Roboty i prace/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Roboty i prace |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1875 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Z rzadką przebiegłością wszystko w całém postępowaniu znakomitego intryganta było matematycznie prawie obrachowane. Rachuba ta opiérała się na znajomości charakterów ludzkich i pobudek czynności. Postawiwszy na kartę wziętość swą, popularność, opiniją publiczną, Płocki musiał baczną zwracać uwagę na najmniejsze sprężyny, które czynności mogły pomagać lub zawadzać. Domyślał się, że jego zabiegi przeciwko Werndorfowi odkryte być mogą, lecz na to miał bezczelność chłodną, z jaką się umiał zapiérać, zrzucając na nieprzyjaciela własne winy. Wiedział on bardzo dobrze, iż opinija ogółu najczęściéj bierze stronę zuchwałych takich opryszków, co się rzucają na wszystko. Szedł więc już przebojem, kłamstwem i intrygą daléj, ale z cnotą na ustach. Najpewniejszy ten sposób zwyciężania był razem najprostszym. Od wieków używali go i używają wszyscy intryganci, nigdy nie doznając na nim zawodu. Jest w naturze ludzkiéj to, że rzadko pyta o środki, gdy widzi zwycięztwo i przewagę, że skłonną jest uniewinniać zawsze siłę a potępiać słabość, choćby najszlachetniejszemi wywołaną przyczynami, choćby dobrowolną i chlubną.
Wybiérając z dwóch sprzymierzeńców, którzy mu mieli torować drogi do pozyskania opinii, Płocki z równą trafnością oparł się na księciu Nestorze, wiedząc, że jego łatwiéj obałamucić potrafi i że jego ruchawość i błyskotliwa powierzchowność na łatwowierny ogół podziała skutecznie. Hrabia Adam, szanowany powszechnie, choćby stał na uboczu, nie zdawał mu się niebezpiecznym, gdyż skromny, milczący, mniéj występujący na scenę, gasnął przy daleko lżejszym wprawdzie, ale głośniejszym i śmielszym ks. Nestorze.
Powrócił więc do domu z podróży nie bez wewnętrznego niepokoju o przyszłe zawikłania walki rozpoczętéj, ale udając swobodny i wesoły humor. Żonę znalazł jak zwykle serdeczną i czułą, lecz zarazem pomieszaną i smutną. Przyczyną tego było, iż państwo Nurscy, w których domu zbliżył się Piętka do panny Eulalii, pospieszyli donieść jéj o tém niewiadomo z jakiego powodu. Biédna kobiéta, przewidując, że to męża podraźni, lękała się odpowiedzialności za to, do czego się bynajmniéj nie przyczyniła. Zgrzeszyła tylko nieopatrznością może. Trwożyły ją następstwa tak nierozważnego kroku ze strony kuzynki. Wiedziała, że Płocki sobie życzył Dekiera dla Eulalii, i że raz powziętéj myśli nie łatwo się wyrzekał. Biła się z niepewnością, jak jéj postąpić należało, wyznać wszystko przed mężem, czy czekać, aż się dowie z innego źródła.
Zakłopotana i niespokojna, dowiedziawszy się o zaręczynach od Nurskich, pobiegła do Eulalii, która na zapytanie, czyby to było prawdą, odpowiedziała z najzimniejszą krwią, iż tak było w istocie, że danego słowa nie cofnie. Spokoju i męztwa tego, z jakim kuzynka gotowała się do walnéj bitwy z opiekunem, trwożliwa kobiécina pojąć nie mogła. Ona drżała na samą myśl potęgi mężowskiéj, na najlżejsze brwi jowiszowéj zmarszczenie...
Z niewymowną trwogą postanowiła czekać w milczeniu na wypadki. Płocki zdawał się coś odgadywać, ale o nic nie spytał...
Drugiego dnia znalazł się jakiś pretekst rachunkowy do koniecznego widzenia się z Piętką. Płocki pojechał. Zobaczywszy go przybywającego z miną wesołą niezmienionego wcale, Orest nabrał odwagi. Miał najmocniejsze postanowienie przy pierwszéj zręczności rozmówić się otwarcie...
Po przywitaniu i kilku słowach obojętnych, Płocki, obejrzawszy się, odezwał żywo.
— Nie pytasz mnie, com zrobił w podróży? albo nie jesteś ciekawym, lub cię już fałszywe wieści doszły i zaspokojony jesteś. Słyszę, że Werndorf historyje wygaduje na mnie!
