Rabi Tharfen Dzieciobójca/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Żuławski
Tytuł Rabi Tharfen Dzieciobójca
Podtytuł Z Talmudu
Pochodzenie Poezje
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
RABI THARFEN DZIECIOBÓJCA.
Z TALMUDU
1899.
I.

Rabi Tharfen na przyźbie siadł i wzywa syna;
syn pokornie go słucha, a on tak zaczyna:

»Joeb! dzisiaj cię stawiam nad me robotniki,
masz nadzorcą być dla nich, masz sprawiać ich szyki.

»Bacz, by pilnie żyźnili winnic mych ogrody,
by przy pracy nie brakło ni jadła, ni wody.

»Gnuśnych skarcisz a raźnych utrwalisz pochwałą,
czas roboty wyznaczysz i zapłatę stałą.

»Przed Sabatem, nim gwiazdy zabłysną na niebie,
zejść im każesz z pól moich do domu, Joebie,

»Nie bądź srogi, lecz nie patrz na gnuśność przez szpary;
ucz się rządzić, żyw ludzi, we wszystkiem bacz miary.


»Jeśli głodniby byli, tyś winien, Joebie;
jeśli zgrzeszą przy tobie, grzech spadnie na ciebie!

»Tyś jest pasterz, to owce, które skubią trawę;
bacz-że tedy, bo zdasz mi z ich czynności sprawę«.

Więc młodzieniec oraczy winnych ojca rabat
sprawiał odtąd i karmił i wiódł w dom na Sabat.

Aż w dzień ony najmici rzekli do Joeba:
»Oto głodni jesteśmy po pracy, daj chleba!«

Joeb milczy i wzdycha, głowa mu opadła:
słońce zaszło, a rzesza jeszcze dziś nie jadła.

Głód po kraju, owocu niema ani ziarna,
spichrze puste i dawno nie warczały żarna.

»Czemże tłum ten nakarmię? — rzekł — zali kamienia
dam im, by jedli, miasto żyta lub jęczmienia?

»Owoc jeszcze nie doźrał, a wszakże to grzechem
zrywać z drzewa owoce z przedwczesnym pośpiechem!«


A tłum woła: »Ty każesz nam przymierać z głodu?
oto figi tam widzim! wstęp daj do ogrodu!«

Joeb milczał, a rzesza w sad niesforna wpadła
i łakomie nieźrałe fig owoce jadła...

Rabi Tharfen na przyźbie siadł i wzywa syna;
syn pokornie go słucha, a on tak zaczyna:

»Głodna rzesza przy tobie, włodarzu niedbały.
w grzech popadła brzydliwy, owoc rwąc nieźrały.

»Jam uczynił, — Pan mówi — rzecz wszelaką żywą;
»Jam wyznaczył zasiewu czas i plonów żniwo.

»Jam nasieniem napełnił Adama śródtrzośle,
»Jam płodnemi uczynił winnic latorośle.

»Jam wyznaczył kobietom i klaczom porodu
»dzień i zaś rozmierzyłem czas dojrzenia płodu.

»I chcę, by żywot miało każde z moich stworzeń,
»by miał szakal — do czasu — karm i soki korzeń.

»A ktoby przeciął żywot w zarodku przedwcześnie,
»niech jak płód ten zmarnieje przedemną i zczeźnie,


»Tak Pan mówi...« — rzekł rabi. Joeb słuchał zdjęty
trwogą, a ojciec podniósł rękę: »Bądź przeklęty!«

Nim najbliższe Sabatu przeminęło święto,
piorun w głowę uderzył przez ojca przeklętą.

I z pośpiechem grabarze w noc wynieśli ciało;
rabi zasię spokojnie rzekł: »Słusznie się stało«.



II

Rabi Tharfen na przyźbie siadł i córkę wzywa,
a na krasę jej patrząc, zwolna głową kiwa.

»Rachel! — rzecze — dościgłaś jako szczep jabłoni
i jak owoc granatu lico twe się płoni.

»Jak jabłonki, co nęci złodzieja widokiem,
pilnie-m strzegł cię w ogrodzie mym przed ludzkiem okiem.

— „Lecz dziś ty się już możesz meżowi przygodzić:
znój mu z czoła ocierać i potomków rodzić.

»Oto Józef, z mych uczni mnie najwięcej drogi,
dziewosłęby śle, chcąc cię żoną wwieść w swe progi.

»Zwołaj tedy służebne i dziergaj zasłonę,
co zakryje w noc ślubną lica twe spłonione.


»Jabłka w sadzie doźrały, a w murze są szpary...
czas już nadszedł. Potrzeba ci stróża. Jam stary«.

Skończył. Dziewczę skraśniało, jak w słońcu jagoda:
»Nie, nie! ojcze! Zaczekaj! Jam jeszcze tak młoda!«

Nadal tedy dziewicze zaplatała kosy,
woniejące od drogiej z ziół tłoczonej rosy.

I co wieczór, gdy z pól już schodzą robotnicy,
drżały kwiaty w ogrodzie pod stopą dziewicy.

A w pobliżu jej zwykłej wśród lilij ścieżyny
stawał Józef pod murem sadu u szczeliny...

