<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł Rajski ptak
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

W niedzielę nad wieczorem przyszła do Polaty Kryńka z wiadomością, iż kilku panów pragnęłoby z nim porozmawiać.
— Co za jedni? — spytał młody człowiek trochę nieufnie.
— Tutejsi. Chłopi. Porządni ludzie, wykształceni. Dowiedzieli się, że pan pisze książki, chcą pana poznać.
— A dobrze.
W szynku czekali panowie, rośli, barczyści mężczyźni, bardzo przyzwoicie ubrani, w doskonale skrojonych, ciemnych garniturach marynarkowych, starannie ogoleni, ludzie, którzy spokojnie mogliby zasiąść do stołu w pierwszorzędnej restauracji. Zachowywali się też najzupełniej poprawnie.
— Którą swoją książkę poleciłby nam pan do przeczytania? — zapytał jeden z nich.
Polata powiódł wzrokiem po czerwonych, mocnych twarzach swych gości, a zobaczywszy ich szerokie piersi, potężne dłonie i grube ramiona, poruszył głową przecząco i rzekł:
— Panowie! Z przykrością spostrzegam, że dla panów moje książki byłyby zbyt mdłe. Nie sądźcie mnie, panowie, fałszywie, ale... Doprawdy — jestem w kłopocie. I to w niemałym kłopocie...
— Więc nie ma pan dla nas nic? — zapytał z miłym, delikatnym uśmiechem młody człowiek, rudy, z inteligentnemi, zielonemi oczami. Nazywał się Jeleń.
Zmieszany i zawstydzony Polata osunął się na krzesełko.
— W rzeczy samej, naprawdę — nie mam dla panów nic. Jest mi to niezmiernie przykro, ale tak jest. Faktycznie — nie mam dla panów nic. Wyznaję, że zupełnie inaczej wyobrażałem sobie swych czytelników...
— Przecież pan pisze dla ludzi! — zauważył Jeleń z uśmiechem.
— Gdy na panów patrzę, nie jestem tego tak bardzo pewien! — wyznał szczerze poeta — Naturalnie, byłem pewny, że piszę dla ludzi; kto wie jednak, czy to nie były raczej jakieś cienie, które brałem za ludzi żywych. Przepraszam panów, co panowie czytają?
— Wszystko! Co nam tylko w ręce wpadnie. U nas jest głód książki. — Chłop u nas intelektualnie nie stoi nisko. Analfabetów wśród nas już wcale niema, a my, starsi, po trzydziestu latach, wszyscy jeszcze czytamy i po niemiecku. Szkoły niemieckie były — no! — zaborcze! ale nie były złe.
— Cóż czytacie?
— Poważną literaturę polską. Sienkiewicza, niektóre rzeczy Prusa —
— Żeromskiego?
— Nie. Nie dla nas.
— „Chłopi“ Reymonta?
Jeleń potrząsnął głową.
— Dla nas to jest powierzchowne — uśmiechnął się — a miejscami — nudne. Te opisy... Czytamy bardzo dużo przekładów z obcych języków — wszystko! Ale —
Tu młody człowiek uśmiechnął się.
— Może pan do Warszawy napisać, że te ich książki to dla nas — nic! Zupełnie — nic!
Polata, zdumiony, siedział i przyglądał się prostym, rozumnym, twardym twarzom tych polskich chłopów. Zrozumiał, że im nie można dać do czytania tych miejskich — romansów — plotek — bzdur, że jeśli zamierza się im coś powiedzieć — to trzeba mieć coś do powiedzenia i trzeba to wypowiedzieć rozumnie, bo dla tych poważnych, prawdziwych, mocnych ludzi książka nie jest narkotykiem czy namiastką życia, lecz wydarzeniem prawdziwem.
— Jest nas, chłopów, conajmniej 80 procent ogółu ludności! — odezwał się młody mężczyzna o piersi, która śmiało mogłaby nosić pancerz Zawiszy Czarnego — Pełnimy swe obowiązki obywatelskie, pracujemy, żyjemy, a literatura nasza nie daje nam nic, nie pracuje dla nas, nie zna nas.
— No, tak, proszę panów! — mięszał się Polata coraz bardziej — Ale kultura, zwłaszcza niezmierny rozwój techniki, daje nam tyle nowych podniet i możliwości. Trudno się oprzeć tym pokusom! Cóż tu, na wsi, gdzie ludzie żyją jak w czasach przedhistorycznych —
— O, to pan się bardzo myli! — przerwał olbrzym — Wieś ma bardzo żywe stosunki z miastem, nie jest bynajmniej zacofana.
— Zaraz, panowie! — przerwał znów Polata — Aby wam dać odpowiednią książkę, trzebaby ją napisać o wybitnych, poważnych ludziach i trzebaby być samemu poważnym i poważnie myślącym człowiekiem —
— Hale! — potwierdził olbrzym.
— a o to w dzisiejszych czasach bardzo trudno! Owszem, bardzo poważnie traktujemy rzeczy niepoważne, w pierwszym rzędzie samych siebie, ale — wogóle — poco się wysilać — na poważniejszą twórczość? Wystarczy pobić czyjś jakiś rekord, przelecieć jakieś morze czy pasmo gór — i już się ma sławę, stanowisko, odznaczenia, pieniądze, a za pieniądze można mieć w dzisiejszych czasach takie mnóstwo ładnych rzeczy... Życie jest bardzo piękne, i może dać o wiele więcej, niż się myśli...
— Taki sposób myślenia jest istotnie zupełnie niepoważny! — uśmiechnął się Jeleń.
— Ale z tą niepoważnością należy się poważnie liczyć jako z faktem.
Jeleń pomyślał coś, widać było, że chce coś powiedzieć, ale nie rzekł nic, wzruszył tylko ramionami i spojrzał na towarzyszów.
W oczach chłopów zamigotały iskierki porozumiewawczego uśmiechu.
Musi być rewolucja! — mruknął jeden z nich po długiej chwili milczenia.
— Nie wiem — odrzekł Polata — A zresztą — czyż jej może niema? — Czyż ona się wciąż nie dokonuje? A jednak — ludzie nie są szczęśliwi...
Przez dłuższą chwilę trwało milczenie.
Odezwał się olbrzym:
— A pan nie myśli, że wreszcie chłop doprowadzi to wszystko do porządku?
— Może być! — zgodził się poeta.
— Musimy już iść! — zwrócił się Jeleń do towarzyszów.
— Dokąd? — jeśli można zapytać? — zagadnął przez ciekawość Polata.
— Mamy zebranie wieczorem. Zwykle w niedziele odwiedzamy znajomych, a wieczorem zbieramy się w organizacji.
— Więc klub?
— Tak. W tygodniu nie mamy czasu, pracujemy.
Wyszli, wyprostowani, barczyści, wysocy, spokojni.
— Cholery! — zaklął Polata, patrząc za nimi z zazdrością — Ci wiedzą, czego chcą.
— Co nie każdy może o sobie powiedzieć! — dodał pan Brat.
— Tacy swobodni, pewni siebie!
— Bo są u siebie, na swoim gruncie! — zabrzmiała odpowiedź.
— A jak poprawnie się wyrażają! — dziwił się Polata.
— Prosta rzecz! — zaczął po chwili milczenia pan Brat — W domu, między sobą, mówią gwarą. Ale gdy który z nich nauczy się z książek czy z gazet mowy inteligenckiej, to się jej trzyma, bo sobie język polski bardzo cenią. Tacy wstydzą się gwary —




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.