Ruszył ramionami.
— To mi wszystko jedno! On mi szkodzi, ja mu pomagać nie mogę. Jasna rzecz, walka — to walka. Bronię się i bronić będę...
Nic nie odpowiadając jeszcze, Piętka poszedł naprzód nakazać, aby nie przyjmowano nikogo, Płocki widząc, że się na coś ważniejszego zbiéra, siadł na kanapce, uśmiechając się chytrze... Twarz gospodarza zdradzała poruszenie mimowolne...
— Znamy się nadto dawno, długo i dobrze, odezwał się Piętka, żebyś przedemną potrzebował i próbować miał obałamucania... Wiém o skutku podróży, musiałeś obrachować następstwa... To do mnie nie należy...
— Cóż Werndorf powiada? co powiada? skarży się? łaje, narzeka? począł dopytywać Płocki.
— Milczy, to podobno najgorzéj, odparł gospodarz, lecz że wié o wszystkiém i nie da się tak łatwo pobić i zepchnąć ze stanowiska, pewnym być możesz. Jeśli sądzisz, że ci wypowie wojnę, mylisz się, Werndorf nadto jest dumny, ażeby z tobą miał występować do współzawodnictwa, pójdzie on swoją drogą, nie widząc cię i ignorując a jeśli się znajdziesz na niéj kiedy... to pewna, że cię nie oszczędzi...
— Ani ja téż jego, dodał Płocki, to się rozumie... A no! zobaczymy...
Płocki zaczął poświstywać, przeszedł się parę razy po pokoju, popatrzył na dawnego towarzysza. Zdawał się czekać, czy mu téż nie powie co więcéj. W istocie odgadł prawie, bo Piętka się sposobił do rozmówienia o pannie Eulalii. Odkładanie téj sprawy zdawało mu się gorszém, niż przyspieszenie jéj. Chwila nie była może dobrze wybraną, lecz nie zawsze człowiek jest panem wyboru chwili.
— Jeśli pozwolisz, odezwał się, miałbym z tobą do pomówienia we własnym interesie dosyć ważnym.
Płocki błysnął wejrzeniem, w którém czuć było tryumf i szyderstwo.
— Najchętniéj, proszę cię, mów, jestem na usługi... Miło mi będzie, jeśli zechcesz podać mi zręczność okazania mojéj przyjaźni.
Ton, jakim zagajał Płocki, nie przypadł do smaku Piętce... ale trzeba się było zwyciężyć.
— Proszę cię o chwilę cierpliwości, będę z tobą otwartym, począł, spuszczając oczy mimowolnie. Pokazuje się, że człowiek nigdy za siebie ręczyć nie może... Żartem czy seryjo proponowałeś mi raz rękę swéj kuzynki, wziąłem to za żart... Mógłżem się spodziewać, że się w niéj zakocham?
— Ty? zakochany! podchwycił, śmiejąc się Płocki, to chyba żartujesz ze mnie z kolei.
— Nic a nic, mówię seryjo i przyznaję się do tego ze wstydem. Jestem zakochany śmiertelnie...
— Ale proszęż cię, przerwał, strojąc minę smutną i poważną Płocki, to cię nie prowadzi do niczego. Wiadomo ci zapewne, że mam inne projekty..
— Mogłeś je mieć, ale możesz je zmienić dla mnie a raczéj dla szczęścia kuzynki, któréj serce, zdaje mi się, żem pozyskał.
Płocki się uśmiechnął.
— Do kaduka! zawołał, to i serce już potrafiłeś pozyskać i mówisz o tém z taką pewnością. Zaprawdę, ciekawych się dowiaduję rzeczy!! Poprowadziłeś sprawę swoję znakomicie bez wiadomości mojéj, ani żony, pokątnie... zręcznie nader, ale, kochany Piętko, zapomniałeś o gospodarzu Vous avez compté sans votre hôte. Przecież ja jestem opiekunem i z żalem ci wyznać muszę, że serce mogłeś pozyskać, ręki nie będziesz miał... Nie dam ci jéj.
— Dla czego? zawołał gwałtownie Piętka.
— Bo mam dla niéj projekty inne, rzekł Płocki chłodno. Znasz mnie, jestem wyrachowany dla siebie i dla tych, którzy zależą odemnie. Z dwojga wybierając, jużciż wolę bardziéj bogatego osła, niż niemającego nic rozumnego człowieka, który rozumem tym nigdy się nic nie dorobi...
