale będą, to chyba nie ulega już dziś wątpliwości), zmiany demograficzne w Kraju, repatrjacja z zagranicy, itd. uniemożliwiają wogóle zastosowanie ordynacji wyborczej z roku 1935-go, a nawet i ordynacji z roku 1922-go. A jak postępuje się konstytucyjnie wedle tylekroć wymienionej Konstytucji kwietniowej, to narzucić ordynacji wyborczej nie wolno. A jak Konstytucja kwietniowa, to nie łudźmy się, że sanacja, która ma swego prezydenta i następcę prezydenta (Raczkiewicz i Sosnkowski nimi pozostają aż do upływu trzech miesięcy od czasu zawarcia pokoju, pokoju powtarzam, a nie zawieszenia broni) swego naczelnego dowódcę armji, zagranicznej i krajowej, nie skorzysta w całej pełni ze swoich „uprawnień” i łaskawie odstąpi je Mikołajczykowi, Kwapińskiemu czy innemu demokracie. Toż ona teraz przygotowuje Kraj, Polonję amerykańską i reakcyjne oraz naiwne elementy wśród aljantów, do tego, co wedle zdania jej orędowników nastąpi. O legalności rządu na uchodźtwie nikt dziś tak głośno nie mówi, jak jego zagorzali przeciwnicy za życia generała Sikorskiego, t. j. sanatorzy. Dnia 30 grudnia 1943 pisał Ignacy Matuszewski w artykule p. t. „Przyjazd Premjera”: „Przecież Mikołajczyk jest premjerem konstytucyjnego rządu polskiego. Znaczy to, że ma prawo mówić imieniem Państwa Polskiego, że przemawia imieniem całego Państwa Polskiego, oraz że nikt inny pozbawiony konstytucyjnego tytułu, nie ma prawa występować w imieniu Państwa Polskiego.” Dlaczego on i jemu podobni tak obecnie piszą? Odpowiedź jest prosta: otóż dlatego, by już teraz zapewnić sankcję prawną dla tego wszystkiego, co sanacja zamierza uczynić w Kraju bezpośrednio po wojnie. A wszystko to, co oni zamierzają uczynić, będzie zgodne z Konstytucją kwietniową, a zatem prawnie uświęcone, choć to będzie ukryty lub jawny faszyzm.
Na szczęście okaże się, że reakcja pomyliła się w swych rachubach. To się już okazuje. Wątpliwości, co do możliwości powrotu niektórych rządów uchodźczych do kraju, a do nich zalicza się prócz rządu jugosłowiańskiego i greckiego także i rząd polski, już są wysuwane, i to niekoniecznie w Rosji Sowieckiej, lecz także w Anglji i w Ameryce, a to nie tylko w artykułach pism liberalnych, ale i konserwatywnych, jak Times londyński i nowojorski, a nadto przez takich mężów stanu, jakimi są Sekretarz Stanu Hull, Eden i minister stanu Law. Powiedzieli oni wyraźnie, że o formie rządu w krajach uwolnionych z pod okupacji niemieckiej decydować będą ich narody, a Hull ponadto dodał, że armja aljancka, która pierwsza wejdzie do takiego kraju zaprowadzi w nim porządek i umożliwi Narodowi wypowiedzenie się co do formy rządu, z tem tylko zastrzeżeniem, że ona musi być demokratyczna, a w żadnym wypadku faszystowska lub pół-faszystowska.
Podobne stanowisko zajęła „Krajowa Reprezentacja Polityczna”, a w szczególności „Podziemny Ruch Klas Pracujących w Polsce i Podziemny Ruch Chłopski”. Ich Deklaracja stwierdza, że „w okresie przejściowym, zanim zbierze się Zgromadzenie Ustawodawcze, wybrane na podstawie nowej, demokratycznej ordynacji wyborczej, ustawodawstwo musi być dekretami oczyszczone z naleciałości reżymu sanacyjnego i okupanckiego”. To jest zgodne z programem Związku Patrjotów Polskich w Moskwie i Polskiego Ruchu Partyzanckiego w Kraju.
A nową, demokratyczną ordynację wyborczą i dekrety oczyszczające ustawodawstwo z naleciałości sanacyjnej może wydać tylko rząd rewolucyjny wzgl. Komitet Narodowego Wyzwolenia. Sanacyjny bowiem Sejm nigdyby takiej ordynacji wyborczej nie uchwalił ani też sanacyjna klika nie zrzekłaby się dobrowolnie swoich przywilejów.
Pocóż więc kurczowo trzymać się Konstytucji, która nie jest ważna, której większość Narodu nie uznawała w Kraju przed wojną i obecnie nie uznaje, a jej autorów i wykonawców potępiała i potępia? Czyżby tylko dlatego, ażeby stworzyć dla reakcji polskiej pozory legalności dla jej przyszłych poczynań w Kraju i uzasadnienie dla jej żądań i zamiarów?
LUD W POLSCE NIGDY TAKIEGO POSTĘPOWANIA NIE ZAAPROBUJE
CZAS JESZCZE ZAWRÓCIĆ Z BŁĘDNEJ DROGI!