Śpiew Racheli co wieczór płynął przez powietrze;
co wieczora Józefa lico było bledsze.

Odkąd bowiem ukradkiem zoczył włos jej złoty,
rozgorzawszy miłością, marł z próżnej tęsknoty.

Ksiąg mądrości porzucił mleczną pierś matczyną
dla tej, której pierś biała słodsza jest nad wino.

Lecz daremnie błagalne wznosił ku niej dłonie
i zawodząc o głazy muru krwawił skronie.


Śpiew dziewczęcia co wieczór w dal spokojny płynął,
gdy on jęczał i wił się i z rozpaczy ginął.

Rabi Tharfen na przyźbie siadł i córkę wzywa,
i na krasę jej patrząc, smutno głową kiwa.

»Rachel, — rzecze — twe oko z pod bezwstydnych powiek
zły blask rzuca. Przez ciebie cierpi mądry człowiek.

»Jam uczynił — Pan mówi — z Adamowej kości
»kobietę, by mężczyzna zaznał z niej słodkości.

Jam ku jego uciesze rozlśnił jej źrenice
»i nad lilje i róże uczynił jej lice.

»Jam rozkoszy w jej członki nalał, jak w kruż wina,
»by z nich czerpał. A imię-m jej nazwał: mężyna.

»Gdyż podlegać ma ona mężowi na wieki,
»wiatrem będąc mu cichym wśród życiowej spieki.

»Zasię jeśli by miała sprawiać mu męczarnie
»miast radości: niech zginie, jak szczep suchy, marnie!«


»Tak Pan mówi...« — rzekł rabi Rachel słucha zdjęta
trwogą, a ojciec podniósł rękę: »Bądź przeklęta!«

I zabłysnął nóż ostry w ojcowskiej prawicy
i jak piorun spadł, godząc w białą pierś dziewicy.

I z pośpiechem grabarze w noc wynieśli ciało;
rabi zasię spokojnie rzekł: »Słusznie się stało«...



III.

Rabi Tharfen na przyźbie siadł i wzywa żony —,
dziesięć wczora ich pojął z różnej kraju strony.

»Niewiasty! — rzecze do nich, — głód się wszędy sroży, —
dobro swoje rozdałem — żyję z części bożej.

»Lecz z dziesięcin nie wolno użyczyć nikomu:
co wziął sługa świątyni, ma sam pożyć w domu.

»Przeto ja was pojąłem, byście — dziś me żony —
mogły chlebem się karmić, co mnie wyznaczony

»Macie jęczmień, oliwę, wszystką dziesięcinę;
pożywajcie bez grzechu, ja z głodu nie zginę.

»Oto ogród bednarza, — wolno jest z ogrodu
rwać każdemu na tyla, by nie umarł z głodu.


»To jest prawo. Nic nie mam, więc rwać owoc będę —
on mnie nie zna, lecz wpuścić musi jak przybłędę.

»A wy baczcie jedynie, bym ja się nie zmazał
przez was grzechem...« Tak rzekłszy, odejść im rozkazał.

Odtąd co dnia owoce w bednarza ogrodzie
zrywał rabi zgłodniały o słońca zachodzie.

Bednarz cierpiał; — wszak prawo każdemu pozwala
głód nasycić, czy z blizka by przyszedł, czy z dala.

Ale w końcu, gdy widział, że plon cały traci,
wezbrał złością (był skąpy, jak zwykle bogaci).

I z konopnym a dużym zaczaił się worem
na szkodnika, gdy przyjdzie po owoc wieczorem.

Wzbronić nie mógł — umyślił więc związać go w worze
i utopić po nocy w poblizkiem jeziorze! —

I uczynił, jak myślał. Związanego wlecze
ku stawowi, rad w duszy, że już nie uciecze.


Rabi czuje jak woda do gardła mu wpływa —,
darmo prosi litości, darmo łaski wzywa.

Aż nareszcie zakrzyknął: Tharfen tonie iście! —
Zląkł się bednarz: Człek święty! niech żyje wieczyście!

Rabi Tharfen na przyźbie siadł i wzywa żony:
dziesięć naraz ich pojął z różnej kraju strony.

»Niewiasty! — rzecze do nich, — oto zło się stało:
duszę grzechem zmazałem, karmiąc wasze ciało.

»Jam darował — Pan mówi — świętemu człekowi
»łaskę, wiedzę i wszystko, co świętość stanowi.

»Niech w niej chodzi przed ludem w sławie i ozdobie,
»lecz jej nie ma używać na pożytek sobie.

»Ktoby ciągnął korzyści ze swojej świętości,
»niechaj wicher rozmiata suche jego kości!

»Ktoby sławą świętego życie swe ratował,
»śmierć zaiste w mem sercu dla siebie zgotował.

»Tak Pan mówi — rzekł rabi — Jam się swem imieniem
wyrwał śmierci, co oczy kryła mi już cieniem.


»Ciała wasze od głodu ratując, ja święte
życie swoje skalałem —, bądźcie więc przeklęte!«

I na nędzę swe żony rabi precz od siebie
wygnał, zanim dzień nowy zabłysnął na niebie.

A w pokutnym popiele patrząc na tę białą
odchodzących gromadę, rzekł: »Słusznie się stało«.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Żuławski.