— Przecież o wyborze między nami, przerwał Piętka, rumieniąc się, niekoniecznie ty sam masz prawo wyrokować... a jeśli panna Eulalija zaszczyci mnie nim.
— Ja położę veto!.
— A daléj co? zapytał Piętka.
— No, nie wiem, począł Płocki, możecie probować ominąć opiekuna i wywołać skandal, bo ja praw, testamentem mi przekazanych, nie zrzeknę się. Możecie chcieć czekać i schnąć tą wierną miłością... możecie wreszcie zrobić kilka głupstw, których wina spadnie na was...
— To twoje ostatnie słowo, zapytał Piętka...
Płocki począł się niby namyślać.
— Trochę mi cię żal, że się z tobą w sposób tak brutalski obejść muszę. Ale, powiedz mi szczerze, nie zasłużyłeś że ty na to? Chciałem cię mieć z sobą, byłeś mi potrzebnym, ze wzgardą niemal odrzuciłeś propozycyją moją, związałeś się z jawnym moim nieprzyjacielem, stoisz w jego obozie, okazujesz mi więcéj, niż obojętność, bo wstręt.. Za to wszystko ja, mam ci na piérwsze zażądanie dać rękę mojéj kuzynki, jéj posag, i uledz rozkazowi... To nie jest w moim charakterze, dodał Płocki. Umiem cię cenić, szanuję wielce, lecz wolę majątek gotowy Dekiera, niż ten, którego się ty masz dorabiać... Piętka padł na kanapę zamyślony i oparłszy się na łokciu, nie odpowiadał nic.
— Jeszcze się raz spytam, dodał po milczeniu dość długim, czy to twoje ostatnie słowo?
— Jest to cała, otwarcie, szczérze wypowiedziana myśl moja, odparł Płocki. Nie będę ci wyrzucał podstępu, intrygi... choćbym miał prawo... bo tybyś mi pewno odpowiedział, że ja téż w wyborze środków nie jestem zbyt delikatnym. Mogłeś sobie postąpić, jak ci się podobało, dla pochwycenia panny i jéj majątku, ja muszę bronić obojga... Ty niemasz nic, ona bogata dosyć, między nami mówiąc, kto mi zaręczy, że ta miłość nie jest rachubą?
Piętka się oburzył, Płocki rozśmiał się tylko...
— Dla czegóżeś się z tém taił? dodał, czemu nie szedłeś prostą drogą przezemnie?
— Dajmy pokój wymówkom, odparł Piętka, jak do tego przyszło, żem się zakochał, zbliżył, żeśmy wzajemnie się porozumieli, tłumaczyć się nie będę.
— Domyślam się, że kochani Nurscy, osobliwie ta kwoka, sama jejmość, rada swatać zawsze, musieli się do tego przyczynić, by mi miłą niespodziankę zgotować.... Z Eulaliją się rozmówię... Gwałtu jéj nie zadam... ale pozwolenia mojego odmawiam stanowczo.
— Przecież się bez niego kiedyś obejść będzie można, zawołał Piętka.
— Nie rychło, roześmiał się Płocki, czekaj, jeśli chcesz... tymczasem panna rozmyśléć się może i znudzić, a ja postawię na swojém...
— Ale to formalna zajadłość przeciwko mnie, krzyknął Piętka.
— Nic a nic, płacę ci tą monetą, jaką ty mi od naszego rozstania się ciągle rzucałeś w oczy. Byliśmy na pozór dobrze a przecież okazywałeś mi się nieprzyjacielem... pracujesz dla Werndorfa... nie chciałeś nawet zajrzéć do mnie i cierpiéć cię musiałem, żeby ludzie z zerwania stosunków nie wysnuli wniosków.... Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, mam po sobie wszystko. Nie chciałeś ty mnie, ja ciebie nie chcę.
— Co się tyczy panny Eulalii, nie uczynię jéj najmniejszéj przykrości, lecz powiem otwarcie, że mojego zezwolenia nie dam...
Piętka odwrócił się i począł patrzéć w okno. Płocki niespostrzeżony z uśmiéchem szyderskim przyglądał mu się przez chwilę, wreszcie wziął za kapelusz i odezwał się:
— Żegnam...
Odwrócił się Piętka milczący i skłonił zimno.
Płocki wyszedł.
W kwadrans po wyjściu jego, Orest biegł do państwa Nurskich a pan Julijusz wchodził z miną pół smutną, pół szyderską do pokoju żony.
Od przyjazdu za każdym razem spodziéwała się ona burzy i teraz spojrzała na męża z przestrachem prawie, zbladła zaś cała, gdy się do niéj odezwał, że chciałby z Eulaliją pomówić.
— Z Eulaliją? zapytała.
— Tak jest, odpowiedział mąż. Miałażbyś o niczém nie wiedziéć?
P. Maryja zmieszała się nieco, załamała rączki.
— Proszę cię, tylko się nie gniéwaj! bądź spokojny....
— Jestem nim zupełnie, roześmiał się Płocki, nie masz się czego lękać. Nie obwiniam ciebie o to, że w czasie mojéj niebytności rozporządziła sobą kuzynka... wiem, żeś niewinna. Potrzebuję z nią tylko rozmówić się otwarcie.
Dzwoniono we wszystkie dzwonki tualetowe i ścienne, nadbiegła służąca.
— Prosić panny Eulalii!
Chwilę, mrucząc, przechadzał się Płocki, służąca powróciła z odpowiedzią, że panna Eulalija się ubiéra i bardzo przeprasza.
— Powiédz, że na nią czekam i proszę, by przyszła nieubrana.
Służąca pobiegła, zabawiła nieco dłużéj a tym razem przyniosła zapowiédź, iż panna przyjdzie, skoro tylko będzie mogła.
Upłynął kwadrans. Płocki przechadzał się, nie okazując wielkiego poruszenia, uspokoiło to żonę. Drzwi się uchyliły, aż wreszcie panna Eulalija weszła w stroju rannym, widocznie naprędce zarzuconym, była nieco bladą, ale zupełnie spokojną, przywitała Maryją i Płockiego skinieniem głowy i śmiało zbliżyła się ku niemu.
— Życzyłeś sobie widziéć się ze mną?
— Tak jest, tak, podchwycił Płocki, wstając z sofki, chciałem co najrychléj dowiedziéć się z ust waszych, że niedorzeczne plotki, jakie mnie doszły, są tylko wymysłem.
— Cóż to takiego?
— Piętka mi się o pannę Eulaliją oświadczył i zaręczył, że ma od niéj słowo, nie chcę wierzyć, ażebyś rozporządzała sobą, nie poradziwszy się nawet opiekuna. To nie może być.
Panna stała chwilę zamyślona.
— O nikogo tu nie idzie, tylko o mnie, o moją przyszłość i szczęście. Pan Piętka podobał mi się, oświadczył... dałam mu słowo i dotrzymam go.
— Bez mojego zezwolenia? to będzie trudno, odezwał się pan Julijusz.
— Przepraszam szanownego opiekuna, odezwała się panna, niezmieszana bynajmniéj. Od Piętki o tém wiem, że sam mu moją rękę proponowałeś, zatém nie sądziłeś go niegodnym jéj.
— Chociażby tak było! przerwał Płocki, poznawszy go lepiéj, mogłem zmienić zdanie.
— Jakto? znałeś go od młodości i zdaniem waszém zachwiała potém jedna godzina?
— Nie mam najmniejszego obowiązku tłumaczyć się z moich przekonań, rzekł Płocki widocznie rozdrażniony śmiałością kuzynki, zapowiadam tylko, że na to małżeństwo nie zezwolę...
— A ja panu ręczę, że moją ręką nikt bezemnie nie rozporządzi, choćby był najprawniejszym opiekunem, odpowiedziała Eulalija.
— Bardzo dobrze, tymczasem ja mam prawo oprzéć się i stawię veto.
Panna Eulalija nie odpowiedziała nic.
— Rozmowa więc skończona? odezwała się po chwili, mogę odejść?
Zdziwiony i zmieszany tą obojętnością Płocki zagryzł usta.
— Za pozwoleniem, rzekł, opiekunowie nie zwykli się tłumaczyć i uczynię wyjątek dla pani.
Spojrzeli na siebie, pan Julijusz nie był wcale gniewny, owszem zdawało się, że chce mocno oburzoną choć na pozór spokojną kuzynkę przejednać.
Siadaj pani, rzekł, nie jestem tyranem i despotą, nie postępuję sobie dla fantazyi, chcę pani dowiéść, iż inaczéj nie mógłbym uczynić. Piętka jest moim towarzyszem, był przyjacielem, sam bez żadnéj przyczyny zerwał zemną i poszedł szukać zajęcia gdzieindziéj, wzgardził wszystkiemi ofiarami, odrzucił prośby, okazał mi wstręt i nieufność, możeszże pani wymagać, abym za to wypłacał mu się, oddając, co mam najdroższego, pupilkę taką, jak wy? Powiem pani więcéj, potrzebowałem go i potrzebuję, zamiast mi przyjść w pomoc, służy mojemu nieprzyjacielowi...
Panna Eulalija, która się snać innych spodziéwała zarzutów, zamilkła zdziwiona. Nie mogła zaprzeczyć, że Płocki ze swego stanowiska miał trochę słuszności. Żona téż, która była rada, że się mąż tak doskonale uniewinnił w jéj oczach, podbiegła do kuzynki, wołając.
— Proszęż cię, Lalciu, Julek ma najzupełniejszą słuszność.
— Cóż pani na to? zapytał tryumfująco Płocki.
— Jest to rzecz dla mnie nowa, odezwała się Eulalija, nie wiedziałam o tych stosunkach, ależ nie wiem, czyby co teraz pomogło, gdyby zmienił postępowanie... Płocki zamilkł.
— Za pozwoleniem, rzekł, targować się o rękę waszą nie mogę, warunków mu stawić nie myślę, lecz przyznacie, że znowu nieprzyjacielowi, jakim się on dla mnie okazywał i okazuje, dawać broń w ręce... wymagać po mnie nie można.
Eulalija zamilkła a Marja patrzała to na nią, to na męża...
— Nie byłbym może przeciwko Piętce, gdyby on nie był przeciw mnie... dodał Płocki cicho.
— Pozwolisz mi z nim o tém mówić, odezwała się, wstając Eulalija, która z wielkiém zdziwieniem znalazła opiekuna daleko wyrozumialszym, niż się spodziewała.
Płocki jakby nie chciał ani przyrzekać nic, ani odmawiać, skłonił się tylko.
— Przyznasz mi kuzynko, szepnął w końcu, biorąc za kapelusz, że nie jestem do zbytku wymagającym, tak jak dziś stoimy do siebie, na małżeństwo zgodzić się nie mogę. Werndorf jest moim jawnym nieprzyjacielem, nie zniosę tego, by z nim trzymał... tego żądać nie podobna...
To mówiąc, wyszedł... Maryja, uszczęśliwiona z tak pomyślnego zakończenia rozmowy, rzuciła się na szyję kuzynce.
— Julek ma słuszność! niech porzuci tego nieznośnego Werndorfa a wszystko się ułoży. Czyżby tego nie uczynił dla ciebie.
Szeptały długo, siedząc na kanapce jeszcze, Eulalija wyszła zamyślona... Wieczorem znalazła się u Nurskich... Piętka już na nią oczekiwał. Nie było nikogo obcego, oboje tylko gospodarstwo niezmiernie zajęci tą sprawą. Przed przyjściem jeszcze Eulalii wsiedli na Piętkę, dowodząc mu właśnie to samo, z czém ona teraz przybyła... Orest upiérał się przy tém, iż z Werndorfem zerwać nie może...
Na widok wchodzącéj Eulalii przerwano rozmowę żywą i głośną, Piętka był poruszony, gniewny i z uczuciem podbiegł u progu powitać piękną pannę, która mu się cała zmieszana uśmiechnęła.
Państwu Nurskim zdawało się, że najlepiéj uczynią, zostawiając ich z sobą samych... Znalazł się jakiś powód do spiesznego wyjścia samemu panu, a wkrótce potém i pani przeszła do drugiego pokoju.
— Wystawieni jesteśmy na próbę, którą przewidzieć mogliśmy, odezwał się Piętka, zbliżając do ust piękną rączkę narzeczonéj. Przebyłaś pani scenę, która mi ciąży na sumieniu, miałem i ja już rozmowę z p. Juljuszem... Spodziewałem się oporu z jego strony, ale nie nienawiści — a tę znalazłem.
— Mylisz się pan, przerwała Eulalija, nietylko niechęci nie ma, ale pana ceni i szanuje...
— Jakto?
— Tak jest... Juljusz ma słuszność! dodała panna śmiało.
Piętka zerwał się z krzesła.
— I pani to mówisz...? zawołał.
— Posłuchaj mnie pan cierpliwie, Płocki nie wymaga więcéj nic od pana nad to, ażebyś mu okazał życzliwość. Dotąd jéj od was nie doświadczył...
Piętka zamilkł i pobladł.
— Jakto? stawia mi więc warunki?
— On żadnego, ja zaś nie warunek, ale prośbę przynoszę, prośbę usilną. Jest to mój krewny, opiekun... Oparłabym się fantazyi, nie mogę odrzucić powodów słusznych.
— O cóż idzie? zapytał Piętka widocznie poruszony.
— Stosunków nie znam, przyczyn nie wiem, ale pan jesteś w przyjaźni i ścisłych związkach z jego nieprzyjacielem...
Usłyszawszy to Orest, wstał i zaczął się zadumany głęboko przechadzać po pokoju. Ciężkie brzemię spadło mu na piersi, osmutniał. Eulalija oczyma ciekawemi ścigała go.
— Siądź pan, rzekła, mówmy otwarcie. Nie jestem warta, abyś mi te stosunki poświęcił i znów... przywiązujesz pan do nich taką wagę..??
— Będę otwartym, odezwał się po namyśle Piętka, panią samą uczynię sędzią w téj sprawie. Nie znasz tych stosunków, ja na nieszczęście ich się dotknąłem. W każdéj innéj chwili gotówbym był dla pani, dla szczęścia zerwać węzły wszelkie, gdzieindziéj mnie odciągające. Jest to moment walki, w któréj Werndorf, jest niemal przez wszystkich opuszczonym... Mam dla niego szacunek, co więcéj, przekonanie, iż nie zasłużył na to, aby ludzie przenieśli nad niego kogo innego... Mamże go właśnie teraz porzucić gdy.... i siebie tém i jego skrzywdzę?...
Eulalija patrzała mu w oczy z przejęciem...
— Zdaje mi się, że to przesadzone skrupuły, rzekła, ożenienie usprawiedliwi pana... Są z sobą źle, zrodził się antagonizm, walka, nie możesz pan stać tylko po stronie.... przyszłéj swojéj rodziny.
— Nawet gdyby rodzina nie miała słuszności? zapytał Piętka z bolesnym uśmiechem... Czybyś pani nie pogardziła mną, gdybym dla niéj zapomniał o honorze?
— Ale czyż honor jest w tém interesowany, podchwyciła Eulalija, która znać nie spodziewała się tego oporu. Przecież uwolnienie się od obowiązku nie może być poczytane za zdradę...
Piętka spuścił wzrok smutnie.
— Wymagasz pani tego po mnie? zapytał.
— Ale tu idzie o przyszłość naszą! odpowiedziała Eulalija. Płocki nie zgodził się na to ożenienie. Każesz mi pan czekać? będę posłuszną i cierpliwą. Orest pochwycił się za głowę i odszedł kroków kilka, wtém wszedł Nurski...
— Wiem, o co idzie, odezwał się żywo. Widzę państwa zakłopotanych i całém sercem dzielę ich frasunek. Ale na miłość Boga, pomówmy o tém zimno... Płocki ma słuszność, wymaga to, czego żądać ma prawo!! Werndorf mu na każdym kroku szkodzi... musi się bronić.
Uśmiechnął się na to Piętka...
— Nie wchodząc nawet w ich stosunki, bo ja tam nie chcę być ich sędzią, dorzucił Nurski, przecież to wymaganie słuszne... słowo daję... pan powinieneś na nie przystać, jeśli kochasz Eulaliją...
Pani Nurska nadbiegła téż z drugiego pokoju, oblegli oboje nieszczęśliwego Piętkę.
— Ja się spodziewałam po Julijuszu daleko więcéj uporu i zaciętości? zawołała pani domu, piérwszy raz znajduję go tak wyrozumiałym... Ma doprawdy słuszność... Trzebaż coś dla szczęścia poświęcić...
Pan siebie i Eulalki nie będziesz przecię męczył przez jakiś osobliwszy punkt honoru... Panie Oreście? nieprawdaż? nieprawdaż...
Orest stał osłupiały, nie odpowiadał nic. Wejrzenie jego rzucone na narzeczoną znalazło ją smutną, niemal obrażoną tém wahaniem i drożeniem się z sobą, nie wiele kobiét w podobném położeniu zechce przyznać mężczyznie słuszność. Choćby powód był najszlachetniejszy, miłość powinna być silniejszą nad wszystko, ona nie znosi, by ją kładziono na szalę nawet z tém, co najdroższe jest człowiekowi.
Spojrzenie Eulalii złamało Piętkę, z niewysłowioném upokorzeniem, z uczuciem wstydu nad słabością swoją zbliżył się do narzeczonéj.
— Powiédz mi pani, odezwał się, że téj ofiary wymagasz odemnie, będę jéj posłusznym...
— Proszę o nią, odpowiedziała Eulalija i nie sądzę, bym zgrzeszyła... Będziesz pan wytłumaczonym w oczach najsurowszych sędziów... Wina niech spada na mnie... Płocki ma słuszność.
— Tak jest! wtrącił Nurski, słowo daję, że ma słuszność...
— Ma ją! ma! dodała sama pani, niema co mówić.
Zmilczał więc Piętka, skłoniwszy głowę... P. Eulalija wstała i żywo pochwyciła go za rękę. Dziękuję panu, szepnęła...
— Za pozwoleniem, odparł Orest cały jeszcze wzburzony, Płocki może wymagać, ażebym porzucił Werndorfa, pojmuję to i uczynię... lecz nie powinien żądać, ażebym przeszedł w jego służbę. Znajdę pracę niezależną...
Nurski dziwną zrobił minę i spojrzał, dając znak jakiś żonie.
— Już to się ułoży! zawołał, to się jakoś załatwi, choć tego nie bardzo rozumiem, dla czegobyś pan bliskiemu krewnemu miał szacownéj pomocy swéj odmawiać.
— Niema co o tém dziś mówić! zagadała gospodyni domu, najtrudniejszy warunek przyjęty. My wszyscy teraz napadniemy Julijusza, ażeby ze swéj strony nie był dziwacznym i nazbyt wymagającym.
Gdyby kiedy doznana przykrość i upokorzenie tego rodzaju, jakie dotknęły Piętkę mogły się wynagrodzić i zatrzéć prędko wrażeniem nowém, byłaby mu je wdzięczna czułość panny Eulalii, jéj widoczne rozpromienienie opłaciły sowicie. Cały wieczór przeszedł na cichych szeptach i marzeniach, na planach przyszłości, która już zdawała się zapewnioną. Piętka późno w noc wyszedł rozmarzony, ale smutny... Nazajutrz bardzo rano, gdy Płocki ubrać się jeszcze nie miał czasu, zapukano do jego kancelaryi. Wszedł niezmiernie ożywiony i z pełnemi śmiechu ustami Nurski, rzucając się w objęcie kuzyna.
— No! brawo! zawołał! zwyciężyliśmy! odebrałeś Piętkę Werndorfowi...
Wiesz co, to trzeba twojego rozumu, aby tak tą sprawą poprowadzić umiejętnie i doskonale... Zbliżyć i przeszkodami podrażnić, opiérać się, protestować i sprowadzić do żądanego mianownika taki uparty rzeczownik, jak ten Piętka.
— Zgodził się więc! krzyknął Płocki.
— Eulalija go skłoniła, począł po cichu Nurski, my téż z żoną trochęśmy go nacisnęli. Opiérał się, oburzał, ale gdy kobiéta każe, zwłaszcza przed ślubem, licha się kto jéj potrafi sprzeciwić, to było do przewidzenia...
Płocki był rozpromieniony.
— Strata Piętki będzie dla Werndorfa bolesną, rzekł z uśmiechem złośliwym, człowiek uczciwy, zdolny, usposobiony, słowem taki, że go nie łatwo kto zastąpić potrafi, a potém rozgłos w téj chwili!! pojmujesz!
Nurski uśmiechał się także i ściskał kuzyna.
— Słuchaj Nurski... ty powinieneś to umiéć tak puścić w kurs, ażeby się zdawało, że Piętka nie dla Eulalii to uczynił, ale dla mnie a ja z méj strony dopiéro... rozumiesz!
— Rozumiem, szepnął Nurski, spuść się na mnie, puścimy, jak potrzeba.
— Czy sądzicie, że się nie cofnie, zapytał Płocki.
— Nie może, dał słowo... Zakochany fatalnie... zmysły postradał... zrobi z nim Eulalka, co zechce...
Przyjaciele uściskali się raz jeszcze...